Bum! Witam Was miśki ;D Wstawiam tu mojego One Shota, którego wysłałam na konkurs na bloga http://raura-unusual-history.blogspot.com/
Komentujcie, jestem ciekawa, czy Wam się spodoba. :D
Rozdział jutro, albo pojutrze. Zapraszam do czytania:
***
Czasami jeden uśmiech może zacząć
przyjaźń. Czasami jedno słowo może skończyć kłótnię. Czasami
jedna osoba może zmienić całe nasze życie.
- Ross, pamiętasz, że dziś idziemy
do tego szpitala? - zawołała Rydel. Jak się pewnie domyślacie,
nazywam się Ross Lynch. Według wielu osób jestem egoistyczną
gwiazdeczką bez uczuć. Cóż, mają trochę racji...
- Muszę tam iść? Jakoś nie chcę mi
się siedzieć kilka godzin wśród białych ścian...
- Tak, musisz. Ross taka wizyta w
szpitalu dobrze Ci zrobi. Nawet nie wiesz jak te osoby muszą
cierpieć... Nie chcesz komuś pomóc? - spytała z nadzieją w
głosie. Niestety musiałem ją rozczarować.
- Nie. Nie chce mi się.
- No to trudno. Masz 10 minut na
ubranie się, a potem wszyscy wychodzimy. Jeśli się nie
przebierzesz, to weźmiemy Cię siłą i będziesz paradował przez
pół miasta w piżamie. - zakończyła moja siostra, po czym wyszła
z mojego pokoju. Jak ona się na coś uprze, to nikt nie przekona jej
do zmiany zdania. Wstałem powoli z łóżka i skierowałem się do
szafy. Wyciągnąłem z niej jakieś ubrania i poszedłem do
łazienki. Tam wykonałem wszystkie konieczne czynności. Następnie
wsadziłem do kieszeni spodni telefon i wybiegłem z mojego pokoju.
Potem skierowałem się do kuchni, gdzie przy stole siedziała już
reszta zespołu. No tak, zapomniałem Wam powiedzieć, że wraz z
moim rodzeństwem i przyjacielem, tworzymy zespół R5. Dlatego też
nasz manager zorganizował spotkanie z różnymi osobami w szpitalu.
Nie wiem, po co to wszystko. Skoro ludzie i tak nas lubią, to nie
widzę powodu, żeby robić takie akcje. Mamy pokazać światu, jacy
to jesteśmy szlachetni? Nie dziękuje, wolę pograć sobie w domu na
konsoli.
- Ooo widzę, że nasza śpiąca
królewna zechciała zjeść z nami śniadanie. - zaśmiał się mój
starszy brat. Obdarzyłem go groźnym spojrzeniem i otworzyłem
lodówkę, w celu wyciągnięcia czegoś do jedzenia.
- Zostaw go Riker. Przynajmniej będzie
miał dzisiaj jakiś dobry uczynek. - powiedziała z uśmiechem na
ustach moja siostra. Tsa... Ona jako jedyna nie straciła jeszcze
wiary w to, że nie jestem zepsuty do szpiku kości.
**************
Od kilku godzin przebywałem w tym
miejscu. Nienawidzę szpitali! To miejsce kojarzy mi się z bólem i
cierpieniem, a te białe ściany wprowadzają w smętny nastrój.
Moje rodzeństwo i Ratliff cały czas biegają od jednej sali do
drugiej. Rozmawiają z dziećmi, dają autografy, jeśli ktoś o taki
poprosi, rozbawiają, nie tylko dzieci, ale też dorosłych. Ja
natomiast doszedłem do kolejnego levelu w „Angry Birds” na moim
telefonie. W pewnej chwili ekran komórki zniknął mi sprzed oczu.
Podniosłem wzrok i ujrzałem małą dziewczynkę, która miała
wymalowane rozbawienie na twarzy. Wspominałem już, że nie lubię
dzieci?
- Mogłabyś mi oddać mój telefon? -
spytałem wysilając się na uśmiech.
- Nie! - powiedziała radośnie
dziewczynka.
- Dawaj ten telefon! - warknąłem.
- To mnie złap! - zawołała
dziewczynka, po czym niknęła mi z oczu. Natychmiast podniosłem się
i zacząłem ją gonić. Na tym sprzęcie mam dosłownie wszystko!
Zdjęcia, numery do pięknych dziewczyn, moją playlistę! Goniłem
dziewczynkę około 15 minut, a wszyscy się na nas dziwnie patrzeli.
W pewnym momencie dziecko wbiegło do jakiejś sali. Podążyłem za
nią. Usiadła na łóżku i schowała się pod kołdrą. Podszedłem
do niej i spróbowałem ściągnąć z niej nakrycie. Niestety na
próżno.
- Proszę! Oddaj mi mój telefon! -
błagałem. Ona lekko wyjrzała zza kołdry.
- Co z tego będę miała? - spytała
nadal się śmiejąc.
- A co byś chciała? - spytałem.
- Żebyś mnie przytulił. -
powiedziała już mniej pewnie, a na jej twarzy pojawił się
rumieniec. Przede mną stał trudny wybór. No bo z jednej strony nie
miałem zamiaru przytulać jakiegoś dziecka, ale z drugie strony
chciałem odzyskać telefon. W końcu westchnąłem i rozszerzyłem
ramiona. Dziewczynka natychmiast rzuciła się na mnie, wtulając
swoją małą główkę w mój tors. Była cała rozgrzana, a jej
małe rączki delikatnie obejmowały moją szyję. Poczułem w sercu
jakieś dziwne ciepło. Spojrzałem na te małą istotkę. Wydawała
się taka bezbronna i... słodka? Nie, to niemożliwe. Natychmiast
otrząsnąłem się i odsunąłem od dziecka.
- Dobra, koniec tego przytulania. A
teraz mogę już odzyskać telefon? - spytałem. Dziewczynka sięgnęła
do kieszeni spodenek i wyciągnęła z niej moją własność.
Natychmiast wziąłem do ręki i wyszedłem z pokoju dziecka. Muszę
znaleźć resztę zespołu i jak najszybciej się stąd wynieść.
Szedłem tak korytarzem, aż nagle moją uwagę przykuła jedna sala.
W większości znajdowało się wiele osób, a tu była tylko jedna.
Dziewczyna, o brązowych pofalowanych włosach i tego samego koloru
oczach. Siedziała na parapecie i wpatrywała się w okno. Była
mniej więcej w moim wieku. Wyglądała jak większość dziewczyn,
ale miała w sobie coś, co strasznie mnie ciekawiło. Akurat
przechodził koło mnie jakiś lekarz, więc zatrzymałem go i
spytałem wskazując na brunetkę:
- Przepraszam, kto to jest? - lekarz
spojrzał w tamtą stronę, a w jego oczach zobaczyłem smutek.
- To jest Laura. Jest chora na
białaczkę. Od pewnego czasu już nie wraca do domu, gdyż musi być
pod stałą opieką. Biedna dziewczyna.... Od pewnego czasu nic nie
mówi. Całymi dniami tylko siedzi na tym parapecie i wpatruje się w
przestrzeń.
- Mogę do niej wejść? - spytałem.
Nawet nie wiem, co mną kierowało. Dlaczego interesuje się jakąś
obcą dziewczyną?
- Oczywiście, ale nie sądzę, żeby
chciała z kimkolwiek rozmawiać. - westchnął, po czym poszedł
sobie. Ja natomiast powolnym krokiem skierowałem się do sali.
Przysiadłem się na krzesło obok niej.
- Cześć. - powiedziałem, ale ona
nawet na mnie nie spojrzała. - Jestem Ross, a ty? - znowu zero
reakcji. - Jak masz na imię? - ponowiłem pytanie.
- Nie musisz udawać, że interesuje
Cię moje życie. - wyszeptała nie odrywając wzroku od okna. Ja nie
dawałem za wygraną.
- Lubisz może muzykę? Bo wiesz, ja
gram w zespole. Najbardziej lubię grać na gitarze, a ty? Umiesz na
czymś grać? - spytałem. Niestety znowu nie otrzymałem odpowiedzi.
Przez następne 15 minut, opowiadałem jej o moim życiu, czasem o
coś spytałem. Ani razu nie otrzymałem odpowiedzi. Mimo to nie
poddawałem się. Wciąż opowiadałem jej o różnych miejscach,
komentowałem różne filmy, mówiłem o sławnych osobach. Ona tylko
słuchała. Cały czas wpatrując się w okno. W pewnym momencie
dostałem sms'a od Delly.
„Gdzie jesteś Ross?
Czekamy przy wyjściu. :D ”
-
Przykro mi Laura, ale muszę już iść. - pożegnałem się z
dziewczyną i wybiegłem z sali w celu odnalezienia reszty. Gdy
dotarłem pod drzwi wyjściowe, oni już tam stali.
- Gdzie
byłeś? - spytał Rocky.
-
Rozmawiałem z taką dziewczyną chorą na białaczkę. Właściwie
to nie można tego nazwać rozmową. Ona tylko słuchała, a ja wciąż
mówiłem. - po tych słowach wszyscy na mnie spojrzeli. Riker był
zszokowany, Ell przestał mrugać i miał szeroko otwartą buzię,
Rocky patrzał się na mnie, jakby stał przed nim kosmita, a Rydel
po prostu była uradowana. - No co? - zdziwiłem się.
- Nic...
Tylko nie sądziliśmy, że zechcesz spędzić z kimkolwiek czas! -
powiedział wciąż zszokowany Riker.
-
Braciszku! Tak się cieszę! - wykrzyczała uradowana Rydel, a
następnie mnie przytuliła.
- Nie
róbcie z tego takiej wielkiej afery... Przecież i tak jutro o niej
już zapomnę... - powiedziałem, po czym wyminąłem wszystkich i
skierowałem się do naszego samochodu. Nawet nie wiedziałem, jak
bardzo się pomyliłem.
*************
Przez całą noc nie mogłem
zasnąć, gdyż wciąż myślałem o tej dziewczynie ze szpitala. O
co w tym chodzi? Ona miała w sobie coś, co mnie do niej
przyciągało. Jakby jakaś magiczna siła, która w ten sposób
próbowała coś zmienić. Może ta siła w ten sposób chce sprawić,
że znów będę miły? Że moje błędy się naprawią? Nie sądzę.
Gdy wreszcie udało mi się zasnąć, królową moich snów była
Laura. Następnego dnia obudziłem się najwcześniej ze wszystkich.
Miałem wielką ochotę się przejść. Wykonałem wszystkie
konieczne czynności i ubrałem się. Następnie zszedłem do kuchni
i zjadłem śniadanie. Napisałem rodzeństwu karteczkę, że
wyszedłem się przejść. Następnie chwyciłem moją skórzaną
kurtkę i wyszedłem z domu. Szedłem, nie patrząc, gdzie idę.
Kierowałem się po prostu przed siebie. W pewnym momencie
zatrzymałem się przed wysokim białym budynkiem. Westchnąłem
cicho. I co ja robię? W normalnych okolicznościach umawiałbym się
teraz z kumplami na jakąś imprezę, natomiast właśnie wchodzę do
szpitala. Skierowałem się do sali, w której leżała brunetka.
Zastałem ją w takiej samej pozycji co wczoraj. Wciąż wpatrywała
się stale w jeden punkt.
- Cześć. - przywitałem
się. Zauważyłem, że na dźwięk mojego głosu lekko drgnęła.
Jest jakiś postęp. Podszedłem do krzesła, które od wczoraj stało
wciąż w tym samym miejscu. Usiadłem na nim.
- Co tam u ciebie? -
spytałem. Spodziewałem się, że nie odpowie. Kontynuowałem więc:
- U mnie nawet dobrze.
Powiem Ci, że nie mam pojęcia, co mnie tak tu do Ciebie ciągnie.
Zazwyczaj taki nie jestem. A wiesz, nawet mi się dziś przyśniłaś.
Jestem bardzo ciekawy, jaka jesteś naprawdę. Może opowiesz mi
trochę o sobie? - zachęciłem ją. Niestety wciąż się nie
odzywała. Zwierzałem się jej, jakby była moją przyjaciółką od
wielu lat, a ja ledwo znam ją jeden dzień. Nic o niej nie wiem. Nie
mam pojęcia, czemu tak jest. Ona jest zupełnie inna, niż wszystkie
dziewczyny, które znałem przed nią. Zresztą przecież ja nie mam
przyjaciół. Kiedyś ich miałem, przynajmniej tak mi się wydawało.
Trzymali się mnie tylko dla sławy. A moi obecni kumple? Wydaliby
mnie dla najgorszego szmatławca za byle grosze. Dziewczyny też nie
mam. Kiedyś jedna mnie mocno zraniła, a gdy R5 zaczęło zdobywać
większe grono fanów, nagle jej się o mnie przypomniało. Może
dlatego jestem taki 'zepsuty'. Chciałbym mieć kogoś, komu mogę
się wyżalić. Komu powiem największe sekrety. Z kim będę miał
wspaniałe wspomnienia. Co prawda mam rodzeństwo, ale to nie to samo
co prawdziwy przyjaciel... A Laura jest wyjątkowa. Wydaje się taka
delikatna. Chociaż pozory często mylą. Na jej widok czuje coś,
czego nigdy wcześniej nie czułem. Przyjaźń. Tym uczuciem jeszcze
nigdy nikogo nie obdarzyłem. Bo nikt nigdy mnie nim nie obdarzył.
Może Laura to moja szansa? Szansa na nowe życie. Tych prawdziwych
przyjaciół się nie wybiera. I ja nie wybrałem. Ta brunetka sama
wkradła się do mojego serca. Mówiłem do dziewczyny jeszcze
godzinę. Następnie przyszła lekarka w celu wykonania jakichś
badań, więc musiałem opuścić salę. Pożegnałem się z
dziewczyną i wróciłem do domu.
*''tydzień później''*
Od tygodnia codziennie
odwiedzałem Laurę. Czasem nawet odwróciła wzrok, żeby na mnie
spojrzeć. Nie robiłem tego z przymusu. Ani żeby znaleźć sobie
przyjaciółkę na siłę. Ja tego chciałem. I robiłem to dla niej.
Musi czuć się taka samotna. Ja chcę jej pomóc. Byłem też coraz
milszy dla rodzeństwa i Ell'a. Przestałem chodzić co wieczór do
klubów. Gdy widziałem kogoś na ulicy, obdarzałem go uśmiechem.
Wszyscy cieszyli się moją zmianą, a zwłaszcza Delly. Dzisiaj
również miałem w planach wybrać się do Laury, ale przed wyjściem
wpadłem na pewien pomysł. Pobiegłem szybko do pokoju i chwyciłem
stojącą w kącie gitarę. Następnie złapałem jakąś taksówkę
i skierowałem się do szpitala. Zapłaciłem kierowcy i wybiegłem z
pojazdu. Biegłem jak najszybciej, gdyż chciałem pokazać moją
niespodziankę dziewczynie. Po kilku minutach dotarłem pod salę
brunetki.
- Cześć Laura! -
przywitałem ją radośnie i zobaczyłem na jej twarzy lekki cień
uśmiechu. - Mam dla Ciebie niespodziankę! - powiedziałem, a
następnie wyciągnąłem instrument z futerału. Tym razem usiadłem
naprzeciwko Laury, na parapecie. Zacząłem przesuwać palcami po
pierwszych strunach. W pewnej chwili kąciki moich ust uniosły się
ku górze, a ze mnie wydobył się głos:
Sometimes
love’s a scary place
It’s like standing in the dark
Flying through the universe
Trying to fix your broken heart
It’s okay to let it go
You don’t have to be so brave
Take a chance if someone else
Is gonna sweep in and save the day
You don’t have to face your fears alone
‘Cause whenever you’re in trouble
I’ll know
Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there
Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all
Let me be your superhero
Let me be your superhero
Take off your mask, put down your guard
Don’t need a symbol on your chest
It’s all right for once to play
The damsel in distress
You’re gonna use up all your strength
Trying to be so strong
Don’t have to shoulder all the weight
Together we can take it on
You don’t have to face your fears alone (You’re not alone, baby)
‘Cause whenever you’re in trouble
I’ll know, oh
Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there
Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all
Let me be your superhero
Let me be your superhero
Woah woah oooh
Woah woah oooh
Let me be your super hero
Woah woah oooh, yeah yeah
Woah woah oooh
Sometimes love’s a scary place
It’s like standing in the dark
Flying through the universe
Trying to fix your broken heart
Yeah
Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go (I won't go)
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there
Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all (I’ll pick you up, baby)
Let me be your superhero
It’s like standing in the dark
Flying through the universe
Trying to fix your broken heart
It’s okay to let it go
You don’t have to be so brave
Take a chance if someone else
Is gonna sweep in and save the day
You don’t have to face your fears alone
‘Cause whenever you’re in trouble
I’ll know
Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there
Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all
Let me be your superhero
Let me be your superhero
Take off your mask, put down your guard
Don’t need a symbol on your chest
It’s all right for once to play
The damsel in distress
You’re gonna use up all your strength
Trying to be so strong
Don’t have to shoulder all the weight
Together we can take it on
You don’t have to face your fears alone (You’re not alone, baby)
‘Cause whenever you’re in trouble
I’ll know, oh
Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there
Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all
Let me be your superhero
Let me be your superhero
Woah woah oooh
Woah woah oooh
Let me be your super hero
Woah woah oooh, yeah yeah
Woah woah oooh
Sometimes love’s a scary place
It’s like standing in the dark
Flying through the universe
Trying to fix your broken heart
Yeah
Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go (I won't go)
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there
Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all (I’ll pick you up, baby)
Let me be your superhero
Let me be
your superhero
(Woah woah oooh)
Yeah, I can be your superhero
You know I will, baby
Woah woah woah oh oh
Let me be your superhero
(Woah woah oooh)
Yeah, I can be your superhero
You know I will, baby
Woah woah woah oh oh
Let me be your superhero
Gdy z moich ust wydobyły
się ostatnie słowa piosenki, spojrzałem na dziewczynę. Chciałem
zobaczyć jej reakcję. Spod jej powieki wypłynęła jedna łza. Od
razu ją starłem, a na moich palcach poczułem gęsią skórkę.
Myślałem, że piosenką jej pomogę, ale na próżno. Ona wciąż
wpatrywała się pusto w jedno miejsce. Zaciekawiło mnie to.
Nachyliłem się do dziewczyny, tak, aby móc wyjrzeć za okno z jej
perspektywy. Poczułem jej miękkie włosy na moich policzkach.
Wyjrzałem przez okno. Był tam park. Wszędzie biegały dzieci, a z
nimi spacerowali rodzice. W jednym miejscu znajdował się plac
zabaw, a tuż koło niego stał jakiś mężczyzna i sprzedawał
lody. To właśnie na niego patrzała się brunetka. Bez chwili
zastanowienia pobiegłem odnaleźć jakiegoś lekarza. Akurat
zauważyłem tego samego, który tydzień temu przedstawił mi Laurę.
Podszedłem do niego i spytałem:
- Przepraszam, czy mógłbym
zabrać Laurę na krótki spacer?
- Jeśli ona tego chce, to
nie widzę przeszkód. - powiedział.
- Dziękuje! - wykrzyczałem
uradowany i przytuliłem się do mężczyzny. Po krótkiej chwili się
od niego odkleiłem i jak najszybciej skierowałem się do pokoju
Laury. Usłyszałem za sobą jeszcze cichy śmiech lekarza.
- Laura chodź! Zabieram Cię
na spacer! - powiedziałem i chwyciłem dziewczynę za rękę. Była
lekko zdziwiona, ale dała mi się prowadzić. Nałożyłem na nią
moją bluzę i wyszliśmy z pokoju. Wciąż trzymałem ją za dłoń,
jakbym bał się, że ona zaraz mi ucieknie. Idąc korytarzem,
mijaliśmy zdziwione twarze pacjentów, pielęgniarek i lekarzy. Po
pewnym czasie wyszliśmy ze szpitala. Dziewczyna zatrzymała się,
więc i ja stanąłem. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, a
na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podejrzewam, że pewnie
od dłuższego czasu jedyne co ją otaczało to szpitalne mury.
Ciekawe, kiedy ostatnio była na dworze. Po kilku sekundach otworzyła
oczy, a my ruszyliśmy dalej. Musieliśmy okrążyć cały budynek,
gdyż park znajdował się za szpitalem, a właśnie tam chciałem
zabrać dziewczynę. Szliśmy krótką chwilkę, aż wreszcie
dotarliśmy do parku. Teraz otaczała nas tylko zieleń, śpiew
ptaków i radosne twarze wielu rodzin.
- Podoba Ci się? -
spytałem. Ona puściła moją rękę i schowała twarz w dłoniach.
- Co się stało? - zaniepokoiłem się. Dziewczyna spojrzała na
mnie swoimi pięknymi oczami, które były zaszklone.
- Dlaczego Ross? Dlaczego to
robisz? Codziennie przychodzisz, a mimo że ja Cię ignoruję, ty i
tak starasz się mi pomóc. Próbujesz się ze mną zaprzyjaźnić...
Ross... Ja umieram... Nie chcę, żebyśmy się zaprzyjaźnili, bo ty
się do mnie przyzwyczaisz, a w każdej chwili mogę przestać żyć.
I co wtedy będzie? Nie chcę, żeby ktoś przeze mnie cierpiał...
Zrozum. - zakończyła smutnym głosem. Ja tylko ją przytuliłem.
Laura wtuliła się w mój tors i zaczęła jeszcze bardziej płakać.
- Laura, zanim Cię
poznałem, byłem zakompleksionym dupkiem, którego nikt nie
obchodził. Myślałem, że wszyscy ludzie to potwory bez uczuć.
Myślałem, że ja też muszę taki być. Gdy pierwszy raz Cię
zobaczyłem, od razu wiedziałem, że zmienisz moje życie. Pokazałaś
mi, że nie wszyscy są tacy źli. Nie potrzebowałem Twoich słów.
Dawałaś mi to swoją obecnością. Każdy Twój nawet mały uśmiech
powodował moją radość. Laura... Ty dajesz mi szansę, na bycie
lepszym. Zawsze marzyłem o takiej przyjaciółce, ale traciłem
wiarę w to, że jeszcze kiedyś taką odnajdę. Ty mi ją
przywróciłaś. Nie myśl o tym, co będzie, ale myśl o tym, co
jest teraz. Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniemy przyjaciółmi? -
zakończyłem z uśmiechem na ustach i odsunąłem się, by móc
spojrzeć jej w oczy. Ona uśmiechnęła się szeroko.
- Zgoda. A więc jestem
Laura Marano. - powiedziała i podała mi dłoń. Od razu ją
uścisnąłem.
- Ja jestem Ross Lynch.
Dałabyś się zaprosić na lody? - spytałem wskazując na budkę z
mrożonym deserem.
- Marzyłam o tym, odkąd
ujrzałam to miejsce z mojego okna szpitalnego. - zaśmiała się.
Ruszyliśmy więc w kierunku sprzedawcy. Kupiliśmy po dwie gałki i
skierowaliśmy się na plac zabaw. Usiedliśmy tam na dwóch
huśtawkach, koło siebie.
- Pytałeś się mnie kiedyś
jakie jest moje największe marzenie. Interesuje Cię to jeszcze? -
zapytała dziewczyna.
- No pewnie. -
odpowiedziałem uśmiechnięty.
- A więc moim marzeniem
zawsze było zostać aktorką. Wiem, że to głupie... - powiedziała
zmieszana brunetka, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- To wcale nie jest głupie.
Na serio... - powiedziałem. - Opowiedz mi coś o sobie. - dodałem.
- Nie sądzę, aby Cię to
interesowało...
- Interesuje. I to bardzo. -
zachęciłem ją uśmiechem.
- No więc uwielbiam muzykę! Od zawsze była ona dla mnie
pocieszeniem i wsparciem. Sprawiała, że świat nagle nabierał
barw. Moim ulubionym wykonawcą jest P!nk. Kocham jej głos i
piosenki, które nie są zlepką przypadkowych wyrazów. One mają
przekaz. Moją ulubioną piosenką, jest właśnie „P!nk –
Perfect” i
„Ariana Grande - Problem ft. Iggy
Azalea”. Po
prostu uwielbiam te dwie piosenki. Bardzo lubię grać w siatkówkę.
Mój ulubiony film to „Titanic”. Często się wzruszam. Gdy byłam
mała, ojciec kupował mi zawsze czekoladowe lody, po prostu je
uwielbiam!W przyszłości chciałabym jeździć czerwonym Ferrari.
Gdy byłam dzieckiem,
marzyłam, żeby w przyszłości zostać królewną i zamieszkać w
pałacu z cukierków. - zaśmiała się. - Kiedyś
miałam ''przyjaciół'', ale gdy moja choroba została wykryta,
wszyscy się ode mnie nagle odwrócili. I chociaż znamy się niecały
tydzień, to dziękuje Ci za to, że przy mnie jesteś. - zakończyła
i spojrzała mi w oczy. Przytuliłem ją czule.
- Wiesz, nie znałam jeszcze nikogo tak upartego ja ty. No bo jak
można będąc ignorowanym przez prawie tydzień, wciąż uporczywie
do mnie przychodzić i starać się rozmawiać? - po słowach
dziewczyny oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Wiesz co? Cieszę się, że wtedy ta dziewczynka zabrała mi
telefon. Bo gdyby nie ta sytuacja, nie przechodziłbym koło Twojego
pokoju i nigdy bym Cię nie poznał. - westchnąłem. Laura obdarzyła
mnie słodkim uśmiechem.
-
Mogłabym tak z Tobą rozmawiać godzinami, ale coś czuję, że za
chwilę mam badania i wszyscy będą mnie szukać. -
powiedziała dziewczyna.
- Racja. Przyjdę do Ciebie jeszcze jutro, a teraz chodź, to Cię
odprowadzę. - powiedziałem, wstając z huśtawki i biorąc
dziewczynę na ręce.
- Co ty robisz? - spytała brunetka wciąż się śmiejąc.
- Sprawiam, że poczujesz się jak księżniczka. Co prawda zamku ze
słodyczy Ci nie załatwię, ale po drodze mogę nam kupić
ewentualnie jakiegoś lizaka. - powiedziałem, po czym skierowałem
się w stronę szpitala.
- Czyli, że ty jesteś moim księciem? - spytała czochrając mi
włosy.
- Mogę być kim tylko zechcesz. - zaśmiałem się. Po drodze cały
czas żartowaliśmy i śpiewaliśmy na zmianę różne piosenki. W
szpitalnym sklepiku kupiłem dwa lizaki, które od razu zjedliśmy.
Po dotarciu do sali brunetki położyłem ją na łóżku.
- Piękną masz tą gitarę, wiesz? - powiedziała patrząc na
instrument.
- Jeśli chcesz, może być Twoja. - zaproponowałem podając
dziewczynie wspomniany przedmiot.
- Ale ja... ja nie mogę... - jąkała się.
- Oj nie marudź. Jak dają, to bierz! Poza tym mam jeszcze jedną w
domu.
- Dziękuje. - szepnęła Laura i pocałowała mnie w policzek. Jej
usta były takie... delikatne.
- Dla przyjaciół wszystko.
- Chcę, żeby mnie z nią pochowano. - powiedziała nagle brunetka
uważnie przyglądając się gitarze.
- Nawet tak nie mów! - zagroziłem.
- Oj Ross... Nie martw się. Ja już zaakceptowałam to. Ty też
musisz. Obiecaj mi, że gdy śmierć nadejdzie, nie będziesz długo
rozpaczał. - powiedziała patrząc mi z nadzieją w oczy.
- Obiecuję. - po moich słowach do pokoju weszła pielęgniarka,
więc musiałem wyjść. Poszedłem do domu, jako nowy człowiek.
Teraz ma wspaniałą przyjaciółkę. Aż chce się żyć...
****************
Następnego dnia kupiłem
naszyjnik dla Laury. W środku umieściłem nasze zdjęcie, które
zrobiłem nam wczoraj. Z prezentem udałem się do szpitala. Po
drodze podśpiewywałem sobie różne piosenki. Przepełniała mnie
radość. Po kilku minutach dotarłem do szpitala. Drogę do pokoju
Laury znałem już na pamięć. Natychmiast się tam skierowałem.
Wbiegłem szczęśliwy do jej pokoju i wykrzyczałem:
- Cześć La... - nie
dokończyłem. W pokoju znajdowały się rzeczy brunetki, ale jej
nigdzie nie było. Podszedłem do toalety i zapukałem. Nikt mi nie
odpowiedział. Wszedłem do środka. Tam też było pusto. Lekko
zaniepokojony skierowałem się na korytarz, w celu spytania jakiegoś
lekarza o dziewczynę. Wtedy koło mnie przeszedł ten sam lekarz, co
ostatnio.
- Przepraszam, gdzie mogę
znaleźć pacjentkę Laurę Marano? - spytałem. Zobaczyłem w jego
oczach smutek. Widziałem, że nie wie jak mi coś przekazać.
- Panienka Marano... Ona...
Nie żyje. Przykro mi. - na te słowa ugrzęzła mi gula w gardle.
- Ale jak to nie żyje? -
spytałem ze łzami w oczach.
- Dzisiaj w nocy nagle
zemdlała. Nie udało nam się jej uratować. - odpowiedział z żalem
w głosie. Co?! To nie może być prawda. To pewnie głupi koszmar i
zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Zamknąłem oczy i
policzyłem do trzech. Niestety po ich otwarciu nadal byłem w
smutnej, szarej rzeczywistości. Ona musi żyć! Dlaczego to spotkało
akurat ją? Ja chcę ją zobaczyć. Chcę znów dotknąć jej
ciepłych policzków. Chcę chwycić ją za delikatną dłoń. Chcę
zobaczyć jej słodki uśmiech. Chcę, by była przy mnie! Musiałem
wyładować na czymś złość. Zacisnęłam dłoń w pięść i
uderzyłem z całej siły w ścianę. Następnie oparłem się o nią
czołem i dałem łzom swobodnie spływać po moich policzkach.
- Mogę ją chociaż
zobaczyć? - spytałem.
- Przykro mi, ale jeśli nie
jest pan członkiem jej rodziny, to...
- Proszę! - przerwałem mu.
Mój głos był pełen żalu, a oczy pełne nadziei.
- Zgoda. Ale nikomu ani
słowa! - zagroził lekarz i skierował się ze mną na inne piętro.
Cały czas płakałem. Doktor wprowadził mnie do ciemnego pokoju, a
następnie sam z niego wyszedł, mówiąc mi, że mam 5 minut.
Podszedłem powoli do niskiego łóżka, na którym leżało ciało
brunetki. Spojrzałem na nią. Wyglądała tak bezbronnie... Usiadłem
na skrawku łoża i chwyciłem Laurę za dłoń.
- Laura. Ja wiem, że mnie
słyszysz. I wierzę, że jesteś teraz szczęśliwa na tamtym
świecie. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie wyjątkowa.
Podarowałaś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłaś we mnie
coś, o istnieniu czego nie miałem nawet pojęcia. Jesteś i zawsze
będziesz częścią mojego życia. Zawsze... Mimo, iż znaliśmy się
nie długo, ja czułem jakby to trwało wieczność. Wystarczył Ci
tydzień, aby zmienić całe moje życie. Dziękuje Ci za wszystko,
co dla mnie zrobiłaś. Mieć taką przyjaciółkę jak ty, to skarb.
Dziękuje Ci za wszystko. - ostatnie słowa wyszeptałem, jakbym
chciał, aby tylko ona je usłyszała. Wyjąłem z kieszeni
naszyjnik, który miałem jej dziś dać. Zawiesiłem go na szyi
brunetki, a następnie odgarnąłem jej włosy z czoła. Na jej ręce
były zawieszone trzy bransoletki. Ściągnąłem jedną i założyłem
ją na swoją dłoń. Spojrzałem na Laurę. Wyglądała jakby spała,
mimo to na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Taką chciałbym ją
zapamiętać. Szczęśliwą. Ująłem jej delikatnie rączki w swoje
i lekko je ucałowałem.
- Dziękuje. Za wszystko. -
wyszeptałem. Następnie ostatni raz spojrzałem na dziewczynę i
wyszedłem z sali.
*rok później*
Tydzień po śmierci Laury
odbył się jej pogrzeb. Nie było na nim zbyt wiele osób – jej
rodzice i siostra, która była do niej bardzo podobna, mój zespół
i kilka osób ze szpitala. I oczywiście ja. Zadbałem o to, by
dziewczynę pochowano wraz z gitarą. Tak jak chciała. Cały pogrzeb
miałem łzy w oczach. Minęło trochę czasu, zanim doszedłem do
siebie. Obiecałem Laurze, że nie będę długo po niej rozpaczał.
Co prawda na zawsze pozostanie w mym sercu, ale jakoś dałem sobie
radę. Jak to mówią: trzeba na nowo nauczyć się chodzić. W ciągu
tego roku odwiedzałem szpitale, domy dziecka i domy starców.
Starałem się pocieszać tamte osoby, rozmawiać z nimi i dawać im
radość. Starałem się pomagać, jak najlepiej mogłem. Cała moja
rodzina była ze mnie dumna. Najwięcej szczęścia sprawiłem Rydel,
której najbardziej zależało na mojej zmianie. Namówiłem resztę
zespołu, na zaangażowanie się w różne akcje pomagające
dzieciom, czy potrzebującym. Wszyscy uznali to za doskonały pomysł.
Podczas pomagania w szpitalu poznałem pewną śliczną blondynkę,
Suzan. Była w moim wieku i miała po prostu złote serce.
Dowiedziałem się, że jest wolontariuszką, ale w wolnym czasie
komponuje własne piosenki. Miała cudowny głos. Razem z resztą
zespołu nagraliśmy z nią jeden utwór. W końcu odważyłem się
zaprosić ją na randkę i zaczęliśmy się spotykać. Obecnie
tworzymy szczęśliwe małżeństwo. Pamiętacie tę dziewczynkę,
która ukradła mi wtedy telefon? Okazało się, że wraz z rodzicami
miała wypadek samochodowy. Ona jako jedyna przeżyła, ale była
ranna. Dlatego trafiła do szpitala. Niestety oddano ją do domu
dziecka, ale zaraz po ślubie wraz z Suzan ją adoptowaliśmy. I
wiecie jak ma na imię? Laura. Tak samo, jak ona... Jest to
całkowitym przypadkiem, ale jakże miłym. Oczywiście wraz z
zespołem nadal koncertujemy, nie dawno wróciliśmy z trasy po
świecie. Jestem szczęśliwy. Od śmierci Laury minął dokładnie
rok. Suzan jest w pracy (została pielęgniarką), a nasza córeczka
uczy się aktualnie w szkole. A ja? Stoję na cmentarzu z bukietem
czerwonych róż. W końcu odnajduję odpowiedni nagrobek. Spojrzałem
na niego. Ułożyłem kwiaty i podlałem pozostałe kwiaty. Następnie
chwyciłem bransoletkę, która należała do dziewczyny. Od dnia,
gdy zdjąłem ją z ręki Laury, ani razu nie odłożyłem jej na
półkę. To taka pamiątka po niej. Czasami spotykam brunetkę w
moich snach i jeszcze raz siadamy na tej huśtawce w parku i jemy te
same lody. To miłe wspomnienie. Wpatrywałem się tak w grób
dziewczyny, gdy nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
Natychmiast się odwróciłem. Nie wierzyłem własnym oczom. Przede
mną stała Laura! Miała na sobie białą sukienkę i emanowało od
niej jasne światło. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Tak,
ten uśmiech zapamiętałem... Odwzajemniłem gest.
- Uparty jesteś. Codziennie
mnie tu odwiedzasz. - zaśmiała się Laura.
- Tęsknie za Tobą. -
szepnąłem.
- Ja za Tobą też. -
odpowiedziała brunetka i chwyciła mnie za dłoń. - Ale wierzę, że
nasza przyjaźń jest wieczna. I jeszcze kiedyś się spotkamy. Masz
wspaniałe życie, więc nie spiesz się. Ja będę czekała nawet
wieczność. Na takiego przyjaciela warto. - po tych słowach
poczułem lekki wiatr, a wraz z podmuchem zniknęła dziewczyna.
Spojrzałem w niebo.
- Na pewno jeszcze kiedyś
się spotkamy. - uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem w stronę
wyjścia z cmentarza. To niesamowite, jak jedna osoba, potrafi
zmienić całe Twoje życie. To osoby, które wystarczy, że pojawią
się w naszych myślach, a na naszych twarzach pojawia się uśmiech.
Laura nie musi wchodzić do moich myśli, czy snów. Bo ona
pozostanie w moim sercu. Na zawsze.
~MiLka <3
Poryczałam się <3
OdpowiedzUsuńświetny one shot
cudowny one shot<3
OdpowiedzUsuńp.s. zapraszam do siebie
never-more-raura.blogspot.com
Śliczny one shot♥
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś i stworzyłaś boską historię, jednak w środku serducha miałam nadzieję, że Lau nie umrze:)
A z tym imieniem sweet^^
Piękny !
OdpowiedzUsuńAlbo ja się tak łatwo wzruszam albo to było takie wzruszające........
OdpowiedzUsuńCudowny..<3
Ten One shot jest przepiękny!!!!
OdpowiedzUsuńDziewczyno masz talent!!!!
Jeśli pozwolisz to udostępnię te opowiadanie na moim blogu? Oczywiście z napisem, że to twoje :-)
Według nie to nie jest takie świetne, ale jeśli Wam się podoba to się cieszę :D pewnie że możesz udostępnić, dla mnie spoko ;) :D
UsuńPiękny <3 Płaczę i nie mogę przestać :'( Jeden z najlepszych jakie czytałam :*
OdpowiedzUsuńPiękny one shot!!! Bardzo wzruszający!! Poryczałam się i nadal ryczę!!
OdpowiedzUsuńPłaczę.
OdpowiedzUsuń;C
Jejku! To pierwszy i jedyny one shot na którym się poryczałam. Tak, płakałam jak małe dziecko. Gratuluję! Piękny one shot, Gratuluję talentu :*
OdpowiedzUsuń