niedziela, 15 lutego 2015

49. If our love goes up in flames it's a fire I can't resist

Przeczytajcie notkę, to ważne! :) 

Rozdział z dedykiem dla Słodkiej Czekoladki, bo ta idiotka chce z bloggera odejść :( Kochana, wiesz, że jesteś świetna, a ja nie pozwolę Ci mnie tu zostawić ;p

No więc, to jest trzeci rozdział, pod którym obiecałam polecić Wam blogi Mary Jane. Obydwa zakończone, ale to nic. Tak czy siak, warto się tam znaleźć i je przeczytać. Najlepiej jeszcze raz, od początku c: Poleciłabym Wam jej nowego bloga, którego założyła, ale na link trzeba czekać do 20.02, tak więc... Chwytajcie te dwa świetne opowiadania i poczytajcie sobie, bo są genialne ^^

*oczami Laury*

Zbiegłam po schodach, potykając się o własne nogi. Na ostatnim stopniu źle postawiłam swoją stopę, przez co poczułam ból. Podobny do tego, który rozlewał się po całym moim ciele. 
Cóż za ironia. 
Ciężarem całego swojego ciała naparłam na drzwi, które otworzyły się na oścież, a ja mogłam opuścić blok. Poprawiłam swój sweterek, po czym ruszyłam przed siebie. Naciągnęłam rękawy na dłonie i otarłam kilka łez, które zakręciły mi się w oczach. Przecież miało być cudownie, przecież było tak cudownie. Dlaczego to nie mogło trwać? 
Usłyszałam za sobą czyiś krzyk. Ktoś mnie wołał. A ja, zamiast się zatrzymać, dodatkowo przyśpieszyłam kroku. Chciałam być sama. Musiałam wszystko sobie przemyśleć. 
Jestem lekkomyślną egoistką. Lekkomyślną, bo myślałam, że nasz związek będzie niczym bez skazy. Coś na kształt bajki - i żyli długo i szczęśliwie. Głupia myślałam, że już się wystarczająco w naszej historii wycierpiałam. A widać się pomyliłam. A fakt, że jestem egoistką, boli jeszcze bardziej. Mój chłopak rusza w trasę koncertową, na Boga! Powinnam go wspierać, cieszyć się z nim. To dobrze, że jego kariera się rozwija, że zdobędzie nowych fanów, że zobaczy świat. Że będzie robił to, co kocha. A ja, zamiast mu gratulować, użalam się nad sobą i cierpię, chociaż tego nie chcę. A czego ja w ogóle chcę? Przytulić go i dzielić z nim szczęście. Ale za bardzo mi na nim zależy, za bardzo będę tęsknić. Już tęsknie. Przecież, taka rozłąka to ogromna próba. Możemy jej nie zdać. I chyba tego boję się najbardziej. 
Jeśli ktoś mi kiedyś powie, że od drugiego człowieka nie można się uzależnić, strzelę temu głupcowi w łeb. Kto tak mówi, nigdy nie kochał. 
-Laura! - wysapał damski głos koło mojego ucha, a już po chwili Veronika zrównała ze mną swoje kroki. 
Nigdy nie lubiłam rozstań. Każdy ich nie lubi, ale ja wyjątkowo miałam z nimi problem. Jakiś psycholog stwierdziłby, że to dlatego, że przeżyłam traumę po rozstaniu z rodzicami. Zgodziłabym się z nim.
-Nie złość się na niego, on nie chciał Cię zranić. - Powiedziała moja przyjaciółka, kładąc dłoń na moim ramieniu. Czekała na odpowiedź, ale jej nie uzyskała. 
Wiem, że nie chciał mnie zranić. Jestem tego w pełni świadoma. I nie jestem na niego zła. Bo za co? On tylko robi to, co do niego należy. Jest piosenkarzem, ma zespół. Ja nie jestem jego całym światem, nawet, jeśli kocha mnie nie wiadomo jak mocno. Ja to wszystko wiem! Ale to nie zmienia faktu, że ta świadomość nie pomaga. Bo boli tak samo. 
Nie teraz, nie kiedy już tak dobrze nam się układało. Proszę...
-Spróbuj go zrozumieć, Lauro. - Veronika ponownie dała o sobie dać. 
Spojrzałam na nią, nie kryjąc oburzenia. 
-Rozumiem go, aż zbyt dobrze. A to sprawia, że jestem na siebie jeszcze bardziej zła. Za to, że jestem taką słabą, samolubną...
-Nie kończ. Wiesz, że to nieprawda. Zakochałaś się w nim, to normalne, że teraz cierpisz. 
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółką? - to był żart, chociaż nie zakończyłam go śmiechem. Szatynka natomiast obdarzyła mnie lekkim uśmiechem. 
Miała rację. Zakochałam się w nim, a każdego dnia wpadałam w tę studnię coraz głębiej. Chciałam w nią wpaść i teraz przyjdzie mi za to zapłacić. 
-Zostawisz mnie samą? Muszę pomyśleć. 
-Jesteś pewna? - spytała z przekąsem. 
-Spokojnie, zobaczymy się w domu. Nie jestem na tyle głupia, żeby iść skoczyć z mostu, czy coś. - Oznajmiłam, czując, jak moje oczy stają się całkowicie suche. Chyba woda w moim organizmie się skończyła przez ten cały płacz. Albo po prostu chce mi się pić.
-Jeśli myślisz, że po takim wyznaniu Cię zostawię, to się grubo mylisz. - Zatrzymała się, więc i ja stanęłam. Kątem oka spostrzegłam, że znajdujemy się w parku. Liście drzew były zielone, co było całkowicie normalne dla tej pory roku. Lubię lato. Wiąże się z nim tyle dobrych rzeczy - ciepło, wolne, uśmiechnięci ludzie. Lubię sobie czasem popatrzeć na spacerujące rodziny w galeriach handlowych. Albo na dzieci, które z tryumfem na twarzy mijają zamknięte szkoły. Albo posłuchać śpiewu ptaków, albo szumu drzew. Lub oglądać gwiazdy, na nocnym niebie. A tego lata już na pewno nigdy nie zapomnę. Bo chociaż te zwykłe czynności dają mi radość, to w te wakacje wydarzyło się znacznie więcej ważniejszych rzeczy. W te lato zakochałam się. I nie mówię teraz o jakiś miłostkach, które już przeżyłam. Mówię o miłości, która towarzyszyła mi od dłuższego czasu, ale nie byłam jej do końca świadoma. A teraz, gdy wreszcie mogłabym kochać, los stawia przeszkodę na mojej drodze. I tylko ode mnie zależy, czy ją pokonam. 
-W takim razie, obydwie możemy wrócić do domu. Zaszyję się w pokoju, schowam w parku, wyjdzie na to samo. Ale muszę być sama. - Oznajmiłam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Zresztą, wiedziałam, że w moim obecnym stanie Veronika będzie się ze mną obchodzić niczym z jajkiem. Było to dobre jak i wkurzające zarazem. Irytujące dlatego, że nie chciałam, aby ktoś się nade mną użalał. Dobre dlatego, że miałam pewność, iż cały świat zostawi mnie w spokoju i będę mogła z czystym sumieniem poużalać się sama nad sobą. W moim świecie, to stwierdzenie było logiczne. 
Vera obdarzyła mnie uśmiechem, który wyrażał zgodę i poparcie. W przyjaźni wie się takie rzeczy. A momenty, w których tylko ty i Twój przyjaciel wiecie, o co chodzi, są najlepsze. Cały świat uważa Was za idiotów, podczas gdy wy nie potrzebujecie słów, aby się zrozumieć. Przyjaźń jest wspaniała, a miłość piękna. Obydwie cenię sobie wysoko i nie wiem, czy umiałabym między nimi wybrać. Cieszę się, że nie muszę. Może moje życie uczuciowe nie jest jednak aż takie złe?
Ruszyłyśmy w przeciwną stronę, niż byłyśmy odwrócone; ku wyjściu z parku. Głowę miałam schyloną w dół, a to pomagało mi myśleć. 
Pozwolenie mi na zatopienie się w odmętach mojego umysłu, było jak danie niedoszłemu samobójcy broni. A nóż widelec uda mu się zastrzelić. A nóż widelec wysnuję nową teorię, która jeszcze bardziej pociągnie moje samopoczucie w dół. Na przykład, przecież mogę wpaść na to, że Ross w trasie kogoś pozna. Albo, że nasz związek nie przetrwa próby czasu. Albo, że blondyn uzna, że najlepszym wyjściem dla nas obojga, będzie zerwanie. Albo, pokłócimy się w dzień jego wyjazdu i nie pogodzimy już wcale. Albo, będzie miał wypadek, a ja nie będę potrafiła bez niego żyć. Chyba pociągnęłam za spust
-Nie jesteś samolubem. Ewentualnie głupią, zaradną samosią. Nie chcesz dać sobie pomóc, idiotko. A czasem rozmowa pomaga. - Veronika pokazała mi język. 
Miała rację. Ja nigdy nie mówię innym tego, co czuję. Tylko duszę to w sobie i pozwalam swoim myślom na to, aby mnie zadręczały. Cóż, chyba przyzwyczaiłam się do tego, że nie lubię przytłaczać innych swoimi kłopotami. Albo po prostu boję się, że uznają moje problemy za zbyt mało problemowe. O ile takie słowo istnieje. 
-Chyba jednak podziękuje. - Odmówiłam, a na mojej twarzy pojawił się nie chciany grymas. No cóż, na niektóre rzeczy po prostu nie mamy wpływu. 
-Jak chcesz. Ale i tak jesteś głupia. - Zaśmiała się. 
Wiem to. Wiem to. Ja naprawdę to wiem! I wiem, że ona żartowała, ale jej żart był taki prawdziwy. Jestem głupia, bo wybiegłam z tego domu, bez słowa. Jestem głupia, bo nie chcę z nikim porozmawiać. Jestem głupia, bo będę za nim tęsknić. 
-Wiem. 

*oczami narratora*

-I jak? - spytał Jake, wchodząc do kuchni. Zastał tam swojego przyjaciela. Ross siedział na krześle, a jego głowa oparta była o stół kuchenny w ten sposób, że czoło stykało się z drewnem a wzrok utkwiony był w butach. Chłopak się skrzywił. Nie chciał, aby jego przyjaciel znajdywał się w tym stanie, nie chciał by cierpiał. Było mu go po prostu żal. 
-A jak Ci się wydaje? - wciągnął powietrze nosem. Jake podszedł powoli do stołu i zajął miejsce obok swojego przyjaciela. 
-Źle. 
-Wygrałeś toster. - Zironizował, a Jake zaśmiał się pod nosem. - A jak z Veroniką? - głowa Rossa wciąż oparta była o stół. 
-A jak myślisz? - tym razem to on posmutniał.
-Źle. 
-Oddaję Ci toster. - Odburknął. - Może to zły moment, żeby Cię o to pytać, ale jak ty... No... 
-Wyduś to z siebie. - Zachęcił go blondyn, podnosząc się do pozycji siedzącej. Oparł się bezwładnie plecami o oparcie swojego krzesła, po czym całą uwagę skupił na Jake'u. 
-No jak to się stało, że jesteś z Laurą. Nie bałeś się powiedzieć jej o swoich uczuciach? - spytał, bojąc się reakcji swojego kumpla. Lecz, ku jego zdziwieniu, Lynch uśmiechnął się lekko. Oczy wlepione miał w chłopaka, ale myślami był daleko stąd. Widział, jakby przez mgłę, bo w jego głowie zaczęły się przewijać obrazy - wspomnienia. 
-To było na urodzinach Rydel - uśmiechnął się do siebie. - Laura za dużo wypiła i się do mnie przystawiała. Kiedy wrzuciła mnie do basenu, było całkiem zabawnie. - Spojrzał na Jake'a i pokiwał głową, chcąc go zapewnić o prawdziwości swoich słów. - Zasnęliśmy razem. A potem jakoś tak to było, że powiedziałem jej, następnego dnia, co czuję. Potem się pocałowaliśmy. To był najlepszy pocałunek w moim życiu, pierwszy taki prawdziwy - coraz bardziej się emocjonował. Czuł się zupełnie tak, jak wtedy. Fakt, że te wydarzenia nie stały się aż tak dawno, jeszcze bardziej mu pomagał. 
-Czyli mówisz, że jeśli chcę, aby Veronika coś do mnie poczuła, muszę ją upić? - Jake skwitował słowa chłopaka, mrużąc oczy, z niepewności. Ross, któremu obraz tamtych dni wciąż stał przed oczami, ocknął się dopiero po chwili. Spojrzał na swojego przyjaciela z przerażeniem w oczach. 
-Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? To, że Laura się upiła, było przypadkiem i nie miało wielkiego znaczenia! 
-To co ja mam zrobić?! - zdesperowany chłopak wyrzucił ręce w górę. - Ona mnie w ogóle nie zauważa, a jak już, to TYLKO jako PRZYJACIELA. Nawet nie wiem, na czym stoję! 
-To przestań się bawić w kotka i myszkę. - Powiedział całkiem poważnie Ross. On jako jedyny wiedział, od jak dawna Jake podkochuje się w Veronice. I od tego długiego czasu, wspierał przyjaciela. Nie chciał go obrazić, czy coś, ale wiedział, że jeśli on wreszcie nie weźmie się w garść, to będzie mógł zapomnieć o Veronice. Na zawsze. - Powiedz jej, co czujesz, bo ją stracisz. Ona nie będzie czekać wieczność.
Słowa wlatywały do jednego ucha Jake'a, a drugim wylatywały. Co z tego, że miał tego świadomość? Bał się. Tak bardzo bał się ją stracić, chociaż nawet nie była jego. Ale już wolał mieć ją przy sobie jako przyjaciółkę, niż nie mieć jej wcale. 
-Ona mnie nie kocha. 
-A czy to ważne? - blondyn przewrócił oczami. - Skąd możesz to wiedzieć, skoro jej nawet o to nie spytałeś. A nawet jeśli, to kto powiedział, że ona nie może się w Tobie zakochać? Nigdy się tego nie dowiesz, jeśli się w końcu nie ogarniesz i do jasnej ciasnej nie wyznasz jej uczuć! - na ostatnie słowa, Lynch słusznie podniósł głos. Bo przynajmniej dotarły do chłopaka. 
-Co mam zrobić? Mam teraz do niej lecieć? Dopiero co wyszła. 
-Czy ja muszę wszystko wymyślać? - zaśmiał się Ross, widząc błagalne spojrzenie swojego przyjaciela. Westchnął. - Zgoda. Jutro idę do Laury, to możesz się zabrać ze mną i przy okazji pogadasz z Veroniką. Ale stary, tym razem tego nie zepsuj. - Spojrzał z litością na Jake'a, który naładowany nową falą dobrej energii wyskoczył w powietrze. I to dosłownie. 
-Czekaj. Dlaczego nie idziesz do Laury już dziś?
-Bo i tak nie chciałaby ze mną gadać. Ona tak już ma, musi wszystko sobie poukładać w głowie, a dopiero potem będzie mogła podjąć jakąkolwiek decyzję.
-Jaką decyzję? - Jake zmarszczył brwi, a Ross uśmiechnął się szeroko. 
-Czy lepiej utopić mnie w basenie, czy pogrzebać żywcem.

*oczami Veroniki*

Nastał wieczór. Laura, jak już znalazła się w swoim pokoju, tak nie chciała z niego wyjść. Utworzyła tam sobie prywatny bunkier, nawet jedzenia nie chce dostawać. Idiotka. Ale i tak ją uwielbiam. Może dlatego, że jesteśmy takie same. 
Kiedy znalazłyśmy się w domu, nie wiedziałam, czy bardziej zdziwił mnie widok zabandażowanego Rikera, czy może Rikera całującego się z Vanessą. Chyba jednak nie byłam mu potrzebna. Przynajmniej mam wolny wieczór. 
To znaczy, jaki wolny! Mam randkę z Jaśkiem, na którym będę leżała oraz Samem Claflinem, którego będę oglądała. Jestem taka rozchwytywana. Ciekawe jak to by było, gdybym miała chłopaka. Pewnie siedziałabym teraz z nim w jakiejś knajpce, jak to robi Vanessa i Riker. Albo opłakiwała nasze trudne chwile, jak robi to Laura, której swoją drogą naprawdę współczuje. Biedna, musi cierpieć. Głupia, nie da sobie pomóc. Wiem, że może nie zawsze jestem do końca mądra, miła, pomocna i tak dalej, ale kiedy trzeba potrafię wysłuchać, zrozumieć. Tak bardzo chciałabym jej pomóc. 
Z jednej strony miłość jest wspaniała, uczucie, że masz kogoś, dla kogo warto żyć uskrzydla. Ale z drugiej strony, miłość rani. Dlatego najlepszą opcją, jest zostanie starą babcią z kotami. 
Kurde, muszę się zapisać na jakiś kurs robienia na drutach. 
Zaniosłam do swojego pokoju miskę z popcornem, a laptop podłączyłam do prądu. Znając moje szczęście, za kilka minut by się rozładował. Bo przecież świat mnie kocha.
Położyłam się na łóżku i już miałam zamiar włączyć sprzęt, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. A nie mówiłam? Kurde, ktoś u góry się na mnie uwziął. 
Będąc pewna, że Laura nie ruszy się ze swojego schronu, podniosłam się z łóżka. Sięgnęłam dłonią do miski z popcornem i napchałam sobie nim całą buzię. Jak szaleć to szaleć. Następnie wybiegłam z pokoju i skierowałam się do drzwi. Przygody z grawitacją, czyli jak nie spaść ze schodów - powinni uczyć tego w szkołach. A nie kurde, jakaś budowa liścia. Takie przydatne. 
Odległość, która dzieliła mnie od drzwi, pokonałam z szybkością błyskawicy. Kilka skoków i po krzyku. Prawie się przy tym poślizgnęłam, ale nikt o tym wiedzieć nie musi. Do moich uszu dotarł kolejny dzwonek. 
-Przecież idę! - wydarłam się na cały głos, po czym położyłam dłoń na klamce. Nacisnęłam ją i gwałtownie pociągnęłam w swoją stronę, tym samym otwierając drzwi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w progu zobaczyłam siebie. 
Możecie mi szykować pokój w szpitalu psychiatrycznym. Jestem pewna, że przyjmą mnie do siebie z otwartymi ramionami. 
Zamrugałam kilkakrotnie oczami, początkowo myśląc, ze mam zwidy. Ale ta dziewczyna, wyglądająca jak ja, wciąż stała przede mną, głupkowato się uśmiechając. Po chwili jednak wyraz jej twarzy zmienił się w znużenie, a następnie we współczucie. 
-Zbuforowałaś to? - spytała szatynka. I dopiero teraz to do mnie dotarło. Wyglądała jak ja, ale ja byłam ładniejsza, oczywiście. Mówiła jak ja, ale miała trochę wyższy głos. Była ubrana jak ja i zachowywała się jak ja, ale to nie byłam ja. 
-Victoria?! - nie mogłam pohamować zdziwienia. - Co ty tutaj robisz?! 
-Tak, siostrzyczko, Ciebie też miło widzieć. Wpuścisz, bo trochę wieje? - spytała, uśmiechając się lekko. 
To do mnie wciąż nie docierało. Dostałam tak zwanego zwisu. Chyba każdy by tak zareagował, widząc swoją siostrę bliźniaczkę pierwszy raz po tylu latach. O mój Boże!
-Vicky! Jak ja tęskniłam! - krzyknęłam radośnie, po czym rzuciłam się na moją siostrę. I to dosłownie. I chyba za mocno, bo obydwie upadłyśmy na ziemię.
Ugh, głupia grawitacja.
Początkowo dziewczyna spojrzała na mnie wkurzona, jednak już po chwili obydwie wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. 
-Kurde, schudłabyś trochę. Ładnie w tym Los Angeles gości witacie, nie ma co. - Pokazała mi język. Tak. To zdecydowanie moja siostra.
Nie mam pojęcia, jakim cudem moja mama przetrwała te wszystkie lata wychowując dwójkę takich dzieci, jakimi byłyśmy my. Dwójka dziewczynek z ADHD, o takim samym ciężkim charakterze i zachowaniu nadającym się do podania do centrum specjalnej opieki. Pamiętam te czasy, gdy byłam z nią nierozłączna; dosłownie wszystko robiłyśmy razem. Potem ona wyjechała do Anglii na studia, a ja osiadłam z Laurą w Los Angeles. Ale wspomnienia pozostały...
-A w tej Anglii to Was nie uczą, że zapowiada się przyjazd w odwiedziny, hmm? - odwdzięczyłam jej się tym samym gestem. 
-Przestań. I tak wiem, że się cieszysz. - Zaśmiała się, po czym obydwie zaczęłyśmy się zbierać z ziemi. Co jak co, ale resztki honoru zachować trzeba. Tak wiem, bardzo zabawne. Chwyciłam za uchwyt od walizki mojej siostry i wjechałam z nią do środka, przepuszczając Victorię w drzwiach. Wciąż oniemiała zamknęłam je i spojrzałam uradowana na dziewczynę. 
-Ale co ty tu robisz? - nie kryłam zdziwienia, jak i szczęścia. 
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nią tęskniłam. Czułam, jak kolejny już dziś raz rozpiera mnie energia. Byłam po prostu radosna, ciekawa, szczęśliwa, ożywiona i rozemocjonowana zarazem. Widok siebie samej za drzwiami był dla mnie szokiem, a świadomość, że patrzę na własną siostrę bliźniczkę jeszcze bardziej mnie zdziwiła. Nie spodziewałam się, że przyjedzie, co nie oznacza, że jestem zła. Oczywiście, gdybym wiedziała wcześniej o jej przyjeździe, mogłabym się jakoś naszykować, ale nie mam jej tego za złe. Niespodzianki czasami też są miłe. 
Victoria zdjęła swoje trampki i kurtkę, pod którą kryła się czarna bluza.
Ludzie od zawsze nam mówili, że jesteśmy do siebie podobne i to nie tylko z wyglądu. Miałyśmy podobny styl, podobny tok myślenia, podobne pomysły, podobne zachowanie i podobny charakter. Zupełnie jak klony, ale nie do końca. Bo mimo tylu podobieństw - które lubiłam - to każda z nas była inna. Pewnie, że miło było usłyszeć od kogoś, że jest się podobnym do kogoś. Ale kiedy ludzie zaczynali nas porównywać, to było już przesadą; "Victoria już to umie, a ty wciąż się uczysz", "Veroniko, świetnie Ci poszło, a w porównaniu do twojej siostry to już w ogóle!", "Dlaczego zrobiłyście to dokładnie tak samo?" - to już była przesada. Podobieństwa podobieństwami, ale jesteśmy dwoma osobami. I każda jest wyjątkowa na swój sposób. 
-Jestem w ciąży, a ty jesteś ojcem - przewróciła oczami. - Wpadłam w odwiedziny. Już nie można własnej siostry zobaczyć? - uśmiechnęła się lekko.
Nastała chwila ciszy, którą już po chwili postanowiłam przerwać:
-Byłabym świetnym ojcem. 
-No ba, w to nie wątpię. A tak na poważnie - zaczęła mniej pewnie - to po prostu się stęskniłam. I przepraszam, że wcześniej Was nie zawiadomiłam, ale gdy tylko natrafił się wolny weekend wsiadłam do samolotu i przyleciałam. - Wyjaśniła, wyłamując swoje palce, chyba z nerwów. 
-Przecież wiesz, że możesz przyjeżdżać, kiedy tylko zechcesz. Jesteśmy siostrami, Victorio. - Podeszłam do nie i mocno ją przytuliłam. 
I na nowo poczułam tę więź. I na nowo poczułam się, jakby nic nie było w stanie nas rozdzielić. I na nowo poczułam, że mam siostrę.

*oczami Laury*

Zaszyta w swoim pokoju i odcięta od świata - zdecydowanie tego było mi potrzeba. Potrzebowałam czasu, bo musiałam pomyśleć. Musiałam wszystko sobie poukładać, jak to miałam w zwyczaju. 
Zdecydowanie jestem typem myśliciela. I tak trochę marzycielki. Zdarzają mi się dni, kiedy nie wychodziłabym z pokoju, tylko leżała na łóżku pod kocem, ze słuchawkami w uszach. Mogę zarówno pomyśleć nad moim życiem, jak i przekazem utworów, których słucham. Bo niestety niewiele jest osób, które zwracają uwagę na tekst i to, co autor próbował powiedzieć. A przecież, w muzyce nie chodzi tylko o dźwięki - co nie oznacza, że one też nie są ważne. Ale równie ważne są słowa. Lubię próbować interpretować te teksty, próbować poczuć to, co czuł dany artysta, kiedy pisał ten utwór. Jest to całkiem ciekawe zajęcie.
Są takie dni, kiedy zaczynasz się zastanawiać nad swoim życiem - po co tu jestem, dlaczego właśnie ja i ile tu jeszcze będę? I ja o tym rozmyślam. O tym, co bym zrobiła ze świadomością, że np. jutro mnie tu zabraknie. Co bym powiedziała niektórym osobom? Jakich rzeczy bym się podjęła? Gdzie bym się udała? 
I właśnie przez te całe popołudnie, myślałam nad sensem mojego życia. Mogę zamknąć się w sobie i nie dopuścić tu nikogo, albo przestać myśleć nad przyszłością. Nad czym, co czeka mnie. Co czeka Rossa. Co czeka nas. Chwila, w której jestem teraz, już nigdy się nie powtórzy. Już nigdy nie będę miała okazji przeżyć jej z nim. Ze względu na nasz zawód, nigdy nie będziemy mieć możliwości być razem na zawsze. Ale mimo wszystko wierzę, że to, co nas łączy, jest wystarczająco silne, aby przezwyciężyć te przeszkody. 
Otarłam łzy z twarzy i sięgnęłam po chusteczkę, w którą wysiąkałam nos. Boli. I będzie bolało. Ale jestem silniejsza od tego bólu. 
Podniosłam się z podłogi, opatulając się w koc, którym byłam przykryta. Owinęłam nim całe swoje ciało, zamieniając się w mini kokon. Chciałam położyć się do łóżka, jeszcze chwilę popłakać w spokoju. Może skończyła by mi się woda w organizmie i nie musiałabym pokazywać swych łez później. Ale mój burczący brzuch miał inne plany. 
Ze względu na mój stan psychiczny, zamówienie pizzy będzie całkowicie uzasadnione. 
Leniwie doczłapałam do drzwi, a zanim je otworzyłam, oparłam o nie głowę. Z mojego oka wypłynęła kolejna słona kropla, która skapnęła na dywan. Obróciłam się o 360 stopni i całym ciałem przylgnęłam do drzwi. Zacisnęłam usta, próbując być silną, ale to było jak walenie grochem o ścianę. Po prostu potrzebowałam się wypłakać, dać upust emocjom, bo to dawało złudną nadzieję, że jeśli już się wypłaczę, to ból ustąpi. Przyłożyłam dłoń do ust i zsunęłam się w dół po drzwiach pozwalając kolejnym kroplom spływać po moich policzkach. 


Siedziałam tak, może z dwie minuty. Nie chciałam tamować łez, bo wciąż miałam tę złudną nadzieję, że jeśli wypłaczę się teraz, to potem nie będę miała czym płakać. I że będzie lepiej.
Głośno wciągnęłam powietrze nosem i westchnęłam cicho. Głupi głód.
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech, starając się zapanować nad tym, aby nie był aż tak szarpany. Chwyciłam za końcówkę koca i materiałem otarłem swoją twarz.
Kiedy w końcu trochę się uspokoiłam, postanowiłam podnieść się z ziemi. Wciąż drżącą dłonią nacisnęłam klamkę od drzwi, po czym pchnęłam je lekko. Ani drgnęły. Już się wystraszyłam, że ktoś mnie zamknął, kiedy zdałam sobie sprawę z własnej głupoty. Drzwi otwierają się do środka. Z ledwo zauważalnym uśmiechem na ustach pociągnęłam klamkę i tym razem mogłam bez problemu przekroczyć próg mojego pokoju. Uważając, aby nie potknąć się o kawałek materiału, zawinęłam koc jeszcze mocniej. Następnie, gibiąc się na boki, ruszyłam korytarzem. Już po chwili znalazłam się na schodach, z których dało się słyszeć wesołe rozmowy. Zdziwiło mnie to, przecież w domu oprócz mnie i Veroniki nie ma nikogo - Vanessa jest na randce. Właśnie. Zazdroszczę jej. Ona wie o trasie R5, lecz zamiast popadać w depresję, jak to inteligentnie zrobiłam ja, ona cieszy się swoim nowym chłopakiem, póki może. Zawsze byłam, jakby to ująć... Delikatniejsza. No cóż. Przyszło mi za to zapłacić.
Moje serce podskoczyło do góry, kiedy w mojej głowie pojawiła się myśl mówiąca o tym, że może Ross złożył nam wizytę. Przyśpieszyłam kroku. Kiedy znalazłam się pod drzwiami kuchni, mój puls odzyskał normalny rytm. Powodem tego, były dwa damskie głosy - odwiedziła nas jakaś dziewczyna. Nie mając pojęcia kim może być nasz gość, z wielką ciekawością przekroczyłam próg kuchni. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ujrzałam przed sobą dwie te same osoby. Jedna szatynka siedziała przy stole, pijąc jakiś napój, a druga opierała się o blat, śmiejąc się głośno. A to, mogło oznaczać tylko jedno.
-Victoria? - uśmiechnęłam się szeroko na widok siostry mojej najlepszej przyjaciółki. Bliźniaczki były tak zajęte rozmową, o ile tak można nazwać te krzyki, że nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Weszłam więc w głąb pomieszczenia, stając obok nich. Powtórzyłam pytanie.
-O mój Boże, Laura! Jak ja Cię dawno nie widziałam! - zaskoczona szatynka wstała z krzesła, po czym mocno mnie uścisnęła. Naprawdę mocno, prawie zabrakło mi tchu. - Dlaczego wyglądasz, jakby Cię traktor rozjechał w kałuży na jakichś bagnach?
O tak. To zdecydowanie bliźniaczka Veroniki.
-Dziękuje za komplement. - Uśmiechnęłam się kwaśno, a ona zrozumiała sarkazm.
-Jej chłopak wyjeżdża w trasę i już za nim tęskni. - Wyjaśniła w wielkim skrócie Veronika, nie zmieniając swojej pozycji.
-Ty masz chłopaka?
-Jest z Rossem.
-Jakim Rossem?
-No tym takim blondynem, wiesz, z R5, co się z nim znają od piaskownicy.
-A to oni nie byli pokłóceni?
-No byli, ale już nie są. Teraz są w sobie zakochani. - Zaśmiała się Veronika.


-Od kiedy?
-Nie wiem, od dwóch tygodni? Albo od zawsze, kto by ich tam wiedział...
-Czyli ona płacze, bo on wyjeżdża w...
-W trasę koncertową.
-A na ile?
-Na miesiąc.
-A to tak długo nie jest... - Victoria zmarszczyła brwi.
-No niby nie, ale wiesz... Oni się tak bardzo kochają... - westchnęła Veronika.
-Ja tu jestem! - dałam o sobie znać, unosząc dłoń do góry, niczym dziecko w podstawówce. Vicky i Veronika miały to do siebie, że kiedy już zaczynały mówić, to nie potrafiły skończyć - obie były głośne, obie nadawały z prędkością światła i obie były nieprzyzwoicie szczere i mało delikatne. Ale cóż, to jest to, co czyni je nimi. 
-No przecież widzimy, jeszcze aż tak stare nie jesteśmy, że wzrok tracić. - Stwierdziła Veronika, która chyba nie zrozumiała mojej aluzji.
-Dobra! Skończmy mówić o tym, dlaczego to jestem taka przybita, okay? - przetarłam twarz dłońmi. -Wolałabym się dowiedzieć, co tu robisz, Vicky? - wysiliłam się na lekki uśmiech.
Naprawdę zaskoczyła mnie jej wizyta, w pozytywnym sensie, ale zaskoczyła.
-Aaa... Stwierdziłam, że sprawdzę, jak bardzo źle się tej mojej siostrze wiedze. - Uśmiechnęła się szeroko. Veronika nie mogła tak tego zostawić. Momentalnie odegrała się swojej siostrze jakimś komentarzem, dotyczącym jej pobytu w Anglii, na co Victoria również nie pozostała dłużna. W ten sposób, szatynki rozpoczęły kolejną ze swoich niekończących się sprzeczek. Wyłapywałam tylko niektóre z ich zaczepek, gdyż, tak po prostu, nie potrafiłam za nimi dążyć. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób one potrafią tak szybko i tak dużo mówić. To już pozostanie ich własną, siostrzaną tajemnicą.
W pewnym momencie, poczułam dziwny ucisk w żołądku. Z tego wszystkiego zapomniałam, że przecież przyszłam tu po to, aby coś zjeść. Pizza. Potrzebuję pizzy. I to dużej. Ze względu na to, iż jestem kulturalną osobą, postanowiłam zaproponować dziewczynom wspólny posiłek. Próbowałam jakoś wejść im w słowo, jednak z marnym skutkiem. W końcu nie wytrzymałam i weszłam między nie, rozkładając swoje ręce na dwie strony.


-Chwila! - podniosłam głos, aby zwróciły na mnie uwagę. O dziwo, udało się. - Przepraszam, że przeszkadzam w Waszej sprzeczce, ale macie może ochotę na pizzę? Bo zamawiam. 
Obydwie dziewczyny, początkowo obdarzyły mnie zdziwionym spojrzeniem. Po chwili, zmieniło się jednak ono w radosne, a na końcu w podekscytowane. 
-Jeszcze się pytasz?!
-No pewnie!
-A jaką zamawiamy? - dopytała się Victoria. 
-A jaką chcecie? Ja bym wzięła, może z kurczakiem i kukurydzą. 
-A co z serem i ciastem?
-To już będzie na pizzy, idiotko. - Veronika pacnęła się ręką w czoło, a ja zachichotałam cicho. 
Nie chodziło o to, żebym się wypłakała. Chodziło o to, żeby ktoś mnie rozweselił. A wystarczyło pięć minut w towarzystwie tych sióstr, by na mojej twarzy pojawił się uśmiech. 
-A no tak... To może weźmiemy jedną taką, a jedną z szynką i się podzielimy na pół? - zaproponowała szatynka. 
-Chyba na trzy. - Poprawiła ją Veronika. 
-No właśnie. Tylko żeby były duże!
-Wielgachne! - uśmiechnęła się szeroko Vera.
-Ogromne! - przekrzykiwały się, a ja nie mogłam za nimi nadążyć. 
-Ok, czyli dwie duże pizze, jedna z kurczakiem i kukurydzą, a druga z szynką, tak? - upewniłam się, zaczynając wzrokiem szukać jakiegoś telefonu. 
-Mhm. To my pójdziemy ogarnąć trochę w salonie, a ty zadzwoń do pizzeri. - Zarządziła Veronika, po czym pociągnęła drugą dziewczynę za rękę w kierunku wyjścia z kuchni. 
-Ej! Ja jestem gościem, jak możesz kazać mi sprzątać? - oburzyła się Victoria, a moja przyjaciółka spojrzała na nią z politowaniem. 
-Nie jesteś gościem, tylko moją siostrą. Czuj się jak u siebie! - zaśmiała się, po czym pociągnęła zrozpaczoną bliźniaczkę w kierunku salonu. 
Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, zdecydowanie już czuję się lepiej. 
Kiedy na blacie ujrzałam podłączony do prądu telefon mojej przyjaciółki, momentalnie po niego sięgnęłam. Wpisałam kod, który oczywiście znałam, a w kontaktach odnalazłam numer pizzeri. Wybrałam go, po czym przyłożyłam komórkę do ucha. Oparłam się plecami o blat, wsłuchując się w dźwięk wybieranego połączenia. Nagle, w kuchennych drzwiach pojawiła się Victoria. Spojrzałam na nią zdziwiona. 
-Tylko niech nie zapomną o serze i cieście! - wysapała, po czym na powrót pognała do salonu. Rozbawiona przewróciłam oczami, gdy w słuchawce odezwał się nagle głos jakiejś kobiety. Złożyłam zamówienie, a z każdym kolejnym słowem stawałam się coraz to bardziej głodna. Osoba po drugiej stronie słuchawki poinformowała mnie o długości oczekiwania, po czym rozłączyła się. Odłożyłam telefon na blat kuchenny, po czym przetarłam twarz dłońmi. Wciąż myślałam o tym wszystkim, wciąż myślałam o Rossie. Wciąż myślałam o tym, co z nami będzie. Po prostu się bałam. Bałam się go stracić. A to chyba znaczy, że go kocham, prawda? Tylko, dlaczego przez tą miłość ludzie muszą tak cierpieć?
*****

-No ja nie wierzę! Jak oni mogli przysłać pizzę bez dodatków? - oburzyła się Veronika, mając przed sobą otwarte pudełko pizzy. - Dobra, fałszywy alarm. Otworzyłam ją do góry nogami. - Zachichotała, po czym obróciła pudełko, wyciągając przy tym jeden z kawałków. 
Na szczęście dostawcy, zamówienie dotarło dość szybko. W przeciwnym razie po prostu wydłubałabym mu oczy, robiąc inteligentne kazanie na temat tego, jak powinno się szybko dostarczać pizzę do domu głodnych ludzi. 
Wzięłam do ręki jeden kawałek i wgryzłam się w niego. Mmm... Jak ja kocham pizzę! Mogłabym się za nią dać pociąć. Tak w sumie, to to stwierdzenie jest całkowicie bez sensu. Bo przecież, jeśli dałabym się za nią pociąć, to co by mi po niej było, skoro nie mogłabym jej już zjeść? 
Dziękuje losowi za moją sylwetkę, przemianę materii i budowę ciała, bo podczas gdy inni, żyjąc o chlebie i wodzie, potrzebują wielu ćwiczeń dla szczupłej sylwetki, ja mogę jeść dosłownie wszystko co popadnie, a i tak będę chuda. Ma to swoje plusy i minusy. Bo co mi po tym, że mogę zjeść dużo, skoro już nie raz byłam wyzywana od anorektyczek i tym podobne? Nie powiem, nie jest miłe usłyszeć coś takiego. A prawda jest taka, że jakkolwiek nie wyglądasz, znajdzie się ktoś, to Cię wyśmieje. Ludzie zawsze będą się śmiać, zawsze będą gadać, zawsze będą komentować. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby podobać się samemu sobie i, choć czasem to trudne, nie przejmować się opinią innych. 
-Opowiedz mi coś o tym Rossie, jaki on jest? - powiedziała nagle Vicky, a ja schyliłam głowę w dół. Przełknęłam to, co miałam w buzi, po czym ponownie spojrzałam na moje przyjaciółki. Dopiero teraz zorientowałam się, że ich ciekawe oczy są we mnie wlepione. Victoria zdawała się być wręcz zniecierpliwiona. 
-No cóż - zaczęłam niepewnie. - Jest tysiąc określeń, którymi mogłabym go opisać, ale nie umiem znaleźć takiego, które w pełni opisałoby to, jaki on jest niesamowity. - Szepnęłam, biorąc łyka wody. 
Moja odpowiedź nie usatysfakcjonowała ani Veroniki, która przecież zna blondyna, ani Victorii, która zdawała się czekać na więcej szczegółów. 
-To żeś się wysiliła. 
-No, ale mi chodzi o to, że... Nie wiem... Czy jest, takim bad boy'em, czy może w kółko Cię rozpieszcza, czy jest zabawny, czy zawsze ma dla Ciebie czas i tak dalej. No wiesz, takie typowe cechy. - Wyjaśniła szatynka. 
Musiałam chwilę pomyśleć. Nie minęło pół minuty, kiedy się odezwałam:
-Jest bardzo romantyczny - uśmiechnęłam się lekko na samą myśl o tych wszystkich chwilach, kiedy mi to okazywał - oraz opiekuńczy. Wiele razy zapewniał mnie o tym, że jestem dla niego bardzo ważna. Ale kiedy trzeba, umie mnie też rozbawić. I bardzo dobrze całuje. - Zarumieniłam się lekko, zdając sobie sprawę, że w swoich zwierzeniach chyba posunęłam się za daleko. Ku mojemu zdziwieniu, bliźniczki zdawały się być usatysfakcjonowane. 
-Czyli, że nigdy Cię nie zdradził, albo nie wymigiwał się od spotkań? 
-Nie jesteśmy ze sobą aż tak długo, chyba jeszcze nie miał do tego okazji - zaśmiałam się. - Chociaż nie sądzę, że byłby w stanie to zrobić. 
-Dlaczego?
-Bo wie, że wtedy by mnie stracił. Może to brzmi egoistycznie, ale on sam wiele razy zapewniał mnie, że jestem dla niego najważniejsza i że nie chciałby mnie stracić. - Powiedziałam. 
-Więc nie rozumiem, dlaczego aż tak przejmujesz się jego wyjazdem. - Victoria wzruszyła ramionami. - Pewnie, będziesz za nim tęsknić, ale pomyśl, jak wspaniale się poczujesz, kiedy w końcu go zobaczysz. A z tego, co mi przed chwilą powiedziałaś, można spokojnie wywnioskować, że to jest chłopak ideał, więc nie sądzę, aby potrafił o Tobie zapomnieć. - Wyjaśniła Vicky, po czym wzięła do ust kolejny kawałek pizzy. 
Otworzyłam lekko usta, nawet nad tym nie panując. Chciałam coś powiedzieć, ale to było na nic. Nie potrafiłam. Po prostu mnie zatkało. Jedyne, co mogłam zrobić, to przyznać jej rację. 
Ross tyle razy udowadniał mi, że nie byłby w stanie mnie skrzywdzić. Dlaczego więc się boję, że go stracę?
Pewnie, będę za nim tęsknić, a myśl o odległościach, które będą nas dzielić boli równie mocno, co myśl o tym, że mogłabym go stracić. Ale o jedno nie muszę martwić. On mnie kocha, do diabła. Przecież on mnie kocha. I zależy mu na mnie, zależy mu na nas, przecież powtarzał mi to nawet dziś.
-Masz rację... - wyszeptałam.
-Ja zawsze mam rację. - Victoria uśmiechnęła się szeroko. 
-To są jakieś jaja? To ja mieszkam z nią pod jednym dachem tyle lat, a wystarczy, że ty będziesz w tym domu pięć minut i już umiesz wyciągnąć z niej to, co najbardziej ją boli? To nie fair! - oburzyła się Veronika. 
-To życie. A ja mam po prostu talent. - Odparła Victoria, nie kryjąc dumy i zadowolenia. 
Potrzebowałam czyjegoś pocieszenia. Może rzeczywiście, czasami lepiej z kimś porozmawiać, niż samemu obciążać się problemami.
-Dziękuje. - Uśmiechnęłam się lekko, a siostry spojrzały na mnie, niczym na kosmitkę. Wyrazy ich twarzy sprawiły, że już po raz kolejny wybuchnęłam głośnym śmiechem. 
-A za co niby? 
-Za to, że dzięki Wam z powrotem się uśmiechem. I za to, że uświadomiłyście mi, że nie ma sensu się bać. Dziękuję, bo bez Was, nie dałabym sobie rady. 
-Ooo! Jakie to słodkie! - zapiszczała Veronika, po czym posłała mi całusa w powietrzu. 
-Spoko, cieszę się, że pomogłam. - Victoria również się uśmiechnęła, po czym wszystkie trzy powróciłyśmy do jedzenia pizzy. 
Wzrokiem odszukałam wiszący na ścianie zegar, który wskazywał 21. Muszę przyznać, że przez natłok dzisiejszych wrażeń zrobiłam się śpiąca. Postanowiłam, że z Rossem skontaktuję się jutro, a dzisiaj wcześniej położę się spać. Nałożyłam sobie więc jeszcze jeden kawałek pizzy. Powoli czułam, jak się nasycam. Nagle, do moich uszu dotarła znana mi melodia. Wzrokiem odszukałam swój telefon, który leżał obok mnie na stole - wcześniej go tu przyniosłam. Dostałam sms'a. Uśmiechnęłam się lekko, początkowo myśląc, że to może mój chłopak, jednak nadawcą wiadomości był kto inny. Mimo to, uśmiech nie zszedł z mojej twarzy. 
-Kto to? - zaciekawiła się Veronika, widząc jak wpatruję się w ekran telefonu. 
-Maia - odparłam. - Godzinę temu przyleciała do Australii. 

***

Bum! :D 
Dobry wieczór wszystkim zgromadzonym, nawet nie wiecie, jak przez te dwa tygodnie stęskniłam się za pisaniem dla Was c: 
Notkę zacznę od ważnej sprawy, albowiem, jak może niektórzy zauważyli, zmieniłam nazwę na bloggerze. Uznałam, że nowa nazwa jakoś tak bardziej kojarzy się z moim imieniem :) Poza tym, myślałam nad tym już od dłuższego czasu i w ten oto sposób, zamiast MiLka Ratliff od dziś oficjalnie nazywam się King JuLien, (haha, znowu z dużym "L" ;p) czyli tak, jak moja ulubiona postać kreskówkowa - Król JuLian. ^^ No, a jako że na imię mi JuLia, to myślę, że pasuje ^^ 
Mam nadzieję, że jakoś przywykniecie do mojej nowej nazwy :)
Kolejną sprawą jest to, że po raz kolejny zmieniłam wygląd bloga. Eh, cóż za zdziwienie. Tym razem, sądzę jednak, że zostawię go na dłużej, a być może i do końca, ze względu na to, że, nie wiem jakim cudem, w końcu mi odpowiada! ;p Zwłaszcza, że jest zaprojektowany w moich dwóch ulubionych kolorach - niebieski i czarny ^^ Mam więc do Was pytanie, co Wy o nim sądzicie? :) I czy dobrze się czyta, bo jeśli nie, to postaram się albo zwiększyć czcionkę, albo kolor, czy coś tam wymyślę. 
Wow, ile ja gadam. No nic, kilka spraw jest, muszę o nich napisać. Mam nadzieję, że ktokolwiek to przeczyta ;p 
 Troszeczkę odświeżyłam również większość stron, możecie tam zajrzeć, jeśli jesteście ciekawi zmian. :) 
No... I to z grubsza tyle. Zazdroszczę tym, którym ferie zaczęły się w ten piątek, ugh. Mi zmienili plan i jest po prostu makabryczny. Jak skończę pisać tę notkę, idę się poużalać nad swoim życiem w kącie. Będę taka oryginalna. 
Shit, znowu się rozgadałam. No cóż, taka już natura ma :x 
Miłego tygodnia Wam życzę, poczujcie moc internetowych uścisków. Przetrwajcie ten tydzień, kochani. Bądź rozkoszujcie się wolnym, od tak. Każdemu się należy. :3
Muszę się przyzwyczaić do nowego podpisu ;p
~JuLien :3

Aerosmith - Cryin'


11 komentarzy:

  1. Veronika musi być z Jake'm <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentuję dopiero teraz, bo nie wiem, czy wczoraj, a właściwie dzisiaj o 1 w nocy to odpowiednia pora, także ten XD
    Już myślałam, że Laura będzie zła i nie wybaczy Rossowi, ale Victoria na szczęście przemówiła jej do rozumu. Biedak bał się jej powiedzieć, bo wiedział jak zareaguje, i nie mylił się. Ale mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią.
    Swoja drogą czy tylko ja nie wiedziałam, że Vera ma siostrę bliźniaczkę? XD I mam takie dziwne przeczucie, że jak Jake przyjdzie wyznać Verze swoje uczucia, to pomyli ją z Vicky. Ta słuchajcie więcej mojego mózgu, a daleko zajdziecie XD
    Tak mi się miło zrobiło, kiedy Ross i Lau wspominali jak zostali parą aw :')
    Anyway, świetny rozdział, czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O moje Słonko wróciło z feriejszyn ;D Mam nadzieję, że odpoczęłaś i dobrze się bawiłaś ;)
    Rozdział czytałam wczoraj o trzeciej w nocy (tak, dobrze czytasz) nie mogłam wczoraj spać... katar morderca nie ma serca (tak wiem, że powiedzenie jest inne trochę je przerobiłam ;p) W dodatku problemy życiowe... nic nie poradzę, ale przecież nie pisze koma żeby podzielić się refleksjami na temat beznadziejności mojego życia, tylko żeby powiedzieć Ci co sądzę o twoim rozdziale :)
    Także ten no... Werble poproszę... Tak więc MiLko, JuLien (czy jak tam się teraz nazywasz xD) oświadczam wszem i wobec uroczyście wśród tylu świadków, że.... ZAWIODŁAM SIĘ. Serio... Poważnie czemu ty piszesz takie rozdziały... Przecież ja nie mam do czego się przyczepić i to jest takie tragiczne ;( Twój styl pisania, pomysły i w ogóle są tak wspaniałe, że biedna Wierna/ Pesymistka nie ma się do czego przyczepić... Cudownie się to czyta, (nawet o trzeciej w nocy)... I uwaga mój stały gwóźdź programu komentarzowego (matko jest takie słowo? o.O Od tych tabletek mi odbija, czyli... nic nowego ;D) Tak więc po prostu miodzio, czuję miętę przez rumianek (xD) u wszystkich bohaterów... Biedna Laura, o Rossie już nie wspomnę... Ale fakt popieram komentarz wyżej, wspomnienia o zostaniu parą były serio słodkie *o* Jestem w 100% pewna, że miedzy nimi wszystko będzie cacy (i znowu ma morda się cieszy ;D)
    Współczuję Jake'owi, biedak. Mam nadzieję, że E Rat nie ma racji i rzeczywiście Jake nie pomyli Very z Vicky (co swoją drogą byłoby ciekawe xD) Mam nadzieję, że w końcu się odważy i wyzna swoje uczucia (prawidłowej dziewczynie ;p)
    Sam fakt, że Vera ma sister nieźle mnie szoknęło... Na początku czytam i myślę, ktoś postawił lustro... potem czytam dalej, a mój szokers jest jeszcze większy... A potem, że What?? Jak to ona ma siostrę??? Czemu ja nic nie wiedziałam??? No więc ten teges... Masz jeszcze więcej niespodzianek dotyczących wielkości i członków rodziny Very?? Hmm??? Jak ty nas mogłaś tak oszukiwać... Nie no foch normalnie... Dobra... Jednak nie... Ale pamiętaj obserwuję Cię ;>
    No dobra Wierna jest chora (mam grypę, nie ża cos z głową, to to mam od dawna ;D) więc ma sporo czasu na pisanie długaśnych komów... (oczywiście z przerwami na akcję "uwaga chusteczka" no i chyba, że akurat nie przytne komara.. Dla niekumatych nie zasnę... --,--) Ta cudowne rozpoczęcie ferii...
    Tak więc jak już mówiłam... Zawiodłam się, bo piszesz takie rozdziały, że nawet jak Wierna jest Pesymiską i nic jej nie odpowiada to i tak nie ma się do czego przyczepić... No po prostu.. Brak słów, no chyba, że chodzi o mięte i rumianki.. (sama nie wiem o co chodzi więc nie pytaj --,--) Dobra kończe ten swój wywód... O nawet długo wyszło... Czyli, że nie jest ze mną jeszcze aż tak źle... Pozdro z chusteczkolandii... w którek chwilo mieszkam.. No to trzym się... Miłego czasu w szkole ;p (Ta... wiem... wredna jestem... ;p ;*) A tak na serio trzym się, nie choruj!!! I czekam na nexta i tu i tam... Jak wiesz o co chodzi ;D
    No to trzymka\\\
    ~ Pesymistka (nie nie zmienie zdania co do nazwy, ostatnio bardzo do mnie pasuję, ale wrazie czego z tej strony Wierna no to strzałka pa)~

    O no i PS:
    Popieram, nie pozwolimy Słodkiej odejść z bloggera... Ostrzegałam Cię Sweety, że jak będziesz miała takie chore pomysły --,-- To zbuntuję bloggera... Ciesze się, że nie jestem z tym sama. Także JuLien, popieram Cię jak masz jakiś plan żeby wybić z głowy głupotę Słodkiej, to wbijaj na gg ja się podpiszę pod każdym (byle skutecznym xD) pomysłem.
    Buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko, pierwsze musiałam przeczytać poprzedni rozdział, bo go nie czytałam Oo Do czyśćca ze mną, grrr! Nom, to tak. Nawet rozumiem zachowanie Lau i tym bardziej Rossa, że jest taki opanowany, czyli zna Lau na wylot, jak kula płot. Jake niekiedy taki słodkogłupawy i to jeszcze z tym upiciem hahaha A co, niech upije Veronice:p I ja mam nadzieję, że połączysz nasze turkaweczki, bo dopiero dwie pary połączyłaś, a tobie już stuka pięćdziesiątka, jak u Greya normalnie. No i jakbym widziała siebie z sis. Normalnie odzwierciedlenie. Victoria i Veronica, ja i Paulina, to jest przerażające, ale prawdziwe:D I mamy podobnie co do pizzy:p
    Skończyłam omawiać rozdział, teraz ogół ;]
    Of course, że nie pozwolimy odejść naszej Słodkiej, heloł! Wcześniej jej przydżumię patelnią z naleśnikami, niż ona z bloggera odejdzie Oo
    Wygląd bloga zajebisty, chociaż wcześniejszy też był świetny, no i czarny i niebieski, świetne połączenie. I twoja nazwa, zauważyłam, że coraz więcej blogerek zmienia nazwy, czad:p Serio, to troszkę rozkminiałam, że ja obserwuje na blogerze King JuLien? Wooot? A potem... Aloha, przecież to MiLka -.- Poznałam po blogu hyhyhy
    A co do ferii to zaczęły mi się dzisiaj i jestem w siódmym niebie:D
    I możemy się złożyć na gofrownice i z tej gofrownicy przyłożyć Słodkiej jak coś;]
    Pozdrawiam, Mary:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :*
    Czekam na next < 3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy mi się zdaje, czy zmieniłaś wygląd Veroniki? Jak to brzmi XD
    Kolory są świetne, muszę przyznać :D Wszystko czytelne, no!
    Krótko będzie o rozdziale, bo szczerze to mam lenia ;D
    Bliźniaczka! Nie pamiętam, żebyś o niej wspominała xd Chyba że mam sklerozę :D Wiedziałam, że Lau ucieknie. To było nieuniknione. Grunt, że dzięki Podwójnym V (XD) zdołała się pozbierać :D Jake wymyśla, jak wyrwać Verę, a Ross mu pomaga. Hmm... Nie wiem czemu, ale czarno to widzę ^^
    Także trzymaj tak dalej, jest good :D
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwsze i podstawowe pytanie. Jak kurna przetrwałaś dzień w tym więzieniu?! Bo ja za cholere nie mogę uwierzyć w to że w ogóle się tam pojawiłam. Takie SURPRISE.
    BTW...ja obiecałam i przybywam z wiatrem, czekoladą, i kurna z zadaniem do ciebie. idiotko (i kto wie z czym jeszcze...serio Słodka zamknij mordencje) (WOWO kto umie jeszcze sam do siebie gadać w komentarzach łapka do góry)
    Serio powinnam się przymknąć.
    Okej można zapisać...Słodkiej nie służy siedzenie w więzieniu. Kto się zgadza?
    Oh zamknij się...
    A kto wie co wydarzy się w nexcie?! Kto jest the same w mózgowiu jak ta idiotka w cyberprzestrzeni?! No kto? Aaaaa Słodka...walcie się nic nie zdradzę. Fuck, O!
    Masz może czekoladę?
    Houston mamy problem...
    A ty wiesz, że ja wiem, że ty wiedziałaś, że ja wiedziałam, że ona wiedziała, że ona weźmie speeda i BOOM nie ma dziewczyny. Wiedziałaś? Bo ja kurna nie wiedziałam...ten idiotyzm. W sumie masz te same geny, więc pewnie też nie wiedziałaś, że ona wiedziała, że ja wiedziałam, że ty wiedziałaś c'nie? No widzisz zgadzamy się jak zawsze.
    Takie dramaty...
    Ale wiesz co zauważyłam, że Vicki i Vera to normalnie takie same idiotki jak my. Oczywiście w dobrym znaczeniu. Bo przecież od nas bije taki blask, i ogólnie jesteśmy w deche (kto jeszcze używa takich słów...no co chciałam być ORGINAL).
    Ale w końcu Vicki dotarła do pustego łba Lau. Znaczy ona na pewno ma więcej tego mózgowia z mózgowiu od nas, ale wiesz wszystko się liczy, c'nie?
    Czyli Jake od dawna dawna dawna dawna dawna (cholera zawiesiłam się) i jeszcze więcej 'dawna' coś ten tegos czuje do Very? Ty popatrz...nie wiedziałam. Ten idiotyzm.
    Milko...wróć...cofka w stylu Słodkiej. A mean King Julien...a mogę po prostu idiotka?! Żart...ha ha ha. NIE.
    Whatever...czy ktoś ma coś na uspokojenie?!
    Julie (czyt. żulie) hahah sory nie mogłam się powstrzymać. I like it. A mean your new name..it's...really really BADDDD. Mam cie...kobieto dobrze wiesz, że kocham cię i tak i tak. Ale czekaj chyba wczoraj o tym pisoliłyśmy...popatrz moja skleroza nie zna granic.
    Wiedźmo kochana...(wiem że mnie kochasz) rozdział jest BRILLIANT...and you know it.
    Zwłaszcza podoba mi się Raura...no w sensie że oni wszystko o sobie wiedzą. Dokładnie tak samo jak my.
    I can't wait anymore by tylko zobaczyć twoją buzię. If you know what I mean.
    Wybaczysz mi wybuch energii w tym komentarzu. Ostrzegałam Słodka po więzieniu ma coś w rodzaju odpału, kto się zgadza?!
    Czekam na ciebie na GG i of course na nexta.
    Życzę weny.
    Buźka depcu^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo!! :D Nudziłam się, nie miałam co ze sobą zrobić w te ferie i Bum! Rozdział. Wszystko super, szczerze myślałam że Laura zareaguje gorzej na to, ale spoko. Przypuszczam że Jake pomyli dziewczyny i wyzna nie tej co trzeba swoje uczucia... może być śmiesznie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej!

    Rozdzial wspanialy<3
    I raczej nie musialas pisac na moim blogu tego ze mnie tu zapraszasz, bo i tak od poczatku czytam twojego bloga/blogi:)
    Ale fajnie ze chociasz weszlas na mojego bloga:) dzieki:):):)
    Sorry, ze nie komentowalam, ale time i school mi za bardzo nie daja( kazdy tak ma)
    Bede sie cieszyc jesli bedziesz czytac mojego bloga:) (ale nie musisz jesli nie chcesz, bo poprostu nie chce cie zmuszac do czytania moich wypocin) A teraz na koniec i skoncze, bo chyba przynudzam.
    Tak ze Rozdzial wspanialy i czekam na nexta<3
    Pozdro Pat♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Super <3 czekam na next
    Kinga<3

    OdpowiedzUsuń