piątek, 13 marca 2015

53. You're only livin' once so tell me; what are you, what are you waiting for?

 *około 3 tygodni później*
*oczami Laury*

W pewnym momencie naszego życia zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak. Nie jesteśmy już tymi samymi osobami, którymi byliśmy dotychczas - czegoś brakuje. Chcemy, żeby było, jak dawniej. Staramy się odnaleźć siebie i robimy wszystko, żeby powrócić do pięknej przeszłości. I właśnie wtedy zdajemy sobie sprawę, że samemu nie damy rady, bo w przeszłości zostawiliśmy coś ważnego. Coś, co sprawiało, że tak naprawdę byliśmy szczęśliwi. Albo kogoś.
Kiedy rodzice mnie zranili, cierpiałam. Robiłam wszystko, żeby zapewnić samą siebie, że są mi nie potrzebni. Nie ważne, jak często próbowałam sobie wmówić, że nic dla mnie nie znaczą, bo i tak wciąż ich kochałam. Brakowało mi ich, a czasem jedynie cudem powstrzymywałam się od wzięcia telefonu, by do nich zadzwonić. W tamtym czasie pierwszy raz tak naprawdę za kimś tęskniłam. Dopiero wtedy poznałam prawdziwą definicję nostalgii. Lecz, z każdym kolejnym dniem było lepiej. Umysł zajmowałam pracą, siostrą i przyjaciółmi. Mimo ciągłego uczucia, że coś straciłam, przywykłam do swojego życia i zapomniałam o tym bólu. A teraz powrócił.
Minęły trzy tygodnie. Każdego dnia przywoływałam w myślach blondyna. Było to zarówno cierpienie, jak i szczęście. Świadomość, że nie ma go przy mnie była niczym potężny cios. Tęsknota za Rossem uderzała we mnie tak mocno, że odczuwałam ból w sercu. I to dosłownie. Zawsze byłam ciekawa, czy 'ból serca' jest realny, czy tylko metaforyczny. Teraz żałuję, że w ogóle mnie to intrygowało. Już wiem, że obydwa znaczenia są poprawne. Vanessa mnie pocieszała, Veronika starała rozśmieszać, a nawet Jake odwiedził mnie ze dwa razy, w końcu Ross to jego najlepszy przyjaciel. Lecz, nie ważne, jak bardzo się starali, bo i tak żadne z nich nie mogło mi zastąpić Lyncha.
Nie chcąc stracić kolejnej osoby z mojego życia, dosyć często rozmawiałam z Maią. Przez jej wyjazd, ku mojemu zdziwieniu, zbliżyłam się do niej. Przez to, że ona tęskniła za nami, mogła mnie zrozumieć najlepiej ze wszystkich. Chociaż w tym najmniejszym stopniu. Jeśli chodzi o film, to otrzymała rolę. Jestem z niej dumna i cieszę się, że jej się udało. Nasze częste rozmowy telefoniczne, pomogły mi jeszcze lepiej ją poznać i zacieśnić nasze więzi. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, bo sądziłam, że jesteśmy ze sobą blisko. Tymczasem, dopiero po jej wyjeździe, w pełni się z nią zaprzyjaźniłam. Doceniłam Maię dopiero, gdy ją straciłam. Zabawne, nieprawdaż? Gdy teraz na to patrzę, myślę, że może tak miało być. Może ona miała wyjechać, żebyśmy wszyscy zrozumieli, jaka była dla nas ważna. A gdy za pół roku znów tu powróci, nasza przyjaźń zabłyśnie jeszcze większym blaskiem.
Z Rossem i resztą zespołu też rozmawiałam. Do blondyna dzwoniłam codziennie, a czasem nie musiałam, bo on robił to pierwszy. Opowiadał mi o koncertach, spotkaniach z fanami oraz o nowo zobaczonych miejscach. Głównie on mówił. Ja, słuchając i wyobrażając to sobie, mogłam chociaż w najmniejszym stopniu poczuć się tak, jak gdyby nie dzieliła nas żadna odległość. Byłam smutna, oczywiście. Ale słysząc w głosie mojego chłopaka te pasję, gdy opowiadał o trasie, i ja czułam radość. Bo wiedziałam, że Ross ma szansę robić to, co wywołuje uśmiech na jego twarzy. Na przykład, przed ich koncertem w Nowym Jorku, w trakcie naszej rozmowy telefonicznej, opowiedział mi o jakiejś świetnej knajpce, w której podają tylko hamburgery. Mówił, że są pyszne i obiecywał, że kiedyś wybierze się ze mną do Nowego Jorku i zabierze mnie do niej. Pamiętam to dokładnie, bo to był ostatni raz, kiedy z nim rozmawiałam. Pojawia się więc pytanie, kiedy R5 było w tamtym mieście. Kiedy patrzę na historię moich rozmów, pod numerem blondyna wyświetla się data sprzed tygodnia.
Na początku byłam trochę zdziwiona, jednak spokojna. Przecież to oczywiste, że Ross koncertuje. Mógł nie mieć czasu na sprawdzenie telefonu. Jednak, kiedy przedwczoraj dwukrotnie odrzucił moje połączenie, zaczęłam się martwić. Sama nie wiem, skąd pojawiły się te obawy, ale teraz, oprócz tęsknoty, dręczyła mnie również niepewność. Bałam się o niego. Przecież, wszystko mogło się stać! O tym, że blondyn w ogóle żyje, zapewniała mnie Vanessa, która każdego dnia rozmawiała z Rikerem. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale miałam świadomość, że coś jest nie tak. Niewiedza była okropna i nie dawała mi spokoju; zaprzątała moje myśli i nie pozwalała spać. Ross przestając do mnie dzwonić, zabrał mi ostatnią rzecz, jaka sprawiała, że potrafiłam normalnie funkcjonować. Bo już nie miałam możliwości uczestniczenia w jego życiu, słyszenia jego głosu i dowiedzenia się "Co u Ciebie słychać?".
"Cześć, tu Ross. Przepraszam, ale teraz nie mogę rozmawiać, zostaw wiadomość, a ja postaram się oddzwonić, jak najszybciej."
Jego poczta głosowa kłamie. Zostawiłam mu wiadomość trzy dni temu, a wciąż do mnie nie oddzwonił.
Nie chcę wyjść na desperatkę, ale prawdą jest, że czasem dzwonię do niego tylko po to, by usłyszeć tą głupią formułkę. Słuchanie jego, co prawda nagranego, ale głosu, jest lepsze od nie słyszenia go wcale.
- Obiad na stole! - usłyszałam krzyk swojej siostry, zapewne dochodzący z kuchni. Podniosłam się z kanapy, która ostatnio była moim stałym miejscem zamieszkania i ruszyłam do jadalni. Od progu uderzył mnie zapach włoskiego dania. Veronika siedziała już przy stole, w dłoniach trzymając jedzenie, a Van nalewała wody do szklanek. Zajęłam miejsce przy stole i podwinęłam rękawy bluzy.
- Wiem, że może jestem ostatnio podłamana, ale nie musisz specjalnie dla mnie zamawiać pizzy. - Powiedziałam, sięgając po jeden z kawałków. - I to codziennie.
- Tym razem sama ją zrobiłam, więc mam nadzieję, że będzie Wam smakować. - Głos mojej siostry był nieugięty. Świadomość, że ktoś się o ciebie troszczy jest naprawdę miłym uczuciem.
- Wiecie, ile to ma kalorii? - wtrąciła swoje trzy grosze Vera, przełykając kęs.
- Eee tam. Wszystkie chude jesteśmy, to możemy sobie pozwolić - skwitowała czarnowłosa, siadając do stołu. Podziękowałam jej za picie i życząc wszystkim smacznego, zabrałam się za jedzenie. Niestety, nawet moje ulubione danie nie mogło poprawić mi humoru. Myślami byłam wciąż przy blondynie. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, co u niego i dlaczego tak nagle przestał się do mnie odzywać. Martwiłam się. Naprawdę się martwiłam.
- Rozmawiałaś dziś może z Rikerem?
Jeśli nie mogę się tego dowiedzieć od mojego chłopaka, to znajdę inny sposób.
- Jakąś godzinę temu, a co? - Vanessa odstawiła do połowy pełną szklankę na stolik i spojrzała na mnie. Z lekka zakłopotana odłożyłam kawałek pizzy na talerz i spuściłam wzrok. Wzięłam głębszy wdech, po czym przeniosłam moje spojrzenie na siostrę. Poprawiłam pasmo włosów, by nie opadało mi na twarz, po czym spytałam:
- A mówił może coś o Rossie?


Oczy Vanessy przybrały ciemniejszą barwę, a ona z niepokojem wymieniła się spojrzeniem z Veroniką. Ja natomiast, miałam jeszcze więcej pytań, niż dwie minuty temu. 
- No co? - zmarszczyłam brwi, starając się zrozumieć sytuację. 
Może przeginam, może nie ma się czym przejmować, może po prostu panikuję. Ale taka już jestem. Boję się stracić to, co kocham, albo raczej kogoś, kogo kocham. A w miłości to chyba normalne, aby chcieć wiedzieć, czy u tej drugiej osoby wszystko gra, prawda? 
- Nie potrzebnie się martwisz. On teraz ma dużo roboty, pewnie po każdym koncercie pada prosto do łóżka! - czarnowłosa zachichotała, po czym wgryzła się w swój obiad. Czułam, że nie mówi mi całej prawdy, ale skoro tak jest, to widać ma jakiś powód. Jetem pewna, że gdyby wydarzyło się coś strasznego, na pewno by mi powiedziała. Wypuściłam powietrze z ust, po czym ponownie spojrzałam na talerz z pizzą. Jakoś w jednej chwili uleciał ze mnie cały apetyt. 
Więc, to będzie wyglądać w ten sposób za każdym razem, gdy on będzie wyjeżdżał, co jest nieuniknione? Za każdym razem będę czuła ten ból w sercu i tę niepewność, że coś pójdzie nie tak? Czy tak musi być? Chyba rzeczywiście zbytnio się przejmuję... W obecnej sytuacji, nie potrafię jednak inaczej. Cóż. 
- Dobra, koniec tych smutków - zarządziła Vera. 
- Ale...
- Żadnego "ale"! - przerwała mi. - Nie mogę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak wpatrujesz się z żalem w niedojedzony kawałek pizzy. Czy tego chcesz, czy nie, popołudniu idziemy na zakupy. I koniec, kropka. - Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Jej determinacja była na tyle urocza, że nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
- Zgoda. - Szepnęłam, zabierając się za dojedzenie obiadu. W końcu, coś jeść muszę. 
- No! I tak jest dobrze, tylko zachowaj ten uśmiech na dłużej - zachichotała moja przyjaciółka, wypijając jednym duszkiem całą szklankę wody. Ta to ma spust. 
Takie wyjście z domu na pewno dobrze mi zrobi. Potrzebuję jakiejś rozrywki, a siedząc ciągle wśród tych czterech ścian, na pewno jej sobie nie dostarczam. Leżąc w łóżku jedynie daje upust moim myślom, które wprowadzają mnie w jeszcze większe przygnębienie i nie pozwalają mi żyć. Do tego im dłużej się zastanawiam, tym więcej teorii snuję na temat tego, co tak naprawdę dzieje się u Rossa i jego rodzeństwa. Pora dać głowie odpocząć. A w towarzystwie mojej najlepszej przyjaciółki, zawsze mogę liczyć na dobrą zabawę. To jedna z cech, za którą tak ją lubię. Veronika, może nie zawsze najlepiej pociesza, za to potrafi zrozumieć i rozbawić. Jest odskocznią od szarej rzeczywistości, która często jest potrzebna każdemu z nas. 

*oczami Rydel*

Zapukałam do pokoju, który zajmowali dwaj blondyni. Po usłyszeniu krótkiego "proszę", weszłam do środka i ku mojemu zdziwieniu, oprócz Rikera i Rossa, w pomieszczeniu przebywali też Rocky i ten drugi szatyn, którego imienia nie wolno wymawiać. I nie chodzi o Voldemorta. Po dłuższym zastanowieniu, chyba wolałabym stanąć twarzą w twarz z czarodziejem, niż z szatynem.
- Cześć wszystkim - przywitałam się, choć nie do końca moje słowa były prawdą. Mój wzrok zatrzymał się na blondynie, który z gitarą opartą na torsie leżał na swoim łóżku. Pogrążony w myślach, zdawał się nie kontaktować ze światem. Włosy pozostawione w nieładzie były niczym potargane, dając tym samym efekt nieuczesania się. Bo w rzeczywistości dokładnie tak było. Mój młodszy brat nie pofatygował się nawet o założenie koszulki, która swoją drogą leżała koło łóżka. Zapewne rzucił ją tam tuż po koncercie. Pogrążony w swoich myślach, nie kontaktował ze światem żywych. Prawie nie oddychał, klatka piersiowa unosiła się o góra centymetr. Powieki też nie zamykały się zbyt często. Właściwie, to jedynym ruchem, jaki świadczył o jego stanie życia, była dłoń, która spokojnie i cicho muskała struny gitary. Instrument wydawał z siebie prawie niesłyszalne dźwięki, na które reszta chłopaków nie zwracała wręcz uwagi.
- Cześć.
- Coś się stało? - spytał Rocky, wpatrując się w talię swoich kart. Grał w coś razem z chłopakiem, którego imienia chciałabym nie pamiętać.
- Tak wpadłam tylko zobaczyć, co tam u Was - wzruszyłam ramionami, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zrobiłam kilka kroków przed siebie, zatrzymując się przy łóżku najmłodszego. - Ross.
Czekałam, aż zwróci na mnie swoją uwagę. Nie trwało to długo, gdyż już po sekundzie jego dłoń zatrzymała drgające struny instrumentu, a on spojrzał na mnie. Jego brązowe oczy zdawały się być zamglone.
- Hmm? - mruknął.
- Wiem, że ci ciężko, ale może chciałbyś ze mną porozmawiać? W końcu będziesz musiał z kimś pogadać, nawet z nią.
- Rydel, poradzę sobie - zapewnił mnie, chociaż wiedziałam, że sam nie był tego taki pewny. Chyba zauważył moje zawahanie, gdyż pokiwał głową. Tak jakby to miało w czymś pomóc.
Długi czas spędzony z chłopakami sprawił, że łatwiej mi było ich zrozumieć. Jednak, nie ważne, jak bardzo zżyta byłam z moimi braćmi, bo czasem nawet ja nie umiałam ich pocieszyć. Takie chwile były najgorsze, bo miałam świadomość, że jestem bezsilna. Nienawidziłam tego uczucia, gdy czułam, że nie jestem w stanie zrobić nic, że nie umiem pomóc. Nachyliłam się jedynie do niego, przytulając jego głowę do moich piersi. Głaszcząc czubek jego głowy, czułam się w pewnym stopniu jak matka. Było to zarówno dziwne, jak i miłe uczucie.
- Ross, zastanów się, czy aby na pewno to co czujesz, jest prawdziwe. Możesz nie dostać drugiej szansy, jeśli się zawahasz. - Wyszeptałam.
- Wiem o tym, Rydel.
On również szeptał. Ostatni raz pogłaskałam jego głowę, po czym odsunęłam go od siebie. Byłam tak zła, że nie potrafię mu pomóc. Ale tylko on mógł zdecydować. Musiał poradzić sobie sam. Gdybym spróbowała się wtrącić w ten kłopot, tylko pogorszyłabym sprawę. Mogłam tylko stać z boku i wspierać brata.
Zrobiłam krok do tyłu, a to był błąd. Nie zauważyłam stojącej na ziemi szklanki, wypełnionej jakąś cieczą. Nie zwróciłam nawet uwagi, jaki płyn znajdywał się w środku naczynia.
- Przepraszam! - zakryłam usta dłonią, odwracając się w kierunku Rocky'ego i szatyna. Kiedy zorientowałam się, że to temu drugiemu wylałam picie, miałam ochotę porządnie uderzyć się łopatą w mój pusty łeb.
- Uważaj, jak chodzisz. - Warknął. Przewróciłam oczami, przyzwyczajona do jego obelg. Od naszej pierwszej sprzeczki, stały się dla mnie rzeczą normalną na porządku dziennym. Nie było dnia tej trasy koncertowej, w którym byśmy się nie kłócili.
- To nie moja wina, że postawiłeś szklankę na środku podłogi! - wyrzuciłam ręce do góry, podnosząc ton głosu. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam. Wcale nie chciałam.
- Och, przepraszam. Następnym razem, postawię jakiś znak ostrzegawczy, żeby łaskawa pani zauważyła szklankę. Albo lepiej! Kupię Ci okulary. Co o tym sądzisz? - spytał, uśmiechając się do mnie sztucznie. Zmrużyłam oczy.
- Jakie to uczucie, gdy próbujesz być zabawnym, ale ci to nie wychodzi?
- Ciebie mógłbym spytać o to samo - prychnął.
- Mówiłeś coś? Bo widzę, jak ruszasz wargami, ale do mnie dochodzi jedynie jakiś bełkot.
- Czyli aparat słuchowy też ci potrzebny?
- Nie sądzę, aby było cię na niego stać - wzruszyłam ramionami, udając współczucie.
- Żebyś się przypadkiem nie zdziwiła.
- Zdziwiona jestem każdego dnia, gdy na ciebie patrzę. Bo nie wierzę, że takie potworne stworzenie może chodzić po ziemi.
- A spoglądasz czasem w lustro? - uniósł brwi do góry, a ja dopiero w tej chwili się zorientowałam, że szatyn stoi na przeciwko mnie. Nawet nie wiem, kiedy podniósł się z ziemi.
- DOŚĆ!!! - kolejną uwagę, która miała wypłynąć z moich ust, powstrzymał donośny głos Rikera. Wraz z perkusistą odwróciliśmy twarze w stronę blondyna. - Możecie mi powiedzieć, co tu się dzieje?
- Nie wiem, o co ci chodzi. - Udawanie głupiej jedynie podjuszało najstarszego.
- O, naprawdę? Czyli mam rozumieć, że wasze chłodne stosunki są tylko moim wymysłem? Nie żartuj sobie, Rydel. Myślisz, że nie widać tej napiętej atmosfery w trakcie, a także przed i po koncertach? Już nie pamiętam, kiedy się ostatnio tak kłóciliście! - oburzył się Rik. Wszystko co mówił, było prawdą. I to było chyba najgorsze. - Do diabła, jesteście przyjaciółmi - podkreślił ostatnie słowa. Już chciałam coś powiedzieć, podobnie jak szatyn, lecz blondyn przerwał nam gestem dłoni. Riker chwycił nas oboje za nadgarstki i nic nie robiąc sobie z naszych protestów, wprowadził nas do łazienki.
Nie wiedziałam za bardzo, co się dzieje, a kiedy to do mnie dotarło, chłopak już stał w progu.
- Albo się pogodzicie, albo resztę wyjazdu spędzicie w tej łazience. - Oznajmił, po czym szybko opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Kiedy do mojego partnera dotarło, co przed chwilą się stało, żwawym krokiem podszedł do nich i naparł na drewno. Drzwi ani drgnęły.
- Szlak. - Syknął, kopiąc ścianę.
Oparłam się plecami o ścianę, spuszczając głowę w dół.
Niestety, żyłam w pełnej świadomości słów mojego brata. Lecz czy to miało jakiekolwiek znaczenie? On mnie nienawidzi. Ellington mnie nienawidzi. Za to, co mu zrobiłam. No, prawie.
Z początku, poprzez obrażanie go mogłam chociaż w najmniejszym stopniu wyładować negatywne emocje, które wprost się we mnie kotłowały. Kłótnie z nim w pewnym sensie dawały mi nawet satysfakcje. Lecz, kiedy pozbyłam się złości, pozostał tylko żal. Raniły mnie nie tylko słowa, którymi mnie obdarowywał, ale także te, którymi ja chciałam skrzywdzić jego. To sprawiało, że byłam smutna, chociaż tego nie okazywałam. Przecież nie mogłam mu tego pokazać.
Nie chciałam się z nim kłócić. Zwłaszcza teraz, gdy przy każdym jego spojrzeniu moje kolana uginały się, zarówno ze strachu, jak i z innego uczucia, zwanego zauroczeniem. A może czymś więcej? Mimo że wszystko co złego robiłam mnie bolało, to nie potrafiłam przestać. Zupełnie tak, jakbym broniła się przed własnymi uczuciami. Ale przed nimi nie da się uciec. I teraz wiedziałam to dokładnie.
- Tak musi być? - spytałam, nie podnosząc wzroku. Patrzenie na niego było dla mnie czymś zbyt trudnym. Nie wiedziałam jednak, gdzie znajduje się chłopak. Ciekawość zmusiła mnie więc do tego, by podnieść na niego wzrok. Stał zaledwie kilka kroków ode mnie, ze wzrokiem utkwionym na mojej twarzy, lecz nie na oczach, a dłońmi schowanymi w kieszeniach szortów.
Kiedy chciał odpowiedzieć, wbił spojrzenie w moje oczy, a ja poczułam, jak moje serce podskakuje. Jego rytm przyśpieszył, a ja poczułam ścisk w żołądku. Ten sam, który czułam za każdym razem, gdy chłopak się na mnie patrzył.
Chyba zawsze lubiłam jego oczy. Często powodowały dziwne łaskotki w moim brzuchu, ale dopiero nie dawno zdałam sobie z nich sprawę. Szkoda, że tak późno.
- Nie chcę, aby musiało tak być. - Dodałam. I po cichu liczyłam na to, że on też tego nie chce. - Ell - tak dawno nie zwracałam się do niego po imieniu, że jego wydźwięk aż dziwnie dla mnie zabrzmiał - daj mi drugą szansę.
- Przepraszam. - Wypalił, a ja myślałam, że zemdleję. Nie spodziewałam się usłyszeć tego słowa od niego ani w tym, ani w żadnym innym życiu. Po prostu stałam tak zszokowana, wpatrując się w ziemię, gdyż jego wzrok stał się dla mnie zbyt ciężki.
- Co?
- Zachowałem się jak dupek. Wciąż się tak zachowuję, ale po prostu... Właściwie, to nie wiem, co mógłbym teraz powiedzieć. Może myślałem, że jeśli cię odtrącę, to nie będzie tak boleć, gdy ty odtrącisz mnie... - tym razem to on wlepił wzrok w ziemię. Świadomość, że nie tylko ja jestem skrępowana tą sytuacją, w jakimś stopniu dodawała mi otuchy.
- Ja też przepraszam. Nie powinnam była się tak zachowywać nawet, jeśli początkowo to miał być tylko głupi żart. - Przyznałam. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie byłam pewna, czy gdy otworzę usta, wydobędzie się z nich jakikolwiek dźwięk.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że... Wszystko co mówiłem, nie było kłamstwem. Cały czas byłem z Tobą szczery. - Przerwał na chwilę, by obdarzyć mnie smutnym spojrzeniem. - No, może oprócz momentów, w których się kłóciliśmy - uśmiechnął się zadziornie.
Zdążyłam już zapomnieć, jak wygląda jego uśmiech.
- Czyli nie uważasz, że jestem taką maszkarą, jak to mnie nazwałeś kilkakrotnie? - zaśmiałam się, sama sobie nie wierząc, że atmosfera między nami nie jest aż tak napięta. Co nie zmienia faktu, że jakiś żal wciąż we mnie pozostał.
- Skądże! - oburzył się. - A ja nie jestem potworem?
- W żadnym wypadku - potwierdziłam, przekrzywiając głową w lewą stronę. I teraz między nami zapadła cisza, którą w nie sposób było przerwać. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie byłam też do końca pewna, czy między nami wszystko już jest okay. A jestem prawie na sto procent pewna, że nie było. Wciąż pozostawało kilka niewyjaśnionych spraw i niewypowiedzianych słów.
- Ja też cię nie okłamałam. W niczym. - Powiedziałam z łamiącym się głosem. Chciałam, żeby wiedział. Musiał wiedzieć. Potrzebowałam tego.
- Naprawdę? - uniósł jedną brew do góry, a ja nie zdobyłam się na żadne słowa. Pokiwałam jedynie głową na "tak" chociaż i to nie było dla mnie łatwe. Dlaczego mówienie o uczuciach jest takie trudne i tak się ich boimy?
Kiedy ponownie uniosłam twarz, zdałam sobie sprawę, że wszystko widzę, jak przez mgłę. I dopiero w tej chwili zorientowałam się, że moje oczy są zaszklone. Ale żadna łza nie miała zamiaru ścieknąć po moim policzku. Nie chciało mi się nawet płakać. Nie wiem, czym więc spowodowany był mój stan. Przetarłam oczy w tym samym czasie, w którym Ratliff zrobił w moim kierunku dwa kroki. Na więcej się nie odważył, ale w naszej obecnej relacji i to było dużo.
- Nie bój się, nie gryzę - zaśmiałam się, chcąc rozładować atmosferę i by pokazać chłopakowi, że wszystko jest dobrze. Nie miałam jednak pewności, czy aby na pewno tak jest. Udało mi się go rozbawić, a śmiejąc się delikatnie, zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Teraz, między nami znajdywała się jedna kafelka podłogowa. Mogłam pokonać ją z największą łatwością, lecz nie chciałam tego robić.
- Przepraszam cię za wszystko, co mówiłem. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. I wierz mi, że jeszcze nikt nie był dla mnie tak ważny, jak ty. - Wyszeptał, wyciągając rękę w moim kierunku. Przez ułamek sekundy miałam nadzieję, że chwyci moją dłoń, jednak cofnął ją z powrotem. - Tylko nie mów tego Rocky'emu. - Zmrużył oczy, unosząc kąciki ust do góry, a ja się zaśmiałam.
- Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny. I nie chcę cię stracić. Ell, przepraszam za wszystko. Może gdybym wtedy się tak nie zachowała, teraz wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej i... - przerwałam, zdając sobie sprawę, co chciałam powiedzieć. Nie byłam pewna czy powinnam to mówić.
- I co? - chłopak się zdziwił.
Wzięłam głęboki wdech.
Teraz, albo nigdy.
- I może miałabym u ciebie jakieś szanse. - Przyznałam się, nie spuszczając z niego wzroku. Chciałam zobaczyć jego reakcję, którą okazało się zdziwienie. Pytaniem pozostawał fakt, czy pozytywne, czy negatywne.
- Zawsze będziesz ją u mnie miała, Rydel. To ja powinienem się martwić o takie rzeczy, bo to ja wszystko schrzaniłem.
- Oboje to zrobiliśmy, Ratliff - powiedziałam. Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- A myślisz, że jesteśmy w stanie to naprawić? - spytał niepewnie, unosząc kąciki ust delikatnie do góry. Chyba chciał w ten sposób dodać sobie otuchy. Nawet nie wiedział, że w ten sposób pomógł i mnie.
- Myślę, że moglibyśmy spróbować.
- Czyli... Ty i ja... - gubił się we własnych słowach.
- Ty i ja..? - chciałam, żeby to powiedział. Potrzebowałam to usłyszeć. Nie ważne, czy było to egoistyczne z mojej strony, czy wręcz przeciwnie.
- Chciałabyś... Być moją dziewczyną? Oczywiście, jeśli nie, to możemy się przyjaźnić, ale jeśli tylko ty też coś do mnie czujesz, to może jednak... - kiedy zaczął przyśpieszać, zaśmiałam się cicho.
- Chcę - przerwałam mu. Następnie, nim zdążył zareagować, przysunęłam się do niego i przygarnęłam go do siebie. Następnie, oplatając jego szyję ramionami, przytuliłam się do niego mocno. A kiedy i on po kilku sekundach mnie objął, poczułam szczęście. Wreszcie. Żołądek miałam ściśnięty, ale tym razem zdawało się to być miłym uczuciem. Uśmiech wpłynął na moją twarz, a gdy patrzę na to po czasie, nie mogę uwierzyć, że to było takie proste. Rozmowa naprawdę pomaga. Słowa są naprawdę ważne. Zresztą, tak jak i gesty.
To, że obecnie jestem z Ellingtonem, nie dotarło do mnie dostatecznie. Pewnie gdy rano się obudzę, będę myślała, że to był tylko sen. Ale jeśli już miałby nim być, to nie chcę go kończyć.
- Czyli... Między nami już wszystko okay? - upewniłam się. Ten ostatni raz.
- Nie do końca.
Odsunął się ode mnie, a ja spojrzałam na niego ze strachem i zdziwieniem w oczach. Widząc jego rozbawioną minę, nie byłam jednak pewna, czy żartuje, czy coś brał. Uniosłam pytająco brwi.
- Muszę jeszcze przetrwać rozmowę z Twoimi braćmi - wyjaśnił, a ja zaśmiałam się cicho. Następnie ponownie przytuliłam się do chłopaka, szepcząc do jego ucha;
- Nie pozwolę im nic ci zrobić, nie bój się.

*oczami Veroniki*

Nie tęsknie. Nie brakuje mi jego żartów. Nie potrzebuję z nim rozmawiać. Nie pragnę go zobaczyć. I wcale się teraz nie oszukuję, skąd!
- Weź to ode mnie - powiedziałam, rzucając telefon na łóżko Laury. Dziewczyna zapięła swoją torebkę, po czym biorąc sprzęt w dłoń spojrzała na mnie pytająco. 
Początkowo sama odrzucałam Jake'a. I wciąż to robię. Niestety po trzech tygodniach rozłąki z nim, zrozumiałam, że brakuje mi go. Próbowałam zaprzeczać, ale nic nie mogłam poradzić na to dziwne uczucie, które pojawiało się w moim ciele za każdym razem, gdy o nim myślałam. Mogłam pilnować się, żeby nie jeść słodyczy, ale nie potrafiłam dłużej ignorować blondyna. A nie mogłam tak po prostu odpuścić! Moja uparta natura nie pozwalała mi na to. Dlatego też, ktoś musiał pilnować mojego telefonu. W innym wypadku widząc imię chłopaka na wyświetlaczu, nie powstrzymałabym się od naciśnięcia zielonej słuchawki. 
- Veronika, co się dzieje? - spytała Laura, chociaż jej wzrok wskazywał na to, że doskonale zna odpowiedź. Ten skubaniec jedynie chciał, bym sama się do tego przyznała. 
- Po prostu... Robię protest przeciwko technologii. 
- Vera, przestań! - krzyknęła, ale nie było w tym złości. Prędzej brak zrozumienia, a to mnie nie dziwi. Ja sama siebie nie rozumiałam. - Nie wytrzymasz już długo w tej separacji!
- Nie używaj słów, których znaczenia nie znam, bo nasza konwersacja zjedzie na dziwne tory. - Oznajmiłam, opierając się ramieniem o ścianę. 
- Jake to Twój przyjaciel. Ile jeszcze masz zamiar udawać, że wasza rozłąka cię nie obchodzi?
- Tak długo, jak będzie to możliwe. 
Prawdopodobnie moje zachowanie jest głupie i dziecinne, ale nie mogę nic na to poradzić. Może trudno w to uwierzyć, tak jak w istnienie matematyki, lecz nie potrafię zachować się inaczej. Nie wiem, czy podejmuję dobrą, czy złą decyzję, bo na pewno beznadziejną. Przekonałam się o tym zdając sobie sprawę, że unikając Jake'a krzywdzę też siebie.
Kurde, co się ze mną dzieje?
Laura przewróciwszy oczami, wbiła we mnie swój wzrok. Mierzyłyśmy się spojrzeniami niecałą minutę, aż w końcu dziewczyna uległa. Schowała telefon do swojej torebki, co wywołało jej westchnięcie, a mój uśmiech. 
- Dzięki. 
- Masz szczęście, że nie jestem dziś skora do kłótni. 
- Wiem. I dlatego, żeby trochę poprawić Twój humor, wybieramy się na zakupy. 
- I myślisz, że to podziała?
- A czy zakupy przyprawiły cię kiedyś o płacz? - spytałam.
- Nie.
- No i masz swoją odpowiedź. - Uśmiechnęłam się. Następnie podeszłam do przyjaciółki i chwytając jej nadgarstek, wyszłam z pokoju dziewczyny. Skierowałyśmy się do salonu, gdzie obwieściłyśmy Vanessie, że wychodzimy. Następnie w holu ubrałyśmy trampki, najwspanialsze obuwie jakie kiedykolwiek ktokolwiek wymyślił, po czym opuściłyśmy dom. 
Będąc świadoma mojego pecha musiałam liczyć się z tym, że jest szansa na spotkanie w centrum handlowym blondyna, z którym byłam pokłócona. Starałam się jednak o tym nie myśleć, a całe skupienie zwróciłam ku Laurze. Bo to ona miała być dziś najważniejsza.
Kiedy dzisiejszego ranka Vanessa poprosiła mnie o rozmowę, byłam ciekawa, o co może chodzić. I teraz już wiem. Wciąż twierdzę, iż to, co planuje dziewczyna, może być dla Laury zbyt wielkim przeżyciem. Zwłaszcza, że aktualnie jej emocje nie są stabilne. Lecz, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może na twarzy mojej przyjaciółki ponownie zawita uśmiech. 
Gdy słońce ograniczyło moją widoczność, przeklinałam się w myślach za własną głupotę. Bo w domu byłam na tyle niedojrzała, żeby nie pomyśleć o okularach przeciwsłonecznych, Gratulację, Vera.
- Mogę Cię o coś zapytać? - zaczęła rozmowę Laura, kiedy przechodziłyśmy przez ulicę.
- Już to zrobiłaś - odpowiedziałam z typowym dla mnie uśmiechem numer 3.
Na twarzy szatynki pojawił się uśmiech, który zakrywały pasma włosów opadające na jej twarz, gdy schyliła głowę w dół.
- Wiem, że miałaś kilku chłopaków, ale... Czy przy którymś czułaś coś więcej? - spytała.
Zaczęłam się zastanawiać, a wspomnieniami powróciłam do wszystkich moich związków. Nie było ich zbyt wiele, jednak kilka większych zauroczeń mnie spotkało. Zawsze lubiłam towarzystwo chłopaków, nawet jako przyjaciół. Czasem chciałam, aby nasze relacje nie wykraczały poza ten zakres, gdyż na przyjaźniach także mi zależało. Mimo wielu kolegów, byłam też w kilku dłuższych związkach. Jednak, czy przy którymś czułam to "coś"?
Kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, zrozumiałam, że nawet nie wiem, jak to "coś" wygląda. Nie wiem, jak to jest kochać. Może i miałam chłopaka, do którego poczułam coś więcej; typowe motyle w brzuchu, uzależnienie, pocałunki i tak dalej, ale nie potrafiłam nazwać tego miłością. Stwierdzenie to miałam zostawione dla tej specjalnej, wyjątkowej osoby. Bo wierzę, że kiedyś ją znajdę, a dokładniej: go.
Moje myśli powróciły do pytania przyjaciółki. Wzięłam głęboki wdech, po czym głośno wypuściłam powietrze z ust.
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
- Dlaczego? - nie byłam pewna czy jest oburzona, czy zdziwiona.
- Bo, choć chciałabym, nie mam pojęcia, jak to jest czuć coś więcej. Nie wiem, czy już to poczułam, ale chyba nie. Bo gdyby tak było, nie przeoczyłabym tego, prawda? - bardziej stwierdziłam, niż spytałam. - Dlaczego Cię to interesuje?
I tym razem to ona się zamyśliła. Próbowała uważnie i dokładnie dobrać słowa, albo po prostu utonęła w swych myślach zapominając o moim istnieniu.
- Nie wiem, jak mogłabym ci to wytłumaczyć - skrzyżowała ramiona i przygryzła wargę - ale chodzi o mnie. I o Rossa - wyjaśniła, choć zdążyłam się tego domyślić.
- Podejrzewam. No chyba, że przez ten cały czas ukrywasz pod łóżkiem w sypialni jakiegoś seksownego Włocha.
- To by było nieetyczne.
Na jej twarzy pojawił się grymas, a ja wybuchłam śmiechem.
- Laura, co się dzieje? - chwyciłam ją pod ramię nie przejmując się tym, że idąc koło siebie zajmujemy cały chodnik.
- Po prostu... Czasami czuję się zagubiona. Bo chociaż znam Rossa od dziecka, to razem jesteśmy od niedawna i dręczy mnie myśl, że nasze stosunki przeszły tak szybko na aż tak wysoki tor... Wiesz, on mi już wyznał, że...
- Że co?! - pośpieszyłam ją, kiedy nie dokończyła. Nienawidzę, gdy ktoś tak robi.
- Wyznał mi, że mnie kocha. - Powiedziała już ciszej.
Mimo tego, że krytykuję wyznawanie sobie miłości po tak szybkim czasie związku, uśmiechnęłam się lekko. Zapewne dlatego, że chodziło o moją przyjaciółkę.
- Nie rozumiem... Myślałam, że to sprawi, iż będziesz szczęśliwa. Wiesz, nie codziennie taki fajny gość wyznaje ci miłość.
No chyba, że liczą się sny.
- Właśnie ja też nie rozumiem. To znaczy, jestem szczęśliwa i ja też go kocham, ale... No właśnie. Boję się, że to wszystko, skoro potoczyło się tak szybko, to równie szybko się skończy. A ja nie chcę go stracić - wyznała.
Znacie to uczucie, gdy chcielibyście wypowiedzieć tyle słów, ale żadne z nich nie wydaje się wystarczająco dobre? Kiedy wszystko, co przychodzi Wam na myśl jest nieodpowiednie i czujesz się zmieszany, bo w Twojej głowie panuje prawdziwa burza? Właśnie mniej więcej w ten sposób czułam się teraz ja.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że jedną z opcji było powiedzenie jej prawdy (którą swoją drogą poznałam przez przypadek). Nie chciałam jej znać. Bo sprawiała, że moje serce rozrywało się na kawałeczki, gdy patrzyłam w oczy mojej przyjaciółki nie będąc z nią do końca szczerą. Ale nie mogłam jej powiedzieć tego, dlaczego Ross się do niej nie odzywa, chociaż doskonale znałam powód. Póki istniała szansa na to, że wszystko się ułoży, nie mogłam nic powiedzieć Laurze. Po co miałam ją niepotrzebnie martwić? Ten tok myślenia wpoiła we mnie Vanessa, chociaż całkowicie się z nim nie zgadzałam. Uważam, że straszna prawda zawsze będzie lepsza od słodkiego kłamstwa. Lecz patrząc na smutne oczy Laury, gdy tylko mówiła o blondynie, całe moje myślenie szlak trafiał. Wiecie co jest najgorsze w szczerości? To, że jej wszelkie zasady przestają mieć jakichkolwiek wydźwięk w obliczu naszych bliskich. Wolimy ich okłamywać, niż krzywdzić. Nawet jeśli to przyniesie nieodwracalne skutki. W takich momentach, przegrywam nawet ja. A skoro na bycie szczerym nie ma co liczyć, pozostaje mi tylko sprawić, by uśmiech zawitał na twarz mojej przyjaciółki.
- To jest najbardziej dołujący pocieszający spacer na jakim kiedykolwiek byłam.
Kiedy moja przyjaciółka uderzyła mnie dłonią w ramię, śmiejąc się przy tym, zadowolona z siebie uniosłam kąciki ust ku górze.
- Umiesz pocieszać - zironizowała.
- Tak, wiem. - Uniosłam twarz ku niebu, pozwalając promieniom słońca padać na moją skórę. W tej chwili ponownie pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą z domu okularów przeciwsłonecznych. - Dobra. Lepiej chodźmy już do tego centrum handlowego, zanim całkowicie oślepnę.
Śmiejąc się cicho, obydwie skierowałyśmy się na pasy. Po ich przejściu pokonałyśmy ostatnie 50 metrów dzielących nas od miejsca, w którym wszystkie twoje pieniądze znikną, podobnie jak smutki i przestrzeń osobista. Już po minucie, znajdywałyśmy się w najlepszym centrum handlowym w Los Angeles.

***

Bum! :D
Witajcie, moi drodzy. Tak, wiem. Trochę przeskoczyłam wydarzeniami w czasie, ale, wierzcie mi, tak musi być. :3 
Nom. Obecnie nie myślę zbyt trzeźwo, gdyż iż dlatego że przegięłam z ilością czekolady. O ile istnieje jakaś granica. Bo jeśli tak, to mój popaprany umysł jej nie zna. Ałć.
I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że się podoba. Ogólnie, to Rydellington jest razem, wow. Ale nie bójcie się. U nich też nie będzie aż tak kolorowo. No cóż, muszę Was w końcu trzymać w napięciu do końca :3 haha xd I tak wiem, że jeszcze kiedyś zatłuczecie mnie patelnią. Ale na coś trzeba umrzeć, co nie? 
Kurde. Na zewnątrz taka plucha, że za chwilę mi wszystkie trampki przemokną ;-; Ugh, po raz pierwszy w życiu mam dość zimy. O ile to co jest na dworze, można nazwać zimą. 
Ok. Ja lecę, obiecałam siostrze, że spędzę z nią trochę czasu. Gry planszowe, przybywajcie! Głupi internecie, nie zniszczysz mnie. Póki mogę, pozostanę przy standardowych rozrywkach. c: 
Trzymajcie się! ^^
~JuLien :3

 Nickelback - "What Are You Waiting For?"

13 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że Ross nie zauroczył się w jakieś dziewczynie

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!! Dawaj next zanim umrę z ciekawości!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam nadzieję, że Ross nie zdradził Lau, czy coś takiego, bo masakraaa, szybciutko kolejny rozdział proszę:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie Rydelington jest razem.Bardzo się cieszę.Mam nadzieję,że wnastępnym rozdziale będzie rozmowa Very z Jake'm. Martwię się o Raurę.,, Ross, zastanów się, czy aby na pewno to co czujesz, jest prawdziwe. Możesz nie dostać drugiej szansy, jeśli się zawahasz."Co to ma oznaczać?Boję się tego co wymyśliłaś?!

    OdpowiedzUsuń
  5. To było cudowne...
    Co się dzieje z Rossem? Nie podoba mi się to ;|
    Aaaaa !!! Rydelington !! Jakie to było słodkie ;3 Nie mogę się doczekać next ...
    Ps. Dzięki za nocną lekturę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O boże man nadzieje że Ross nie ma innej Lau nie mogłaby by sobie poradzić z jego stratą.Nareszcie zgoda Rydelington i jeszcze są razem urocze.Fajnie by byłojaby Vera wreszcie pogadała z Jakiem.Czekam na nexta z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział!!!
    Szkoda mi Lau, bo teskni za Ross'em, ale on jakoś dziwnie się zachowuje. Mam nadziję, że jak wroci to Raura znowy będzie szczęśwa. O i jest w końcu Rydellington. Cieszę się, że się pogodzili.
    Czekam na next'a. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku, mam nadzieję, że Ross nie zauroczył się w jakiejś dziewczynie, bo zabiję go własnymi rękami.
    czekam na kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje reakcje:
    ~Po skończeniu czytania:
    Nie, ja jebie..
    Ja stąd wychodzę...
    ~Dwie minuty później, po tępym wpatrywaniu się załzawionymi gałami w ekran:
    To nie może być prawda...
    Ona na pewno tylko zwodzi czytelników, by myśleli, że Ross ma na oku inną...
    ----------------------------------
    Boże, Julio! Czy ty wyobrażasz sobie co ja teraz przeżywam!? Co ja czuję!? Nie no... i ryczę. Brawo! Paczaj do czego jesteś zdolna! Cała ty! Dobiłaś mnie. Nie wiem co powiedzieć. Po prostu w głowie mam tylko: Piiiiiip#^$^@#&*D:Y#XPiiiiip
    O co chodzi z tym Rossem!? Zamglone oczy? Druga szansa? Słodkie kłamstwo? What the f... Mam potop myśli.
    Więc.. no ja ten.. weny Ci życzę, ale nie krusz mnie bardziej, błagam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ej tyle emołszyn, że zgodzę cię z mym Ciachem. Osz ty Julko
    Zacznę od tego, że mi wcale nie przeszkadza taki przeskok, tylko ty mi tak nie pędź, bo ja nie chcę końca tej historii! :D
    I tak wiem, że zaserwujesz nam jeszcze nie jeden elektrowstrząs w rozdziałach, ale mam nadzieję, że pozytywny, bo ja nie to ja wiem gdzie, co i jak, nom.
    Ale ja i tak wiem, że ty tak nas nie skrzywdzisz i nie romansisz nam Rossa z jakąś "x" czy cuś w tym stylu, bo wtedy straciłabym wiarę w Rossa we wszystkich opowiadaniach, nawet w moim *.* Ale wracając, to Ross naprawdę kocha Lau i jej nie zdradzi, bo jak zdradzi, to nie kochał i to nie facet tylko chłopak ( i nie jestem feministką xd)
    Ja już kończę to coś ( czytaj komentarz:p) I się pożegnam do następnego ( mam nadzieję, że happy rozdziału) :D
    Bo, jak nie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ej no!
    Co skończyłam czytać ten twój Rozdział to rycze i mam pęk myśli.
    Co jest z Rossem?! Co to za tajemnica? Czy coś? Ja chce to wiedzieć!
    Ty Julko tyle emocji u mnie wywolujesz O.o
    Jak nie rycze, to się uśmiecham jak głupia, to się śmieje że aż spadam z krzesła (na serio), to się złoszcze i chce ci przyłorzyć patelnią! Jeju! Jak coś to tego nie zrobie, bo mam za dużo swoich spraw. ( masz szczęście )
    To ja może już skończe to coś ( to jest komentarze a nie coś! Ugh! Jak ja nie myśle po czeko czekoladzie!!:B)
    To...do napisania i weny życze!:)
    Ps: Fajny rozdział:B

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja cię zabiję :') Od kilku dni zarywam noce, czytam w każdej wolnej chwili żeby zatrzymać się na. .. TYM?!? Zaczynam się martwić o moje zdrowie (chyba podobnie jak moja babcia i mama :')) bo dzisiaj kupiłam sb paczkę żelków specjalne na czytanko a potem śmiałam sie jak chora psychicznie i próbowałam przekonać mamę, że przedawkowałam żelki :')
    Ale co z Raurą? Błagam wyjaśnij to w końcu bo cię znajdę (Franek patelnia już nie może doczekać się tego spotkania...).
    No... to chyba na tyle... Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  13. No weeeeeeeź.
    Coś ty tu znowu nakombinowała? Do Rydellington nie mam zastrzeżeń, u nich coraz lepiej. :D Chociaż i tak zaraz znowu ich pokłócisz czy coś, więc... nie ma co się zanadto podniecać. O co chodzi z Rossem, tą wielką tajemnicą i jakimś trudnym wyborem?! Chyba lubisz, kiedy nic nie ogarniamy. -.- W każdym razie JA nie wiem kompletnie, o co może chodzić. Najlepiej żebym o tym nie myślała, bo w mojej głowie napiszą się same czarne scenariusze. Wtedy już ewidentnie zadręczę się do śmierci. O.o
    Ja tak nie chcę potoku łez! ;_; Jeśli ta prawda naprawdę będzie taka straszna, na jaką wygląda, to chyba... chyba... rozryczę się na maksa! T-T
    Dobra, trzeba zachować spokój. Wróćmy może do przyjemniejszych tematów. VERONIKA, OGARNIJ DUPĘ! Przecież ten chłopak cię kocha! ;_; Zresztą, co ja będę się wysilać. Do takiego mózgu chyba nikt nie zdołałby dotrzeć.
    No i znowu nurtuje mnie ta tajemnica! ;_; Coś za często używam minki płaczu... No ale jak tu się cieszyć, skoro wszystko się wali?! Ach... Dziewczyno, co ty robisz z moim życiem?
    Pomimo tego smutku i tajemniczości, i złej myśli, i ogólnym zdołowaniu mnie akcją z Raurą, to rozdział i tak genialny. :) Może i wytwarza we mnie negatywne emocje (bo naprawdę mam ochotę zastosować na tobie terapię młotkową), ale jest naprawdę dobry. Kuźwa, długo musimy czekać na następny? Bo wiesz, tak trochę mnie nosi i prawdopodobnie rozerwie mnie od środka, ale jeśli nie chcesz, to nie śpiesz się. Gwarantuję, że jeśli padnę, to przeczytam twój rozdział z zaświatów. XD Jakoś na pewno dam radę. :D
    To tyle z mojej strony. Chwilowo wyczerpały mi się pomysły i w sumie nie mam złego humoru, więc obejdzie się bez wyzwisk. No, może jedno... ty gópia flondro! XD Okej, już mi ulżyło. :D
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń