niedziela, 11 stycznia 2015

45. You may say I'm a dreamer, but I'm not the only one.

*oczami Rydel*

Uśmiech na twarz, cycki do przodu, ramiona do tyłu i mogę wychodzić. Jeszcze tylko buty wypadałoby założyć. Zapięłam więc moje sandałki, a kluczyki od domu wsadziłam do torebki. Zajrzałam do niej, aby sprawdzić, czy wzięłam wszystko co będzie mi niezbędnie potrzebne. I jak to zwykle jestem taka zabiegana, że zapomniałabym telefonu. Pacnęłam się dłonią w czoło, po czym skierowałam na schody, aby wbiec do mojego pokoju. Rozejrzałam się po wszystkich białych meblach, które, moim zdaniem, idealnie komponowały się z różowymi ścianami i dodatkami. Takie moje prywatne królestwo. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 14:30. Świetnie. Nie ma to jak być spóźnionym, a nawet nie zdążyć jeszcze wyjść z domu. Przekopałam wszystkie szafki, ale nigdzie nie znalazłam komórki. Z lekka poddenerwowana zbiegłam na dół. Sprawdziłam kuchnię i łazienkę, ale go tam nie było.
-Salon. - Powiedziałam sama do siebie i skierowałam się do wspomnianego pomieszczenia. Kiedy znalazłam się w salonie, moim oczom ukazały się sylwetki dwójki chłopaków - Rockyego i Ellingtona. Obydwoje siedzieli na kanapie, pochylając się do przodu i mając wlepione oczy w telewizor. W dłoniach dzierżyli kontrolery, co oznaczało, że grali w jakąś grę. Chwila, czy oni nie mrugają?
-Widzieliście może mój telefon? - zapytałam, głupia, mając nadzieję, że mi odpowiedzą. - Halo, ja tu jestem!
Nie lubiłam, kiedy chłopcy mnie ignorowali, tylko dlatego, że grali w jakieś gry. Rozumiem, że oni przywiązują do tego taką wagę, jak ja do zakupów, ale bez przesady. Pewnie nie przeszkadzało by mi to aż tak bardzo, gdyby nie to, że prawie codziennie musiałam oglądać podobną tego typu scenę. Mieszkanie z czterema chłopakami - nie polecam, Rydel Lynch. Zwłaszcza, gdy troje z nich to Twoi bracia.
-Dość tego dobrego. - Warknęłam, po czym starając się opanować moją chęć mordu, stanęłam między chłopakami, a telewizorem.
O tak. Możecie nazwać mnie odważną.
-Co ty robisz?! - oburzył się Ellington.
-Zwariowałaś?! - zawtórował mu mój brat.
Faceci. Nigdy ich nie zrozumiem.
Już chciałam na nich wybuchnąć, lecz wzięłam głęboki wdech, przyodziałam różowe okulary na nos i uśmiech na twarz. To drugie w sensie metaforycznym.
-Widzieliście mój telefon? - zapytałam najmilej, jak tylko potrafiłam.
-Naprawdę... - westchnął widocznie rozczarowany Rocky.
Wdech, wydech, życie jest piękne.
-Jest w kuchni.
-Nie ma, sprawdzałam tam. - Odparłam.
-O co zakład, że tam jest? - zapytał Ellington. Przewróciłam oczami. Zaraz się spóźnię... To znaczy, już jestem spóźniona, ale zaraz spóźnię się jeszcze bardziej.
-Nie ma go tam. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-W takim razie uznajmy, że jeśli w kuchni będzie Twój telefon, to jutro spędzasz ze mną cały dzień i będziesz robić to, czego chcę. Co ty na to? - uniósł brew ku górze. Nie powiem, trochę zdziwiła mnie jego propozycja. Ale w sumie, w życiu trzeba ryzykować, prawda? Zresztą, tego telefonu i tak tam nie ma, a nawet gdyby i był, to co mi szkodzi? Gdyby się dłużej nad tym zastanowić, to Ellington to mój przyjaciel. A ten zakład może się okazać ciekawy...
-Zgoda. A jeśli ja wygram, to telewizor jest mój. Na tydzień. - Powiedziałam, po czym uścisnęłam chłopakowi dłoń.
-No to chodźmy. - Powiedział pewny siebie brunet, po czym wstał z kanapy i udał się do kuchni.
-No nie Ratliff, chyba sobie żartujesz! - zawył Rocky, po czym wbił się twarzą w kanapę. Zaśmiałam się cicho, po czym odwróciłam się na pięcie, w celu dojścia do kuchni.
Moje zdziwienie osiągnęło zenitu, kiedy z pomieszczenia wyszedł chłopak, w dłoni trzymając mój telefon. Powiem szczerze - szczęka mi opadła.
-Leżał na blacie. - Odparł na luzie, po czym z powrotem rozsiadł się na kanapie. - Właśnie. Liczę na śniadanie do łóżka o 9, a co dalej już będzie niespodzianką. - Powiedział uśmiechając się szeroko, a ja wciąż miałam rozwartą buzię.
-Ok... - wykrztusiłam, bo na nic więcej nie było mnie stać. Powolnym krokiem ruszyłam do drzwi, nie mając pojęcia, skąd chłopak wziął ten telefon. Przecież przed chwilą byłam w kuchni, sprawdzałam wszystko dokładnie. Wciąż zdziwiona opuściłam dom. Kiedy stanęłam na chodniku, zorientowałam się, że nie mam na sobie butów. Szybko wróciłam więc do domu. Nim zdążyłam zamknąć drzwi, do moich uszu dotarły głosy, dochodzące z salonu. Normalnie bym to zignorowała, ale usłyszałam swoje imię. Grzecznie by było wyjść teraz z domu, ale przecież nie można być grzecznym przez całe życie. Podeszłam więc powoli do przejścia, z którego mogłam obserwować salon.
-Skąd tyś wziął ten telefon? - zapytał Rocky, nie odrywając wzroku od telewizora.
-Miałem go w kieszeni. Wiem, że to Twoja siostra, a moje zachowanie było trochę nie fair, ale...
-Ale? - dopytywał Rocky.
-Ale musiałem wygrać ten zakład. - Zaśmiał się Ellington. O czym on mówi?
-Czyli mam rozumieć, że specjalnie zwinąłeś jej telefon, żeby zmusić ją do spędzenia dnia z Tobą? - zdziwił się mój brat. Nie tylko on był zdziwiony.
-Początkowo to miał być tylko taki głupi żart... Ale potem jakoś tak wyszło z tym zakładem. Zobaczysz, jeszcze jej się spodoba jutrzejszy dzień. - Oznajmił pewnie Ratliff. Nawet jeśli nie widziałam jego twarzy to i tak byłam pewna, że porusza brwiami.
-Stary... Gdybym nie wiedział o Tobie tego, co wiem, to spuściłbym Ci łomot. Ale jesteśmy przyjaciółmi, a do tego staram się Ci pomóc więc... Masz moje pozwolenie. - Zaśmiał się, w czym zawtórował mu Ratliff. Nie chciałam tego dłużej słuchać. Wkurzona opuściłam mój dom, tym razem pamiętając o ubraniu butów.
W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Jak zwykle, gdy nie jestem czegoś pewna.
Wprost cudownie. Dlaczego to właśnie mnie, osobę, która stara cieszyć się życiem, dręczą takie rzeczy? Najpierw ta sprawa z Vanessą, teraz Ellingtonem...
I mój umysł może eksplodować. Nie dość, że nie jestem pewna co do tego, jaki jest Garrett, teraz mój własny przyjaciel i brat coś przede mną ukrywa.
Może wyolbrzymiam niektóre problemy, ale tak to już ze mną jest. Zawsze chcę, żeby wszystko było dobrze, żeby wszyscy byli dobrzy. A potem, gdy pojawia się choćby najmniejsza niepewność, ja robię z niej wielki problem. Przełknęłam cicho ślinę.
Nie. Nie dam się tak wodzić za nos. Ellington chce spędzić ze mną cały dzień? Proszę bardzo. Sprawię, że to będzie dzień, o którym on nigdy nie zapomni.
Ponownie ruszyłam przed siebie. Starałam się przyśpieszyć kroku, aby zdążyć na to spotkanie jak najszybciej.
Dopiero po chwili zorientowałam się, po jakiej ulicy idę. Momentalnie zaczęłam się gorączkowo rozglądać, aż ujrzałam ten dom. Promienie słońca idealnie na niego padały, co sprawiało, że był jeszcze piękniejszy. Dom Mai. Rzecz materialna, a przywołuje tyle wspomnień...
Wbrew pozorom, to nie przedmioty, czy miejsca są dla nas ważne, ale osoby, które nam się z nimi kojarzą.
Mai nie ma z nami niecały dzień. A ja tak za nią tęsknię. Muszę przyznać, że była wspaniałą przyjaciółką. Będzie mi jej bra... Co ja gadam. Już mi jej brakuje. Naszych rozmów. Żartów. Wypadów na miasto. Uwag. Rad. Jej śmiechu. Jej oczu. Jej głosu. Jej.
Poczułam, jak łzawią mi oczy. Starłam szybko pojedynczą łzę, która zdążyła spłynąć po moim policzku. Schyliłam głowę ku ziemi. Następnie ponownie ruszyłam przed siebie.
Podczas całego mojego spaceru, w mojej głowie przewijały się jedynie myśli i wspomnienia, związane z Australijką.
W końcu, moim oczom ukazała się fioletowo-waniliowa kawiarenka, czyli cel mojego spaceru. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w jej kierunku. Kiedy dotarłam do szklanych drzwi, pchnęłam je lekko. Już po chwili znalazłam się w środku kawiarni i otoczyły mnie przeróżne, wspaniałe zapachy. Zaczęłam się nimi napawać. Lubię takie miejsca. Zwłaszcza, kiedy kelnerki są uśmiechnięte, wtedy tworzy się tu rodzinna atmosfera. Lody, ciastka, ciasteczka, kawa i inne smakowite rzeczy, które nie tylko są pyszne i wspaniale pachną, lecz także cudownie wyglądają. Wystrój także jest ważny, wpływa na nasze samopoczucie. To wszystko sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odszukałam wzrokiem moją czarnowłosą przyjaciółkę, która zajmowała miejsce przy jednym ze stolików. Ruszyłam w jej kierunku. To będzie miłe południe.
Nie wliczając faktu, że jeden dzień temu moja przyjaciółka wyjechała do Australii. I mój brat i przyjaciel mają przede mną jakiś sekret. I częścią tego miłego południa, będzie wyjawienie Vanessie, że prawdopodobnie jej chłopak ją zdradza.
Tak. To będzie "miłe" południe.

*oczami Veroniki*

-Dziękuje i miłego dnia. - Pożegnałam się taksówkarzem tuż przed tym, jak wysiadłam z samochodu. Mężczyzna obdarzył mnie grymasem, który chyba miał posłużyć jako uśmiech. Nie miałam pewności. 
Jak mam być szczera, współczuję takim ludziom. Nie dość, że większość swojego życia spędzą w aucie, to jeszcze muszą się stykać z przeróżnymi ludźmi, którzy nie zawsze są, jakby to ująć, normalni. Nie chodzi mi o ocenianie kogoś, ale nawet będąc tolerancyjnym, nie da się znieść niektórych rzeczy. Nie wiem jak inni, ale mi w sobotę wieczorem nie chciałoby się jeździć w kółko po całym mieście, wysłuchując krzyków zlanych nastolatków, którym jedynie w głowie imprezowanie. 
Nie biorąc pod uwagę tego, że właśnie taką nastolatką jestem ja. 
Spojrzałam na budynek, przed którym się znajdywałam. 
Wzięłam głęboki wdech, połykając gulę rosnącą w moim gardle. Przecież przyjaźnie damsko męskie się zdarzają. To, że mój kolega zaprosił mnie do swojego domu, kilkakrotnie zaznaczając, że ma to być spotkanie tylko we dwójkę, wcale nie oznacza, że nasze stosunki mają się zmienić. 
Czym ja się stresuję? 
Przekrzywiłam głowę w bok i spojrzałam na blok, przed którym stałam. Czy aby na pewno nie pomyliłam adresów? Mimo młodego wieku zdarza mi się mieć sklerozę. To całkiem normalne. 
Na drżących nogach podeszłam do drzwi od budynku, przykładając palec do odpowiedniego przycisku na domofonie. 
Ludzie, czy tak trudno koło numerków dopisać nazwiska? A co, jeśli się pomylę? A co, jeśli on zapomniał i nie ma go w domu? A co, jeśli się wyprowadził i na jego miejscu zamieszkał jakiś obleśny maruder? A co, jeśli ktoś go porwał i kazał mu do mnie zadzwonić, żeby mnie zwabić w pułapkę? 
Kiedy zorientowałam się, że od pięciu minut stoję pod drzwiami z ręką uniesioną koło domofonu, miałam ochotę pacnąć się w czoło. Wzięłam głęboki wdech i wreszcie nacisnęłam odpowiedni przycisk. Dlaczego ja to zrobiłam? 
Mam tego dość. Czego ja się tak boję? Przecież to mój przyjaciel, zawsze dobrze się dogadywaliśmy. To zwykłe spotkanie, pewnie nie chciał siedzieć sam i mu się nudziło. Po co ja snuję te wszystkie podejrzenia? I przede wszystkim - co się ze mną dzieje? Jeszcze nigdy nie czułam się tak zdenerwowana. Nigdy. Nie chcę się tak czuć. Jak inni ludzie dają sobie radę ze... O mój Boże. Ja się stresuję. I wcale mi się to nie podoba. 
Moja głupia podświadomości, dzięki której jestem taka głupia i pewna siebie - gdzie się podziałaś? Proszę, wróć.
Do moich uszu doszło brzęczenie. Wyciągnęłam z torebki telefon, ale ekran był czarny. Zmarszczyłam brwi. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to 'brzęczenie' to nic innego jak dźwięk otwierającego się zamka od drzwi. Szybko chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją ku sobie. 
To wciąż stres, czy czysta głupota? I czy jest jakaś różnica? 
Weszłam do środka bloku i skierowałam się na schody. Muszę dojść na 3 piętro. Obym nie pomyliła się w liczeniu. 
Zaczęłam powoli wchodzić po schodach, rozglądając się po ścianach bloku. To nie było biedne przedmieście, o czym świadczyły mieszkania ludzi mieszkających tu. Ale muszę przyznać, że pozostała część bloku była nieco... Zaniedbana? Tak, to dobre słowo. Szare ściany, nie zmienne od dłuższego czasu. Kamienica ta była już wielokrotnie odnawiana, więc obecnie była dosyć luksusowa. No, a przynajmniej jej większa część. Bo o klatce schodowej, za wiele dobrych słów powiedzieć nie można. Gdy byłam mała, wraz z rodzicami i moją siostrą mieszkaliśmy w bloku. Nie znajdywał się on w centrum miasta, ani nie był jakoś specjalnie luksusowy, ale mi to wystarczyło. Mi żyło się tam dobrze, lubiłam to miejsce. Za to sąsiedzi nie lubili mnie. Głównie dlatego, że gdy tylko wracałam ze szkoły odpalałam mój laptop i puszczałam wszystkie z moich ulubionych utworów, a ja nie wyznaję cichego słuchania muzyki. Reszta mieszkańców bloku miała inne zdanie na ten temat. No cóż. Life is brutal. 
Nie byłam pewna, ile pięter już przeszłam, ale chyba wystarczająco dużo. Wow. Jak zaczynam myśleć, to na całego. Podeszłam do drzwi, które należały do mojego przyjaciela. Zapukałam do nich kilkakrotnie, po czym zrobiłam krok w tył. 
Nie kontrolowałam moich palców, które przeczesały włosy. 
Oraz guli, która zaczęła rosnąć w moim gardle.
I tętna, które przyśpieszyło. 
Do diaska, co ze mną? 
Kiedy usłyszałam kroki, przyodziałam na twarz uśmiech. Przecież muszę chociaż stwarzać pozory normalnej, co nie? 
Drzwi się uchyliły. Początkowo uśmiechnęłam się szerzej, jednak już po chwili, moje usta ułożyły się w kształt litery "o". Szczerze? W obecnej sytuacji po prostu nie miałam pojęcia, co zrobić. A tym bardziej, o czym mam myśleć.

*oczami Laury*

Stąpałam po drodze, wpatrując się w swoje obuwie. Nie wiedziałam, gdzie Ross zamierza mnie zabrać, ale od jakiegoś czasu po prostu szliśmy. Nie pytałam o nic. Chciałam, żeby to, gdzie się wybieramy, było dla mnie niespodzianką. 
Zresztą, podejrzewam, że nawet jeśli bym o to spytała, chłopak i tak by mi o tym nie powiedział. 
Słońce świeciło aktualnie w swoim najwyższym punkcie, sprawiając, że cały świat wydawał się być kolorowy. Dla mnie był. Lubiłam swoje życie, cieszyłam się, że dostałam od losu tak wiele. 
Potrafię czuć. Mogę podziwiać świat. Słuchać piosenek, lub po prostu czyjegoś pięknego głosu. Mam co wsadzić do ust, nie chodzę głodna. Swój czas wolny spędzam ciesząc się każdą chwilą. A niektórzy nie mają nawet tego. 
-O czym myślisz? - zapytał mnie blondyn, tym samym przerywając ciszę panującą między nami. Cały czas patrzałam przed siebie, zatrzymując wzrok na bawiących się dzieciach, czy lecącym ptaku. 
-O niesprawiedliwości świata. - Odparłam bez namysłu. 
-Naprawdę? - zdziwił się. Potrząsnęłam jedynie głową. O nic więcej nie pytał. 
Że też nie mam o czym myśleć na naszej pierwszej, oficjalnej randce. Na pewno uznał mnie za dziwaczkę. Ja to potrafię zepsuć atmosferę. 
-Przepraszam... 
-Za co? - zdziwił się. Schyliłam głowę ku dołowi. 
-Za moją głupią odpowiedź. Nie wiem, co mnie naszło. 
-Nie przepraszaj za swoje myśli. - Uśmiechnął się lekko, chcąc mnie rozweselić. Odwzajemniłam gest, po czym wtuliłam się w blondyna. On od razu mnie objął, a my ruszyliśmy dalej.
Najwspanialsze w tym naszym spacerze, oprócz samego towarzystwa, było chyba to, że mimo iż każde z nas jest w miarę rozpoznawalne, nie natchnęliśmy się na żadnego fotografa, czy dziennikarza. Kiedy zostałam aktorką, zyskałam fanów, nowych przyjaciół, pracę, radość ze spełniania marzeń. To wszystko jest dla mnie bardzo ważne. Ale kiedy się na to zdecydowałam, musiałam się liczyć z tym, że stracę coś równie ważnego. A mianowicie prywatność. 
To jest naprawdę smutne. W obecnych czasach, czasach internetu, telewizji i technologii, nie można liczyć na coś takiego, jak prywatność. A zwłaszcza osoby, które są bardziej rozpoznawalne od pozostałych. Dziennikarze, paparazzi oraz wydawcy tych wszystkich szmatławców zarabiają na życiu innych. Czekają na jakiś skandal, bądź Twój jeden błąd i od razu pojawia się o tym wzmianka w jakimś artykule. Nie ważne, czy jest to prawda, czy nie. Przecież liczy się zysk. Co z tego, że ktoś może mieć prawdziwy talent? Innych i tak będzie interesowało, co jadł rano na śniadanie, ile par butów sobie ostatnio kupił, bądź komu wskoczył do łóżka. 
Smutna prawda. Albo szara rzeczywistość. 
-Cieszę się, że Cię mam. - Wyznałam. Nie wiem, co mnie do tego tak nagle skłoniło. Tak, jakbym chciała w tym popapranym świecie znaleźć sobie punkt uczepienia. 
Tym punktem był Ross. 
Chłopak przystanął, a ponieważ obejmował mnie ramieniem i ja stanęłam. Obróciłam się do niego przodem i uniosłam twarz ku górze, aby móc na niego spojrzeć. Uśmiechał się. A padające na niego promienie słońca czyniły go jeszcze przystojniejszym. 
-A ja się cieszę, że jesteś moja. I nie mam zamiaru się z nikim dzielić takim skarbem. - Nie sądziłam, że to możliwe, ale uśmiechnął się jeszcze szerzej. 
-Długo musiałeś szukać? 
-Trochę mi to zajęło. Ale się udało. - Powiedział. 
Znam go tak długo. Tyle razem przeszliśmy. Czasem się kłóciliśmy. Czasem sobie pomagaliśmy. Czasem płakaliśmy. Czasem łapaliśmy wzajemnie spojrzenia. 
Od niedawna jesteśmy razem. I wiem, że to za wcześnie, żeby mówić o zakochaniu, ale jak inaczej nazwać to, co się dzieje?
Jak nazwać moje nogi jak z waty, kiedy nie jestem pewna, co mam dalej robić? Jak nazwać moje obawy, kiedy nie wiem, czy go dziś zobaczę? Jak nazwać czas, który poświęcam na myślenie o nim i zastanawianie się, czy on też o mnie myśli? Jak nazwać pot na moich dłoniach, który pojawia się, gdy on się do mnie zbliża? Jak nazwać te chwile, gdy jedyne co chciałabym zrobić to wpić się w jego usta? Jak nazwać ten stan, kiedy doświadczę jego bliskości? 
Mój Boże, czy to ma jakąś nazwę?! Wiele razy byłam kimś, zauroczona. Wiele razy ktoś mi się podobał. A nigdy nie czułam tego, co czuję przy Rossie. On jest wyjątkowy. Wyjątkowy dla mnie. 
Nie obchodzi mnie zdanie innych. Mam ich w nosie. 
Kocham Rossa Lyncha. Nie boję się tego powiedzieć. I nie mam zamiaru go stracić. 
-Obiecaj mi, że nic nas nie rozdzieli. - Szepnęłam. Nieświadomie zaczęłam liczyć sekundy, które mijały, kiedy czekałam na odpowiedź chłopaka. Potrzebowałam to usłyszeć. Potrzebowałam usłyszeć, że on chce być dla mnie tym jedynym. Bo ja chcę być tą jedyną dla niego. Jestem tego pewna. 
-Obiecuję. 

*oczami Veroniki* 

-Szukasz czegoś? - Stałam jak wryta. Pewnie wyglądałam jak idiotka, ale jak miałam wyglądać, kiedy zobaczyłam przed sobą pół nagą kobietę? 
No nie całkiem. Jako tako miała na sobie szlafrok, ale taki skąpy, że aż w niektórych miejscach raziło po oczach. 
-Ja... - wydusiłam z siebie. Blondynka stojąca w drzwiach przekrzywiła głowę. - Chyba pomyliłam drzwi. - Powiedziałam w końcu, zaczynając się wycofywać. 
-Następnym razem, sprawdź dwa razy do jakich drzwi pukasz. Nie każdy, komu przeszkodzisz w czymś ważnym, będzie taki miły jak ja. - Odpowiedziała posyłając mi mordercze spojrzenie. Szukałam w jej głosie krzty sarkazmu, jednak go nie znalazłam. 
Albo ona była taka głupia, albo ja przedawkowałam płatki śniadaniowe. 
Albo jedno i drugie.
-Zapamiętam. - Uśmiechnęłam się lekko. Chciałam jeszcze coś dodać, ale babsztyl zamknął mi drzwi przed nosem. Ludzie są nietolerancyjni. Przecież każdy może pomylić piętra, prawda? Uznajmy, że tak. Wciąż oniemiała zaczęłam schodzić po schodach. Jako, że grawitacja i zdziwienie grały w jednej drużynie, musiałam nawiązać sojusz z barierką, aby się nie przewrócić. A macie, głupie schody! 
Kiedy dotarłam na niższe piętro, poczęłam zmierzać ku kolejnym schodom w dół. Wtem, usłyszałam jak jakieś drzwi się za mną otwierają. Z obawy przed ujrzeniem kolejnej ciekawej osobistości, wyczujcie ten sarkazm, nawet się nie odwróciłam. Wolałam czmychnąć na stopnie, jednak coś mnie zatrzymało. 
-Vera, jeszcze nie weszłaś, a już uciekasz? - ten znajomy głos. Przymknęłam oczy i mogę się założyć, że moje serce na sekundę przestało bić. Odwróciłam się na pięcie, po czym uśmiechnęłam lekko. 
-Cześć. - Przywitałam się. Uznałabym to za przeznaczenie, gdyby nie to, że chłopak trzymał w dłoni worek ze śmieciami. Czyli zwykły przypadek. Przeznaczenie nie istnieje. Sprawy się nie ułożą, dopóki się ich nie weźmie w swoje ręce.
-Wejdź do środka, ja zaraz wrócę, tylko pójdę to wyrzucić. - Zaśmiał się chłopak, unosząc przy tym czarny worek ku górze. - Czuj się jak u siebie w domu. 
-O to nie musisz się martwić! - zaśmiałam się. Czyżby moja osobowość wróciła? Zaraz się okaże. Wyminęłam chłopaka, kierując się do środka jego mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam zdejmować buty. Następnie ruszyłam wąskim korytarzem, próbując sobie przypomnieć, jakie jest umiejscowienie pokoi w tym domu. 
Muszę przyznać, że dawno tu nie byłam. Trzeba to zmienić. Ale nawet czas nie jest w stanie sprawić, że zapomni się o niektórych rzeczach. Na przykład to, gdzie Jake trzyma nutellę. 
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym ruszyłam do kuchni. Z jednej z półek wyciągnęłam łyżeczkę do kawy. Po chwili jednak się opamiętałam i sięgnęłam po łyżkę do zupy. Następnie wspinając się na palce, otworzyłam środkową szafkę, która wisiała nad piecem. Odszukałam wzrokiem brązowy słoik i jednym ruchem ręki ściągnęłam go. Już po chwili siedziałam na kuchennym blacie, zajadając się nutellą. 
Ta chwila w raju trwałaby dłużej, gdyby nie to, że usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Następnie kroki. Coraz głośniejsze. 
-Gdzie jesteś? - do moich uszu dotarł stłumiony krzyk. Przełknęłam jedzenie, które znajdywało się w moich ustach i odkrzyknęłam:
-W Twojej sypialni! 
Zeskoczyłam z blatu i w ekspresowym tempie wrzuciłam łyżeczkę do zlewu. Następnie słoik odłożyłam z powrotem do półki, po czym odwróciłam się w kierunku wejścia do pomieszczenia. W tym samym czasie do kuchni wszedł chłopak. 
-Mówiłaś, że jesteś w sypialni. - zmarszczył brwi, lecz jego wargi wygięte były w podkówkę. Ale taką odwróconą do góry, uśmiechniętą. 
-A to to nie jest sypialnia? - udawałam głupią. Nie do końca musiałam udawać. 
-Nie, to jest kuchnia. 
-A no tak. Mój błąd. - wzruszyłam ramionami i zachichotałam. 
Kupił to?
-I tak wiem, że wyjadałaś moją nutellę. - Oznajmił chłopak. 
Nie kupił tego. 
-Jestem aż tak przewidywalna? - uśmiechnęłam się lekko podchodząc do niego. 
-Nie, ale masz brązowe kąciki ust. - Zaśmiał się, po czym uniósł dłoń do góry i zaczął przybliżać ją do mojej twarzy. 
Nie zrobi tego, nie zrobi tego, nie zrobi tego...
Shit. Zrobił to. 
-I już. - Powiedział zadowolony, kiedy, jak podejrzewam, moja twarzy była czysta. 
No świetnie. To ja tu przeżywam wewnętrzne piekło, bo nie wiem na czym stoję, cały dzień mam obawy i się stresuje, a ten pacan się cieszy, bo otarł moje wargi z czekolady. Tak, gratuluję. 
Tak, obliż teraz te palce, poczułam się jeszcze lepiej. 
-Próbujesz ze mną flirtować? - powiedziałam kokieteryjnym głosem, a tak naprawdę w środku mi kipiało. Muszę wiedzieć, po co mnie zaprosił. Mówił, że ma do mnie jakąś ważną sprawę. 
Chyba za długo z nikim nie byłam i potencjalnie podejrzane zachowanie mojego przyjaciela, zaczynam odbierać jako wykraczające poza granice przyjaźni. 
Tak. Możecie mnie wysłać do psychiatryka. 
-Zależy, czy tego chcesz. - Odpowiedział tym samym głosem, po czym zaczął się do mnie przysuwać. 
Nim się zorientowałam, już stałam na drugim końcu kuchni i wymachiwałam przed sobą rękoma, krzycząc:
-Strefa osobista! 
-Przecież wiesz, że żartuję, tak? - zaśmiał się. 
Śmiej się. A ja tu przeżywam wewnętrzną rozterkę. 
Odkąd dostałam telefon od Jake'a, coś jest ze mną nie tak. To znaczy, na początku było normalnie, ale kiedy zaczął poważnie mówić, o czymś ważnym, co chce mi powiedzieć, że to nie jest sprawa na telefon i nie wie, jak ja to przyjmę, to sama nie wiem, co się ze mną stało. 
Może tylko przesadzam, ale kiedy chłopak mówi dziewczynie takie rzeczy, to świadczą one o jednym, prawda?
Tak, mam 19 lat. Tak, tak bardzo znam się na życiu. Kolejny sarkazm. Chyba pobiłam rekord guinnessa na używanie sarkastycznych myśli na jeden dzień. Gdzie moja nagroda? 
-Sorki, ale jakoś tak się dziwnie dziś zachowuję. Nie tylko przy Tobie. - Westchnęłam. 
-Może jesteś w ciąży? - zaproponował. 
-Może jesteś głupi? - zasugerowałam, jednak już po chwili oboje się śmialiśmy. 
-Wiesz, ja naprawdę nie znam nikogo takiego jak ty. - Powiedział, po czym uśmiechnął się do mnie w taki sposób, w jaki jeszcze nie uśmiechał się do mnie nigdy. Mówiłam już, że kocham jego uśmiech? Albo, że mam do niego słabość? Do tego uśmiechu oczywiście. 
-Ja też nie znam nikogo takiego jak ja. - Pokazałam mu język. - To po co chciałeś się spotkać? - wypaliłam prosto z mostu. Nie ukrywałam swojej ciekawości. Nie należę do cierpliwych osób. I do tego jestem ciekawska. No cóż, taka już moja natura. 
-Właśnie. - On się speszył. Jake. Najfajowszy chłopak, jakiego znam. Wiem, że nie ma takiego słowa. Użyłam go, bo dla mnie nie ma drugiego takiego chłopaka, jak Jake. Jedyny chłopak, z którym mogłam luźnie rozmawiać. Jedyny chłopak, który podzielał moje poczucie humoru. Jedyny chłopak, przy którym mogłam być sobą. Nie chcę stracić takiego przyjaciela. - To może ty idź do mojego pokoju, a ja przygotuję herbatę. 
-Nie za ciepło na herbatę? - wypaliłam. 
-Myślałem, że lubisz herbatę... - chyba jest smutny. 
-Bo lubię. - Tak, Veroniko, na pewno nie wychodzisz w tym momencie na idiotkę. 
-Trochę się pogubiłem... 
-Żeby tylko ty... - westchnęłam. Chwila. Ja to powiedziałam na głos? 
-Vera, na pewno wszystko z Tobą w porządku? - zapytał. Dobra, musiałam się uspokoić. Jestem zbyt nerwowa. Odetchnęłam, wpuszczając świeże powietrze do moich płuc. Następnie uśmiechnęłam się lekko i uniosłam brwi do góry. 
-Czy ze mną kiedykolwiek cokolwiek było w porządku? - spytałam, na co Jake się uśmiechnął. Wróciłam. I widocznie go to ucieszyło. 
Chyba żadnemu z nas nie odpowiadała ta nerwowa atmosfera. 
-To jeśli chodzi o tą herbatę, to...
-Poproszę miętową. - Przerwałam mu, ale nie wydawał się zły. Następnie nie obdarzając go już ani jednym słowem, skierowałam się do pokoju chłopaka. 
Pchnęłam drewniane drzwi, by już po chwili przekroczyć próg sypialni Jake'a. Ściany miały kolor niebieski, a wszelakie meble wykonane były z czarnego materiału. Stało tu łóżko, biurko, średnich rozmiarów szafa oraz kilka roślinek. Oraz szafka nocna. Nic się nie zmieniło. Nie namyślając się dłużej, wzięłam krótki rozbieg po czym wskoczyłam na łóżko. Następnie zaczęłam się po nim turlać, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w lewo...
-Co ty robisz? - zaśmiał się Jake, stając w drzwiach z dwoma kubkami. 
-Już wiem, dlaczego psy to tak lubią. A za pościel z Barcy dostajesz ode mnie plusik. - Stwierdziłam, obracając się na brzuch w ten sposób, że mogłam teraz widzieć chłopaka. 
-Myślałam, że uznasz ją za dziecięcą. - Podszedł do biurka i położył na nim kubki. Następnie usiadł na skraju łóżka, tuż obok mnie. Skorzystałam z okazji i przeturlałam się plecy, kładąc głowę na jego kolana. Patrzałam na niego z dołu.
-Czy dziewczyna, która na swojej pościeli ma Smerfetkę, mogłaby komukolwiek zarzucić, że jest dziecinny? - uniosłam jedną brew do góry. Zignorowałam to, że chłopak odgarnął z mojej twarzy kilka pasm włosów. - To o czym chciałeś porozmawiać? - przełknęłam gulę w gardle. 
Drodzy państwo, dziewczyna marząca o skoku ze spadochronem boi się porozmawiać ze swoim przyjacielem. Czekam na brawa. 
Na moje szczęście, lub wręcz odwrotnie, Jake również wydawał się być zakłopotany. 
Proszę, oby nie chciał powiedzieć tego, o czym myślę. 
Proszę, przecież jestem grzeczną dziewczynką. 
-Vera, a powiesz mi prawdę? - zaczął. 
Dobra. Teraz to już się boję na całego. Głupi stres. O wiele łatwiej żyło mi się bez niego. 
Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, podniosłam się do pozycji siedzącej. Nasze nogi zwisały bezwładnie z łóżka, a ramiona prawie się stykały. Obydwoje patrzeliśmy gdzieś przed siebie. 
Nigdy nie umiałam mówić o uczuciach. Myśleć o nich, to co innego, ale rozmawiać? A zwłaszcza o swoich? Co prawa, że w swatkę się bawić lubiłam, nie ma co. 
-Postaram się. - Szepnęłam w końcu. 
-Czy ty mnie lubisz?

***

Bum!
Witam Was w ten niedzielny południoranek ^^ Tym razem jakoś tak szybciej uwinęłam się z pisaniem rozdziału i wstawiam go dziś. Miał być dopiero wieczorem, ale jako że skończyłam go wcześniej, a wieczorem mnie w domu nie będzie, to dodaję go teraz ^^ 
Btw jutro poniedziałek. Tak. Właśnie teraz zdałam sobie z tego sprawę.
 Czy tylko u mnie nadeszło 'ocieplenie', że tak to nazwę? No plucha jest, no! Jak już piździ nie powiem jak, no to niech chociaż śnieg jest, a nie, że jedna noc na plusie, a potem znowu zimno i to, co pozostało z śniegu -.- Tak. Moje życie jest takie ciężkie. 
Wracając, proszę Was, abyście nadal głosowali w ankiecie, oczywiście te osoby, które dotąd tego nie zrobiły :) 
A teraz Was zaskoczę: I jak Wam się podobał rozdział? Nie spodziewaliście się tego pytania, prawda? Spodziewaliście? No trudno. I tak chciałam, o to spytać. c:
Odwołując się do wcześniejszego pytania zadanego przez mua, komentujcie, jak coś się nie podoba, to piszcie śmiało, jak co się podoba, to tym bardziej piszcie! ^^ Chętnie poczytam sobie Wasze opinie :D Jak zawsze zresztą c:
No więc, pamiętajcie, co złego to nie ja, a co dobrego tym bardziej. 
Miłej niedzieli, spędźcie ją z rodziną, bo, moim zdaniem, jest to taki rodzinny dzień ^^ :D
A! No i mi się prawie zapomniało. W komach pisaliście, że podoba Wam się pomysł z wstawianiem teledysków utworów, od kórych pochodzą cytaty z tytułów, tak więc proszę bardzo! <3 
~MiLka <3
John Lennon - "Imagine"

 

13 komentarzy:

  1. Zmieniam zdanie
    NIENAWIDZĘ
    CIĘ
    ZA
    PRZERYWANIE
    W
    TAKIM
    MOMENCIE!!!!!!!

    PÓJDZIESZ ZA TO DO PIEKŁA.
    TRZESLAM SIĘ RAZEM Z VERA A TY MI PRZERWAŁAŚ TO A.IDŹ SOBIE

    FOCH!!
    BTW miałam racje lalalalalalalalalalala

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział . DLACZEGO PRZERWAŁAŚ W TAKIM MOMENCIE ?! -,-
    Vera rozwaliła mnie na kawałki . A Rydel zaczynam się bać . Sprawię, że to będzie dzień, o którym on nigdy nie zapomni - brzmi groźnie . Raura słodka jak zawsze . Na ogół wszystko super . BŁAGAM O NEXT, na kolanach . Proszę jak najszybciej . Ty spędzasz niedzielę w domciu , a ja przez pół dnia marznę ... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Na dworze serio piździ. Tego słowa ja dziennie w szkole używam. OB-SES-JA. Chociaż...tak zazwyczaj jak chcę wypożyczyć bluzę od pewnej dobrej duszy... Nie ważne! Rozdział epiiiickiiiii i kuźwa kobieto! Jeszcze raz! Jeszcze jeden gupi raz przerwij w takim momencie.... To się policzymy... I see you...

    OdpowiedzUsuń
  5. No i wszystko wraca do normy, wrócił Jake :D Ale do cholery, w innym momencie się nie dało przerwać?! No zbrodnia normalnie. Jestem ciekawa co mu odpowie. Swoją drogą przemyślenia Very mnie dobijają, jest jedyna w swoim rodzaju. Raura słodka jak zwykle. Ojjj Elluś, Elluś co ty kombinujesz dziecko drogie? Ja na twoim miejscu bałabym się Rydel ;)
    No nic, to teraz błagam o next JAK NAJSZYBCIEJ, bo ja tu nie wytrzymam, ja nie żartuję!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej ale przecież Vera miała się spotkać z Rikerem! A moze ja zwariowalam?? No ale przeciez nawet Rydel sie go o to pytala! A moze mi sie myli, jak zwykle zresztą.. Super rozdział! ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Rikerem miała się spotkać wieczorem.
      Chwila moment....

      JAKE BĘDZIE ZAZDROSNY O RIKERA ALBO STWIERDZI ZE NIE BĘDZIE IM WCHODZIŁ W PARAD????
      Nooooo
      :(((

      Usuń
  7. omggg vera i jak kocham ich!! <3333

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie tez plucha :/
    Rozdział spoko, czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  9. A to przypadkiem Vera nie miała się spotkać z Rikerem?! Albo Sweety jest tępa...albo ma sklerozę. Albo to i to. Ale chyba to był Riker?!
    Mam tak samo jak Vera skleroza mnie aż boli.
    BTW...a mogę już szykować sweet nazwę dla Jake i Very. Bo jeśli mua mózg pracuje good. To chyba on chce się spytać czy ona coś ten tegos do niego?! Tak?! To czyli mogę sobie przybić High Five czy nie?! A ty już dobrze wiesz jak jak lubię je przybijać.
    A tak z innej beczki...czyli że Ell zabierze gdzieś Ryd. Znaczy że też będzie parring. Ale czekaj a to oni już nie są przypadkiem razem?! To są czy nie są.
    Bosz...zbliża się poniedziałek a ze mną jeszcze gorzej. Skleroza jak nic. Albo zanik pamięci krótkotrwałej. A przypadkiem to nie to samo?!
    Jestem tępa...
    No kiedy Ross jej powie, że jadą na tą cholerną trasę. I jakoś kurde nie będzie ich z miesiąc albo więcej. Bo znowu nie pamiętam ile?! Debil (kochany) jej obiecuje że będą together...i że nic ich nie rozdzieli. I co?! I dupa Oooo. Bo rozstania bardzo źle działają na związek. Oooo...
    I teraz thinakam...skąd to wiem. Bo dupa...nie jestem w związku. Tsaa
    Ja się boję tej rozmowy Van z Ryd. A co jeśli ten typek jak mu tak Garret?! (Serio martwię się...moja pamięć jest w cholernej rozsypce...shit a jutro jeszcze pytanie z biologii...High Five Sweety). To czyli że ten Garret zdradza Van czy jej nie zdradza?! Bo Słodka nie czai bazy.
    Wszystko w nexcie tak?! Zapewne. A kiedy on się pojawi?! Albo wiesz co nie mów. Bo i tak zapomnę. Jak to ja.
    Życzę weny.
    Buźka<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego akurat w tym momencie?! ;c Mam nadzieję że dodasz jak najszybciej bo nie mogę sie doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  11. AAAAAAAAAAAAAAA! Moja song! Moja song! Aaaa! Ta kawa parzy kuff!
    Mój jęzor.. ał :'| Bosz! Ale tu jest moja song! Ale jak!? Omgpfu.. koniec. A więc.. podoba mi się pomysł z eledyskami, bo chętnie poznam głębiej twój gust muzyczny (madafaka jak to brzmi) ,,Imagine all the people living for today..'' Kojarzy mi się to z twoim mottem :D Konefka! Koniec jarania się songiem miało być! No okej.. już. A więc z góry przepraszam za to co tu napisze lub też zostanie napisane, bo trochu żle się czuje więc wisz.. bywa. Tak więc.. Jara... tak chodzi mi ło ta para xD ( Jake & Vera) przyznać muszę że spodobała mi się ich ,,łączność'' taka niby to przyjaźń niby to zakochanie. Lubię to ;> Ta niepewność, te przys[ieszone tętna mrrr. No i weś! Po co się nabieraczką od kawy trudzić! Kielnie od razu!
    Ciekawe gdzie Raura się wybiera :D Ross to słodziak, Lau to zamyślona kobieta o poważnych sprawach tego świata. Coś mi z tym ,,obiecuję'' od Rossa tu śmierdoli... Czujem że cuś wprowiadzisz, bo cuś za spokojnie w okolicy... Albo mam schizy, nie wiem. Te krzyżówki genetyczne wykańczają. A tak serio to są chyba najłatwiejsze z całego dnia jaki dane mi było przeżyć oO Pięknie piszesz. Tak.. tak z głową i mądrze i wesoło zarazem :D Ellington = the sweetest guy ever! Co Rydel miała namyśli że on nie zapomni tego dnia..? ;> mrrr hot się robi.
    Weny życzę i pozdrawiam serdeczne :**

    OdpowiedzUsuń
  12. Rydel moja faworytka, Rydel wymiata, ale to wszyscy wiedzą, nie tylko w fictionach.
    Ross zawahanie, ale jak on może obiecywać, tak Lau i to jeszcze na ich pierwszej randce?? O maj gat;-; I jeszcze to zamieszanie, lubię zamieszania, oczywiście mam na myśli Veronicę i Jake'a. Nie wiem, co ty tam kombinujesz, ale chyba mam się bać?;]
    Z góry przepraszam, że ja taka zacofana z rozdziałami i komentowaniem, ale trochu spraw z semestrem, jak co roku, ale postanawiam poprawę, tym bardziej, że od walentynek mam ferie jupi!
    Na koniec mam aska, ale to napiszę w zakładce:)
    Pozdrawiam, Patka Cher:)

    OdpowiedzUsuń