poniedziałek, 6 lipca 2015

59. I promise if you stay we'll never fade away

*oczami Laury*

Kuchnia to magiczne miejsce - możesz w niej posiedzieć bez przyczyny, zjeść coś (przeważający plus), napić się, zorganizować bitwę na to, kto wyjdzie bardziej umorusany mąką albo bezczelnie pogapić się na tych wszystkich szczęśliwych mieszkańców miasta przez okno. Tyle zalet! Ostatnimi czasy, miejsce to stało się dla mnie czymś na rodzaj "pokoju zwierzeń", dosłownie. W poniedziałek przeprowadziłam tu poważną rozmowę z Veroniką na temat jej uczuć co do Jake'a. Nawiązując do relacji dziewczyny z chłopakiem; nie mieszam się w nią zbytnio, bo przecież to są jej prywatne sprawy, ale każdego wieczoru wypytuję ją o wszystkie szczegóły z rozmów moich przyjaciół. Nie oceniajcie mnie. Wcale nie jestem ciekawska, po prostu troszczę się o przyjaciółkę. Tak, zdecydowanie odpowiada mi ta teoria. Natomiast sytuacja moich przyjaciół nie cieszy mnie ani trochę. Widząc zachowanie Veroniki, nie mogę uwierzyć, że to ta sama zaborcza, pewna siebie i szczera do bólu dziewczyna, którą znam od tylu lat! Najpierw siedzi w pokoju przez kilka godzin, czekając, aż chłopak będzie aktywny, żeby móc z nim napisać. Szatynka nie chce nawet słuchać o porozmawianiu z nim w cztery oczy, bo twierdzi, że "łatwiej pisać o uczuciach, niż mówić o nich prosto w twarz". Zrezygnowałam z namawiania jej do odwiedzin chłopaka. Wszystko byłoby dobrze, tylko ta hipokrytka uważa również, że miłości zawierane przez internet czy sms są zarazą XXI wieku. I rozmawiaj tu z taką! Rozumiem, stresuje się, ale w ten sposób niczego nie załatwi. Najzabawniejszy w tym całym zamieszaniu jest moment, kiedy przy imieniu Jake'a zapala się zielona kropeczka. Wtedy Veronika zaczyna całkowicie wariować, po czym, o ile wcześniej nie zrzuci komputera z łóżka na podłogę, wylogowuje się lub przechodzi w tryb off - line. Następnie przez półgodziny krzyczy w poduszkę, jaką to jest idiotką. Tak, moja przyjaciółka ma 19 lat i, co potwierdzają badania, choć ja się z nimi nie zgadzam, jest w pełni normalna. No cóż, nie ma nudno. We wtorek i środę, kiedy przed wyjściem na plan jadłam śniadanie, przyjaciółka zapomniała o swoich rozterkach i całą uwagę poświęcała mojej osobie, a raczej mojej relacji z Rossem. Wiele razy usłyszałam, jaką to jestem idiotką i że nie rozumie, dlaczego zachowuje się jak kapryśna księżniczka, skoro stoję przed szansą na prawdziwą miłość, ale wtedy przypominałam jej, że ona robi dokładnie to samo. I mniej więcej na tym kończyła się nasza konwersacja na temat związków, bo dochodziłyśmy do wniosku, że w sumie, to fajnie by było być taką księżniczką. Wszyscy by nam musieli usługiwać, nie ważne, jak kapryśne byśmy się okazały, od urodzenia przypisany byłby nam jakiś książe, który bez względu na swoje zachcianki czy uczucia ożeniłby się z nami i robiłybyśmy cały dzień dokładnie to, co nam się podoba. Najpiękniejszą wizją tego planu, okazało się otrzymanie pegarożca*, na którym odlatywałybyśmy w stronę słońca. Dokładnie w tym momencie orientowałam się, że zaraz się spóźnię na plan i wybiegałam z domu, żeby nie przyjść ponownie ostatnia (chociaż zawsze tak się działo). Na planie, mimo moich wcześniejszych obiekcji, panowała dobra atmosfera. Nikt nie odczuwał napiętej atmosfery między mną a Rossem, staraliśmy się, żeby tak było. Może po prostu przyzwyczaili się do tego, że nasza relacja zawsze nie była zbyt dobra? Przecież, podczas kręcenia pierwszego i drugiego sezonu nie lubiliśmy się! Cóż, teraz traktowaliśmy się jak powietrze. No, ja traktowałam chłopaka jak powietrze i niestety muszę przyznać, że wychodziło mi to wspaniale. Ross cały czas szukał okazji, żeby zamienić ze mną choć jedno słowo. Czasem dopadały mnie wyrzuty sumienia, że traktuję go tak podle, ale to było łatwiejsze, niż posyłanie mu wymuszonych uśmiechów i udawanie, iż wszystko jest okay, a między nami nic się nie wydarzyło. Sztuczność naszej relacji przerażała mnie, więc postanowiłam zakończyć jakąkolwiek relacje między nami. Ignorować go było łatwiej, niż udawać, że nic do niego nie czuję. Za rolę bezinteresownej egoistki powinnam dostać jakąś nagrodę, o czym wielokrotnie uświadomiła mnie Veronika. Nie miałam jej tego za złe, bo wiedziałam, że ma rację. Póki sama nie jestem niczego pewna, nie chcę pakować się w relację, przez którą ponownie byśmy cierpieli. Oboje. Kuchnia okazała się również idealnym miejscem do tego, by rozmawiać z rodzicami przez telefon. Przypadek? Co prawda, nie znali oni dokładnie powodów naszego rozstania, ale, nie chcąc ich martwić, w największym skrócie opowiedziałam im o wszystkim. Wolałam, żeby prawdę usłyszeli ode mnie, niż domyślili się swojej po przeczytaniu tych wszystkich plotek, które od dwóch tygodni krążyły w internecie. Pocieszali mnie, za co byłam im naprawdę wdzięczna. Dzięki temu, choć dzieliło nas tyle kilometrów, mogłam poczuć to ciepło, którym od zawsze mnie otaczali. To było naprawdę wspaniałe uczucie. Przetrwałam również środę, czwartek, piątek i sobotę. Moje życie zaczęło zmieniać się w pewnego rodzaju rutynę, a ja przywykłam do niej i pewnym sensie mi odpowiadała. Niedziela była pierwszym wolnym dniem od kręcenia. Pamiętam dokładnie rozmowę, jaką - oczywiście w kuchni - przeprowadziłam wtedy z Vanessą. 
Kiedy zegar wskazał siódmą rano, a mój organizm przyzwyczajony do wczesnego wstawania postanowił się obudzić, z wielką satysfakcją obróciłam się na drugi bok. Wstałam dopiero po jedenastej. Kiedy zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie śniadania, ujrzałam siostrę siedzącą przy stole i zakreślająca coś na rozłożonych przed nią kartkach papieru. Ostatnio rzadko rozmawiałyśmy, ze względu na to, że w tym samym momencie skończyła się polisa na dom i ubezpieczenie samochodu Vanessy. Do tego doszły rachunki za wodę, prąd i inne rzeczy, o których zapewne nie mam pojęcia. Nigdy nie byłam dobra z przedmiotów ścisłych i kompletnie nie rozumiałam tych wszystkich papierkowych prac. Jeśli chodzi o płatności, moja wiedza kończyła się na zakupach w supermarkecie. Byłam więc wdzięczna losowi, że to Vanessa zajmuje się tymi wszystkimi formalnościami. Przez to wszystko, w ubiegłym tygodniu dziewczyna rzadko bywała w domu, a jeśli już w nim przesiadywała, to ja pracowałam. Każdą wolną chwilę spędzała w towarzystwie Rikera - wychodzili do kina, restauracji, na plażę, czy zwykły spacer. Po prostu cieszyli się sobą. Nie miałam jej tego za złe - tęskniła za swoim chłopakiem, w końcu dopiero co wrócił z trasy. Spodziewałam się, że ciekawska natura mojej siostry (w końcu coś musi nas łączyć) zmusi ją do wypytania mnie o wszystkie szczegóły minionego tygodnia. Nie myliłam się. Gdy tylko zaparzyłam sobie herbatę, wypytałam ją o Rikera, nim cokolwiek zdążyła powiedzieć. Dziewczyna z rozmarzeniem opowiadała o chłopaku, a ja co chwilę wydawałam z siebie ciche "ooo". Nigdy nie widziałam tak szczęśliwej Vanessy! Z wybuchowej i głośnej, stała się spokojniejsza i, nie wierzę, że to powiem, urocza! To było dziwne widzieć rozanieloną Ness, ale cieszyłam się, że jest szczęśliwa. Kiedy skończyłyśmy rozmawiać o dziewczynie, bez owijania w bawełnę, siostra spytała mnie o Rossa. Widziałam tę chochliki w jej oczach, spowodowane ciekawością i podekscytowaniem. Opowiedziałam jej w skrócie wszystko, co się wydarzyło, zaczynając poniedziałkową rozmową, a kończąc na naszej obecnej relacji.
- Kompletnie nie rozumiem twojego postępowania - skomentowała to wszystko, kręcąc głową i wzruszając ramionami. 
- Co? - odparłam mało inteligentnie. 
- Rozumiem, Ross cię zranił i ja też bym szybko czegoś takiego nie wybaczyła, ale on się stara. Nie olał cię i zrozumiał swój błąd, a z tego, co wiem od Rikera, kontaktował się z tamtą dziewczyną i wszystko z nią wyjaśnił. 
- To dlaczego niby mi tego nie powiedział, skoro mu tak zależy? - Uniosłam brwi. Nie rozumiałam, czemu wszyscy tak uparcie bronią Rossa! Przecież to ja jestem tą pokrzywdzoną, tak?!
- A pozwoliłaś mu na to? - spytała Vanessa, chociaż domyślała się odpowiedzi. 
Nienawidzę się za to, że miała rację. Dobra, może przez ostatnie dni nie chciałam gadać z Rossem i za każdym razem, gdy do mnie podchodził, odchodziłam jak najdalej i udawałam, że go nie znam, ale miałam swoje powody.
- Sama widzisz. 
- Dlaczego wy go tak wszyscy bronicie?! - oburzyłam się. Musiałam to w końcu powiedzieć. Nie ważne, kto ma rację, Vanessa to moja siostra, powinna mnie wspierać! Powinna iść za mną, choćbym nie wiadomo jak wielką głupotę zrobiła, przecież jesteśmy siostrami!
- Laura, nie reaguj tak, proszę. Nie chciałam cię urazić i choć możesz myśleć inaczej, stoję po stronie twojej. Twojej i twojego szczęścia. Spróbuj spojrzeć na to wszystko z perspektywy osoby, która to widzi, a nie uczestniczy w tym. Wyłącz myślenie, wspomnienia i zrozum. - Uśmiechnęła się lekko, chcą dodać mi otuchy. 
- Co masz na myśli? Mam teraz biec do Rossa i błagać o wybaczenie? - prychnęłam. 
- Nie, wciąż nie rozumiesz. W tej sytuacji nie jest winny ani Ross, ani ty. Oboje zrobiliście źle, działaliście pochopnie oraz pod wpływem emocji i uczuć. Bo się kochacie. Nie chcąc się zranić, zraniliście się podwójnie, a wiesz dlaczego? Bo woleliście skrzywdzić siebie, niż pozwolić na to, by ta druga osoba cierpiała. I wszystko byłoby okay, ale zapomnieliście o jednym. Kiedy się kogoś kocha, nasza krzywda, krzywdzi drugą osobę. Każde z was krzywdziło siebie, a tym samym skrzywdziliście tę drugą osobę.
- Nie sądzę, aby nasze kłopoty były aż tak skomplikowane. 
- Ale to jest prostsze niż myślisz. Ross nie dzwonił do ciebie nie dlatego, że o tobie zapomniał i miał cie gdzieś, ale dlatego, że bał się tego, jak jego słowa mogą cię zranić. Wolał sam zmagać się ze swoimi uczuciami, niż obciążać ciebie swoją niepewnością. Ty natomiast, zerwałaś z nim. Oczywiście, czułaś się zraniona, ale pomyśl - zerwałaś z nim głównie dlatego, że cię skrzywdził, czy by nie utrudniać mu podjęcia decyzji? Po prostu stwierdziłaś, że skoro on coś czuje do tamtej dziewczyny, to nie możesz stać na drodze do ich miłości. Wybrałaś jego szczęście, zamiast swojego, tym samym krzywdząc siebie. A Ross zrzuca całą winę na siebie i widząc, jak cierpisz, cierpi jeszcze bardziej.
- Czyli, co? Powinnam z nim to jeszcze raz wyjaśnić i od tak spróbować zacząć od nowa?
- Ja przecież nic takiego nie powiedziałam. - Wzruszyła ramionami i z uśmiechem na ustach, zostawiła mnie samą z moimi myślami.
Nienawidzę, gdy ma rację.
Od tamtej rozmowy minął miesiąc. Wzięłam sobie rozmowę z Vanessą do serca. Wiele nad tym wszystkim myślałam i chociaż gdzieś tam w środku wciąż jestem zła na chłopaka, postanowiłam z nim porozmawiać. Tyle tylko, że na postanowieniach się skończyło. Za każdym razem albo coś lub ktoś nam przeszkadzał, albo tchórzyłam, albo wywoływałam kolejną kłótnie. Cóż, chłopak zapewne powoli zaczynał myśleć, że całkowicie go nienawidzę. Nie potrafię zliczyć, ile razy wykrzyczałam mu w twarz, że jest bezdusznym idiotą lub coś w tym stylu. Wściekałam się za to, że nie potrafię z nim normalnie porozmawiać i ciągle go tylko atakuję, ale to tylko pogarszało sprawę, bo całą złość wyładowywałam na chłopaku. Hipokryzja? Zapewne. 
- Ross, Laura, Raini, Calum, chodźcie tu na chwilę! - przywołał nas Kevin, reżyser serialu. Póki co minął miesiąc od początku kręcenia 3 sezonu, a my mamy gotowe prawie 4 odcinki. Muszę przyznać, że to naprawdę dobry wynik. - Mam wam do powiedzenia coś ważnego.

*oczami Veroniki*

Nie wiem do kogo należał głosik, który kazał mi to zrobić, nie wiem co nim kierowało i czy dobrze ten ktosiek się teraz bawi, ale nie potrwa to długo, bo zemszczę się. A kiedy Veronika Pinner coś obiecuje, zawsze dotrzymuje słowa. 
- Cześć, Veronika! - przywitał się Jake, a ja byłam prawie pewna, że za chwilę odsunę telefon od ucha i rozłączę się. Wyszłabym na idiotkę, ale, jak często mawiam, mimo iż nie zawsze mi się to udaje, bo nie słucham samej siebie, pozory normalności zachować trzeba. Mądra rada, szkoda tylko, że naprawdę nie potrafię z niej korzystać. Ponoć do odważnych świat należy, co nie? Może więc dobrze, że do niego zadzwoniłam? Przecież musimy wyjaśnić sobie kilka spraw. Tak czy siak, zabiję właściciela upierdliwego głosiku w mojej głowie, który kazał zadzwonić mi do chłopaka. To wszystko jego wina! - Jesteś tam? Halo?
No tak, wypadałoby się odezwać. 
- Jestem, jestem. Zamyśliłam się.
Każdy przecież miał taki przypadek, że zadzwonił do przyjaciela, po czym był na tyle zamyślony, że zapomniał się odezwać. 
A nie, to tylko ja tak potrafię.
- Zapewne o mnie, hmm? Kilka dni się nie widzimy i już tęsknisz? - Usłyszałam śmiech po drugiej stronie słuchawki. 
To jest nie fair! To on mi wyznał uczucia, to on powinien czuć się niekomfortowo! Tymczasem on rozmawia ze mną na luzie, a ja z tego stresu zaraz zwymiotuję. W sumie, to nie byłby taki zły pomysł. Przynajmniej pozbyłabym się z żołądka tych natrętnych motyli, które odprawiają tam jakieś tańce godowe, podczas gdy ja przeżywam wewnętrzny kryzys.
Gdy byłam mała i nadchodziło lato, tata straszył mnie opowieściami, że jeśli nie będę uważnie wyciągała pestek z arbuza i jakąś połknę, to w brzuchu wyrośnie mi taki owoc i potem będę miała wielki, okrągły brzuch. Może w tych opowieściach było trochę prawdy? Może przez przypadek połknęłam jakąś motylicę w ciąży i teraz mój żołądek zamieszkuje stadna rodzina motyli? W ogóle, motyle są w ciąży? Ugh, było słuchać tej babki z biologi w piątej klasie!
- Ziemia do Veroniki!
- Co? - odparłam mało inteligentnie. 
- Pytałem, co jest powodem twojego telefonu. - Nie widziałam twarzy chłopaka, ale mogę się założyć, że właśnie szeroko się uśmiechał. 
Jakiego telefonu? Ach, no tak! Przecież to ja do niego zadzwoniłam! Po co ja to robiłam..?
Skoro głosik w mojej głowie zostawił mnie na pastwę losu i gdzieś znikł, skubany tchórz, zwalmy winę na Laurę. Chciałam jej udowodnić, że dam radę normalnie porozmawiać z Jake'iem. Tak. To wszystko jej wina! 
- Chciałam - przerwałam, nie wiedząc właściwie, co mogę powiedzieć. Bo czego ja chcę? Nie wiem nawet, co czuję. Z jednej strony, przyjaźnię się z blondynem od tylu lat, dziwnie mi spojrzeć na niego inaczej, niż na kolegę, z którym gada się o ostatnim meczu lub wypadzie na biwak. Ale druga część mnie, ta bardziej wsłuchana w bicie serca, chciała mieć Jake'a blisko siebie, bo był dla mnie naprawdę ważny. Uwielbiałam spędzać z nim czas, bo rozumiał mnie jak mało kto, w jednej chwili mogliśmy rozmawiać o czymś poważnym, a w drugiej śmiać się z najmniejszej błahostki. Nie zaprzeczę, gdzieś tam w środku tkwiła we mnie świadomość, że Jake nie jest mi obojętny, ale bałam się ukazać ją światłu dziennemu. Tylko szkoda, że nie potrafię tego wszystkiego powiedzieć na głos, a już na pewno nie przez telefon. - Chciałam się spotkać - westchnęłam, zanim zdążyłam pomyśleć. Nie mogę analizować, bo nigdy nie powiem tego, co czuję - zawsze będę się zastanawiać "co by było, gdyby..." i w ten sposób do niczego nie dojdę. Rozumiem to, jestem tego świadoma, chciałabym też się do tego zastosować, ale jak wiadomo, ja nigdy nie robię tego, co trzeba. Zawsze się gubię i podejmuje złe decyzje. Najpierw robię, potem myślę, a na koniec nie potrafię ponieść konsekwencji. Ale właśnie taką mnie polubił Jake, tak? Więc choć raz muszę być po prostu sobą, czyli nie analizować i potraktować to jak najprostszą rzecz na świecie - bo właśnie taka jest. Mówienie o własnych uczuciach zawsze było dla mnie trudne. Co z tego, że wiem o tym, co czuje chłopak? To wcale nie ułatwia sprawy, mimo że mogłoby się tak wydawać. Ja zawsze będę wszystko komplikować, bo taka już jestem. Ale przecież nikt nie jest idealny. 
- Nie sądziłem, że po tym, co ci powiedziałem, tak szybko będziesz chciała się ze mną spotkać - powiedział rozbawiony, ale słyszałam tę niepewność w jego głosie. 
- Nie przesadzaj - prychnęłam, chcąc zabrzmieć normalnie. Próbowałam tak uważnie dobierać słowa, że miałam wrażenie, iż rozbrajam bombę, a nie rozmawiam przez telefon z najlepszym przyjacielem. - Znamy się tak długo, że nic nie jest w stanie nas poróżnić - zapewniłam, po części jego, po części siebie.
Wyznam ci uczucia, a jeśli uznasz mnie za wariatkę, to mam nadzieję, że to nie zmieni naszych relacji. Bo ja nie chcę cię stracić, Jake. Naprawdę nie chcę.
- Nic - powtórzył za mną, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Ta rozmowa zrobiła się zdecydowanie zbyt poważna.
- To kiedy chciałbyś się spotkać? Wiesz, jestem rozchwytywana, jak zwykle zresztą, ale jakoś cię wcisnę w grafik - powiedziałam, wysilając się na nonszalancję. Udało się.
- Spotkanie z tobą będzie dla mnie zaszczytem, taka szara mysz jak ja ma wolny cały tydzień. Ty ustal datę. 
- Weekend? - spytałam mniej pewnie. Cóż, to dopiero za kilka dni, więc będę miała dużo czasu na psychiczne przygotowanie się do tej rozmowy. 
- Przyjdę po ciebie w sobotę o 16 - oznajmił, a ja, nie wiedzieć czemu, odetchnęłam z ulgą. 
- Liczę na jakąś czekoladę. Spotkanie ze mną to zaszczyt, mój czas kosztuje - rzuciłam, starając się brzmieć poważnie. Wybuchnięcie histerycznym śmiechem chyba trochę to popsuło. 
- Co ja w tobie widzę... - mruknął wesoło chłopak. 
Sama się nad tym zastanawiam!
- To co... Do zobaczenia w sobotę? - spytałam, ignorując jego poprzedni komentarz.
- Do zobaczenia w sobotę - powtórzył chłopak, po czym się rozłączył. Odłożyłam telefon na szafkę i opadłam na łóżko. 
Udaaało się!
Przez pierwsze dwie minuty cieszyłam się jak pies na widok właściciela po długiej rozłące, ale mój entuzjazm uciekł tak szybko, jak się skończył. 
Ja. Jake. Spotkanie. Sobota. Cholera.
A co, jeśli się zbłaźnię? Przecież, najpierw złamałam mu serce, a teraz, co? Nagle przypomniało mi się, że jednak coś do niego czuję? On może mnie wyśmiać! Albo uznać za kobietę w ciąży, przez te moje zmienne nastroje! Albo obrazić się na mnie! Tego bym na pewno nie zniosła. 
Veronika, stop! Przestań świrować. Jake cię lubi. Co nie oznacza, że jeśli nie przyniesie mi tych czekoladek, to się na niego obrażę. Niech sobie nie myśli. Wracając; będzie dobrze. A jeśli się nie uda, to zostaniemy przyjaciółmi. I wszystko będzie dobrze, na pewno.
Najważniejsze, to mieć wiarę - w dobre zakończenia, w szczęście, w siebie. Póki wierzysz, jesteś w stanie zrobić wszystko. No, wiara jest ważna, ale nie aż tak. Zdecydowanie najważniejsze, co się w życiu liczy, to zawsze mieć pod ręką tabliczkę czekolady. Czekolada nie pyta - ona rozumie. I tego będę się trzymać.
*oczami Laury*
Poprawiłam torebkę na ramieniu i wraz z resztą głównej obsady podeszłam do mężczyzny. Kiedy przed nim stanęliśmy, spojrzałam na twarze moich przyjaciół, lecz byli równie zdziwieni, co ja. 
- Jak wiecie, serial jest dosyć popularny i fani długo wyczekiwali zgody na kręcenie kolejnego sezonu. Wszyscy są tym bardzo podekscytowani, nawet ja. - Słysząc słowa zakłopotanego reżysera, uśmiechnęłam się lekko. - Przechodząc do sedna... Chcąc trochę zaznajomić ludzi z fabułą kolejnego sezonu i trochę go wypromować, Disney postanowił zorganizować dla was małą, że to tak nazwę, wycieczkę. Będzie ona trwała 3 dni, od tego piątku, aż do niedzieli. W poniedziałek wracamy. Jako, że wszyscy jesteście pełnoletni, nie potrzebujemy żadnych zgód pisemnych od rodziców, chciałem tylko spytać, co sądzicie o tym pomyśle i czy ktoś nie ma jakiegoś bardzo ważnego powodu, by nie jechać - powiedział Kevin. Wszyscy pokiwaliśmy przecząco głowami, doskonale wiedząc, że są to pytania tylko i wyłącznie zadane grzecznościowo i formalnie. Skoro Disney coś zarządził, to, czy tego chcemy, czy nie, trzeba się zgodzić. Z drugiej strony, taka wycieczka może być świetnym pretekstem do tego, by relacja moja i Rossa choć trochę się ociepliła! Ciekawe, gdzie pojedziemy...
- A gdzie odbędzie się ta promocja, jeśli mogę spytać? - zaciekawiła się Raini, jakby czytając mi w myślach.
- Z początku mieliśmy pozostać w Los Angeles i pojechać do kilku miejsc, ale ostatecznie, ze względu na pewne okoliczności, postanowiono, że jedziemy do Nowego Jorku. Spokojnie, samolot, hotel, transport na miejscu i wyżywienie będziecie mieć zapewnione. Wejście tylko jakieś pieniądze, gdyby naszła was ochota na pamiątkową, małą wersje Statuy Wolności. - Kevin uśmiechnął się, a my roześmialiśmy. 
Nowy Jork? Może zobaczę się z rodzicami! 
Nie zapomniałam o tym, że to w Nowym Jorku Ross poznał tajemniczą dziewczynę, od której zaczęły się komplikacje, ale postanowiłam, że muszę zacząć patrzeć na wszystko bardziej optymistycznie. Jeśli wciąż będę się zadręczać problemami, nigdy nie uda mi się normalnie porozmawiać z blondynem. I nie chodzi tylko o to, że zrozumiałam, że Vanessa i Veronika mają rację. Potrzebowałam tego. Mogłam sobie wmawiać do woli, że mnie skrzywdził, ale to nie zmieniało faktu, że po prostu tęskniłam za nim. Nie można tak ławo zapomnieć o osobie, którą się kochało i kocha.
- Widzimy się jutro na planie, wtedy podam wam też wszystkie szczegóły dotyczące wyjazdu - zakomunikował reżyser. Następnie wszyscy się ze sobą pożegnaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia. Raini trajkotała jak najęta, była tak podekscytowana tym wyjazdem! A to przecież tylko "wycieczka promocyjna". 
- Po prostu nigdy nie byłam w Nowym Jorku! - wytłumaczyła, skacząc pod sufit. 
Widok podekscytowanej dziewczyny szczerze rozbawił nie tylko mnie, ale także Caluma i Rossa.
- Śmiejcie się do woli, ale ja się zemszczę - warknęła, mrużąc oczy. Wiem, że brunetka zapewne nie żartuje, więc chciałam się opanować, ale to sprawiło, że wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem. Chłopcy mi zawtórowali, a Raini, chociaż początkowo się złościła, wkrótce także wybuchła śmiechem. 
I wiecie co? Śmiejąc się tak z moimi przyjaciółmi, poczułam się po raz pierwszy od dawna naprawdę lekka, taka bez problemów, taka radosna - szczęśliwa.
W dobrych humorach pożegnaliśmy się ze sobą i rozeszliśmy. Nawet byłam miła dla Rossa! 
Może to prawda, że człowiek potrzebuje czasu? Nie leczy on ran, ale zdecydowanie pomaga ukoić ból. A może to wizja wspólnego wyjazdu sprawiła, że staliśmy się tacy radośni? Zawsze będę powtarzać, że nie ważne gdzie i kiedy - ważne z kim. A ci idioci, których nazywam przyjaciółmi, są dla mnie naprawdę ważni. 
Cokolwiek się wydarzy, jestem pewna, że ten wyjazd wiele zmieni w moim życiu. Mam tylko nadzieję, że na lepsze. 

*pegarożec to skrzyżowanie jednorożca i pegaza - czyli koń ze skrzydłami i rogiem, nazwa zastrzeżona i przeznaczona do użytku dla mnie i mojej przyjaciółki

***

Bum! :D
Witam wszystkich tu obecnych i mam nadzieję, że są państwo zadowoleni z rozdziału :3 Mi osobiście się on podoba, więc mam nadzieję, że Wam również. c:
Wakacje - jak to pięknie brzmi :') Z jednej strony chciałabym, żeby trwały wiecznie, ale z drugiej; we wrześniu jest koncert R5... Już nie mogę się doczekać ^^ Trzeba jeszcze wyhaczyć jakieś pięć worków, na tyle dużych, żeby się do każdego zmieściła jedna osoba :3
U Was też tak gorąco? Mi upał powoli się udziela, huh. 
 Słyszeliście zapowiedzi piosenek z albumu SLN? Wiem, że póki co są to tylko krótkie fragmenty, ale jestem zakochana. Co prawda, wolałabym, żeby Riker i Rocky śpiewali trochę więcej, ale jestem szczęśliwa, że R5 wraca do pierwotnego brzmienia, chociaż w najmniejszym stopniu :)
No nic. Udanego dnia życzę, kolejny rozdział pojawi się, jak go napiszę ;p 
Niech opakowanie zimnych, kalorycznych lodów będzie z Wami!
PS. Zapraszam na mojego tweetera - @kingxxjulien :)
~JuLien :3


R5 - "All Night"

16 komentarzy:

  1. Co z Raurą? bo nie wiem ? chciałabym by się pogodzili i wogule.... :) by byli razem :D
    Rozdział świetny nie mogę się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga xD Komentarz pełny później

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to pojechałaś... Reakcje Veroniki mnie rozwalają.
      Ta dziewczyna to taka typowa ja jak ma z kimś porozmawiać,
      albo być sam na sam z sobą xD Weź ty mi powiedz co jest z Raurą,
      bo albo ja jestem za bardzo nakręcona, albo to przez te upały.. lub to że zjadłam za dużo żelków. No to ten, czekam na next xD :) :D
      Preferuje te ostanie xD

      Usuń
  3. Wspaniały rozdział!!!
    Twoje opisy uczuć to normalnie są na szóstkę. Piszesz tak realistycznie, że sama to wszystko odczuwam i wczuwam się w tą osobę. Niewiele bloggerek wywołuje u mnie takie coś, więc jesteś wyróżniona. Rozdział bardzo mi się podobał. Kocham twój styl pisania, więc każdy zawsze mi się podobał. Kiedy Raura się pogodzi? Bo smutno mi, gdy oni nie są razem, ale przynajamniej są jakieś emocje wyczekiwania. Może na tym wyjeździe coś się pomiędzy nimi dobrego wydarzy? Czy ty musisz mnie trzymać w takim napięciu?
    Z niecierpliwością czekam na next i Raurę. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuję,że Raura się pogodzi na tym wyjeździe.Mam nadzieję,że tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się z powodu rozdziału, z tego że się pojawił i w ogóle....
    Pomysł z wycieczką z planu jest świetny i mam nadzieję, że pojawi się więcej momentów Raury no i że w końcu wrócą do siebie. Chociaż.... cóż jestem rozdarta z jednej strony bym tego chciała z drugiej jednak nie....
    Vera mnie totalnie rozwala zwłaszcza ta akcja z netem. Szczerze się uśmiałam.... Mam podobnie do niej ;>
    Czekam na nexta przepraszam, że tak krótko.... ale... ech... nie ważne, kogo to obchodzi...
    Taka moja gorąca prośba? Pytanie? Nie wiem jak to ugryźć.... w przyszłym rozdziale bedzie więcej dialogów? Nie żeby coś nie odbierz tego źle czy cos wszystko jest oki, ale trochę mi ich brakuję. Poza tym wszystko jest fantastyczne jak zawsze ;)
    No to buźka, pozderki i bajo
    ~ Tami :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj, gdy coś piszę, wychodzą mi obszerne opisy, ale staram się, żeby ilość dialogów i opisów się w miarę równoważyła. Poza tym, od zawsze miałam słabość do długich opisów ;p Ale jeśli prosisz, to postaram się perspektywie Laury dodać trochę więcej dialogów, bo Veronikę mam już w większości napisaną :)
      Dziękuję za opinię :D
      I wierz mi, są ludzie, którym zależy na Tobie. :) Jeśli będziesz chciała się komuś wygadać, to wal do mnie śmiało xd Może nie jestem zbyt często na gg i nie umiem pocieszać (na serio, jestem w tym beznadziejna), ale jeśli zajdzie taka potrzeba, to z chęcią Cię wysłucham i spróbuję pomóc c:

      Usuń
  7. Jeeej! Udało ci się Lau! Ale przysięgam, jeśli będzie jakaś akcja w NY z udziałem tej tajemniczej dziewczyny to normalnie zastrzelę i mam pytanie bo mnie zaciekawiłaś. Czy motyle faktycznie są w ciąży? Próbuje coś sobie przypomnieć ale za cholerę nie mogę :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha xd Ja z biologii (i geografii, i fizyki, i chemii, i długo by wymieniać) jestem słaba, ale daj mi chwilę, spytam mojej studni wiedzy xd
      Okay, wszystkowiedząca studnia wiedzy mówi, że motyle składają kajśtam jajeczka i z nich się wykluwają małe motylki. ^^ Albo larwy. Albo gąsienice. Zwał jak zwał, jakiś mały robaczek się wykluwa, potem robi się z tego motyl. Potem motyl się zakochuje, zakłada rodzinę, składa jajka, jego partner go zostawia, a ten umiera w samotności. Ale pozostawił po sobie potomków, którzy będą prowadzić wspaniałe, szalone życie. #yolo
      I w ten sposób trwa piękny krąg życia. *chlip, chlip*

      ~JuLien :3

      Usuń
  8. Kiedy kończysz tego bloga. Będziesz prowadziła następny.
    Boże, świetnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci! :D
      Bloga kończę za 6 rozdziałów. I po epilogu.
      I planuję kolejnego bloga, mam już nawet rozpisanych bohaterów, fabułę i pomysły. :)

      ~JuLien :3

      Usuń
  9. Cuuudowny rozdział. Fajnie by było, gdyby w następnym rozdziale Raura chociaż ze sobą porozmawiała i mam nadzieje, że Ross nie będzie z tamtą dziewczyną.Veronika znowu mnie rozwaliła :D Czekam na nexta i pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział :*
    A miałam się rozpisać. No nic nie wyjdzie mi.
    Veronica rozwaliła mnie tymi swoimi myślami.
    Nowy York nadchodzi ekipa A&A.
    Tylko Ross ma nie spotkać tamtej dziewczyny, kimkolwiek ona jest.
    Raura... niech przynajmniej pogadaja.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  11. http://historianowejery.blogspot.com/ - zapraszam na mój NOWY blog:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bum! Trzeci komentarz!!!! Haha ja to dzisiaj mam chyba jakiś dobry dzień. Jakiejś weny dostałam czy coś? Hahaha, uwielbiam Veronikę tak bardzo w odzywkach przypomina mi mnie i moją przyjaciółkę kiedy rozmawiamy. xd
    A ja nie chcę żebyś godziła Raurę!!! Ja lubię takie dramaty i rozterki miłosne, czy coś tam.
    Ciekawe czy pogodziłaś tą Raurę, czy nie? Zaraz się o tym przekonam, jak przeczytam następny rozdział! Więc lecę czytać, pa! Jak się postaram to może i 4 będzie. xd

    OdpowiedzUsuń