poniedziałek, 27 października 2014

36. When you're gone, The pieces of my heart are missing you.

Notka! :D
Rozdział z dedykiem dla wszystkich, którym się chce czytać to cuś :3 No i dla wszystkich, któzy podczas tej przerwy nie zapomnieli o mnie ^^

*oczami Vanessy*

Kiedy usłyszałam głośny dźwięk, oznaczający, że mój popcorn się zrobił, podeszłam do mikrofalówki. Otworzyłam ją i wyjęłam przekąskę. Następnie rozerwałam ciepłą paczuszkę, sprawiając, że po całym pomieszczeniu rozlał się zapach popcornu. Wzięłam głęboki wdech rozkoszując się tym zapachem. Następnie wsypałam całą zawartość opakowania do dużej miski i wyrzucając uprzednio pustą paczkę do śmietnika, skierowałam się z miską do salonu. Na małym stoliku, obok kilku szklanek i słodyczy, postawiłam naczynie. Następnie uśmiechnęłam się do siebie i wyjęłam z kieszeni spodni telefon. Patrząc na wyświetlacz zorientowałam się, że jest już 19. Oznaczało to, że za chwilkę powinien pojawić się Garrett. 
Odwróciłam się na pięcie, chcąc wrócić do kuchni. Poszłam tam dosłownie na chwilkę, żeby wziąć jeszcze jakieś chrupki. 
Kiedy z miseczką wypełnioną przysmakiem wróciłam do salonu, zobaczyłam jakąś postać na kanapie. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do sofy. Odłożyłam miseczkę na stoliku i spojrzałam na Veronikę, która bezkarnie rozłożyła się na kanapie i wyjadała mi cały zapas popcornu. Kolejna uzależniona!
-Oddawaj to! To dla mnie i Garretta! - zaśmiałam się, wyrywając przyjaciółce szklane naczynie z rąk. Ta, od razu zrobiła minkę zbitego pieska.
-Ale Van... Wiesz jak ja kocham popcorn... - zaszlochała. 
-Trudno. Jak Cię nie przypilnuje, to mi tu wszystko zjesz. 
-Eh... Jeszcze mnie popamiętasz! - zawarczała, mrużąc oczy, co spowodowało, że kąciki moich ust uniosły się ponownie ku górze. 
-Ta ta jasne... Chcesz z nami oglądać film? - zaproponowałam dziewczynie. 
-Spoko. A jaki? 
-Nie wiem... Mam dziś ochotę na jakiś horror. - zamyśliłam się, a na dźwięk ostatniego słowa, Veronice zaświeciły się oczy. 
-No to pewnie, że oglądam! Iść też po Laurę?
-Pewnie. Ale uważaj, bo jest tam Ross i nie chcesz wiedzieć, w czym im dziś rano przerwałam. - wzdrygnęłam się na samą myśl o tym wspomnieniu. Vera puściła jednak tą uwagę mimo uszu i gwałtownym ruchem zeskoczyła z sofy. Następnie wybiegła z salonu. Spojrzałam na zegarek. 19:04. Ciekawe, czemu nie ma jeszcze Garretta. Może stało się coś złego? Nie... Pewnie tylko przesadzam... Pewnie zaraz przyjdzie. w razie czego, mieszka na przeciwko mnie, mogę do niego pójść. 
Wtem, do salonu weszła Vera, a za nią Laura i Ross, którzy trzymali się za ręce. Wyglądali, jakby dopiero przed chwilą ktoś ich obudził. Może rzeczywiście tak było..? Mniejsza o to. Dopiero po chwili zorientowałam się, co przed chwilą zobaczyłam. Oni trzymają się za ręce. Razem. Coś mnie ominęło?
-Chcą oglądać z nami film! - zawołała radośnie Vera, wskakując z powrotem na kanapę i sięgając po miskę z popcornem.
-Czy ja o czymś nie wiem? - zapytałam unosząc brwi do góry i wskazując na ich złączone dłonie. Wzrok Laury i Rossa momentalnie powędrował na ich ręce, a na twarzy mojej siostry pojawiły się delikatne rumieńce. Ooo... Jak słodko...
-No... Bo my... Tak jakby...
-Jesteśmy razem. - dokończył za brunetkę blondyn, spoglądając na mnie niepewnie, jakby bojąc się mojej reakcji. Ja natomiast uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam.
-Gratulacje! - zawołałam szczęśliwa i przytuliłam ich oboje. Wywołało to cichy chichot ze strony nastolatków, którzy zajęli miejsce na kanapie, tuż obok Veroniki. 
-Czyli, że jestem jedyną singielką w tym domu? - zapytała wspomniana dziewczyna, wyrzucając ręce do góry. 
-Nie przejmuj się. Po prostu siostry Marano mają większe branie. - Laura wzruszyła ramionami, lecz już powoli z jej gardła wydobył się głośny śmiech. Za tą uwagę, od Rossa dostała buziaka w policzek, od Veroniki, poduszką w głowę. 
Nagle, w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Garrett przyszedł!
Uśmiechnęłam się lekko i szybkim krokiem skierowałam do drzwi. Po drodze, spojrzałam jeszcze w lustro, poprawiając swoje włosy i sprawdzając, czy dobrze wyglądam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je zamaszystym ruchem. 
-No hej skar... Riker?! Co ty tu robisz? - krzyknęłam przerażona, widząc blondyna stojącego na naszej werandzie. O co tu do jasnej ciasnej chodzi?!
-Hejka Van. Też się cieszę, że Cię widzę. - uśmiechnął się chytrze, po czym nachylił się do mnie, żeby pocałować mój policzek. Ja natomiast, szybko się odsunęłam, wchodząc głębiej domu. Riker to wykorzystał, podążając za mną. Zamknął za sobą drzwi i począł zdejmować swoje buty. 
-Co ty robisz, jeśli można wiedzieć? - zapytałam nic nie rozumiejąc. 
-Zdejmuje adidasy. Nie widać? - zaśmiał się, a w jego głosie dało się wyczuć arogancki ton. Co on taki pewny siebie się zrobił? 
Blondyn miał na sobie ciemne dżinsy i nierozpinaną bluzę. Do tego jego włosy, były ułożone w 'artystyczny' nieład, co dodawało mu uroku. 
-Po co przyszedłeś? - zapytałam bezradnie widząc, jak chłopak odkłada swoje buty na ziemię. 
-Po Rossa przyszedłem. Tyle u Was siedzi, że zaczynamy się martwić. - powiedział, po czym omijając mnie, skierował się do salonu. 
-Proszę bardzo! Czuj się jak u siebie w domu! - powiedziałam sarkastycznie, wyrzucając ręce ku górze.
Wtem, usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Wściekła odwróciłam się do drzwi, podeszłam do nich szybko i otworzyłam je gwałtownym ruchem.
-Czego?! - warknęłam, a dopiero po chwili zorientowałam się, kto stoi w drzwiach. - Ooo... Cześć Garrett... - przywitałam się z przerażonym chłopakiem i zrobiłam krok w bok, aby wpuścić go do środka.
-Może ja lepiej... - zawahał się, wskazując na swój dom, lecz ja momentalnie zaprzeczyłam ruchem dłoni.
-Nie... Przepraszam a to powitanie, ale... kolega mnie wkurzył. - odburknęłam na samą myśl o zachowaniu Rikera.
-Ale wszystko już ok? - zaniepokoił się chłopak, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Teraz już tak. - powiedziałam, po czy zostałam obdarzona buziakiem w policzek. Garrett wszedł do środka i zaczął zdejmować swoje buty.
-Przepraszam, że się spóźniłem, ale musiałem jeszcze coś załatwić... - zakłopotał się, po czym wyciągnął małe pudełeczko z tylnej kieszeni spodni. Mi natomiast, żołądek podskoczył do gardła.
-Garrett... Ja... Bardzo Cie lubię... Ale chyba nie jestem gotowa na ślub... - wymamrotałam, nie wiedząc co zrobić. Nie chciałam zranić chłopaka, ale z drugiej strony, jeszcze nie śpieszy mi się do ołtarza!
Nie wiedząc czemu, Garrett cicho zachichotał. Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc.
-Spokojnie, Van... Wiesz, że Cię bardzo lubię, ale mi też nie śpieszy się oświadczać, spokojnie. - zaśmiał się, a ja spłonęłam rumieńcem na myśl o własnej głupocie. - To tylko taki mały prezent dla mojej dziewczyny. - dodał po chwili, po czym otworzył pudełeczko, w którym znajdowała się mała srebrna bransoletka, z wyrytymi moimi inicjałami. Garrett założył mi ją na rękę, po czym obdarzył mnie kolejnym słodkim uśmiechem.
-Ooo... Dziękuje... - westchnęłam.
-To co... Idziemy oglądać ten film?
-Pewnie. - powiedziałam radośnie i pociągnęłam chłopaka za rękę, w kierunku salonu. Zanim jednak tam weszliśmy, zatrzymałam się jeszcze na chwilkę.
-Yyy... Byłby to duży problem, jakby towarzyszyli nam moi przyjaciele? - zapytałam niepewnie, przypominając sobie, ile osób znajduje się już w tym pomieszczenia.
-Ale, że wszyscy? - brunet był widocznie przerażony tym stwierdzeniem.
-Nie... Tylko moja siostra, jej chłopak, i... dwie inne osoby. - powiedziałam.
-To dobrze... - chłopak wyraźnie odetchnął z ulgą. 
-Coś się stało? Co jest nie tak z moimi przyjaciółmi?
-Nie chodzi o to, że coś jest z nimi nie tak... Ale po prostu... No dużo ich jest i ten wieczór nie byłby już taki osobisty... A zwłaszcza, gdyby tych dwóch brunetów zaczęło wariować... Wybacz, ale nie pamiętam ich imion. - powiedział spokojnie. Nie powiem, zabolało. Mój chłopak nie trawi moich przyjaciół?!
-Rozumiem... - wybełkotałam i nie chcąc wracać do tego tematu, weszłam do salonu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to pusta miska po popcornie - dzieło Veroniki - i blondyn, który siedział sobie na ostatniej wolnej kanapie.
-Riker? A co ty tu robisz?! - powiedziałam nie kryjąc frustracji.
-No przecież sama mnie wpuściłaś. Nie pamiętasz? - odpowiedział posyłając mi szeroki uśmiech. Co on taki arogancki dzisiaj?
-Ross chciał obejrzeć z nami film, a ja zaproponowałam Rikerowi, żeby został z nami. Myślałam, że to nie będzie dla Ciebie problem... - wyjaśniła Laura, która aktualnie wtulała się w swojego chłopaka. Mój wzrok powędrował na Rikera, którego oczy były we mnie wlepione i ewidentnie próbowały mi coś udowodnić. Jakby wiedział, że boję się coś robić w obecności jego i Garretta... Ale nie ze mną takie buty. Niech nie myśli, że i tym razem mu ulegnę. W porządku, przyjmuję wyzwanie.
-Oczywiście, że to nie problem. - powiedziałam z przesadną słodyczą. Słysząc moje słowa, w oczach Rikera pojawiły się dwie iskierki... szczęścia? O co mu do jasnej ciasnej chodzi!
Podeszłam do kanapy, na której siedział Riker i zajęłam miejsce obok niego, na środku sofy. Z mojej drugiej strony usiadł Garrett.
-To... Co oglądamy? - zagadnął Ross.
-Myślałam o jakimś horrorze... - zaproponowałam niepewnie.
-Średnio przepadam za horrorami... - przyznał się Garrett. Już chciałam się odezwać, ale swoje trzy grosze, musiał oczywiście dorzucić pan Lynch;
-No nie mów, że wymiękasz... - prychnął Riker.
-Nie wymiękam. Nie lubię horrorów. - wysyczał przez zaciśnięte zęby mój chłopak. Robi się źle...
-Vanessa lubi horrory. Dziewczynom się ustępuje, nieprawdaż?
-Zgoda. - pękł Garrett, a ja odetchnęłam z ulgą. Ta rozmowa, mogła się potoczyć o wiele gorzej...
-Oglądamy to?! - pisnęła radośnie Veronika, trzymając w dłoniach opakowanie jakiejś płyty.
Tak... Z całej naszej paczki, zdecydowanie ona, Riker i ja byliśmy największymi fanami tego rodzaju filmów. Mało który też nas przerażał. Skoro więc Veronika tak się cieszy na myśl o objerzeniu go, to musi być niezły...
Spojrzałam na Garretta. Był niepewny i może nieco... Wystraszony?
-Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... - powiedziałam. To miał być miły wieczór, nie chcę zmuszać mojego chłopaka to robienia czegoś, na co nie ma ochoty.
-Oj Van... - Vera zrobiła smutne oczka.
-Bez przesady Vanessa... Uwierz mi, widziałem ten film i jest genialny! A znając Ciebie, na stówę Ci się spodoba! - zachęcał mnie Riker. I jak mu delikatnie wyjaśnić, że wcale nie chodzi mi o mnie...
-Nie jestem pewna...
-No nie mów, że się boisz! - powiedział z ironią w głosie.
-Nie boję się. - powiedziałam pewnie. Może i troszczę się o Garretta, ale nie pozwolę nikomu wmawiać mi, że boję się głupiego filmu!
-Boisz się. - odparł Riker, a jego usta wykrzywiały się w coraz szerzy uśmiech. No bardzo zabawne!
-Noe boję się.
-W takim razie, zróbmy zakład. Jeśli nie wystraszysz się, co wiążę się z ani jednym krzykiem, ani jednym zasłonięciem oczu, i ani jednym przerażeniem w oczach, dam Ci spokój przez tydzień. - powiedział pewnie, a wizja Rikera, który nie będzie próbował mnie złamać przez tydzień, wydała się mi bardzo kusząca...
-A co, jeśli ty wygrasz? - spytałam. Każda studnia ma drugie dno...
-Sama satysfakcja z wygranej mi wystarczy. - powiedział, wyciągając w moim kierunku swoją dłoń. Uścisnęłam ją pewnie.
-No to włączamy! - pisnęła uradowana Veronika i włożyła płytę do odtwarzacza.
Ja natomiast, żeby ostudzić trochę pewność siebie pana Lyncha, odsunęłam się od niego jak najdalej mogłam, wtulając tym samym w tors Garretta, który opiekuńczo mnie objął. Mimo, iż Riker miał wlepiony wzrok w ekran telewizora, to i tak wiedziałam, że to zauważył. Czemu? Choćby dlatego, że jego lewa dłoń zacisnęła się w pięść, a z twarzy zniknął uśmiech. Punkt dla mnie!
Odwróciłam głowę do Garretta. Wszystkie mięśnie jego twarzy były napięte i skupione. Dotknęłam delikatnie jego policzka.
-Będzie dobrze... Zobaczysz... - szepnęłam cicho, tak, by tylko on usłyszał. Posłał mi lekki uśmiech, po czym oboje spojrzeliśmy na ekran telewizora.
Horror się zaczął. I mój zakład też. I mam zamiar to wygrać.

*oczami narratora*

Maia, ubrana w swoje wygodne spodnie dresowe i szary podkoszulek siedziała na kanapie, oglądając jakiś film. W ręce, trzymała kubek kakao, które co chwila popijała. W tej chwili, po jakże udanym, a zarazem szalonym i wyczerpującym weekendzie, potrzebowała chwili spokoju. I wytchnienia.
Dziewczyna kochała swoich przyjaciół, a te wszystkie szaleństwa, które z nimi przeżywała, wywoływały uśmiech na jej twarzy, ale czasem, każdy potrzebuje chwili dla siebie. 
W pewnym momencie, była przerwa na reklamę. Brunetka chwyciła więc w swą dłoń komórkę i zaczęła szperać po różnych stronkach w internecie. Sprawdziła facebook'a, twitter'a i jeszcze parę innych stronek. Gdy nic nie znalazła, poczęła oglądać jakieś swoje stare zdjęcia. Niektóre były zrobione z jej przyjaciółmi, na niektórych znajdowała się jej rodzina, znajomi z planu, albo i nawet ona sama. Wtem, urządzenie w jej dłoni zaczęło wibrować. Maia zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, że na ekranie wyświetlił się jej manager. Wzięła jeden głębszy oddech, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę. Przyłożyła telefon do ucha i po przywitaniu się, uważnie zaczęła słuchać tego, co mówił do niej manager. A mówił on bardzo ważne rzeczy, które mogły wpłynąć nie tyle co na karierę dziewczyny, ale na jej życie. Maia co chwilkę potakiwała, albo wydawała z siebie cichy pomruk.Po nie całych pięciu minutach, podziękowała za rozmowę i złożoną propozycję, po czym się rozłączyła. Niepewnie odłożyła telefon na stolik, wraz z kubkiem gorącego kakao. Następnie schowała twarz w dłoniach. W jej głowie pojawiło się mnóstwo pytań i odpowiedzi. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Bo czy coś wspaniałego, może się zarówno okazać czym złym?
Po krótkiej chwili, przetarła twarz dłonią. Następnie szybko upiła jeden łyk smacznego napoju i z powrotem oparła się o oparcie kanapy. Maia przygryzła dolną wargę. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Po krótkiej chwili namysłu, przełączyła kanał na program muzyczny. Dźwięki, które docierał do jej uszu, były dla niej teraz jedynym relaksem. Oparła głowę o oparcie sofy i przymknęła oczy.
Czasami, życie nie daje nam tego, co chcemy. Zawsze, mamy przed sobą kilka dróg, a gdy wybierzemy jedną z nich, to i tak ciągle będziemy się zastanawiać, co by się stało, gdybyśmy zdecydowali inaczej. No właśnie. Zawsze jest to "co by było gdyby". W podobnej sytuacji, znajdowała się Australijka. Chciała spokojnie spędzić ten wieczór, a tu nagle los stawia ją przed tak trudnym wyborem. Wyborem, który może zmienić całe jej dotychczasowe życie.
*****

-Veroniko... Ja... Zdałem sobie sprawę... Że tak właściwie to mi się podobasz... Nie! Zbłaźnię się. Veroniko, bo ty nie jesteś... Nigdy nie byłaś mi obojętna... Nie! Brzmię jak pajac... - chłopak po raz kolejny zacisnął swe pięści, patrząc w swoje odbicie w lustrze. - Jesteś beznadziejny! - warknął wskazując w przedmiot, czyli będąc złym na... samego siebie. Wziął jeszcze raz głęboki wdech, po czym ponownie otworzył swe usta, aby coś powiedzieć. Zamilkł jednak, uznając, że ponownie powiedziałby coś głupiego.
Miłość, robi z nas wszystkich dzieci. Boimy się do kogoś podejść, boimy się konsekwencji, boimy się rozmowy - nie jesteśmy sobą. Ale, czy w obecnej sytuacji można mówić już o miłości? To prawda, że nastolatek już od dłuższego czasu pałał do głębszym uczuciem do Very, jednak czy w ich wieku, można to nazwać zakochaniem? Albo "prawdziwą miłością"?
-Tchórz... Wielki, śmierdzący tchórz! - chłopak warknął, po czym zrezygnowany opadł na łóżko. Przeczesał swoje włosy ręką, po czym westchnął cicho.
"A może ona nie powinna wiedzieć? Może my nie powinniśmy być razem? Może ona widzi we mnie tylko przyjaciela? - w jego głowie wciąż to rodziły się nowe pytania.
Wbrew pozorom, chłopak miał utrudnione zadanie. Jedynm z problemów było to, że przy brunetce czuł się tak... obco. Przy wszystkich dziewczynach był luzakiem, a przy niej... Czasami miał ochotę zapaść się pod ziemię. Kolejnym powodem było to, że przecież Veronice mógł podobać się ktoś inny. A jeśli już byliby razem (w co on wątpił) i by się rozstali, to co by się stało z ich wieloletnią przyjaźnią? W grę wchodziło też to, że nie miał pojęcia, czy jego przyjaciółka odwzajemnia jego uczucia. To wszystko mieszało się ze sobą i powodowało, że chłopak zbierał w sobie te uczucia już od... Kilku miesięcy.

Wtem, chłopak usłyszał, jak jego przyjaciółka woła go ze swojego pokoju. Momentalnie podniósł się z łóżka i leniwie spoglądając w lustro, skierował się do sypialni Rydel.
*****

-Uhh... - Vanessa po raz kolejny wciągnęła cicho powietrze, po czym odruchowo chwyciła zmiażdżyła ramię swojego chłopaka. Lecz tym razem, nie miała już zamiaru go puszczać. Van nie należała do osób, które boją się byle jakich filmów. Ten też nie był najgorszy, mimo, iż Laura chowała twarz w torsie Rossa, który czule obejmował ją rękami. Garrett również bał się niemiłosiernie, ale no cóż... Horrory nie należą do ulubionych rodzajów filmów bruneta. Veronika natomiast, co chwilę śmiała się z jakichś scen, powtarzając: "Ale krzywy ryj", "Nawet ja nie jestem taką idiotką, żeby tam wchodzić", "Powinien zainwestować w tic-taci" itp. Riker co chwilę zerkał na film, jednak większą część swojej uwagi skupiał na Vanessie, próbując przyłapać ją na chociażby jednym krzyku. 
A Van? Po prostu zero reakcji. Co prawda, podczas kilku scen wzdrygnęła się, lub wydała z siebie cichy pisk, ale pod żadnym pozorem nie chciała pokazać, że się boi. Nie mogła tego zrobić. Nie mogła dać Rikerowi tej satysfakcji. Nie miała zamiaru przegrać tego zakładu.
Podczas, gdy Vanessa przechodziła próbę siły swojej woli, Laura coraz to bardziej wtulała się w Rossa. Wtem, poczuła przy swoim uchu ciepłe powietrze. Uniosła delikatnie głowę, a kilka pasm włosów opadło jej na twarz. Ujrzała przed sobą te znajome brązowe oczy, które spoglądał na nią z wielką... miłością. Nagle, Ross nachylił się do dziewczyny i delikatnie ją pocałował. Trwało to może z trzy sekundy, ale wywołało na ustach brunetki delikatny uśmiech.
-A to za co? - szepnęła, aby nikomu nie przeszkadzać w seansie.
-A czy musi być powód? - zapytał młody Lynch, jednak widząc, jak źrenice oczu jego dziewczyny się rozszerzają, dodał:
-Za to, że jesteś.
-Aww... To było słodkie... - westchnęła brunetka, przygryzając dolną wargę. Następnie ponownie położyła swoją twarz na klatce piersiowej Rossa i spojrzała na ekran. Widząc scenę, która akurat miała miejsce w telewizorze, ponownie drgnęła i jeszcze bardziej przysunęła się do swojego chłopaka. O ile to w ogóle było możliwe...
-Chyba ktoś tu... - zaczął, jednak jego wypowiedź przerwało kichnięcie. - Ktoś tu nie lubi horrorów, co? - dodał, pociągając nosem.
-Na zdrowie. I tak, średnio przepadam za horrorami. Po prostu mnie nie interesują, a niektórych się boję. Na szczęście mam przy sobie takiego misia, który może mnie przytulić. - szepnęła, a kąciki jej ust wciąż były skierowane ku górze.
-Co? Już mnie zdradzasz? - blondyn udał urażonego.
-Chodziło o Ciebie tępaku... - dziewczyna cicho zachichotała. Ross już miał zamiar jej coś odpowiedzieć, ale ponownie przerwało mu kichnięcie. - Bardzo chorego misia... - dodała Laura. - To wszystko moja wina... Tak Cię przepraszam... - powiedziała, momentalnie tracąc cały dobry humor.
-Przestań. Nie kazałaś mi zostawać na dworze. To była moja decyzja i wiesz co Ci powiem? - zapytał, a Laura pokręciła przecząco głową. - Warto było. - powiedział pewnie. Tym razem to Laura złożyła na ustach chłopaka krótki pocałunek, jednak nieco dłuższy niż ten poprzedni. Następnie wciąż będąc wtulonym w siebie, para ponownie skupiła się na filmie.
Podczas kiedy kolejne stworzenie pojawiło się na ekranie, a Veronika wybuchła śmiechem, komentując jego fryz, Vanessa zacisnęła swe palce na ramieniu Garretta. Wtem poczuła, jak chłopak się od niej odsuwa. Spojrzała na niego zdziwiona, a może i... zawiedziona?
-Coś się stało? - zapytała niepewnie.
-Jeszcze pytasz? Miażdżysz mi ramię! - powiedział z wyrzutem brunet, a nawet jego ciepły usmiech, nie złagodził tych słów. - Poza tym, muszę iść na chwilę do toalety. Zaraz wracam. Będziesz tęsknić? - zapytał, głaszcząc delikatnie policzek czarnowłosej.
-Pewnie... - odparła, jakby nieobecna Vanessa. Chłopak cmoknął ją w policzek, po czym podnosząc się z kanapy, skierował się w kierunku łazienek. Vanessa jeszcze chwilę wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął jej chłopak, po czym westchnęła cicho.
Van rozumiała, że każdy ma jakieś wady. Nie lubiła oceniać ludzi po pozorach. Ale w obecnej sytuacji zastanawiała się, czy aby na pewno dobrym pomysłem było pakowanie się w związek z chłopakiem, którego ledwo co znała. Bo z każdą chwilą, zaczynała mieć co do niego pewne wątpliwości...
-I jak? Już się cykasz? - dziewczyna usłyszała czyjś głos przy swoim uchu. Momentalnie się odwróciła, wydając z siebie cichy pisk. Reakcja dziewczyny spowodowała, że Riker zaśmiał się cicho, po czym pewny siebie powrócił do swojej poprzedniej pozycji.
Vanessa skarciła się za to, o czym przed chwilą myślała.
"Garrett jest świetny. Nie mogę go tak oceniać... Pewnie mi się coś wydaje..." - zapewniała się w myślach, chociaż... Czy aby na pewno w to wierzyła?
Starsza Marano odszukała wzrokiem ekran, po czym postarała się ponownie skupić na filmie. Wtem, obrazy, jakby zaczęły się ze sobą zlewać. Nadchodził moment kulminacyjny.
"Nie będzie tak źle... Nie będzie tak źle..." - powtarzała sobie w kółko. Te słowa, zdały się jednak na nic. Już po chwili w pokoju dało się słyszeć głośny krzyk Vanessy, która momentalnie zamknęła oczy i schowała swoją twarz za czymkolwiek. Dopiero po kilku sekundach, udało się jej uspokoić oddech.
Zaczęła powoli otwierać swe powieki, i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że chowa się za czyimś ramieniem.
-Wiesz... - wyszeptał Riker. - Nie żeby mi to przeszkadzało, ale Twój chłopak zaraz tu wróci. - powiedział chłopak, nie odrywając wzroku od ekranu. Vanessa spojrzała na swoją dłoń, która kurczowo trzymała dłoń Lyncha. Niczym poparzona odsunęła się od niego, podkurczając swe kolana i oplatając je swoimi dłońmi.
Przegrała. Byle jaki film ją wystraszył. A to oznacza, że Riker nie da jej spokoju. I dalej będzie próbował ją 'zdobyć'.
Najgorszą świadomością jednak dla Nessy było to, że wcale nie jest jej z tego powodu przykro. Chciała być wściekła, że dała się ponieść emocjom. Chciała móc znienawidzić Rikera. Chciała móc znienawidzić samej siebie. Chciała czuć się źle ze świadomością, że blondyn spróbuje się do niej zbliżyć. Ale nie potrafiła...
Spojrzała wyczekująco w kierunku holu, który prowadził do łazienki.
"Dlaczego on tak długo nie wraca?" - Vanessa zaczęła się niecierpliwić. Może i przegrała zakład, ale chciała chociaż zachować resztki swojej dumy i obejrzeć film do końca. A było to nie lada wyzwanie, gdy nie miała koło siebie kogoś, do kogo mogła się przytulić...
Dziewczyna poczuła dziwne ukłucie w sercu. Zamiast miło spędzić wieczór w towarzystwie swojego chłopaka, ona zastanawia się, czy mu rzeczywiście na niej zależy. Dziwne? Zdecydowanie.
Kiedy na ekranie pojawiła się kolejna straszna scena, Vanessa nie wytrzymała i schowała twarz w dłoniach.
Po raz pierwszy w życiu bała się. I to potwornie.
Wtem, poczuła jak ktoś obejmuje ją ramieniem i czule głaszcze po głowie. Uradowana podniosła wzrok, jednak nie zobaczyła Garretta. Wciąż go nie było. I wtedy zdała sobie sprawę, kto tak na prawdę próbuje ją w tej chwili pocieszyć. Z lekka wkurzona, odwróciła głowę w drugą stronę. Nie myliła się.
-Co ty do jasnej ciasnej robisz?! - pisnęła złą, równocześnie to czując ulgę. Będąc tak blisko Rikera, czuła coś w rodzaju... bezpieczeństwa. A to ten idiota sprawiał, że się nie bała.
-Wygrałem zakład. - powiedział tryumfalnie, szczerząc się do Vanessy. - Ale i tak długo wytrzymałaś. Większość osób wysiada na drugiej scenie. - dodał szczerze. - A teraz chodź tu. Bo widzę, że długo tak nie pociągniesz. - zaśmiał się, nie zdejmując swojej ręki z ramienia dziewczyny.
Van czuła się lepiej, mając przy sobie przyjaciela. Mimo to czułą obawę. Przecież w każdej chwili Garrett mógł wrócić z toalet, i zastać ich w tej niezręcznej pozycji.
-Nie martw się. Gdy ten palant wróci, natychmiast się od Ciebie odsunę. - zapewnił dziewczynę blondyn, jakby czytając jej w myślach. Vanessa ostatni raz spojrzała w kierunku korytarza, po czym opierając głowę na ramieniu Rikera, ponownie zaczęła oglądać film. 
Jak się okazało, do końca seansu pozostało niecałe pięć minut, które minęły grupce przyjaciół bardzo szybko. Kiedy na kranie pojawiły się napisy końcowe, w całym pokoju rozległo się dosyć głośne burczenie. Wszystkie spojrzenia skierowały się na Veronikę.
-Mój brzuszek domaga się jedzenia. Zaraz wracam! - zawołała wesoło brunetka, po czym pobiegła do kuchni.
-Ja i Ross pójdziemy do mnie! - powiedziała momentalnie Laura, i ciągnąć blondyna za rękę, pobiegła do swojego pokoju.
-Tylko tym razem proszę bez scenek +18! - zawołał za nimi Vanessa, uśmiechając się pod nosem.
W pokoju pozostali jedynie Vanessa i Riker. Zapadła między nimi krępująca cisza. Obydwoje czuli się w tym momencie nieswojo. Po kilku sekundach, czarnowłosa odchrząknęła skrępowana, po czym zdając sobie sprawę, że wciąż tkwi w objęciach blondyna, odsunęła się od niego.
-Jeju... Ile on będzie siedział w tej łazience... - westchnęła cicho, jednak na tyle głośno, że Riker to usłyszał.
-Pewnie ten Gargamel najadł się za dużo smerfów i ma zatwardzenie. Skubaniec jeden... - skwitował Lynch, dla rozluźnienia atmosfery. Podziałało. Na twarzy czarnowłosej pojawił się szeroki uśmiech. Powoli zaczął się jednak przeradzać w przerażenie, kiedy ni stąd ni zowąd, Riker zaczął powoli przysuwać się do przyjaciółki.
-Co ty robisz..? - zapytała przestraszona, kiedy nie miała gdzie się już odsunąć.
-Van... Ja wiem, że ty tego chcesz... - wyszeptał blondyn, po czym przygwoździł dziewczynę do kanapy, pochylając się nad nią. Mimo wielu starań, Vanessa nie mogła się wyrwać z jego uścisku.
-Nie rób tego... - powiedziała prawie, że błagalnie. Podziałało. Lynch zatrzymał swe usta kilka centymetrów od twarzy czarnowłosej. Chłopak, zaczął się bić z własnymi myślami. W końcu jednak, ponownie zaczął się zbliżać do dziewczyny. Ich wargi już prawie się stykały, gdy nagle usłszeli zdziwiony głos;
-Vanessa? Co ty robisz? - na ten dźwięk, spojrzenia pary skierowały się na osobę stojącą w drzwiach.

***

Bum! :D
Wróciłam! :3 Cieszy się ktoś? ;p 
Pff... Jak miałam tą przerwę, to obiecałam sobie, że codziennie przysiądę do lapka i postaram się coś napisać. Tsa... Skończyło się na tym, że nadrabiałam odcinki mojego serialu *-* Chyba się uzależniłam od TDA o.O Ale jak tu nie kochać takiego Burkely'ego?


 Jak ja go uwielbiam *-*
 Btw to Peddie forever <3
Nom... Po mojej długiej nieobecności spodziewajcie się małego monolgu :3
Mam kilka spraw. Po pierwsze, chciałam spytać, czy spodobałoby się Wam, jakbym od czasu do czasu wstawiała do rodziału jakiś obrazek albo gif. Żeby nie był tylko sam tekst. Co o tym sądzicie? :)
Po drugie, jako że mam kilka wątków w głowie do rozwinięcia, pomyślałam, że teraz rodziały będą wyglądać trochu inaczej... Dużo się nie zmieni, ale będą podzielone na tak jakby... sceny? Tak, można tak powiedzieć ;)
Kolejną sprawą jest mój drugi blog. Tam rozdział pojawi się... w tym tygodniu, mam nadzieję, że jak najszybciej :) Ale tak jak wcześniej pisało mi się łatwo, tak teraz utknęłam na 5 rozdziale i mam zwis ;-; Ale do końca tygodnia się powinnam wyrobić :)
A next tutaj... Mam napisany, ale kiedy dodam to jeszcze zobaczę, bo w tym tygodniu trochu spraw mam na głowie :)
Tsa... Jak zwykle chciałam coś jeszcze Wam powiedzieć, ale mi się zapomniało :o Skleroza zawsze spoko ^^
Ach... I znowu się rozpisałam. 
Oczywiście zachęcam do komentowania, stęskniłam się za Wami i Waszymi opiniami :3
To póki co się żegnam i lecę czytać Odyseję. Jakie to jest okropne ;-; Bez urazy dla Homera ofc xd 
~MiLka <3

I jeszcze nutka na poprawę humoru :3



 



 


niedziela, 12 października 2014

35. I need a little loving tonight, Hold me so I'm not falling apart

Bardzo bardzo bardzo ważna notka! :)

Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom, którzy są tu ze mną i wywołują uśmiech na mej twarzy :)
Ale chciałabym wyróżnić kilka osób;
-Niewi (ostatnio byłaś na końcu, to dziś jesteś pierwsza ^^ Jak to mawiają, ostatni będą pierwszymi :D)
-Wierną Czytelniczkę 
-Słodką Czekoladkę (moja ty Twin kofana, czekam na dalsze zaczepki :3)
Oraz oczywiście moją Kaktuuseq :) Mam nadzieję, że nie udusisz mnie w szkole za to, co przeczytasz pod rozdzialikiem :3 
Miłego czytania dla wszystkich :)


*oczami Rydel*

-Po co tam idziemy? - zapytałam zdezorientowana, wciąż nic nie rozumiejąc. Rocky wprowadził nas do naszej altanki, gdzie było porozsypywane pełno kwiatów. Brunet puścił nasze dłonie i wskazał palcem jedno miejsce. Podążyłam wzrokiem w kierunek, który wskazał i aż zaparło mi dech w piersiach. Podobnie zareagował Jake.
Aktualnie nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać.

*oczami narratora*

Pod jedną ze ścian altanki, siedziała skulona, młoda dziewczyna. Mogła mieć może z 19, 20 lat. Miała na sobie sukienkę w kolorze błękitu, który idealnie wpasowywał się w jej oczy. Wiele osób ma niebieski odcień tęczówek, jednak w tych, kryło się coś... magicznego. Lśniły, niczym ocean za dnia, kiedy to promienie słońca obijają się o wzburzone fale. Dziewczyna miała podkurczone kolana, które oplotła rękoma. Brązowe włosy, lekko falowane, spływały po jej ramionach, kończąc się na wysokości pasa. Jej śnieżnobiałą cera, przypominała nieco urodę królewny Śnieżki - delikatna, niczym płatek śniegu.
Wpatrywała się przestraszonym wzrokiem w trójkę nastolatków, którzy stali przed nią, badawczo przyglądając się nieznajomej.W końcu głos, zabrał Jake;
-Kto to jest?
-Nie wiem. Znalazłem ją tutaj przed chwilą, ale nie chce się odezwać. 
-Myślisz, że była na imprezie?
-Pewnie tak...
-Jakbyście nie zauważyli, ona tu jest! - warknęła Rydel, uciszając tym samym swojego brata i Jake'a. - Jeszcze ją spłoszycie... - dodała już spokojniej.
-Ale my nie znamy nawet jej imienia...
-Mindy... - po usłyszeniu cichego dźwięku, który z początku przypominał pisk małej myszki, trójka przyjaciół odwróciła głowy w kierunku brunetki. - Ekhm... Ja... Ja nazywam się Mindy... - dodała po chwili, widząc ciekawe spojrzenia obecnych. 
-Mindy. A więc, co Cię tu sprowadza? - zagadał Rocky, jednak zamiast odpowiedzi, dziewczyna ponownie schowała twarz we włosach. Załamany brunet schował twarz w dłoniach. 
-Dajcie znać, jak coś wskóracie... - westchnął Rocky, po czym oddalił się od altany. Teraz, w środku pozostała tylko Rydel, Jake i tajemnicza dziewczyna. Blondynka wzięła cichy wdech, po czym ostrożnie, powoli podeszła do dziewczyny i przysiadła się obok niej, na ziemi. 
-Rydel jestem. - powiedziała promiennie, z typową dla siebie radością i optymizmem. Wyciągnęła dłoń w kierunku Mindy. Dziewczyna początkowo ostrożnie uniosła wzrok na blondynkę, jednak po krótkiej chwili podała jej dłoń. Mocny, aczkolwiek ciepły uścisk Delly dodał dziewczynie trochę otuchy. 
-Pamiętasz coś może z wczorajszego wieczoru? - zagadnęła blondynka. Mindy, zaczęła błądzić wzrokiem - od dziewczyny, po altance, aż po Jake'a, który przyglądał się uważnie tej sprawie. W końcu wzięła głęboki wdech i drżącym głosem, poczęła mówić;
-Ja... Pamiętam, że przyszłam tu tylko na chwilkę, bo dostałam zaproszenie i... I potem wiem, że spotkałam... go... - mówiąc to przerwała na chwilkę i wskazała palcem Jake'a - No a później wiem, że chodzliśmy po mieście i on dał mi jakiś pierścionek... A potem znowu tu wróciliśmy... I trochę wypiłam... I nic nie pamiętam... Rano obudziłam się w tej sukience, otoczona kwiatami, balonami... Tym wszystkim... - dokończyła łamiącym się głosem. Wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. Mimo wszystko, spod jej rzęs nie wypłynęła ani jedna łza. 
-Czyli to z Tobą się ożeniłem! - zaklaskał w dłonie Jake, ciesząc się z własnego odkrycia. 
-Jestem Twoją... żoną?! - powiedziała histerycznie Mindy, a chłopak dostał kopniaka od Rydel. 
-Nie przejmuj się... Ślubu udzielał mój głupi braciszek, więc uroczystość jest nieważna... - uspokoiła ją Rydel, której słowa, wyraźnie uspokoiły brunetkę. Zdziwiło to trochę niedoszłego pana młodego, w którego głowie zaczęło pojawiać się setki pytań. Dlaczego przejął się reakcją dziewczyny, której w ogóle nie zna? Tego sam nie wiedział...
-Czyli... Oprócz tego małego zamieszania, nic się nie wydarzyło? - próbowała się upewnić dziewczyna.
-Oprócz tego, że spędziłaś tu cały dzień i dwie noce, to nic ciekawego się nie działo. - zaśmiała się blondynka. Oczy Mindy natomiast, wyszły ze swoich orbit. 
-Co?! Byłam tu tak długo? Moja przyjaciółka będzie się martwić... Ja... Ja muszę ją zawiadomić... - zaczęła szybko mówić. Następnie podniosła się z ziemi, próbując utrzymać równowagę na szpilkach, które miała na swoich nogach. 
-Może Cię odwieźć? - zaproponowała Rydel, również wstając.
-Nie trzeba... Ale dziękuje. - odpowiedziała już głośniej i pewniej. Następnie niezauważalnie wymknęła się z altanki i pognała w kierunku wyjścia z ogrodu. Rydel i Jake spojrzeli na siebie zdezorientowani.
-To było...
-Dziwne. - dokończyła za przyjaciela Delly, mając na myśli zaistniałą sytuację.
-Tak... Dziwne... - powtórzył jakby nieobecny Jake, wciąż wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą zniknęła dziewczyna. - Zaraz wracam. - powiedział szybko i również wybiegł z altanki. Delly zmarszczyła brwi i postąpiła kilka kroków przed siebie.
-Tsa... Zdecydowanie dziwne. - skwitowała. Następnie westchnęła głośno i skierowała się do swojego domu.
W tym samym czasie, Jake dogonił Mindy. W tej chwili, szli chodnikiem, opuszczając posesję Lynchów. Ona, szła przodem, on, poruszał się tyłem tak, by cały czas patrzeć na dziewczynę.
-Czego chcesz? - zapytała, lecz w jej głosie nie było słychać wrogości, czy pogardy. Było to normalne pytanie, jednak zachowanie chłopaka, wywołało uśmiech na twarzy brunetki, który od razu został odwzajemniony.
-Dlaczego tak Ci ulżyło, gdy dowiedziałaś się, że nie jesteśmy małżeństwem? Jestem aż taki straszny? - zapytał unosząc jedną brew do góry. Mindy zatrzymała się, podobnie zrobił więc i Jake. Dziewczyna przejechała po nim wzrokiem i założyła kosmyk włosów za ucho. 
-Nie chodzi o Ciebie. Jesteś całkiem spoko i wydajesz się miły. - powiedziała niepewnie i dość cicho, tak, że nawet Jake ledwo co ją usłyszał. 
-Więc o co chodzi? - dopytywał chłopak. Brunetka przewróciła oczami. Już chciała coś powiedzieć, jednak przygryzła dolną wargę. Po raz pierwszy to ona miała przewagę nad chłopakiem - i miała zamiar to wykorzystać. Zachichotała cicho i ponownie ruszyła przed siebie powodując tym, że Jake znów rozpoczął poruszać się tyłem.
-No powiedz... - nalegał chłopak, jednak Mindy była nieustępliwa. Milczeli, aż ich 'spacer' dotarł do przejścia dla pieszych. Jako, że Jake był odwrócony plecami do jezdni, nie widział zbliżających się samochodów. 
Wyszedł na ulicę. 
Widząc to, Mindy momentalnie zareagowała. Ze strachem w oczach wyciągnęła przed siebie ręce i chwytając za ręce od Jake'a, przyciągnęła go do siebie najmocniej i najszybciej jak umiała. 
Zetknęli się ciałami. 
Teraz, dzieliły ich twarze dzieliły już tylko milimetry, a między ciałami, mogli wyczuć bijące serce tej drugiej osoby. Patrzeli na siebie, coraz ot bardziej zagłębiając się w sowich oczach. 
Auto przejechało.
A oni wciąż tak stali. W pewnej chwili, jako że Mindy wciąż trzymała ramiona Jake'a. chłopak uniósł swe ręce i złączył swe dłonie z dłońmi dziewczyny. Następnie zataczając koło, opuścił ręce z powrotem ku dołowi. 
Uśmiechnął się do niej. 
Ta chwila mogłaby trwać dłużej, gdyby Mindy nie poczuła się speszona. Momentalnie schyliła głowę w dół i wyplatając palce z uścisku chłopaka odsunęła się od niego. Potarła ręką swoje ramię i westchnęła cicho.
-Jak widzisz jestem dość nieśmiała... I wizja małżeństwa w wieku 20 lat po prostu mnie przeraziła. Nie chodzi o Ciebie, chodzi o mnie. - wyjaśniła, spoglądając płochliwie na Jake'a. Ku jej zdziwieniu, na twarzy chłopaka widniał szeroki uśmiech. 
-To dobrze. Już się bałem, że urok osobisty mi się popsuł. - położył dłoń na sercu i odetchnął. Ku jego zadowoleniu, wywołało to cichy śmiech ze strony dziewczyny. - Lubię Cię wiesz? - powiedział, jakby od niechcenia, ale ta jedna uwaga, sprawiła, że w sercu dziewczyny zatańczyły dwa płomyki. - Dasz mi swój numer? - powiedział wyciągając z kieszeni spodni telefon i nie czekając na odpowiedź, podał go dziewczynie. Mindy, nie czekając ani chwili dłużej, nacisnęła kilka przycisków na ekranie, po czym z powrotem oddała urządzenie chłopakowi. 
-Teraz będę wiedział gdzie dzwonić, jakbym chciał się z Tobą spotkać. - puścił dziewczynie oczko, po czym oparł się o słup od znaku drogowego. 
-Proponujesz mi randkę? - zapytała niepewnie dziewczyna, a kąciki jej ust uniosły się ku górze. Ku jej zdziwieniu, szeroki uśmiech zniknął z twarzy Jake'a. On sam natomiast zaczął nerwowo się kręcić i błądzić wzrokiem po ziemi. - Powiedziałam coś nie tak? - zaniepokoiła się Mindy. 
-Nie... Tylko... Chodziło mi o zwykłe spotkanie... Ja... Naprawdę Cię polubiłem... I może nawet mi się podobasz... Ale... Ja nie mogę. Przykro mi. - powiedział, próbując nie zranić dziewczyny. W tej chwili, karcił się w myślach za swoją śmiałość. 
Czasami nienawidził swojego charakteru. Podrywał wiele dziewczyn, a czasami sygnały które im wysyłał, były zbyt mocne. Ale przyzwyczaił się do tego - w towarzystwie Delly, sióstr Marano, czy... Veroniki zachowywał się tak, i to było dla niego normalne. One traktowały go jak przyjaciela mimo iż on, czasami traktował je jak nowo poznane dziewczyny, które próbuje poderwać. Nie było to złe, a jego przyjaciółki były do tego przyzwyczajone. Po prostu taki miał charakter.
Gdy zaczynał się temat tego, czy mógłby się z kimś umówić, zawsze się denerwował. Dlaczego? Można by rzec, że jego serce od dawna należy do jednej osoby...
-Rozumiem... - westchnęła cicho dziewczyna, po czym schyliła głowę. Nie trwało to jednak długo, gdyż już po chwili na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Uniosła swą twarz ku górze, by jeszcze raz spojrzeć na Jake'a. - Naprawdę miło było mi Cię poznać. - powiedziała, po czym rozłożyła swe ręce. Chłopak nie czekał ani chwili dłużej - od razu mocno przytulił się Mindy. Para powiedziała sobie jeszcze kilka słów na pożegnanie, po czym, gdy zaświeciło się zielone światło, Mindy ruszyła przed siebie. Jake stał tak jeszcze chwilę, patrząc na oddalającą się dziewczynę, po czym sam, z uniesionymi ku górze kącikami ust, ruszył w powrotną drogę - ku domowi Lynchów.
*****

 -Oddawaj tego pilota! - Rydel wrzasnęła już po raz kolejny na swojego brata, który nie miał zamiaru spełnić prośby blondynki.
-Ale ja chcę to oglądać! - sprzeciwił się Rocky, kolejny raz wiercąc na kanapie, na której siedział. Koło niego znajdowała się Rydel, która próbowała wyrwać z rąk brata przedmiot, uważany w niektórych przypadkach za świętość. W pewnym momencie, do salonu wszedł Riker. Rozdzielił kłócące się rodzeństwo i wyrywając z rąk bruneta pilot, klapnął na sofie.
-Ej! - zbuntował się Rocky.
-Gdzie dwóch się kłóci tam trzeci korzysta. - zaśmiał się blondyn, kierując urządzenie w stronę ekranu.
-Od kiedy ty taki mądry? - prychnęła Rydel, jednak na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
-Zdarza mi się. - odparł obojętnie najstarszy Lynch, po czym odłożył pilot na stolik. Momentalnie spojrzenia jego młodszego rodzeństwa, skierowały się na obiekt kłótni.
-Nawet o tym nie myślcie. - odparł stanowczo Riker, nie spuszczając wzroku z ekranu. Rydel i Rocky westchnęli cicho, po czym opadli bezradnie na sofę.
Cała trójka oglądała kanał, na którym co chwilę były puszczane jakieś teledyski, czy piosenki. Dla niektórych ludzi, jest to marnowanie czasu, jednak dla nich... jest to równie wspaniałe i pasjonujące zajęcie. Oglądając twórczość innych, sami mogą doskonalić swoje błędy, a także czerpać różne inspiracje. Czasami, słuchając jakieś piosenki, całkiem przypadkiem komuś wpadnie do głowy jakaś melodia, albo rytm, czy choćby takt. I to jest inspiracja. Kreatywni ludzie, potrafią ją czerpać z wszystkiego. A to rodzeństwo, zdecydowanie było pomysłowego. Mogli zrobić coś z niczego. Mogli dodać barw najszerszemu z dni. Mogli zawsze znaleźć sposób na nudę. Mogli dawać radość, śmiech, a zwłaszcza wspomnienia.
Mogłeś być ich fanem i ich podziwiać, mogli być Twoim wzorem. Ale żeby dokładnie ich poznać, wystarczyłoby Ci jedno popołudnie, jeden wieczór...
Rodzina Lynchów należała do osób otwartych. Łatwo nawiązywali nowe znajomości, a i nie brakowało chętnych do zaprzyjaźnienia się z nimi. Ci ludzie mieli w sobie po prostu coś, co Cię do nich przyciągało. Nie tyle, że nie mogłeś się temu oprzeć - nie chciałeś tego robić. Ich wesołe twarze sprawiały, że i ty się uśmiechałeś.
Oczywiście, jak każdy człowiek mieli swoje problemy. Związki, wrogowie, hejterzy, kłopoty, smutki - to wszystko nie było im obce. Wbrew pozorom, są oni zwykłymi nastolatkami, którzy mają życie jak inni. A życie nigdy nie jest kolorowe. To od Ciebie zależy, ile wniesiesz w nie barw. A oni potrafili sobie z tym wszystkim radzić.
Nagle, w telewizji zaczęła lecieć jakaś piosenka. Momentalnie wszyscy, jakby drgnęli, a kąciki ich ust zaczęły się powoli unosić ku górze. Dobrze wiedzieli, co to za piosenka.
-Pass Me By! - pisnęła radośnie Rydel, po czym podnosząc się, wskoczyła na sofę i zaczęła tańczyć i śpiewać. Początkowo śmiejący się z niej bracia, po chwili sami dołączyli do dziewczyny, wydzierając się w niebo głosy.
-Kto obdziera kota ze skóry? - zaśmiał się Ell wchodząc do pomieszczenia i zatykając sobie uszy dłońmi. Rodzeństwo Lynch nie zwróciło na niego uwagi. Jedynie Rocky spojrzał na przyjaciela i wyciągając ku niemu dłoń, wciągnął go do 'tanecznego koła'. Teraz, cała czwórka wariowała i śpiewała, nie zwracając uwagi na nic, co się wokół nich dzieje.
Podczas gdy dzikim tańcom nie było końca, przez szum muzyki rozległo się ciche pipanie. Rydel niczym oparzona wyprostowała się i poczęła błądzić wzrokiem po pokoju. Gdy napotkała na swojej drodze pilot od telewizora, zeskoczyła z kanapy i chwytając urządzenie ściszyła trochę telewizor. Następnie sięgnęła do kieszeni swoich spodni, aby móc wyciągnąć z niej swoją komórkę.
-Co jest? - zaciekawił się Riker, spoglądając na wyświetlacz przez ramię siostry.
-Dostałam wiadomość... Od Lau... - powiedziała, jakby nieobecna, wczytując się w treść sms'a.
-Tylko ty jesteś na tyle genialna, żeby nie umieć przeczytać sms'a podczas głośnej muzyki. - zaśmiał się Rocky, za co został obdarzony groźnym spojrzeniem ze strony swojej siostry. 
-Ciii... - zachichotała i ponownie schowała telefon do kieszeni spodni.
-I co napisała?
-Że Ross jest u nich w domu i że nie wygląda najlepiej. - dziewczyna momentalnie posmutniała. - Może do niego pójdę? Martwię się...
-Rydel, coś tak sądzę, że dziewczyny się nim dobrze zaopiekują. Zresztą, ma trzy laski w jednym domu, pokrzywdzony nie będzie. - zaśmiał się Ell.
-Poza tym, bardziej przydasz się tutaj.
-A to niby w czym? - zaśmiała się blondynka.
-No ktoś nam obiad musi ugotować. - odparł całkiem poważnie Rocky, przez co Rydel przewróciła teatralnie oczami. - No ej! Wyobrażasz sobie takiego mnie w kuchni? Z dostępem do noży? I pieca? I...
-Dobra! Zrozumiałam! - dziewczyna wyrzuciła ręce w powietrze.
-Ja pójdę sprawdzić co u niego. - zaoferował się Riker. Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku niemu. - No co?
-Idziesz tam dla Rossa, czy dla Vanessy? - Rocky zmrużył oczy.
-Zawsze można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. - pstryknął palcami, po czym skierował się na schody.
Wtem, jakby celowo, do salonu wszedł Jake, trzymając w rękach telefon.
-I jak? Załatwiłeś te 'ważne' sprawy? - zaśmiała się Delly, wybudzając z transu chłopaka.
-Co.? Aha... Tak tak... Załatwiłem... Em... - gubił się we własnych słowach.
-Coś nie tak? - zmartwił się Ellington.
-Nie... Wszystko ok. - zbył go. - Widzieliście prognozę na dzisiejszą noc? Ma być ponoć straszna burza... - zmienił temat, mając nadzieję, że jego przyjaciele połkną haczyk. Ku jego ucieszy, tak się też stało.
-Skąd wiesz? - zaciekawił się Ellington.
-W internecie krąży komunikat. W wiadomościach pewnie też powiedzą.
-No... To trzeba coś zaplanować. - Rydel zatarła złowieszczo ręce.
-Może by jakieś nocowanie zrobić? Albo coś?
-Czekajcie... Riker ma zamiar dołączyć do Rossa i dziewczyn... Można by to wykorzystać. - Rydel poruszyła znacząco brwiami, a na twarzach chłopaków pojawiły się chytre uśmiechy.
-Cóż mogę więcej powiedzieć? Zapowiada się ciekawa noc. - podsumował to wszystko Rocky, po czym całe grono rozsiadło się na kanapach, obmyślając plan dzisiejszego wieczoru.

***

Bum!
Ach... Rozdziału nie było dłużej, a jak już jest, to taki trochu nudnawy, w ogóle mało się dzieje - wiem. Ale czasami muszą się pojawić takie rozdziały, bo zapoczątkują one nowe wątki :3
W następnym rozdziale, dzieje się więcej ^^ 
Pff... Teraz ważniejsza sprawa. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad zrobieniem sobie krótkiej przerwy od blogów. Powodów jest kilka:
-ostatnio na nic nie mam czasu
-dałam się wrobić w olimpiadę z polskiego (z czym związane jest przeczytanie dodatkowych 3 lektur i masa nauki)
-słowa mi się nie kleją w pisaniu
-ogrom nauki, jeszcze nigdy nie miałam tylu rzeczy naraz do wykucia ;-; 
Do tego dochodzi jeszcze kilka spraw osobistych, ale nie będę się tu o tym rozpisywać ;)
Także... Sama nie lubię, kiedy jakiś blog jest zawieszany, ale czasami trzeba się postawić w sytuacji tej drugiej osoby :(
Tak więc... Myślałam już nad tym od dłuższego czasu. Nie chcę Wam wstawiać jakiś rozdziałów pisanych na siłę, czy na szybko, a nie chcę też, żebyście musieli strasznie długo na nie czekać.
Tak więc... Znikam na dwa tygodnie. Mój oficjalny powrót będzie 27.10 (poniedziałek) - wtedy też pojawi się 35 rozdział. Jakby co, to Wasze rozdziały postaram się komentować, po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby wszystko uporządkować ze mną ^^
No cóż... Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wybaczycie, oraz że mnie nie opuścicie ;) 
Przepraszam , ale myślę, że ta krótka przerwa dobrze mi zrobi :) 
Dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, one naprawdę są dla mnie bardzo ważne :)
Na koniec dodam jeszcze, że z góry przepraszam za moją rzadką nieobecność na gg ostatnimi czasy, ale ja naprawdę na nic nie mam czasu ;-; Nie wyobrażam sobie, co mają Ci, którzy są teraz w liceum, albo (jak Niewi :3) na studiach. Współczuję :/
Pff... To żem się rozpisała. :3 Jeśli ktoś z Was dotarł do tego momentu, to jeszcze raz przepraszam za tą zawieszkę. Od razu mówię, że dotyczy ona moich DWÓCH blogów. :/
To na koniec życzę miłego tygodnia. Przetrwajcie jakoś tą szkołę ^^
Już za Wami tęsknie :*
~MiLka <3

Na pożegnanie dodam Wam jedną z moich trzech ulubionych piosenek. :)

 
I tradycyjnie gifek :3 Do za dwa tygodnie misie :3



 

wtorek, 7 października 2014

34. Take my hand and we'll make it - I swear! Whoah, livin' on a prayer!

Stałam tak i wpatrywałam się w chłopaka, który leżał skulony na naszym ganku. Momentalnie padłam na kolana, przykładając swoją dłoń do jego czoła. Ross był rozpalony. Jego skóra wrzała.
-Ross... Ross... - szeptałam, lekko szturchając go w ramię. Blondyn rozwarł oczy. Podniósł się, opierając o własne ramię.
-Lau! - powiedział słabym głosem, a jego zamglone oczy, zaświeciły się.
-Coś ty ze sobą zrobił...
-Lau... Ja... Ja muszę z Tttt... Tobą.. popo.. pogadać. - wydukał.
-Nie tu... - zamyśliłam się i chwytając chłopaka za ramię, pomogłam mu wstać. Objęłam się jego ręką tak, by mógł się na mnie wesprzeć. Następnie powolnym krokiem weszliśmy do domu.
Kopnęłam w drzwi wejściowe, aby się zamknęły. Następnie powolnym krokiem, bo muszę przyznać, że Ross swoje warzył, ruszyłam wraz z chłopakiem w kierunku schodów.
Każdy kolejny stopień, sprawiał chłopakowi wielki trud. Po kilku minutach, znaleźliśmy się jednak na górze.
-Jeszcze chwilkę... - zapewniłam chłopaka słysząc, jak z jego płuc wydobywa głośny kaszel. Wreszcie doczłapaliśmy do mojego pokoju.
-Lau ja...
-Nic nie mów. - przerwałam mu, może zbyt stanowczym tonem. ale nie myślałam teraz o tym. Najważniejsze było dla mnie to, aby mu pomóc. Położyłam go na łóżku i odgarniając wszystko. Następnie ułożyłam jego głowę na poduszce, a ciało przykryłam kołdrą.
-Daj mi chwilkę... - powiedziałam, głaszcząc jego policzek, a następnie szybko wybiegłam z pokoju.
Schody pokonałam w kilka sekund, a następnie dosłownie wpadłam do kuchni.
-No hej. Co się stało? - zaśmiała się Veronika.
-Ross całą noc spał na ganku... Jest chory... Jesteśmy w moim pokoju... Muszę mu pomóc... - wybełkotałam, wyciągając z szafek odpowiednie rzeczy. W ostatniej chwili wzięłam do ręki termometr, i nie zwracając uwagi na słowa Vanessy i Veroniki, opuściłam kuchnię.
Skierowałam się z powrotem do mojej sypialni. Gdy tam weszłam, zobaczyłam, jak blondyn smacznie sobie śpi. Momentalnie odrzuciłam do tyłu włosy, które opadły mi na twarz. Wypuściłam z płuc powietrze. Następnie podeszłam powoli do łóżka, i odkładając ówcześnie wszelkie rzeczy na półkę nocną, przysiadłam na skraju łóżka.
Założyłam kosmyk włosów za ucho.
Zaczęłam się wpatrywać w twarz Rossa. Miał podkrążone powieki, rozczochrane włosy, a jego twarz była tak potwornie blada... Jak mogłam być taka głupia... Mogłam dać mu to wszystko wyjaśnić...
Widać... Na serio mu zależy. I to jak.
Jak mogłam mieć wątpliwości?
Poczułam dziwne ciepło w sercu. Uczucie, że ktoś... Ktoś chce być przy Tobie... Że zależy mu na Tobie... Że jest w stanie zrobić dla Ciebie wszystko... Że chce przy Tobie być... Nawet, jeśli będzie przez to cierpieć...
Tak jak aktualnie on.
Dlaczego ja wciąż popełniam tyle błędów? Nie daje mu dojść do słowa... Nie słucham wytłumaczeń... Dlaczego ja muszę taka być? Co jest ze mną nie tak..?
Starając się o tym nie myśleć, sięgnęłam do szafki po swój telefon komórkowy i wysłałam do Delly krótkiego sms'a.
Wtem, poczułam, jak ktoś delikatnie chwyta moją dłoń. Przeniosłam wzrok na blondyna, który aktualnie wpatrywał się we mnie, jeszcze na wpół śpiącymi oczami.
Uśmiechnęłam się do niego krzepiąco.
Odwzajemnił gest, chociaż widziałam, ile go to kosztowało.
Odwróciłam się, i wśród wielu rzeczy leżących na szafce, chwyciłam termometr. Następnie odgarnęłam kołdrę, aby móc wsadzić chłopakowi go pod koszulkę. Nie opierał się. Kiedy moje palce zetknęły się z jego skórą, poczułam lekkie mrowienie.
Dlaczego on wywiera na mnie taki wpływ?
-Ross... Ja Cię przepraszam... Ja nie chciałam... Po prostu... Gdy powiedziałeś, że to wszystko... Było przypadkiem.. Ja.. ja... Ja byłam tak smutna i... I nie potrafiłam inaczej zareagować... Przepraszam Cię... - wyszeptałam, czując, jak moje oczy są zaszklone.
-Nie płacz... - wychrypiał nastolatek, będąc widocznie zmartwionym. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.
Nagle, w pokoju rozległo się ciche pikanie, oznaczające, że temperatura została zmierzona. Natychmiast wyciągnęłam spod pachy Rossa termometr i spojrzałam na niego. Moje oczy momentalnie się poszerzyły. 39,1*. O mój Boże...
-Dzwonię po lekarza. - powiedziałam szybko, chwytając za swój telefon.
-Nie... Nie rób tego... - wyszeptał, a ja na niego spojrzałam. Patrzał na mnie, wręcz błagalnie.
-Ale... Jesteś chory. Muszę zadzwonić.
-Musimy pogadać.
-Zgoda. Ale zaraz potem dzwonimy do doktora, a teraz Ci pomagam. Wtedy, możemy pogadać.
-Dobrze... - odetchnął, jakby wyraźnie mu ulżyło. Ja natomiast, wzięłam do ręki chłodne okłady i przyłożyłam je do czoła chłopaka. Na jego twarzy wykwitł grymas. Ja natomiast, z małego pudełeczka, wyciągnęłam tabletkę na obniżenie temperatury, i podałam ją chłopakowi. On, wziął ją buzi, a ja pomogłam mu popić ją wodą.
Następnie wstałam z łóżka, aby pójść po coś do łazienki, ale przeszkodziła mi ręka chłopaka, która złapała mnie za nadgarstek.
-Musimy. Pogadać. - powtórzył. Westchnęłam cicho, jednak z powrotem usiadłam na materacu.
-Musisz coś wiedzieć... - rozpoczął niepewnie Ross. - Wtedy, gdy tak im odpowiedziałem, było to spowodowane jedynie tym, że było mi głupio mówić im o... nas. Chciałem uniknąć niezręcznych pytań, czy głupich żartów... Po prostu... Nie wiem co mi odbiło. Ja naprawdę tak nie myślę... - mówił z takim zaangażowaniem, że prawie nie byłam pewna, czy on jest chory.
-Czyli... Ty... Ty coś do mnie czujesz..? - zapytałam, i sama nie wiem, dlaczego podłamał mi się głos.
Czekałam na odpowiedź, jednak jej nie usłyszałam. Zamiast tego, Ross uśmiechnął się do mnie, a następnie złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
Dopiero po chwili, otworzyłam z powrotem oczy, zauważając tym samym, że blondyn przygląda mi się z zaciekawieniem. Zachichotałam.
-Dlaczego zawsze, gdy rozpoczynamy ten temat, któreś z nas całuje tą drugą osobę?
-Nie wiem. A przeszkadza Ci to? - na jego twarzy wykwitł chytry uśmiech.
-Tego nie powiedziałam. - uśmiechnęłam się do niego, a następnie sama delikatnie ucałowałam jego polik.
-Teraz dzwonimy do lekarza.
-Nie, mam... Mam jeszcze jedną sprawę... - wyszeptał, patrząc głęboko w moje oczy.
-Ross...
-Nie. Lau, posłuchaj... Wiem, że między nami nie zawsze było wszystko dobrze. Wiem, że często się kłócimy, ale... Ale ja naprawdę czuję przy Tobie coś, czego jeszcze nigdy nie czułem. Przy żadnej dziewczynie. I chciałbym Cię spytać... Czy... Jeśli też czujesz do mnie coś wyjątkowego... Czy zostaniesz moją dziewczyną? - zakończył, zarówno płochliwym, jak i pewnym głosem.
A ja? Po moim policzku spłynęła słona łza. Ale nie była ona spowodowana smutkiem, ale przepełniającym mnie szczęściem.
-Tak... - tylko tyle zdołałam powiedzieć, zanim ponownie wpiłam mu się w usta. Mimo, iż zostaliśmy parą, ja czułam się, jakby conajmniej mi się oświadczył. Czemu? Bo nigdy nie śniło mi się, że mogłoby mnie to spotkać. Nie sądziłam, że Rossa i mnie może połączyć przyjaźń, a tym bardziej... miłość. Jak to dziwnie brzmi... Zakochałam się w nim. Ja naprawdę się w nim zakochałam...
Wtem, poczułam, jak ktoś delikatnie mnie od siebie odpycha. Rozwarłam swoje powieki i spojrzałam ze zdziwieniem na mojego chłopaka. Jak to dziwnie brzmi...
-Coś nie tak..? - zmartwiłam się.
-Jestt.. Jestem chory. I nie chcę Cię zarazić.
-Nie przejmuj się mną...
-Zawsze będę się Tobą przejmował. - kąciki jego ust uniosły się ku górze, a jego dłoń dotknęła mojego policzka.
-Ale teraz... Muszę zadzwonić po lekarza...
-Nie rób tego... Chcę teraz pobyć z Tobą... - wymruczał, ocierając się głową o mój brzuch. Zaśmiałam się cicho.
-Ale jesteś chory... - próbowałam się oprzeć jego urokowi.
-Z miłości. - powiedział kokieteryjnym głosem, a ja przewróciłam oczami.
-Jesteśmy razem niecałe dwie minuty, a ty mi już mówisz o swojej miłości?
-Nie trzeba być razem, żeby kogoś kochać...
-Ale...
-Żadnych ale. Nie idę do lekarza. - powiedział stanowczo. Do tego uśmiechnął się szeroko, aby udowodnić swoją rację.
-Ooo... Czyli, że ktoś doświadczył cudownego uzdrowienia? - powiedziałam sarkastycznym głosem.
-Mhm... - mruknął rozkładając się na łóżku i zdejmując ze swojego czoła zimny okład.
-To... Skoro ktoś tu boi się lekarza, to jak mam Ci niby pomóc? - zapytałam.
-Pamiętasz, jak byliśmy razem w wesołym miasteczku, a ja Cię niosłem na baranach?
-Pewnie, że pamiętam.
-To wtedy, chyba coś mi obiecałaś... - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc. - Ktoś coś o masażu mówił... Pamiętasz? - powiedział poruszając znacząco brwiami. Skoro tak chce się bawić, to proszę bardzo.
-Zgoda. Zdejmuj koszulkę. - powiedziałam, siadając za nim.
-Wiedziałem, że musisz coś z tego mieć... * - zaśmiał się, jednak spełnił moją prośbę. Gdy zobaczyłam jego umięśnione plecy, przełknęłam głośno ślinę. Następnie wzięłam głęboki wdech i próbując się skupić, przyłożyłam ręce do jego wciąż nagrzanych pleców.
Jeździłam palcami po jego plecach, co chwilę napotykając na jakieś zagłębienie. Uciskałam jego mięśnie, których, co muszę przyznać, było dużo. Co chwilę przymykałam oczy, starając się nie stracić kontroli, co Ross dodatkowo mi utrudniał, wydając z siebie ciche mruknięcia. W pewnym momencie, moje dłonie, przejechały po całej linii kręgosłupa chłopaka, zatrzymując się na szyi.
Teraz, nie kontrolowałam już nad własnym ciałem. Moje palce, lekko muskając szyję chłopaka, zjechały na jego tors. Ja sama natomiast, jakimś cudem znalazłam się przed nim, siadając na nim okrakiem. Następnie nie zważając na nic, po prostu wpiłam mu się w usta, wciąż wędrując dłońmi po jego torsie.
-Jestem chory... - wyszeptał dosłownie na sekundę przed tym, jak ponownie go pocałowałam.
-Zamknij się... - zachichotałam między pocałunkami, coraz to bardziej się w to wczuwając.
Wplótł palce w moje włosy.
W pewnej chwili, Ross opadł na łóżku, a ja klęczałam nad nim, wciąż obdarzając go namiętnymi pocałunkami. Jego ręce, przejechały po całym moim ciele, zatrzymując się na plecach.
Zwinnym ruchem, ściągnął mi koszulkę.
Nie panowałam nad tym, co się ze mną działo. Pchało mnie pragnienie jego bliskości... Jego pocałunków... Jego dłoni... Jego całego...
Oderwałam się od niego, dosłownie na chwilę, aby móc zaczerpnąć powietrza. Ross wykorzystał ten moment, aby zagłębić swoje wargi w moim dekolcie. Przyłożyłam swoją dłoń do jego włosów, aby ponownie móc go pocałować. Zagłębiałam się w tej chwili czułości, nie panując nad tym, co się dzieje z moimi rękami.
A moje dłonie, właśnie rozpinały jego pasek.
Wtem, poczułam, jak chłopak delikatnie muska moje wargi swoim językiem. Na moich ustach pojawił się przelotny uśmiech. Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą... Jednak, zatęskniłam za brązem jego oczu... Rozwarłam oczy, ponownie widząc przed sobą chłopaka.
Przepełniało mnie ogromne szczęście, którego nie potrafiłam opisać... To było, takie magiczne... A te iskry przeskakujące pomiędzy nami, dodatkowo podkręcały atmosferę.
Podczas gdy jedną ręką Ross jeździł po moim udzie, drugą, chwycił gumkę od moich spodenek od piżamy, przyciągając mnie do siebie.
Przygryzłam dolną wargę blondyna.
Nagle, do moich uszu dotarło skrzypnięcie drzwi. Początkowo nie zwracałam na to uwagi, jednak gdy do moich uszu dotarł cichy chichot, Ross odwrócił ode mnie głowę.
-Co jest? - zapytałam nic nie rozumiejąc. Mimo to, odwróciłam głowę w kierunku, z którego dochodziły te dźwięki. Mianowicie - w progu, stała moja siostra.
-Od kiedy to gości się przyjmuję w samej bieliźnie? - zapytała Van, odkładając na moje biurko talerz z naleśnikami, i ponownie wracając w próg. Ale... Jak to w bieliźnie... Spojrzałam na swoje ubranie. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam na sobie spodenek.
-Yyy.... - zakłopotałam się, schodząc z blondyna. Poczułam, jak do moich policzków napływa krew. Po prostu kocham rumieńce! Ugh...
-Nie przeszkadzajcie sobie... - zaśmiała się moja siostra. - Ale jak coś, chce być chrzestną. - dodała, opuszczając mój pokój. Spojrzałam na Rossa, a następnie oboje wybuchliśmy śmiechem. Sięgnęłam po swoje spodenki, które jakimś cudem znalazły się koło łóżka. Ubrałam je na siebie.
-Koniec tego. A teraz... Idziesz spać. Musisz mi się tu wykurować. - powiedziałam stanowczo.
-Ale pod warunkiem, jeśli ty - odparł, wskazując na mnie. - położysz się ze mną.
-Jeszcze Ci mało? - zapytałam ironicznie, ale widząc jego uśmiech, przewróciłam oczami.
-No chodź tu... - wymruczał, kładąc się na łóżku. Podeszłam do niego powoli. - No wiem, że chcesz... - zaśmiał się. Mimo to, spełniłam jego prośbę.
Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, która wciąż była rozgrzana. Podczas gdy przybliżyłam się do niego, jak najbardziej mogłam, on, schował twarz w moich włosach.
To chyba najwspanialszy dzień w moim życiu...

*Ten tekst o koszulce jest wzięty z książki "Dary Anioła", jakby co ;p Tam było coś w tym stylu ^^ 

***

Bum!
I...  Jak? Zaskoczeni? Zadowoleni? Podzielcie się ze mną swoimi odczuciami :3
Pam pam pam! I wreszcie Raura together ^^ Sama już na to czekałam ;p
No i pojawił się Wasz upragniony masaż! ;p Mam nadzieję, że się nie zawiedliście ;p 
Eh... Może to jednak aż tak zboczone nie wyszło, ale ja wobec wszystkiego mam czasem skojarzenia... Never mind ^^ 
Jak tak to czytałam to takie przesłodzone wyszło o.O No ale nic... Czasem tak musi być :)
Nom... Więc może skoro nasza Raura wreszcie razem, to zostawicie mi po sobie ślad w dużej liczbie komów? Tak ładnie proszę *,* haha :D
To na koniec, z okazji nadejścia tego upragnionego momentu, dodaję Wam teledysk do mojej favourite song ^^ Ktoś kojarzy? ;p 
A więc życzę miłego popołudnia, odpoczywajcie, bo nie wiem jak u Was, ale moi nauczyciele powariowali o.O Eh... Trzeba to jakoś przetrwać ;p 
Do napisania :D
~MiLka <3 


I don't know why, ale kocham ten gif <3


poniedziałek, 6 października 2014

Zwiastun 34 rozdziału :3

Nom... Wiem, że pewnie wolelibyście ujrzeć cały rozdział, ale on dopiero jutro :x Póki co zostawiam Wam oto ten zwiastun i mam nadzieję, że chociaż trochę Was tym zaciekawię ^^

***
  
Następnie odgarnęłam kołdrę, aby móc wsadzić chłopakowi go pod koszulkę. Nie opierał się. Kiedy moje palce zetknęły się z jego skórą, poczułam lekkie mrowienie. Dlaczego on wywiera na mnie taki wpływ?


-Dlaczego zawsze, gdy rozpoczynamy ten temat, któreś z nas całuje tą drugą osobę?
-Nie wiem. A przeszkadza Ci to?


-Nie trzeba być razem, żeby kogoś kochać...


-Zdejmuj koszulkę. - powiedziałam, siadając za nim.
-Wiedziałem, że musisz coś z tego mieć... - zaśmiał się, jednak spełnił moją prośbę.


Uciskałam jego mięśnie, których, co muszę przyznać, było dużo. (...) Teraz, nie kontrolowałam już nad własnym ciałem. Moje palce, lekko muskając szyję chłopaka, zjechały na jego tors. Ja sama natomiast, jakimś cudem znalazłam się przed nim, siadając na nim okrakiem. Następnie nie zważając na nic, po prostu wpiłam mu się w usta, wciąż wędrując dłońmi po jego torsie.


-No chodź tu... - wymruczał, kładąc się na łóżku. Podeszłam do niego powoli. - No wiem, że chcesz...

***

No i to na tyle ^^ Jak czytałam niektóre fragmenty, to takie trochę zboczone mi to wyszło o.O Never mind ;p Wszystko przed Wami ^^ 
Żegnam się i do jutra :)
~MiLka <3

 


piątek, 3 października 2014

33. You know you're my saving grace, You're everything I need and more...

 Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem :) A... No i Happy ^^... Mam nadzieję, że nie 'rozszarpiesz mnie na kawałki' po tym, co tu zaraz przeczytasz ;-; Serio, po Twojej ostatniej wiadomości zaczynam się bać, haha :P 
Miłego czytania życzę Wam misie ^^

W końcu jednak ciekawość zwyciężyła. Odwróciłam powoli głowę, w kierunku chłopaka. To, co zobaczyłam, kompletnie zbiło mnie z tropu...
Ross wpatrywał się we mnie, a w jego oczach... Nie mogłam wyczytać nic. Kompletnie... Jakby bał się, ukazać swoje uczucia...
-Możecie nam to wyjaśnić?! - dopytywała Rydel, wciąż trzymając przed sobą czasopismo.
-Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że całowałaś się z kimś? A zwłaszcza z Rossem! - oburzyła się Van, patrząc na mnie z wyrzutem. Powoli przełknęłam gulę, rosnącą w moim gardle.
-No... Bo to było dla nas takie... No... Niezręczne... I nie wiedziałam, jak... I ustaliliśmy, że zostawimy to w tajemnicy... - zacinałam się, nie potrafiąc uzyskać jakiejś sensownej odpowiedzi.
-Dobra. Nie powiedzieliście nam o tym, trudno. Co prawda, jest mi trochę smutno, ale zapomnijmy o tym. Teraz ważniejsza sprawa. Jesteście razem? - zapytała się Rydel, a mimo delikatnego smutku, wyczuwalnego w jej głosie, mogłam dojrzeć w jej oczach dwa skaczące płomyczki. Wszystkie spojrzenia skierowały się na naszą dwójkę. Założyłam niesfornie kosmyk włosów za ucho. W sumie... To sama nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Bo, przecież gdy zaczął się temat naszego 'związku', to blondyn mnie pocałował. Czyli, że jesteśmy razem, co nie?
-No, chyba jesteśmy... - zaczęłam, niepewnie spoglądając na chłopaka. On jednak, w ogóle nie obdarzył mnie spojrzeniem. Zamiast tego, wpatrywał się w swoje rodzeństwo z zakłopotaniem, a może i... złością?
-Nie jesteśmy razem. Te zdjęcia, to przypadek. - powiedział pewnie, a mimo tego, że dzieliło nas kilka centymetrów, wyczułam, jak jego mięśnie się napinają. A ja? Dosłownie poczułam się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Czyli to wszystko... Nic dla niego nie znaczyło? Chciał się ze mną tylko zabawić?
Ale przecież... To nie jest do niego podobne... Ross taki nie jest!
Ale... Dlaczego więc to powiedział? Dlaczego to zrobił...
Ale ja mu zaufałam! Czyli to wszystko co mi powiedział, było tylko kłamstwem..?
W tej chwili nie wiedziałam, czy rzeczywiście w to nie wierzę, czy po prostu nie chcę w to uwierzyć...
-Ale przecież...
-Nie. - przerwałam blondynce czując, jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie! Nie mam zamiaru przez niego teraz płakać... Nie teraz... Zacisnęłam pięści, aby powstrzymać szklenie się moich oczu. - Ross ma rację. Te zdjęcia, były tylko przypadkiem. - powiedziałam pewnie, odszukując wzrokiem drzwi. -'My', byliśmy tylko przypadkiem. - ostatnie zdanie wypowiedziałam odwrócona do blondyna. Następnie podniosłam się z sofy. - Przepraszam Was, ale jestem już trochę zmęczona. Za dużo atrakcji, jak na jeden dzień. Jeśli będziecie chcieli, to resztę wyjaśnię Wam jutro. A teraz, jeśli pozwolicie, chyba wrócę do domu. Stęskniłam się za moim łóżkiem. - przywołałam na twarz sztuczny uśmiech i opuściłam pomieszczenie.
Znajdując się w holu, poczułam, jak miękną mi kolana. Oparłam się ramieniem o ścianę i założyłam buty.
-Lau! - do moich uszu dotarł głos mojej siostry. Odwróciłam głowę. W tym samym momencie, do pomieszczenia weszła Vanessa i Veronika.
-Nie musicie...
-Wracamy już też do domu. - przerwała mi Vera, uśmiechając się do mnie lekko.
-Ale nie myśl, że wywiniesz się od wyjaśnień. - powiedziała stanowczo Nessa, zakładając swoje buty.
-To chodźmy. - westchnęłam, i chwyciłam za klamkę od drzwi. Przekręciłam ją, a w tym samym momencie w pokoju pojawił się, wciąż jeszcze mokry, Ross.
-Laura czekaj. Nie o to mi chodziło... Daj mi to wyjaśnić. - powiedział, chcąc do mnie podejść.
-Nie ma nic do wyjaśniania. Masz rację. Nie jesteśmy razem. - mimo próby bycia stanowczą, to wiedziałam, że mój głos stał się łamliwy. Życie jest takie beznadziejne... Przez takie błahe sprawy, człowiek cierpi.
Tyle, że dla mnie, one nie były błahe. Bo naprawdę zaczęło mi zależeć na blondynie. I to bardziej, niż mogę sobie wyobrazić.
Pociągnęłam za klamkę, a drzwi się otworzyły. Momentalnie wyszłam na zewnątrz, a za mną podążyły Van i Veronika.
Szłyśmy przez jakieś 10 minut w kompletnej ciszy. Wtem, odezwała się moja siostra:
-Co się Wam w ogóle stało? - zapytała już spokojniej Vanessa. Widać świeże powietrze sprawiło, że z lekka ochłonęła.
-Tak jakoś wyszło... - odpowiedziałam beznamiętnie, wciąż próbując do siebie dojść.
-Lau, jeden pocałunek, i jeszcze Twoje hasło by przeszło. Ale trzy? - westchnęła Veronika, jakby próbując mi dać coś do zrozumienia.
-Pierwszy był przymuszony, bo pokazała nas kamera. Za trzecim razem, byłam totalnie pijana. A drugi pocałunek... Tak jakoś wyszło...
-Lau, posłuchaj. Wiem, że...
-Pewnie będziecie mnie chciały przekonywać o tym, że się w nim zakochałam, prawda? - przerwałam mojej siostrze, a ona spojrzała zdziwiona na Veronikę.
-Właściwie, to chciałyśmy właśnie z Tobą o tym pogadać, ale...
-Nie potrzebnie. - kolejny raz im przerwałam, wchodząc na werandę naszego domu. - Nie musicie mi tego uświadamiać, bo niestety, ja wiem, że się w nim zakochałam. - powiedziałam, jakby było mi to obojętne. Dziewczyny nawet nie wiedziały, ile to zdanie przysporzyło mi wewnętrznych uczuć i walk z samą sobą.
Weszłam do domu i spojrzałam na zegarek, stojący na szafce w naszym holu. 20:34. Dlatego też, powoli już się ściemnia.
Zdjęłam z moich nóg buty i już miałam zmierzać w kierunku salonu, gdy usłyszałam za sobą głośne pukanie, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam zdezorientowana na dziewczyny, które miały równie zdziwione miny, co ja.
-Otworzę... - powiedziała niepewnie Veronika, chwytając za klamkę od drzwi. Gdy uchyliły się, podeszłam bliżej dziewczyny, aby sprawdzić, kto zaszczycił nas swoją wizytą.
Westchnęłam cicho. Przed nami stał wciąż mokry Ross. Do tego na dworze lało jak z cebra! Chyba zdążyłyśmy przyjść do domu w ostatniej chwili... Spojrzałam beznamiętnym spojrzeniem na chłopaka, a przynajmniej się o to postarałam.
-Czego tu chcesz? - westchnęłam, odsuwając od nas Veronikę.
-Mu... Musimy poggggadać... - zaszczękał zębami, obejmując się ramionami. Ale teraz, miałam to gdzieś.
-No to za późno. - chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak on w ostatniej chwili włożył nogę między futrynę.
-Lau... Proszę wpuść mnie... - powiedział prawie, że błagalnym tonem. Niezły z niego aktor.
-Nie. Wracaj do domu. - odparłam, próbując się pozbyć jego nogi z progu naszego domu.
-Nie wrócę do dddomu, dopp pp póki nie pogadamy. Mogę tu sttt.. ttać nawet całą nnocccc... - wysilił się na stanowczy ton, krzyżując ramiona. Mimo to, wiedziałam, że był zdeterminowany. Chciałam tej rozmowy. Chciałam, żeby mi to wyjaśnił. Chciałam mieć nadzieję, że to tylko nieporozumienie. Chciałam otworzyć mu te głupie drzwi i wpuścić go do środka. Bo tak nakazywało mi serce. Ale ostatnio za częśto słucham jego bicia. Przyszedł czas, na rozum. I rozsądek.
-W takim razie miłej nocy życzę. Na Twoim miejscu, zaopatrzyłabym się w jakiś koc, bo jak rozpęta się prawdziwa ulewa, to nieźle zmokniesz. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Złej nocy życzę! - warknęłam i wypychając jego nogę z futryny, zamknęłam drzwi.
-Nigdzie się stąd nie... nie... nie rrruszam! - usłyszałam wołanie z zewnątrz.
-Mi to obojętne! - krzyknęłam, i z całej siły, na jaką było mnie stać, kopnęłam w drzwi. Momentalnie poczułam przeraźliwy ból w kostce. Złapałam się za stopę, i zaczęłam podskakiwać na drugiej nodze. Z mojego gardła wydobyło się ciche syknięcie.
-Lau... Chodź do salonu, usiądź sobie... - powiedziała opiekuńczo moja siostra, która wraz Veroniką przyglądały się temu zdarzeniu.
-Ale obiecujecie, że nie wpuścicie go do środka?
-Ale...
-Obiecujcie... - przymknęłam powieki, a w moim głosie dało się wyczuć determinację. Mimo, iż nie widziałam dziewczyn, byłam pewna, że w tej chwili patrzą się na siebie, nie wiedząc, co zrobić.
-Obiecujemy... - po usłyszeniu tych zbawczych słów, otworzyłam oczy.
I za to między innymi kocham moją siostrę i przyjaciółki. Bo choćbym nie wiadomo jak głupio postąpiła, i czy moja decyzja byłaby słuszna, czy też nie, to i tak by mnie poparły. I zawsze by się za mną wstawiły. Tak jest, tak było... I jestem pewna, że tak będzie. 
-Dziękuje. - szepnęłam, a następnie objęłam ramieniem Vanessę, chcąc się na niej wesprzeć. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko. Nie zwracając uwagi na czyjeś walenie w drzwi, poczłapałyśmy do salonu.
-Poczekaj tu chwilkę. - powiedziała Nessa, sadzając mnie na sofie. Veronika zajęła miejsce po mojej lewej stronie.
Po niecałych pięciu minutach, w pokoju z powrotem znalazła się moja siostra, trzymając w rekach jakąś tubkę i białe bandaże.
-Którą nogą walnęłaś w drzwi? - zapytała klękając przy mojej stopie. Uniosłam bolącą stopę ku górze, a ona chwyciła ją w swoje dłonie. Następnie wsparła ją na swoich nogach i otworzyła granatową tubkę, jak podejrzewam, jakiś żel. Nałożyła trochę maści na palce i będąc kilka centymetrów od mojej nogi, ostrzegła:
-To będzie trochę zimne. - po tych słowach, przyłożyła dłoń do mojej stopy i zaczęła wsmarowywać żel w moją kostkę. Poczułam lekką ulgę... Następnie owinęła moją stopę bandażem i patrząc na swoje dzieło uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Gotowe. - otrzepała dłonie i odłożyła tubkę z maścią na stół. Następnie zajęła miejsce na kanapie po mojej prawej stronie.
Oparłam się o oparcie sofy i zwiesiłam głowę w tył. Następnie westchnęłam cicho.
-Dzięki za pomoc.
-Nie ma sprawy. - siostra posłała mi ciepły uśmiech.
-No... To opowiadaj! - wybuchnęła nagle Veronika, jakby zbierała to pytanie w sobie od dłuższego czasu.
-Ale co? - spytałam, chociaż doskonale wiedziałam, o co im chodzi.
-No o tym gorącym uczuciu, rodzącym się między Tobą, a Rossem! - pisnęła, ciesząc się jak małe dziecko. Mimo wszystko, zachichotałam cicho.
-Nie chcecie tego słuchać...
-A właśnie, że chcemy! Ciesz się, że już się nie gniewam! Ja mogłaś mi nie powiedzieć, że się całowałaś z chłopakiem!!! - zaśmiała się moja siostra, sprzedając mi kuksańca. Odetchnęłam powoli, ciesząc się, że atmosfera nie jest aż tak napięta, jak się tego spodziewałam.
-Mówisz, jakby to była jakaś nowość. - próbowałam jak najdłużej odwlekać udzielenia im nurcącej odpowiedzi.
-Ale Ross?!
-Wy się nie lubiliście!
-A potem przyjaźniliście!
-Zawsze wiedziałam, że coś między Wami jest...
Słysząc ostatnią uwagę mojej przyjaciółki, spojrzałam z rozbawieniem na Veronikę.
-A to niby skąd? - zaśmiałam się.
-Intuicja. - wzruszyła ramionami, jednak na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
-No mów! Co między Wami jest?! - wybuchła Van. Ostatni cieszyła się tak, z dostania roli w serialu. Wow.
-No dobra... Skoro musicie wiedzieć... - westchnęłam, mimo to byłam wciąż rozbawiona ich reakcją na to wszystko. - Jakoś tak wyszło, że zakochałam się w tym dupku. Mówił mi, jak to bardzo mnie kocha i w ogóle... I tak jakby prawie byliśmy razem... Ale teraz już wiem, że chciał się mną tylko zabawić. - wzruszyłam ramionami, starając się udawać twardą. Mimo to, w środku byłam kompletnie rozsypana.
-Wyznał Ci miłość? Zakochałaś się w nim? Kiedy?!
-Jakoś tak wyszło... Zaczęło się chyba, od naszego wypadu do wesołego miasteczka.
-I ty mi o tym teraz mówisz?! - wkurzyła się Vanessa, a następnie chwytając w ręce poduszkę, rzuciła nią we mnie.
-To było dawno i nieprawda. A teraz... Wczoraj zbyt dużo nie spałam, więc jeśli pozwolicie, pójdę dziś trochę wcześniej spać. Zresztą... I tak jest już po 21... - powiedziałam, podnosząc się z sofy. - To dobranoc. - uśmiechnęła się do dziewczyn, a następnie wyminęłam kanapę, kierując się na schody.
-A co z Rossem? - zapytała Vanessa. - Tam na serio rozpętała się niezła ulewa... On zmarznie...
-Nie martw się o niego. Pewnie za jakieś pięć minut mu się znudzi i wróci do domu. - powiedział i skierowałam się do kuchni, aby napić się jeszcze wody.
-On Cię nie zostawi... - usłyszałam za sobą jeszcze głos Veroniki, ale udałam, że tego nie słyszałam.
Weszłam do pomieszczenia, popularnie zwanego kuchnią. Następnie wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam do niej wody. Już miałam opuścić pomieszczenie, ale coś mnie skłoniło, do ponownego spojrzenia w okno. To nie był już zwykły deszcz. To była prawdziwa burza. Na samą myśl o zmarzniętym blondynie, poczułam dziwne poczucie w sercu... To samo odczucie, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.
Przecież on tam zmarznie.
Przygryzłam dolną wargę i karcąc się w myślach za swoje głupie uczucia, pobiegłam do swojego pokoi. Następnie odkładając uprzednio szklankę na półkę nocną, wyciągnęłam z szafy jakieś koce. Żwawym krokiem opuściłam sypialnie i z powrotem zbiegłam na dół. Poszłam do holu, gdzie szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Ponownie zobaczyłam przed sobą Rossa, który był widocznie zaskoczony moim widokiem. Rzuciłam w niego kocami.
-Masz. - warknęłam, starając się unikać jego pięknych oczu. W przeciwnym razie, na pewno bym w nich utonęła i, co gorsza, wpuściła go do środka!
-Dziękuje. - powiedział miło. Stałam tak jeszcze może z dwie, trzy sekundy... Następnie spuściłam głowę w dół i zamknęłam drzwi. Starając się już więcej nad tym nie myśleć, z powrotem pobiegłam do swojego pokoju...

*następny dzień*
*oczami Rydel*

Tych smutnych spojrzeń chłopaków, gdy dowiedzieli się, że muszą dziś sprzątać, chyba nigdy nie zapomnę. No! Ale przecież, nie możemy się kolejny dzień obijać! Trzeba w końcu się tym wszystkim zająć... Co prawda, chociaż ich nie pamiętam w całości, moje urodziny były wspaniałe, ale coś za coś. Pozostawiły po sobie niezły ból głowy i masakryczny bałagan. 
Chociaż w sumie... Gdy teraz patrzę na trzygodzinny efekt naszej pracy, to muszę przyznać, że całkiem sprawnie nam poszło. Wtem, w kuchni, gdzie aktualnie kończyłam ustawiać szklanki, pojawił się Jake. 
-Jeszcze raz dzięki Delly, że mnie dziś przenocowaliście. - powiedział chłopak, dając mi całusa w policzek. 
-Nie ma sprawy. Kolejna para rąk do sprzątania. - zaśmiałam się. 
-Która godzina? - zapytał chłopak.
-Czekaj... - odparłam, zamykając szafkę z poustawianymi naczyniami. Następnie wyciągnęłam z kieszeni spodni swój telefon i spojrzałam na wyświetlacz. - Dochodzi 13...
-Długo Rossa nie ma, co nie? - powiedział chłopak, a ja poczęłam się zastanawiać. 
W sumie, to odkąd wybiegł za Laurą, tak do dzisiaj nie wrócił. Co, jeśli coś mu się stało? Nie... Pewnie przenocował u dziewczyn. Za bardzo się martwię...
Ale, że mój własny brat i młoda Marano... No tego to się nie spodziewałam! Widać, i Ross i Riker czują do nich mięte, przez rumianek (od aut. poznajesz skądś ten tekst, Wierna? ;p ~MiLka <3). 
Chociaż w sumie... Skoro ona wczoraj była na niego taka zła, to może go nie wpuściła do domu? A wczoraj tak padało...
-Zadzwonię do Laury, żeby się upewnić, czy Ross u nich spał. - stwierdziłam po chwili, a Jake pokiwał zgodnie głową. Wykręciłam numer do mojej przyjaciółki. Po kilku sygnałach, usłyszałam jej ospały głos...

*rozmowa telefoniczna*

L:Haaalo?
R:No hej Lau. Obudziłam?
L:Mhm...
R:Sorki...
L:Nie no spoko spoko... W jakiej sprawie dzwonisz?
R: Mam pytanie... Spał może u Was mój młodszy braciszek?
L:Ross?
R:Mhm..
L: W domu nie spał, ale miał zamiar spędzić noc na naszym ganku. Jak chcesz, to sprawdzę, czy nadal tam jest, chociaż wątpię...
R:To napisz mi, ok? Martwię się o niego...
L:Dobrze, napiszę. Rozumiem. To papa!
R:Papa!

Rozłączyłam się i westchnęłam cicho.
-I..? - dopytywał się Jake.
-Da mi znać. 
-No to musimy czekać. 
-No to musimy sprzątać! - zaśmiałam się, widząc przerażenie w jego oczach. W tym samym czasie, do kuchni wszedł wbiegł zdyszany Rocky.
-Ogarnąłeś ogródek i altankę? - zapytałam prosto z mostu. 
-Tak! Ale.... Ale to nie jest najważniejsze... Chodźcie! Muszę Wam coś pokazać! - oznajmił i nie czekając na naszą reakcje, zaczął nas ciągnąć za ręce w stronę ogrodu. 
Odwróciłam głowę w stronę Jake'a, który tylko wzruszył ramionami i pokazał mi język. Przewróciłam oczami. 
-I tak czeka Cię jeszcze sprzątanie. - szepnęłam i dałam się ciągnąć mojemu brązowo włosemu bratu. Przeszliśmy przez prawie cały ogród, mijając basen. 
-Po co tam idziemy? - zapytałam zdezorientowana, wciąż nic nie rozumiejąc. Rocky wprowadził nas do naszej altanki, gdzie było porozsypywane pełno kwiatów. Brunet puścił nasze dłonie i wskazał palcem jedno miejsce. Podążyłam wzrokiem w kierunek, który wskazał i aż zaparło mi dech w piersiach. Podobnie zareagował Jake.
Aktualnie nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. 

*oczami Laury*

Po rozmowie z Rydel, odłożyłam telefon z powrotem na szafkę nocną. Ona na serio myśli, że temu palantowi chciałoby się siedzieć pod moim domem całą noc i marznąć? Wątpię...
Mimo to zwlekłam się z łóżka i powoli poczłapałam w kierunku mojej łazienki. Umyłam tam zęby i rozczesałam włosy. Spojrzałam w lustro. Aktualnie miałam na sobie piżamkę, składającą się z krótkich, szarych spodenek i tego samego koloru bluzki na ramiączkach. Przez chwilę rozważałam opcję przebrania się w coś stosowniejszego, jednak uznałam, że to bez sensu. 
Opuściłam pokój czystości, a następnie i moją sypialnię. Poczłapałam powoli po korytarzu, a następnie skierowałam się na schody. Schodząc po nich, usłyszałam żywe rozmowy, dochodzące z kuchni. No tak. Pewnie dziewczyny już dawno wstały. W końcu jest 13!
Będąc na dole, rzuciłam niepewne spojrzenie drzwiom. Chcąc jak najbardziej oddalić chwilę otworzenia ich, by sprawdzić, czy blondyn tam nadal siedzi, skierowałam się do kuchni. 
-Ooo... I jak się spało nasz mały zakochańcu? - zachichotała Veronika upijając łyka swojej kawy. 
-Bardzo zabawne. - rzuciłam jej gniewne spojrzenie. - Apropo to dzień dobry. - przywitałam się, przywołując na twarz uśmiech. - Co tam smażysz? - zapytałam siostrę, podchodząc do niej. Gdy nachyliłam się nad patelnią, a do moich nozdrzy, doleciał piękny zapach. - Mmm... Naleśniki... - odpowiedziałam sama sobie.
-Zrobić Ci parę? - zapytała Vanessa, która była dziś w wyjątkowo dobrym humorze. 
-A co ty taka wesoła, cooo? - zachichotałam. 
-A bo się umówiłaś z Garrettem. Będzie tu o 19, więc jak chcecie zostać w domu, to ubranie obowiązkowe. I zajmuję salon. - powiedziała stanowczo, jednak w jej głosie, mogłam wyczuć nutkę rozbawienia. 
-Tak jest, kapitanie! - zasalutowałam wraz z Veroniką. 
-Usmaż mi też z dwa... - poprosiłam Vanessę, robiąc do niej szczenięce oczka. 
-Zgoda, zgoda...
-Kocham Cię! - pisnęłam, a następnie przypominając sobie o prośbie Rydel, skierowałam się do wyjścia z kuchni. 
-Gdzie idziesz? - zainteresowała się Vera, odkładając kubek na stół. 
-Sprawdzić czy pan Lynch nadal znajduje się na naszym tarasie. 
-To dla niego też usmażę naleśniki. - skwitowała Nessa, nakładając kolejną porcję ciasta na patelnię. 
-Skoro rzeczywiście wierzysz, że on tam nadal jest, to smaż. Najwyżej sama to zjem. - zaśmiałam się i opuściłam kuchnię. Następnie chcąc to mieć już za sobą, pobiegłam w kierunku drzwi. Otworzyłam drzwi, i rozejrzałam się wokoło. Tak jak myślałam. Rossa tu nie było. Westchnęłam cicho. 
Nawet, jeżeli się wypierałam, to w głębi duszy i tak miałam nadzieję, że on tu jednak będzie? Dlaczego? Bo naprawdę coś do niego poczułam. Głupia miłość... Budzi w człowieku złudne nadzieję, że ta druga osoba będzie cały czas przy Tobie, będzie Cię wspierać i uszczęśliwiać. Niestety życie, nie zawsze szykuje dla nas taką historię, jakiej byśmy chcieli. 
Już miałam wrócić do domu, kiedy usłyszałam ciche jęknięcie. Zdziwiona odwróciłam głowę w bok, nic nie rozumiejąc. I wtedy skierowałam swoje spojrzenie w dół. 
Ross. On tu był. Leżał skulony na ziemi, opatulony kilkoma kocami, które mu wczoraj dałam. Jego nos i czoło były czerwone, a włosy potargane. Cały się trząsł, i mimo przymkniętych powiek, wiedziałam, że nie śpi. Po wczorajszej ulewie, powietrze było ciężkie i wilgotne. Blondyn nie wyglądał jak człowiek. Prędzej jak jego wrak. 
Co ja narobiłam..?!

*** 

Bum!
I jest rozdział :D No... Przedłużam to nadejście Raury, ale już nie długo... Spodziewajcie się czegoś przełomowego ^^ I uwaga: w następnym rozdziale pojawi się Wasz upragniony masaż! :D Haha, cieszycie się? :P
I co tu jeszcze... A no tak! Życzę Wam miłego weekendu misie! :D
I komentujcie, to dla mnie ważne :)
Pozdrawiam ;* Next we wtorek ^^
~MiLka <3

Jak ja kocham ten taniec *,*