poniedziałek, 11 sierpnia 2014

22. My mind says: no, you're no good for me, You're no good, but my heart's made up on you...

*oczami Laury*

Obudziłam się rano pełna energii, by zacząć nowy dzień. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do mojego okna. Rozwarłam je, a wraz z świeżym powietrzem wlatującym do mojego pokoju, wzięłam głęboki wdech. O tak, to na pewno będzie dobry dzień. Na zewnątrz miasto budziło się do życia. Niektórzy spieszyli się do pracy,  spacerowali z psem, czy po prostu jeszcze spali. Na chodniku dzieci grały w klasy, co chwilę przekrzykując się, lub radośnie rozmawiając. Odsunęłam się od otwartego okna, na środek mojego pokoju. Tam rozłożyłam swoje ręce i zaczęłam kręcić się wokół własnej osi z radosnym piskiem. W pewnym momencie drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a ja straciłam równowagę i upadłam na pupę. Uśmiechnęłam się szeroko i opadłam na plecy. Następnie zaczęłam robić aniołki, zagłębiając się w moim dywanie. Moim mięciutkim, błękitnym dywanie. Ach... Co za dzień!
-Ooo... Widzę, że ktoś już wstał. - zaśmiała się moja siostra, która wciąż stała w drzwiach. Obróciłam się na brzuch, aby móc na nią spojrzeć.
-Dzień doberek. - przywitałam się radośnie.
-Ktoś tu ma dobry humor.
-Mhm... - westchnęłam i powróciłam do wykonywania poprzedniej czynności. 
-No. Mam pomysła. Po co marnować taki piękny dzień, skoro trzeba świętować, że znowu każda z nas jest singielką! - powiedziała i uniosła swoje ręce ku niebu. Gdy wczoraj wróciłam od Lynchów, Vera i Van cały czas czekały na mnie w salonie. Opowiedziałam im historię Maxa i oznajmiłam, że oficjalnie ja i Ross się przyjaźnimy. Wtedy one zaczęły skakać z radości i mi gratulować. W sumie to nie wiem czemu. Przecież to nic wielkiego. Co nie? Veronika to się tak cieszyła, że aż zapisała to wydarzenie w kalendarzu. Później jeszcze obie nagle stwierdziły, że nigdy nie lubiły mojego eks. O ile mogę go tak nazywać. Bo w końcu on ze mną był tylko dla kasy. To też powiedziałam dziewczynom. Gdy Nessa dowiedziała się o Cassidy, jej spojrzenie mogłoby zabić. Ogólnie mam taką kochaną siostrzyczkę, że ona już się zgadała z Delly i mają jakiś pomysł na zemstę. Nie pytam o szczegóły... Ale chętnie pokażę tej jędzy, że z Laurą Marano się nie zadziera.
-Nie do końca WSZYSTKIE jesteśmy singielkami. - powiedziałam po chwili. - W końcu nie wiadomo co z Maią. - powiedziałam mając na myśli wczorajsze wydarzenia.
-Oj, jednak myślę, że każda z nas jest. Gadałam dziś rano z Maią, i, jak to ona powiedziała, "rzuciłam go, zanim zaczęliśmy chodzić". - zaśmiała się. Zmarszczyłam brwi.
-O której ty z nią gadałaś? Ładnie tak ludzi z samego rana budzić? - spytałam żartobliwie. Siostra spojrzała na mnie, jak na kompletną idiotkę.
-Wiesz Lau, chyba tylko ty i Vera śpicie do 14 w soboty. A 10 rano, to wcale nie jest blady świt. - powiedziała robiąc cudzysłów w powietrzu na ostatnie słowa. W sumie racja. Cały tydzień mogę być rannym ptaszkiem, ale gdy nadchodzi sobota, to po prostu się wyłączam i potrafię spać nawet do południa. If you know what i mean. - Właściwie gadałam już z wszystkimi. 
-A w jakiej sprawie? - zaciekawiłam się.
-A w takiej, że o 15 idziemy wszyscy na plażę! - wykrzyknęła radosna.
-Co? Przecież to już za godzinę! - wystraszyłam się.
-Właśnie dlatego Cię obudziłam. A teraz idę to samo zrobić z Verą. W razie czego w salonie leży mój testament. - zaśmiała się i opuściła mój pokój. Na mojej twarzy również pojawił się uśmiech. Niewyspana Veronika , to wściekła Veronika. Życzę powodzenia mojej siostrze. Może już nie wrócić żywa. Podniosłam się z ziemi i żwawym krokiem podeszłam do mojej szafy. Wybrałam sobie jakiś luźny podkoszulek i krótkie spodenki, a następnie chwyciłam w dłoń mój nowy, żółty strój. Jest on dwuczęściowy, a góra jest zawiązywana na sznureczki. Jeszcze nie miałam okazji go włożyć, więc dzisiaj będzie pierwszy raz. Westchnęłam. Ale nie było to westchnięcie smutku, czy zmęczenie. Było ono przepełnione radością i szczęściem. Ten dzień już zaczął się miło, a czas spędzony z przyjaciółmi tylko go polepszy. Los Angeles, szykuj się!


*oczami narratora*

-Siadamy tu!
-Nie, bliżej morza!
-Nie! Tu będzie lepiej!
-Ale ja chcę tam!
Od mniej więcej 10 minut Rocky i Ellington sprzeczają się, gdzie grupka nastolatków powinna rozłożyć swoje koce. 
-A może rozłożymy się w połowie tej drogi? - zaproponowała Rydel podchodząc do chłopców. Oni spojrzeli na nią przenikliwie, po czym uśmiechnęli się szeroko.
-Siostra, ty to masz głowę! - powiedział uradowany Rocky i poczochrał blondynce włosy. Ta tylko westchnęła głęboko. Szkoda, że nie wpadła na to jakieś kilka minut temu. Wtedy wszyscy nie musieli by trzymać toreb i koców przez tyle czasu. Cała grupka przyjaciół znalazła miejsce, które odpowiadało obydwu chłopakom i wszyscy rozłożyli się koło siebie. Następnie wszyscy zdjęli z siebie ubrania, zostając w samych strojach. Chłopcy momentalnie pobiegli do wody, wykrzykując przy tym jak dzikusy, a dziewczyny położyły się na swoich kocach. Co prawda niebo przysłoniły trochę chmury, ale gdzieniegdzie pojawiały się przebłyski promieni słonecznych. Można było się więc opalać. W pewnej chwili Veronika wsparła się na łokciach i zsunęła swoje okulary przeciwsłoneczne na nos.
-Eh... - powiedziała rozglądając się po plaży. 
-Co jest? - spytała Maia patrząc badawczo na dziewczynę.
-No bo jak my już pójdziemy na plażę to nie ma na kim oka zawiesić. - westchnęła smutno, a jej przyjaciółki wybuchły śmiechem. - No co? - spytała zdezorientowana.
-Ach... Vera, Vera. Ty tylko o jednym. - zaśmiała się Delly i poklepała wspomnianą dziewczynę po ramieniu. 
-Co ja mam na to poradzić? Moja młodość i uroda przecież nie będą trwać wiecznie. - powiedziała poprawiając swoje włosy. Dziewczyny natomiast ponownie zaczęły się śmiać. Z początku brunetka próbowała się fochać, jednak w końcu dołączyła do swoich przyjaciółek. Laura uśmiechnęła się szeroko i ułożyła na plecach, aby opalić przednią część swojego ciała. Zdjęła z twarzy okulary, aby później nie zostały jej jasne ślady na twarzy. Zamknęła oczy. Tak, Laura zdecydowanie kocha swoją przyjaciółkę, ale trzeba przyznać, że z uroku osobistego, Vera korzystać potrafi. I lubi to robić. No ale przecież to nic złego. Nagle dziewczyna poczuła, że promienie słoneczne już nie muskają jej skóry. Otworzyła powieki, aby sprawdzić, co jest tego przyczyną. Na widok chłopaka uśmiech sam wykwitł na jej buzi. 
-Robisz mi cień.
-Chodź ze mną do wody... - zachęcił ją Ross.
-Mmm... Najpierw się trochę poopalam. - odpowiedziała przeciągle i ponownie zamknęła oczy. Wtem, poczuła jak czyjeś zimne, mokre ręce chwytają ją i unoszą do góry. Momentalnie otwarła powieki.
-Co ty robisz? - spytała wystraszona Rossa, który aktualnie niósł ją w kierunku wody. 
-Nadrabiam zaległości.
-Co?
-Trzeba jakoś nadrobić te wszystkie zaległe wypady na plażę, podczas których w kółko się kłóciliśmy, co nie? - zapytał. To w sumie było bardziej stwierdzenie. Dziewczyna nie miała wyboru. Ross był od niej silniejszy, i znacznie wyższy.
-Ale dlaczego mnie niesiesz w kierunku wody... - spytała, a wtedy spotkała się ze złowieszczym spojrzeniem chłopaka. I zrozumiała, co zaraz się wydarzy. - O nie! Nie, nie, nie! Nawet o tym nie myśl!
-Za późno - zaśmiał się.
-Nie! Nie chcę! - zaprzeczyła i rozpoczęła próby wyrwania się Rossowi. Niestety na próżno...
-Nie chciałaś po dobroci, to inaczej to załatwimy. - zaśmiał się i w tym samym momencie jego stopy zanurzyły się w morzu. Laura mocniej przylgnęła do umięśnionej klatki piersiowej chłopaka i zacisnęła ręce wokół jego szyi, mając nadzieję, że w ten sposób nie czeka ją zimna kąpiel. Niestety to nie pomogło. Już po chwili Ross wyswobodził Laurę ze swoich objęć, a brunetka momentalnie wpadła do wody. Zimnej, słonej wody. Szybko wynurzyła się i przetarła twarz dłonią.
-Haha! Mówiłem, żebyś przyszła tu po dobroci! - wybuchł śmiechem chłopak. Po chwili jednak opanował się, gdyż spotkał się z groźnym spojrzeniem młodej Marano.
-Przyjaźnimy się jeden dzień, a ty się tak narażasz?! - warknęła. 
-Przepraszam ja... - zaczął mówić chłopak ze skruchą w głosie, ale przerwała mu Laura. A dokładniej mocno popchnęła blondyna, który stracił równowagę i wpadł do wody. Tym razem to dziewczyna zaczęła się głośno śmiać. 
-Bardzo zabawne. - powiedział chłopak po wynurzeniu się z wody. 
-A żebyś wiedział! Haha! - powiedziała przez śmiech, za co dostała w twarz wodą. Odwdzięczyła się Rossowi, również go chlapiąc. I tak zaczęła się wodna bitwa. Każde z nich ochlapywało się wodą, lub wrzucało to drugie do morza. Podczas tych zabaw towarzyszyły im głośne śmiechy i krzyki. Ale nie krzyki kłótni, czy złości. To były krzyki radości. I szczęścia. Dobrze bawili się w swoim towarzystwie. Czy dwie osoby, które jeszcze niedawno nie mogły na siebie patrzeć, mogą od tak miło spędzić czas? Oczywiście. Czasami wystarczy jedna szczera rozmowa, i odpowiednie słowa, aby się pogodzić. A z dobrym nastawieniem można zdziałać wszystko. 
W tym samym czasie reszta dziewczyn przyglądała się ich przyjaciołom.
-Słodko razem wyglądają... - rozmarzyła się Vanessa.
-Święta racja. O wiele bardziej wolę patrzeć na nich, gdy się dogadują. - potwierdziła Maia
-Dokładnie. - przyznała im rację Rydel. Wtem do dziewczyn podbiegł Ell i Rocky. Obydwoje mieli w rękach wiaderka, a co było ich zawartością, chyba nie muszę już mówić... Momentalnie wylali całą wodę na dziewczyny i przybili sobie piątkę. Wszystkie nastolatki rzuciły im wrogie spojrzenia. 
-Już. Po. Was. - powiedziała groźnie Van i szybko podniosła się z koca. Chłopcy spojrzeli na nią przerażeni i rzucili się do ucieczki. Większość plażowiczów musiała mieć niezły ubaw. W końcu dwójka nastolatków, uciekająca przed rozwścieczoną dziewczyną, to niecodzienny widok. 
-Ross! Jake! Riker! Ratujcie!!! - wołali przerażeni mijając kolejne osoby. W pewnym momencie skręcili w stronę morza, a Van chciała zrobić to samo. Niestety podczas skrętu jedna noga utknęła jej w piasku, tym samym powodując jej upadek. No, ale przecież przewrócenie się na piasek byłoby zbyt oczywiste. Vanessa musiała upaść na coś. A raczej na kogoś. Natychmiastowo podniosła się z ziemi i otrzepała z piasku. Podała rękę chłopakowi, którego przed chwilą stratowała, aby pomóc mu się podnieść.
-Tak bardzo Cię przepraszam! - powiedziała zakrywając usta dłonią, gdy chłopak wreszcie się podniósł. Miał on brązowe włosy i niebieskie oczy. Na sobie miał tylko kąpielówki, więc można było spokojnie zobaczyć, że jest bardzo dobrze zbudowany.
-Spokojnie. Nic się nie stało. - powiedział niskim głosem.
-Naprawdę! Tak mi głupio...
-Wiesz, jeśli już ktoś miał na mnie dzisiaj wpaść, to cieszę się, że to byłaś ty. - powiedział, a na twarzy Vanessy pojawiły się dwa rumieńce.
-Yhm... Dziękuje. 
-Nie ma za co. Jesteś tu sama? - spytał zaciekawiony.
-Nie, przyszłam z siostrą i przyjaciółmi. Stado rozwydrzonych dzikusów. - zaśmiała się. - Ale i tak ich kocham.
-Z chęcią bym ich poznał, skoro mają u ciebie taką dobrą opinie. - uśmiechnął się. 
-Tsa... Właśnie dwójkę z nich goniłam, stąd też mój upadek. - zawstydziła się lekko.
-W porządku. Nie chowam urazy. Może to było przeznaczenie? - spytał unosząc brwi ku górze.
-Może... Nigdy nic nie wiadomo.
-Dobrze... Ja już się będę zbierał. Obiecałem babci, że wrócę przed 16. - zaśmiał się.
-Rozumiem. Przyjechałeś tu na wakacje? - spytała Van.
-Dokładnie. Na razie nikogo nie znam, więc głównie pomagam dziadkom...
-No to już znasz jedną osobę. - uśmiechnęła się dziewczyna. 
-Zawsze to coś. - również się uśmiechnął.
-Apropo jestem Vanessa Marano. Ale mów mi Van. - powiedziała wyciągając ku niemu dłoń. Chłopak od razu ją uścisnął.
-A ja jestem Garrett Clayton. Ale mów mi Garrett. - oboje się zaśmiali.
-Tak więc Garrett. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. 
-To mamy podobne życzenia.
-Miło było Cię poznać.
-Przyjemność po mojej stronie. - odpowiedział chłopak, a Vanessa uśmiechnięta od ucha do ucha wróciła do swoich przyjaciół. Dotarła do dziewczyn i usiadła koło nich na swoim kocyku. 
-I jak? - spytała Rydel.
-Co jak? - zapytała zdezorientowana Vanessa.
-No czy ich złapałaś? W sensie Ell'a i mojego braciszka. - wyjaśniła blondynka. 
-Goniłam ich, ale po drodze na kogoś wpadłam. Później chwilę pogadaliśmy i tyle. Nazywa się Garrett. - wyjaśniła starsza Marano. Na dźwięk męskiego imienia Veronika podniosła się z koca do pozycji siedzącej. 
-A przystojny był? - spytała z charakterystycznym błyskiem w oku.
-Oj był... A jaka klata... - rozmarzyła się czarnowłosa. 
-Widzę, że o nas rozmawiacie. - powiedział Jake, podchodząc z resztą chłopaków do ich przyjaciółek. No prawie całą resztą...
-Chciałbyś. - prychnęła Maia szczerząc do niego swoje białe ząbki.
-A żebyś wiedziała. - odpowiedział jej chłopak również się uśmiechając. Australijka przewróciła oczami.
-A gdzie macie Rossa? - spytała zaciekawiona Rydel.
-Gdzieś tam topi Laurę. - powiedział na luzie Riker. Gdyby nie to, że wszyscy wiedzą o ich pogodzeniu, pewnie dostaliby zawału. Przynajmniej tak myśleli...
-Jak to topi?! - wystraszył się Jake. - Lecę jej na ratunek! - wykrzyknął unosząc dumnie klatę do przodu i pobiegł w kierunku oceanu.
-Oj chyba nikt mu nie powiedział... - westchnęła Veronika. Następnie wzruszyła ramionami, nałożyła na oczy okulary przeciwsłoneczne i ponownie ułożyła się na piasku. 

***

Bum! Witajcie misie! <3 I co tam u Was?
Apropo rozdziału... Wiem, że mało w nim Raury, ale to opowiadanie ma też innych bohaterów i czasem muszę się też na nich skupić ;p Ale za to zrekompensuje to Wam w 26 rozdziale ^.^
No i jest Garrett. Co o nim sądzicie? Jeszcze trochę tu namiesza ;p 
Teraz sprawa: nie wiem kiedy następny rozdział. Co prawda mam już go napisanego, ale w środę cały dzień spędzę w samochodzie -.- W czwartek może uda mi się wejść na kompa, ale nie jestem pewna, a w piątek znowu nie ma mnie cały dzień w domu... Tak więc następny rozdział albo w czwartek, albo w sobotę. Zależy jak znajdę czas. :)
Komentujcie misie, zależy mi na Waszej opinii! ;3 
~MiLka <3





14 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Garrett wydaję się fajnym i miłym...
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :D fajna ta Raura, taka nie skłócona :D czekam na next ;)
    p.s. zapraszam do siebie jeszczebedzieszmoja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe czy ją,,uratuje''
    Polubiłam Garrett;a

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :) Jake na końcu był najlepszy, już się boję co on zrobi XD Garrett wydaje się spoko ;) Skoro nie możesz w środę, czwartek i piątek, to możesz dać jutro, a potem poczekamy :) Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha ;p nie no może uda mi się dodać w czwartek, ale nic nie obiecuję :)

      Usuń
  5. Świetny rozdział ;p
    Zgadzam się z R5erRoss, nie obrazimy się jak dodasz jutro kolejny ;x

    OdpowiedzUsuń
  6. Garrett wydaje się być ok ale pozory często mylą mam nadzieję bo je chcę Rikesse ta..ja se mogę chcieć xD
    Już nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :)
    A tak wg Jake uratuje Laure xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Garrett wydaje się być w porządku :)
    Rozdział świetny
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  8. "Jak to topi?! Lecę jej na ratunek!" - nie mogę z tego ! xD Boskie too ^^ Ciekawe co nowego wniesie do opowiadania Garrett :D No nic, rozdział po prostu zaczepisty ;3 #CzekamNaNext ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział, podoba mi się :D
    I jeszcze ten Jake na końcu...
    Nawet nie wiesz jaką chrapkę robisz mi na 26 rozdział =D
    Weny na nexta życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z moją dziewoją:D Bardzo mi się podoba^^ Piszesz świetnie i lekko czyta się rozdziały:D
    Ja się modlę, żeby już był następny rozdział, a potem... BUM i 26 hahaha, serio nie mogę się już doczekać!
    A Garrett mi pasi, jeśli nie namiesza ZA dużo:*

    OdpowiedzUsuń
  11. No, no, no! Raura zbliża się wielkimi krokami. To było takie słodkie :') szkoda, że nie upadła w jego ramiona w tej wodzie. A to byłoby już na maksa sweetaśne :*
    Garrett... Kolejny przydupas, który będzie mi się wpieprzał w moją Rikesse?
    Że mną się tak nie pogrywa. Co to, to nie!
    Ja tu oczekuje Rikesse, a Ty już dobrze o tym wiesz xd.

    OdpowiedzUsuń
  12. Superaśny!! Już nie mogę się doczekać 26 rozdziału... A następny mam nadzieję że w czwartek! Nie każ nam tyle czekać! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  13. zarąbisty rozdział czekam na next

    OdpowiedzUsuń