-Nasze relacje? No cóż, nie wyobrażam sobie lepszego przyjaciela od Rossa. Chyba nie mogłabym pracować z nikim innym, on jest niezastąpiony! - Tak... To zdanie jest równie fałszywe, co uśmiech na mojej twarzy. Jak już pewnie podejrzewacie, nazywam się Laura Marano. Właśnie siedzę w studiu telewizyjnym i udzielam wywiadu dotyczącego serialu w którym gram - Austin & Ally. Można by powiedzieć, że moje życie jest idealne - mieszkam w Los Angeles, mam zawód, o którym zawsze marzyłam, cudowną siostrę, z którą nigdy się nie nudzę i wspaniałych przyjaciół, ale... No właśnie - zawsze jest jakieś ale... W tym wypadku jest nim głąb, który siedzi obok mnie. Dla tych, którzy się nie domyślili, tym "głąbem" jest Ross Lynch. Właściwie, nie lubimy się odkąd ja kradłam mu zabawki w przedszkolu, a on ciągnął mnie za warkocze w podstawówce. Niestety kiedy stajemy przed kamerą musimy schować topór wojenny. W końcu cały świat, ma nas za "najlepszych przyjaciół pod słońcem", więc reżyser kazał nam ciągnąć tę szopkę. Boi się, że gdy ludzie odkryją nasze prawdziwe relacje, oglądalność serialu może drastycznie spaść. Nasi przyjaciele nie rozumieją, jak można się nienawidzić aż 19 lat. Czemu tak długo? Moi rodzice znali Lynchów już od liceum, więc często się widywali, co jednoznaczne z tym, że ich dzieci się poznały. Właśnie... Rodzice... Wciąż nie umiem uwierzyć, jak mogli... Zresztą nie chce do tego wracać. To przynosi zbyt dużo bólu i wspomnień... Moje przemyślenia przerwała ręka blondyna, która właśnie mnie objęła. Musiałam powstrzymać odruch wymiotny.
-Aww.. Jak wy słodko razem wyglądacie! Życzę Wam dalszych sukcesów i dziękuję, że zechcieliście udzielić tego krótkiego wywiadu. - zakończyła program dziennikarka.
Gdy wyszła z pomieszczenia, a ja usłyszałam magiczne słowa: "Kamera stop", natychmiast odsunęłam się od Lyncha, tym samym zrzucając jego rękę z mojego ramienia.
-Jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć, a tego pożałujesz! - wykrzyczałam.
-Oj Marano, Marano... Nie udawaj, że Ci się nie podobało - odpowiedział robiąc tzw. "brewki".
-Chciałbyś... Po prostu pamiętaj, że następnym razem możesz tej ręki ręki już nie odzyskać. - wysyczałam, po czym uśmiechnęłam się słodko. Ale zamierzony efekt uzyskałam, gdyż chłopak chyba się wystraszył. I dobrze! Nikt nie będzie zadzierał z Laurą Marano! Ach... W takich chwilach rozumiem, dlaczego ludzie twierdzą, że jestem podobna do Vanessy. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na ekran. O wilku mowa...
*rozmowa telefoniczna*
V: No hej siostra! Jesteś już wolna?
L:Tak, przed chwilą skończyliśmy udzielać wywiadu.
V:To super! Wpadaj do Lynchów, Maia i Veronika też są!
L:A muszę iść do domu tego idioty?
V:Oj no weź... Poza tym potraktuj to jako odwiedziny w domu Rydel.
L:No nie wiem...
V:Mamy pizzę...
L:Dajcie mi chwilę, zaraz będę!
Skończyłam rozmowę, po czym schowałam telefon do torebki. Mówiłam już, że uwielbiam pizzę? Wszyscy się dziwią, że przy mojej figurze jem tyle fast-foodów, a inni zjedzą jeden kawałek i od razu +5 kilogramów. No cóż. Life is brutal... Już chciałam udać się do wyjścia, gdy coś sobie uświadomiłam. Ugh.. Przecież Van mnie tu przywiozła. Może pójdę pieszo? Nie to za daleko... Autobusu o tej godzinie nie chwycę... Więc pozostała mi tylko jedna opcja. W końcu trudne sytuacje wymagają drastycznych rozwiązań. Odwróciłam się więc, w celu odnalezienia blond czupryny. Gdy zauważyłam go przy drzwiach, podeszłam do niego, uśmiechnęłam się promiennie i powiedziałam:
-Em.. Ross..
-Czego chcesz?
-Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - starałam się być wiarygodna, i tak mi nie uwierzył. - Dobra. Podwieziesz mnie do ciebie? Van, Vera, i Maia już tam są i dzwoniły do mnie żebym też wpadła.
-Hmm, a co z tego będę miał? - Oczywiście, czego ja się mogłam spodziewać? Faceci i ta ich bezinteresowność.
-A czego chcesz?
-Czekaj. Muszę to przemyśleć... Laura Marano chce coś dla mnie zrobić, taka sytuacja może się szybko nie powtórzyć! - zażartował sobie ze mnie.. Najchętniej zdrapałabym mu ten uśmieszek z twarzy, ale potrzebuję podwózki. Po chwili namysłu powiedział:
-Wiesz co? Uznajmy, że masz u mnie dług wdzięczności. Kiedyś to wykorzystam.
Musiałam przeanalizować wszystkie za i przeciw, jednak w końcu się zgodziłam. No bo czego się nie robi dla pizzy?
Skierowaliśmy się na parking. Muszę przyznać, że jak na tak niewielkie studio, znajdowało się tu bardzo dużo samochodów. Przeszliśmy krótki kawałek parkingu, aż doszliśmy do auta Lyncha. Wsiedliśmy, zapieliśmy pasy i już po chwili wyruszyliśmy. Początkowo jechaliśmy w ciszy. W sumie to chyba nikt z nas nie miał ochoty zaczynać rozmowy, z której i tak pewnie wynikła by kłótnia. Zazwyczaj kłótnie z nim sprawiały mi przyjemność, zresztą zdążyłam się już do nich przyzwyczaić. Chyba nie potrafiłabym być jego koleżanką, a tym bardziej przyjaciółką. Nasza nienawiść, jest dla mnie czymś na porządku dziennym, ale nawet moja siostra nie wie o pewnym wydarzeniu. Było to chyba, gdzieś tak około rok temu. Pamiętam, że byliśmy wtedy na planie. W pewnym momencie zaczęliśmy się strasznie kłócić. Reszta aktorów i reżyser są przyzwyczajeni do tego, że często się sprzeczaliśmy, ale tym razem byli zdziwieni. To była nasza największa kłótnia. Już nie pamiętam o co poszło, ale zaczęliśmy sobie wypominać wszystkie błędy. Nie było mowy o dokończeniu kręcenia odcinka, więc reżyser nas puścił do domów, abyśmy ochłonęli. Poszłam do garderoby się przebrać, wzięłam swoje rzeczy i zmierzałam ku wyjściu. Gdy jednak chwyciłam klamkę poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się. Ujrzałam Lyncha, ale nie to było dziwne. W jego oczach ujrzałam ból i nienawiść. Zdziwiło mnie to, gdyż mimo naszych słów i czynów, on zawsze zachowywał kamienną twarz. Lecz to nie był koniec. To co mi powiedział, jak wypomniał mi każdy najmniejszy błąd, każdą porażkę i wadę... Często byliśmy w stosunku do siebie wrogo nastawieni, ale on nigdy tak nie reagował. JA nigdy się tym nie przejmowałam. Tym razem było inaczej. Gdy myślałam że nic gorszego nie może się wydarzyć, powiedział słowa, które do końca wbiły mi nóż w serce; "Nie dziwie się, że Twoi rodzice tak postąpili". Poczułam wtedy jak łzy napływają mi do oczu. Mimo iż się nie lubimy, on najlepiej wiedział, że rodzice to mój słaby punkt. I wykorzystał to. Pamiętam, że wykrzyczałam mu jeszcze w twarz "nienawidzę cię", i wybiegłam. Gdy dotarłam do domu, na moje szczęście Nessy nie było. Nie chciałam żeby widziała mnie w takim stanie. Zamknęłam się w pokoju i płakałam całą noc. To był pierwszy i ostatni raz kiedy płakałam przez Rossa. Od tego dnia, nasze złe stosunki, przemieniły się w istną, prawdziwą nienawiść. Przez pół roku nasze relacje były coraz gorsze. W końcu jednak udało nam się mniej więcej dogadać, i już nie jest tak źle jak było. Nie wiem, czemu się wtedy tak na mnie rzucił, ale wiem, że wciąż mi tego nie wybaczył. Ja też mu tego nie wybaczyłam. I nie wiem czy kiedyś wybaczę. O tym całym zdarzeniu - kłótni, moim płaczu i bólu nie wiedzą nawet nasi przyjaciele. I mniej więcej w ten sposób nasze drobne sprzeczki przemieniły się w nienawiść. Na szczęście, ostatnio choć nadal się kłócimy, to nie jest tak źle, jak było wtedy.
Nagle, z radia popłynęły pierwsze nuty do "Pass me by". Chłopak nie mógł tego nie wykorzystać, więc zaczął śpiewać zabawnym, zmienionym głosem. Mimowolnie się uśmiechnęłam. No cóż... W końcu gdyby nie on i jego samochód, musiałabym teraz zapylać 1h pieszo. Odwróciłam głowę do okna. Los Angeles. Kocham to miasto. To tu się urodziłam i to tu chce zostać. Od najmłodszych lat wyobrażam sobie siebie za 70 lat. Idę ulicą. Promienie słońca oświetlają każdy fragment mojej pomarszczonej skóry. W jakie miejsce nie spojrzę, wspomnienia powracają. Patrze na roześmiane twarze osób, które mijam. I wiem, że tu jest moje miejsce na ziemi. Wszystkie moje marzenia i pragnienia są powiązane z tym miastem. Ach... Uwielbiam czasem odpłynąć w krainę marzeń. To cudowne miejsce może być tylko Twoje. Możesz tam być kim chcesz, jakim chcesz, robić to co kochasz i cieszyć się każdego dnia. A to miejsce staje się jeszcze piękniejsze, gdy wpuścisz do niego innych, ale to, zależy już tylko od ciebie.
Po niecałych 20 minutach dojechaliśmy do domu blondyna. Już miałam wysiadać z samochodu, gdy moją uwagę przykuły 3 osoby wbiegające do budynku - mianowicie Veronika, Rocky i Ell.Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że cali byli pokryci kolorową farbą, a do drzwi dobija się właśnie jakiś facet z ochrony z niebieską plamą na twarzy. Tak.. To jest moja najlepsza przyjaciółka. Mimo iż z początku na to nie wygląda, uwielbia szaleństwo. I za to między innymi ją kocham. Z nią nigdy się nie nudzisz. Ale ona + Ell i do tego jeszcze Rocky.. Już się boję.. O matko co oni tym razem wymyślili?
***
Bum!!! I jak tam weekend?
Wiem, że prolog jest trochę krótki, i nudnawy, ale dopiero zaczynam się rozkręcać :D
Postaram się, aby kolejny rozdział był dłuzszy :) Jeśli uda mi się go napisać next pojawi się może jutro, o ile nie będę miała jednak zajęć dodatkowych i o ile nie będę miała zadań domowych.. Tsa.. Nie ma to jak zadawać pracę domową pod koniec czerwca -,- Niby wszyscy nauczyciele mówią, że nas rozumieją i też chcą już wakacje, a zadania domowe to dają... Dobra już się nie wyżalam ;p
To teraz spytam.. Jak wam się podoba prolog? Jako że zaczynam, miło by mi było, gdybyście skomentowali :) Zwłaszcza byłoby fajnie, gdybyście tez ocenili i ewente napisali co Wam się nie podoba.. Cenie sobie Wasze zdanie :) Także zapraszam do komentowania!
~MiLka <3
świetny blog
OdpowiedzUsuńWspaniały
OdpowiedzUsuńJak to jest ktortkie to ja jestem hm..... Co by tu dać...
OdpowiedzUsuńWieloryb - za dużo podobieństwa
Malpa - tez nie, jestem wredna i głupia jak.mi.odwala
O! Nie jednak nie. Harrego Pottera nie będę obrażać ale Hagrid może być.
A więc nie jest krótkie jest idealnie jak dla mnie. No i się ciekawie zapowiada oczywiście xd jak się nie pogubie w tych wszystkich blogach to.bd.komentować bo na to.akurat wene jakoś mam xd
TYLKO PLIS WYŁĄCZ WERYFIKACJĘ
Ok już wyłączyłam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper! Już ci to obiecuję, że będę czytać twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :) http://raura-rossilaura.blogspot.com/