*oczami Laury*
Wczoraj ostatni raz mogłam uścisnąć Maię. Samolot miała w południe, więc rano wszyscy pomogliśmy się jej spakować, po czym odwieźliśmy ją na lotnisko. Tam, po godzinnym oczekiwaniu, w końcu przyszła pora na odprawę. Pożegnaliśmy więc ją, każdy na swój sposób. Chłopcy serwowali jej porcję żartów, bo chcieli zachować na jej twarzy uśmiech. Dziewczyny płakały, a mimo zaprzeczeń chłopaków, oni też byli tego bliscy. Każdy z nas dał jej cząstkę siebie, którą ona przy sobie zatrzyma, aby o nas nie zapomnieć. My o niej nie zapomnimy. I nie chodzi mi o rzeczy materialne, czy choćby coś bliskiego nam. Chodzi o cząstki naszego serca, które ona zatrzyma.
Według mnie, tęsknota za kimś jest tak duża, jak dużą część siebie temu komuś oddaliśmy. To tak, jakby nasze serce mogło dzielić się na części, a my, moglibyśmy nimi dysponować. Nie wiem, czy to dobre, czy złe. Z jednej strony, otrzymujemy wtedy cząstkę innych, ale jeśli ją przyjmujemy, musimy wiedzieć, co z nią zrobić i jak się nią zaopiekować. Z drugiej strony, jeśli oddamy cząstkę siebie niewłaściwej osobie, ona ją zabierze. Czy to oznacza, że już nigdy jej nie odzyskamy? Tym samym nasuwa się pytanie - czy warto? Moim zdaniem tak. I póki będę potrafiła okazywać innym moją miłość, czy przyjaźń, dopóty będę to robić.
Nadeszła sobota. Myśli, próbowałam zabić jakoś oglądaniem telewizora. Sprzęt grał więc od rana. Właściwie to nie wiedziałam za bardzo, co aktualnie robią Vanessa i Veronika. Z tego co kojarzę, Vanessa z samego rana gdzieś wyszła, chyba spotkać się z Garrettem, a Veronika... Prawdopodobnie siedzi w swoim pokoju, zagłębiając się we wszystkie zakamarki internetu. Nie wiem jak one się czuły. Jak się czują. Ja próbowałam zapchać sobie umysł obojętnie czym, a prawda była taka, że... Że tęskniłam za Maią. Wiem, że nie widziałyśmy się krótko, ale świadomość, że nie zobaczę jej przez kolejne pół roku, doprowadzała mnie do płaczu. I tak było też teraz. Za każdym razem, gdy twarz brunetki pojawiała się w mojej głowie, na moich policzkach pojawiały się łzy. Podobno łzy, to taka krew, ale dlatego są jasne, bo płaczemy, gdy nasza dusza krwawi. Nie wiem czy to prawda. Sięgnęłam ręką do pudełka chusteczek, stojącego na stole i wyciągnęłam jedną. Wysiąkałam swój nos, po czym otarłam łzy. Po raz kolejny spróbowałam się skupić na filmie, jednak do moich uszu dotarła melodia dzwonka. Mój telefon dzwonił. Zmarszczyłam brwi i chwyciłam komórkę leżącą na kanapie do ręki, po czym przykładając urządzenie do ucha, powiedziałam:
-Halo?
-No część Laura. - Po drugiej stronie usłyszałam ten znajomy głos, który sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Cześć Ross. - Nie chciałam, aby wiedział, że płakałam, ale nic nie mogłam poradzić na drżenie mojego głosu. Jestem słaba. Niestety, ale jestem słaba i łatwo mnie skrzywdzić. I to jedna z wielu moich cech, których w sobie nie lubię.
-Skarbie, czy ty płaczesz? Nie płacz... - usłyszałam jego głos. Miły głos. Ale te słowa, wbrew pozorom, podziałały zupełnie inaczej. Znów poczułam, jak moja twarz staje się mokra.
-Ja przepraszam... - wyszeptałam. - Po prostu... Jeszcze to do mnie doszło i... I potrzebuję trochę cza - cza - czasu. - Czas leczy rany. Gówno prawda. Czas pomaga zapomnieć, ale nie leczy ran. Jest jak plaster. Rany fizyczne się zasklepią. A rany psychiczne? Na co plaster? Na co bandaż? Ich nie da się naprawić. Można próbować o nich zapomnieć, można próbować zająć się czymś innym, można wyrzucać te myśli z głowy. Ale, na Boga, niech nikt nie mówi, że czas leczy rany. A mówimy w ten sposób, żeby inni się nie martwili. Żeby dać sobie fałszywe poczucie bezpieczeństwa - "trochę pocierpię i będzie dobrze". A tak naprawdę, im więcej czasu mija, tym bardziej cierpisz.
-Nie przepraszaj. Wszyscy za nią tęsknimy, ale każdy przeżywa to inaczej. A ja nie pozwolę Ci siedzieć sama w domu. - Uśmiechnęłam się. Jaki on jest kochany...
-Nie chcę Cię przytłaczać moim samopoczuciem. - Mimo łez, zaśmiałam się. - Poza tym, ja chyba muszę trochę pobyć sama, żeby...
-Żeby pomyśleć? Lau, im dłużej nad tym będziesz myśleć, tym dłużej będziesz płakać. A ja na to nie pozwolę. Będę u Ciebie za godzinę. - Oznajmił i nim zdążyłam zaprzeczyć, chłopak się rozłączył. Jak osioł, uparty jak osioł. Osioł, ale słodki. Z błyszczącą grzywą, jak u lwa, i cudownymi oczami, jakby zrobionymi z czekolady. Uśmiechnęłam się pod nosem i odblokowałam ekran telefonu, aby sprawdzić, ile mam czasu i która jest godzina. Było po trzynastej, a ja wyglądałam niczym szop pracz wyciągnięty z pralki. Natychmiast podniosłam się z kanapy, o mało co nie tracąc przy tym równowagi. Momentalnie skierowałam się do swojego pokoju, gdzie wybrałam sobie jakieś ubrania, z którymi udałam się do łazienki. Zanim jednak rozpoczęłam doprowadzanie swojego wyglądu i, jak podejrzewam, oddechu do porządku, udałam się do pokoju mojej przyjaciółki. Kiedy weszłam do sypialni Veroniki, ta z słuchawkami na uszach i laptopem na udach, siedziała na swoim łóżku. Na moment zatrzymałam się w progu, nie chcąc jej przeszkadzać. Po chwili uznałam, że za nim moja przyjaciółka odklei wzrok od laptopa może minąć trochę czasu. Podeszłam więc do niej, wysilając się na uśmiech, po czym szturchnęłam ją lekko w ramię. Ta, z początku zdezorientowana, po chwili zdjęła słuchawki na szyję i zwrócił ku mnie swą twarz.
-Co jest i dlaczego wyglądasz jakby Cię stado koni stratowało? - zapytała Veronika, z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
-No bardzo zabawne. Starałam się upodobnić do Ciebie... - udałam obrażoną, jednak po otrzymaniu kuksańca w bok zaczęłam się śmiać.
-Płakałaś? - spytała przejęta, kiedy w końcu się opanowałyśmy.
-Nie. To znaczy tak... To znaczy... Ja... Ja chciałam Ci tylko powiedzieć, że za godzinę będzie tu Ross, więc może pójdę lepiej się przyszykować... - zmarszczyłam brwi.
-Spoko, ja i tak za jakąś godzinę wychodzę na spotkanie.
-Spotkanie? - słowa brunetki sprawiły, że od razu się ożywiłam. - A z kim?
-A to już moja sprawa. - Uśmiechnęła się chytrze, poruszając przy tym brwiami.
-Oj no powiedz! - zawyłam, rzucając się na nią. Laptop na jej udach zbytnio mi nie przeszkadzał. - Powiedz, powiedz, powiedz!
-Hahaha! - zaśmiała się Veronika. - Wiedziałam, że będziesz ciekawa, dlatego jeszcze trochę Cię pomęczę. A teraz już! Leć się lepiej przebrać, bo jak Ross Cię taką zobaczy, to Wasza miłość skończy się tak szybko jak się zaczęła. - Pokazała mi język, małpa jedna.
-On nie jest taki powierzchowny. - Odparłam poważnie, wstając na nogi i kładąc dłonie na biodrach.
-Pogadamy o tym, jak poczuje Twój oddech. - Zatkała sobie nos.
-Menda! - oburzyłam się.
-Wariatka.
-Idiotka.
-Bałwan.
-Zazdrośnica.
-Jodła.
-Jodła? Seriously? - uniosłam jedną brew ku górze.
-Wciąż próbuję coś wymyślić. - Wzruszyła ramionami. - A tak na serio, to życzę Wam miłej zabawy. - Zakończyła, posyłając mi ciepły uśmiech.
-Dziękuje. Dobra, to ja lepiej... Lecę się szykować. - Zaśmiałam się cicho, po czym opuściłam pokój swojej przyjaciółki. Kiedy byłam w progu, zobaczyłam jeszcze, jak sięga po swój telefon, który dotąd leżał na szafce nocnej. Przygryzłam dolną wargę. Czuję, że to będzie dobry dzień.
Poprawka. To będzie dobry dzień, jeśli zaraz doprowadzę się do porządku. Bo inaczej, rzeczywiście mogę wystraszyć Rossa. Z tą myślą, udałam się więc do łazienki.
*oczami Rydel*
-Czyli widzimy się po południu? To super! - odsunęłam telefon od ucha, po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Odłożyłam komórkę na szafkę w kuchni i podeszłam do okna. Spojrzałam w niebo. Dzisiaj było prawie, że bezchmurne. Słońce świeciło, a jego promienie padały na cały świat.
Życie jest piękne, a tak wiele osób tego nie docenia.
Może i jestem przesadną optymistką, ale lubię nią być. Inni mogą mnie uznać za wariatkę, idiotkę, albo kogo jeszcze chcą, ale ja po prostu lubię patrzeć na świat przez różowe okulary. Po prostu... Tak jest łatwiej, milej, przyjemniej... Tak jest lepiej.
Moje przemyślenia przerwały kroki i czyiś głos. Odwróciłam się od okna, a przed sobą ujrzałam Rikera. Mój starszy brat słuchał uważnie czyjegoś głosu, trzymając przy uchu swoją komórkę.
Czasami się zastanawiam, jak ludzie radzili sobie przed erą telefonów. To znaczy, na pewno jakoś sobie radzili i byli mniej zabiegani, ale... Właśnie. Kiedyś, aby z kimś się spotkać, musiałeś do niego pójść i liczyć, że zastaniesz go w domu. Teraz, kontaktujesz się z osobami po drugiej stronie globu a i tak ludzie wszędzie się spóźniają. I teraz są bardziej zabiegani.
Postęp technologiczny mnie przeraża.
Postęp technologiczny mnie przeraża.
-Dobra, pamiętam. Spoko, pogadam z nim. No... To do zobaczenia później, dobrze. No no... Papa! - zakończył Riker, po czym schował telefon do kieszeni.
-Kto to był? - spytałam zaciekawiona. Blondyn podszedł do lodówki i wyciągnął z niej jakiś pitny jogurt.
-Veronika. - Oznajmił na luzie, po czym upił kilka łyków. - A dlaczego pytasz?
-Z ciekawości. - Wzruszyłam ramionami, po czym uśmiechając się lekko, przekrzywiłam głowę w bok. - Lubisz ją, co nie?
-Lubię. - Odparł, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Riker widząc mój wyraz twarzy, wypluł resztkę napoju z powrotem do butelki, po czym szybko pokiwał głową. - Ale nie w ten sposób!
-Skąd wiesz, o czym myślałam?
-Bo znam ten wyraz twarzy. - Powiedział całkiem poważnie, po czym uśmiechnął się głupkowato. I to niby mam być ja?
-Ja tak nie robię! - oburzyłam się, po czym podeszłam do niego i uderzyłam go w ramię.
-Właśnie tak robisz. - Pokiwał głową na tak, wyraźnie rozbawiony tą sytuacją. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł kolejny z moich braci.
-Siema rodzinko! - zawołał radośnie, po czym podszedł do blatu i wyciągnął z miski jedno jabłko. Następnie umył je uważnie i rozpoczął jedzenie.
-Coś ty taki radosny? - zaśmiałam się.
-Jakoś tak. - Wzruszył ramionami, a z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
Jaki on jest słodki. Między nami nie ma aż tak dużej różnicy wieku, ale ja zawsze będę w nim widziała tego małego chłopca, którego fascynowała muzyka i który potrafił cieszyć się z nabycia umiejętności wiązania butów. Pomijając to, że ja skakałam pod sufit dostając swojego pierwszego kucyka Ponny. Albo różową spódniczkę. Albo gdy niezauważalnie ukradłam mamie szminkę i wymazałam się nią. A potem goniłam syna naszych sąsiadów. O tak... Do dzisiaj patrzy na mnie z przerażeniem w oczach.
-Pewnie dlatego, że idzie na spotkanie z Laurą i będzie się z nią ciumkał... - zaśmiał się Riker, układając swe usta w dzióbek.
-Bardzo zabawne, Riker. - Zironizował blondyn, po czym rzucił w swojego brata ogryzkiem jabłka.
No jak małpy.
-Nie bawić się jedzeniem! - warknęłam, widząc jak mój starszy brat sięga po karton soku. - Jak chcecie urządzać bitwę na jedzenie, to nie w tym domu, ani obrębie conajmniej 3 kilometrów od niego! - zadecydowałam, a rozczarowani chłopcy odłożyli swoją broń.
Tak Ross, banan to zabójcza broń. Można zejść ze śmiechu normalnie.
-Poza tym, nie wiem jak ty, ale dla mnie związek to coś więcej niż całowanie. To trzymanie się za ręce, poczucie bezpieczeństwa, spędzanie wspólnego czasu, dopełnianie się, dzielenie się swoim szczęściem...
-Dobra, zrozumieliśmy! - najstarszy uniósł ręce ku górze. - Aż mi się niedobrze robi jak Cię słucham. - Zaśmiał się, za co oberwał ode mnie w głowę.
-Nie śmiej się z niego, boś nie lepszy! - oznajmiłam.
-Właśnie!
-A ty Ross nie wykorzystuj sytuacji. Obydwaj jesteście romantykami, co powoli staje się trochę dziwne, więc się nie kłócić. - Powiedziałam.
-No nie mów siostra, że ty nie szukasz prawdziwej miłości...
-Szukam, pewnie. - odpowiedziałam Rossowi. - Ale ona chyba nie chce się znaleźć. - Odparłam nieco ciszej, ale i tak usłyszeli. Blondyni wymienili znaczące spojrzenia, po czym z powrotem spojrzeli na mnie, jakby... pobłażliwie? - No co?
-Może szukasz za daleko?
-I nie zauważasz najprostszych sygnałów?
-Lub za dużo wymagasz?
-Lub mylisz przyjaźń z miłością? - wymieniali na zmianę.
-Nie skumałam aluzji. - Wzruszyłam ramionami, co chyba bardzo ich zawiodło, bo obydwoje głośno westchnęli. - Że się powtórzę: no co?
-Nie ważne. Ja już muszę lecieć. Laura czeka. - Ross uśmiechnął się lekko.
-A ty przypadkiem się z Veroniką nie umówiłeś?
-On się umówił z Veroniką?
-Ross, twarz. - Riker pokazał młodszemu bratu język. - Po pierwsze, nie umówiłem się z nią taaak jak myślicie. Po drugie, chcemy tylko pogadać. Po trzecie, dopiero wieczorem.
-Przecież my nic nie sugerujemy... - zaśmiał się Ross, po czym wybiegł z kuchni.
-Kurde! Miałem z nim pogadać! - warknął Riker, po czym ruszył w ślad za młodszym bratem. Ja natomiast, zostałam sama w kuchni. Zdezorientowana.
Któż nie szuka miłości?
Każda jej szuka.
Czy jest najważniejsza?
Rzecz gustu.
O co chodziło chłopakom?
Nie mam pojęcia.
Miłość jest ważna, ale nie najważniejsza. Są rzeczy ważniejsze, a często ich nie zauważamy.
Spojrzałam na zegarek. Do mojego spotkania miałam jeszcze dużo czasu. Dzisiaj chyba wszyscy wybędą z domu - przynajmniej Riker, Ross i ja. Rocky pewnie pogra z Ellingtonem w jakieś gry. Każdy ma zajęcie.
Ponownie podeszłam do okna i oparłam się dłońmi o blat. Znowu spojrzałam na niebo. Gdzieś tam, wysoko, jest teraz Maia. Ciekawe, o czym myśli. Ciekawe, o czym śni. Ciekawe, czy też za nami tęskni. Niebo jest piękne. Piękna jest jego nieskończoność. Świat jest piękny.
Często zachwycam się tak zwykłymi rzeczami. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Taka już jestem. I nikt mnie nie zmieni. Taką mam przynajmniej nadzieję.
*oczami Veroniki*
Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie jego zaproszenie. Zgodziłam się, w końcu, jesteśmy przyjaciółmi. I to dobrymi. Ale tylko przyjaciółmi. Jakoś... Nigdy nie myślałam o NAS w TEN sposób. Pewnie po prostu mu się nudziło i zaproponował to wyjście. Tak. Na sto procent.
Nie sądzę, aby to była randka. On przecież... On by nie potrafił, to z nim zawsze się najlepiej dogadywałam, z nim miałam czysto przyjacielskie stosunki, z nim mogłam żartować. Przy nim byłam sobą.
Mną. Jak to dziwnie brzmi. Jak mogę mówić, że przy kimś byłam naprawdę sobą, skoro sama nie wiem, kim naprawdę jestem?
Może jestem nieudanym eksperymentem jakiś naukowców. Może jestem opętana przez kosmitów.
A może jestem jakąś księżniczką, która z niewyjaśnionych przyczyn znalazła się w świecie ludzi?
To prawdopodobne. Widziałam to w filmie.
Fajnie byłoby być księżniczką. Nie wliczając nauki manier, zachowania przy stole, obowiązków i bycia poważną dwadzieścia cztery godziny na dobę, fajnie jest być księżniczką. Kłaniajcie się przede mną tłumy!
Spojrzałam w lustro, które wisiało w mojej łazience i wyobraziłam sobie siebie samą w koronie. Takiej złotej, błyszczącej tiarze.
Chyba każda mała dziewczynka pragnęła kiedyś zostać królewną.
A jako, że rozwój mojego umysłu zatrzymał się na poziomie przedszkolaka, jestem usprawiedliwiona.
Chcę być księżniczką. Kogoś to obchodzi?
Sięgnęłam po szczotkę, która leżała tuż obok umywalki i ówcześnie spryskując włosy, zaczęłam je rozczesywać. Muszę przyznać, że trochę mi to zajęło. Jako, że moje włosy są nie tylko długie, ale i bardzo gęste, trudno mi je rozczesywać. Do tego mają sposobność do częstego kołtunienia się.
Moje włosy mnie nienawidzą. Mogę zadzwonić do psychiatryka?
Kiedy w końcu ogarnęłam jakoś swoją fryzurę, postanowiłam nałożyć na siebie delikatny makijaż. Nie lubię się malować, ale akurat dzisiaj miałam na to zachciankę. I sposobność.
Kiedy po kilkunastu minutach spojrzałam ponownie w lustro, uznałam, że ostateczny efekt w miarę mnie zadowala. Daję sobie 9 punktów. 10 trzymam na specjalną okazję. Wygładziłam moją bluzkę i strzepnęłam paproch ze spodni. Na twarz przyodziałam uśmiech numer 15 i wyszłam z toalety. Do torebki wsadziłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, z których 60% przyda mi się jak komórka w kościele. I tak z niej nie skorzystam, ale mając ją przy sobie czuję się pewniej. Kiedy odblokowałam ekran telefonu, aby sprawdzić godzinę, zorientowałam się, że mam niecałe 20% baterii.
Problemy nastolatki, odcinek 29 - "Co zrobić, gdy Twój telefon jest przeciwko Tobie?"
Westchnęłam cicho, lecz w końcu wsadziłam urządzenie do torebki. A nóż widelec trafi mi się cud. Kogo ja oszukuję. Cuda zdarzają się tylko w bajkach. I właśnie dlatego chciałabym być księżniczką. Żyłabym w bajce, a mój telefon w magiczny sposób zawsze byłby naładowany.
Nadzieja matką głupich powiadają. Zaliczam się do takich osób. Mamusiu, pomożesz?
Kiedy w końcu przestałam się użalać nad swoim popapranym tokiem myślenia, uznałam, że pora się zbierać. Psiknęłam się jeszcze marakujową mgiełką, po czym udałam się do wyjścia. Jako, że moja skleroza ponownie postanowiła się ze mną pobawić, pantofle zostawiłam w pokoju. Po schodach zeszłam więc w samych skarpetkach.
Weszłam do salonu. Tak jak myślałam, znajdywała się tam Laura, która uporczywie coś przygotowywała.
-Ja wychodzę. - Oznajmiłam, uśmiechając się do niej szeroko. Brunetka oderwała wzrok od stołu, na którym ustawiała różne rzeczy i spojrzała na mnie.
-Ok. To powiesz mi, gdzie i z kim? Jesteśmy przyjaciółkami... - zrobiła minę zbitego pieska.
Biedna, naiwna, Laura. Nie byłabym sobą, gdybym się z nią teraz nie podroczyła.
-Powiem Ci, jak wrócę. - Zaśmiałam się. - Apropo, ładnie wyglądasz. No, na pewno lepiej, niż godzinę temu. - Można to uznać za komplement. Nie umiem komplementować ludzi, więc jak na mnie to i tak dużo.
-Dziękuje. - Uśmiechnęła się, gładząc dłońmi swoją sukienkę.
-Polecam się na przyszłość! - zasalutowałam, a w tym samym czasie w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. - Ja otworzę!!! - krzyknęłam najgłośniej jak się dało, mimo iż mnie i Laurę dzieliło jedynie kilka metrów. Pobiegłam do holu i szybkim ruchem ręki otworzyłam drzwi. Widok Rossa mnie nie zdziwił.
-Hej casanovo. - Przywitałam się, przybijając mu piątkę.
-Hejo. Jest Laura? - spytał, a ja ledwo co powstrzymałam się od pacnięcia się w czoło.
-Nie, wyjechała do Afryki hodować alpaki. - Odparłam na luzie.
-Jak zwykle sarkastyczna. - Muszę przyznać, uśmiech to on ma ładny.
-Cała ja! - zaśmiałam się i przepuściłam chłopaka w drzwiach.
-Apropo, to w Afryce serio hoduje się alpaki? A nie w Alpach? Tych górach?
-A kto by to wiedział. - Wzruszyłam ramionami. I w tym momencie mnie olśniło. Spojrzałam na chłopaka, który aktualnie kucał, aby zdjąć swoje buty. Potem, przeniosłam wzrok na salon, w którym wciąż pałętała się moja przyjaciółka. Teraz, albo nigdy. Musiałam mieć pewność. Laura jest dla mnie kimś bardzo ważnym i nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. Kiedy blondyn z powrotem się wyprostował, posłał mi uśmiech, po czym już zamierzał udać się do swojej dziewczyny, kiedy chwyciłam go za nadgarstek. Następnie popchnęłam go na ścianę i przyłożyłam rękę do jego szyi. Nie krył zaskoczenia. Nawet gdyby próbował, to i tak by mu się to nie udało.
-Co ty robisz?
-Chcę Cię o coś spytać. To zajmie chwilkę. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Pamiętasz może naszą rozmowę sprzed kilku dni? O tym, co się stanie, jeśli przez Ciebie sam wiesz kto będzie cierpiał? - spytałam. Chłopak przełknął głośno ślinę. Są dwie opcje; albo się mnie boi, albo po prostu jest zbyt zdziwiony, aby jakoś zareagować. Pierwsza mi schlebia, ale i tak obstawiam drugą.
-Pewnie, że pamiętam. - Powiedział opanowany.
-Więc z łaski swojej, porozmawiaj z Laurą na temat Waszej trasy koncertowej. Nie widzisz, jaką przykrość sprawił jej wyjazd Mai? Masz jeszcze czelność nie mówić jej o czymś tak ważnym, jak Twój wyjazd? Ona się załamie... - mimo próby bycia twardą, przy ostatnich słowach załamał mi się głos. Może przesadzam. Może stosuję zbyt drastyczne środki. Ale Laura to moja przyjaciółka. Może nie zawsze zachowuję się tak, jak powinnam, ale zależy mi na niej. Nie chcę, aby coś jej się stało. Spojrzałam w brązowe oczy Rossa i o dziwo zobaczyłam w nich smutek.
I wtedy to do mnie dotarło. On wcale nie zapomniał jej o tym powiedzieć. On po prostu...
-Nie chcesz jej tego powiedzieć, bo boisz się, że będzie cierpiała. Dlatego tak to odwlekasz. - wyszeptałam i odsunęłam się o krok od chłopaka, który spuścił głowę.
-Wiem, że powinienem być z nią szczery od początku, ale... Nie chcę być powodem jej smutku. Wiem, zachowałem się jak palant i może myślałem tylko o sobie... Ale to nie zmienia faktu, że wciąż mi na niej bardzo zależy. I zależeć będzie. Porozmawiam z nią. Tylko nie dzisiaj, jutro to zrobię, obiecuję. Dziś muszę zrobić coś innego i nie chcę tego popsuć. Jutro jej wszystko wyjaśnię, zgoda? - zapytał z nadzieją, a ja przygryzłam dolną wargę. Obydwoje wiedzieliśmy, że takie odkładanie powiedzenia tego, tylko pogorszy sprawę. Ale kiedy na niego spojrzałam, nie mogłam zrobi nic innego, jak lekko pokiwać głową, na znak mojego poparcia.
Myliłam się co do Rossa. Cały czas myślałam, że on zapomniał, że ma to wszystko gdzieś. A on cały czas myślał o niej. On ja naprawdę kocha.
Podeszłam powoli do chłopaka i wspinając się na palce przytuliłam go, szepcząc do jego ucha: "Powodzenia". Następnie uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam z zamka klucze. Pomachałam chłopakowi dłonią na do widzenia, po czym wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi.
Muszę przyznać, się porobiło. Uważam, że najlepszym porównaniem do życia jest rollercoaster. Raz jedziesz w górę, raz w dół. Raz jest przyjemnie, raz się boisz. Sam wybierasz, kto będzie z Tobą na tej kolejce. A najważniejsze jest to, aby w tym całym pędzie, po prostu nie wypaść z wagonika.
*oczami Laury*
Postawiłam na stole dwie szklanki, po czym wyprostowałam się, aby spojrzeć na to, co przygotowałam. Po raz kolejny chciałam coś zmienić, kiedy poczułam, jak ktoś kładzie dłonie na moich biodrach. Momentalnie się wzdrygnęłam. Już chciałam się odwrócić i zacząć krzyczeć, kiedy ktoś mnie wyręczył. Silne dłonie obróciły mnie o 360 stopni, a przed sobą ujrzałam twarz Rossa.
Przez pierwsze sekundy miałam wrażenie, że jest czymś przygnębiony. Przez tą krótką chwilę. Zawahałam się, lecz postanowiłam na razie nie wypytywać go o powód jego smutku.
Przez pierwsze sekundy miałam wrażenie, że jest czymś przygnębiony. Przez tą krótką chwilę. Zawahałam się, lecz postanowiłam na razie nie wypytywać go o powód jego smutku.
-No cześć. - Przywitał się, ukazując rząd białych zębów.
-Hej. - Odparłam. Chłopak nachylił się ku mnie powoli, a ja wiedząc co za chwilę nastąpi, przymknęłam oczy. Wtem, usłyszałam jakaś melodię. Skierowałam wzrok w dół w tym samym powodując, że wargi blondyna spoczęły na moim czole.
-Telefon Ci dzwoni. - Powiedziałam, wskazując palcem na kieszeń od spodni chłopaka. Ten westchnął cicho, po czym wyciągnął telefon i przyłożył go sobie do ucha.
-Halo? Nie, to chyba pomyłka. Nie, nie jestem zainteresowany. Ale... Tak, na pewno. Ja również, do widzenia. - Zakończył, wsadzając telefon z powrotem do kieszeni.
-Kto to był? - zaciekawiłam się. Ross wzruszył ramionami. - A wiesz, że to nie zdrowe? W sensie, trzymanie telefonu w kieszeni. Czytałam kiedyś o tym. Ponoć są wywoływane jakieś fale, czy coś tam i to może wpłynąć na... No wiesz... Te miejsca... - szepnęłam ostatnie słowa, unosząc twarz ku chłopakowi i jeżdżąc dłońmi po jego klatce piersiowej.
-Zapewniam Cię, że wszystko ze mną w porządku. Chcesz sama sprawdzić?
-Zboczeniec! - zaśmiałam się, po uderzeniu go w ramię. Następnie zrobiłam krok w bok, ukazując to, co przygotowałam dla nas obojga.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko jest poustawiane źle. Szklanki z sokiem pomarańczowym były za blisko talerza ze słodyczami, miska z ciastkami stała zbytnio z boku, a świeczki na środku były zbyt niskie. Do tego krzywo się paliły. Mogłam to jeszcze raz zmienić...
-Nie musiałaś nic szykować.
-Wiem, że to mało, ale chciałam po prostu... - zaczęłam wyrzucać z siebie słowa, niczym katarynka. Przerwało mi lekkie muśnięcie mojego policzka, przez ciepłe opuszki palców blondyna.
-Nie musiałaś nic szykować, bo i tak miałem zamiar się gdzieś z Tobą wybrać. Na taką naszą pierwszą oficjalną randkę. - Ponownie się uśmiechnął, a ja lekko rozwarłam usta. Nie minęła jednak sekunda, a ja już cała rozpromieniona rzuciłam się na chłopaka. I to dosłownie. Stracił równowagę i wylądował, na szczęście, na kanapie.
-To na co jeszcze czekamy? - zawołałam radośnie i zaczęłam podskakiwać w miejscu, niczym mała piłeczka.
-Zapewne na to, aż się opanujesz. - Zaśmiał się, a ja momentalnie się zatrzymałam i skrzyżowałam ręce na piersi. Spróbowałam posłać mu wkurzone spojrzenie, ale chyba mi nie wyszło, bo blondyn zaczął jeszcze bardziej się śmiać.
-Ej no! - oburzyłam się. Ross podniósł się z kanapy i zaczął do mnie powoli podchodzić. Z każdym jego krokiem, mimo moich prób zaniechania tego, kąciki mych ust unosiły się coraz wyżej.
Krok. Uśmiech. Krok. Uśmiech. Krok. Uśmiech.
-Nie gniewaj się już... - szepnął zmysłowo, kiedy stał tuż przy mnie. Chwycił moją twarz w dłonie i ponownie spróbował mnie pocałować, jednak uznałam, że nie dam mu tej satysfakcji. Zrobiłam kilka kroków do tyłu i spoglądałam na nie mało zdziwionego chłopaka.
-Ale...
-Choć już na tą randkę. Jak zasłużysz to dostaniesz buziaka. - Oznajmiłam, dumna z siebie, że oparłam się pokusie połączenia naszych warg. Chłopak nie dawał za wygraną. Ponownie do mnie podszedł i zbliżył do mnie swoją twarz, jednak i tym razem skończyło się to dla niego marnie.
Laura 1, Ross 0.
Zachichotałam. Wiedziałam, że chłopaka to drażni, co dawało mi jeszcze większą satysfakcję.
-Tak chcesz się bawić? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech. Spojrzał na mnie spod byka, a ja poczułam, że czas uciekać. Nie zdążyłam jednak zrobić kroku, gdyż Ross przyparł mnie do ściany. Swoje ręce położył po dwóch stronach mojej głowy, a swoim torsem opierał się o mnie, uniemożliwiając mi ucieczkę. Kiedy próbowałam go odepchnąć, chwycił mnie za dłonie, które już po chwili przyszpilił do ściany. Nachylał się do mnie, początkowo powoli. Za każdym razem uciekałam jednak twarzą. Ruchy Rossa były więc coraz gwałtowniejsze. Skutkowało to tym, że kilkakrotnie pocałował moją szyję, policzki, nos, lub czoło, jednak ani razu nie trafił w usta. Skutecznie mu to uniemożliwiałam, co wywoływało tryumfalny uśmiech na mej twarzy.
-Ej no! - oburzył się niczym mały chłopiec. Teraz już w ogóle nie kryłam rozbawienia i wybuchłam głośnym śmiechem.
Laura, 2. Ross, 0.
-Dostaniesz, jeśli zasłużysz. - Powtórzyłam.
-Baby... - westchnął i odsunął się ode mnie.
-Im dłużej na coś czekasz, tym większa radość, kiedy w końcu to dostaniesz. - Powiedziałam podchodząc do niego. Złączyłam nasze dłonie.
- Zobaczysz, warto poczekać. - Dodałam, przygryzając dolną wargę. Po kilku sekundach, wzrok Rossa skierował się na nasze splecione dłonie. Później, kierował go coraz wyżej, aż zatrzymał się na moich oczach.
-Zgoda. Dla Ciebie poczekam. - Słysząc to, uśmiechnęłam się radośnie. - I przy okazji będzie to poparcie dla mojej tezy o całowaniu, którą dziś podałem Rikerowi.
-Rozmawiałeś z Rikerem o całowaniu? - zdziwiłam się.
-Yymm... Mniejsza o to. Lepiej już chodźmy. - Zaprzeczył i pociągnął mnie za dłoń.
Rano czułam, że to będzie dobry dzień. A teraz? Jestem tego po prostu pewna.
***
Bum! :D
Muszę przyznać, że byłam zaskoczona aż taką ilością komentarzy c: No więc, tak jak obiecałam, rozdział pojawił się dzisiaj. ^^
I co o nim sądzicie? Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem z niego nawet zadowolona ^^ Chyba wrócę do tego podziału na sceny, lubię pisać w ten sposób xd
Dziękuje każdemu kto oddał głos w ankiecie i zachęcam do dalszego głosowania! :D
I mam do Was pytanie. Chcielibyście może, żebym pod rozdziałami dodawała teledysk do piosenki, z której cytat znajduje się w tytule? Dla mnie to będzie czysta przyjemność, ale to już zależy od Was, czy tego chcecie i czy warto :3
Muszę przyznać, że jak czytałam ten fragment 'oczami Laury' na początku o tym dzieleniu serca, to mi się skojarzyło z Harry'm Potterem i horkruksami xd :D
No nic. Oczywiście zachęcam do komentowania, bo to motywuje. I to baaardzo ^^
Pozdrawiam :D
~MiLka <3
Myślę ze wstawianie tych teledyskow to swietny pomysl! Czasami zastanawiam sie skad ty bierzesz te teksty.. wspaniały pomysł;) a rozdział tez wspaniały! Wogule kocham ten blog i to bardzo.. tak samo jak pokochałam nową piosenkę R5 'smile'!
OdpowiedzUsuńSuper i z gory sorka ze tak krotko, ale jutro szkola :-\ ugh! Nienawidze szkoly!!!
OdpowiedzUsuńNoe zanudzam bye
Genialny rozdział c;
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę przestać się uśmiechać z szalonych myśli Veroniki. Jest nawet trochę podobna do mnie (:
Raura oczywiście kochana i cos czuje, ze Laura naprawdę źle przyjmie wieść o wyjeździe Rossa i reszty.
Nasza kochana optymistka Rydel, uwielbiam ją c;
Nie będę przynudzać. Dobranoc, kochana c:
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńRozdział CUDOWNY !!
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tymi teledyskami :D Dobrej muzyki nigdy nie ma za dużo ...
Co do rozdziału ten sposób pisania, styl i przemyślenia ...Gdybyś nie dodała ile masz lat, można by pomyśleć że jesteś jakąś dwudziesto dwu latka z dużym stażem w pisaniu
Cudowny rozdział <3 Napisany rewelacyjnie *-*
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się nexta :D
A wiesz że cię kocham?! Wiesz?! No to teraz tego nie powiem. A wiesz czemu...Gdzie do jasnej ciasnej Matki Boskiej jest KISS Raury ha?! Masz pięć sekund żeby się wytłumaczyć...
OdpowiedzUsuńOooo...czas minął. Przykro *smutka minka* (czujesz ten sarkazm).
BTW...chcem cię zamordować, ale napisałaś to tak słodko (znaczy Raurę), że mogę ci wybaczyć. Mam inne wyjście?!
Dobra żartuje.
Vera i te jej myśli. WTF...choć właśnie za to ją kocham. Za tej wszystkie dziwactwa. Ona jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. I jak tu jej nie kochać. Mimo, że czasem mnie samą wystrasza.
BTW...co to była za gadka blondynów. Serio o kiss'ach?! OMG rozwaliłaś mój system. A ta końcówka 'I przy okazji będzie to poparcie dla mojej tezy o całowaniu, którą dziś podałem Rikerowi.' PERFEKCJA...hahaha.
Co to za spotkanie Riker+Vera...uuu. Coś czuje w powietrzu (spokojnie to tylko obiad). Ale nie nie wierzę, że to będzie DATE...c'nie?! Bo ja tu chyba zeświruje. Riker ma być z Van a Vera z Jakie'm...czaisz bazę?! Nooo...to mam nadzieję.
Pomysł z piosenkami bardzo mi się podoba. Nawet bardzo. Byłoby fajnie jakbyś zrobiła coś takiego na blogu.
No nic...rozdział mi się bardzo podoba, co nawiasem mówiąc jest zawsze. Już nie mogę się doczekać nexta i to na obu blogach.
Życzę weny.
Buźka<3
Oooo Raura <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o piosenki,to chętnie :D
rozdział boski,świetny i wogóle cudny!!!!
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next <33
Świetny ;d
OdpowiedzUsuńBoje się reakcji Lau odnośnie trasy koncertowej. Nasza raura jest taka słodka *,*
Czekam na kolejny ;))
Ciekawie kiedy Ross powie Laurze o trasie
OdpowiedzUsuńJa myślałam że jak Ross mówił Veronice o tym że dzisiaj musi cis ważnego załatwić to taka myśl "On się jej oświadczy! Aaaa!" A teraz to już jajco wiem. Focham się! Jakby to powiedział nauczyciel muzyki z podstawówki którą UKOŃCZYŁAM - z przytupem! No ale ten... Jeszcze było fajne jak Riker wypluł to co tam pił. Picie w sensie. Nwm czamu ale jakoś lubię czytać o Riku jak się wkurza...
OdpowiedzUsuńMyśle, tak co będzie w rozdziale następnym i wyczuwam małe trouble odnośnie trasy koncertowej. Riker i Vera na spotkaniu? Okeej :) Jestem ciekawa co z tego wyniknie. Nie tykać Raury i będzie git ^^ W sumie to Van mogłaby ich tak poobserwować. A te teledyski to super pomysł. Wiele cytatów kojarze z piosenek, ale wiadomo są też nieznajome. Chętnie poszerzę grono o nowe piosenki, albo poznam nieznane do końca słowa.
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam ani czasu ani weny. Anyway rozdział naprawdę dobry :D Strasznie ciekawi mnie wątek Veroniki i Rikera. Nie mam pojęcia co kombinuje Riker i jeszcze ta rozmowa o pocałunku z Rossem. Zastanawiam się czy to w stosunku do Van czy raczej Very, a może tu o Rossa i Lau chodzi, licho wie :P To drugie (Vera of course) byłoby odrobinkę dziwne XD Chociaż muszę przyznać, że przekonuję się do nich razem i całkiem mi to odpowiada, tsaa mój dziwny mózg XD Boję się tylko co z Jakiem, gdzie on w ogóle jest? Biedne chłopaczysko. Raura teraz jest cudowna, zbyt cudowna, boję się co wymyślisz. I z kim spotka się Rydel? Ahh tyle pytań tak mało odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńW każdym razie czekam z niecierpliwością na next :)
PS. Ten pomysł z piosenkami jest świetny, całkowicie popieram! :)
No kurde już się podjaralam Veronika i taka nadzieja ze idzie z Jakem się spotkać a ty mi kończysz....
OdpowiedzUsuń-.-
Nie
Lubię
Cie
Chce
Ich
Teraz
Nawet
Bardziej
Niż
Raure
O!!!
haha a skąd wiesz, że ona się spotka TYLKO z Rikerem? ^^ :D
Usuńchyba NIE spotka TYLKO z Rikerem chciałaś powiedzieć :P
UsuńBo jestem córka wiedźmy a wiedźmy wiedzą wszystko :P