piątek, 29 sierpnia 2014

28. I like your smile, I like your vibe, I like your style, But that's not why I love you.

Zaczęłam się bić z myślami. No bo co ja mam mu takiego powiedzieć? To świetny chłopak i nie mam zamiaru go okłamywać. Zwłaszcza, że naprawdę mi na nim zależy. Tylko, czy ja czuję coś do Rikera? Chyba sama boję się usłyszeć tę odpowiedź, a tym bardziej boję się ją wypowiedzieć na głos.
-Czujesz coś do Rikera, prawda? - spytał, chociaż w sumie, to bardziej to stwierdził. Spojrzał na mnie z zawiedzeniem i wstał od stołu.
-Garrett, czekaj! - zatrzymałam go ruchem dłoni. - Daj mi to wytłumaczyć, proszę. - powiedziałam błagalnie. Chłopak patrzał na mnie przez jakiś czas nie wiedząc, co ma zrobić. W końcu jednak z powrotem usiadł przy stole, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Słucham. - powiedział wyczekująco i oparł się o oparcie krzesła.
-Garrett, ja i Riker... My przyjaźnimy się odkąd byliśmy jeszcze dziećmi. Zawsze się dobrze dogadywaliśmy. I ja... Zawsze coś do niego czułam. - powiedziałam i schyliłam głowę zdając sobie sprawę z tego, że właśnie zwierzam się z mojej miłości do Rikera komuś, z kim chciałabym się spotykać. - Ale to nie ma znaczenia! Garrett, jesteś naprawdę świetnym facetem i chciałabym, żeby nam wyszło. Naprawdę bym tego chciała. Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę.
-Nie jestem pewny... Widziałam jak się z nim dziś dogadywałaś, jak on na Ciebie patrzy...
-Garrett, Riker to przeszłość. Poza tym, on chyba spotyka się z Emily. Daj mi szansę. Między mną, a Rikerem naprawdę nic nie ma. Po prostu się przyjaźnimy, to dlatego. - mówiąc ostatnie zdania głos lekko mi się załamał. Dlaczego? Bo sama nie byłam tego pewna. Brunet jednak tego chyba nie zauważył, bo uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Zgoda. Ale obiecaj mi jedno.
-Co tylko chcesz.
-To ostatnia nasza podwójna randka. - zaśmiał się, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy.
-Zgoda. - powiedziałam, a chłopak złączył nasze dłonie pod stołem.
-Czyli mam rozumieć, że już oficjalnie jesteśmy razem?
-Z tego wynika, że chyba tak. - powiedziałam z lekkim zawahaniem, nawet nie wiem dlaczego. Jakby mój rozum już zaakceptował to wszystko, ale serce wciąż nie mogło się pogodzić. Z czym? Z utratą pewnego blondyna, który w nim dotąd zamieszkiwał.

*w tym samym czasie*
*oczami Rikera*

Wybiegłem z restauracji i zacząłem się rozglądać. Nigdzie jednak nie mogłem znaleźć Emily. Zrobiłem kilka kroków przed siebie i ponownie się rozejrzałem. Wtedy ujrzałem na krawężniku drobną postać. Była skulona, a twarz miała schowaną w dłoniach. Mimo to od razu ją rozpoznałem. Powoli podszedłem do Emily i usiadłem koło niej. Objąłem dziewczynę ramieniem, a ona momentalnie podniosła na mnie wzrok. I dopiero teraz mogłem zobaczyć jej załzawione oczy.
-Co się stało? - spytałem zaniepokojony. 
-Inaczej to sobie wyobrażałam. - powiedziała patrząc się ślepo w jakiś cel przed sobą. - Głupia myślałam, że jak wrócę to będziemy już razem szczęśliwi na zawsze. Jaka byłam głupia... - powiedziała, a po jej policzku spłynęły kolejne łzy. Starłem je dłonią. 
-Dlaczego głupia? Przecież nadal możemy być razem.
-Nie Riker, nie możemy.- spojrzała na mnie, a dopiero teraz mogłem zobaczyć ten ból w jej oczach. - Jeszcze przed moim wyjazdem byłam strasznie zazdrosna o Vanessę. A to wszystko dlatego, że to ona dawała ci coś, czego ja nie potrafiłam. To na jej widok zawsze się uśmiechałeś. To ona mogła Cię zawsze zrozumieć, w każdej sytuacji. Łączy Was coś silnego, i nikt nie może tego rozerwać. Ja wiem, że mnie kochasz. Ale nie tak jak ją. Mylę się? - zapytała, a mi odebrało mowę. I to dosłownie. Chciałem zaprzeczyć, ale nie potrafiłem. - Widzisz? Sam wiesz, że mówię prawdę. Mimo to starałam się o nas walczyć, starałam się być dla Ciebie kimś takim, jak była ona. Nie przyjechałam tu do cioci, bo staram się na studia. Moja wymarzona uczelnia znajduje się w Miami. Naprawdę, przyjechałam tu dla Ciebie. Nawet nie wiesz, jak tęskniłam. Cieszyłam się z tej kolacji, bo liczyłam, że znowu będziemy razem. Ale gdy zobaczyłam Cię z Vanessą, przypomniało mi się, co między Wami jest. Riker, nie zaprzeczaj. Widzę, jak na nią patrzysz. 
-Skąd wiesz, co to oznacza? - zapytałem zrezygnowany. 
-Bo kiedyś w ten sam sposób patrzyłeś na mnie. - szepnęła. Zapadła między nami cisza. Słyszałem tylko nasze oddechy. Powoli trawiłem wszystkie słowa brunetki. I wtedy to do mnie dotarło. Przecież ona ma rację. Może zacząłem spotykać się z Emily, bo wiedziałem, że nigdy nie mógłbym być z Vanessą? A to przecież ona cały czas przy mnie była. A to ona sprawiała, że się uśmiechałem. To w Vanessie jestem zakochany. Nagle, poczułem dziwne ciepło w sercu. Jak mogłem być taki ślepy? Emily zdjęła moją rękę z jej ramienia, a ja spojrzałem na nią zdziwiony. Dziewczyna wstała i otarła łzy z oczu. 
-Przyjaciele? - zapytała rozchylając ramiona. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Podniosłem się ziemi i przytuliłem do niej. Trwało to może kilka sekund. Emily odsunęła się ode mnie i spojrzała mi głęboko w oczy.
-Życzę Ci, żeby Wam się udało. I walcz o nią. Bo taką miłością, jaką darzysz Vanessę, nie jesteś w stanie obdarować już nikogo. - cicho się zaśmiała i odwróciła ode mnie. Następnie ruszyła wolnym krokiem przed siebie, a ja cały czas na nią patrzałem. W pewnej chwili, Emily zatrzymała się. Odwróciła się i podbiegła do mnie. Następnie ujęła moją twarz w dłonie i delikatnie ucałowała mój policzek. Następnie przygryzła dolną wargę i puściła się biegiem przed siebie. Coraz to bardziej znikała mi z oczu, aż w końcu całkowicie pochłonęła ją ciemność. Dotknąłem miejsca, w którym przed chwilą znajdowały się usta brunetki. Usta, których już nigdy miałem nie poczuć. Westchnąłem cicho i skierowałem wzrok ku restauracji. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem ku wejściu do lokalu. Zrobię to, co mi powiedziała Emily. Pora zawalczyć o dziewczynę mojego życia. Już drugi raz nie zmarnuję tej szansy danej mi przez los. Wszedłem do restauracji i zacząłem się oglądać w celu odnalezienia naszego stolika. Po krótkiej chwili go odnalazłem, a szczęka mi opadła. Dosłownie. Van i Garrett rozmawiali ze sobą i śmiali się, a ich dłonie były złączone pod stołem. I nagle całe ciepło jakby uleciało z mojego serca, a zastąpił je chłód. Zdałem sobie sprawę, że stoję na środku restauracji z otwartą buzią. Zamknąłem więc usta, jednak i tak nie udało mi się ukryć smutku. Najwyżej powiem, że to przez zerwanie. Westchnąłem cicho i podeszłem do stołu.
-Już jestem. - powiedziałem cicho przerywając parze rozmowę. Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni, lecz ja odwróciłem wzrok na swój talerz z niedojedzoną kolacją. 
-A gdzie Emily? - spytał Garrett.
-Poszła sobie. - odparłem obojętnie. 
-Coś się z nią stało? - zaniepokoiła się Vanessa. Z początku trochę się wahałem, ale jednak spojrzałem na nią. No bo jak tak można nie patrzeć na dziewczynę, w której jest się zakochanym?
-Zerwaliśmy. - powiedziałem powoli i spróbowałem coś wyczytać z jej twarzy. Jej warga zaczęła się trząść. 
-Czemu? - spytała niepewnie. "Bo kocham Ciebie, ale wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy" - nie. Taki tekst raczej by nie przeszedł.
-Bo oboje uznaliśmy, że tak będzie lepiej. - powiedziałem tylko i chwyciłem w dłoń widelec. Następnie zacząłem jeść mój posiłek. Podczas gdy Van i Garrett prowadzili żywą rozmowę, ja w ciszy jadłem moją kolację. Czułem się jak piąte koło u wozu, albo jakaś przyzwoitka. Ale cóż miałem zrobić? Po prostu chciałem w spokoju dokończyć jedzenie i wreszcie stąd wyjść. Tyle, że widząc złączone dłonie mojej przyjaciółki i jakiegoś chłopaka wcale nie było aż tak łatwo się skupić. Starałem się wysilić na spokój, ale moja dłoń i tak była przez cały czas zaciśnięta w pięść. 
-Zaraz wracam. - usłyszałem nagle słowa Garretta, który wstał od stołu i skierował się do toalet. Kątem oka spojrzałem na Vanessę. Wtedy napotkałem się z jej wzrokiem, który ona od razu odwróciła. Może to dobra okazja żeby z nią pogadać.
-Van? - zacząłem niepewnie. - Van? - powtórzyłem pytanie nie widząc reakcji ze strony dziewczyny. 
-Tak? - spytała i rozglądała się po restauracji. 
-Ty się boisz ze mną pogadać? - zapytałem zdziwiony unosząc brwi do góry. 
-Nie. - westchnęła i spojrzała na mnie. W jej oczach krył się strach, tylko przed czym?
-To dlaczego się tak rozglądasz? Przecież to nic złego, że będziemy rozmawiać.
-Nie ważne. Czemu zerwałeś z Emily? - spytała patrząc na mnie uważnie.
-Już Ci mówiłem, że...
-Nie. - przerwała mi. - Masz mi powiedzieć, dlaczego naprawdę zerwaliście. Bo nie wmówisz mi, że po zobaczeniu się z dziewczyną, której nie widziałeś prawie 2 lata, po prostu uznałeś, że "tak będzie lepiej". - zakończyła robiąc cudzysłów w powietrzu na ostatnie słowa. - To przeze mnie, prawda? - spytała nie słysząc mojej odpowiedzi. - To dlatego, że się razem tak śmialiśmy i w kółko rozmawialiśmy tylko ze sobą? - bardziej stwierdziła niż spytała.
-Dlaczego uważasz, że to przez Ciebie? - spytałem, a ona głęboko westchnęła. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Wiedziałem, że teraz musi mi powiedzieć prawdę. 
-Bo z tego samego powodu Garrett chciał zerwać ze mną. - szepnęła i schyliła głowę. Wpatrywałem się tak w nią chwilę.
-Ale nie zerwaliście.
-Bo on dał mi jeszcze jedną szansę. Riker... Emily to miłość twojego życia... Nie powinieneś tak łatwo dać jej odejść. 
-Dlaczego uważasz, że Emily to miłość mojego życia?
-A nie? - spytała mnie zdziwiona. Mimo w jej oczach skakały dwie iskierki radości, jakby czekała. Jakby miała nadzieję, że powiem jej, że to ją kocham. Jakby całkowicie zapomniała o brunecie.
-Nie. - odpowiedziałem i chwyciłem jej dłoń. Ona spojrzała na nasze złączone dłonie i przymknęła oczy. Jej powieki drgały. Nagle szybko wzięła ode mnie swoją dłoń i odwróciła się do stołu.
-Właśnie dlatego nie chciałam z Tobą rozmawiać. - szepnęła chowając twarz w dłoniach.
-Dlaczego? Dlatego, że bałaś się prawdy?
-O czym ty mówisz? - spytała patrząc na mnie z wyrzutem. 
-Takiej prawdy, że... - zaciąłem się. Mój ton głosu był coraz to głośniejszy. - Vanessa nie chcę się z Tobą kłócić.
-Też tego nie chcę. - uśmiechnęła się lekko. - Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
-Kobieto ja Cię kocham! - wrzasnąłem. Nawet sam nie wiem czemu. Dopiero po krótkiej chwili dotarły do mnie moje słowa. Uśmiechnąłem się pod nosem. O dziwo, nie czułem strachu. Wreszcie czułem szczęście. I ulgę. Bo wreszcie, po tylu latach, udało mi się jej wyznać swoje uczucia. - Wreszcie to powiedziałem. - stwierdziłem już spokojniej. - Van kocham Cię i nic tego nie zmieni. - dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana. 
-Co? - wyszeptała. - I mówisz mi to teraz? Gdy wreszcie znalazłam sobie chłopaka? Przepraszam, ale trochę na to za późno. - powiedziała i wstała. Następnie skierowała swoje kroki do toalety, pewnie żeby poczekać na Garretta. Nie. Teraz gdy wreszcie powiedziałem jej prawdę, nie odpuszczę tak łatwo. Pobiegłem ze dziewczyną. Chwyciłem ją za nadgarstek powodując tym, że odwróciła się do mnie.
-Van, wiem, że mówię to późno. Ale ja zawsze Cię kochałem. I nie przestanę. Nawet gdy spotykałem się z innymi dziewczynami, to wciąż nie mogłem o Tobie zapomnieć. Chcesz znać powód mojego zerwania z Emily? To ona zerwała ze mną. Bo powiedziała, że nigdy nie obdarzę jej takim uczuciem, jakim darzę Ciebie. Wiem, że to późno. Wiem, że to zły moment. Ale to co do Ciebie czuję jest silne i nigdy nie przestanie trwać. A wiem, że też nie jestem Ci obojętny. - powiedziałem patrząc na dziewczynę. W jej brązowe oczy, z których nic nie mogłem wyczytać. -Kocham Cię.
-To głupie. - szepnęła.
-Jeśli moja miłość do Ciebie jest głupia, to ja nie chcę być mądry. - powiedziałem zbliżając się do niej.
-Riker, nie. - powiedziała niepewnie, co było dla mnie jak zielone światło. - Ja jestem z Garrettem.
-Kochasz go? - powiedziałem tuż przy jej twarzy, tak, że słowa odbiły się od jej ust i z powrotem do mnie wróciły. 
-Ja.. ja.. Ja nie wiem... - głos jej się łamał. Zmniejszyłem trochę odległość między nami.
-Powiedz, że jestem Ci obojętny, a dam Ci spokój. - powiedziałem pewnie i spojrzałem na nią wyczekująco. W jej oku zakręciła się łza. -Van, nie płacz...
-Dlaczego mi to robisz? Po co to wszystko? Tak nagle sobie o mnie przypomniałeś?
-Vanessa, ja Cię kocham. I to jest szczere. Będę o Ciebie walczył do końca. Zmarnowałem tyle czasu i teraz, gdy już jestem pewny swoich uczuć nie mam zamiaru się poddać. Proszę, powiedz mi prawdę. Czy ty jeszcze cokolwiek do mnie czujesz?
-Ja... - nie skończyła, bo drzwi od toalety gwałtownie się otwarły. Momentalnie od siebie odskoczyliśmy i spojrzeliśmy na zdezorientowanego chłopaka.
-Garrett. - powiedziała Vanessa i uśmiechnęła się do niego. Następnie do niego podeszła i chwyciła go za dłoń. - Mógłbyś odprowadzić mnie do domu? - spytała patrząc mu w oczy. 
-Pewnie, tylko muszę zapłacić za rachunek. Poczekaj tu na mnie.
-Nie! Pójdę z Tobą. - odpowiedziała unikając mojego wzroku. 
-No dobra... To do zobaczenia Riker. - pomachał mi brunet i ruszyli przed siebie. Wpatrywałem się w nich przez jakiś czas. Gdy znajdowali się już prawie przy wyjściu, Vanessa odwróciła na mnie wzrok. Spojrzałem na nią smutno, a ona schyliła głowę. Zapłacili rachunek i wyszli z restauracji. Ponoć faceci nie mogą mieć złamanego serca. W takim razie jestem chyba jakimś wyjątkiem. Westchnąłem. Obiecałem Van, że będę o nią walczyć. I mam zamiar dotrzymać słowa...

*oczami narratora*

Gdy młyńskie koło zakończyło swoją trasę, nastąpiła pora na wyjście z wagonika.
-Laura, Laura chodź. - szepnął jej do ucha Ross. Dziewczyna jednak nie reagowała. - Laura! Wstawaj! - potrząsał nią, jednak ona wciąż spała. - Nie ma to jak kamienny sen. - powiedział jakby do siebie.
-Proszę wysiadać! Ludzie czekają! - skarcił go pracownik.
-Już, już. - odpowiedział blondyn i spróbował się jakoś wygramolić spod śpiącej brunetki. Następnie wsunął pod nią swoje ręce i podniósł ją. Gdy to uczynił, Laura od razu wtuliła się w jego tors, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy chłopaka. Wciąż trzymając Laurę na rękach wyszedł z wagonika i skierował się do wyjścia z atrakcji.
-Następnym razem niech pan powie swojej dziewczynie, żeby nie zasypiała w środku jazdy. - zaśmiał się pracownik.
-To nie jest moja dziewczyna. - odpowiedział lekko zakłopotany i wyminął mężczyznę. Następnie poszedł ku umówionemu wcześniej miejscu. Już po chwili widział swojego przyjaciela, który na jego widok uśmiechnął się szczerze.
-No hej. I jak było na rollercoasterze?
-Bombowo! A wiesz jaka laska koło mnie siedziała. - powiedział poruszając znacząco brwiami, co wywołało uśmiech rozbawienia na twarzy blondyna. - Ale z tego co widzę, to ty też nieźle się bawiłeś. - zaśmiał się Jake, widząc jak Laura tuli się do torsu jego przyjaciela i cicho mruczy przez sen.
-Tak. Było super. - zaśmiał się nerwowo chłopak przypominając sobie wszystko, co miało miejsce w wagoniku. Odetchnął głęboko, gdy powróciły do niego wszystkie wspomnienia; delikatne palce Laury, które przeczesywały jego włosy, jej oddech tuż przy jego twarzy, jej delikatne usta, które z czułością muskały jego wargi, jej rozgrzane plecy, na których trzymał swoje ręce... Te wszystkie obrazy i odczucia przemknęły w jego głowie, i na nowo dały mu to odczuć. Te wszystkie chwile, które może już nie wrócą, a które o dziwo wprawiały go w dziwny trans...
-To wracamy już do domu? - zapytał Jake wyrywając tym samym swojego kumpla z zamyśleń. 
-Pewnie. Tylko dwie sprawy.
-Jakie?
-Po pierwsze: zamawiamy taksówkę. Po drugie: musimy odstawić Laurę do jej domu. 
-To spoko. Czekaj, już dzwonię. - powiedział Jake i wyciągnął swój telefon w celu zamówienia transportu. W tym czasie Ross zaczął bacznie przyglądać się Laurze. Jej klatka piersiowa powoli unosiła się w górę i w dół, a ciepłe powietrze wychodzące z jej noska delikatnie muskało jego skórę. Na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Jedna dłoń dziewczyny znajdowała się na klatce piersiowej blondyna. Wyglądała tak słodko i bezbronnie... Ross szybko potrząsnął czupryną i z powrotem spojrzał na swojego przyjaciela, który wkładał telefon do kieszeni spodni. 
-Będzie za minutę. - oznajmił Jake i dwójka chłopców wraz ze śpiącą nastolatką na rękach opuściła teren wesołego miasteczka.
*****

-To do zobaczenia. - pożegnał się Jake i wyszedł z taksówki zostawiając w niej tylko swojego przyjaciela i wciąż śpiącą Laurę. Taksówkarz ponownie odpalił silnik i już po chwili dało się słyszeć pisk ruszających opon. Ross wlepił wzrok w obraz, który znajdował się za szybą. Wszystko, co mijali, rozmywało się niczym wspomnienie, które przelatuje przez nasz umysł, a już po chwili znika. Ludzie, drzewa, domy, uliczne latarnie - to wszystko stanowiło jakiś mały, nic nie znaczący punkt we wszechświecie. Jednak dla każdego nas, nawet najmniejszy szczegół mógł być najważniejszym elementem. Stałą rzeczą w tej ciągłej gonitwie. I nigdy nie możemy wyśmiewać się z jakiś drobnostek, bo dla innych, one mogą być całym światem. Chłopak cicho westchnął. Jechali jeszcze może z pięć minut, aż pojazd zatrzymał się pod domem sióstr Marano. Blondyn otrząsnął się z zamyślenia i wyciągnął z kieszeni spodni kilka banknotów, aby zapłacić nimi za przejazd. Następnie wysiadł z samochodu i obszedł go dookoła. Otworzył inne drzwi, i wyciągnął Laurę z samochodu. Następnie wciąż niosąc ją na rękach skierował się ku drzwiom mieszkania. Zapukał kilka razy i nic. Zadzwonił w dzwonek. Nadal nic. Zrobił kilka kroków w tył, uważając, aby się nie przewrócić. Wszystkie światła były pogaszone. Chłopak westchnął cicho, zastanawiając się co ma zrobić. Po krótkim rozmyślaniu, postanowił zabrać dziewczynę do siebie. Szedł powoli ulicą, a po niecałych 10 minutach dotarł do swojego mieszkania. Starając się nie upuścić Laury zadzwonił w dzwonek. Już po chwili drzwi się otworzyły, a w progu ujrzał swoją siostrę.
-No hej Delly.
-Cześć Ross. Czemu trzymasz Laurę na rękach? Co żeś jej zrobił? - spytała mrużąc obydwoje oczu.
-Nic jej nie zrobiłem. - zaśmiał się chłopak - Po prostu zasnęła, a nikogo nie ma w jej domu, więc przyniosłem ją do nas.
-Aha. To wchodź. - odpowiedziała radośnie i przepuściła swojego brata, aby mógł wejść - Wyglądacie jak para, wiesz? - zaśmiała się.
-Już to dziś słyszałem. - na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech. Rodzeństwo skierowało się do salonu, aby położyć śpiącą brunetkę na kanapie. Gdy weszli do pomieszczenia, w oczy rzucił im się obraz kłócącej się trójki przyjaciół;
-Ha! Wygrałam!
-Dawałem Ci fory...
-Chciałbyś...
-Nigdy nas nie pokonasz!
-Chyba w Twoich snach!
-A ja i tak jestem najlepszy!
-Pff... - prychnęła Veronika kładąc kontroler na stoliku. Otrzepała ręce i odwróciła się w kierunku swoich przyjaciół, którzy właśnie weszli do salonu. - O! Cześć Ross! Co jest z Laurą?
-Siema Vera. Laura śpi. Chciałem ją odnieść do Was, ale nikogo nie ma w domu. - wzruszył ramionami.
-No tak. Pewnie Vanessa nie wróciła ze swojego "spotkania" - zaśmiała się poruszając brwiami.
-Właśnie. Ciekawe jak tam u Rikera i Emily? - zaciekawiła się Delly.
-No.
-Jak dla mnie to ona w ogóle się nie zmieniła. - zaśmiał się Rocky.
-Eee tam. Wyładniała.
-Tylko nie mów tego przy Rikerze, bo Ci kark ukręci. - zaśmiała się Rydel, na co Ell złapał się gwałtownie za wspomnianą część ciała. W tym samym momencie w całym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy domownicy spojrzeli na siebie przenikliwie.
-Ja otworzę! - westchnęła Rydel i zrezygnowana skierowała się do drzwi. Już po chwili wróciła do salonu, wraz ze swoim starszym bratem.
-No hej wszystkim. - przywitał się Riker. - Ross, co zrobiłeś Laurze?
-Nic jej nie zrobiłem! Po prostu zasnęła! - wkurzył się najmłodszy i ostrożnie ułożył wspomnianą brunetkę na kanapie.
-I jak tam randka, co? - spytał Rocky poruszając brwiami.
-Nijak. - odpowiedział obojętnie i oklapł na kanapę. Reszta zgromadzonym spojrzała na siebie.
-Ej... Co jest? - zaniepokoiła się blondynka.
-Oprócz tego, że jestem idiotą, to nic mi nie jest.
-A co? Coś Ci nie wyszło z Emily?
-Nie chodzi o Emily! Wszystko mi nie wyszło! Wszystko schrzaniłem... - powiedział wymijająco i poszedł do kuchni zostawiając zdziwionych przyjaciół.
-Pójdę z nim pogadać. - zaproponowała Rydel i ruszyła w ślady brata. Dziewczyna zastała go opierającego się dłońmi o blat. Jego oczy były przymknięte.
-Riker, co się stało? - zapytała podchodząc bliżej swojego brata.
-Zerwałem z Emily. Chociaż... To ona zerwała ze mną.
-O braciszku... Tak mi przykro... - powiedziała i przytuliła go mocno.
-Nie o to mi chodzi. - westchnął i odsunął się od Rydel. Następnie wyciągnął z szafki szklankę i nalał sobie do niej soku pomarańczowego. Upił kilka łyków i zaczął się wpatrywać w płyn w naczyniu.
-Skoro nie chodzi o zerwanie... To o co? - dziewczyna zmarszczyła brwi - Myślałam, że Ci na niej zależy. - zdziwiła się.
-Też tak myślałem. - wzruszył ramionami. - Ale dopiero, gdy byliśmy na tej kolacji, zrozumiałem, że to nie ją kocham. - westchnął.
-To kogo? Tylko nie mów, że zakochałeś się w... - urwała w środku zdania. Zasłoniła usta ręką, mimo to na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Bez sensu, co nie? - spytał chłopak i upił kolejny łyk soku.
-Riker, to nie jest bez sensu. Serce nie sługa. Jedyne co mnie dziwi, to dlaczego to dotarło do Ciebie dopiero teraz. - zaśmiała się.
-Cieszysz się, co nie. - spytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Co? Wcale nie...
-Rydel? - blondyn zaczął wpatrywać się w siostrę przenikliwie.
-No dobra cieszę się. - zaśmiała się blondynka, a na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki, promienny uśmiech. - Riker kocha Van! Riker kocha Van! - zaczęła podśpiewywać na tyle głośno, że pozostała grupka ich przyjaciół mogłaby ją usłyszeć. Riker szybko do niej podszedł i zakrył jej usta ręką.
-Jak Cię puszczę, to będziesz cicho? - zaśmiał się. Dziewczyna chciała odpowiedzieć, lecz przypomniała sobie, że blondyn trzyma dłoń na jej ustach. Pokiwała więc żywo czupryną, a najstarszy z Lynchów puścił ją.
-Kiedy ślub? - zapytała nie przestając się uśmiechać. Po usłyszeniu tego pytania, blondyn pacnął się ręką w czoło.
-Serio Delly? Serio?
-Przecież to normalne pytanie. Mogę być druhną? - zapytała klaskając szybko rękami.
-Delly... Ona ma chłopaka. Chodzi z Garrettem. - powiedział zrezygnowany, a dobry humor jakby całkiem opuścił ich oboje.
-Ale... Mówiłeś jej, co do niej czujesz?
-Tak.
-A ona na to?
-Że jest z Garrettem. I dlaczego przypomniałem sobie o niej tak nagle. - odpowiedział blondyn, a w głowie dziewczyny zaczęły krążyć tysiące myśli; jak by tu zeswatać wspomnianą dwójkę, dlaczego Nessa wyparła się swoich uczuć i jaką sukienkę założyć na ich ślub.
-Nie martw się Riker. Już moja w tym głowa, żebyście byli razem. - powiedziała złowieszczo się uśmiechając i zacierając ręce, niczym Dundersztyc podczas budowania swoich inatorów. Widząc, że w głowie jego siostry budzi się jakiś plan, Riker położył na jej dłoniach swoje ręce. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
-Delly, wiesz, że Cię kocham?
-No przecież. - zaśmiała się.
-Mimo to, proszę, nie mieszaj się w to. Ja sam sobie poradzę i sam mam zamiar o nią walczyć. A jeśli ona wybierze tego drugiego, to trudno. Najważniejsze, żeby była szczęśliwa. - po tych słowach w oczach blondynki pojawiły się dwie iskierki.
-Ooo... Jakie to słodkie... - rozmarzyła się.
-Dobra. Chodź już lepiej do reszty. Tylko proszę Cię, ani słowa o Vanessie, zrozumiano? - spytał odkładając szklankę na blat.
-Tak jest kapitanie. - zasalutowała Rydel i oboje wrócili do salonu. Gdy tam weszli, w oczy rzucił im się obraz Veroniki, która siedziała okrakiem na Rockym. Chłopak leżał na brzuchu, a ręce miał skrzyżowane na plecach i przytrzymywała je brunetka.
-Co tu się dzieje? - wystraszył się Riker.
-Ten idiota nie chce przyznać, że uczciwie rozłożyłam go na łopatki w grze! - warknęła dziewczyna.
-Haha! Nawet dosłownie go rozłożyłaś na łopatki. Haha! - zaśmiał się blondyn, a dziewczyna posłała mu dumny uśmiech.
-Chłopie! Przyznaj się do przegranej jak mężczyzna, którym nie jesteś! - wrzasnęła Delly, a wspomniany brunet spojrzał na nią groźnie.
-No dobra! Ała! Przestań miażdżyć mi dłonie! - krzyknął z bólu chłopak, gdy Veronika po raz kolejny ścisnęła mu ręce.
-To przyznaj, że wygrałam!
-No dobra dobra! Wygrałaś uczciwie! - jęknął, a uradowana dziewczyna zeszła z jego pleców.
-Dziękuje. - odpowiedziała radośnie i usiadła na sofie, tuż obok Rossa, który był szczerze ubawiony tą sytuacją. - I jak tam u Was? - spytała wskazując na Rydel i Rikera.
-Wszystko do... - zaczął najstarszy, lecz przerwał mu radosny pisk jego siostry:
-Rik zakochał się w Vanessie! - wykrzyknęła, a wspomniany blondyn po raz kolejny pacnął się ręką w czoło. Dopiero wtedy dotarło do niej, że miała nie zdradzać tej informacji. - Ups... - zaśmiała się nerwowo i wzruszyła ramionami.
-Zakochałeś się w Vanessie?! - wykrzkyknęłi wszyscy zgromadzeni, jak jeden mąż.
-Dopiero teraz zdałeś sobie z tego sprawę? - zaśmiał się Ross.
-Lepiej późno niż wcale. - powiedział Riker i wzruszając ramionami skierował się na schody. Następnie chcąc uniknąć niezręcznych pytań ze strony reszty domowników, pobiegł do swojego pokoju.
-Która godzina? - zapytała Veronika.
-Yyy... 23:15. - odpowiedział Ellington spoglądając na ekran swojego telefonu.
-To nie opłaca mi się wracać do domu. - stwierdziła dziewczyna i rozłożyła się na kanapie. - Mogę zostać na noc?
-Pewnie. - odpowiedziała Delly. - To chodź. Pożyczę Ci jakąś piżamę i napiszemy do Vanessy, żeby się o Ciebie i Laurę nie martwiła. - dodała blondynka i wraz ze swoją przyjaciółką skierowały się do pokoju dziewczyny.
-Ja chyba też już idę spać. - ziewnął Rocky.
-Nom... Jestem wykończony. - dodał Ell i oboje pobiegli do swoich sypialni, zostawiając w salonie jedynie najmłodszego z domowników i śpiącą dziewczynę. Ross spojrzał na brunetkę i uśmiechnął się lekko. Następnie podszedł do kanapy, na której leżała Laura i uklęknął przy niej. Ujął jej dłoń w swoją i zaczął delikatnie jeździć po niej opuszkami palców.
-Dobranoc. - wyszeptał i nachylił się do dziewczyny. Następnie złożył na jej policzku delikatny pocałunek, przymykając przy tym powieki. Powoli odchylił się od twarzy Laury i ponownie zaczął się jej przyglądać. Najpierw patrzył na długie rzęsy dziewczyny, później uważnie badał każdy element jej jasnej skóry, drobny nosek, a na końcu zatrzymał wzrok na ustach. Jej wargi były delikatnie rozchylone.
-Ross! Rocky Ci zabrał szczoteczkę do zębów! - do uszu chłopaka dotarł krzyk jego siostry. Blondyn ucałował dłoń młodej Marano i pobiegł z przerażeniem do swojej łazienki, aby powstrzymać brata.

*następnego dnia*

Laura powoli rozwarła swoje powieki. Następnie podniosła się do pozycji siedzącej i mocno przeciągnęła. Wtem, rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała, a zdziwienie wymalowało się na jej twarzy.
-Co ja tu robię... - powiedziała, jakby do siebie i wstała z sofy. Następnie powolnym krokiem skierowała się do kuchni, mając nadzieję, że znajdzie tam któregoś z domowników. Niestety pomieszczenie okazało się puste. Przetarła dłońmi oczy, aby w pełni się rozbudzić. Po wykonaniu tej czynności, pobiegła na schody, aby dotrzeć do pokoju swojej przyjaciółki. Jednym skokiem pokonała ostatnie schodki i znalazła się na górze. Skręciła w odpowiednią stronę i ruszyła w kierunku drzwi Rydel. Już miała je otwierać, gdy usłyszała za sobą ciche skrzypnięcie drzwi. Odwróciła się powoli, aby zobaczyć, kto właśnie wychodzi z pokoju.
Ujrzała przed sobą na wpół śpiącego blondyna, który na widok dziewczyny zatrzymał się w swoich drzwiach. Oczy Laury badały młodego Lyncha wzrokiem, aż w końcu zatrzymały się na gołej klatce piersiowej chłopaka. Jako, że miał on na sobie tylko bokserki, dziewczyna mogła się mu badawczo przyjrzeć. Z każdym wdechem i wydechem chłopaka, każdy mięsień napinał się, lub rozluźniał. Muskularne ramiona blondyna opierały się o framugę drzwi. Laura nawet gdyby chciała, nie mogła od niego odwrócić wzroku. Wciąż przyglądając się mięśniom Rossa, przygryzła dolną wargę. 
-Cześć Lau. - do uszu brunetki dotarł głos chłopaka i z wielkim oporem odwróciła wzrok od jego nagiego torsu. Spojrzała na jego twarz, na której widniał delikatny uśmiech. Po nocy jego blond włosy były rozczochrane, a niektóre pasma niesfornie opadały mu na twarz. - I jak się spało? - spytał robiąc kilka kroków w jej stronę. Laura nie wiedziała co się z nią dzieje. Sam wygląd Rossa przyprawił ją o zawroty głowy, a jego ciepły głos delikatnie muskał jej uszy. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył, ze strachu. Ze strachu przed tym, że miedzy nimi może znowu dojść do bliższej relacji. A zwłaszcza, gdy na wpół nagi blondyn sprawiał, że nie mogła ona myśleć logicznie.
Chłopaka zdziwiła reakcja przyjaciółki. Podszedł więc jeszcze bliżej, uważnie wlepiając w nią swoje brązowe oczy. Laura ponownie się cofnęła, wpadając przy tym na drzwi, które otwarły się. Brunetka straciła równowagę i upadła na pupę. Odwróciła wzrok, aby sprawdzić, w czyim pokoju się znajduje. Odetchnęła z ulgą, gdyż był to pokój Rydel. Jedyne co ją zdziwiło, to to, że obok łóżka rozłożony był materac, na którym leżała Veronika.
-Nic Ci nie jest? - spytał rozbawiony Ross wchodząc do pokoju siostry i stając tuż przy Laurze. Teraz, dziewczyna patrzyła na niego z dolnej perspektywy, co sprawiło, że wyglądał na jeszcze bardziej umięśnionego, niż był w rzeczywistości.
I na jeszcze bardziej seksownego.
Nastolatka przełknęła głośno ślinę. 
-Ludzie! Tu się śpi... - wymamrotała Veronika i podniosła wzrok. Gdy tylko zobaczyła strój, w którym był Ross, oczy jej się zaświeciły. I to dosłownie. - Wow... - lekko rozwarła usta i przysiadła się koło Laury, wciąż podziwiając swojego przyjaciela.
-Po co mnie budzicie? - westchnęła Rydel i usiadła na łóżku. Gdy zobaczyła swoje przyjaciółki, które wpatrywały się w jej młodszego brata, niczym w greckiego boga, zrobiła się cała czerwona. - Ross do jasnej ciasnej czemu mi po domu prawie goły paradujesz i gości straszysz?! - krzyknęła i szybkim krokiem podeszła do swojego brata. - Wynocha z pokoju! - wypchnęła zdezorientowanego Rossa za próg pokoju i zamknęła drzwi. 
-No co? - wykrzyknął blondyn zza drzwi.
-Jajeczko! 1:0 dla mnie. Jak się ubierzesz to możesz wrócić. - powiedziała, a już po chwili dało się słyszeć kroki, które świadczyły o tym, że najmłodszy z domowników wrócił do swojego pokoju. Zadowolona Rydel odwróciła się do swoich przyjaciółek z szerokim uśmiechem na ustach. Gdy zobaczyła, że obydwie wpatrują się z otwartymi buziami w miejsce, w którym przed chwilą stał jej brat, pacnęła się ręką w czoło. Następnie popstrykała im kilkakrotnie palcami przed oczami. Jednak gdy to nie dało efektu, każdą spoliczkowała. Dopiero teraz nastolatki wybudziły się z transu. 
-Dziewczyno... Jak ty masz tu codziennie takie pobudki... No pozazdrościć tylko... - rozmarzyła się Veronika.
-Fuj! Przestań! To są moi bracia! - wzdrygnęła się blondynka.
-Ell to nie Twój brat.
-Ellington to mój przyjaciel. Ale muszę przyznać, że w tym przypadku jest na co popatrzeć. - zaśmiała się.
-W ogóle, ja tego nie rozumiem. Znacie się od tylu lat, spędziłaś z nim pół miesiąca w jednym autobusie, często zachowujecie się jak para, jesteście w jednym zespole, mieszkacie w jednym domu, śpiewacie piosenkę "Sleeping With A Friend", on jest na każde Twoje zawołanie, ty na jego widok szczerzysz się jak głupi do sera... Dlaczego właściwie nie jesteście razem? Kurcze no! Co jest z Wami nie tak? - zapytała brunetka wprawiając w tym w zakłopotanie swoją przyjaciółkę.
-Wiesz... On niby jest dla mnie jak kolejny brat, ale z drugiej strony przy nim czuję się zupełnie inaczej niż przy Rikerze, Rockym, czy nawet Rossie. Ale nigdy nie myślałam, żeby spojrzeć na niego inaczej niż na przyjaciela, czy kumpla. - wzruszyła ramionami. Mimo to poważnie zaczęła się zastanawiać nad uwagami Veroniki. No bo, to prawda, że przy Ratliffie, czuje coś, czego nie czuje przy żadnym innym chłopaku. To prawda, że jest on jej strasznie bliski. To prawda, że nigdy razem się nie nudzą. To prawda, że on umie ją pocieszyć w każdej możliwej sytuacji. Ale czy ona czuje do niego coś więcej? Nie... To niemożliwe...
-Rydel! No błagam Cię! Nigdy nie pomyślałaś, że między Wami może być coś głębszego?
-Nigdy się nad nie zastanawiałam. 
-Serio? A myślisz, że "Rydellington" się z kosmosu wzięło? - spytała Vera unosząc jedną brew ku górze.
-Ryde... ..co? - zdziwiła się blondynka.
-Rydellington. To połączenie waszych imion. Takie słodkie... - rozmarzyła się, a Rydel wybuchła szczerym śmiechem. 
-Apropo... Myślisz, że on serio jest na każde moje zawołanie? I że się o mnie troszczy?- spytała z chytrym uśmiechem na twarzy. 
-Nie lubię jak ktoś w środku rozmowy zmienia temat. - brunetka zmarszczyła brwi. - Ale tym razem zrobię wyjątek, bo może być zabawnie. Usiądź na łóżku i udawaj, że boli Cię kostka. - poinstruowała przyjaciółkę, a ta wykonała jej polecenie. Następnie Veronika opuściła pokój Rydel, zostawiając jego zdezorientowaną właścicielkę w środku. Delly wpatrywała się wyczekująco w drzwi, czekając na powrót swojej przyjaciółki. Nagle, usłyszała na korytarzu jakiś huk, a po chwili do jej pokoju wpadło tornado w postaci Ellingtona.
-Co Ci się stało? Jak to skręciłaś kostkę? Jakim cudem się poślizgnęłaś? Dlaczego nie wołałaś wcześniej? Będziesz żyć? Wzywać karetkę? Dzwonić do lekarza? Będzie potrzebny ambulans? Jak bardzo boli w stopniu od zera do dziesięciu? Potrzebny bandaż, czy gips? Budzić resztę chłopaków? Wytrzymasz jakoś? Potrzebny Ci przeszczep? Oddać Ci trzustkę? - wypowiedział na jednym tchu Ell klękając przed  blondynką i chwytając jej stopę w swoje dłonie. Gdy Rydel zobaczyła przerażenie w jego oczach, wybuchła głośnym śmiechem.
-Coś ty mu.. Hahaha! Powiedziała? - wydusiła z siebie dziewczyna zwracając się do stojącej w drzwiach Veroniki. 
-Że skręciłaś kostkę. - odpowiedziała na luzie machając ręką. 
-Z czego wy się śmiejecie? - zapytał nic nie rozumiejący brunet.
-Nic mi nie jest. Ale dzięki za troskę. - powiedziała wstając z łóżka dziewczyna.
-Jak to nic Ci nie jest? Jak mogłyście żartować w tak ważnej sprawie? Prawie zawału dostałem! - oburzył się chłopak.
-Oj... Nie gniewaj się. - uśmiechnęła się blondynka i pocałowała go delikatnie w policzek, wywołując na jego policzkach delikatne rumieńce. 
-Poza tym, to było odwdzięczenie się za wczorajsze blefowanie podczas gry. - powiedziała Veronika kładąc mu rękę na ramieniu.
-Ale ja nie oszukiwałem. To był Rocky. - chłopak zmarszczył brwi, a brunetka głęboko się zamyśliła.
-Serio? - spytała zdziwiona, a Ratliff pokiwał twierdząco głową. - A to sorki. - zaśmiała się.
-Spoko. A teraz pozwolicie, że wrócę do pokoju i jeszcze sobie trochę pośpię. - powiedział i skierował się ku drzwiom. Przed wyjściem odwrócił się jeszcze jednak i wskazał palcem na Laurę, która wciąż siedziała na ziemi i trzymając się za głowę powtarzała w kółko: "Nie myśl o nim! Nie myśl o nim!".
-Co jej jest?
-Reakcja na widok Rossa w samych bokserkach. - Delly wzruszyła ramionami.
-Aha. To spoko. - odpowiedział i opuścił pokój swojej przyjaciółki.
-Ooo... Widziałaś jak się zarumienił, gdy dałaś mu buziaka o tutaj. - rozmarzyła się Vera i dźgnęła palcem Rydel w policzek. Ta tylko przewróciła teatralnie oczami.
-Widziałam. Ale to nic wielkiego.
-Nic wielkiego? - oburzyła się, jednak gdy blondynka pokiwała żywo głową, zrezygnowana opuściła ręce. - Jak chcesz. No ale muszę przyznać, że słodko mu w tych rumieńcach. - zaśmiała się Veronika.
-No wiem. - również się zaśmiała.
-Dobra. Co robimy z Laurą?
-Nie wiem. Ciekawe, czemu tak zareagowała na widok Rossa. 
-A widziałaś jak ją wczoraj przyniósł na rękach? 
-No... - rozmarzyły się obydwie, nie zwracając uwagi na to, że obgadują dziewczynę, która znajduje się z nimi w tym samym pomieszczeniu. Laura jednak w ogóle nie zwracała uwagi na swoje przyjaciółki, gdyż była zajęta próbą wyrzucenia ze swojej głowy pewnego blondyna. Rydel i Veronika bezsilnie próbowały jakoś wybudzić dziewczynę z transu. Jednak bez skutku. W końcu Rydel nie wytrzymała i krzyknęła na cały regulator: "Ross coś ty zrobił Laurze!", powodując tym, że wspomniany blondyn od razu pojawił się w jej pokoju. Tym razem, jedynie był owinięty w sam ręcznik, co oznaczało, że przed chwilą brał prysznic. Jego mokre włosy wciąż wyglądały nienagannie, a kropelki wody spływały po całym jego ciele. Widząc to, Veronika z powrotem odpłynęła i zaczęła się w niego wpatrywać, niczym w obrazek. Z Laurą zresztą nie było lepiej. Wyglądała, jakby zaraz miała się na niego rzucić. Widząc reakcję swoich przyjaciółek, Delly po raz kolejny pacnęła się ręką w czoło i zrezygnowana oklapła na łóżko.
*****

Całą rodzina Lynch, Ell, Laura i Veronika siedzieli wspólnie przy stole w kuchni. Mimo, iż między przyjaciółmi panowała żywa rozmowa, to dwójka z nich nie udzielała się zbytnio. Co chwilę tylko potakiwała głową, lub wtrąciła kilka swoich słów. Byli to oczywiście Ross i Laura. Ona uporczywie próbowała unikać jego wzroku, co nie było łatwe, ze względu na to, że siedzieli na przeciwko siebie. On natomiast, cały czas wpatrywał się w brunetkę, próbując wyczytać cokolwiek z jej twarzy. Mimo iż wczoraj obiecali sobie zapomnieć o wszystkim, to każde z nich wciąż miało w głowie ten obraz, tę chwilę bliskości, ten moment zapomnienia. Dla każdego z nich znaczył on wiele, jednak żadne nie chciało się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą. Albo po prostu nie potrafiło tego zrobić. No bo, czy po tylu latach wzajemnej nienawiści, można tak po prostu poczuć coś do tej drugiej osoby? W końcu, nienawiść i miłość, są obliczami tego samego, prawda? 
-Dobra. My dziękujemy za przenocowanie i śniadanie, ale musimy się już zbierać. - powiedziała Vera biorąc talerz w swoje ręce i kierując się z nim w stronę zlewu. Podobnie uczyniła i Laura.
-Chyba nie macie zamiaru tego zmywać! - oburzyła się Rydel, ale po spotkaniu z wrogim spojrzeniem dwóch nastolatek uniosła ręce w geście obrony. 
-Czekaj, ja jeszcze muszę lecieć do góry po telefon. - powiedziała Veronika do swojej przyjaciółki i wybiegła z kuchni, kierując się do pokoju blondynki. Laura chwyciła swój talerz w dłonie i zaczęła go czyścić, jednak po chwili poczuła, że ktoś za nią stoi. 
-Daj to. Przecież nie będziesz zmywać. Jesteś naszym gościem. - powiedział Ross uśmiechając się do niej szczerze. Brunetka niepewnie odsunęła się od zlewozmywaka, podając chłopakowi talerz. Podczas tej czynności, ich palce zetknęły się ze sobą, a Laurę przeszedł miły dreszcz. Mimo to szybko cofnęła rękę i obejmując się ramionami odeszła od blondyna. W tym samym czasie do kuchni wbiegła Veronika, w ręce trzymając swój telefon. 
-To co? Idziemy?
-Pewnie. To dzięki za przenocowanie i do zobaczenia. - pożegnały się dziewczyny i ruszyły w stronę holu. Tam, każda założyła swoje buty i już miały wychodzić, gdy pojawił się koło nich Riker, trzymając w ręku gitarę.
-Odprowadzę Was. - powiedział z uśmiechem na twarzy i otworzył drzwi.
-A po co Ci to? - spytała zdezorientowana Laura wskazując na instrument.
-Zobaczysz. - odpowiedział chłopak i mrugnął do młodszej Marano. Następnie wszyscy opuścili mieszkanie Lynchów.
-Ja się chyba domyślam po co Ci ta gitara. - zaśmiała się Vera. Następnie cała trójka ruszyła ku domowi sióstr Marano.

***

Bum! Rozdział numero 28! :D
Dziękuje za wszystkie miłe komy pod poprzednim rozdziałem. Czytałam je z wieeelkim bananem na pyśku ^^
No tak... Większość z Was liczyła na ten upragniony masaż, zboczeńce jedne ;p Ale spokojnie... Pojawi się, tyle że gdzieś tak w 33, 34 rozdziale. Mam już co do tego plan ^^
Nom... Co sądzicie o rozdziale? Ta... Riker zakochany w Vanessie. Wreszcie, co nie? :)  
Muszę przyznać, że sama jestem zaskoczona jego długością ;3 No, ale lubicie takie, więc to chyba dobrze, co nie? ;D
Mmm... To może skoro rozdział taki długaśny, to w zamian zostawicie mi długaśną listę komentarzy? Haha :D 
Wyrażajcie swoje opinie, i te dobre i te złe. Przyjmę wszelką krytykę, a dzięki niej będę mogła się poprawić ^^ 
Kiedy next? Hmm... Na weekend wyjeżdżam, więc najwcześniej w poniedziałek. Wiem, znowu karzę Wam długo czekać, ale to nie ode mnie zależy ;-; No chyba, że jednak moje weekendowe plany się zniweczą i zostanę na Śląsku, to wtedy rozdział w niedzielę. Ale nie nastawiajcie się zbytnio ;p ^^
Nom... To życzę miłego weekendu i do napisania misie ^^
A! Na koniec żem chciała dodać, że polecam Wam pewnego bloga... Ta, znowu tego samego ^^
Jeśli jeszcze nie czytaliście najnowszego rozdziału... To zróbcie to! Wierzcie mi, nie pożałujecie! <3
~MiLka <3



środa, 27 sierpnia 2014

27. Damn, damn, damn! What I'd do to have you, Here, here, here...

 Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem ^^ Nawet nie wiecie, jaką miałam radochę czytając je :D
Rozdział z dedykiem dla:
Niewi, za zostawienie mi ostatnio koma długości listu ;p
Patataciastko, za dłuuugie rozmowy i zaproszenie na karuzele ;D
Olga Lynch, żebyś odzyskała dobry humor i lepiej się czuła ^^
Patka Cher, żebyś jak najszybciej do nas wracała *.* 
 A dla wszystkich: miłego czytania! :D

Koło młyńskie spowodowało mój upadek. Dosyć mocno zderzyłam się z dnem wagonika, a z mojego gardła wydał się głośny jęk. Poczułam jak przeszywa mnie mocny ból w okolicach końca kości ogonowej. Chwyciłam się z obolałe miejsce i zaczęłam je rozmasowywać, chwytając się również za głowę, w której czułam przeraźliwy ból. Z początku nie wiele widziałam. Tylko jakieś ciemne i jasne plamy. Poczułam czyiś ciepły dotyk na swoich rękach. Odwróciłam powoli głowę, ale nie mogłam zobaczyć tej osoby. Słyszałam, że chyba coś do mnie mówi. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Obraz stawał się coraz wyraźniejszy. Dopiero po chwili mogłam ujrzeć przed sobą twarz Rossa. W jego oczach widziałam przerażenie, ale nie wiem, czy było ono spowodowane troską o mnie, czy raczej tym, co przed chwilą miało miejsce... Właśnie!
-Laura! Nic Ci nie jest? - do moich uszu dotarły już wyraźne słowa blondyna.
-Co się stało? - powiedziałam chwytając się za głowę.
-Koło młyńskie zostało zatrzymane, gdyż ktoś tam na dole wychodził, a ty upadłaś i uderzyłaś się o to głową. - powiedział wskazując na pokrętło znajdujące się na środku wagonika.
-Oprócz bolącej głowy chyba wszystko ok... - odparłam, a Ross pomógł mi się podnieść. Stanęłam na równe nogi. Lekko się zachwiałam, więc chłopak mnie podtrzymał. Potem udało mi się już samej stanąć. Spojrzałam na blondyna i uśmiechnęłam się do niego szczerze. I dopiero teraz dotarło do mnie, co się przed chwilą wydarzyło. Ponownie chwyciłam się za głowę, ale tym razem już nie przez ból. Tym razem spowodowane to było strachem i zdziwieniem.
-O Boże... - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Następnie szybko odsunęłam się od chłopaka i stanęłam po drugiej stronie wagonika.
-Co jest Lau? - zapytał mnie troskliwym głosem i próbował do mnie podejść, ale znowu się odsunęłam. Ross cały czas za mną szedł, próbując mnie złapać, a ja wciąż mu uciekałam. W ten sposób obydwoje biegaliśmy w kółko po całym wagoniku. W pewnej chwili zobaczyłam, że nasz wagonik zjechał już na sam dół. Wzięłam rozbieg i próbowałam z niego wyskoczyć. Efekt jego był jednak taki, że Ross złapał mnie w pasie i posadził z powrotem na siedzeniu.
-Co ty wyprawiasz? - zapytał zdziwiony. W tej samej chwili nasz wagonik ponownie zaczął jechać do góry, a ja opadłam bezsilnie  na siedzenie.
-Co się z nami stało? - zapytałam łamiącym się głosem. Chciałam zapaść się pod ziemię. Nie umiałam określić swoich uczuć... Jak do tego doszło? Dlaczego się pocałowaliśmy? Może i tam na górze, ten nastrój zrobił swoje, ale przecież mogłam zapanować nad swoimi gestami! Mogłam nie dopuścić do tego pocałunku!
-Nie mam pojęcia. - odparł równie bezradnie Ross. Patrzałam ślepo przed siebie. Nie potrafiłam spojrzeć na Rossa. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nie po tym, co się stało...
-Ten pocałunek... - zaczęłam niepewnie. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Co zrobić. Wstałam więc i zaczęłam chodzić w kółko po całym wagoniku. Trwało to dobre kilka minut. Wtem usłyszałam cichy śmiech mojego przyjaciela.
-Z czego się śmiejesz? - spytałam wpatrując się w swoje buty i przystając na chwilkę.
-Z Ciebie... Jeśli zaraz nie przestaniesz tak chodzić, to zrobisz w tym wagoniku dziurę i spadniemy. A wierz mi, tu jest dosyć wysoko. - zaśmiał się. Podeszłam do niego, jednak wciąż nie potrafiłam na niego spojrzeć. Wychyliłam się lekko z wagonika i spojrzałam w dół. Wtedy poczułam, jak wagonik się przechyla, a ja wypadam. Lecę w dół i krzyczę, jednak nikt mnie nie słyszy. Nikt nie próbuje mnie złapać. Już za chwilę mam spaść. Mam zginąć. Ta wysokość była dla mnie tak przerażająca, a ta wizja tak realistyczna... Momentalnie z powrotem odsunęłam się od krawędzi i przysiadłam obok Rossa. Z całej siły chwyciłam się siedzenia i przymknęłam oczy. Zaczęłam głośno oddychać. Czułam, że serce zaczyna mi szybciej bić.
-Co jest? - usłyszałam czyiś ciepły głos. Należał on do Rossa.
-A jak Ci powiem, to nie będziesz się śmiał?
-Obiecuję.
-No więc ja... Ja... Mam lęk wysokości. - wyznałam.
-Dlaczego miałbym się śmiać? Lau... Każdy z nas się czegoś boi i to jest normalne. Spokojnie. Póki jestem przy Tobie, nic Ci się nie stanie... - usłyszałam jego głos. Następnie poczułam, jak blondyn kładzie mi swoja jedną rękę na ramieniu, zmuszając mnie przy tym, abym przysunęła się do niego. Mimo małego oporu zrobiłam to. Chłopak zaczął głaskać moje włosy i szeptać do mojego ucha czułe słowa. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Uchyliłam powoli jedną z moich powiek i napotkałam się z troskliwym wzrokiem Rossa. A gdy spojrzałam w jego czekoladowe oczy, wszystko do mnie wróciło. Wszystkie myśli i odczucia związane z chwilą, w której się pocałowaliśmy. Ponownie poczułam jego usta na swoich. Ponownie moje tętno stało się szybsze. Ponownie odczułam jego ciepłe policzki. Ponownie dotknął moich pleców. Ponownie zatraciłam się w jego spojrzeniu... To wszystko mnie przerosło. Odsunęłam się szybko od blondyna i schyliłam głowę.
-Przepraszam Cię Ross - szepnęłam.
-Nie masz za...
-Właśnie, że mam. - przerwałam mu i na niego spojrzałam. - Gdybym się wtedy nie odwróciła, prawdopodobnie do tego pocałunku by nie doszło. To wszystko nie powinno się wydarzyć. - westchnęłam.
-Chyba masz rację. - powiedział smutno.
-Chyba tak.
-Laura, my... Jeszcze do niedawna w kółko się kłóciliśmy. Dopiero co udało nam się wszystko poukładać i... Chyba nie chcę tego komplikować. - odpowiedział, a w jego oczach widziałam strach, który mieszał się ze zdziwieniem i smutkiem...
-Ja też tego nie chcę. Wolę, żeby było tak, jak jest teraz. - odpowiedziałam i wysiliłam się na delikatny uśmiech, który blondyn od razu odwzajemnił.
-Czyli... Zapominamy? - bardziej stwierdził, niż spytał.
-Tak będzie lepiej. - odpowiedziałam uśmiechnięta. Mimo to dobrze wiedziałam, że tej chwili nie będę potrafiła zapomnieć. Nie wiem dlaczego, ale wydała się ona mi ważna, i mimo że rozum kazał mi tego nie robić, to serce wciąż biło jak oszalałe na wspomnienie tej bliskości Rossa. Wtem poczułam kolejne mocne szarpnięcie i znowu poleciałam na ziemię. Tym razem nie uderzyłam jednak o nic głową. Na szczęście. Usiadłam po turecku i skrzyżowałam ręce. Następnie wypuściłam mocno powietrze z płuc, aby zdmuchnąć włosa z twarzy.
-Czemu siedzisz na ziemi? - zapytał Ross cicho się śmiejąc.
-Bo tu jest bezpiecznej. - zmarszczyłam brwi.
-Słodko wyglądasz, jak się wkurzasz, wiesz? Haha. - zaśmiał się, a ja pokazałam mu język. I wtedy ponownie poczułam, że atmosfera między nami już nie jest aż taka napięta. Każde z nas wciąż miało w głowie ten pocałunek, tą chwile zapomnienia, ale próbowaliśmy o tym nie myśleć. Chociaż nie cofniemy czasu, to wciąż możemy decydować o tym, jak potoczy się nasze życie. Sami jesteśmy panami naszego losu. Po raz kolejny poczułam silne szarpnięcie i tym razem wylądowałam głową na ziemi. Rozłożyłam bezradnie ręce.
-Nigdy więcej nie idę z Tobą na Młyńskie Koło. - odburknęłam.
-Oj już się tak nie denerwuj. - zaśmiał się. - Nie wiedziałem, że masz lęk wysokości. Czemu nic nie mówiłaś?
-Bo czasami o tym zapominam. Widzisz, na początku nic mi nie było. A gdy powiedziałeś, że możemy spaść, dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że to jest aż tak wysoko. - westchnęłam.
-Usiądziesz koło mnie? Bo mi tak smutno tu samemu. - powiedział blondyn i zrobił smutną minkę, która wywołała mój dziki napad śmiechu.
-Nie moja wina, że jesteś taki forever alone! - wydusiłam wciąż się śmiejąc i tarzając po dnie wagonika.
-No weź! -  powiedział i skrzyżował ręce. Odwrócił ode mnie głową robiąc urażoną minę.
-Oj no nie fochaj się tak... - zaśmiałam się i podniosłam. Następnie zajęłam miejsce obok chłopaka i poczochrałam mu włosy. - Nie gniewaj się już. - powiedziałam i zrobiłam szczenięce oczka.
-Ta mina na mnie nie działa. - powiedział spoglądając na mnie obojętnie.
-To co podziała?
-Obiecany masaż. - odpowiedział poruszając znacząco brwiami.
-Mówiłam już. Nie w miejscu publicznym. - posłałam mu chytry uśmiech. Ross przewrócił teatralnie oczami i znowu zapanowała między nami cisza.
-O zobacz! Jake na nas już czeka. - powiedział nagle chłopak, wskazując jakieś miejsce w wesołym miasteczku. Spojrzałam w dół, tam, gdzie pokazywał nastolatek. Od razu tego pożałowałam. Cały strach przed upadkiem do mnie powrócił, a ja wlepiłam wzrok w swoje buty i zaczęłam się trząść.
-Nie bój się. Nic Ci się nie stanie. - szepnął chłopak i ponownie mnie objął. Tym razem zrobił to mocniej, jednak nie mniej czule. - Tym razem już mi nie uciekniesz. - zaśmiał się. Ja natomiast oparłam głowę o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w bicie jego serca. Gdy się do niego tuliłam, ponownie poczułam się tak bezpiecznie i przyjemnie. Przymknęłam oczy. Już nie odczuwałam strachu przed upadkiem, czy wysokością, bo wiedziałam, że mam przy sobie przyjaciela, na którego mogę liczyć. Nagle zrobiłam się senna. Poczułam, jak powoli zaczynam odpływać...
-Ross? - wyszeptałam na wpół już śpiąc.
-Tak? - zapytał.
-Moglibyśmy nikomu nie mówić o tym pocałunku? Chyba czułabym się z tym trochę nieswojo... - poprosiłam niepewnie.
-Jeśli tylko tego chcesz... - usłyszałam ciepłe słowa blondyna. Sekundę potem, odpłynęłam do krainy Morfeusza...

 *w tym samym czasie*
*oczami Vanessy*

Smaczne jedzenie. Wspaniała kolacja. Romantyczny nastrój. Miła obsługa. Przystojny chłopak. I obślizgła flądra, która siedzi na skos mnie. Wszystko byłoby pięknie i ok, gdyby ona cały czas nie próbowała rzucać mi wyzwań! Co chwilę chwyta Rikera za rękę i wlepia we mnie te tryumfalne ślepia! Gdy Riker pierwszy raz mi ją przedstawił, próbowałam się z nią zaprzyjaźnić. Jednak po pewnym czasie ona uznała mnie za konkurencję. Tylko dlatego, że miałam dobry kontakt z jej chłopakiem! Wyobrażacie sobie? Groziła mi, że jak się od niego nie odczepię, to gorzko pożałuję. No, a jako że ja z natury uległa nie jestem, to rozpoczęłyśmy kłótnie. Tyle, że wypadałoby żebym chociaż w najmniejszym stopniu tolerowała dziewczynę mojego przyjaciela, więc udajemy przyjaciółki. Emily to dobra dziewczyna i ja naprawdę nic do niej nie mam, ale po pierwsze: straszna z niej zazdrośnica. Po drugie: złamała Rikerowi serce. A to wystarczający powód, żeby jej nie lubić. Jestem ciekawa, czy oni do siebie wrócą. W końcu, odkąd blondyn ją zobaczył, to oczu od niej oderwać nie może. Ale z Lynchem koniec! Teraz liczy się tylko i wyłącznie Garrett. Z tą myślą posłałam brunetowi ciepły uśmiech. Chłopcy zaprosili mnie i Emily do jakiejś drogiej restauracji. Usiedliśmy tak: ja obok Rikera, a naprzeciwko Garretta, a Emily obok bruneta, a naprzeciwko najstarszego. W sumie, to mój sąsiad i Rik są w tym samym wieku, ale przyzwyczaiłam się do tego, że on zawsze był najstarszy w naszym gronie. Po krótkim oczekiwaniu elegancko ubrany kelner przyniósł nam przystawki. Spojrzałam na swój talerz i zaczęłam przyglądać się dziwnemu daniu,  które za chwilkę miałam zjeść. Spojrzałam przed siebie. Garrett i Emily byli już w trakcie jedzenia. Aby upewnić się, czy jestem jedyną osobą, która boi się tego skosztować, zerknęłam na Rikera. On równie jak i ja wpatrywał się w zielonkawo niebieskie danie, które nam zaserwowano. Po krótkiej chwili on także na mnie spojrzał i powiedział prawie bezgłośnie, tak, żeby nasi partnerzy tego nie usłyszeli:
-To jest jadalne?
-Nie wiem. - wzruszyłam ramionami i oboje posłaliśmy sobie rozbawione spojrzenia.
-Czemu nie jecie? - zapytał się Garrett patrząc na nas zdziwiony.
-A to na pewno jest jadalne? - spytałam unosząc jedną brew do góry.
-Nie bój się. Mi nic nie jest. - zaśmiał się brunet unosząc kciuki ku górze. Spojrzałam niepewnie na Rikera.
-No weź. Nie będzie tak źle. - zachęcała go Emily.
-Ja tego skosztuję, tylko, jeśli Van to zrobi pierwsza. - powiedział posyłając mi zwycięski uśmiech. Uniosłam brwi do góry.
-Ja zjem, dopiero gdy ty zjesz.
-Byłem pierwszy.
-Dziewczyny mają pierwszeństwo! - zaczęliśmy się przedrzeźniać, ale nie była to już kłótnia, jak u nas w salonie przed kilkoma dniami. Była to raczej sprzeczka, bardziej wywołana śmiechami i typowa dla dwójki przyjaciół. Co chwilę się do siebie uśmiechaliśmy.
-Nie! Ty zjesz pierwsza!
-To może zjecie na raz! - zaproponowała trochę wkurzona Emily. 
-Dla mnie spoko. O ile on nie spęka. - posłałam Rikowi chytry uśmiech.
-Podejmuję wyzwanie. - odpowiedział pewnie. Następnie każde z nas nabrało na swój widelec trochę jedzenia i odwróciliśmy się ku sobie.
-Na trzy. - zaproponował.
-Raz...
-Dwa...
-Trzy! - po moich słowach obydwoje otworzyliśmy buzię i wsadziliśmy sobie nawzajem do niej jedzenie. Kiedy blondyn wyciągnął z mojej buzi swój widelec, zaczęłam uważnie przeżuwać pokarm. I muszę przyznać, to nie było takie złe! A nawet mi zasmakowało.
-Ej! To jest dobre! - powiedział uradowany Riker z pełną buzią zielonkawo niebieskiej potrawy. 
-Nawet bardzo dobre! - uśmiechnęłam się szeroko.
-Wręcz pyszne!
-A widzisz? A spróbować nie chciałeś! - powiedziałam i klepnęłam go w ramię.
-To ty się bałaś! Ja od początku Cię zachęcałem!
-A kto pytał, czy to jest jadalne?
-A kto mówił, że nie wie?
-Ekhm, ekhm... - usłyszeliśmy odkaszlnięcie i odwróciliśmy się do naszych towarzyszy przerywając wspólną wymianę uśmiechów i chichotów. Emily patrzyła na nas wyczekująco, a jej twarz przybrała z lekka czerwonawą barwę. Wraz z blondynem poprawiliśmy się na naszych miejscach. Spojrzałam na Garretta, który patrzył się na mnie z rozczarowaniem i zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Posłałam mu ciepły uśmiech, który on odwzajemnił. Jednak oczy mówią to, czego nie są w stanie wypowiedzieć usta. A jego oczy wskazywały, że jest mu smutno. Kurde! Od razu wiedziałam, że ta podwójna randka to zły pomysł!
-Riker, dałbyś mi skosztować Twojej przystawki? - spytała Emily uśmiechając się do niego słodko.
-Ale przecież mamy to samo...
-Ale chcę zobaczyć, czy Twoje też w smaku jest takie dobre, jak moje. - powiedziała i podała chłopakowi swój widelec. Riker nałożył na sztuciec trochę swojej potrawy i chciał nim nakarmić brunetkę. Jednak gdy był tuż przy jej ustach, niechcący lekko go przekrzywił, sprawiając tym, że całe jedzeniu zamiast w ustach Emily, wylądowało na jej policzku. Gdy to zobaczyłam, prawie wyplułam wodę, którą właśnie piłam. Zakłopotany blondyn od razu wziął chusteczkę, aby wytrzeć twarz brunetki. 
-Ja na Twoim miejscu bym tego nie ścierała. - powiedziałam patrząc na dwójkę nastolatków.
-Czemu? - zdziwiła się dziewczyna.
-Bo pasuje Ci do oczu. - zaśmiałam, w czym zawtórowali mi chłopcy. 
-Ale moje oczy są niebieskie, a nie niebiesko zielone! - zbulwersowała się.
-Bo zielony podkreśla Twoje włosy.
-Ale one są brązowe...
-Serio? A widzisz! A ja cały czas myślałam, że zielone... - wzruszyłam ramionami, a Emily posłała mi groźne spojrzenie. Kątem oka zerknęłam na Rikera, z obawy przed jego reakcją. Ku mojemu zaskoczeniu, blondyn posłał mi rozbawiony uśmiech. Garrett natomiast niezauważalnie do mnie mrugnął. Wróciliśmy do dalszego jedzenia. Riker wziął do buzi pierwszy kęs jedzenia. 
-Rik, wiesz, że możesz poprosić o nowe sztućce? - zapytała niepewnie Emily.
-Czemu? - spytał zdezorientowany chłopak wyjmując z ust widelec.
-No wiesz... Przed chwilą miała go w buzi Vanessa... To niehigieniczne... - powiedziała niepewnie brunetka. W sumie to ją trochę rozumiem. W końcu to nie jej wina, że jej rodzice mają świra na punkcie higieny. To też przeniosło się na nią.
-Spoko. Ja jeszcze nic nie jadłam, więc masz mój widelec. - powiedziałam uśmiechnięta i wymieniłam się z chłopkiem sztućcami. Następnie widelcem Rikera rozpoczęłam jeść swój posiłek.
-Ale przecież Riker już jadł tym widelcem. - wzdrygnęła się Emily patrząc na mnie. Westchnęłam cicho.
-Dla mnie to nie problem. Spoko. - posłałam jej pierwszy tego wieczoru szczery uśmiech. - Poza tym, wszystko zostaje w rodzinie, co nie? - zapytałam uśmiechając się do blondyna. Następnie przybiliśmy zgodnie piątkę. Po tym ruchu ułożyłam prosto wyprostowaną dłoń, a Riker "połaskotał ją" od dołu, a później ja to zrobiłam z jego dłonią. Po wykonaniu tej czynności oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Żadne z nas nie podejrzewało, że to drugie pamięta naszą słyną "piąteczkę" z dzieciństwa. Wymyśliliśmy ją mając po pięć lat, bawiąc się w piaskownicy. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się szeroko pod nosem.
-Przepraszam Was na chwilkę. Musze pooddychać świeżym powietrzem. - powiedziała Emily i wstając od stołu wybiegła z restauracji. Cała nasza trójka wpatrywała się w miejsce zniknięcia dziewczyny.
-Idź. - wyszeptałam prawie niesłyszalnie do Rikera. Chłopak odwrócił się do mnie zdziwiony. - Ona Cię teraz potrzebuje. - powiedziałam chwytając go za dłoń. Posłał mi ciepły uśmiech, który od razu odwzajemniłam. Blondyn wstał od stołu i dopiero podczas odejścia od niego puścił moją dłoń, która bezwładnie opadła na moje kolano. 
-Vanessa? - usłyszałam czyiś głos i odwróciłam wzrok od znikającego w drzwiach restauracji Rikera. Spojrzałam pytająco na Garretta.
-Hmm? 
-Czujesz coś do Rikera? - zapytał niepewnie, a ja zastygłam w miejscu. I teraz nie miałam pojęcia, co zrobić. Co powiedzieć. Jak się wytłumaczyć. I dopiero po chwili dotarło do mnie to pytanie. Tyle, że największym dylematem, nie było dla mnie, co mam odpowiedzieć Garrett'owi. Tylko co mam odpowiedzieć samej sobie. 

***

Bum! No więc plany mi się trochu pozmieniały, więc weszłam na lapka i dodałam rozdział. :D
No cóż... Raury jeszcze ni ma, ale wszystko przed Wami ^^ A teraz, już tylko z górki :)
Gdyby ktoś nie zauważył, w "bohaterach" pojawiła się pewna osóbka, który już niedługo się pojawi ^^ Dodałam ją, żebyście mniej więcej wiedzieli, jak będzie wyglądać ;)
A! Żem zapomniała! Gdyby ktoś chciał ze mną popisać, albo cuś, to oto moje gg: 51456687 :D
Tylko u mnie tak leje na dworze? ;-; Masakra jakaś :(
No więc, życzę udanej resztówki wakacji i żegnam się ;3
~MiLka <3



 
 



niedziela, 24 sierpnia 2014

26. I'm gonna live like tomorrow doesn't exist, Like it doesn't exist.

Dziękuje misie za wszystkie komentarze pod poprzednim rossdziałem ^^ 
Rozdział z dedykiem dla każdego, kto czyta to moje cuś :D

-Emily?
-Hej Riker. - powiedziała wciąż niepewnie dziewczyna. Wszyscy przyjaciele wpatrywali się w nią jak w słup soli, nie mogąc wykonać nawet najmniejszego ruchu. Właśnie stała przed nimi dziewczyna, która dwa lata temu wyjechała na zawsze z miasta, łamiąc serce Rikerowi. Właśnie. NA ZAWSZE.
-Co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona Rydel.
-Ja... Przyjechałam do cioci na resztę wakacji, a może i na dłużej. Zależy czy przyjmą mnie tu na studia. - odpowiedziała blondynce, mimo to jej wzrok wciąż był utkwiony w najstarszym. Między nastolatkami zapanowała niezręczna cisza, której w tle towarzyszyły krzyki dochodzące z publiki. Kilka osób wciąż nie chciało opuścić koncertu. W pewnej chwili Riker podszedł, a raczej podbiegł do Emily i chwytając w swoje ramiona, obkręcił ją kilka razy wokół własnej osi. Na twarzy brunetki pojawił się szeroki uśmiech. Po niecałej minucie blondyn odstawił Emily na ziemię, jednak nie odsunął się od niej nawet na milimetr. Schował twarz w jej włosach i wyszeptał przy jej uchu:
-Tęskniłem.
-Ja też. - odparła dziewczyna mocniej wtulając się w chłopaka.
-Ale, dlaczego nie mówiłaś, że przyjeżdżasz? - spytał Rik odsuwając się od brunetki i patrząc w jej błękitne oczy.
-Chciałam Ci zrobić niespodziankę. Gdy tylko dowiedziałam się, że macie koncert, od razu chciałam Cię zobaczyć.
-Ekhm, ekhm... - odkaszlnął Rocky. Para spojrzała na niego zdziwiona. - Przepraszam, że przeszkadzam w jakże wzruszającym momencie, ale niektórzy z nas także nie widzieli jej długi czas. - zaśmiał się młodszy.
-Wcale się nie zmieniłeś. - powiedziała uśmiechnięta dziewczyna i podeszła do bruneta mocno go przytulając.
-Ej! Z nim się pierwszym witasz?
-Oj nie gniewaj się Ell. - odpowiedziała obrażonemu chłopakowi Emily i go również wyściskała.
-No i jak tam? Przystojnych tych chłopaków mają w Miami? - zapytała Rydel podchodząc do przyjaciółki.
-Nie wiem. Jakoś nie zwracałam na nich uwagi. - odpowiedziała wzruszając ramionami, jednak podczas przytulania przyjaciółki mrugnęła niezauważalnie do Rikera.
-No wiesz co? Takiego przystojniaka na koniec zostawiać? - powiedział Ross robiąc urażoną minę.
-Ty to się w ogóle nie zmieniłeś. - zaśmiała się.
-No hej Emily. - powiedziała Laura, a po przywitaniu się z dziewczyną stanęła obok Rossa. Emily zmarszczyła brwi.
-Jak to możliwe, że nie skaczecie sobie do gardeł i stoicie obok siebie w tak niebezpiecznej odległości? - zapytała niepewnie.
-Bo nasze relacje od niedawna nieco się zmieniły. - wyjaśniła Laura, po czym obdarzyła Rossa słodkim uśmiechem, który od razu został odwzajemniony.
-Ooo... Jesteście razem? - spytała uradowana. Dwójka nastolatków momentalnie się od siebie odsunęła.
-Nie! Przyjaźnimy się! - zaprzeczył blondyn.
-A szkoda. - powiedziała robiąc smutną minkę.
-Czemu? - zdziwili się.
-Bo pasujecie do siebie. - odpowiedziała wzruszając ramionami i odeszła przywitać się z kolejnym członkiem paczki, nie zauważając rumieńców, które pojawiły się zarówno na twarzy brunetki, jak i młodego Lyncha. Gdy dziewczyna przywitała się już z Veroniką, Maią i Jakiem, nadeszła pora na Vanessę. Dziewczyny obdarzyły się krzywymi uśmiechami, po czym z wielką niechęcią przytuliły się do siebie. Podczas tej czynności Emily przewróciła oczami, a Van próbowała powstrzymać odruch wymiotny.
-A Wasz nowy kolega to... - zaczęła niepewnie patrząc na bruneta stojącego obok czarnowłosej.
-To jest Garrett.
-Miło mi Cię poznać. - powiedział chłopak i podał dłoń Emily, którą ta od razu ścisnęła.
-Miałabyś może ochotę się wybrać z nami na pizzę? Bo właśnie tam zmierzaliśmy. - zaproponował Ross.
-Oj... Bo ja miałam nadzieję, że może spędzę ten wieczór z Rikerem. Powspominalibyśmy i tak dalej. O ile nie macie mi tego za złego... - powiedziała niepewnie chwytając chłopaka za dłoń i rzucając Vanessie zwycięskie spojrzenie. Ona tylko podeszła do Garretta i uczyniła ten sam gest, co brunetka, wywołując zdziwienie na jej twarzy. Wszystkie spojrzenia skierowały się na najstarszego.
-Uważam, że to dobry pomysł. - powiedział nie odrywając wzroku od swojej eks. Jakby chciał się nacieszyć jej widokiem, zanim znowu zniknie.
-No dobra. To w takim razie my się zbieramy. - powiedziała nabuzowana Laura i skierowała się do wyjścia z pomieszczenia. - Van, nie idziesz? - zapytała patrząc na siostrę, która wciąż stała w miejscu.
-Właściwie... To umówiłam się z Garrettem... Przepraszam, może innym razem...
-Spokojnie. Rozumiemy. To do zobaczenia! - wykrzyknęła i pociągnęła resztę swoich przyjaciół do wyjścia, zostawiając dwie pary w pomieszczeniu.
-Co wy na to, żebyśmy razem wybrali się na ta kolację? Taka podwójna randka? - zaproponował uśmiechnięty od ucha do ucha Garrett. Emily i Van rzuciły sobie pełne odrazy spojrzenia, ale zrobiły to tak, by ich wspólny przyjaciel tego nie zauważył.
-Dla mnie spoko. O ile Vanessie nie będzie to przeszkadzało. - odpowiedziała z udawaną słodyczą brunetka.
-Ależ oczywiście, że nie będzie mi to przeszkadzało!
-Ja prowadzę! - zawołał nic nie domyślający się Riker, a chłopcy pierwsi opuścili pomieszczenie.
-Mam nadzieję, że wybiłaś sobie już z głowy Rikera. - powiedziała wrogo Emily.
-Nie wiem, czy zauważyłaś, ale jestem umówiona z kimś innym. A jeśli aż tak go kochasz, to mu wreszcie zaufaj. Zrozum wreszcie, że jesteśmy tylko przyjaciółmi! - wściekła się Van. - Ale powiem Ci coś. Jeśli jeszcze raz go skrzywdzisz, to przysięgam, że ruski miesiąc popamiętasz. - warknęła czarnowłosa. Widząc przerażenie w oczach Emily uśmiechnęła się tryumfalnie. Następnie skierowała kroki do wyjścia z pokoju. "1:0 dla mnie" - uśmiechnęła się pod nosem i z gracją wyszła z pomieszczenia.


*oczami Laury*

Wzięłam do buzi ostatni gryz mojej pizzy. Kurczak, ser i kukurydza. Mniam! I to chrupiące ciasto... I jak tu nie kochać tego włoskiego dania? 
-Dobra! To co teraz robimy? - zapytał Jake wycierając dłonie w serwetkę. 
-Ja to bym na konsoli pograł... - rozmarzył się Ellington.
-Chcesz siedzieć w domu? Przed telewizorem? I to Twoje plany na sobotni wieczór? - powiedziała poważnie Delly.
-A wiecie, że do kin wszedł ten najnowszy film z Tomem Cruisem? - zapytała podniecona Maia, a na to nazwisko blondynce zaświeciły się oczy.
-No to musimy na niego iść! - powiedziała uradowana i przybiła Australijce piątkę. 
-Serio? Przed ekranem chcesz sobotni wieczór spędzić? - powiedział z ironią w głosie Rocky, po czym równocześnie z Ell'em skrzyżowali ręce na piersi. Blondynka pokazała im język, po czym zatraciła się w rozmowie z Maią.
-A może byśmy do Wesołego Miasteczka poszli? To niedaleko... - zaproponował Jake.
-Jestem za! - ucieszyłam się.
-To może zróbmy głosowanie, co? 
-Dobry pomysł.
-Ok.
-To kto jest za kinem? - głos Mai i Rydel. - Kto jest za konsolą? - głos Rockyego, Ell'a i Very. - A kto jest za Wesołym Miasteczkiem? - głos Rossa, Jake'a i mój. 
-To może podzielmy się na trzy grupy i każdy pójdzie tam, gdzie chciał? - zaproponowała Veronika.
-Pewnie. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
-To my zmykamy na film! Papa! - rzuciły na szybko Delly i Maia, po czym w ekspresowym tempie opuściły pizzerię.
-Zamawiam pierwszy kontroler! - zawołała Veronika i pobiegła w ślady przyjaciółek. Dopiero po chwili te słowa dotarły do naszych bliźniaków, którzy rzucili się w pogoń za przyjaciółką. Przy stoliku zostałam tylko ja, Ross i Jake.
-O, czyli, że my płacimy za rachunek? - zbulwersował się blondyn.
-Life is brutal... - westchnął Jake, po czym każdy z nas wyciągnął kilka banknotów ze swoich portfeli, aby zapłacić za rachunek. Podczas gdy czekaliśmy na przyjście kelnerki, kątem oka zobaczyłam, że Rydel zostawiła kawałek swojej hawajskiej pizzy na talerzu. Zwinnym ruchem ręki sięgnęłam po niego i zaczęłam się nim zajadać. Po chwili spotkałam się z rozbawionymi spojrzeniami moich przyjaciół.
-No co? Po co ma się marnować? - zapytałam oburzona wgryzając się w ciasto. 
-Oj Marano, Marano... Ty się nigdy nie zmienisz. - zaśmiał Ross.
-Przepraszam, można zabrać te talerze? - zapytała kelnerka, która przed sekundą podeszła do naszego stolika. Miała długie, brązowe włosy i była dosyć wysoka. Fartuszek idealnie podkreślał jej talie osy. 
-Tak. O ile nasza przyjaciółka jest już pełna, to można zabrać. - powiedział Jake znacząco na mnie patrząc. Przełykając ówcześnie pizzę pokazałam mu język.
-Dziękuje. - odpowiedziała uśmiechając się słodko. Mimo iż mówiła do nas wszystkich, jej oczy od początku były wlepione w mojego blond włosego przyjaciela. Nie uszło to uwadze chłopaka, jednak nie zwracał na nią kompletnej uwagi. Czyżby z naszym kasanową działo się coś złego?
*****

-Daleko jeszcze? - po raz kolejny powiedziałam umęczonym głosem.
-Jeszcze chwilkę. - odpowiedział mi Jake nie odrywając wzroku od ulicy. - Poza tym nie marudź, przecież to Ross niesie Cię na rękach! - zaśmiał się. Była to prawda. Po piętnastu minutach spaceru moje stopy dały o sobie znać. W końcu szpilki nie zostały stworzone do chodzenia, tylko do ładnego wyglądania! Uznałam, że nie dam rady dalej iść. Ross zaproponował więc, że mnie poniesie, bo i tak jestem dosyć lekka. I jakoś tak od około pół godziny siedzę mu na barana, wciąż marudząc, jak to długo musimy iść. No cóż... Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
-Najpierw spróbuj przejść w takich butach kilka metrów, a potem krytykuj. - zaśmiałam się. - A poza tym, Ross jest silny i wysportowany, więc da radę. Co nie blondasku? - zapytałam zniżając głowę do jego poziomu tak, że nasze twarze był bardzo blisko siebie.
-Pewnie, że dam radę. - odsapnął. Mimo to uśmiechnął się do mnie. Dumna z powrotem wyprostowałam się. Bo gdy nic już nie działa, pozostaje nam uderzyć w męską dumę. To zawsze działa. Szliśmy jeszcze może z pięć minut, a wieczór zaczął dawać mi się we znaki. W końcu miałam na sobie zwykłą spódniczkę i bluzkę, więc większość mojego ciała była odsłonięta. Wiatr owiewał mnie całą, muskając delikatnie każdy fragment mojej skóry. Nagle poczułam, jak na całych moich rękach pojawia się gęsia skórka. 
-Daleko jeszcze? - westchnęłam.
-A co ty, osiołek ze Shreka? - zapytał Ross.
-Ale Jake obiecywał, że to niedaleko! - zawyłam niczym mała dziewczynka. - I zizizimno mi. - zaszczękałam zębami. Nagle poczułam, jak lecę do przodu. I to dosłownie. Z mojego gardła wydobył się cichy pisk i chwyciłam się szybko głowy blondyna. Mimo to wciąż leciałam do przodu. Zamknęłam oczy licząc się z nieprzyjemnym spotkaniem z chodnikiem, które już za chwilkę miało mnie czekać. Zamiast tego poczułam czyjeś silne ramiona, które czule mnie obejmowały. Rozwarłam powoli jedno oko, jednak widząc,że blondyn wciąż mnie niesie, otworzyłam i drugie. Ross niósł mnie na rękach, jedną ręką przytrzymując moje plecy, a drugą mając pod zgięciem moich kolan. 
-Mogłabyś zabrać te dłonie z moich oczu? Chyba, że chcesz zaliczyć glebę. - zaśmiał się, a ja spojrzałam na jego twarz, którą obecnie przysłaniały moje ręce. Zostały tam, gdy próbowałam się czegoś złapać, aby nie upaść. 
-Ojć... Przepraszam... - zakłopotałam się i wykonałam prośbę chłopaka. - Dlaczego zmieniłeś pozycję?
-Bez skojarzeń. - posłał mi uśmiech starego zboczeńca, a ja walnęłam go lekko w ramię.
-Zboczeńcu jeden! Chodziło mi, dlaczego nie niesiesz mnie już na baranach?
-Bo powiedział, że Ci zimno. - uniosłam brwi nic nie rozumiejąc. Chłopak dokończył więc wyjaśnienia:
-Gdy niosę Cię w ten sposób, na pewno będzie Ci cieplej, niż jak owiewa Cię wiatr, tam u góry. Teraz dodatkowo, możesz się do mnie przytulić. A przecież wiesz, że jestem gorący. - zakończył posyłając mi łobuzerski uśmiech. Przewróciłam teatralnie oczami, jednak skorzystałam z jego propozycji. Całą sobą przylgnęłam do niego, a głowę oparłam o miejsce, w którym znajdowało się serce. Od razu mogłam usłyszeć jego szybkie bicie. Ten dźwięk, był dla mnie jak miła melodia, której mogłabym słuchać w nieskończoność. Ross wzmocnił uścisk, a ja poczułam bijące od niego ciepło. Wtem, cała jego energia zaczęła chwytać moją skórę. Po niecałej sekundzie, ciepło zaczęło przedzierać się przez naskórek, docierając do wszystkich komórek. Rozpościerała się po całym moim ciele. Ciepło Rossa płynęło moimi żyłami i wprawiało mnie w miłe, delikatne dreszcze. Od razu cała się ogrzałam.
-Lepiej? - spytał wyrywając mnie z transu.
-Lepiej. - odparłam i otarłam się głową o jego tors, niczym kot. Wtem moje powieki zaczęły stawać się cięższe. Nie wiem, czy po koncercie byłam po prostu zmęczona, czy to ramiona i ciepło Rossa, wpływały na mnie tak, że czułam się miło i bezpiecznie. Do tego te bijące serce, które zdawało się być niczym najwspanialsza z wszystkich kołysanek...
-Jesteśmy na miejscu! - odparł z dumą w głosie Jake, a ja momentalnie otworzyłam oczy. Gdy zobaczyłam widok, który się przede mną rozpościerał, otworzyłam szerzej buzię. Wyswobodziłam się z objęć Rossa, stając na równych nogach. Przede mną rozpościerał się przeogromny park rozrywki. Przeogromne budowle, kolorowe światła i radosne wrzaski. Całę zmęczenie uleciało ze mnie w jednej chwili, uchylając miejsca entuzjazmowi. 
-Warto było iść godzinę. - westchnęłam radośnie. Odwróciłam się do chłopaków, którzy patrzyli na mnie z miną typu "Are you kidding me?". - No co?
-Jeszcze jedno słowo... - nie dokończył Ross, bo oparł się dłońmi o kolana i schylił głowę w dół. 
-Jestem aż taka ciężka? - zapytałam smutno.
-Wiesz... Nosiłem Cię z godzinę. - zaśmiał się.
-No to jak już wrócimy z Wesołego Miasteczka, to zafunduję ci masaż. - powiedział pociągającym głosem.
-Sugerujesz coś? - spytał unosząc brwi do góry, jednak na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.
-Zależy, co masz na myśli. - również uśmiechnęłam się zadziornie.
-Dobra kochasie! Poplanujecie sobie wszystko potem, a teraz idziemy się bawić! - zawołał radośnie i obejmując jedną ręką Rossa, a drugą mnie, skierował się do wejścia.
Kolejki górskie, prędkość, śmiech, wrzaski, a przede wszystkim dobra zabawa. To wielki skrót tego, co towarzyszyło nam podczas dwóch godzin spędzonych w Wesołym Miasteczku. Nie było chyba rollercoastera, na którego byśmy nie poszli. Po prostu uparliśmy się na zaliczenie wszystkich atrakcji, a było w czym wybierać. Co prawda mój strój z początku był bardzo uciążliwy, lecz po jakimś czasie przestałam zwracać na niego uwagę. Jedyne co się dla mnie liczyło, to czas, który mogłam spędzać z tak bliskimi mi osobami. 
-Ej! Chodźcie porobimy sobie sweet focie! - zawołał uradowany Ross i podbiegł do budki ze zdjęciami. Już po chwili zniknął w jej wnętrzu. Zaśmiałam się cicho i mocniej wtuliłam w dwie pandy, które trzymałam w rękach.
-Czuje się jak na podwójnej randce. - zaśmiałam się i spojrzałam na Jake'a. - No wiesz... Dwoje fajnych chłopaków, rywalizacja, który wygra dla mnie lepszego pluszaka. - obdarzyłam go uśmiechem, który chłopak od razu odwzajemnił.
-Nie przyzwyczajaj się zbytnio. W końcu, tacy "fajni", jak to ujęłaś, faceci, już wkrótce znajdą sobie jakieś fajne dziewczyny. - zaśmiał się.
-A ja nie jestem wystarczająco fajna? - zrobiłam minkę smutnego psiaka.
-Tego nie powiedziałem.
-Czyli, że jestem fajna?
-Tego też nie powiedziałem. - odparł poruszając znacząco brwiami.
-Idziecie, czy nie? - pośpieszyła nas budka ze zdjęciami, a raczej ktosiek znajdujący się w jej wnętrzu. 
-Dobra lepiej chodźmy do środka. Chłopak napalił się na te zdjęcia. - zaśmiałam się i już miałam wejść do środka, ale poczułam, jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i spojrzałam pytająco na Jake'a.
-Gdybyś nie była fajna, to nie spędzalibyśmy teraz tu z Tobą czasu. I nie wygralibyśmy dla Ciebie tych dwóch pand. - powiedział i uśmiechnął się do mnie szczerze. Odwzajemniłam gest wpatrując się mu głęboko w oczy.
-To idziecie, czy nie? - usłyszałam głos i momentalnie wyswobodziłam dłoń z uścisku Jake'a. Zobaczyłam Rossa, a raczej jego głowę, która wychylała się zza zasłony budki.
-No wiesz co! Najpierw mi masaż proponujesz, a potem tu takie rzeczy widzę? Oj nie ładnie na dwa fronty tak jechać. - pokręcił z niedowierzaniem głową, a ja szczerze się zaśmiałam. Chłopak długo nie wytrzymał i również zaczął się śmiać. Po krótkiej chwili całą trójką wpakowaliśmy się do budki. Następnie wybraliśmy odpowiednie ramki i kolor i zaczęliśmy pozować. Na pierwszym zdjęciu po prostu się uśmiechaliśmy. Na drugim natomiast, wszyscy zaczęliśmy się wygłupiać robiąc jakieś głupie miny. Jako, że siedziałam na środku, chłopcy na trzecim zdjęciu nachylili się do mnie i dali mi całusa w policzek. Ja natomiast otworzyłam swoje usta na kształt litery "o". Na czwartym i piątym zdjęciu ponownie wykrzywialiśmy swoje buzie i przybieraliśmy dziwne pozy, wyglądając przy tym jak grupka idiotów. Po usłyszeniu ostatniego pstryknięcia wyszliśmy z budki i poczekaliśmy kilka sekund, aby zdjęcia się wydrukowały. Każde z nas otrzymało swoją kopię. Gdy wreszcie ujrzałam zdjęcia, wybuchłam głośnym śmiechem.
-O Boże! Haha! Wyglądamy tutaj jak zbiegli ze szpitala psychiatrycznego! - zaśmiał się Ross.
-No! A tutaj! Jak jacyś kosmici! Haha! - zaśmiałam się.
-Ja to wszędzie wyszedłem przystojnie. - powiedział Jake przykładając wierzch dłoni do czoła. Wskazałam mu palcem pozę, na której wyszedł przekomicznie, i musiał mi przyznać rację. Jednak nie wszędzie wyszedł tak "idealnie". Śmialiśmy się jeszcze chwilę z naszych min i póz. 
-Chyba już czas powoli wracać do domu. - powiedział smutno Ros.
-Co?! - wykrzyknęłam.
-No... Jest dosyć późno... - westchnął Jake. 
-Jeszcze jedna atrakcja! Plosie.... - mówiąc to zrobiłam szczenięce oczka. Chłopcy spojrzeli na siebie i westchnęli. 
-No dobra. Ale tylko jedna.
-Jej! - wykrzyknęłam uradowana klaszcząc dłońmi i ciesząc się jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. 
-To może Diabelski Młyn? - zaproponował Ross. - Pooglądamy sobie Los Angeles...
-Wiele razy widziałam już Los Angeles z lotu ptaka. - powiedziałam.
-A czy nocą? - powiedział wysyłając mi wielki uśmiech.
-W sumie, to nie... No to dobra.
-Ja jednak pójdę jeszcze raz na ten rollercoaster, na którym byliśmy na początku. To umówmy się przy bramie do wyjścia za jakieś pół godziny. Ok? - spytał Jake, a ja i Ross kiwnęliśmy zgodnie głowami. Po chwili mogliśmy oglądać tylko pył, który pozostawił po sobie Jake. Chłopak pognał ku wspomnianej atrakcji i już go nie było.
-No to panno Marano. - ziewnął Ross i objął mnie. - Co pani powie na masaż z widokiem na Los Angeles? - zapytał poruszając znacząco brwiami.
-Nie w miejscu publicznym. Z tym poczekaj, aż wrócimy do domu. - mrugnęłam do niego i razem ruszyliśmy w kierunku wspomnianej przez nas atrakcji. Staliśmy chwilę w kolejce, a po jakiś 10 minutach przyszła nasza kolej. Pracownik otworzył nam jeden wagonik, a my do niego wsiedliśmy. Ten mężczyzna uznał nas chyba za parę, gdyż cały wagonik mieliśmy tylko dla siebie. Był on w kształcie koła, a po środku znajdowało się pokrętło, którym wprawiało się wagonik w ruch. Początkowo wolno wjeżdżaliśmy do góry. Spojrzałam na blondyna, który był niebezpiecznie blisko mnie.
-Ross, mogę Cię o coś spytać? - powiedziałam niepewnie, a chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
-Pewnie.
-Gdy byliśmy w pizzeri... Ta kelnerka... Ładna była, prawda?
-Ładna...
-I miła.
-Miła.
-I...
-Lau, do czego zmierzasz? - spytał nic nie rozumiejąc.
-Bo nie umiem zrozumieć, dlaczego ją tak zignorowałeś. Przecież ona ewidentnie próbowała zwrócić na Ciebie swoją uwagę. Nie widziałeś tego? - spytałam przypatrując się jego twarzy. Starałam się z niej wyczytać jakieś emocje, cokolwiek. 
-Widziałem. Jakby Ci to wytłumaczyć... My faceci, często podrywamy dziewczynami, a zwłaszcza, gdy dają nam wyraźne sygnały, że są nami zainteresowane. - zaczął, a ja przytaknęłam głową na znak, że rozumiem. - Ale czasami, nawet gdy dziewczyna wydaje się być naprawdę fajna, po prostu nie odczuwamy tej chęci. Bo....
-Bo podoba się Wam ktoś inny? Ktoś Ci wpadł w oko? - zapytałam poprawiając się na siedzeniu. Ross spojrzał na mnie uważnie i westchnął.
-Nie wiem. Może poczułem coś do kogoś, ale sam jeszcze tego nie odkryłem? I to samo musi do mnie przyjść? - westchnął. 
-Nie martw się. Jeszcze znajdziesz sobie księżniczkę. - zaśmiałam się, a chłopak zrobił to samo. Zapanowała miedzy nami przyjemna cisza, podczas której można było słyszeć tylko nasze oddechy i krzyki, dochodzące z innych kolejek.
 -Spójrz w lewo. - powiedział nagle, jakby nieobecny Ross patrząc na obraz, który znajdował się za mną. Odwróciłam głowę. Mimo iż byliśmy dopiero na tj. przedostatnim poziomie, przed nami rozciągał się cudowny widok na całe miasto. Z daleka wyglądało to jak zlepek świateł, jednak gdy wyostrzyło się wzrok, można było dostrzec to piękno. Budynki różnej wielkości, a w niektórych pozapalane światło. W każdym z budynków trwało życie - niektórzy spali, inni imprezowali, lub po prostu oglądali familijnie film. Może ktoś jadł właśnie romantyczną kolację, lub przeżywał swój pierwszy pocałunek? Tego nie wiem. Każdy zajmował się czymś dla niego ważnym. To tak małe szczegóły zmuszały do refleksji i przemyśleń. Trzeba było tylko je zauważyć. Dało się też stąd zauważyć park, z latarniami. W oddali rozciągał się błękitny ocean, w którym odbijało się światło księżyca. Spojrzałam na nocne niebo. Ta ciemność granatu była rozświetlana przez gwiazdy i księżyc. To te szczegóły dawały niebu piękno i różnorodność. A latarnie i światła miasta? To były właśnie osobiste gwiazdy Los Angeles. Dodawały mu piękna. I wtem poczułam w sobie coś dziwnego. Całe ciepło, które czułam podczas przytulania Rossa wróciło do mnie. Te gwiazdy, ten księżyc, te światła, ten widok... To wszystko sprawiło, że znów zechciałam poczuć jego bliskość. Nie odrywając wzroku od miasta przybliżyłam się do Rossa, tak, że moje włosy delikatnie spływały mu na twarz. Mimo iż siedziałam do niego tyłem, wiedziałam, że chłopak równie jak i ja spogląda na rozpościerający się przed nami widok. Jedną dłoń położył na moim biodrze, a prawą objął drugą stronę mojego ciała, tak, że już nie czułam wiatru, który jeszcze przed chwilą owiewał moje odsłonięte ręce. Żadne z nas nie panowało nad swoimi ruchami. To miejsce, ten widok, to niebo, ta atmosfera... To wszystko kierowało naszymi ruchami i zachowaniami. Mimo to każde z nas nie sprzeciwiało się temu. Ostatni raz spojrzałam na miasto i wyszeptałam:
-Ross... - chłopak wyrwał się z zamyślenia, mimo to nie cofnął się ode mnie.
-Tak? - spytał. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Ta brąz wprawiała mnie w jeszcze większy trans, niż widok, który znajdował się za moimi plecami. Nagle poczułam, jakby jakaś siła pchała mnie w jego objęcia. Zaczęłam powoli zbliżać się do chłopaka. Początkowo chwyciłam bandę wagonika i przysunęłam się jeszcze bliżej niego, przygryzając przy tym dolną wargę. Ross chwycił w palce jeden kosmyk moich włosów i założył mi go za ucho. Podczas tej czynności kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry. Wpatrywałam się tak w niego, a on we mnie. Nie wiedziałam co robię. Po prostu czułam, że tak ma być. I tak było. A mi to nie przeszkadzało. Wpatrywałam się w jego twarz, czując przy tym, jak blondyn obkręca końcówki moich włosów wokół swoich palców. Drugą rękę miał położoną na moim udzie. Wtem zaczęłam powoli się ku niemu zbliżać. Twarz chłopaka była coraz to bliżej mojej. Oboje nachylaliśmy się do siebie z delikatnymi uśmiechami na ustach. Byłam coraz bliżej niego, mimo to wciąż nie mogłam go dosięgnąć. Zmieniłam więc pozycję, siadając na kolanach. Wtedy bez problemu chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i przymykając oczy złączyłam nasze usta. Z początku pocałunek zdawał się być delikatny, jakbyśmy oboje bali się, że ta druga osoba może nam uciec. Jednak tak się nie działo. Ross całował mnie czule, a ja z przyjemnością oddawałam pocałunki. Po chwili one już mi nie wystarczały. Przysunęłam się jeszcze bliżej blondyna i będąc obrócona do niego przodem, usiadłam na jego kolanach. On obydwoma rękami objął mnie czule, a wciąż pozostawiając jedną rękę na jego rozgrzanym policzku, drugą wplotłam w jego włosy. Nasze pocałunki przestawały być delikatne, a stawały się coraz bardziej namiętne. Nasze usta zdawały się być spragnione siebie nawzajem, a ciała idealnie ze sobą współgrały. Wtem poczułam, jak ręce Rossa delikatnie dotykają moich pleców pod bluzką. Nie sprzeciwiałam się temu. O dziwo, sprawiało mi to nawet przyjemność. Wtem poczułam silne szarpnięcie, a całe młyńskie koło szybko się zatrzymało. Szarpnięcie spowodowało, że oderwałam się od Rossa, upadając tym samym na ziemię... 

***

 Bum! I jak Wam mija weekend? ^.^
No i jest! Kiss Raury ;p Nie zmieniałam nic w tej scence, bo mi się ona osobiście podobała :)
To teraz tak... Nie mam pojęcia kiedy next. Cały tydzień mam zawalony, ale może uda mi się wejść na lapka w środę, lub w czwartek. Na 95% w któryś z tych dni możecie się spodziewać rozdziału ;3
To może skoro w Rossdziale było tyle Raury, to zrobicie mi mały prezent i zostawicie po sobie dużo komentarzy? ^.^ Haha :) Pamiętajcie, że każdy kom wywołuje uśmiech na moim pyśku :D
 A więc... Żegnam się i czatujcie na rossdział ;p ;D
~MiLka <3