Notka miśki :D
Staruszka już miała otwierać, gdy nagle w holu zgasły światła. Widoczność była prawie nikła. Pewnie wywaliło korki przez tą burzę. I to było nasze zbawienie. Kobieta oddaliła się od szafy i wyszła z pokoju. Gdy nie było już słychać jej kroków, wszyscy wyszli ze swoich kryjówek.-Było blisko... Jeśli przeżyjemy, obiecuję Ci Laura, że Cię zabije. - szepnął Riker.
-Dobrze wiedzieć. - również szepnęłam.
-Na szczęście nas nie znalazła. A teraz chodźcie na ten strych, ona w każdej chwili może tu wrócić! - powiedziała Vera. Nagle na końcu korytarza ujrzeliśmy świecę. To ta staruszka się zbliżała. Widać światło nie chce wrócić, więc musiała znaleźć inne źródło widoczności. Jak najciszej, a zarówno jak najszybciej, przemknęliśmy bocznym pokojem. Podążaliśmy za Veroniką, co chwile zderzając się z jakimś przedmiotem, ścianą, lub nawet z innym z nas. Poruszaliśmy się korytarzami niczym cienie. Po raz kolejny czułam się, jakbym grała w jakimś horrorze. No bo - jesteśmy w obcym domu, który na przytulny nie wygląda, nie ma światła, na dworze panuje burza, musimy się ukrywać, a dosłownie po piętach depcze nam starsza pani. Do tego Rocky wciąż musi nieść Van, gdyż dziewczyna wciąż się nie ocknęła. W pewnej chwili napotkaliśmy rozwidlenie. Vera już chciała skręcać w lewo, ale na szczęście zdążyłam ją zatrzymać. Wszystkim pokazałam, że mają być cicho. Z lewej strony szła ta starsza pani. Poruszała się powoli, nie było słychać nawet najcichszego szmeru. Ona naprawdę była chyba kiedyś agentką. Mogę dać za to głowę. Wszyscy przylgnęliśmy do ściany i wstrzymaliśmy oddech. Jak ktoś teraz kichnie, to ma jak w banku zagwarantowane wyskoczenie z okna. A ja mu w tym pomogę. Staruszka była coraz bliżej. Na szczęście weszła do któregoś z pokoi. My natomiast przebiegliśmy obok, starając się być niezauważonym. Dotarliśmy do schodów. Dosłownie po nich wbiegliśmy - znajdowały się one bowiem na otwartej przestrzeni, więc jeśli właścicielka domu zdecydowała by się przeszukać to miejsce, od razu by nas znalazła. Niestety na ostatnim stopniu straciłam równowagę i przewróciłam się do tyłu. Już szykowałam się na udeżenie, gdy poczułam jak obejmują mnie silne ramiona. Spojrzałam na mojego wybawiciela. Uśmiechnęłam się i szepnęłam do blondyna:
-Dziękuje.
Ross odwzajemnił uśmiech i również ściszonym głosem odpowiedział:
-Nie ma za co. - po jego słowach natychmiast się podniosłam, żeby zdążyć uciec. Niestety było już za późno. Do wielkiego salonu weszła ta kobieta. Jej wzrok natychmiast skierował się na naszą dwójkę. Reszta naszych przyjaciół była już na górze.
-Tu Was mam... - powiedziała, po czym żwawym krokiem zbliżała się ku schodom. Reszte trasy wraz z Rossem pokonałam w dwóch skokach. Przed nami rozciągał się długi korytarz. Na jego końcu zobaczyliśmy naszych przyjaciół, którzy już wspinali się po drabinie. Sprintem ruszyliśmy ku nim wołając:
-Idzie tu! - podczas biegu mogłam przyjrzeć się ścianom. A dokładnie tym co na nich wisiało. Mianowicie były to przeróżne zdjęcia, jak podejrzewam, tej kobiety. Widziałam na nich roześmiane buzie dzieci, dwoje obejmujących się nastolatków, dziewczynę w długiej ślubnej sukni, chłopaka w mundurze, malutkie dzieciątko, rodzinną fotkę itp. Wszystkie zdjęcia były wspaniałe, ale jedno szczególnie przykuło moją uwagę. Znajdowała się na nim młoda dziewczyna i jakaś nastolatka. Była mniej więcej w moim wieku. I wyglądała prawie identycznie jak ja. Skądś znałam tę twarz. Fotografia tak przykuła moją uwagę, że zatrzymałam się chwilę przy niej. Kto to jest?! Dziewczyna miała brązowe włosy i brązowe oczy, jak ja. Spojrzałam na napis na zdjęciu. To chyba jakiś podpis... Brzmiał on: Elina. Dziwne. Nie słyszałam o takim imieniu. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rossa.
-Lau musimy iść! - zawołał. Nie reagowałam. Nie wiem co się stało. Jestem pewna, że skądś znam tę nastolatkę na zdjęciu. - Lau chodź! - pośpieszał mnie chłopak. A ja stałam. Nagle poczułam jak blondyn chwyta mnie za dłoń i ciągnie przed siebie. W ostatniej chwili wyciągnęłam dłoń po zdjęcie i zerwałam je ze ściany.
-Złapie Was! - głos staruszki wyrwał mnie z zamyślenia. Rzeczywistość powróciła. Dobiegliśmy do drabiny. Ross kazał mi pierwszej wejść. Zrobiłam to jak najszybciej. Staruszka dosłownie siedziała nam na ogonie. Tuż po mnie wdrapał się chłopak. W ostatniej chwili wciągnęliśmy drabinę, która lekko musnęła dłonie kobiety.
-Jeszcze Was złapie! - krzyknęła, ale my zamknęliśmy klapę. Następnie przesunęliśmy na nią jakieś ciężkie pudło. Tak na wszelki wypadek. Veronika znalazła jakieś świece. Któreś z nas miało przy sobie zapalniczkę. Rozpaliliśmy je i poustawialiśmy w różnych miejscach. Teraz mogłam dokładniej przyjrzeć się temu miejscu. Było ono niewielkie, nawet przytulne. Nie licząc kłębek kurzu i pajęczyn. Było tu pełno pudeł i szafek, na których były poustawiane różne przedmioty. Niestety było tu dosyć zimno. Przetarłam ramiona i zaczęłam chuchać sobie na ręce. Mój pech, że mam taką przypadłość, że wszędzie jest mi zimno... Nagle poczułam się jakoś tak cieplej. Cała się rozgrzałam. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie jakąś czarną bluzę. Muszę przyznać, że była całkiem miękka i wygodna.
-Tobie bardziej się przyda. - powiedział Ross, który nagle pojawił się koło mnie.
-Ale Tobie nie będzie zimno? - spytałam przejęta.
-Lau... Przecież wiesz jaki jestem gorący. - poruszył znacząco brwiami. Zaśmiałam się cicho.
-Dziękuje. - szepnęłam i spojrzałam mu w oczy. Ten brąz wprawiał mnie w trans... Sama nie wiem czemu. Pewnie stałabym tak jeszcze chwile gapiąc się na niego, gdy nagle usłyszałam głośny pisk. Odwróciłam się. Osobą odpowiedzialną za ten głos był nikt inny, jak moja siostra. Chyba właśnie się ocknęła. Wyswobodziła się z ramion Rockyego i stając na ziemi uderzyła go z liścia. Chłopak złapał się za obolałe miejsce.
-Ładne podziękowania... - zbulwersował się.
-Za co? - spytała niepewnie Van.
-Siostra on Cię przez cały dom nosił na rękach, bo zemdlałaś na widok pioruna. Musiał trzymając Cię uciekać przed tą staruszką... - na moje słowa Nessie powiększyły się oczy. Natychmiast podbiegła do chłopaka i przytuliła go. Chyba pierwszy raz widzę taką scenę.
-Przepraszam nie wiedziałam... - szepnęła po czym pocałowała miejsce, w które przed chwilą go uderzyła. -Lepiej? - spytała. Na twarzy chłopaka mimo wymalowanego zdziwienia pojawił się rumieniec.
-Lepiej. - odpowiedział. Po tej słodkiej scence wszyscy zrobiliśmy głośne "Aww". Van natomiast jakże dorośle pokazała nam język. Następnie uznaliśmy, że poszukamy jakiś kocy. Znaleźliśmy kilka i otuliliśmy się. Nie starczyło dla wszystkich, więc niektórzy przytulali się we dwójkę. Na szczęście mi dostał się własny koc. Wszyscy rozsiedli się w kółku i zaczęli rozmawiać, śmiać się i żartować. Ja natomiast przysiadłam z boku, przy jednej ze świec. Wyciągnęłam z kieszeni zgięte zdjęcie. Zaczęłam wpatrywać się w obraz. Ta dziewczynka była taka podobna do mnie... Fotografia była czarno-biała, ale było widać, że jej włosy są ciemne. Podejrzewam, że brązowe jak moje. Nastolatka była niezbyt wysoka i drobnej budowy. I oczy. One były najgorsze. Były całkowicie takie same jak moje. Nie wiem, czemu patrząc na nie budziła się we mnie tęsknota. Jakbym kiedyś te oczy były mi takie bliskie. Zaczęłam obracać zdjęcie. Nagle spostrzegłam, że z tyłu jest jakaś data. 6 kwiecień 1991r. Co się wtedy wydarzyło? Z zamyśleń wyrwał mnie głos:
-Co siedzisz tu tak samotnie? - Ross usiadł obok mnie. Stykaliśmy się ciałami. Teraz dzieliła nas tylko smuga światła, dawana przez świece. Obdarzyłam go uśmiechem.
-Gdzie masz koc? - spytałam.
-Oddałem go Rikerowi, bo chciałem tu przyjść.
-A nie jest Ci zimno? - zmartwiłam sie.
-Tylko troszkę... - szepnął. Odgarnęłam trochę koca i zarzuciłam mu go na ramię. - Co ty robisz? - spytał zdziwiony.
-Dzielę się z Tobą kocem.
-Ale nie mus...
-Ale chcę - przerwałam mu. Opatuliliśmy się wspólnie nakryciem. Teraz między nami nie było już kompletnie nic. Podałam chłopakowi zdjęcie. On zaczął mu się badawczo przyglądać.
-Kto to? - spytał po chwili. - Podobna do Ciebie. - dodał.
-Nie wiem kto to, ale wiem, że skądś ją znam. I nie wiem co oznacza napis Elina... - zamyśliłam się.
-Może to pseudonim artystyczny? - wpadł nagle na pomysł blondyn. - Bo to wygląda mi na autograf.
-Może masz rację! - uradowałam się. - A kojarzysz co wydarzyło się 6 kwietnia 1991r? - spytałam pokazując mu datę.
-Nie mam pojęcia. Zresztą, wtedy to rodzice nawet mnie jeszcze nie planowali. Obiecuję Ci, że pomogę rozwiązac Ci zagadkę tego zdjęcia. - zaśmiał się. - Skąd wzięłaś to zdjęcie?
-Zerwałam ze ściany na korytarzu. - ziewnęłam.
-Ktoś tu jest śpiący. - uśmiechnął się chłopak. - Jeśli chcesz możesz się o mnie oprzeć - zaproponował niepewnie. Ja tylko się uśmiechnęłam. Oparłam głowę o jego ramię. Zamknęłam oczy. Powoli odpływałam do krainy Morfeusza. W ostatniej chwili szepnęłam jeszcze:
-Niecały miesiąc temu nie podejrzewałam, że dojdzie do takiej sytuacji. No wiesz, przytulamy się, pomagamy sobie. Myliłam się co do Ciebie. Jesteś zupełnie inny niż myślałam.
-Czyli jaki? - spytał chłopak łamiącym się głosem. Niestety nie miałam już siły aby na niego spojrzeć.
-No wiesz... Miły, przyjacielski, życzliwy pomocny. Potrafisz mnie wesprzeć i zrozumieć. Nawet romantyczny. Dziękuje. Za wszystko. Przepraszam, za wszystkie przykrości jakie Ci wyrządziłam. Wiedz, że ja Ci wybaczam. Mam dość tych kłótni. O wiele lepiej mi się z Tobą przyjaźni. Jesteś wspaniały... - po tych słowach zasnęłam. Nagle poczułam jak po policzku spływa mi łza, ale nie należała do mnie. Czyżby to Ross płakał? Lekko się przebudziłam i usłyszałam jeszcze jego słowa:
-Przepraszam, że ja nie potrafię Ci wybaczyć. Nie umiem zapomnieć. - te słowa nie mogły wypłynąć z jego ust. Uznałam, że jego wypowiedź to był tylko sen. Niestety zapomniałam, że czasami nasze koszmary, przeradzają się w rzeczywistość.
*Następny dzień*
Obudziły mnie promienie słońca, które wdzierały się przez dziurę w suficie. Otworzyłam ociężałe powieki. Wtem poczułam, jak ktoś czule mnie obejmuje. Kątem oka zobaczyłam twarz Rossa, która była skryta w moich oczach. Jedną ręka mnie przytulał, a drugą miał złączoną z moją. Wydało mi się to, słodkie. Dziwne uczucie. Ja na prawdę mam nadzieję, że mamy szansę na przyjaźń. Wyglądał tak uroczo kiedy spał, no ale musiałam go obudzić. I wszystkich. Chcę się wydostać z tego domu jak najszybciej. Jak to mówią, po burzy zawsze wychodzi słońce! O wiele bardziej wolę taką pogodę niż tą, która panowała tu kilka godzin temu. Szturchnęłam lekko Rossa. On od razu się obudził. Gdy zorientował się, w jakiej jesteśmy pozycji, natychmiast się odsunął. Zdziwiło mnie to, ale zignorowałam jego reakcje, gdyż obdarzył mnie uśmiechem. Po prostu dramatyzuję.
-Musimy pobudzić resztę, zanim ta staruszka się obudzi... - powiedziałam. Staraliśmy się poruszać jak najciszej. Najgorzej poszło z obudzeniem Van. A ponoć to ja mam twardy sen... Po kilku minutach wszyscy byliśmy gotowi. Chłopcy odsunęli z klapy pudło. Następnie bardzo ociągali się z jej otwarciem. Jakby bali się, że ta kobieta wyskoczy nagle na nich. Po krótkiej chwili lekko uchylili wejście. Na dole zobaczyli śpiącą staruszkę. Albo udawała, albo na serio jeszcze się nie obudziła. Trzymaliśmy kciuki za to drugie. Najpierw na wszelki wypadek poszła jedna osoba, żeby sprawdzić czy staruszka zapadła w sen. Na szczęście nasze modły zostały wysłuchane. Wsadziłam jeszcze do kieszeni zdjęcie, które wczoraj zerwałam ze ściany i powoli schodziłam po drabinie. Gdy wszyscy zeszli ze strychu pędem pobiegliśmy w kierunku drzwi wyjściowych, tzn. w kierunku wyjścia bo przeze mnie obecnie nie ma tu drzwi. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, Ell rzucił się na ziemię i zaczął ją całować.
-Dobra stary, wiem, że się cieszysz, ale nadal jesteśmy na posesji tej kobiety, więc ja poczekałbym z obcałowywaniem trawy, aż będziemy u nas. - zaśmiał się Riker. Pełni radości ruszyliśmy w kierunku domu Lynchów. Jeszcze ostatni raz odwróciłam się, by spojrzeć na dom. Za dnia nie wydawał się taki straszny, jak wczoraj w nocy. Nagle moja uwagę przykuła postać w oknie. To była ta starsza pani. Patrzała się na mnie badawczo. Zdziwiona przetarłam oczy. Gdy ponownie je otworzyłam, jej już nie było. Dobra, teraz to już na serio się boję. Poczułam jak po moim policzku spływa kolejna kropla wody. Spojrzałam na szarawe niebo. Kłębiło się na nim pełno ciemnych chmur.
-Ej musimy się pośpieszyć, bo zaraz znowu będzie padać! - powiedziałam, a następnie wszyscy zaczęliśmy biec. Gdy dotarliśmy pod dom, Rydel zaczęła macać kieszeń swojej bluzy, w celu znalezienia kluczyka. Zaczął padać deszcz. Czułam, jak wszystko co mam na sobie staje się mokre.
-Rydel nie żeby coś, ale mogłabyś się pośpieszyć? - spytałam.
-Nie umiem znaleźć kluczy! Musiałam je zgubić w domu tej staruszki... - rozpaczała blondynka. No świetnie. Teraz zmokniemy...
-Ale wiecie, że... - zaczął Rocky.
-Ludzie patrzcie - przerwał mu Riker wskazując coś palcem. Podążyłam za jego wzrokiem. - Zostawiłem uchylone okno w pokoju! - uradował się chłopak. - Wszedłbym tam, ale nie zmieszczę się w otworze. - dodał. I wtedy wszyscy powoli odwrócili głowy w moim kierunku.
-O co Wam chodzi? - zdziwiłam się. Po chwili to do mnie dotarło. - Nie! Nie ma mowy! - zaprzeczyłam. Nie mam zamiaru wspinać się po ścianie jak jakiś spider-man, bo tylko ja jestem na tyle drobna, żeby zmieścić się w dziurze od okna.
-Lau, proszę Cię! - powiedziała Rydel, po czym wszyscy tu obecni zrobili szczenięce oczka. Po chwili jednak uległam...
-No zgoda zgoda... - po moich słowach wszyscy mnie przytulili. - Dobra puśćcie mnie już. To jak mam tam wejść? - spytałam.
-Na początek podsadzę Cię z Rossem, a potem chwycisz się parapetu. Wejdziesz na dach nad drzwiami, po nim wespniesz się pod parapet na moim oknem. Podciągniesz się i wejdziesz do środka. Potem otworzysz pierwszą szufladę po lewej stronie i wyciągniesz z niej zapasowe kluczyki. Następnie zejdziesz na dół i otworzysz nam drzwi. Zrozumiałaś? - spytał Riker.
-Yyy chyba mniej więcej tak... - powiedziałam.
-Ale wiecie.. - powtórzył Rocky.
-Cicho! - wykrzyknęliśmy wszyscy.
-Jak chcecie. - zrezygnował brunet. No i zaczęła się moja wspinaczka. Z początku chłopcy spletli dłonie, a ja na nich stanęłam. Następnie unieśli mnie ku górze, a ja chwyciłam się parapetu. Następnie wspięłam się na niego, a potem przeskoczyłam na dach. Jako że padał deszcz było dosyć ślisko. Ześlizgnęła mi się jedna dłoń, ale udało mi się chwycić ponownie. Lekko zdyszana podciągnęłam się na daszek. Następnie usiadłam na nim, żeby odsapnąć.
-Dobrze Ci idzie! - zawołała Vanessa. Obdarzyłam ją lekkim uśmiechem. Pamiętam, jak byłam mała. Rodzice zabrali mnie na ściankę wspinaczkową. Wtedy byłam ucieszona, ale tam nie dość że było sucho, to na plecach miałam przyczepione liny i było dużo łatwiej! Miałam przy sobie mamę, która mnie wspierała. Gdy kolejny raz nie udało mi się wejść na szczyt, już chciałam się poddać. Ona wtedy podeszłą do mnie, i powiedziała: "Pamiętaj, że jeśli w osiągnięciu celu cofasz się o kilka kroków, to robisz to tylko po to, aby wziąć rozbieg". Te słowa dały mi siłę i w końcu dotarłam na samą górę. Ugh... Dlaczego w głowie mam tyle dobrych wspomnień związanych z rodzicami? Nie umiem o nich zapomnieć, choć tak bardzo bym chciała... Tak bardzo mnie skrzywdzili, że chce o nich myśleć jak najgorzej. Czasami jednak nie potrafię, bo w mojej pamięci wiąż pojawiają się kolejne dobre chwile. Chwile rodzinnego ciepła, radości, pomocy i miłości. Rodzicielskiej miłości, której od tamtego czasu tak mi brakuje. Vanessa jest dla mnie jak druga matka, ale ona nigdy nie zastąpi mi mojej rodzicielki. Po moim policzku spłynęła jedna łza, mieszając się z kroplami deszczu. Właśnie, deszcz. Nie chcąc dłużej moknąć podniosłam się. Następnie zaczęłam powoli przesuwać się po daszku. Byłam już prawie na końcu, gdy w pewnej chwili zsunęła mi się noga, powodując tym upadek. Spojrzałam na swoje kolano. Miałam je zdarte i lekko zakrwawione. Nie mogłam się teraz poddać. Podniosłam się i dotarłam na koniec dachu. Teraz pozostało mi tylko doskoczyć do parapetu od okna Rikera. Obecnie ta odległość wydawała się dłuższa niż z ziemi.
-Dasz radę! - usłyszałam głosy moich przyjaciół. Wypuściłam z płuc jeszcze powietrze, ugięłam nogi i wykonałam jak najdłuższy skok. W ostatniej chwili chwyciłam się i wciągnęłam po parapecie.
-Świetnie Ci poszło! - zawołał ktoś. Teraz pozostało mi wślizgnąć się przez uchylenia w oknie do środka. Wreszcie moje zadanie zostało wykonane. Stałam w pokoju Rikera i próbowałam sobie przypomnieć, w której szafce miałam znaleźć klucze. Chyba w pierwszej po prawej. Podeszłam więc do mebla i otworzyłam odpowiednią szufladę. Znajdowało się tu pełno zeszytów. Zaczęłam więc między nimi szperać, w celu odnalezienia kluczy. Nagle w twarz rzuciła mi się niebieska kartka. Wiem, że to nieładnie, ale coś bardzo kusiło mnie żeby ją przeczytać. Zagłębiałam się w coraz to kolejnych słowach z coraz to większym zdziwieniem. Niestety nie zdążyłam przeczytać jej do końca, gdyż usłyszałam wołanie:
-Lau znalazłaś te klucze? - natychmiast schowałam kartkę do kieszeni spodni i wyjrzałam przez okno.
-Nie! W której szufladzie je schowałeś? - odkrzyknęłam do Rikera.
-Pierwsza po lewej! - odpowiedział. Czyli pomyliłam półki. Od razu zajrzałam do odpowiedniej szafki. Na wierzchu leżały klucze. Natychmiast je chwyciłam i wyszłam z pokoju chłopaka. Zbiegłam po schodach i skierowałam się do holu. Otworzyłam drzwi, a wszyscy jak poparzeni wbiegli do środka. Byli przemoczeni do suchej nitki.
-Dzięki Laura jesteś boska... - powiedziała Rydel szczękając zębami.
-No wiem. - zaśmiałam się.
-Ale wiecie, że ja miałem zapasowe klucze? - spytał Rocky. Wszyscy momentalnie na niego spojrzeliśmy.
-To dlaczego nic nie powiedziałeś?! - wywarczałam.
-Próbowałem, ale nie daliście mi dojść do słowa! - oburzył się. Już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale on nagle jakby wyłączył się z rozmowy. Odwrócił się do Ell'a i powiedział:
-Stary mam problem.
-Jaki? - spytał brunet. Chłopak natomiast zamknął oczy i wyżalił się:
-Jak zamykam oczy to nic nie widzę!
-Ej ja też! - wykrzyczał przerażony Ellington zamykając oczy. Wszyscy pozostali pacnęli się w czoło.
-Chodźcie dziewczyny, pożyczę Wam jakieś ubrania na przebranie. - powiedziała Delly.
-Nie chcemy robić kłopotu... - powiedziała moja siostra.
-Oj przestańcie! Przecież i tak nie wrócicie teraz do domu... - zakończyła Rydel ciągnąc mnie, Van i Verę za ręce. Skierowałyśmy się do pokoju blondynki. Każdej z nas dała jakąś bluzę i leginsy, a następnie po kolei poszłyśmy się przebrać. ja byłam ostatnia. Gdy wyszłam z łazienki powiedziałam Rydel, że idę do Rossa oddać mu bluzę, której po wczorajszej nocy na strychu jeszcze mu nie zwróciłam. Blondynka i moje przyjaciółki poszły do chłopaków do salonu, a ja skierowałam się do pokoju blondyna.
-Ej musimy się pośpieszyć, bo zaraz znowu będzie padać! - powiedziałam, a następnie wszyscy zaczęliśmy biec. Gdy dotarliśmy pod dom, Rydel zaczęła macać kieszeń swojej bluzy, w celu znalezienia kluczyka. Zaczął padać deszcz. Czułam, jak wszystko co mam na sobie staje się mokre.
-Rydel nie żeby coś, ale mogłabyś się pośpieszyć? - spytałam.
-Nie umiem znaleźć kluczy! Musiałam je zgubić w domu tej staruszki... - rozpaczała blondynka. No świetnie. Teraz zmokniemy...
-Ale wiecie, że... - zaczął Rocky.
-Ludzie patrzcie - przerwał mu Riker wskazując coś palcem. Podążyłam za jego wzrokiem. - Zostawiłem uchylone okno w pokoju! - uradował się chłopak. - Wszedłbym tam, ale nie zmieszczę się w otworze. - dodał. I wtedy wszyscy powoli odwrócili głowy w moim kierunku.
-O co Wam chodzi? - zdziwiłam się. Po chwili to do mnie dotarło. - Nie! Nie ma mowy! - zaprzeczyłam. Nie mam zamiaru wspinać się po ścianie jak jakiś spider-man, bo tylko ja jestem na tyle drobna, żeby zmieścić się w dziurze od okna.
-Lau, proszę Cię! - powiedziała Rydel, po czym wszyscy tu obecni zrobili szczenięce oczka. Po chwili jednak uległam...
-No zgoda zgoda... - po moich słowach wszyscy mnie przytulili. - Dobra puśćcie mnie już. To jak mam tam wejść? - spytałam.
-Na początek podsadzę Cię z Rossem, a potem chwycisz się parapetu. Wejdziesz na dach nad drzwiami, po nim wespniesz się pod parapet na moim oknem. Podciągniesz się i wejdziesz do środka. Potem otworzysz pierwszą szufladę po lewej stronie i wyciągniesz z niej zapasowe kluczyki. Następnie zejdziesz na dół i otworzysz nam drzwi. Zrozumiałaś? - spytał Riker.
-Yyy chyba mniej więcej tak... - powiedziałam.
-Ale wiecie.. - powtórzył Rocky.
-Cicho! - wykrzyknęliśmy wszyscy.
-Jak chcecie. - zrezygnował brunet. No i zaczęła się moja wspinaczka. Z początku chłopcy spletli dłonie, a ja na nich stanęłam. Następnie unieśli mnie ku górze, a ja chwyciłam się parapetu. Następnie wspięłam się na niego, a potem przeskoczyłam na dach. Jako że padał deszcz było dosyć ślisko. Ześlizgnęła mi się jedna dłoń, ale udało mi się chwycić ponownie. Lekko zdyszana podciągnęłam się na daszek. Następnie usiadłam na nim, żeby odsapnąć.
-Dobrze Ci idzie! - zawołała Vanessa. Obdarzyłam ją lekkim uśmiechem. Pamiętam, jak byłam mała. Rodzice zabrali mnie na ściankę wspinaczkową. Wtedy byłam ucieszona, ale tam nie dość że było sucho, to na plecach miałam przyczepione liny i było dużo łatwiej! Miałam przy sobie mamę, która mnie wspierała. Gdy kolejny raz nie udało mi się wejść na szczyt, już chciałam się poddać. Ona wtedy podeszłą do mnie, i powiedziała: "Pamiętaj, że jeśli w osiągnięciu celu cofasz się o kilka kroków, to robisz to tylko po to, aby wziąć rozbieg". Te słowa dały mi siłę i w końcu dotarłam na samą górę. Ugh... Dlaczego w głowie mam tyle dobrych wspomnień związanych z rodzicami? Nie umiem o nich zapomnieć, choć tak bardzo bym chciała... Tak bardzo mnie skrzywdzili, że chce o nich myśleć jak najgorzej. Czasami jednak nie potrafię, bo w mojej pamięci wiąż pojawiają się kolejne dobre chwile. Chwile rodzinnego ciepła, radości, pomocy i miłości. Rodzicielskiej miłości, której od tamtego czasu tak mi brakuje. Vanessa jest dla mnie jak druga matka, ale ona nigdy nie zastąpi mi mojej rodzicielki. Po moim policzku spłynęła jedna łza, mieszając się z kroplami deszczu. Właśnie, deszcz. Nie chcąc dłużej moknąć podniosłam się. Następnie zaczęłam powoli przesuwać się po daszku. Byłam już prawie na końcu, gdy w pewnej chwili zsunęła mi się noga, powodując tym upadek. Spojrzałam na swoje kolano. Miałam je zdarte i lekko zakrwawione. Nie mogłam się teraz poddać. Podniosłam się i dotarłam na koniec dachu. Teraz pozostało mi tylko doskoczyć do parapetu od okna Rikera. Obecnie ta odległość wydawała się dłuższa niż z ziemi.
-Dasz radę! - usłyszałam głosy moich przyjaciół. Wypuściłam z płuc jeszcze powietrze, ugięłam nogi i wykonałam jak najdłuższy skok. W ostatniej chwili chwyciłam się i wciągnęłam po parapecie.
-Świetnie Ci poszło! - zawołał ktoś. Teraz pozostało mi wślizgnąć się przez uchylenia w oknie do środka. Wreszcie moje zadanie zostało wykonane. Stałam w pokoju Rikera i próbowałam sobie przypomnieć, w której szafce miałam znaleźć klucze. Chyba w pierwszej po prawej. Podeszłam więc do mebla i otworzyłam odpowiednią szufladę. Znajdowało się tu pełno zeszytów. Zaczęłam więc między nimi szperać, w celu odnalezienia kluczy. Nagle w twarz rzuciła mi się niebieska kartka. Wiem, że to nieładnie, ale coś bardzo kusiło mnie żeby ją przeczytać. Zagłębiałam się w coraz to kolejnych słowach z coraz to większym zdziwieniem. Niestety nie zdążyłam przeczytać jej do końca, gdyż usłyszałam wołanie:
-Lau znalazłaś te klucze? - natychmiast schowałam kartkę do kieszeni spodni i wyjrzałam przez okno.
-Nie! W której szufladzie je schowałeś? - odkrzyknęłam do Rikera.
-Pierwsza po lewej! - odpowiedział. Czyli pomyliłam półki. Od razu zajrzałam do odpowiedniej szafki. Na wierzchu leżały klucze. Natychmiast je chwyciłam i wyszłam z pokoju chłopaka. Zbiegłam po schodach i skierowałam się do holu. Otworzyłam drzwi, a wszyscy jak poparzeni wbiegli do środka. Byli przemoczeni do suchej nitki.
-Dzięki Laura jesteś boska... - powiedziała Rydel szczękając zębami.
-No wiem. - zaśmiałam się.
-Ale wiecie, że ja miałem zapasowe klucze? - spytał Rocky. Wszyscy momentalnie na niego spojrzeliśmy.
-To dlaczego nic nie powiedziałeś?! - wywarczałam.
-Próbowałem, ale nie daliście mi dojść do słowa! - oburzył się. Już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale on nagle jakby wyłączył się z rozmowy. Odwrócił się do Ell'a i powiedział:
-Stary mam problem.
-Jaki? - spytał brunet. Chłopak natomiast zamknął oczy i wyżalił się:
-Jak zamykam oczy to nic nie widzę!
-Ej ja też! - wykrzyczał przerażony Ellington zamykając oczy. Wszyscy pozostali pacnęli się w czoło.
-Chodźcie dziewczyny, pożyczę Wam jakieś ubrania na przebranie. - powiedziała Delly.
-Nie chcemy robić kłopotu... - powiedziała moja siostra.
-Oj przestańcie! Przecież i tak nie wrócicie teraz do domu... - zakończyła Rydel ciągnąc mnie, Van i Verę za ręce. Skierowałyśmy się do pokoju blondynki. Każdej z nas dała jakąś bluzę i leginsy, a następnie po kolei poszłyśmy się przebrać. ja byłam ostatnia. Gdy wyszłam z łazienki powiedziałam Rydel, że idę do Rossa oddać mu bluzę, której po wczorajszej nocy na strychu jeszcze mu nie zwróciłam. Blondynka i moje przyjaciółki poszły do chłopaków do salonu, a ja skierowałam się do pokoju blondyna.
*w tym samym czasie*
*oczami Cassidy*
*rozmowa telefoniczna*
Ktoś: Wszystko załatwione.
C: To super. Czyli nasz plan wciela się w życie?
Ktoś: Tak. Za niecały tydzień zdobędę ją.
C:Informuj mnie na bieżąco - zakończyłam rozmowę. Teraz pozostało mi tylko spakować się i mogę wracać do domu. Po wykonaniu tej czynności, wysłałam do Rossa sms o treści: "Wracam do domu wcześniej. Będę tęsknić Rossy ;*". Już za niedługo wszystko będzie po mojej myśli...
*oczami Laury*
Gdy weszłam do pokoju blondyna trzymał telefon w ręce.
-No hej! Przyszłam Ci oddać bluzę. - powiedziałam radośnie. On natomiast wskazał tylko palcem na łóżko. Odłożyłam więc część ubioru w wyznaczone miejsce.
-Cassidy dziś wyjeżdża do domu. - powiedział oschle. Zdziwiło mnie trochę jego zachowanie, ale pewnie to przez tą dziewczynę.
-To super - odpowiedziałam nadal uśmiechnięta.
-Czyli od teraz oficjalnie nie jesteśmy parą. A zespół ma spokój... - odetchnął. Ucieszyła mnie wiadomość, że nikt nie będzie męczył moich przyjaciół. Podbiegłam więc do blondyna i przytuliłam go mocno. Niestety nie czułam na sobie jego ramion. Zdziwiona odsunęłam się od niego.
-Coś się stało? - spytałam.
-Mi nie, ale Ciebie chyba głowa boli. Czemu mnie przytulasz? - odpowiedział pytaniem. Ton jego głosu był surowy.
-Bo myślałam, że jsteśmy przyjaciółmi...
-To źle myślałaś. - odparł, po czym odsunął się ode mnie.
-Ale ta romantyczna kolacja na plaży i przeprosiny... - wciąż nie dowierzałam, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
-Musiałem w jakiś sposób zmusić Cię do udawanego związku. - odparł obojętnie.
-A te kwiaty?
-Potrzebowałem dobrych zdjęć do gazety.
-Ale byłeś miły... Ja Ci się zwierzałam...Pomagałeś mi! Pocieszałeś mnie, gdy opowiedziałam Ci o moim byłym. Zachęcałeś do śpiewania. Mówiłeś mi komplementy.
-Oj Marano, Marano... Przecież wiesz, że jestem dobrym aktorem. - zakończył. W jego oczach panowała obojętność. Nie mogłam dalej tego słuchać. Ze łzami w oczach wybiegłam z jego pokoju. Natychmiast skierowałam się w stronę drzwi, po drodze mijając zdziwione twarzy dziewczyn i chłopaków. Nie zważając na panującą na dworze ulewę wybiegłam z domu Lynchów. Skierowałam się do parku. Biegłam. Prosto przed siebie. Nie
wiem gdzie jestem. Nawet gdybym chciała, to się nie dowiem, bo nic nie
widzę. Mój wzrok jest zasłaniany przez łzy. Łzy, które teraz leją się
strumieniami. Mam bose stopy. Wychodząc z domu nie martwiłam się o założenie butów. Co
chwile nadeptuje na jakiś kamień, co przysparza mi ból. Ale i tak to
nic, w porównaniu z bólem znajdującym się w moim sercu. Czuję, jakby ktoś wziął nożyczki i je pociął. Albo jakby
ktoś wbił mi w nie nóż. Nie, wtedy by tak nie bolało, jak boli teraz. Z
daleka słyszę głosy, układające się w moje imię. Nawet się nie waham.
Nie mam zamiaru się zatrzymywać. Nie chcę. Dlaczego mnie to spotkało? W
pewnym momencie wbiegam w jakąś kałuże, poślizguje się i upadam. Nie mam
nawet siły się podnieść. Ponoć to mózg jest odpowiedzialny za narządy
naszego ciała. Jest to prawdą. Ale gdy w grę wchodzą uczucia, nie ma on
nad nami władzy. Wszystko pozostaje w sercu. Teraz to ono przejmuje
kontrolę. Lecz, czy jest to oznaką dobra? Możemy być szczęśliwi, wtedy
wszystko co robimy, w każdym naszym nawet najdrobniejszym geście jest
ukryta radość. Czy tego chcemy czy nie. Ale gdy cierpimy... Wtedy jedyne
co potrafimy to krzyczeć. Czasem nawet na to nie mamy już siły. Jak ja
teraz. Wszystkie moje mięśnie, każda komórka zachowuje się, jakby była
martwa i odmawia mi posłuszeństwa. Nie potrafię wstać... Skulam się więc
i zaczynam jeszcze bardziej płakać. Wszystkie moje ubrania są
przemoczone do suchej nitki. Jest mi tak potwornie zimno. Może to
sprawi, że zapomnę o bólu. O cierpieniu. Nie potrafię... W pewnej chwili
do moich uszu docierają kroki. Ale są tak odległe, że ledwo co je
słyszę. Zresztą mam to gdzieś. Teraz cały mój świat stracił barwy. I nic
na to nie poradzę. Nagle, wyczuwam czyjąś ciepła dłoń na ramieniu i
słyszę miły głos. Chyba wypowiada moje imię. Ktoś mnie znalazł. Zbieram w
sobie resztki energii żeby się odwrócić. Widzę.. jakąś dziewczynę. To
chyba Vanessa. Próbuję się uśmiechnąć, powiedzieć że jest dobrze, mimo
iż to nie prawda, ale nie potrafię. Przecież ta sytuacja mi się przyśniła... Po chwili znikąd pojawia się
ciemność. Okrywa mnie całą. Czuję, jak trzyma mnie na uwięzi. Oplata,
nie pozwala się pokonać. Wygrała z jasnością, a ja? Po prostu zemdlałam.
***
Bum! Dziękuje Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem! :D Hahaha wystarczył mały szantaż i od razu taka ilość :D Jak obiecałam, było ich ponad 10, więc rozdział dodaję dziś. ;)
I jak tam co tam u Was? Osobiście ja jestem zadowolona z rozdziału, co nie zdarza się za często. :) Tylko nie bądźcie źli, że rozwaliłam Raurę ;-; Mam już co do tego plan :D I nie myślcie, że chcę z Rossa zrobić teraz jakiegoś potwora! Całe jego zachowanie wyjaśni się w następnym rozdziale, więc spokojnie ;D Zauważcie, że rozdział jest dosyć długi, więc liczę na dużą ilość komentarzy! :)
I jak tam co tam u Was? Osobiście ja jestem zadowolona z rozdziału, co nie zdarza się za często. :) Tylko nie bądźcie źli, że rozwaliłam Raurę ;-; Mam już co do tego plan :D I nie myślcie, że chcę z Rossa zrobić teraz jakiegoś potwora! Całe jego zachowanie wyjaśni się w następnym rozdziale, więc spokojnie ;D Zauważcie, że rozdział jest dosyć długi, więc liczę na dużą ilość komentarzy! :)
Miłych wakacji! :)
~MiLka <3
<3
:D
I mój kochany Ell *.*
Nie wierzę w zachowanie Ross;a .Jestem ciekawa czemu tak postąpił
OdpowiedzUsuńŚwietny ^^ Zresztą jak zwykle :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Zauważyłam, że pod poprzednim blogger nie dodał mojego koma:( Ciekawi mnie, o co chodziło Rossowi... Czyżby zakochał się w Lau??? Czekam na next! Mam nadzieję, że szybki :*
OdpowiedzUsuńA Ellina myśle, że może być matką Lau lub babcią;) Dasz dziś next? :*
UsuńMam pomysl!!! Biologiczna matka lau to wlasnie elina tylko ze ona urodzila lau gdy miala 14 lat i adoptowala ja starsza siostra eliny a ta starsza pani to babcia laury a vanessa to przyrodnia siostra lau :)
UsuńZakochal sie ?!! Dasz szybko rozdzial? Tak ladnie Cie prosimy ( szczeniece oczka ) !! Dlaczego on tak zrobil? Kto 'wolal' Laure? Jestem ciekawa kto to jest na zdjeciu i do kogo Laura jest podobna? Tyle pytan, a tak malo odpowiedzi...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 9 rozdzial :)
Licze na szybkiego nexta, czyli np. Jutro? Sory, ze tak mecze ale co ja na to poradze :)
Supeer rozdział :*
OdpowiedzUsuńDlaczego Ross tak postąpił? No dlaczego? Why?
Czekam Nicierpliwie na next <3
*Niecierpliwie
UsuńSuper rozdział ;) :*
OdpowiedzUsuńPo prostu świetny rozdział ;d
OdpowiedzUsuńDałaś nam na dziś naprawdę dużo zagadek ;p
Mam nadzieję, że dodasz JUTRO rozdział oraz, że Ross zakochał się w Lau ;p
Super rozdział, mam nadzieję, że szybko dodasz next i wgl! <3 zajebistyyyyy! :D
OdpowiedzUsuńJezu... Dopiero dzisiaj znalazłam twojego bloga i od razu się zakochałam... Masz wielki talent!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dlaczego Ross tak się zachował...
Czekam na szybkiego nexta!
Twoja nowa czytelniczka :)
Kiedy następny rozdział??!! wierze ze szybko proszę!!!!!
OdpowiedzUsuńFajnie fajnie :3
OdpowiedzUsuńWzorujesz się troszkę na blogach In i Niewi prawda? :3
No Nieważne :)
Czekam na next :D
Tzn. to prawda, że czytam ich blogi, bo są naprawdę super :D ale piszę własną historię i wzoruję się na własnych pomysłach ;)
Usuńwiem, że ściąganie czyiś pomysłów to brak szacunku dla innych blogerek, więc tego nie robię... może przez przypadek coś okaże się podobne, ale staram się tego nie robić :D
Tak sobie szukałam czegoś w necie aż tu nagle trafiłam na twoje opowiadanie, poprawka cudowne opowiadanie, a teraz tylko proszę cię żebyś szubko pisała nowy rozdział bo jestem strasznie ciekawa co się dalej wydarzy, no więc dzisiaj zyskałaś nową czytelniczkę <3
OdpowiedzUsuńNie dawno znalazłam twojego bloga i bardzo spodobała mi się twoja historia <3 Masz wieki talent!!! Od momentu, gdy Lau oddała tę bluzę to czytałam to z otwartą buzią... Tego się nie spodziewałam!!! Zaskoczyłaś mnie :) Z niecierpliwością czekam na next :)
OdpowiedzUsuńBoze natrafilam naTwojego bloga pzypadkowo a jest chyba jedna z najlepszych rzeczy jakie mnie na razie spotkały, nie moge sie juz doczekcac kolejknego <33
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuń/dawaj next!!!
Jeju, no to mnie zaskoczyłaś. Jestem fochnięta na Rossa xD Ale rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuń