-Co ty tu robisz?! - spytałam lekko zdenerwowana.
-Chciałem Cię przeprosić... Ty chciałaś mi pomóc, a ja zachowałem się jak zwykły dupek. Nie sądzę, że mi wybaczysz, nie musisz. Jeśli nadal chcesz mi pomóc, to możemy dalej się kłócić, możesz mnie obrażać, gdy nie będzie nikogo obok. Wiem, że zasłużyłem. Nigdy nie sądziłem, że mogłabyś być moją przyjaciółką, a tym bardziej dziewczyną. Tak byłem spięty tą sytuacją, że całe moje emocje wylałem na Ciebie. Do tego doszło jeszcze spotkanie Cassidy. Naprawdę przepraszam. - powiedział. Byłam tak blisko niego. Mogłam dobrze wpatrzeć się w jego oczy, w których widziałam po raz pierwszy w życiu szczerość. Wiedziałam, że mówi prawdę i zrozumiał, że przesadził. Zazwyczaj gdy rozmawiamy, jego wzrok jest beznamiętny, obojętny, przepełniony nienawiścią i odrazą. A tym razem zobaczyłam coś innego. Dobro. Którego nigdy mi nie okazywał. Wiem, że każdy popełnia błędy, ale czy jestem w stanie mu wybaczyć. Może warto dać mu drugą szansę...
-Zgoda. - uśmiechnęłam się - Tym razem Ci wybaczę. I pomogę Ci. W końcu czemu ona ma wymyślać jakieś historie na Wasz temat. Lecz nie myśl sobie, że to że jestem teraz miła oznacza, że będzie tak cały czas. - dodałam. On również się uśmiechnął. Dziwne uczucie. Jeszcze nigdy nie odbyliśmy normalne rozmowy, bez żadnej kłótni, czy obelg. No cóż chyba będę musiała przywyknąć. W końcu przed całym światem musimy udawać parę...
-A tak z ciekawości, to skąd wiedziałeś, że marzę o randce na plaży? I od kogo się dowiedziałeś, że różowe róże to moje ulubione kwiaty?
-Jeśli chodzi o to pierwsze, to rano zadzwoniłem do Van. Początkowo chciała mnie zabić i krzyczała, ale gdy wszystko jej wyjaśniłem uspokoiła się. Doradziła mi żeby zrobić Ci taką niespodziankę na plaży, bo od zawsze o tym marzyłaś. Zorganizowałem więc to wszystko. Delly natomiast zaproponowała, że będzie bardziej romantycznie jeśli naszykuje kwiaty - uśmiechnął się po czym teatralnie przewrócił oczami - Jeżeli natomiast chodzi o rodzaj kwiatów.,. To to że się nie lubimy, nie oznacza, że nic o Tobie nie wiem... A teraz chodź. Truskawki same się nie zjedzą - powiedział wskazując ręką na noc. Usiedliśmy i zaczęliśmy się zajadać smakołykami. Trochę rozmawialiśmy, omówiliśmy też kilka spraw - jak się zachowywać, co robić i mówić. W pewnej chwili Ross wziął do ręki małe pudełeczko.
-Chyba nie chcesz mi się oświadczyć?! - spytałam zaniepokojona.
-Do tego stopnia jeszcze nie oszalałem - zażartował, po czym wyciągnął z pudełka srebrny wisiorek w kształcie serca. - To taki mały prezent przeprosinowy. Dodatkowo to bardziej utwierdzi Cassidy w przekonaniu, że jesteśmy razem. - dodał. Ja natomiast odwróciłam się od niego i odgarnęłam włosy, żeby mógł go mi założyć. Spojrzałam na wisiorek. W sercu znajdowały się inicjały "L + R".
-Dziękuje. Cassidy na pewno się nabierze. - powiedziałam. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a potem Lynch odprowadził mnie do domu.
*oczami Vanessy*
-Ciekawe jak poszło Rossowi - spytałam. Maia i Veronika tylko wzruszyły ramionami. Znając moją siostr, pewnie by wybaczyła i wszystko byłoby dobrze, ale w tym przypadku przepraszającym jest Ross. Miejmy nadzieję, że chłopak przeżyje to spotkanie... Nagle moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałyśmy z dziewczynami na siebie znacząco i wszystkie pobiegłyśmy do drzwi. Ostatecznie wyścig wygrałam ja, więc sprawnym ruchem otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam osoby stojące za drzwiami momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tymi osobami byli Ross i Laura, ale co najważniejsze - nie kłócili się. Oznacza to, że moja siostra wybaczyła blondynowi.
-Widzę, że plan wypalił - zaśmiała się Maia. Wspomniana dwójka tylko się u§miechnęła, a Ross powiedział:
-Ja już pójdę. Do jutra na planie. - pożegnał się i połszed. Gdy wpuściłyśmy Laurę, od razu zaczęły się pytania:
-I jak było na randce?
-Podobało Ci się?
-Wybaczyłaś mu?
-Jak Ross całuje? - na to ostatnie Laura pacnęła się w czoło.
-Po pierwsze to była tylko randka na pokaz, żebyśmy lepiej wiedzieli jak się zachowywać. Po drugie niespodzianka mi się podobała, ale obecność Lyncha nie należała do moich marzeń. Po trzecie: wybaczyłam mu to co powiedział i mu pomogę, ale to nie znaczy, że się lubimy. Po prostu dopóki Cassidy będzie w mieście musimy udawać parę, ale to tylko przed kamerami. Osobiście wciąż jesteśmy wrogami. A co do tego ostatniego: FUJ! Prędzej świnie zaczną latać niż ja pocałuje tego idiotę - wytłumaczyła dziewiętnastolatka.
-Czyli do niczego nie doszło? - spytała Vera poruszając znacząco brwiami. Laura przewróciła teatralnie oczami.
-Do niczego nie doszło i do niczego nie dojdzie! A teraz pozwolicie, że pójdę się umyć, bo jestem cała z piasku. - powiedziała dziewczyna, po czym skierowała się do swojego pokoju rzucając przez ramię tylko : "dobranoc". My pożegnałyśmy się z Maią, która też musiała już iść do domu. Następnie Veronika też uznała, że pójdzie już spać. Hmm.. Czyli zostałam sama. Może włączę sobie jakiś film? Tak to dobry pomys. Zgrzałam sobie herbatę, wzięłam swojego laptopa i udałam się z tymi rzeczami na sofę w salonie. Włączyłam jakąś komedie i już po chwili oglądałam film. Niestety nie dane mi było zobaczyć go do końca, gdyż już w połowie usnęłam...
*oczami Laury*
Znacie ten okropny moment, gdy chcielibyście móc spokojnie się wyspać, a tu nagle budzi Was budzik? Bo ja tego odczucia właśnie doświadczyłam. Niestety... Dzisiaj mam nagrywanie kolejnych odcinków. Za niedługo powinniśmy skończyć pierwszy sezon, więc producenci chcą się z tym wyrobić do końca lata. A im szybciej to skończymy, tym dłuższe będę miała wakacje, bo od września rozpoczynamy nagrywać drugi sezon. Ludziom tak spodobał się nasz serial, że nie było mowy o zakończeniu na jednym sezonie. Niestety to oznacza kolejny dzień spędzony z Lynchem... Chociaż w sumie jestem ciekawa czy na planie też będzie udawał mojego chłopaka. Bo wtedy może się zrobić ciekawie. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 7:54. Czyli za około godzinę muszę być na planie. No nic... Trzeba wstawać... Zeszłam z łóżka i wybrałam sobie zestaw ubrań na dziś. Z rzeczami poszłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności i ubrałam się. Gotowa zbiegłam po schodach do kuchni. Po drodze mijałam salon. Już byłam za nim, gdy nagle wrzuciłam bieg wsteczny i ponownie spojrzałam na pomieszczenie. Uśmiechnęłam się do siebie. Na sofie leżała Van, głowa zwisała jej przez ramię kanapy, więc miała otwartą buzię. Ręka również spadła jej z sofy, więc miała ją na ziemi włącznie z kubkiem, który trzymała. Na jej kolanach leżał komputer. Pewnie wczoraj oglądała film Zrobiłam jej szybko telefonem zdjęcie i poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Gdy zjadłam posiłek, wzięłam jeszcze torebkę, do której spakowałam telefon, kluczyki, słuchawki i małą kosmetyczkę. Wyszłam z domu. 8:23. Za dwie minuty mam autobus. Na szczęście mieszkamy blisko przystanku. Dzięki bogu ubrałam trampki, więc szybko dobiegłam do przystanku. Akurat nadjechał autobus. Wsiadłam do niego, a w uszy włożyłam słuchawki, z których poleciała piękna melodia. Nie wiem co bym zrobiła bez muzyki. Dzięki niej wszystko wokół przestaje mieć znaczenie, a świat i życie nabierają barw. Ach... Po około 15 minutach dotarłam do studia. Weszłam do środka i skierowałam się w odpowiedni sektor. Oprócz mnie byli już tam Raini (postaciowa Trish) i Calum (postaciowy Dez). Podeszłam do przyjaciół i się z nimi przywitałam.
-No hej! Co tam u Was? - spytałam z uśmiechem na twarzy.
-A dobrze. A u Ciebie? - odpowiedziała mi Raini. Zastanowiłam się chwilę. Bo co mam im powiedzieć? "Przez jakąś głupią dziennikarkę udaję dziewczynę mojego największego wroga, ale oprócz tego spoko. Fajna pogoda, nie?". Nie, to raczej by nie przeszło. Zdecydowałam się więc na zwykłe:
-Też ok.
-A wiecie który odcinek dziś nagrywamy? - spytał Calum.
-Chyba przedostatni, a co? - odpowiedziała czarnowłosa. Calum natomiast zaczął skakać z radości. On się czasem zachowuje jak takie wyrośnięte dziecko... Ale czemu mnie to nie dziwi? A no tak... Przyjaźnie się z Ell'em i Rockym, więc takie rzeczy są dla mnie na porządku dziennym.
-Chyba ktoś tu się nie może doczekać wakacji, co? - spytałam z uśmiechem.
-A żebyś wiedziała! - zaśmiał się rudy.
-Laura, Ross na 6. - powiedziała Raini. - I niesie ze sobą... bukiet kwiatów?! - dodała zaskoczona. Ciekawe która dziewczyna jest kolejną ofiarą tego idioty... Aha. No tak. To ja jestem tą ofiarą. Ale chwila chwila... jak to kwiaty?! Odwróciłam się w stronę, z której szedł Lynch. Rzeczywiście. Na twarzy miał perlisty uśmiech, a w rękach ogromny bukiet storczyków. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. A jeszcze większe było moje zdziwienie gdy on do mnie podszedł.
-Nohej skarbie! - powiedział, po czym dał mi buziaka! Na szczęście tylko w policzek... - To dla Ciebie - dodał wręczając mi bukiet. Powąchałam kwiaty. Tak pięknie pachniały. Uśmiech sam wszedł mi na twarz. Czyli, że na planie też udajemy. No to zaczynamy...
-Dziękuje, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym się do niego przytuliłam. On objął mnie... tak czule. Jakby bał się, że zaraz mu ucieknę, albo zniknę. Nigdy nie spodziewałam się, że w takim idiocie może być tyle czułości. Gdy się od siebie odkleiliśmy, on mnie objął, po czym spojrzeliśmy na naszych przyjaciół z planu. Oboje stali obok siebie nieruchomo z szeroko otwartą buzią i wielkimi paczadłami. Ja tylko się zaśmiałam. Co prawda jesteśmy przyjaciółmi, ale umówiłam się z Lynchem, że tylko jego rodzeństwo, Ell, Vera, Jake i Vanessa będą znali prawdę. Powiedziałam więc:
-No co? W końcu od nienawiści do miłości krótka droga, co nie? - po krótkiej chwili pierwsza ocknęła się Raini.
-Właśnie się zastanawiałam kto jest tym "R" z Twojego naszyjnika... Przyznam się, że Ross był ostatnią osobą, która przyszła mi na myśl... - powiedziała, a ja spojrzałam na swoją szyję. No tak... Założyłam naszyjnik, który dostałam od niego wczoraj, gdybym przypadkiem spotkała Cassidy na mieście. - Chyba trudno będzie mi się przyzwyczaić do waszej nie kłócącej się dwójki.... Ale gratuluję! - dodała dziewczyna, po czym uścisnęła nas.
-Tak... Nam też będzie trudno się przyzwyczaić do nie kłócenia się... - zaśmiał się sztucznie Lynch. Calum natomiast nadal stał w tej samej pozycji co przedtem. Pomachałam mu kilkakrotnie przed oczami. Nic. Po chwili rudy nie zmieniając wyrazu twarzy, po prostu zemdlał, przewracając się na plecy. Wymieniłam się wystraszonymi spojrzeniami z moim "chłopakiem", po czym podbiegliśmy do nieprzytomnego. Ja zaczęłam go wachlować ręką, a Lynch klepał go ręką po twarzy. Dopiero gdy podbiegła do nas Raini i wylała mu na twarz szklankę wody, wreszcie otworzył oczy.
-Jeju... Miałem dziwny sen. Nagle Laura zaczęła się umawiać z Rossem i już się nie kłócili... - odetchnął.
-Ale to rzeczywistość... - powiedziałam powoli. On spojrzał na mnie wystraszony i już miał po raz drugi zemdleć, ale Ross krzyknął mu do ucha. Ciekawe jak na to wszystko zareaguje reżyser?
Chwile po tym wydarzeniu dotarła reszta aktorów i pracowników, więc zaczęliśmy nagrywać. Mimo iż co chwile cisła mi się na myśl jakaś obelga na Lyncha, musiałam ugryźć się w język. I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Jako że moja postać ma dzisiaj na nogach szpilki, podczas jednej sceny celowo przeszłam Lynchowi po stopie. W sumie to chciałam go też trochę sprawdzić. Jeśli powtórzy się sytuacja z klubu, to cały plan legnie w gruzach. Musimy być przygotowani na wszystko... Zobaczyłam, że blondyn zrobił się cały czerwony na twarzy - trochę ze złości, ale głównie z bólu.
-Przepraszam Cię! - podbiegłam do niego spoglądając mu w oczy. Już myślałam, że chłopak wybuchnie i zacznie krzyczeć, ale on wysilił się na spokój i powiedział:
-Nic się nie stało - przytulił mnie. Do ucha tylko wyszeptał mi śmiejąc się (pozytywnie): "Niezłą próba Marano".
-Przepraszam, że spytam, ale czy wy coś braliście? Albo może jesteście chorzy? Jeszcze nigdy nie nakręciliśmy niczego w takim tempie, a tym bardziej całego odcinka! - powiedział zdziwiony reżyser. Muszę przyznać, że bez naszych kłótni i sprzeczek rzeczywiście dosyć szybko nam poszło. Wzruszyliśmy oboje tylko ramionami. Raini natomiast robiła w naszą stronę serduszka, więc pokazałam jej język. Dokończyliśmy jeszcze kręcić jedną scenę, a po niej mogliśmy już iść do domu. Wzięłam jeszcze ze swojej garderoby kwiaty, a następnie po przebraniu się skierowałam się do wyjścia. Uznałam, że pójdę na nogach, bo jest ładna pogoda. Niestety ledwo co przekroczyłam próg studia, a drogę zajechał mi samochód. Nagle szyba się opuściłą, a ja ujrzałam Rossa.
-Chodź podwiozę Cię. Przy okazji pogadamy. - powiedział, po czym wysiadł z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Zatkało mnie. Czyżby to był jakiś miły, uprzejmy zaginiony brat bliźniak Rossa? Najpierw kwiaty, teraz to... Stałam tak i patrzałam się na blondyna.
-To wsiadasz? - spytał trochę skrępowany Lynch. No tak... On jest miły, a ja stoję i patrzę się na niego.
-Przepraszam. Już idę... - uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym weszłam do samochodu. Usiadłam na fotelu, a chłopak zamknął za mną drzwi. Muszę przyznać, poczułam się jakoś tak... ważnie... i miło. Niby zwykły gest, a wywołał u mnie tyle szczęścia. Jestem typem romantyczki, dlatego też ten gest zrobił na mnie takie wrażenie. Po chwili Ross wsiadł do auta i już po chwili jechaliśmy. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Widać było, że nie wie jak coś mi powiedzieć. W końcu jednak udało mu się z siebie wydusić:
-Mam dla Ciebie propozycję. - muszę przyznać, że mnie to zaciekawiło.
-A jaką dokładnie?
-Podejrzewam, że również i ty zauważyłaś jacy wszyscy byli zadowoleni brakiem naszych sprzeczek. Do tego nigdy tak szybko niczego nie nagraliśmy. Będzie też większa szansa, że reporterzy nie przyłapią nas na kłótni, jeśli chwilowo przestaniemy się kłócić... - powiedział jakby bał się mojej reakcji.
-Co masz dokładnie na myśli? - dopytałam się.
-Proponuję chwilowe zawieszenie broni. Na czas pobytu Cassidy w mieście. Potem wszystko wróci do normy... - dokończył. Muszę przyznać, że to wcale nie taki zły pomysł. Rzeczywiście, dzięki temu szybciej miałabym wakacje od planu. Do tego nie wpadlibyśmy z kłótnią. Nasze "pogodzenie się" mimo iż chwilowe, na pewno byłoby też powodem radości innych. W końcu nie od dziś nasi przyjaciele chcą nas pogodzić. Mam nadzieję, że to "pogodzenia" nie wyjdzie tak samo jak ostatnio. Co prawda byliśmy jeszcze dziecmi, ale na samą myśl po moich plecach przebiegł dreszcz.
-Masz rację. Powinniśmy się chwilowo pogodzić. Ale potem znów wszystko powróci do normy? - zażartowałam. On uśmiechnął się i odpowiedział:
-Tak. Już za dwa tygodnie znowu będę mógł mówić do Ciebie: Marano, a nie Lauro - zaśmiał się.
-No hej! Co tam u Was? - spytałam z uśmiechem na twarzy.
-A dobrze. A u Ciebie? - odpowiedziała mi Raini. Zastanowiłam się chwilę. Bo co mam im powiedzieć? "Przez jakąś głupią dziennikarkę udaję dziewczynę mojego największego wroga, ale oprócz tego spoko. Fajna pogoda, nie?". Nie, to raczej by nie przeszło. Zdecydowałam się więc na zwykłe:
-Też ok.
-A wiecie który odcinek dziś nagrywamy? - spytał Calum.
-Chyba przedostatni, a co? - odpowiedziała czarnowłosa. Calum natomiast zaczął skakać z radości. On się czasem zachowuje jak takie wyrośnięte dziecko... Ale czemu mnie to nie dziwi? A no tak... Przyjaźnie się z Ell'em i Rockym, więc takie rzeczy są dla mnie na porządku dziennym.
-Chyba ktoś tu się nie może doczekać wakacji, co? - spytałam z uśmiechem.
-A żebyś wiedziała! - zaśmiał się rudy.
-Laura, Ross na 6. - powiedziała Raini. - I niesie ze sobą... bukiet kwiatów?! - dodała zaskoczona. Ciekawe która dziewczyna jest kolejną ofiarą tego idioty... Aha. No tak. To ja jestem tą ofiarą. Ale chwila chwila... jak to kwiaty?! Odwróciłam się w stronę, z której szedł Lynch. Rzeczywiście. Na twarzy miał perlisty uśmiech, a w rękach ogromny bukiet storczyków. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. A jeszcze większe było moje zdziwienie gdy on do mnie podszedł.
-Nohej skarbie! - powiedział, po czym dał mi buziaka! Na szczęście tylko w policzek... - To dla Ciebie - dodał wręczając mi bukiet. Powąchałam kwiaty. Tak pięknie pachniały. Uśmiech sam wszedł mi na twarz. Czyli, że na planie też udajemy. No to zaczynamy...
-Dziękuje, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym się do niego przytuliłam. On objął mnie... tak czule. Jakby bał się, że zaraz mu ucieknę, albo zniknę. Nigdy nie spodziewałam się, że w takim idiocie może być tyle czułości. Gdy się od siebie odkleiliśmy, on mnie objął, po czym spojrzeliśmy na naszych przyjaciół z planu. Oboje stali obok siebie nieruchomo z szeroko otwartą buzią i wielkimi paczadłami. Ja tylko się zaśmiałam. Co prawda jesteśmy przyjaciółmi, ale umówiłam się z Lynchem, że tylko jego rodzeństwo, Ell, Vera, Jake i Vanessa będą znali prawdę. Powiedziałam więc:
-No co? W końcu od nienawiści do miłości krótka droga, co nie? - po krótkiej chwili pierwsza ocknęła się Raini.
-Właśnie się zastanawiałam kto jest tym "R" z Twojego naszyjnika... Przyznam się, że Ross był ostatnią osobą, która przyszła mi na myśl... - powiedziała, a ja spojrzałam na swoją szyję. No tak... Założyłam naszyjnik, który dostałam od niego wczoraj, gdybym przypadkiem spotkała Cassidy na mieście. - Chyba trudno będzie mi się przyzwyczaić do waszej nie kłócącej się dwójki.... Ale gratuluję! - dodała dziewczyna, po czym uścisnęła nas.
-Tak... Nam też będzie trudno się przyzwyczaić do nie kłócenia się... - zaśmiał się sztucznie Lynch. Calum natomiast nadal stał w tej samej pozycji co przedtem. Pomachałam mu kilkakrotnie przed oczami. Nic. Po chwili rudy nie zmieniając wyrazu twarzy, po prostu zemdlał, przewracając się na plecy. Wymieniłam się wystraszonymi spojrzeniami z moim "chłopakiem", po czym podbiegliśmy do nieprzytomnego. Ja zaczęłam go wachlować ręką, a Lynch klepał go ręką po twarzy. Dopiero gdy podbiegła do nas Raini i wylała mu na twarz szklankę wody, wreszcie otworzył oczy.
-Jeju... Miałem dziwny sen. Nagle Laura zaczęła się umawiać z Rossem i już się nie kłócili... - odetchnął.
-Ale to rzeczywistość... - powiedziałam powoli. On spojrzał na mnie wystraszony i już miał po raz drugi zemdleć, ale Ross krzyknął mu do ucha. Ciekawe jak na to wszystko zareaguje reżyser?
Chwile po tym wydarzeniu dotarła reszta aktorów i pracowników, więc zaczęliśmy nagrywać. Mimo iż co chwile cisła mi się na myśl jakaś obelga na Lyncha, musiałam ugryźć się w język. I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Jako że moja postać ma dzisiaj na nogach szpilki, podczas jednej sceny celowo przeszłam Lynchowi po stopie. W sumie to chciałam go też trochę sprawdzić. Jeśli powtórzy się sytuacja z klubu, to cały plan legnie w gruzach. Musimy być przygotowani na wszystko... Zobaczyłam, że blondyn zrobił się cały czerwony na twarzy - trochę ze złości, ale głównie z bólu.
-Przepraszam Cię! - podbiegłam do niego spoglądając mu w oczy. Już myślałam, że chłopak wybuchnie i zacznie krzyczeć, ale on wysilił się na spokój i powiedział:
-Nic się nie stało - przytulił mnie. Do ucha tylko wyszeptał mi śmiejąc się (pozytywnie): "Niezłą próba Marano".
-Przepraszam, że spytam, ale czy wy coś braliście? Albo może jesteście chorzy? Jeszcze nigdy nie nakręciliśmy niczego w takim tempie, a tym bardziej całego odcinka! - powiedział zdziwiony reżyser. Muszę przyznać, że bez naszych kłótni i sprzeczek rzeczywiście dosyć szybko nam poszło. Wzruszyliśmy oboje tylko ramionami. Raini natomiast robiła w naszą stronę serduszka, więc pokazałam jej język. Dokończyliśmy jeszcze kręcić jedną scenę, a po niej mogliśmy już iść do domu. Wzięłam jeszcze ze swojej garderoby kwiaty, a następnie po przebraniu się skierowałam się do wyjścia. Uznałam, że pójdę na nogach, bo jest ładna pogoda. Niestety ledwo co przekroczyłam próg studia, a drogę zajechał mi samochód. Nagle szyba się opuściłą, a ja ujrzałam Rossa.
-Chodź podwiozę Cię. Przy okazji pogadamy. - powiedział, po czym wysiadł z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Zatkało mnie. Czyżby to był jakiś miły, uprzejmy zaginiony brat bliźniak Rossa? Najpierw kwiaty, teraz to... Stałam tak i patrzałam się na blondyna.
-To wsiadasz? - spytał trochę skrępowany Lynch. No tak... On jest miły, a ja stoję i patrzę się na niego.
-Przepraszam. Już idę... - uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym weszłam do samochodu. Usiadłam na fotelu, a chłopak zamknął za mną drzwi. Muszę przyznać, poczułam się jakoś tak... ważnie... i miło. Niby zwykły gest, a wywołał u mnie tyle szczęścia. Jestem typem romantyczki, dlatego też ten gest zrobił na mnie takie wrażenie. Po chwili Ross wsiadł do auta i już po chwili jechaliśmy. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Widać było, że nie wie jak coś mi powiedzieć. W końcu jednak udało mu się z siebie wydusić:
-Mam dla Ciebie propozycję. - muszę przyznać, że mnie to zaciekawiło.
-A jaką dokładnie?
-Podejrzewam, że również i ty zauważyłaś jacy wszyscy byli zadowoleni brakiem naszych sprzeczek. Do tego nigdy tak szybko niczego nie nagraliśmy. Będzie też większa szansa, że reporterzy nie przyłapią nas na kłótni, jeśli chwilowo przestaniemy się kłócić... - powiedział jakby bał się mojej reakcji.
-Co masz dokładnie na myśli? - dopytałam się.
-Proponuję chwilowe zawieszenie broni. Na czas pobytu Cassidy w mieście. Potem wszystko wróci do normy... - dokończył. Muszę przyznać, że to wcale nie taki zły pomysł. Rzeczywiście, dzięki temu szybciej miałabym wakacje od planu. Do tego nie wpadlibyśmy z kłótnią. Nasze "pogodzenie się" mimo iż chwilowe, na pewno byłoby też powodem radości innych. W końcu nie od dziś nasi przyjaciele chcą nas pogodzić. Mam nadzieję, że to "pogodzenia" nie wyjdzie tak samo jak ostatnio. Co prawda byliśmy jeszcze dziecmi, ale na samą myśl po moich plecach przebiegł dreszcz.
-Masz rację. Powinniśmy się chwilowo pogodzić. Ale potem znów wszystko powróci do normy? - zażartowałam. On uśmiechnął się i odpowiedział:
-Tak. Już za dwa tygodnie znowu będę mógł mówić do Ciebie: Marano, a nie Lauro - zaśmiał się.
***
Bum! Zacznę od tego, że bardzo Was przepraszam! Wiem, że długo nie było rozdziału... :/
Ale na koniec roku to całe zamieszanie z ocenami... Do tego w piątek byłam
w sumie chyba 2 h w domu i spałam u koleżanki, więc do domu wróciłam następnego dnia po 21...
Byłam tak padnięta, że nic nie dałam rady napisać. Dzisiaj znów mnie nie było cały dzień w domu od 8 rano. Ale od jutra wreszcie się wyśpię! :D Rozdział byłby też trochę wcześniej, ale pojawiły się nowe rozdziały na tych blogach, więc musiałam czytać! :)
To teraz tak... I jak tam rozdział? Podoba się? Tylko nie myślcie, że Raura jest pogodzona i już do końca będzie wszystko ok. Mam co do nich niecne plany :D
A na Raurę sobie jeszcze dłuuugo poczekacie. No chyba, że po drodze wymyślę dla Lau jakiegoś
innego chłopaka... Zobaczę jak potoczą się moje plany... ;)
Oczywiście zachęcam Was do komentowania. I możecie też pisac
co się Wam nie podoba, wtedy będę mogła na przyszłość się poprawić. ;D
Zmieniłam trochę wygląd bloga. Podoba się Wam? Chcę znać Waszą opinię! :D
Zapraszam do zakładki "bohaterowie". Co jakiś czas będę ją uaktualniała, lub dodawała nowych bohaterów którzy będą się na jakiś czas pojawiać w opowiadaniu, żebyście mogli sobie ich lepiej wyobrazić ;)
Z góry przepraszam za błędy!
Na koniec... WAKACJE!!! Wreszcie! Cieszycie się? Bo ja bardzo!
~MiLka <3
Kocham to zdjęcie! *.*
Boski<3
OdpowiedzUsuńCudny rozdział *0*
OdpowiedzUsuń