czwartek, 14 sierpnia 2014

23. I couldn't find, The star in the sky. But now that I found as!

Uwaga! Bardzo długi rozdział! :D
 
 *oczami Laury*

Słońce świeci. Białe chmury kłębią się po niebie, niczym wata cukrowa. Ludzie pływają, lub opalają się na kocach. Dzieci budują zamki z piasku. Wszystkie miny są radosne. Co do tego przedostatniego, to: dzieci + Rocky i Ell budują zamki z piasków. Nawet pokłócili się z jakąś dziewczynką, czyi zamek jest lepszy - ich, czy jej. Całe popołudnie minęło nam na wspólnej zabawie, rozmowach, żartach i kąpieli. Rozegraliśmy też mecz siatkówki plażowej - dziewczyny kontra chłopcy. Szczerze? Nie pamiętam nawet kto wygrał. Byłam tak zafascynowana naszą wspólną zabawą, że nie patrzałam na punkty. Z wynikiem powinnam pójść raczej do Very. Tak... Nawet podczas wspólnego spędzania czasu, kocha walczyć. Rywalizacja to jej drugie imię. Zdecydowanie. Mimo tak cudownego popołudnia, w końcu zaszło słońce. Prawie wszyscy opuścili plażę, my na początku również mieliśmy taki zamiar. W końcu jednak uznaliśmy, że jest nam tu zbyt dobrze, aby już iść. Riker skoczył do domu po gitary, chłopcy poszli poszukać do lasu jakiegoś drewna, a ja z dziewczynami przygotowałyśmy wszystko co potrzebne na ognisko. Ell'a z Rossem wysłałyśmy do sklepu po coś do jedzenia, a Rockyego i Jake'a po rozpałkę. Początkowo nasi "bliźniacy" oburzali się, że nie mogą zrobić czegoś razem, ale po spotkaniu z groźnym spojrzeniem Van ulegli.
-Laura, podaj mi proszę zapałki. - zwrócił się do mnie Riker wyciągając ku mnie swoją dłoń. Sięgnęłam do kieszeni spodni i podałam chłopakowi wspomnianą rzecz. Aktualnie wszyscy wykonali powierzone im zadania, więc przyszła pora na rozpalanie ogniska. Cała nasza paczka utworzyła kółko wokół kilku sztabek drewna i usiadła na swoich miejscach. Mi przypadło miejsce pomiędzy Vanessą, a Veroniką. W sumie to kolejność była taka: ja, Vera, Rocky, Ell, Rydel, Maia, Ross, Jake, Riker, Vanessa. Wszyscy przyglądali się uważnie ruchom dłoni najstarszego, który usilnie próbował wzniecić ogień. Oparłam głowę na swojej ręce. Trochę to chyba potrwa. Po trzeciej nieudanej próbie rzucił pudełkiem od zapałek w piasek.
-Szanowni państwo, przed Wami wielki Riker Lynch i jego zmagania z rozpaleniem ogniska! - zaśmiała się Maia klaskając dłońmi, za co została obdarzona gniewnym spojrzeniem blondyna.
-Jak taka mądra jesteś to sama spróbuj. - odburknął i zajął swoje miejsce.
-Oj nie przejmuj się tak. - zaśmiała się Van i poczochrała mu włosy.
-Dajcie ja to zrobię. - powiedział Rocky i wstał zakasując rękawy od swojej bluzy.
-NIE! - wykrzyknęliśmy wszyscy naraz, a Veronika pociągnęła go za ramię, powodując tym, że znowu usiadł. Brunet skrzyżował ręce i zmarszczył brwi robiąc urażoną minę. No ale cóż... Rocky i ogień? Nie dziękuje, wolę jeszcze trochę sobie pożyć.
-To ja spróbuję. - powiedziała Veronika wstając ze swojego miejsca na piasku i podchodząc do stosu drewna. Wyciągnęła jedną zapałkę i potarła nią o pudełko. Naszym oczom ukazał się jasny płomień światła. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko i przyłożyła ogień do drewienek. Momentalnie wszystkie się zapaliły, a ognisko było rozpalone. Dumna z siebie Vera otrzepała ręce i położyła je sobie na biodrach.
-I tak to się robi. - zaśmiała się i zajęła z powrotem swoje miejsce.
-Miałaś po prostu farta... - powiedział Riker, a brunetka obdarzyła go groźnym spojrzeniem.
-To się nie nazywa fart, tylko talent. - zaśmiała się. Następnie Ross rozdał nam wszystkim pianki, które rozpoczęliśmy smażyć. Prawie wszyscy. Rocky i Ell uznali, że wspaniałym pomysłem byłoby spróbować ugotować sobie na ognisku żelki. Ell będąc z Rossem w sklepie przemycił więc do koszyka opakowanie miśków, które obecnie ponabijali na patyki.
-Jesteście wariatami. Ale za to Was kocham. - zwróciła się Veronika do brunetów z szerokim uśmiechem na twarzy.
-W tych czasach tylko wariaci są coś warci. - uśmiechnął się Rocky nie odrywając wzroku od swoich żelków, które aktualnie były podpiekane przez płomienie ognia. Przeleciałam po wszystkich wzrokiem. Każdy z moich przyjaciół miał na twarzy szeroki, szczery uśmiech. Spędzaliśmy wspólnie czas, a nasze wspólne towarzystwo powodowało tą radość. Rocky ma rację. Czasem każdy z nas zachowuje się, jakby uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Ale w obecnych czasach, trzeba samemu pomalować ten szarobury świat. Trzeba nadać mu radosnych barw. Oni wszyscy są moją rodziną, bo czasami nie potrzebne są nam więzy krwi, aby uznać kogoś za swojego krewnego. Wystarczy czas, wspólne szczęście, uśmiech i kilka słów, aby stać się dla kogoś kimś bliskim. Nawet bardziej, niż czasem się nam wydaje. Kiedy ponownie przeleciałam po wszystkich wzrokiem, moje spojrzenie spotkało się z jego spojrzeniem. W brązowych oczach widziałam małe iskierki radości. Obdarzyłam Rossa szczerym uśmiechem, który chłopak od razu odwzajemnił. Tak. Czasem wystarczy kilka słów, aby stać się dla kogoś kimś bliskim...
*****

Po jakimś czasie wszyscy zjedliśmy nasze pianki i muszę przyznać, że były przepyszne! Dawno nie byłam na ognisku... Rocky i Ratliff częstowali nas swoimi żelkami, ale każdy odmówił. Widząc grymas na twarzach chłopaków, nie chciałam ich bardziej dobijać. Uznałam, że żyje się raz. Skosztowałam więc ich przysmaku i muszę przyznać, że nie było to takie złe jak myślałam! No, a naszym bliźniakom poprawił się humor, więc każde z nas na tym skorzystało.
-Kto jest za tym, żeby teraz trochę pośpiewać? - zaproponował Riker sięgając po gitarę. Wszyscy przytaknęliśmy głowami, więc chłopak zaczął szarpać za struny instrumentu. Wszyscy rozpoznaliśmy tę melodię. Zaczął Ross;
Remember that trip we took in Mexico
Hangin’ with the boys and all your senioritas
I never spoke up, yeah never said hello
But I keep on trying to find a way to meet ya’
Później śpiewał najstarszy z nas wszystkich:
I was chillin’
You were with him
Hooked up by the fire
Now he’s long gone
And I’m like so long
A potem śpiewaliśmy już wszyscy:
Now I got my chance
Now I, now I got my chance
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
You could be the one that’ll break me me (Damn)
All them other girls said they had enough
You could be the one that’ll take me
I was solo, living YOLO
‘Til you blew my mind
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
I can’t let you, can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by
I was tryna play too cool to get caught up
Like too fun, too young to fall to pieces
I know a girl like you can’t ever get enough
So I’m addicted, trippin’
Tryna get you to see this
The way I need you
Like I’m see-through
Dancin’ out my pants
Got you shookin’
Caught you lookin’
Now I got my chance
Now I, now I got my chance
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
You could be the one that’ll break me me (Damn)
All them other girls said they had enough
You could be the one that’ll take me
I was solo, living YOLO
‘Til you blew my mind
Like DAMN
You could be the one that could mess me up
I can’t let you, can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by
Oh-oh, oh-oh, oh-oh
Can’t let you pass me by

Nagle Riker przestał grać. Spojrzałam na niego zdziwiona, lecz już po chwili zrozumiałam przyczynę ciszy. Na mój nos spadła pojedyncza kropla wody. Później kolejna, następne dwie i coraz to więcej. Uniosłam swój wzrok ku górze. Na niebie kłębiły się szare chmury w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą było ciemne niebo. Nawet pojawiły się pierwsze gwiazdy. Po chwili zaczął padać porządny deszcz. Ulewą nazwać tego nie można, ale i tak mocno padało. Niektórzy z nas mieli bluzy, lecz inni, w tym ja, przyszli w zwykłym stroju na plażę.
-Chodźcie, zbieramy się! - zadecydowała Rydel, a wszyscy powstawali zaczęliśmy szybko wstawać, zbierając nasze rzeczy. Kątem oka spojrzałam na Veronikę. Mimo iż trzymała w ręku torbę plażowa, i tak widziałam, że trzęsły jej się dłonie. Oczami wciąż świdrowała po kroplach deszczu skapujących na jej bose stopy. Dziewczyna widząc, że ją obserwuję, spojrzała na mnie błagalnie. 
-No leć. Ale nie za długo, musimy uciekać, zanim bardziej się rozpada. - zaśmiałam się, a oczy wszystkich skierowały się na mnie. Nikt oprócz mnie, no i może Vanessy, nie miał pojęcia co się zaraz wydarzy. A Veronika? Upuściła na piasek wszystkie swoje klamoty i pognała w kierunku wolnego miejsca. Następnie rozpoczęła swoje piruety, obroty, podskoki, biegi i dziwne ruchy. Czyli tzw. taniec w deszczu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Co jej jest? - spytała zdezorientowana Maia.
-Vera ma przypadłość do tańczenia w deszczu. Kocha to. Odkąd tylko pamiętam, zawsze gdy wszyscy ludzie chowali się do sklepów, domów, czy kawiarń, ona stawała na środku ulicy i po prostu rozpoczynała swoje wygibasy. - wyjaśniłam.
-JEEEJ!!! - zawyła moja ukochana przyjaciółka podczas kręcenia się wokół własnej osi.
-Dobra Vera, chodź zanim zmokniemy! - zawołałam dziewczynę, a ona zrobiła minę smutnego pieska. Mimo to podeszła do nas, wzięła swoje rzeczy i wszyscy razem skierowaliśmy się w stronę wyjścia z plaży.
*****

-Wow! Delly! To jest pyszne! - zawyła moja siostra przeżuwając kolejną łyżkę spaghetti. Wspomniana blondynka uśmiechnęła się szeroko.
-Jak się codziennie gotuje dla 4 małp to nabiera się wprawy. - zaśmiała się.
-Ej! - zbulwersowały się 'małpy'. Całe nasze grono siedziało aktualnie w domu Lynchów i Ell'a. Podczas ucieczki przed deszczem Rydel zaprosiła nas wszystkich na kolację, bo jej dom był najbliżej. No cóż... Nikt nie miał nic przeciwko.
-Ciekawe co byś bez tych swoich małp zrobiła. - powiedział Ross robiąc cudzysłów w powietrzu na przedostatnie słowo.
-Oj przecież wiesz, że Was kocham. - zaśmiała się Rydel i obdarzyła chłopaków słodkim uśmiechem. - Ale jeśli pytasz... Pewnie strasznie bym się nudziła. No i sama zespołu bym nie stworzyła. - dodała.
-A właśnie, dawno nic nie graliście. - stwierdziłam po chwili.
-Bo mieliśmy miesiąc przerwy. A poza tym to za bardzo kłóciłoby się z nagrywaniem serialu przez Rossa... - wyjaśnił Rocky.
-A właśnie! Zapomniałem Wam powiedzieć! - złapał się za głowę Riker. - Za tydzień organizują na plaży jakąś wielką, muzyczną imprezę i dzwonili do mnie, czy moglibyśmy na niej wystąpić.
-Co? Od kiedy o tym wiesz? - spytał Ross.
-Jakoś tak od trzech dni...
-I mówisz nam to dopiero teraz?!
-No bo zapomniałem... Ale zgodziłem się. Przecież i tak nic nie robimy... Co nie? - dodał z uśmiechem najstarszy. Rydel złapała się za czoło.
-Dzięki za info brat. - powiedziała blondynka.
-Nie ma za co.
-Ty chyba nie rozumiesz słowa sarkazm. - zaśmiała się Maia, a chłopak spojrzał na nią pytającym wzrokiem. - Zresztą nie ważne... - machnęła ręką brunetka.
-A o której to jest? - spytała moja siostra.
-Całość zaczyna się o 16, ale my mamy grać od 19 do 20. - wyjaśnił Riker.
-To trzeba będzie zrobić jakąś próbę. - podsumował Ell.
-No trzeba by było... - westchnęła Rydel.
-Ej, a może zagramy któreś z tych nowych piosenek? - zaproponował Ross.
-Czemu by nie. Dobra, później obgadamy sprawy zespołu! - przerwała Rydel. - Teraz mamy gości. 
-Oj tam. Nam to nie przeszkadza. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej szczerze. Następnie wszyscy wróciliśmy do spożywania naszego posiłku. Muszę przyznać siostrze rację, bo to spaghetti było na prawdę pyszne! Ile ja bym dała, żeby Rydel mi tak codziennie gotowała... Najlepiej pizzę! Ciekawe, czy umie robić to włoskie danie? Muszę ją o to potem zapytać. 
Po skończonym posiłku padło wiele propozycji tego, co możemy jeszcze porobić. Ja, Van i Vera byłyśmy już jednak trochę padnięte. Zresztą Maia i Jake też. Chcieliśmy pomóc Rydel w sprzątaniu po kolacji, ale ta powiedziała, że jesteśmy jej gośćmi. Zresztą, od czego się ma braci? Pożegnaliśmy się więc z całym rodzeństwem Lynch i opuściliśmy ich dom. Jake poszedł z Maią, a ja, Vera i Van ruszyłyśmy w drugą stronę. Po kilku minutach biegnięcia w deszczu, dotarłyśmy do domu. Było po 22. Postanowiłam, że pójdę się odświeżyć. W końcu cały dzień na plaży = całe ciało z piasku. Pobiegłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy jakieś spodnie dresowe i podkoszulek. Z wybranym zestawem skierowałam się do swojej łazienki. Rozebrałam ubrania, z których wysypał się piasek. Potem to pozamiatam. Ubrania rzuciłam do miski z rzeczami do prania, a ja weszłam pod prysznic. Odkręciłam sobie zimną wodę i już po chwili czułam jak kropelki wody spływają po moim ciele. Tak sobie teraz myślę... Skoro Vera tak bardzo lubi tańczyć w deszczu, gdy krople wody na nią kapią, to pod prysznicem też tańczy? No bo przecież to jest prawie to samo uczucie. Zresztą kto ją tam wie... Nałożyłam na ręce mój oliwkowy szampon i zaczęłam wmasowywać go w głowę. Poczułam się taka odprężona... Następnie opłukałam włosy i ponowiłam tę czynność. Później umyłam jeszcze resztę ciała i weszłam pod strumień wody. Było mi tak przyjemnie... Mogłabym tu jeszcze tak stać, ale później Van się na mnie wkurza, bo przeze mnie przychodzi duży rachunek za wodę... Moja wina, że tak bardzo lubię siedzieć pod prysznicem? Cicho westchnęłam i zakręciłam korek. Następnie wyszłam z kabiny i owinęłam swoje włosy w ręcznik robiąc z niego tzw. turban. Potem wytarłam się cała i ubrałam przyszykowane wcześniej ubrania. Gotowa wyszłam z mojej łazienki. Nagle poczułam dziwny smak w ustach. Chyba mam ochotę na czekoladę. Tak. Na pewno mam ochotę na czekoladę. Co prawda pół godziny temu zjadłam spaghetti, ale co tam. Dla czekolady zrobi się wyjątek. Wyszłam z mojego pokoju i skierowałam się do kuchni. 
-All I wanna be, all I ever wanna be, yeah, yeah, is somebody to you. All I wanna be, all I ever wanna be, yeah, yeah, is somebody to you. Everybody’s trying to be a billionaire. But every time I look at you I just don’t care. Cause all I wanna be, all I ever wanna be, yeah, yeah, is somebody to you... - podśpiewywałam sobie pod nosem schodząc po schodach. Następnie szybkim krokiem skierowałam się do kuchni. Gdy się tam znalazłam, zobaczyłam Van, która siedziała przy stole i czytała jakieś czasopismo. Podeszłam do szafki, w której trzymamy wszystkie słodkości. Otworzyłam ją i przygryzłam dolną wargę. Chipsy, żelki, lizaki... A gdzie jakaś czekolada? Rozglądałam się po szafce, aż w końcu na jej dnie zobaczyłam fioletowawe opakowanie. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam po słodycz. Czekolada Milka Oreo. Pycha! To chyba jedna z moich ulubionych! Niestety, moja siostra i ja mamy te same geny. Ona też ją uwielbia... Włożyłam opakowanie pod bluzkę i najciszej jak potrafiłam zamknęłam półkę. Następnie powolnym krokiem skierowałam się do wyjścia, bacznie obserwując Vanessę, która uważnie czytała jakiś artykuł. Byłam przy drzwiach. Już myślałam, że mi się udało, gdy usłyszałam głos Van:
-W tył, zwrot! - nakazała nie odrywając wzroku od czasopisma. Zrezygnowana podeszłam do niej. Siostra obdarzyła mnie chytrym uśmiechem i spojrzała na mnie.- Co tam trzymasz?
-A nic...
-Bluzka w górę! - rozkazała, a ja niechętnie wykonałam jej polecenie. Wyciągnęłam moją przekąskę spod podkoszulki, a na widok czekolady Vanessie zaświeciły się oczy. -I ty tak chciałaś sobie pójść? Z rodzoną siostrą się nie podzielisz?
-Taki miałam zamiar. - uśmiechnęłam się chytrze, za co oberwałam w ramię. 
-To bardzo nie ładnie z Twojej strony. Daj to. - powiedziała wyrywając mi czekoladę z ręki. Następnie otworzyła ją i podzieliła na kostki. Podała mi trzy, a resztę przysunęła do siebie. - Masz swoją połowę. 
-Ej! - zbulwersowałam się. 
-Nio cio? - spytała z buzią pełną czekolady. Zmarszczyłam brwi. Van przewróciła teatralnie oczami oddała mi resztę mojej zasłużonej połowy.
-I teraz się wszystko zgadza. - powiedziałam uśmiechnięta. Następnie zaczęłam zajadać się tym przysmakiem. Po chwili zorientowałam się, że Vanessa bacznie przygląda się mojej twarzy, a po sekundzie wybuchła głośnym śmiechem. Uniosłam brwi do góry. Van wstała i podeszła do szafki, na której leżał jej telefon. Poszperała w nim chwilę, a następnie skierowała obiektyw w moją stronę. Zdezorientowana uśmiechnęłam się szeroko. Nessa cyknęła mi fotkę i ponownie wybuchnęła głośnym śmiechem.
-O co chodzi? - spytałam. Siostra odwróciła ekran telefonu w moją stronę, a ja również wybuchłam głośnym śmiechem. Dopiero teraz zrozumiałam, że całą twarz mam umazaną na brązowo, nawet nos. Nie wiem jakim cudem, no ale cóż. Ja po prostu mam talent. 
-Zatwierdź iii... dodaj. - powiedziała siostra i odłożyła telefon na półkę, po czym ponownie usiadła obok mnie przy stole. 
-Co ty zrobiłaś? - spytałam z lekka wystraszona.
-Dodałam Twoją śliczną fotkę na facebooka. Nie musisz dziękować. - zaśmiała się, a ja zrobiłam tzw. "facepalma". 
-Nie ma to jak kochająca siostra... - westchnęłam.
-Właśnie Laura... Musimy poważnie pogadać.
-Coś się stało? - wystraszyłam się.
-Nie nic... A właściwie to tak...
-Zdecyduj się. - powiedziałam cicho się śmiejąc. 
-No bo jest sierpień i zbliżają się urodziny...
-Tak wiem. Urodziny Rydel. - przerwałam jej.
-Nie o nią mi chodziło. - powiedziała niepewnie, jakby bała się mojej reakcji.
-No i jeszcze Mai. - powiedziałam wciąż nie wiedząc o co jej chodzi.
-Lau, mi nie chodzi o naszych przyjaciół. - powiedziała, a ja zaczęłam się zastanawiać. Kto ma jeszcze urodziny w sierpniu? Ja nie... Van też nie... Zresztą, skoro nie chodzi o naszych przyjaciół, to o kogo? Przecież w sierpniu nikt nie ma urodzin oprócz.... O nie. Nie, nie, nie!
-Chodzi Ci o mamę, prawda? - spytałam spuszczając głowę.
-Laura, ja wiem, że to trudne, ale minęły dwa lata i może wypadałoby, gdybyś w tym roku do niej pojechała? Jak to wygląda? Ona ma dwie córki, nie tylko mnie, a ty nawet do niej nigdy nie dzwonisz... - westchnęła smutno. Spojrzałam na nią, a w moim oku zakręciła się łza na samo wspomnienie rodziców.
-Vanessa, ja wiem, że minęły dwa lata. Wiem też, że oni co roku do mnie piszą i wysyłają prezenty. Wiem też, że specjalnie nie przyjeżdżają, bo wiedzą, że ja tego nie chcę. Ale powiedz mi, czemu dopiero teraz się mną interesują?  Dlaczego nie obchodziły ich moje myśli, gdy stąd wyjeżdżali? Nie jestem zła, że dwa lata temu musieli wyjechać do tego Nowego Yorku. Wiem, że po prostu tam mieli lepsze warunki i lepiej opłacalną pracę, ale... Nie rozumiem jednego. Wiedzieli, że aktorstwo to moja pasja. Wiedzieli, że kocham Los Angeles. Dlaczego tego wtedy nie rozumieli? Van, jak ty byś się poczuła, gdyby Twoja matka powiedziała Ci, że jesteś beznadziejna i nie nadajesz się do tego, co kochasz? Że masz z nimi jechać do innego miasta zostawiając wszystko co kochasz? Siostrę, przyjaciół, miejsca, z którymi wiążę się tyle wspomnień? Przepraszam Cię, ale nie potrafiłabym im po tym wszystkim spojrzeć w oczy. - zakończyłam, a po moim policzku spłynęła łza. Nie chciałam o tym pamiętać. Chciałam znienawidzić rodziców i udawać, że nigdy nie istnieli. Chciałam, ale nie potrafiłam... Za dużo dla mnie zrobili... Ale gdy rodzice Lynchów wyjeżdżali z moimi do Nowego Yorku, zrozumieli, że ich dzieci chcą się tu rozwijać muzycznie. Wspierali ich i okazali im miłość. A moi? Moi zakazali mi zostać aktorką. Nie pozwolili mi tu zostać z Vanessą i resztą znajomych. Dlaczego Van mogła spełniać się w wymarzonym zawodzie, a ja nie? Dlaczego jej na to pozwolili, a mnie nie? Bo byłam za młoda? Bo miałam 17 lat? To nie było dobre wytłumaczenie. Od dnia wyjazdu mamy i taty nie rozmawiałam z nimi ani razu. Nie chcę ich widzieć. Mimo ich nakazów i zakazów zostałam tu. Zamieszkałam z Van i Verą i teraz jestem szczęśliwa. Niestety czasami tęsknie za czasami, gdy mogłam przytulić się do mamy i usłyszeć to głupie "wszystko będzie dobrze". Nawet jeśli tak miałoby nie być. Chciałabym usłyszeć, jak tata nazywa mnie małą księżniczką, mimo, iż jestem prawie dorosła. Bo każdy potrzebuje rodziców. Wiem, że oni próbują to teraz naprawić. Dzwonią do mnie, ale ja nie odbieram. Piszą do mnie listy, ale ja ich nie czytam. Przekazują mi życzenia przez Van, ale ja nigdy nie słucham. Po prostu nie potrafię wybaczyć. Nawet, jeśli chcę. 
-Laura, daj im szansę! Oni chcą wszystko naprawić... Może wysłuchaj ich tłumaczeń? Nienawiść do niczego nie prowadzi, wierz mi. Spójrz na ciebie i Rossa. Czy nie lepiej jest Ci się z nim przyjaźnić? Nie czujesz tej ulgi w sercu? Nienawiść niszczy Cię od środka, a w sercu czujesz pustkę. Laura. Potrzebujesz rodziców, nie ważne ile będziesz miała lat. Tęsknisz za nimi i ty dobrze o tym wiesz. Sama próbujesz się oszukiwać, zaprzeczając. Czy nie łatwiej byłoby się z nimi pogodzić? - zakończyła moja siostra. Patrzyła się na mnie z nadzieją. A ja? Dobrze wiedziałam, że ma rację. Całkowitą. Lecz nie mogłam posłuchać ani jej, ani siebie. Bo ja wciąż mam tą ranę w sercu. Zbitą szklankę można skleić, ale nigdy już jej nie naprawimy. 
-Przepraszam... - wyszeptałam i wybiegłam z kuchni. Skierowałam się do swojego pokoju i opadłam na łóżko. Następnie zaczęłam płakać. Czy ja naprawdę muszę być taka słaba? Ponoć łzy często nie są oznaką słabości, ale zbyt długą walką. Tyle, że ja nie wiem ile już walczę. I przeciwko komu toczy się ta bitwa. Bo czasami mam wrażenie, że moim jedynym wrogiem, jestem ja sama.

***

Bum! No więc specjalnie dla Was udało mi się wejść na kompa i dodać ten rozdział ^^
W sumie, to za wiele się w nim nie dzieje, ale czasem potrzebna jest taka sielanka ;p Jeśli chodzi o tą ostatnią scenę... Chciałam ją początkowo umieścić gdzie indziej, ale dałam ją tu, żeby w rozdziale działo się ciut więcej. To już mniej więcej wiecie, co się stało z rodzicami Lau ;p
Rozdział jest dłuuugi więc miło by mi było, gdyby było też duuużo komentarzy, heh :D Pamiętajcie, że dla Was taki komentarz to krótka chwila, a dla mnie wielki uśmiech na twarzy. :D
Życzę miłego czwartku i do napisania misie! <3
~MiLka <3



 


14 komentarzy:

  1. świetny rozdział <3 czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział i meeeegggga dłuuugi xD uwielbiam takie ciekawe czy Lau pogodzi się z rodzicami...? Czekam na next ;)
    > pozdrawiam Wierna Czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Nareszcie wiem o co chodzi z rodzicami Lau ;) Ciekawe czy im wybaczy... Anyway, czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się nic nie działo to ja jestem święta! Rozdział cuudo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny!
    Ja też zawsze jak uprowadzam milki to chowam pod bluzkę xD
    I dodałaś gifka z mojego ulubionego wywiadu!! :D Wow...
    Weny na nexta życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział:*
    Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  7. Interesujące! A myślałam że rodzice Lau nie żyją.. ale jak żyją to dobrze! nie będzie mi smutno:)) z niecierpliwością czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  8. Też kocham deszczowy taniec xd Tylko zazwyczaj, mama wrzeszczy na mnie, że zapalenia płuc dostane xd Świetny rozdział i mam nadzieje, że Laura pogodzi się z rodzicami. Nie lubie kłótni :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boski rozdział! Akcja się Rosskręca, ale ja i tak czatuję na numer 26...:D
    Czuję, że rozdział będzie ciekawy, z resztą, jak każdy:D
    A co do tej milki, to jak kradnę, to od razu konsumuję, a mama i tak mówi na mnie kradziej^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Jajku świetny ;d
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Suuuuupcio!!! Czekam, czekam na next :***

    OdpowiedzUsuń