czwartek, 6 sierpnia 2015

64. We better live our lives up to the fullest


*oczami Laury*

Kolejny dzień, kolejne godziny na planie, kolejne wybuchy śmiechu, kolejne kubki kawy, kolejne chwile zabawy. Jeju, jak ja kocham tę pracę! Granie w serialu, ogółem samo granie, wcielanie się w inną postać, zapoznawanie z przyjaciółmi z planu, uczenie scenariuszy, wygłupianie za obiektywem kamery... To wszystko jest naprawdę ekscytujące!
- Dobrze, świetnie Wam dzisiaj poszło! - oznajmił Kevin, po nakręceniu kolejnej, ostatnie już dzisiaj sceny. - Widzimy się poniedziałek! - dodał, odwracając się na pięcie i kierując do swojej garderoby.
- Dobra robota! - ucieszyła się Raini, przybijając każdemu z nas po kolei piątkę.
- Czy my kiedyś zagraliśmy coś źle? - prychnęłam, wybuchając po tym głośnym śmiechem.
Odkąd się obudziłam, miałam w organizmie niespożytą ilość energii i radości. Przy śniadaniu podskakiwałam wesoło na krześle, a całą drogę do pracy podśpiewywałam jakieś piosenki. Aż dziwię się, że osoby z mojego otoczenia potrafiły to wytrzymać.
- Serio, przystopuj z ilością cukru na śniadanie, słonko. - Calum zarechotał, niczym mała, zielona żabka. Ooo, zarechotał jak Kermit! Chociaż, czy on rechotał, czy tylko mówił i opierał się zalotom Panny Piggy?
- Sugerujesz mi, że jestem za gruba? - Wskazałam na niego palcem i obdarzyłam groźnym spojrzeniem, które skutecznie zostało zniweczone przez kolejny napad śmiechu.
- To twoje słowa... - Uniósł dłonie do góry i poczochrał mnie po włosach. Najchętniej zrobiłabym to samo, ale ze względu na mój niski wzrost i jego niczym wieżowca, mogłam jedynie skakać, ośmieszając się przy tym i machać rękoma. W sumie, to mogłoby być zabawne. Szkoda, że jednak tego nie zrobiłam.
- To co, widzimy się w poniedziałek? - spytał Ross, kiedy wymieniliśmy się jeszcze kilkoma uwagami. 
- Pewnie, miłego popołudnia czwartkowego, piątku i weekendu! - zakomunikował Calum, po czym zaczął odchodzić w kierunku swojej szatni.
- Nie upij się zbytnio! - zawołała za nim Raini.
- Postaram się! - odkrzyknął, unosząc dłoń do góry, po czym zniknął za zakrętem.
Muszę przyznać, że moja ekipa z planu to naprawdę pozytywni (lub pozytywnie zakręceni, jak kto woli) ludzie. Cieszę się, że nie trafiłam na jakichś snobów, bo odbieraliby mi połowę przyjemności z tej pracy.
- Gdzie Raini? - spytałam Rossa, orientując się, że czarnowłosa nas opuściła. - Nie zdążyłam się pożegnać!
- Powiedziała nam, że idzie. Odpowiadałaś jej. - Uniósł brwi do góry, po czym schował telefon do kieszeni. Od kilku dni cały czas ma go przy sobie, znika w garderobie na tajemnicze rozmowy lub "dyskretnie" odpisuje na jakieś smsy. To zaczyna być intrygujące i irytujące zarazem. 
Czyżby miał bogatsze życie towarzyskie ode mnie? Albo planował napad na bank? Co, jeśli jest jakimś tajemnym agentem FBI i bycie aktorem/piosenkarzem to jego przykrywka?!
- Laura! - Głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia nad jego tajemnym drugim życiem.
- Hm? - mruknęłam, jakże mało inteligentnie.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- Pytałem, czy masz ochotę wybrać się do mnie? - spytał, unosząc kąciki ust ku górze. Ooo, aż mu się dołeczki zrobiły!
- W sensie, do ciebie do domu? - zdziwiłam się.
- Nie, w sensie do mnie pod most. Pewnie, że do domu. - Przewrócił oczami. On zaprasza mnie do swojego domu? Tak nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki? A co, jeśli chce mnie zgwałcić? Albo zmusić do gotowania mu posiłków?! Lub będzie mi kazał wysprzątać jego pokój?! - I uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie mam zamiaru zrobić ci niczego złego. 
- Wcale tak nie pomyślałam! - oburzyłam się, chociaż miał całkowitą rację.
- Ta, jasne. Vanessa u nas jest, Riker powiedział, że jak chcę, to mogę cię zaprosić - dodał.
- A chcesz? - Tym razem to ja uniosłam brwi do góry.
Nie jestem pewna, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa, ale sytuacja wydawała mi się komiczna, więc postanowiłam dalej ciągnąć to dziwne coś.
- Pewnie, że chcę. Nie mam na dzisiaj żadnych planów, a nie mam zamiaru kolejnego dnia spędzić na graniu na konsoli z moim nieogarniętym rodzeństwem - zażartował. Dobrze wiem, że kocha swoje rodzeństwo i gdyby mógł, spędzałby z nimi każdą wolną chwilę. - Poza tym, przyjaźnimy się.
- Taaak. Przyjaźnimy... - Przeciągnęłam samogłoski w zdaniu, aby nadać mu lepszy wydźwięk.
- To jak, chcesz do mnie przyjść, bo robi się dziwnie.
- Spoko. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Wzruszyłam ramionami. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że moje słowa mogły być trochę chamskie. Dodałam więc:
- Spędzę popołudnie z samym Rossem Lynchem. Toż to zaszczyt!
- No bardzo zabawne. To chodź, po drodze wpadniemy jeszcze po Jake'a.
- Po Veronikę też możemy? - spytałam.
- Veronika jest u Jake'a - oznajmił, mrugając do mnie. 
Ciągle zapominam, że oni są parą, co oznacza, że spędzają ze sobą dosłownie każdą wolną chwilę. Robię się zazdrosna. O Veronikę, rzecz jasna.
Po wzięciu swoich rzeczy z naszych garderób, skierowaliśmy się na parking, gdzie chłopak zaparkował swój samochód, czego mu zazdrościłam - nie zdolności parkowania, ale posiadania własnego wozu. Ale najpierw, musiałabym namówić Vanessę, że opłaca się nam kupować kolejny samochód. I musiałabym zdać na prawo jazdy. I podpisać wiele papierkowych umów, od których rozbolała by mnie głowa. Po namyśle dochodzę do wniosku, że w sumie wożenie się z innymi nie jest takie złe.
Zajęłam miejsce pasażera, po czym rzuciłam torebkę na tylne siedzenie. Następnie zapięłam pasy i wyjrzałam za szybę. Uwielbiam obserwować świat podczas jazdy samochodem. Wszystko wtedy tak szybko znika, więc musisz być uważny, żeby dostrzec te najpiękniejsze szczegóły. A niektóre są naprawdę warte zobaczenia. Każdy uśmiech, którym ludzie obdarzają się nawzajem, jest czymś, co warto doceniać. W obecnych czasach, mało kto zwraca uwagę na drobne szczegóły, a szkoda, bo czasami dają więcej radości niż wielkie, ostentacyjne gesty.
Jechaliśmy już z pięć minut, kiedy w radio puścili dobrze znany mi utwór. Jego autorami był nie kto inny, jak moi przyjaciele. 
Wsłuchując się w pierwsze dźwięki utworu "Pass Me By", spojrzałam na Rossa. Nieskutecznie maskował uśmiech, który zaczął pojawiać się na jego twarzy.
Ooo, jego zawstydzenie jest słodkie. Pobawię się w dobrą wróżkę i ukrócę mu cierpienia.
- No już. Daj głośniej. Wiem, że chcesz. - Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on to odwzajemnił. Puścił jedną dłonią kierownicę, po czym przeniósł ją na pokrętło, dzięki któremu piosenka rozbrzmiała głośniej. Znalazłam w tym też korzyść dla siebie. Teraz mogłam głośno śpiewać, a nie było tego aż tak słychać. Zresztą, przy rozpoczęciu refrenu Ross do mnie dołączył. Z tym, że on nie śpiewał normalnie, a celowo zniekształcał swój głos, raz brzmiąc jak wiewiórka, a raz jak śpiewak operowy. Nie mogłam powstrzymać śmiechu! 
Między tymi napadami chichotu, wydzieraniem się na pół miasta i wymienianiem wzajemnych spojrzeń, wróciłam myślami do pierwszego dnia wakacji. Wtedy też ze względu na brak własnego samochodu blondyn musiał mnie podwieźć i mimo wzajemnej niechęci, śpiewaliśmy razem jakąś piosenkę. Naprawdę wiele się zmieniło się od tego czasu. Zabawne, jak jedno lato może obrócić życie człowieka o 360 stopni. 
- No hej, hej! - oznajmiła radośnie Veronika, usadawiając się na tylnym siedzeniu naszego wozu, kiedy podjechaliśmy pod blok zamieszkiwany przez Jake'a.
- Gdzie masz swojego chłopaka? - zaśmiałam się. 
- Tutaj - oznajmił Jake, otwierając moje drzwi. - No już, zmykaj na tylne siedzenie, chcę się przywitać z przyjacielem - zaśmiał się. Chcąc spełnić jego prośbę, odpięłam pas i miałam zamiar wysiąść z wozu, ale blondyn uprzedził moje plany. Wpakował się na moje siedzenie i chwytając mnie w biodrach, a następnie pchając za pupę, przepchał mnie nad skrzynią biegów, a następnie posadził na kolanach Rossa. Miałam ochotę spalić się ze wstydu.
- Jake! - warknęłam. 
- Nigdy nie byłem cierpliwy. - Pokazał mi język, po czym przybił swojemu przyjacielowi piątkę. Przy okazji, Ross nic sobie nie robił z tego, że siedzę mu na kolanach. To było dla niego tak naturalne, że aż straszne.
- Jak śmiesz dotykać pupy innej dziewczyny, kiedy TWOJA dziewczyna jest tuż obok i na to wszystko patrzy! - oburzyła się Veronika, uderzają Jake'a otwartą dłonią w czoło. Głośny plask rozbrzmiał w całym samochodzie.
- Twoja pupa jest na tyle piękna, że nie ośmieliłbym się jej dotknąć. - Zatrzepotał rzęsami, co wydało mi się bardzo zabawne. Wybuchłam głośnym śmiechem.
- Takie komplementy to wciskaj innym dziewczynom, może one uwierzą - warknęła.
- Oj nie gniewaj się, skarbie... - powiedział czule, wyciągając przed siebie dłoń i głaszcząc ją po zaczerwienionym policzku. Wraz z Rossem wydaliśmy z siebie głośne "aww". W tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że wciąż siedzę mu na kolanach! Zawstydzona otworzyłam więc drzwi i niezdarnie wygramoliłam się z samochodu, uderzając przy tym Rossa łokciem w brzuch. 
- Au! - jęknął.
- Przepraszam cię! - pisnęłam wystraszona. Następnie usiadłam na tylnym siedzeniu, tuż obok Veroniki, która wciąż kłóciła się z Jake'iem. Już nawet nie wiem, o co! Oni chyba na tyle przyzwyczaili się do tych kłótni, że bez nich ich związek nie miałby sensu.
- To nie moja wina, że nie byłaś głodna!
- I tak powinieneś na mnie naciskać i wcisnąć kolejny ze swoich słabych bajerów!
- Ej! Moje bajery wcale nie są słabe!
- Nie, wcale, tylko nadają się do reklamy osiedlowego spożywczaka!
- Czy wy kiedyś przestaniecie się kłócić? - spytał Ross, tym samym czytając mi w myślach.
- Jak mam się przestać z nią kłócić, skoro ona jest - zaczął mówić Jake, ale Veronika skutecznie przerwała jego wypowiedź, dając mu buziaka w policzek - najwspanialszą dziewczyną na świecie... 
- I tego się trzymajmy. - Widocznie dumna z siebie Veronika uśmiechnęła się tryumfalnie, po czym wygodnie usiadła na siedzeniu i zapięła pas. Zrobiłam podobnie, a już po chwili ponownie jechaliśmy w kierunku domu rodzeństwa Lynch łamane na Ratliff.
Cóż, jestem pewna, że to popołudnie okaże się ciekawe.

*oczami Rydel*

- Nie wierzę! Wy jesteście Rydel Lynch i Ellington Ratliff! - wykrzyknęła jakaś dziewczyna, podbiegając do naszej ławki w parku. Chłopak momentalnie ściągnął rękę z mojego ramienia, posyłając mi współczujące spojrzenie.
- No to tyle z naszej randki - szepnął mi do ucha, tuż przed tym, jak dziewczyna znalazła się przy nas.
- Mogę... Mogę zrobić sobie z Wami zdjęcie? - spytała niepewnie, wyciągając telefon z torebki. 
Uśmiechnęłam się szeroko. I choć magia chwili prysła, a my z Ratliffem nigdy nie będziemy mogli liczyć na stuprocentową prywatność, to i tak kocham swoich fanów. Uwielbiam widzieć uśmiechy na ich twarzach, robić sobie z nimi zdjęcia i sprawiać, że czują się wyjątkowi. Muszę przyznać, że takie sytuacje są na swój sposób dziwne, bo zarówno fan czuje się wyróżniony, że mógł sobie zrobić z nami zdjęcie, a i ja czuję się wyjątkowa ze świadomością, iż dla kogoś mogę być przykładem.
- Pewnie! - Podniosłam się z ławki, tym samym posyłając wymowne spojrzenie Ellowi. Chłopak mniej chętnie podniósł się, by zrobić zdjęcie, co trochę mnie zdziwiło. Początkowo na jego twarzy malował się grymas, ale kiedy spojrzał na uradowaną fankę i jemu poprawił się humor. Dziewczyna zrobiła w sumie trzy zdjęcia - jedno z z Ratliffem, drugie ze mną i trzecie wspólne z naszą dwójką.
- Rydellington naprawdę istnieje?! - Wybuchła szczęściem, a ja poczułam się trochę niezręcznie. 
Niby co miałam teraz powiedzieć? Z jednej strony, nie miałam zamiaru okłamywać młodej fanki, czułabym się z tym źle, ale nie chciałam też zdradzać tego, że ja i chłopak jesteśmy razem. Może w przyszłości, lecz nie teraz, kiedy chcę się nim nacieszyć.
- Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość - odpowiedział mój chłopak, tym samym wybawiając mnie od odpowiedzi. - A teraz wybacz, ale musimy już iść. - Przytulił się do na oko czternastoletniej dziewczyny, która wydała z siebie (zapewne niechciany) cichy pisk. Czyż to nie jest urocze?
Już po chwili, spacerowałam z chłopakiem po parku, do którego wybraliśmy się godzinę temu, by móc pospędzać ze sobą trochę czasu.
- Czasami żałuję, że nie jesteśmy zwykłymi nastolatkami, wiesz... Takimi, których nikt nie zna - westchnął chłopak.
- Sława ma swoje plusy i minusy. - Wzruszyłam ramionami. 
- Szkoda, że jednym z nich jest ograniczona prywatność. Dotychczas mi to aż tak nie przeszkadzało. Każdy uśmiech fana, to powód do uśmiechu dla mnie, ale...
- Ale co? - zagadnęłam, zatrzymując się. Chłopak też się zatrzymał i ku mojemu zdziwieniu, położył dłonie na moich biodrach.
- Wiesz, nie mogę nawet pocałować się na środku alejki w parku, nie bojąc się przy tym, że ktoś zrobi nam zdjęcie. - Miałam wrażenie, że ilustruje spojrzeniem całą moją twarz.
Zachichotałam.
- Tak jest zabawniej. A trochę adrenaliny nikomu jeszcze nie zaszkodziło - rzuciłam, na co chłopak się zaśmiał. Następnie oparł swoje czoło o moje, przez co poczułam, jak po moich ramionach przelatuje gęsia skórka, a kolana uginają się pod ciężarem reszty ciała.
- Adrenalina wzrasta? - spytał, a ja poczułam jego oddech na swojej twarzy.
Zapomniałam o wszystkim - fanach, zdjęciach, plotkach, prywatności... Dosłownie nic się nie liczyło. Jedynie chłopak i jego wargi, które były coraz bliżej moich, aż w końcu się z nimi zetknęły. Za każdym razem, gdy on mnie całuję, czuję krew pulsującą w żyłach i zabawne mrowienie w żołądku. Wszystkie te chwile są magiczne, a ja nie chcę ich przerywać, chociaż jestem świadoma, że w końcu i tak to nastąpi.
-  I jak? - spytał Ell, oddalając się ode mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, kładąc mu ręce na ramionach. 
- Całkiem nieźle, ale chyba musimy jeszcze trochę nad tym popracować. - Starałam się brzmieć poważnie, co poskutkowało przewróceniem oczami u chłopaka.
- Trening czyni mistrza - oznajmił, po czym ponownie mnie pocałował, tym razem krótko, ale równie słodko i przyjemnie co poprzednim razem. - Idziemy? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. I ponownie ruszyliśmy przed siebie.
- Wiesz, coś kiepsko nam idzie to ukrywanie się - powiedziałam nagle, kiedy mijaliśmy fontannę. Przysiedliśmy na jej brzegu.
- W sumie, to i tak wszyscy się w końcu o tym dowiedzą. - Wzruszył ramionami, po czym wsadził dłoń do wody i ochlapał mnie nią.
- Ej! - zaśmiałam się, po czym ochlapałam go większą ilością wody. 
- Jesteś pewna, że chcesz się ukrywać?
- A ty? 
- Mi jest to obojętne. Jeśli chcesz, możemy póki co nikomu o tym nie mówić, ale ostrzegam, że trudno mi będzie ukrywać przed światem tak wspaniałą dziewczynę - oznajmił, a ja poczułam, jak moje serce zaczyna szybciej bić.
Jak ja mogłam przez tyle lat szukać miłości, skoro cały czas mieszkał przy mnie tak wspaniały chłopak? 
Przez chwilę myślałam, czy może mu tego nie powiedzieć, ale zawstydzona ograniczyłam się jedynie do lekkiego uśmiechu.
- Po prostu chciałabym się póki co tobą nacieszyć - westchnęłam. - Ale może rzeczywiście nie warto robić z tego wielkiej tajemnicy?
- Po prostu bądźmy sobą. Nie ukrywajmy nic, a kiedyś, gdy oboje będziemy na to gotowi, ogłosimy to, wiesz, tak oficjalnie.
- Podoba mi się ten pomysł - ucieszyłam się, po czym oparłam głowę na jego ramieniu. Skoro mamy być sobą, to proszę bardzo. 
Siedzieliśmy tak przez chwilę, nie odzywając się do siebie, a jedynie ciesząc chwilą. Bo naprawdę było z czego się cieszyć.
Boję się jedynie, że kiedyś to może się skończyć, że pokłócimy się, zerwiemy i już nie odbudujemy tej relacji, którą mamy. Czy wtedy uda nam się dogadać? I czy wciąż będziemy mogli grać razem w jednym zespole? Nie mówię, że chcę takiego zakończenia, broń Boże! Tyle że czasami nachodzą mnie chwile, w których boję się przyszłości. Chyba każdy człowiek się jej boi, bo nikt nie wie, co skrywa. 
- Ell? - spytałam cicho, nie będąc pewna, czy mogę się z nim podzielić moimi obiekcjami. Wścieknie się na mnie, a może wesprze? Raczej nie będzie na mnie zły, to nie w jego stylu... A muszę z nim o tym porozmawiać. Muszę się dowiedzieć, na czym stoję i na co mogę liczyć.
- Mhm? - mruknął.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam pięści, próbując dodać sobie odwagi.
- Co z nami będzie, kiedy... Kiedy na przykład się pokłócimy? Myślisz, że będziemy potrafili się znowu zaprzyjaźnić? - spytałam. 
Po chwili pożałowałam jednak, że się na to zdecydowałam. Zapewne wszystko teraz zepsuję. 
Uniosłam głowę z ramienia Ellingtona, chcąc uważniej widzieć jego twarz, by móc wyczytać z niej jakiekolwiek emocje. 
Milczał. Zastanawiałam się, co tak naprawdę czuje i o czym myśli, a ta niepewność rozsadzała mnie od środka.
- O tym myślałaś przez ten cały czas? - Uśmiechnął się szeroko, a ja uderzyłam go pięścią w ramię.
- Pytam na serio... - westchnęłam, a mój strach ciągle wzrastał.
- Rydel, czy ty chcesz ze mną zerwać? - spytał, widocznie smutniejąc. A może zaczynał się wściekać?
- Nie, no coś ty! - zaprzeczyłam momentalnie, czując, że jednak nie powinnam zadawać tego beznadziejnego pytania. - Ja po prostu jestem głupia i nie potrzebnie myślę o takich rzeczach, nie powinnam tego mówić, przepraszam cię. Jesteś najwspanialszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek znałam i nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię mam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... - wyrzuciłam z siebie na jednym tchu i nie czekając na jego reakcję, przytuliłam się do niego mocno. Czułam szybko bijące serce i miałam wrażenie, że zaraz wyrwie się ono z mojej piersi. Nagle zorientowałam się, że chłopak chwyta mnie za dłonie i odsuwa od siebie, a ja miałam ochotę się rozpłakać. On jednak nie odsunął mnie aż tak bardzo i nie puszczając moich dłoni, położył je na swoich kolanach i zaczął gładzić po kciukach. Nie byłam pewna, czego się teraz spodziewać.
- Rydel, spójrz na mnie - poprosił, a ja przestałam obserwować nasze dłonie. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. - Nie jestem zły i miło wiedzieć, że jestem dla ciebie aż tak ważny, przy okazji - zaśmiał się. - I rozumiem, że myślisz nad takimi rzeczami, a zareagowałam tak, bo boję, że może nie jesteś ze mną szczęśliwa lub coś w tym stylu - westchnął, a ja chciałam zaprzeczyć, przerwać mu i spytać, czy nie upadł na głowę. Postanowiłam jednak milczeć i czekać na to, co jeszcze powie Ellington. - Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale jednego jestem pewna. Choćbyś nie wiadomo jak bardzo mnie wkurzyła, nie mam zamiaru z tobą zrywać. Nigdy. Tego możesz być pewna. A skoro masz takie wątpliwości, to chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jestem w tobie zakochany - oznajmił, lekko się uśmiechając, a ja miałam wrażenie, że wzruszenie zaraz wyciśnie ze mnie wiadro łez. - A jeśli to ty ze mną zerwiesz, będę chodził za tobą całe dnie i noce, aż zmienisz zdanie. Tego możesz być pewna - zażartował, po czym ponownie przeniósł moje dłonie na swoje plecy i przytulił się do mnie z całej siły.
- Też cię kocham - oznajmiłam.
Byłam niesamowicie wściekła na samą siebie za tę ułomność. On mi wyznaje takie rzeczy, a ja nie potrafię wydusić z siebie większej ilości słów. I jedyne, co potrafię wyznać to to, że go kocham. Bo ja naprawdę się w nim zakochałam, w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.
Tę kolejną, magiczną chwilę przerwał dzwonek telefonu. Odsunęłam się od szatyna, by mógł sprawdzić komórkę. 
- Sms - wymamrotał pod nosem, odblokowując ekran telefonu. Byłam ciekawa, kto do niego napisał. Chłopak wstukał coś w klawiaturę, po czym schował sprzęt do kieszeni spodni. - Chodź, zbieramy się - oznajmił, podnosząc się z krawędzi fontanny i podając mi dłoń. 
- Tak szybko? - zdziwiłam się.
- Ross napisał, że wszyscy są u nas i żebyśmy wpadli, to coś razem porobimy. 
Podałam mu dłoń, nie spodziewając się, że mój chłopak będzie na tyle dziecinny, by wepchnąć mnie do wody. Momentalnie zadławiłam się wodą i poczułam, jak sukienka przykleja mi się do ciała, zresztą, włosy również oklapły i przylgnęły do moich pleców.
- Jak mogłeś! - oburzyłam się, zaraz po wyjściu z fontanny. Chwyciłam róg sukienki i wykręciłam z niej wodę. - Zobacz, co zrobiłeś!
Ellington nie robił sobie kompletnie nic z mojego oburzenia, a wręcz przeciwnie - śmiał się w nieba głosy, widocznie zadowolony ze swojego pomysłu. 
- Zarządzam separację! Masz spędzić jutro cały dzień z Rockym, bo ci żartów brakuje! - warknęłam. - Widocznie niewyżyty jesteś!
- Oj nie gniewaj się, pączku. - Nie przestawał się śmiać.
- Masz mi coś do zarzucenia?
- Nie, ale wiedziałem, że to przezwisko jeszcze bardziej cię wkurzy!
- Koniec tego dobrego - warknęłam, po czym dumnie unosząc głowę ruszyłam przed siebie. Coraz to szybciej oddalałam się od rechotu mojego chłopaka. Po chwili widocznie opamiętał się, bo postanowił mnie dogonić.
- Oj nie gniewaj się, delfinku.
- Masz jakiś monopol na słabe przezwiska - warknęłam. Wciąż byłam zła o to, że wrzucił mnie do fontanny! Naprawdę, myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w słabych komediach romantycznych!
- Przestań, one są słodkie! Tak jak ja. - Wesoło wzruszył ramionami, widocznie ciesząc się z własnej egzystencji.
- Chyba w snach - prychnęłam, co, jak się później okazało, było ogromnym błędem. Ellington zatrzymał mnie i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, przerzucił mnie sobie przez ramię w ten sposób, że wzrokiem mogłam dokładnie badać strukturę jego pleców i koszulki. - Ell, zostaw mnie! - krzyknęłam, wybuchając przy tym śmiechem. Nie moja wina, że on tak na mnie działa. - Jestem dla ciebie za ciężka! - dodałam, żartując, chociaż w pewnym sensie głupio mi było z myślą, że może faktycznie taka jest prawda. Co jak co, ale Ell ma zdecydowanie drobniejszą budowę ciała ode mnie. I mogłabym się nie wiadomo jak odchudzać, ale, niestety, nie posiadam tego daru, którym matka natura obdarzyła mojego chłopaka - nie przyswajanie jakichkolwiek tłuszczy do organizmu. To jest naprawdę nie fair!
- Och, nie przesadzaj. Jesteś lekka jak piórko - oznajmił, co było naprawdę miłe. I w normalnych warunkach bym mu za to podziękowała, ale bardzo bałam się, że go przeciążę i coś mu zrobię. 
- Ellington, postaw mnie! To jest miejsce publiczne!
- Przeszkadza ci to? - spytał, wychodząc z parku i wchodząc na chodnik. Pięknie. Więcej ludzi ma okazję zobaczyć tę scenę. 
- Okay, już się nie gniewam za wrzucenie do wody, ale proszę, postaw mnie, bo coś sobie zrobisz - powiedziałam. - I mi przy okazji - dodałam. Dopiero wtedy Ratliff zatrzymał się i postawił mnie na ziemi. - Dzięki.
- Doniósłbym cię do domu. - Wzruszył ramionami. - I nie wiem, co ty masz w tej swojej głowie, ale wcale nie jesteś ciężka, więc przestań się tym tak przejmować.
- Okay, okay, spróbuję wyluzować. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam go za rękę, starając się zapomnieć o tym, że jestem mokra. - To jak, idziemy?
- Idziemy - oznajmił, po czym oboje ruszyliśmy w kierunku naszego domu, od którego dzieliło nas piętnaście minut drogi.

*oczami Laury*

Pizza. Zamówili pizzę. I zjedli ją. We dwoje. Nie dając mi ani jednego kawałka.
To powinno być karalne!
I puf, ulotnił się cały mój dobry humor.
- Jak mogliście! - oburzyłam się. Okay, trochę przesadzam, ale ja naprawdę uwielbiam pizzę i mogę za nią dać wszystko!
- Zamówiliśmy ją na obiad... - usprawiedliwiał się Riker.
- To było wyrzucić pudełko!
- Siostra, nie przesadzaj, bo naprawdę zaczynam myśleć, że jesteś uzależniona - powiedziała wcale nie na żarty Vanessa.
- Przepraszam, ale nie jadłam obiadu i unoszą się tu wspaniałe zapachy, i ja tak lubię jeść włoszczyznę, a zwłaszcza pizzę, i po prostu zrobiliście mi ochotę, i...
- Spokojnie, wyluzuj trochę - zaśmiał się Rocky, który znikąd pojawił się w salonie.
Puf, niczym czarodziej.
- W sumie, to ja też jestem trochę głodny - wsparł mnie Ross. - Ale, wolałbym coś innego, niż pizza. To że ty jesteś naturalnie szczupła, nie oznacza, że ja również mam taki dar.
A już miałam ochotę go przytulić za podzielanie mojej teorii.
- Co wam wszystkim strzeliło do głowy z tą dietą?! - westchnęłam. - Ludzie, nie wolicie być szczęśliwi? Naprawdę chcecie tracić życie na zamęczanie się takimi sprawami jak odchudzanie?
Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć logiki moich przyjaciół. Okay, zdrowe odżywianie jest ważne, a z dobrą figurą każdy czuje się lepiej, ale bez przesady!
- Nie umiesz tego pojąć, bo ty nie masz takich problemów - oznajmił Jake.
- O co ci...
- Człowiek zawsze nie docenia tego, co ma, a pragnie tego, czego mieć nie może - wyjaśnił Rocky, a my wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na przybysza z kosmosu.
- Wow. To było naprawdę... Wow - wydusiłam z siebie, na co większość moich przyjaciół się zaśmiała.
- Sądzę, że słowo, którego szukasz, to głębokie, mądre i niezrozumiałe dla osób o niższym poziomie inteligencji, czyli was. - Rocky uśmiechnął się szeroko, a ja miałam ochotę zdzielić go ręką po głowie. Na szczęście, Vanessa mnie wyręczyła, co oznaczało, że związek z Rikerem aż tak jej nie zmienił. A Rocky, to Rocky, czyli wybuchł śmiechem.
- Śmiej się, śmiej, ale nie zdziw, gdy pewnego dnia obudzisz ze znoszoną skarpetką na twarzy - pogroził mu Ross. I tym razem to reszta towarzystwa wybuchła śmiechem.
- Może poczekacie na Rydel i ona zrobi wam coś do jedzenia? - zaproponował Riker. Ku mojemu zdziwieniu, większość osób zareagowała na ten pomysł entuzjastycznie.
Jak można w ten sposób wykorzystywać własną rodzoną siostrę? Ja się pytam! To bardzo, ale to bardzo nie fair. Chociaż... Czy ja robię to samo mojej siostrze? Czy ja też ją wykorzystuję?
Próbowałam wrócić pamięcią do różnych sytuacji, w których potencjalnie mogłam wymigać się przed jakimś zajęciem, prosząc Vanessę o to, by zrobiła je za mnie. Myśląc tak nad tym wszystkim doszłam do wniosku, że bywały takie chwile. Ale nie było to jednostronne. Vanessa także prosiła mnie o robienie różnych rzeczy, które równie dobrze sama mogłaby zrobić. Widać tak już jest w rodzinie, że czasem albo się kimś wyręcza, albo z czystej dobroci komuś pomaga. No proszę, a już chciałam krytykować rodzinę Lynch. Zawsze łatwiej ocenia się innych. Nawet wtedy, gdy robią dokładnie to samo, co ty.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi, a już po chwili w salonie pojawił się Ellington i Rydel. Mokra Rydel, należy dodać.
- Właśnie cię obgadywaliśmy - oznajmiła wesoło Vera, nie zwracając uwagi na mokrą sukienkę naszej przyjaciółki. Dla niej to zupełnie normalne, pamiętam, że jakiś czas temu ona również wróciła cała mokra do mieszkania.
- Wolę nie pytać - zaśmiała się blondynka, posyłając nam szeroki uśmiech.
- Dlaczego jesteś cała mokra? - Ross zainteresował się stanem swojej siostry, pytając o coś, co każdemu z nas zapewne chodziło po głowie.
- Wolicie nie pytać. - Machnęła lekceważąco dłonią. - Idę się przebrać - dodała, po czym skierowała się na schody.
- Ratliff? - spytał podejrzliwie Riker, wpatrując się badawczo w chłopaka jego siostry.
Ooo, to takie słodkie, że się o nią troszczy!
- Spacerowaliśmy po parku. - Rat wzruszył ramionami, po czym rozsiadł się na sofie tuż obok Rocky'ego i Vanessy.
- Bo to wszystko wyjaśnia - sarknęła Vanessa. Ktoś tutaj ma zły humor...
- Potknęła się i wpadła do fontanny - dodał szatyn. Przez chwilę miałam wrażenie, widząc jego uśmiech, że ta historia wyglądała zupełnie inaczej, ale postanowiłam nie wnikać w szczegóły. - Z Rydel wszystko jest możliwe - rzucił Ratliff, brzmiąc jak jakiś głos z reklamy. Serio, to było dosyć zabawne.
Zresztą, dla mnie wszystko jest dzisiaj zabawne, radosne i piękne. Chyba zbliża mi się ten czas, kiedy każda kobieta ma (usprawiedliwiony) popyt na czekoladę, zmiany nastrojów i pełne prawo do krzyczenia na wszystkich i obżerania się czym popadnie.
Po jakimś czasie wróciła do nas Rydel, przebrana w czarne leginsy i czerwoną koszulkę. Po niewielu namowach jej braci, co oznaczało, że zwyczajnie się do tego przyzwyczaiła, ugotowała nam wszystkim spaghetti. W trakcie jedzenie przypomniało mi się, jak po którymś wypadzie na plażę, kiedy przemokliśmy do suchej nitki, wpadliśmy do domu naszych przyjaciół, a blondynka ugotowała nam pyszny makaron! Mogę nawet wybaczyć brak uwielbionej przeze mnie pizzy, Rydel to najlepsza kucharka jaką znam! Zjedliśmy obiad (aż dziw, że starczyło dla aż tylu osób) w bardzo miłej atmosferze. Porozmawialiśmy na różne tematy, między innymi napatoczył się temat dotyczący nowej muzyki R5. Niestety, póki co nie chcieli nam nic powiedzieć, ale obiecali, że jako pierwsi będziemy mieli okazję usłyszeć ich najnowsze piosenki. Już nie mogę się doczekać! Potem rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Patrząc tak na roześmiane twarze moich przyjaciół, drażniących się Jake'a i Veronikę, nakładającą nam wszystkim do kubeczków lody Rydel i pomagającego jej Rossa, Rocky'ego, który prowokował Vanessę, co z kolei rozbawiło Rikera i Ratliffa całego upaćkanego sosem, miałam ochotę dziękować Bogu za tak wspaniałych przyjaciół. Tak wiele chciałabym im powiedzieć, tyle zrobić, tyle zapamiętać, chociaż nie potrafię, bo żadne słowa nie wyrażą tego, co czuję patrząc na tych ludzi. Przyjaciele to najważniejsi ludzie w całym moim życiu, są na równi nawet z rodziną. Sprawiają, że czuję się ważna, potrzebna, na swój sposób wyjątkowa. Po prostu czuję, że mam dla kogo i po co żyć i jestem tak cholernie szczęśliwa, że nie jestem sama, że mam wspaniałą siostrę, przyjaciół, miłość. Mogłabym mieć wszystkie pieniądze świata, wielbicieli i adoratorów oraz zwiedzać świat we wspaniałych ubraniach, ale bez osób, które kocham i które kochają mnie byłabym niczym. I chociaż brzmi to tandetnie i kiczowato, to jestem pewna, że jeśli nie masz kogoś, z kim możesz dzielić się radością, nigdy jej w pełni nie poczujesz.
- Wiecie, co? - spytałam spokojnie, mimo kotłujących się we mnie uczuć zdolnych do wybuchnięcia w każdej chwili. Mimo panującego gwaru, wszyscy zwrócili na mnie uwagę.
- Coś się stało? - Vera zaniepokoiła się.
- O co chodzi? - zawtórował jej Ross.
- Ja... - westchnęłam. - Ja po prostu was wszystkich kocham.

***

Bum! c:
 Zamiast od "bum", powinnam raczej zacząć od "przepraszam", co nie? Nie chodzi nawet o to, że dodałam rozdział po tygodniu, bo to nie jest aż tak długo. Chodzi o to, że obiecałam Wam dodanie go w poniedziałek i tej obietnicy nie dotrzymałam. Przepraszam.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, a rozdział nie jest za słodki/radosny/o niczym. Ja nie odnoszę takiego wrażenia, ale ja to ja, równo pod sufitem zdecydowanie nie mam xd Zresztą, ten blog miał być pozytywnym opowiadaniem (co dokładnie o nim sądzę, usłyszycie przy prologu, na który wreszcie mam dokładny pomysł!). Poczekajcie na mojego nowego bloga, tam będzie się zdecydowanie więcej działo ^^ No, i będzie bardziej realistyczny :) I bardziej uczuciowy. Zresztą, sami się już wkrótce przekonacie c:
Sprawdzałam rozdział, błędów nie powinno być, ale wiecie... Każdy popełnia błędy, więc jak coś wyhaczycie, to po prostu dajcie znać ;)
Przy okazji, mam nadzieję, że scenka Rydellington nie wyszła ZA słodko. Wiecie, Ell ma być takim fajnym miśkiem, Rydel zagubiona, a całość w miarę normalna, ale ja po prostu nigdy nie shipowałam żadnej pary tak bardzo, jak shipuję Rydellington w realu, tak więc... Mogło wyjść trochę mało realnie i słodko, wybaczcie :3 Odbiję to sobie na nowym opowiadaniu (wiem, ciągle o tym piszę, ale ciągle o tym myślę, już nie mogę się doczekać ;p).
Okay, zanim palnę kolejną głupotę i całkowicie się ośmieszę, powiem Wam dobranoc (bądź miłego dnia) i powrócę do spamowania na tweeterze #PolandWaitsForR5 i oglądania Kości. Hogins flirtuje z Angelą *-*
A. I mała zapowiedź. Ma dla was kilka niespodzianek (niektóre miłe, inne, chyba, mniej miłe). Ogłoszę je przy prologu :3

~JuLien :3

Moja ulubiona piosenka z albumu. Będę oryginalna, a co.
R5 - "Wild Hearts"

PS. Jakie są Wasze ulubione piosenki z albumu? :D Moje chyba wszystkie xd No, z lekkim wyróżnieniem (co wcale nie jest dziwne) pięciu ;p 

11 komentarzy:

  1. Wild hearts górą xD
    Jutro wracamy do spamu :D
    Chyba...
    Nie ważne.
    Czekam na nexta i Raurę
    (Tak zawsze to piszę ._.)
    Bay

    ~Kal

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle super (nic zaskakującego, w dobrym znaczeniu)
    Czekam na ten "plan" którym zajmuje sie Ross.
    Co do Wild hearts i właściwie całej płyty zakochałam sie! Kiedy chce wymienić moje ulubione piosenki z albumu okazuje sie, ze wymieniam praktycznie wszystkie i nie potrafię wybrać! Kawał dobrej roboty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział!!!
    Aww... Rydllington było mega słodkie. Częściej możesz im tak słodzić. Kiedy w końcu plah Rossa wyjdzie na jaw? Już nie mogę się go doczekać.
    Jeśli chodzi o ulubione piosenki, to jest to naprawdę bardzo ciężki wybór, bo wszystkie są świetne. Po prostu kocham ten nowy album i słucham go naokrągło.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział nie mogę się doczekać nexta <3
    Więcej Raury :*
    Piszesz boosko
    pozdrawiam moniaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Czekam na nexta!
    A z Rydellington nie przesadzasz*)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na plan Ross'a.
    Rydellington <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cuudowny <3
    Rydellington było urocze, nie przesadziłaś.
    Kiedy wreszcie dowiemy się o co chodzi z tym planem Rossa?
    Co do albumu to moja ulubiona piosenka to... nie nie potrafię wybrać.Wszystkie są świetne.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Też oglądam Kości 😆 rozdział że ta powiem szapoba (nie wiem jak to się pisze 😒)
    Podobał mi się ten rozdział był normalnie taki taki... Zajedwabisty 😏
    Piosenki ... Kocham wszystkie ale znajduje się piątka której mogę słuchać 24h 😜
    Czał amore mijo .. 😘

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :*
    Rydellington.
    Ciekawe co z tym planem Rossa.
    Mądre słowa Rockiego. Wow.
    Czekam na next ♡

    PS. Pozdrawiam Cię z nad morza :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny<3
    Aww...Rydellington:) Rocky to mnie zaskoczyl O.o Takie slowa, no wow!
    Ja kocham ich wszystkie piosenki, ale najbardziej lubie I Can't Say I'm In Love<3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam:*
    Twoja Czekoladka♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde! Czy tylko ja mam takiego pecha? Znowu mi się komentarz usunął! To pech czy raczej głupota? Pewnie jedno i drugie, ale co tam... Rozdział super. Już 64 a wciąż nie mam pojęcia jaki plan ma Ross. Dlatego lecę czytać dalej. Bo mnie ciekawość od środka zżera!

    OdpowiedzUsuń