środa, 6 maja 2015

57. And I just wanna stay with you in this moment forever, forever and ever

*Laura*

Znasz to uczucie, gdy dosłownie wszystko przestaje mieć sens? I nie chodzi mi o rozpacz (w którą, swoją drogą, wpadłam). Mam na myśli czas, w którym czegokolwiek się nie chwycisz, to to nie posiada żadnej wartości. Nie widzisz rezultatów, ani dobrych perspektyw, ani nawet promyczka nadziei na powodzenie. Oglądasz świat w szarych barwach, bo inaczej nie potrafisz. Dosłownie wszystko, co dotychczas sprawiało ci radość, staje się mdłe i przygnębiające. Wydaje Ci się, że cały świat stał się okropny, smutny i zły, lecz to są tylko pozory. Bo to nie życie się zmieniło, tylko ty.
Wpatrywałam się w ścianę, bo tak najłatwiej mi się myślało. Nie chciało mi się wychodzić z łóżka, więc od kilku dni w nim siedziałam. Siostra i Veronika nie miały nic przeciwko. Albo Ross im powiedział, co się stało, albo same się tego domyśliły. W każdym razie, starał się mnie pocieszać, ale po kilku dniach dotarło do nich, że to i tak nie ma sensu. Zranionych osób nie da się od tak rozweselić. One same muszą dojść do siebie, chociaż czasami to jest trudne.
Co ja mówię. Czasami to jest wręcz niemożliwe.
Od pamiętnego wypadu do knajpki, minęło kilka dni. Nie odzywałam się do Rossa, chociaż on ewidentnie próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt. Dzwonił, pisał, przekazywał wiadomości Vanessie. Kilka razy nawet do nas przyszedł, ale gdy dałam mu jasno do zrozumienia, że nie chcę z nim gadać, odpuścił. I znowu zaczął jedynie pisać i dzwonić.
Moje myśli ograniczały się do kilku perspektyw. W pierwszej, wściekałam się na Rossa. Byłam tak potwornie zła, a zarówno pusta w środku. Jak kochając kogoś, można się zakochać w kimś innym? Tak się nie da. Nawet, jeśli jest się zagubionym. Zdarzał się momenty, w których docierało do mnie, że nawet nie dałam chłopakowi szans na wyjaśnienia. Szybko jednak odgarniałam od siebie te myśli. Z jakichś egoistycznych pobudek nie chciałam go usprawiedliwiać. Gdy przestawałam złościć się na Rossa, zaczynałam wściekać się na samą siebie. Wiele par ma problemy, ale oni dają sobie z nimi radę. Ja nie dałam i zamiast próbować to wszystko naprawić, wybrałam najprostszą z możliwych opcji. I po prostu z nim zerwałam. Teraz wiem, że mogłam postąpić inaczej. Nie chcę tego. Nie chcę mówić o Rossie, jak o moim byłym chłopaku, jak o zranionej miłości, bo ja wciąż nią go darzę. Od tego wydarzenie codziennie, gdy kładę się spać, w moim sercu pojawia się promyczek nadziei na to, że to wszystko było złym snem. A gdy rano się obudzę, wszystko będzie po staremu.
Tylko, że ta nadzieja znika równie szybko, co się pojawiła.
Mogłabym zadzwonić do blondyna i z nim spokojnie porozmawiać, ale co bym miała powiedzieć? Przeprosić za to, że zakochał się w innej dziewczynie, błagać o wybaczenie i prosić, by do mnie wrócił? To byłoby równie niedojrzałe, co głupie. I całkowicie bezsensowne. Poza tym, nie ważne, jak bardzo za nim tęsknie. Zranił mnie. A to podstawowy argument ku temu, bym nie potrafiła mu wybaczyć. A tym bardziej z nim być.
Największą ironią w tym wszystkim jest fakt, że jedyną osobą, która mogłaby mnie pocieszyć, jest osoba, przez którą potrzebuje tego pocieszenia. Zabawne, nieprawdaż?
Uderzyłam się otwartą dłonią w policzek. Dlaczego ja wciąż myślę o Rossie? Czyżby moje całe życie kręciło się tylko wokół niego?! Dlaczego nie potrafię przestać o nim myśleć? I o tym, jak bardzo mi na nim zależy?!
Ponownie uderzyłam się w twarz. W tym samym czasie, ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam więc krótkie "Proszę!" i skierowałam wzrok na próg pokoju.
Veronika.
- Cześć, Lau - powiedziała, zamykając za sobą drzwi. Mimo jej wybuchowego temperamentu, nawet ona ostatnimi czasy obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Było to równie wkurzające co miłe.
Szatynka nie czekała na mój odzew, tylko podeszła do łóżka i usiadła na nim. Następnie, wciąż nic nie mówiąc, zaczęła wpatrywać się w moją twarz.
Przede wszystkim kocham tę dziewczynę za to, że nie ważne, co się stanie, ona zawsze jest uśmiechnięta. Potrafi każdego rozbawić i sama nigdy się nie nudzi, potrafi się z siebie śmiać, we wszystkim i w każdym znajduje coś dobrego oraz chętnie obdarza ludzi swoim uśmiechem. No chyba, że est to "smarkata" sprzedawczyni w centrum handlowym. Takie osoby obdarza spojrzeniem "zacznij kopać swój grób". Jej uśmiech jest zaraźliwy. Ostatnimi czasy, nie miałam wielu okazji, by go odwzajemniać. Dlaczego? Bo za każdym razem, gdy rozmawiam z Veroniką, ona patrzy się we mnie tymi smutnymi oczami, jakby nie wiedząc, co mogłaby powiedzieć, żeby nie pogorszyć mojego samopoczucia. Rozumiem, że się o mnie troszczy, ale to współczucie, którym obdarzają mnie dosłownie wszyscy, staje się powoli uciążliwe. Może i jestem smutna, ale zerwanie z chłopakiem to nie koniec świata, prawda?
Nie, nie prawda.
- I wanna see you smile...* - zaśpiewałam.
Zważając na autora tej piosenki, dochodzę do wniosku, że mogłam wybrać inny repertuar.
Veronika zaśmiała się cicho pod nosem i łapiąc rytm, odpowiedziała również śpiewem:
- Baby I don’t want to see you cry.*
Niestety, tutaj skutek był odwrotny. Bo zamiast posłuchać słów utworu i się uśmiechnąć, z mojego oka wypłynęła niechciana łza. Starłam ją szybko i odwróciłam wzrok od ponownie smutnego spojrzenia przyjaciółki. Jej troska nie pomagała mi nic, a nic. Tylko pogarszała sprawa.
Nie wiem, dlaczego większość ludzi wstydzi się swoich łez, ale zdecydowanie się do ich zaliczam. Tylko, że w moim przypadku nie chodzi o sam wstyd. Nie lubię płakać przy bliskich mi osobach, bo wiem, że oni się martwią. A wtedy ja czuję się winna.
- Laura, nie odwracaj się ode mnie. Chcę ci pomóc. Nie rozumiem, dlaczego mnie od siebie odtrącasz - powiedziała smutno, ale ja dalej patrzyłam się w dal. - Nie zrozum mnie źle, bo ja wiem, że jesteś silna. I wiem, że dasz sobie radę. Ale jako Twoja przyjaciółka, chcę ci pomóc się z tym wszystkim uporać. Nie duś w sobie tych wszystkich emocji, bo to cię wyniszczy od środka - dodała. I tym razem na nią spojrzałam. Ku mojemu zdziwieniu i ucieszeniu, kąciki jej ust skierowane były ku górze. Lekko, ale były.
- Wiem. I nie chcę, żebyś czuła się odtrącona, ja po prostu... - przerwałam, nie wiedząc, w jaki sposób dokończyć to zdanie.
Sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i dlaczego chcę być sama. Tym bardziej nie umiałam wytłumaczyć tego komuś innemu. Nawet przyjaciółce.
Veronika nie potrzebowała żadnych wyjaśnień. O nic już nie pytając, przysunęła się do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Poza tym, nie często miewam przebłyski czułości, więc trzeba to jakoś wykorzystać. - Zaśmiała się, a ja razem z nią. - Laura, musisz coś wiedzieć. Mogłabym zwyczajnie w świecie palnąć tekst, rodem z kiepskiego filmu i kazać ci o nim nie myśleć. Ale chyba obie wiemy, że to nie tak działa. Wierz mi lub nie, ale po tylu latach znajomości znam cię bardzo dobrze, czasem nawet lepiej niż ty samą siebie. I wiem, że zakochałaś się w Rossie. Dlatego o nim nie zapominaj. Był, jest i będzie ważną częścią twojego życia, nie mam zamiaru cię okłamywać w tej sprawie. Ale skoro już połączyło was to piękne uczucie, to może zastanów się, czy przez jeden błąd warto niszczyć taką relację, okay?Nie jestem wielkim znawcą, ale to co was łączy, nie zdarza się wielu osobom. Nie zmarnuj tego.
Gdy z ust dziewczyny wydobyły się ostatnie słowa, westchnęła cicho. Widziałam, że z trudem mi to wszystko mówiła, ale była szczęśliwa, że w końcu jej się to udało.
- Czyli uważasz, że powinnam mu wybaczyć? - spytałam niepewnie.
- Nie tak od razu! - Zaśmiała się. - Zrobił źle i nie może mu to ujść na sucho. Ale o to się nie martw. Zranił cię i moja w tym głowa, żeby mu za to podziękować. - Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, przybierając na twarz potworną minę.
I w tym momencie zapomniałam o wszystkim, co złego zrobił mi blondyn. Obecnie jego stan fizyczny i psychiczny był dla mnie najważniejszy. Bo po spotkaniu z wybuchowym temperamentem mojej przyjaciółki, na pewno już nigdy nie wyglądałby tak samo. Nie ważne, ile szew założyliby mu w szpitalu.
- Veronika, wiesz, że cię kocham i jestem naprawdę wdzięczna, że tak mnie chronisz, ale proszę, nie rób mu nic, okay? - poprosiłam ostrożnie, a dziewczyna ponownie wybuchnęła śmiechem.
- Spokojnie, spokojnie. Tylko żartowałam. - Machnęła dłonią. - Co nie zmienia faktu, że trzeba by go walnąć w ten pusty łeb, skoro tak łatwo dał odejść takiej super dziewczynie! Jak można nie widzieć, że ktoś obdarza cię aż tak wielką miłością?
- I kto to mówi! - prychnęłam.
- Co?
- No bo, dziwisz się, że Ross nie zauważył, że go kocham, a sama przez ten cały czas... - zaczęłam pewnie, po czym momentalnie zamilkłam. Dopiero teraz doszło do mnie to, co miałam zamiar wyjawić przyjaciółce.
Cholera.
- Przez cały czas, co? - dopytywała z ciekawym spojrzeniem.
- Co?
- Co, co?
- Pytam "co?", bo nie wiem, o co chodzi. - Udawałam głupią.
- Jak "co", skoro to ja pytam "CO?"! Nie "cocuj" mi tutaj, nie zamydlaj mi oczu. Laura, masz powiedzieć, o co tu chodzi! - podniosła głos. Nie dlatego, że była zła, ale dlatego, że była sfrustrowana.
Veronika nigdy nie lubiła, gdy ktoś próbował ją zbyć lub owijał w bawełnę.
Wkopałam się. I to na całego.
- To nic ważnego, Veronika. Naprawdę - odparłam, łudząc się, że to kupi.
Oczywiście, że tak się nie stało.
- Jeśli to nie byłoby coś ważnego, to nie próbowałabyś mnie zmylić. Laura, powiedz mi, o co chodziło - zarządziła stanowczym głosem. To był ten moment, w którym nie potrafiłabym się jej sprzeciwić.
Z jednej strony, nie chciałam wkopać Jake'a. Co jak co, ale to mój przyjaciel. Nie powinnam wygadywać jego sekretów, tym bardziej jeśli dotyczyły uczuć. Ale z drugiej strony...
Obecnie patrzyłam na to przez pryzmat ostatnich wydarzeń. Ja zniszczyłam swoją szansę na miłość, ale dlaczego nie miałabym pomóc mojej przyjaciółce w dojściu do szczęśliwego zakończenia? Veronika zasługuje na kogoś, kto będzie ją rozbawiał, pocieszał, dodawał otuchy i obdarzał miłością.
 I ona już kogoś takiego ma. Tylko, że po prostu tego nie zauważa. A powinna wiedzieć.
To moja przyjaciółka i pragnę jej szczęścia.
- Więc? - pospieszała mnie.
Ostatni raz przestudiowałam w głowie wszystkie za i przeciw, po czym wzięłam głęboki wdech.
Najwyżej Jake mnie zabije.
- Naprawdę tego nie widzisz? - Westchnęłam, przekrzywiając głowę.
- Póki co, widzę tylko moją przyjaciółkę, która boi się mi powiedzieć coś, o czym prawdopodobnie powinnam wiedzieć - odpowiedziała mi, a w sarkazm w jej głosie dało się wyczuć na kilometr. Lub nawet dwa!
- Okay. Musisz wiedzieć, że nie chcę, aby to "coś" cokolwiek zmieniło. Jeśli twoje uczucia są inne, to proszę, nie zmieniaj swoich relacji z tym chłopakiem, bo on cię naprawdę lubi, a wasza przyjaźń...
- Do rzeczy! - przerwała mi, a moje gubienie się w słowach wywołało jej chichot.
To ja przeżywam wewnętrzne roztrzęsienie, a ona się śmieje? Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
- Jake coś do ciebie czuje - wypaliłam na jednym tchu, bojąc się jej reakcji.
Veronika jest nieobliczalna! W jednej chwili może płakać, w drugiej się śmiać, a w trzeciej krzyczeć. A to wszystko z jednego powodu.
- Bardzo zabawne. - Przewróciła oczami, ale widziałam, że nie jest pewna. - Jeśli to takie złe, to nie musisz mi mówić.
- Co?
Nie zrozumiałam.
- Spoko, ja to rozumiem, ale proszę, nie wymyślaj takich...
- Nie wymyślam! - przerwałam jej oburzona. - Veronika, Jake jest w Tobie zakochany od jakiegoś roku, jak nie dłużej! Naprawdę nie zauważyłaś tych wszystkich razów, gdy dyskretnie szukał Twojego wzroku? Albo, gdy próbował cię chwycić za dłoń? Lub momenty, w których cię rozbawiał? Już nie pamiętasz, jak często był w stanie rzucić wszystko i opuścić wszystkich, żeby tylko móc się z tobą spotkać? Dziewczyno! On nie widzi świata poza tobą! A ty wciąż traktujesz go jak bliskiego przyjaciela i zdajesz się nie zauważać wysyłanych przez niego sygnałów, więc boi się wyznać, co czuje! - krzyknęłam, ale nie ze złości. Ton głodu podniosłam, żeby to wreszcie do niej dotarło. I chyba tak się stało.
Twarz Veroniki zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najpierw była zdziwiona, a jej oczy błądziły po mojej twarzy. Potem się bała. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że jej dłonie się trzęsą. Następnie lekko się uśmiechnęła po to, by już po chwili zmarszczyć brwi.
- Skąd to niby wiesz? - spytała niepewnie.
Wypuściłam powoli powietrze z ust.
- Ross mi powiedział. To dlatego Jake pocałował twoją siostrę. Chciał ci wtedy wyznać uczucia - wyjaśniłam spokojnie.
I teraz dziewczyna ponownie zalała się falą uczuć. Niektórych z nich już po prostu nie rozróżniałam.
- Ale na serio?! - wybuchła nagle po chwili ciszy.
Rozbawiona przewróciłam oczami.
- Nie, na żarty.
- Ej! Sarkazm jest mój! - Zaśmiała się wraz ze mną. Jej rozbawienie nie trwało jednak długo. Po kilku sekundach ponownie stała się poważna i zakłopotana.
Chciałabym wiedzieć, o czym w tej chwili myślała, a przede wszystkim; co czuła. Byłam także ciekawa, jak moje słowa i odkrycie prawdy wpłyną na ich relacje. Czy to coś zmieni? Nie wiem nawet, co Veronika czuje do Jake'a. Zawsze byli bliskimi przyjaciółmi, ale do ich uczuć i serc, mają dostęp tylko oni.
- Czyli, gdy on mnie pytał o to spotkanie... Kurcze! Jaka ja byłam głupia! Mu przecież chodziło o... A Jednak... Kurde! - mamrotała pod nosem, urywając zdania w połowie.
I teraz mogę oficjalnie stwierdzić, że wiem mniej, niż wiedziałam przed chwilą. Bosko.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - spytałam, nie wytrzymując tego napięcia. Nie kryłam ciekawości.
Moje słowa wyrwały dziewczynę z zamyślenia, a ona nagle przypomniała sobie o mojej obecności. Wow, musiała mocno się zamyślić.
- Muszę z nim pogadać! - oznajmiła i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, już odskoczyła do drzwi. Szarpała za klamkę, ale one nie chciały się ruszyć. - Kurde!
- Musisz pchnąć. - Spróbowałam ukryć rozbawienie, ale z marnym skutkiem.
Kto by pomyślał, że dzisiejszego dnia coś wywoła uśmiech na mojej twarzy?
- Dzięki. To ja lecę! - rzuciła przez ramię i tyle ją widziałam.
- Tylko jak coś, to nie wiesz tego ode mnie! - odkrzyknęłam, bo na nic więcej nie było mnie stać. Nawet nie wiem, czy to usłyszała.
Ciężko oklapłam na łóżko i wlepiłam wzrok w sufit. Czy aby na pewno dobrze zrobiłam, mówiąc jej o tym? Może się pośpieszyłam? Może nie potrzebnie kierowałam się swoimi zranionymi uczuciami?
Ross. I znowu on. Naprawdę, mógłby mnie zostawić chociaż w moim pokoju! Trochę prywatności!
Ale to przecież nie jego wina, że o nim myślę.
Chociaż, cofam to. To jego wina. Gdyby nie obdarzył mnie miłością, nie cierpiałabym tak teraz.
Poprawka: gdyby mnie nie zranił, nie cierpiałabym tak teraz.
W sumie, czy między miłością a ranieniem jest jakaś różnica?

*oczami Rydel*

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, po czym bezpiecznie i pewnie opuściłam swój pokój. Spokojnie (a przynajmniej tak to miało wyglądać) zeszłam po schodach i skierowałam się do salonu, w którym zastałam mojego młodszego brata. To, co ostatnimi czasy działo się z Rossem, było nie do opisania. Chłopak zmarkotniał, stał się zamknięty w sobie, nie chciał się przed nikim otworzyć, a na jego twarzy w ogóle nie widniał uśmiech. Jeśli już się pojawiał, to był sztuczny i nieszczery. Martwiłam się o niego i to bardzo, ale co mogłam zrobić? Nie chciał ze mną rozmawiać, bo myślał, że sam upora się z tym problemem. I tak się to skończyło. 
Przejęta spojrzałam na zegarek, w celu sprawdzenia godziny. Do randki z Ratliffem mam jeszcze trochę czasu, więc może tym razem udałoby mi się pogadać z blondynem...
- Cześć, Ross - przywitałam się, unosząc kąciki ust lekko do góry. Chciałam mu dodać otuchy. Ross to mój młodszy brat i zawsze czułam potrzebę wspierania go i dawania mu rad oraz życiowych nauk. Nie umiałam pogodzić się z chwilami, w których się na nas wszystkich zamykał. Rozumiem, że on próbuje sam rozwiązywać swoje problemy, ale rozmowa i wsparcie czasem są potrzebne każdemu. Musiał to zrozumieć. - Możemy pogadać? - spytałam, nie widząc reakcji ze strony brata. Zawahał się przez chwilę, więc nie czekając na jego decyzję, usiadłam obok niego. Zajęłam miejsce na oparciu fotela, w którym siedział i położyłam dłoń na jego ramieniu. 
- Rydel, ja...
- Wiem, wiem, wolisz pobyć sam i tak dalej, ale ja mam to w nosie. Przez ostatnie kilka dni pozwalałam ci się męczyć z uczuciami. Koniec tego. Masz mi teraz powiedzieć, o co chodzi, inaczej w inny sposób będziemy rozmawiać. 
Życie z czterema chłopakami nauczyło mnie, że z płcią przeciwną nie można się cackać. Jeśli się od nich czegoś chce, trzeba być stanowczym i pewnym siebie. A to, że czasami dochodzi do tego władczy ton, to już zupełnie inna historia...
- Przecież wiesz - mruknął, obdarzając mnie smutnym spojrzeniem wielkich, brązowych oczu. Były zaszklone, a ostatnimi czasu zniknęła z nich cała radość. 
- Poprawka. Wiem, co się stało. Chcę wiedzieć, co cię najbardziej gnębi - oznajmiłam, a blondyn westchnął. - Ross, daj sobie pomóc...
- Mi nikt nie pomoże, okay? Delly, naprawdę ci dziękuję za to, że starasz się mnie wesprzeć, ale... To ja wszystko zepsułem i to ja zawiniłem. I tylko ja mogę to teraz naprawić - powiedział, a ja miałam wrażenie, że mówi bardziej do siebie, niż do mnie. - Muszę walczyć. 
- O Laurę?
- Oczywiście. - Nie zawahał się z odpowiedzią. 
Czasami się zastanawiam, dlaczego życie jest takie skomplikowane. A może to nie świat jest pogmatwany, tylko ludzie? W końcu, przecież my sami stwarzamy sobie kłopoty, wszystko utrudniamy i często ranimy innych. 
A mimo wszystko, nawet gdy trochę się pogubimy, staramy się walczyć o to, co dla nas ważne. Jesteśmy nieugięci i zdeterminowani do osiągnięcia celu. Bo o niektóre rzeczy, trzeba walczyć do samego końca.
A zwłaszcza o miłość. 
- Kochasz ją, co nie? - Uśmiechnęłam się lekko i oparłam brodę na głowie blondyna. Objęłam go rękami i wtuliłam się w niego, niczym w pluszowego misia.
- Może po tym wszystkim to zabrzmi głupio, ale tak. Jakim ja byłem idiotą... - szepnął, chowając twarz w dłonie. - To prawda, Alex była wspaniała i coś między nami zaiskrzyło, ale... Ona nie była Laurą. Polubiłem ją, ale nie czułem przy niej tych motyli w brzuchu, tego szybkiego bicia serca... Była mi bliska, lecz na jej widok nie uśmiechałem się jak głupi do sera. Kiedy jestem z Laurą, to czuje coś, czego nie potrafi mi dać nikt inny. Nie wierzę, że przez jeden miesiąc o tym zapomniałem... - dodał, a jego głos drżał. Bałam się, że zaraz zacznie płakać. Nie chciałam widzieć jego łez, jego obecny stan już sprawiał mi ból.
- Nie wierzę, że ci to wszystko powiedziałem. - Zaśmiał się po chwili, a ja razem z nim. 
Tak wspaniale było usłyszeć jego głos po tylu dniach smutnych spojrzeń...
- Od czego ma się siostrę. Nie wstydź się swoich uczuć, okay? I pamiętaj, że każdy może się czasem pogubić. Laura jest wspaniałą dziewczyną i jestem pewna, że kiedyś ci wybaczy. Może nie od razu, ale wierzę, że w końcu tak - powiedziałam ciepłym głosem, chcąc dodać mu odwagi. 
Wierzę, że mu się uda. Im obojgu.
- Dziękuję. - Chłopak spojrzał na mnie o przytulił mnie mocno. Głowę schował w mojej szyi, a ja przez sekundę nie poczułam się jak jego siostra, tylko matka. I muszę przyznać, że to było miłe uczucie.
- Siemka Ryyy... 
Gdy do moich uszu dotarł dźwięk głosu przyjaciela, odsunęłam się od brata i spojrzałam na Ratliffa, który wciąż przeciągał samogłoskę mojego imienia. 
- Przeszkadzam? - spytał zawstydzony szatyn, drapiąc się dłonią po karku. Chciałam coś powiedzieć, ale mój młodszy brat mnie wyręczył;
- Nie, nie przeszkadzasz. Chwilę gadaliśmy, ale już możesz porwać moją siostrę - oznajmił Ross.
- Na pewno? Jeśli chcesz, to mogę zosta...
- Nie trzeba - przerwał mi. - Idź, baw się i nie przejmuj mną. Jakoś sobie poradzę - dodał pewnie. 
- Skoro tak mówisz. To do zobaczenia wieczorem. - Posłałam mu ciepły uśmiech, po czym odwróciłam się do stojącego w progu przyjaciela. - Idziemy?
- Pewnie. Pa, Ross!
- Pa, Ratliff.
Po pożegnaniu się chłopaków, skierowałam się wraz z Ellingtonem do holu. Tam, ubrałam jakieś buty i gotowa spojrzałam na chłopaka. 
- Zmień je - powiedział nagle Ellington, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - Buty.
- Coś z nimi nie tak? - spytałam przejęta, spoglądając na moje czarne koturny. I wtedy to do mnie dotarło. Zrobiłam kilka kroków przed siebie i spojrzałam na chłopaka z góry, nie kryjąc rozbawienia. - Dlaczego mam je zmienić? - spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź. Szatyn przewrócił oczami i spojrzał na mnie zawstydzony. To zakłopotanie sprawiało, że wydał mi się niesamowicie słodki. 
- Bo jesteś w nich ode mnie wyższa, no! - Westchnął, po czym odwrócił wzrok. Cicho zachichotałam, po czym nachyliłam się do przyjaciela i pocałowałam go w policzek.
- Dla mnie to nic złego, ale jeśli poczujesz się lepiej, to je zmienię - oznajmiłam, po czym zdjęłam koturny i zmieniłam je na zwykłe sandałki. Stanęłam przed chłopakiem i tym razem byliśmy równi. - Lepiej?
- Dużo. - Uśmiechnął się przebiegle. - A wiesz, dlaczego? - spytał, używając niezwykle pociągającego głosu i nachylił się do mnie powoli. Pokręciłam przecząco głową, a on zbliżył się do mnie na jeszcze mniejszą odległość. 
Zawał. 
Wylew.
I inne sposoby na szybką, aczkolwiek wspaniałą śmierć. Śmierć wywołaną (pierwszym) pocałunkiem, z tą idealną osobą. 
Twarz chłopaka była coraz bliżej mojej, więc zamknęłam oczy. Już za sekundę miało się to stać. Już za krótki moment miałam przeżyć swój pierwszy pocałunek. Już za chwilę miałam szczęśliwie paść na zawał...
I w tym momencie dostałam sms.
Świecie, co ja ci zrobiłam?
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odsuwając się od chłopaka, sprawdziłam wiadomość. W tej chwili miałam ochotę zamordować mojego operatora. Naprawdę, nie mogli mi przypomnieć o zapłacie rachunku za jakieś dwie minuty?!
- Kto to? - spytał rozbawiony chłopak. 
- Operator - warknęłam, po czym schowałam telefon do kieszeni. Najchętniej rzuciłabym nim o ścianę, ale Ell mógłby mnie uznać za psychicznie chorą, a tego nie chciałam. Zdecydowałam się więc na wkurzone westchnięcie i skrzyżowanie ramion na piersiach - dobitnie, a z gracją. Tak to się robi w stylu Rydel Lynch.
- Wszyscy się na nas uwzięli, co nie? - powiedział chłopak, kąciki ust i brwi unosząc od góry.
Musiałam odwzajemnić ego uśmiech.
- Widać tak. Chodźmy już lepiej. - Złapałam go za rękę, a on przyciągnął mnie do siebie. Następnie ramię w ramię opuściliśmy mieszkanie.

*oczami Veroniki*

Pukać, czy nie pukać? W sumie, to i tak już weszłam na klatkę schodowa, więc on wie, że przyszłam... Ale może jakbym poszła, to zapomni? Albo powinnam zapukać? Muszę z nim pogadać, ale boję się te rozmowy... Kurde! 
Przeklinając się myślach, nawet nie zauważyłam, kiedy moja dłoń powędrowała do góry i kilkukrotnie uderzyła o drewnianą płytę. 
Powtórzę: kurde!
Już miałam się odwrócić i stąd pójść, kiedy drzwi od mieszkania otworzyły się i stanął w nich rozpromieniony Jake. 
- Cześć - przywitał się.
- Hej - odpowiedziałam mniej pewnie od niego.
I co mi z tego, że całą drogę przygotowywałam sobie, jak będzie wyglądać ta rozmowa, skoro widząc jego uśmiech, wszystko zapomniałam?! Okay, muszę przestać wariować. Wdech, wydeh, wdech, wydech...
- Wejdziesz?
I wejdź do środka, idiotko. 
Posłałam chłopakowi speszone spojrzenie, po czym minęłam go. Kiedy przekroczyłam próg mieszkania doszło do mnie, że teraz nie ma odwrotu. Muszę się zmierzyć z tym, co mnie czeka. Muszę to zrobić. Inaczej każde kolejne spotkanie z Jakiem będzie wyglądało tak... niezręcznie.
Tyle że ja wciąż nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Laura nie okłamałaby mnie w tak ważnej sprawie, ale co, jeśli się pomyliła albo coś źle zrozumiała? Przecież istniała taka możliwość. Z drugiej strony, jeśli miała rację, to... To podobałam się Jake'owi. I w tym momencie, nie miałam pojęcia, co robić dalej. Lubię go. Ja naprawdę go lubię, tylko że nie wiem, czy to jest coś więcej. Dla wielu osób może to wydawać się dziwne, ale naprawdę nie mam pojęcia, co czuję. Nigdy nie umiałam mówić o uczuciach - czytać romanse, owszem, doradzać przyjaciołom w rozterkach sercowych, oczywiście. Ale nie potrafiłam wyrażać tego, co czuję ja. Głównie dlatego, że często gubiłam się w swoich uczuciach bądź nie byłam ich pewna. Podobnie było i teraz.
- Wszystko okay? - spytał zaniepokojony chłopak, kiedy weszliśmy do kuchni. 
Muszę się uspokoić. Jak to było? Wdech, wydech, wdech, wydech...
- Nie do końca - odparłam, a na mojej twarzy musiał odmalować się grymas, ponieważ chłopak spytał:
- Mam się bać?
- Tak - odpowiedziałam mało inteligentnie. Od razu tego pożałowałam. - Znaczy, nie do końca, ale... Po prostu muszę z tobą o czymś pogadać. 
- Okay... - mruknął, szczerze zdziwiony moim dziwnym zachowaniem. A przynajmniej bardziej dziwnym niż zazwyczaj.
Chłopak wskoczył na blat i poklepał miejsce obok siebie. Momentalnie je zajęłam. Kiedy wskoczyłam na blat, nasze dłonie się zetknęły, a moje ciało przeszedł paraliżujący dreszcz. Momentalnie odsunęłam się od chłopaka. 
Co ja robię? Przecież miało być normalnie... 
- Veronika, zaczynam się poważnie bać. Powiesz mi, co się stało? - spytał troskliwie, a ja wlepiłam wzrok w swoje dłonie, zastanawiając się, po co tu w ogóle przyszłam. Nie miałam pojęcia, jak zacząć rozmowę, a tym bardziej, jak ją rozwinąć. A mogłam wysłać się paczką do Europy. Byłoby prościej. I poznałabym nowe kultury!
Nie miałam odwagi by spojrzeć chłopakowi w oczy. Wzrok skupiłam na dłoniach, które szarpały za krawędź mojej bluzy. Musiałam się czymś zająć, żeby było mi chociaż w najmniejszym stopniu lżej.
- Czy ty... Czy ja ci się... - zaczęłam, ale nie umiałam dokończyć. Potwornie się bałam. Tylko nie wiem do końca, czego. - Czy ja ci się... podobam? - wyszeptałam. 
Przez chwilę nie byłam pewna, czy mnie usłyszał. Siedział cicho i się nie odzywał. Jako że wciąż nie byłam gotowa na spojrzenie mu w oczy, przeniosłam wzrok na jego dłonie. Kurczowo zaciskał je na rancie blatu, aż pobielały mu kostki!
- Podoba mi się w tobie wiele rzeczy - powiedział w końcu. - Sposób, w jaki się uśmiechasz i rozbawiasz innych, to, że nigdy się razem nie nudzimy, twoje podejście do życia...
- Nie chodzi mi o to. - Przerwałam mu. I teraz musiałam to zrobić, musiałam na niego spojrzeć. Powoli przeniosłam wzrok na oczy chłopaka, starając się w nich doszukać jakiś emocji. - Jake, czy ty coś do mnie czujesz? I nie chodzi mi tu o przyjaźń, tylko raczej o stosunki bardziej... Takie męsko - damskie.
Chłopak widząc moje dziwne gestykulacje dłońmi, parsknął śmiechem. I powaga chwili zniknęła, a wraz z nią czar prysł. Wspominałam już, że Jake ma zaraźliwy śmiech? Jeśli nie, to mówię to teraz. Widząc go uśmiechniętego od ucha do ucha, nie potrafiłam nie unieść lekko kącików ku górze.
- Więc jak? - spytałam po chwili, gdy choć trochę się opanowaliśmy. O dziwo, Jake momentalnie spoważniał. I to mi wystarczyło, żeby wiedzieć, iż coś jest na rzeczy.
O mój Boże. Ja... Podobam się Jake'owi..?
Chłopak zeskoczył z blatu i zrobił kilka kroków przed siebie, zakrywając przy tym twarz. Przetarł ją kilkukrotnie dłońmi, po czym oparł się o stół. Teraz, znajdowaliśmy się na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. I ku mojemu zaskoczeniu, stało się to najtrudniejszą i najprzyjemniejszą czynnością, jakiej kiedykolwiek dokonałam. 
- Przepraszam. - Westchnął głośno. 
Chwila, co?
- Dlaczego? - spytałam, nie kryjąc zdziwienia.
- Bo nie powiedziałem ci o tym. I, bo to się w ogóle stało. I dlatego, że pewnie teraz się ode mnie odsuniesz. Veronika, ja zawsze lubiłem towarzystwo dziewczyn i miałem ich już kilka, ale dopiero ty sprawiłaś, że poczułem się naprawdę wyjątkowo. Jesteś inna niż wszystkie i sprawiasz, że czuję coś, czego nie czuję przy nikim innym. Powinienem wyznać ci to już wcześniej, ale za każdym razem, gdy patrzyłem w twoje oczy, po prostu tchórzyłem. - Wzruszył ramionami. - Nie oczekuję, że odwzajemnisz moje uczucia, tak więc spoko. Jeśli wolisz się ze mną przyjaźnić, to zrozumiem. Może się nawet kiedyś odkocham?
- Jake, ja...
- Wiesz, jeśli wciąż będziesz się chciała ze mną przyjaźnić, to będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. 
- Ale ja...
- Nie chcę, aby przez to, co ci powiedziałem, twoje nastawienie do mnie się zmieniło - mówił jak katarynka, co chwilę mi przerywając.
A ja? Siedziałam na jego blacie, po raz pierwszy w życiu czując się zagubioną. Nie miałam pojęcia, co zrobić. Gdzieś w środku miałam nadzieję, że może on rzeczywiście coś do mnie czuje, ale nigdy nie spodziewałam się usłyszeć takiego wyznania. Nawet za milion lat.
- Nie znienawidź mnie. - Spojrzał na mnie błagalnie. 
- Żartujesz sobie?! - krzyknęłam i nim zdążył po raz kolejny mi przerwać, szybko zeskoczyłam z blatu, głośno waląc stopami o ziemię. Momentalnie ucichł. - Nie ważne, czy ktoś odwzajemnia twoje uczucia czy nie! Nigdy nie wolno za nie przepraszać! - oburzyłam się. Sama nawet nie wiem, dlaczego.
- Przepraszam... - szepnął, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Parskął śmiechem, a ja razem z nim. - Ja po prostu nie chcę cię stracić. Dlatego nic ci nigdy nie powiedziałem. Bałem się, że gdy się dowiesz, to przestaniesz się ze mną spotykać, bo uznasz to za krępujące, czy coś w tym stylu...
- Krępujące? Serio? I mówisz to dziewczynie, która w ramach aktu solidarności dla przyjaciół wszczęła bójkę z ochroniarzem? Moje życie jest jedną wielką kompromitacją! - Zaśmiałam się. - Po pierwsze, nie znienawidzę cię. Bo też nie chcę stracić takiego fajnego przyjaciela, jakim jesteś - dodałam już spokojniej, ciszej i mniej pewnie. 
- W takim razie... Co z nami będzie? - spytał. 
- Nie mam pojęcia - odparłam zgodnie z prawdą. 
Spojrzałam w jego oczy. Moglibyśmy spróbować, może on chciałby ze mną być, ale... Co, jeśli to zepsuje naszą przyjaźń? Co, jeśli go zranię? I czy ja w ogóle czuję do niego coś więcej niż przyjaźń? Może niektórych rzeczy nie warto zmieniać, skoro i tak są już dobre..?
Bałam się, bo każda z możliwych opcji niosła ze sobą konsekwencję. Jake zawsze był mi bliski w specyficzny sposób, ale nie można wymusić miłości. A nie jestem do końca przekonana, czy to właśnie nią darzę chłopaka. Przyjaźń jest dobra, ale czasem niewystarczająca. A gdy przypomnę sobie te motyle w brzuchu, które czułam, gdy kilka dni temu zbliżył się do mnie w holu naszego domu... To było wspaniałe uczucie. Niezaprzeczalnie wspaniałe.
- Veronika, jeśli ja też nie jestem ci obojętny, to może... Może chciałabyś spróbować... Zostać moją dziewczyną? - spytał, a mnie zatkało. Spuściłam głowę w dół i przymknęłam oczy. 
Myśl, Veronika, myśl! Albo nie! Chociaż raz w życiu nie myśl, tylko posłuchaj serca!
Tsa... Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. 
Wzięłam głęboki wdech, uniosłam powieki i spojrzałam w oczy chłopaka. I teraz już wiedziałam, co mam odpowiedzieć.

***

Bum! :D
Witajcie, misiaki ^^
Woho, wyrobiłam się do końca środy! Everybody dance now! Tu tutu tu tu tutu tutu tu! A tak na serio, to strasznie Was przepraszam za tak długą nieobecność. Pisałam w notce, że już u mnie okay, bo w ten dzień tak było, a teraz znowu mi się pogorszyło :c Źle się czuję i nie wiem do końca, co mi jest, a do tego wena mnie opuściła... Ehh, następny rozdział postaram się napisać lepiej. :) W końcu, zostało ich 8 + epilog, co nie? ^^
I co tam u Was? :D Ja po obejrzeniu najnowszego odcinka A&A, wywiadu z pożegnania z ekipą, zobaczenia DWTS i obejrzeniu filmiku Rydel z wypadu na rolki, po prostu padłam na zawał. Serio, od kilku dni chodzę nabuzowana tym wszystkim, co się dzieje. A wliczając w to fakt, że jestem chora, to wyglądam jak na wpół żywe zombie. Podniecające się każdą nowinką na temat swojego idola na wpół żywe zombie. 
Wpiszę sobie to do legitymacji (y)
W komentarzu ktoś prosił mnie o perspektywę Rossa w tym rozdziale, ale nie zrobiłam jej, bo chciałam ukazać przede wszystkim to, co czuje Laura. A Ross ma być postrzegany póki co ze strony innych bohaterów. Jego myśli do końca opowiadania muszą pozostać tajemnicą, żebyście pod koniec mieli większą niespodziankę :3 Chociaż, za bardzo Was raczej nie zdziwię, ale... Zresztą, sami się przekonacie ^^
Z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale padam i już nie mam sił tego sprawdzać ;_; Wszystkie błędy poprawię jutro popołudniu :) 
Ach! I dziękuję Ann Lynch za nominację do LBA, odpowiem na nią, gdy tylko znajdę chwilę wolnego czasu :)
No... Na dziś się już z Wami żegnam, życzę miłej nocy i dnia! :D

~JuLien :3

Wiem, że jakoś jest dosyć kiepska, ale no... fixnqoveocniejvej *-*
 

Aerosmith - "I Don't Want To Miss A Thing"
 



 

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Uwielbiam sposób, w który piszesz. Niecierpliwie czekam na Raurę, czytanie o tym jak oboje są smutni sprawia, ze nawet ja robię się smutna! W kazdym razie, czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział!!! ♥♥♥
    Jejku tak mi szkoda Ross'a i Laury, bo oboje bardzo cierpią. Jestem smuta, że oni tacy są. Nie mogę się doczekać kiedy znowu będą razem. Mam nadzieję, że Veronika zgodzi się zostać dziewczyną Jaka, bo czekam na ich paring. Niech w końcu dotrze do niej, że też jest w nim zakochana.
    Z niecierpliwością czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie Veronika dowiedziała się co Jake do niej czuje i mam nadzieję że będą razem.I co będzie z Raurą?Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz co czasami się zastanawiam czemu ludzie tak bardzo utrudniają sobie życie. Przez zdrady, albo niewyjaśnione miłostki. Albo kłamstwa jest tego naprawdę dużo. Ale trudno mi zrozumieć zachowanie Very. Sama sobie utrudnia życie wciąż za dużo o tym myśli. Założę się że każdy czytelnik tutaj od początku czytania tego bloga widział, czuł tą wręcz namacalną sytuację pomiędzy Jakiem a Verą. A ją dopiero teraz olśniło i jeszcze ma wątpliowści. Trzymajcie mnie ludzie. Każdy widzi to że ona na pewno coś czuje do Jake.
    Ale nie tylko o Verę mi chodzi. Chodzi mi o Lau i Ross'a. Oboje postąpili...nie wiem jak to nazwać. Zbyt szybko? Zbyt dramatyzując? Za bardzo nad wszystkim myśląc. No nie wiem. Chodzi o to że nawet chyba nie słyszeli własnego serca (boże ja dzisiaj takimi mądrościami walę że hej!). A poza tym musisz wiedzieć że ja mam tak samo jak Vera z wyrażaniem uczuć. Ona też zbyt często o nich nie mówi, a wręcz się od nich wzbrania. A więc z moją mądrością jest dokładnie tak samo.
    Ale najgorsze z tego wszystkiego jest to że najbardziej trudną, utrudniającą osobą jesteś ty.Dziwne co? Umiesz sobie to wyobrazić? Tak? To super. Bo musisz wiedzieć że ty za każdym razem jak czytam nowy rozdział utrudniasz mi życie. Przez ciebie nie dość że będę myśleć tylko o tym co zrobi Ross względem Lau żeby ją odzyskać? Co odpowie Vera patrząc na oczka Jake? Jakie są odczucia Ross'a? Czy Lau wybaczy Ross'owi? Kobieto a najgorsze jest że nie mogę przestać myśleć jak zrujnowałaś mi/nam Raurę. Cieszysz pysia że twoja twin po tamtym rozdziale była w totalnej rozsypce? Cieszy? Grrr zła ty!!!
    W tym rozdziale jest pełno wątków, które mnie urzekły np. Vera i Jake. Wreszcie ktoś wygarnął jej prawdę. I ciesze się że Jake powiedział to wreszcie pełen uczuć. Powiedział jej prawdę.
    Druga rzecz; Rydellington. Sytuacja z koturnami i pierwszym kiss'em był przezabawna. To podoba mi się najbardziej jak nas rozbawiasz swoimi tekstami. A nie doprowadzasz do czarnej rozpaczy. Ale i tak cię kocham w końcu muszę.
    Czyli co next zapowiada się tak (a przynajmniej w to wierzę); Vera i Jake może razem. Próby Rydel i Ell'a na kiss. I może odzyskanie wielkiej miłości Raury.
    Przynajmniej daj mi w to wierzyć haha.
    Już nie mogę się doczekać nexta. Mam nadzieję że naprawdę dużo się tam wydarzy. Skoro blog ma tylko 8 rozdział i epilog. Kolejna rzecz przez którą utrudniasz mi życie i doprowadzasz do czarnej rozpaczy.
    Kocham cię idiotko.
    ~Twoja Sweety~

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chcę RAAAUURĘ!!!! :'(
    Plooooseeee
    I Jakenikę xD
    Dawaj dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny Rozdział<3
    Czekam na next i życze weny!
    Pozdrawiam pati-choclate♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny rozdział.
    Mówił ci już ktoś, że masz wielki talent, bo jak nie to ja mówię.
    Chciałabym umieć pisać tak jak ty.
    Uwielbiam każdy rozdział.
    Ja chcę raurę. Czemu oni tak bardzo utrudniają sobie życie.
    Nie, że to wina Rossa, ale to jego wina.
    Czekam na nexta.
    Życzę duuuuuuużo weny c:

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Julien
    Daaaawno mnie tu nie było, a przynajmniej mam na myśli duchem. Ciałem byłam rzecz jasna, czytałam, nawet czasem pisałam komy (?) No nic chwila refleksji na mój temat minęła, ale znając mnie to jeszcze do tego wrócę.
    Jak zwykle urzekasz mnie swoim stylem pisania. Normalnie jak przeczytam rozdział u Ciebie lepiej mi się piszę, serio bez żartów. Mówię jak jest :) Stęskniłam się za Tobą i rozdziałami, także cieszę się, że już wróciłaś. :)
    Jeżeli chodzi o Raurę, cóż... Pamiętasz jak wieeeeki temu pisałam Ci rozdział przed tą całą ich trasą?? No własnie, jeśli nie to Ci przypomnę, albo go po prostu przeczytaj (ta... pogrążam samą siebie -,- dobra nieważne) chodzi o to, że pisałam w nim, że nie chce aby Ross dostał małpiego rozumu i kogoś poznał... Ta... a jak zwykle kochana Jul robi mi na przekór ;p ach... No i nici z mięty i rumianku, mam nadzieję, że jednak posklejasz ich do końca opka... (ta... głupiutka Wierna, przecież Raura forever... Nieważne) chodzi o to, że mi ich bardzo żal i totalny smuteczek z powodu ich rozstania. Jak zwykle posłużę się przykładem Słodkiej :* Ta... chodzi o to, że też uważam, że oni za szybko tą decyzję podjęli... w sumie to chyba Laura skoro z nim zerwała... No ale Ross tez ograniczył sie tylko do esów i dzwonienia, dobra, dobra był tam parę razy, ale co? To wszystko? Hallo przecież mu na niej zależy, była jego dziewczyną i... (Boże, jak to brzmi "była") ...i powinien wiedzieć jak ją udobruchać, chociaz to wszytko wyjaśnić... ech... nie wiem juz.... zdałam sobie sprawę, że jestem totalnie bezradna... No bo z drugiej strony może nie chce żeby Laura poczuła się osaczona z jego strony, albo chce jej dać czas do namysłu... Ale w sumie jak mu zależy... ech zresztą ja się lepiej wypowiadac nie będę. Nie jestem zbyt dobrym specjalistą od związków... nieważne... :|
    Jeżeli chodzi o Veronice i Jake to no powiem Ci, że tu widać wyraźny postęp, tylko masz ode mnie kopa w dupe za skończenie rozdziału w tym momencie ;p ;D No co ona powiedziała? Odpowiesz mi co postanowiła??! Mam nadzieję, że spróbują... Dobrze by było :| ech... Nie mam dnia na komentarze. Ręka jeździ mi po klawiszach i wypisuje jakieś głupoty... No nic cieszę się, że chociaż Rydellington jest całe... :) Ta... szczęście w nieszczęściu, co? :|
    No nic kończe już ten mój wywód o czymś i o niczymś (hm... jest coś takiego? o.O) Mam nadzieję, że kryzys w twoim życiu szybko zostanie zażegnany już na dobre i powróci do nas stara dobra Milka ;) Mam nadzieję że tak będzie, a przynajmniej tego Ci życze. Nie mogę Cię nigdzie spotkać, ale mam nadzieję, że to z powodu tego, że nie masz czasu i nie gniewasz się na mnie za coś :| :( Co Jul?? Kończę
    Dużo weny, czekam na nexta i trzymaj się :)
    ~ Tami (dawniej Wierna)

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże!Teraz się zorientowałam,że nie skomentowałam rozdziału. Świetny Mam nadzieję,że Veronika si Jake będą razem

    OdpowiedzUsuń
  11. Komentarz będzie bardzo krótki. Koniec wakacji i powrót do szkoły całkowicie zepsuł mi humor. Ale są i plusy wreszcie spotkałam się z moimi znajomymi! No nic, rozdział super.
    Ross i Laura tacy smutni, a mi się to bardzo podoba, czy ze mną jest coś nie tak?
    Jake wreszcie się odważył wyznać Veronice co do niej czuje. No wreszcie, ile można.
    No nic ja zmykam, czytać następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń