piątek, 3 października 2014

33. You know you're my saving grace, You're everything I need and more...

 Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem :) A... No i Happy ^^... Mam nadzieję, że nie 'rozszarpiesz mnie na kawałki' po tym, co tu zaraz przeczytasz ;-; Serio, po Twojej ostatniej wiadomości zaczynam się bać, haha :P 
Miłego czytania życzę Wam misie ^^

W końcu jednak ciekawość zwyciężyła. Odwróciłam powoli głowę, w kierunku chłopaka. To, co zobaczyłam, kompletnie zbiło mnie z tropu...
Ross wpatrywał się we mnie, a w jego oczach... Nie mogłam wyczytać nic. Kompletnie... Jakby bał się, ukazać swoje uczucia...
-Możecie nam to wyjaśnić?! - dopytywała Rydel, wciąż trzymając przed sobą czasopismo.
-Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że całowałaś się z kimś? A zwłaszcza z Rossem! - oburzyła się Van, patrząc na mnie z wyrzutem. Powoli przełknęłam gulę, rosnącą w moim gardle.
-No... Bo to było dla nas takie... No... Niezręczne... I nie wiedziałam, jak... I ustaliliśmy, że zostawimy to w tajemnicy... - zacinałam się, nie potrafiąc uzyskać jakiejś sensownej odpowiedzi.
-Dobra. Nie powiedzieliście nam o tym, trudno. Co prawda, jest mi trochę smutno, ale zapomnijmy o tym. Teraz ważniejsza sprawa. Jesteście razem? - zapytała się Rydel, a mimo delikatnego smutku, wyczuwalnego w jej głosie, mogłam dojrzeć w jej oczach dwa skaczące płomyczki. Wszystkie spojrzenia skierowały się na naszą dwójkę. Założyłam niesfornie kosmyk włosów za ucho. W sumie... To sama nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Bo, przecież gdy zaczął się temat naszego 'związku', to blondyn mnie pocałował. Czyli, że jesteśmy razem, co nie?
-No, chyba jesteśmy... - zaczęłam, niepewnie spoglądając na chłopaka. On jednak, w ogóle nie obdarzył mnie spojrzeniem. Zamiast tego, wpatrywał się w swoje rodzeństwo z zakłopotaniem, a może i... złością?
-Nie jesteśmy razem. Te zdjęcia, to przypadek. - powiedział pewnie, a mimo tego, że dzieliło nas kilka centymetrów, wyczułam, jak jego mięśnie się napinają. A ja? Dosłownie poczułam się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Czyli to wszystko... Nic dla niego nie znaczyło? Chciał się ze mną tylko zabawić?
Ale przecież... To nie jest do niego podobne... Ross taki nie jest!
Ale... Dlaczego więc to powiedział? Dlaczego to zrobił...
Ale ja mu zaufałam! Czyli to wszystko co mi powiedział, było tylko kłamstwem..?
W tej chwili nie wiedziałam, czy rzeczywiście w to nie wierzę, czy po prostu nie chcę w to uwierzyć...
-Ale przecież...
-Nie. - przerwałam blondynce czując, jak w moich oczach zbierają się łzy. Nie! Nie mam zamiaru przez niego teraz płakać... Nie teraz... Zacisnęłam pięści, aby powstrzymać szklenie się moich oczu. - Ross ma rację. Te zdjęcia, były tylko przypadkiem. - powiedziałam pewnie, odszukując wzrokiem drzwi. -'My', byliśmy tylko przypadkiem. - ostatnie zdanie wypowiedziałam odwrócona do blondyna. Następnie podniosłam się z sofy. - Przepraszam Was, ale jestem już trochę zmęczona. Za dużo atrakcji, jak na jeden dzień. Jeśli będziecie chcieli, to resztę wyjaśnię Wam jutro. A teraz, jeśli pozwolicie, chyba wrócę do domu. Stęskniłam się za moim łóżkiem. - przywołałam na twarz sztuczny uśmiech i opuściłam pomieszczenie.
Znajdując się w holu, poczułam, jak miękną mi kolana. Oparłam się ramieniem o ścianę i założyłam buty.
-Lau! - do moich uszu dotarł głos mojej siostry. Odwróciłam głowę. W tym samym momencie, do pomieszczenia weszła Vanessa i Veronika.
-Nie musicie...
-Wracamy już też do domu. - przerwała mi Vera, uśmiechając się do mnie lekko.
-Ale nie myśl, że wywiniesz się od wyjaśnień. - powiedziała stanowczo Nessa, zakładając swoje buty.
-To chodźmy. - westchnęłam, i chwyciłam za klamkę od drzwi. Przekręciłam ją, a w tym samym momencie w pokoju pojawił się, wciąż jeszcze mokry, Ross.
-Laura czekaj. Nie o to mi chodziło... Daj mi to wyjaśnić. - powiedział, chcąc do mnie podejść.
-Nie ma nic do wyjaśniania. Masz rację. Nie jesteśmy razem. - mimo próby bycia stanowczą, to wiedziałam, że mój głos stał się łamliwy. Życie jest takie beznadziejne... Przez takie błahe sprawy, człowiek cierpi.
Tyle, że dla mnie, one nie były błahe. Bo naprawdę zaczęło mi zależeć na blondynie. I to bardziej, niż mogę sobie wyobrazić.
Pociągnęłam za klamkę, a drzwi się otworzyły. Momentalnie wyszłam na zewnątrz, a za mną podążyły Van i Veronika.
Szłyśmy przez jakieś 10 minut w kompletnej ciszy. Wtem, odezwała się moja siostra:
-Co się Wam w ogóle stało? - zapytała już spokojniej Vanessa. Widać świeże powietrze sprawiło, że z lekka ochłonęła.
-Tak jakoś wyszło... - odpowiedziałam beznamiętnie, wciąż próbując do siebie dojść.
-Lau, jeden pocałunek, i jeszcze Twoje hasło by przeszło. Ale trzy? - westchnęła Veronika, jakby próbując mi dać coś do zrozumienia.
-Pierwszy był przymuszony, bo pokazała nas kamera. Za trzecim razem, byłam totalnie pijana. A drugi pocałunek... Tak jakoś wyszło...
-Lau, posłuchaj. Wiem, że...
-Pewnie będziecie mnie chciały przekonywać o tym, że się w nim zakochałam, prawda? - przerwałam mojej siostrze, a ona spojrzała zdziwiona na Veronikę.
-Właściwie, to chciałyśmy właśnie z Tobą o tym pogadać, ale...
-Nie potrzebnie. - kolejny raz im przerwałam, wchodząc na werandę naszego domu. - Nie musicie mi tego uświadamiać, bo niestety, ja wiem, że się w nim zakochałam. - powiedziałam, jakby było mi to obojętne. Dziewczyny nawet nie wiedziały, ile to zdanie przysporzyło mi wewnętrznych uczuć i walk z samą sobą.
Weszłam do domu i spojrzałam na zegarek, stojący na szafce w naszym holu. 20:34. Dlatego też, powoli już się ściemnia.
Zdjęłam z moich nóg buty i już miałam zmierzać w kierunku salonu, gdy usłyszałam za sobą głośne pukanie, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam zdezorientowana na dziewczyny, które miały równie zdziwione miny, co ja.
-Otworzę... - powiedziała niepewnie Veronika, chwytając za klamkę od drzwi. Gdy uchyliły się, podeszłam bliżej dziewczyny, aby sprawdzić, kto zaszczycił nas swoją wizytą.
Westchnęłam cicho. Przed nami stał wciąż mokry Ross. Do tego na dworze lało jak z cebra! Chyba zdążyłyśmy przyjść do domu w ostatniej chwili... Spojrzałam beznamiętnym spojrzeniem na chłopaka, a przynajmniej się o to postarałam.
-Czego tu chcesz? - westchnęłam, odsuwając od nas Veronikę.
-Mu... Musimy poggggadać... - zaszczękał zębami, obejmując się ramionami. Ale teraz, miałam to gdzieś.
-No to za późno. - chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak on w ostatniej chwili włożył nogę między futrynę.
-Lau... Proszę wpuść mnie... - powiedział prawie, że błagalnym tonem. Niezły z niego aktor.
-Nie. Wracaj do domu. - odparłam, próbując się pozbyć jego nogi z progu naszego domu.
-Nie wrócę do dddomu, dopp pp póki nie pogadamy. Mogę tu sttt.. ttać nawet całą nnocccc... - wysilił się na stanowczy ton, krzyżując ramiona. Mimo to, wiedziałam, że był zdeterminowany. Chciałam tej rozmowy. Chciałam, żeby mi to wyjaśnił. Chciałam mieć nadzieję, że to tylko nieporozumienie. Chciałam otworzyć mu te głupie drzwi i wpuścić go do środka. Bo tak nakazywało mi serce. Ale ostatnio za częśto słucham jego bicia. Przyszedł czas, na rozum. I rozsądek.
-W takim razie miłej nocy życzę. Na Twoim miejscu, zaopatrzyłabym się w jakiś koc, bo jak rozpęta się prawdziwa ulewa, to nieźle zmokniesz. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Złej nocy życzę! - warknęłam i wypychając jego nogę z futryny, zamknęłam drzwi.
-Nigdzie się stąd nie... nie... nie rrruszam! - usłyszałam wołanie z zewnątrz.
-Mi to obojętne! - krzyknęłam, i z całej siły, na jaką było mnie stać, kopnęłam w drzwi. Momentalnie poczułam przeraźliwy ból w kostce. Złapałam się za stopę, i zaczęłam podskakiwać na drugiej nodze. Z mojego gardła wydobyło się ciche syknięcie.
-Lau... Chodź do salonu, usiądź sobie... - powiedziała opiekuńczo moja siostra, która wraz Veroniką przyglądały się temu zdarzeniu.
-Ale obiecujecie, że nie wpuścicie go do środka?
-Ale...
-Obiecujcie... - przymknęłam powieki, a w moim głosie dało się wyczuć determinację. Mimo, iż nie widziałam dziewczyn, byłam pewna, że w tej chwili patrzą się na siebie, nie wiedząc, co zrobić.
-Obiecujemy... - po usłyszeniu tych zbawczych słów, otworzyłam oczy.
I za to między innymi kocham moją siostrę i przyjaciółki. Bo choćbym nie wiadomo jak głupio postąpiła, i czy moja decyzja byłaby słuszna, czy też nie, to i tak by mnie poparły. I zawsze by się za mną wstawiły. Tak jest, tak było... I jestem pewna, że tak będzie. 
-Dziękuje. - szepnęłam, a następnie objęłam ramieniem Vanessę, chcąc się na niej wesprzeć. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko. Nie zwracając uwagi na czyjeś walenie w drzwi, poczłapałyśmy do salonu.
-Poczekaj tu chwilkę. - powiedziała Nessa, sadzając mnie na sofie. Veronika zajęła miejsce po mojej lewej stronie.
Po niecałych pięciu minutach, w pokoju z powrotem znalazła się moja siostra, trzymając w rekach jakąś tubkę i białe bandaże.
-Którą nogą walnęłaś w drzwi? - zapytała klękając przy mojej stopie. Uniosłam bolącą stopę ku górze, a ona chwyciła ją w swoje dłonie. Następnie wsparła ją na swoich nogach i otworzyła granatową tubkę, jak podejrzewam, jakiś żel. Nałożyła trochę maści na palce i będąc kilka centymetrów od mojej nogi, ostrzegła:
-To będzie trochę zimne. - po tych słowach, przyłożyła dłoń do mojej stopy i zaczęła wsmarowywać żel w moją kostkę. Poczułam lekką ulgę... Następnie owinęła moją stopę bandażem i patrząc na swoje dzieło uśmiechnęła się tryumfalnie.
-Gotowe. - otrzepała dłonie i odłożyła tubkę z maścią na stół. Następnie zajęła miejsce na kanapie po mojej prawej stronie.
Oparłam się o oparcie sofy i zwiesiłam głowę w tył. Następnie westchnęłam cicho.
-Dzięki za pomoc.
-Nie ma sprawy. - siostra posłała mi ciepły uśmiech.
-No... To opowiadaj! - wybuchnęła nagle Veronika, jakby zbierała to pytanie w sobie od dłuższego czasu.
-Ale co? - spytałam, chociaż doskonale wiedziałam, o co im chodzi.
-No o tym gorącym uczuciu, rodzącym się między Tobą, a Rossem! - pisnęła, ciesząc się jak małe dziecko. Mimo wszystko, zachichotałam cicho.
-Nie chcecie tego słuchać...
-A właśnie, że chcemy! Ciesz się, że już się nie gniewam! Ja mogłaś mi nie powiedzieć, że się całowałaś z chłopakiem!!! - zaśmiała się moja siostra, sprzedając mi kuksańca. Odetchnęłam powoli, ciesząc się, że atmosfera nie jest aż tak napięta, jak się tego spodziewałam.
-Mówisz, jakby to była jakaś nowość. - próbowałam jak najdłużej odwlekać udzielenia im nurcącej odpowiedzi.
-Ale Ross?!
-Wy się nie lubiliście!
-A potem przyjaźniliście!
-Zawsze wiedziałam, że coś między Wami jest...
Słysząc ostatnią uwagę mojej przyjaciółki, spojrzałam z rozbawieniem na Veronikę.
-A to niby skąd? - zaśmiałam się.
-Intuicja. - wzruszyła ramionami, jednak na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
-No mów! Co między Wami jest?! - wybuchła Van. Ostatni cieszyła się tak, z dostania roli w serialu. Wow.
-No dobra... Skoro musicie wiedzieć... - westchnęłam, mimo to byłam wciąż rozbawiona ich reakcją na to wszystko. - Jakoś tak wyszło, że zakochałam się w tym dupku. Mówił mi, jak to bardzo mnie kocha i w ogóle... I tak jakby prawie byliśmy razem... Ale teraz już wiem, że chciał się mną tylko zabawić. - wzruszyłam ramionami, starając się udawać twardą. Mimo to, w środku byłam kompletnie rozsypana.
-Wyznał Ci miłość? Zakochałaś się w nim? Kiedy?!
-Jakoś tak wyszło... Zaczęło się chyba, od naszego wypadu do wesołego miasteczka.
-I ty mi o tym teraz mówisz?! - wkurzyła się Vanessa, a następnie chwytając w ręce poduszkę, rzuciła nią we mnie.
-To było dawno i nieprawda. A teraz... Wczoraj zbyt dużo nie spałam, więc jeśli pozwolicie, pójdę dziś trochę wcześniej spać. Zresztą... I tak jest już po 21... - powiedziałam, podnosząc się z sofy. - To dobranoc. - uśmiechnęła się do dziewczyn, a następnie wyminęłam kanapę, kierując się na schody.
-A co z Rossem? - zapytała Vanessa. - Tam na serio rozpętała się niezła ulewa... On zmarznie...
-Nie martw się o niego. Pewnie za jakieś pięć minut mu się znudzi i wróci do domu. - powiedział i skierowałam się do kuchni, aby napić się jeszcze wody.
-On Cię nie zostawi... - usłyszałam za sobą jeszcze głos Veroniki, ale udałam, że tego nie słyszałam.
Weszłam do pomieszczenia, popularnie zwanego kuchnią. Następnie wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam do niej wody. Już miałam opuścić pomieszczenie, ale coś mnie skłoniło, do ponownego spojrzenia w okno. To nie był już zwykły deszcz. To była prawdziwa burza. Na samą myśl o zmarzniętym blondynie, poczułam dziwne poczucie w sercu... To samo odczucie, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.
Przecież on tam zmarznie.
Przygryzłam dolną wargę i karcąc się w myślach za swoje głupie uczucia, pobiegłam do swojego pokoi. Następnie odkładając uprzednio szklankę na półkę nocną, wyciągnęłam z szafy jakieś koce. Żwawym krokiem opuściłam sypialnie i z powrotem zbiegłam na dół. Poszłam do holu, gdzie szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Ponownie zobaczyłam przed sobą Rossa, który był widocznie zaskoczony moim widokiem. Rzuciłam w niego kocami.
-Masz. - warknęłam, starając się unikać jego pięknych oczu. W przeciwnym razie, na pewno bym w nich utonęła i, co gorsza, wpuściła go do środka!
-Dziękuje. - powiedział miło. Stałam tak jeszcze może z dwie, trzy sekundy... Następnie spuściłam głowę w dół i zamknęłam drzwi. Starając się już więcej nad tym nie myśleć, z powrotem pobiegłam do swojego pokoju...

*następny dzień*
*oczami Rydel*

Tych smutnych spojrzeń chłopaków, gdy dowiedzieli się, że muszą dziś sprzątać, chyba nigdy nie zapomnę. No! Ale przecież, nie możemy się kolejny dzień obijać! Trzeba w końcu się tym wszystkim zająć... Co prawda, chociaż ich nie pamiętam w całości, moje urodziny były wspaniałe, ale coś za coś. Pozostawiły po sobie niezły ból głowy i masakryczny bałagan. 
Chociaż w sumie... Gdy teraz patrzę na trzygodzinny efekt naszej pracy, to muszę przyznać, że całkiem sprawnie nam poszło. Wtem, w kuchni, gdzie aktualnie kończyłam ustawiać szklanki, pojawił się Jake. 
-Jeszcze raz dzięki Delly, że mnie dziś przenocowaliście. - powiedział chłopak, dając mi całusa w policzek. 
-Nie ma sprawy. Kolejna para rąk do sprzątania. - zaśmiałam się. 
-Która godzina? - zapytał chłopak.
-Czekaj... - odparłam, zamykając szafkę z poustawianymi naczyniami. Następnie wyciągnęłam z kieszeni spodni swój telefon i spojrzałam na wyświetlacz. - Dochodzi 13...
-Długo Rossa nie ma, co nie? - powiedział chłopak, a ja poczęłam się zastanawiać. 
W sumie, to odkąd wybiegł za Laurą, tak do dzisiaj nie wrócił. Co, jeśli coś mu się stało? Nie... Pewnie przenocował u dziewczyn. Za bardzo się martwię...
Ale, że mój własny brat i młoda Marano... No tego to się nie spodziewałam! Widać, i Ross i Riker czują do nich mięte, przez rumianek (od aut. poznajesz skądś ten tekst, Wierna? ;p ~MiLka <3). 
Chociaż w sumie... Skoro ona wczoraj była na niego taka zła, to może go nie wpuściła do domu? A wczoraj tak padało...
-Zadzwonię do Laury, żeby się upewnić, czy Ross u nich spał. - stwierdziłam po chwili, a Jake pokiwał zgodnie głową. Wykręciłam numer do mojej przyjaciółki. Po kilku sygnałach, usłyszałam jej ospały głos...

*rozmowa telefoniczna*

L:Haaalo?
R:No hej Lau. Obudziłam?
L:Mhm...
R:Sorki...
L:Nie no spoko spoko... W jakiej sprawie dzwonisz?
R: Mam pytanie... Spał może u Was mój młodszy braciszek?
L:Ross?
R:Mhm..
L: W domu nie spał, ale miał zamiar spędzić noc na naszym ganku. Jak chcesz, to sprawdzę, czy nadal tam jest, chociaż wątpię...
R:To napisz mi, ok? Martwię się o niego...
L:Dobrze, napiszę. Rozumiem. To papa!
R:Papa!

Rozłączyłam się i westchnęłam cicho.
-I..? - dopytywał się Jake.
-Da mi znać. 
-No to musimy czekać. 
-No to musimy sprzątać! - zaśmiałam się, widząc przerażenie w jego oczach. W tym samym czasie, do kuchni wszedł wbiegł zdyszany Rocky.
-Ogarnąłeś ogródek i altankę? - zapytałam prosto z mostu. 
-Tak! Ale.... Ale to nie jest najważniejsze... Chodźcie! Muszę Wam coś pokazać! - oznajmił i nie czekając na naszą reakcje, zaczął nas ciągnąć za ręce w stronę ogrodu. 
Odwróciłam głowę w stronę Jake'a, który tylko wzruszył ramionami i pokazał mi język. Przewróciłam oczami. 
-I tak czeka Cię jeszcze sprzątanie. - szepnęłam i dałam się ciągnąć mojemu brązowo włosemu bratu. Przeszliśmy przez prawie cały ogród, mijając basen. 
-Po co tam idziemy? - zapytałam zdezorientowana, wciąż nic nie rozumiejąc. Rocky wprowadził nas do naszej altanki, gdzie było porozsypywane pełno kwiatów. Brunet puścił nasze dłonie i wskazał palcem jedno miejsce. Podążyłam wzrokiem w kierunek, który wskazał i aż zaparło mi dech w piersiach. Podobnie zareagował Jake.
Aktualnie nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. 

*oczami Laury*

Po rozmowie z Rydel, odłożyłam telefon z powrotem na szafkę nocną. Ona na serio myśli, że temu palantowi chciałoby się siedzieć pod moim domem całą noc i marznąć? Wątpię...
Mimo to zwlekłam się z łóżka i powoli poczłapałam w kierunku mojej łazienki. Umyłam tam zęby i rozczesałam włosy. Spojrzałam w lustro. Aktualnie miałam na sobie piżamkę, składającą się z krótkich, szarych spodenek i tego samego koloru bluzki na ramiączkach. Przez chwilę rozważałam opcję przebrania się w coś stosowniejszego, jednak uznałam, że to bez sensu. 
Opuściłam pokój czystości, a następnie i moją sypialnię. Poczłapałam powoli po korytarzu, a następnie skierowałam się na schody. Schodząc po nich, usłyszałam żywe rozmowy, dochodzące z kuchni. No tak. Pewnie dziewczyny już dawno wstały. W końcu jest 13!
Będąc na dole, rzuciłam niepewne spojrzenie drzwiom. Chcąc jak najbardziej oddalić chwilę otworzenia ich, by sprawdzić, czy blondyn tam nadal siedzi, skierowałam się do kuchni. 
-Ooo... I jak się spało nasz mały zakochańcu? - zachichotała Veronika upijając łyka swojej kawy. 
-Bardzo zabawne. - rzuciłam jej gniewne spojrzenie. - Apropo to dzień dobry. - przywitałam się, przywołując na twarz uśmiech. - Co tam smażysz? - zapytałam siostrę, podchodząc do niej. Gdy nachyliłam się nad patelnią, a do moich nozdrzy, doleciał piękny zapach. - Mmm... Naleśniki... - odpowiedziałam sama sobie.
-Zrobić Ci parę? - zapytała Vanessa, która była dziś w wyjątkowo dobrym humorze. 
-A co ty taka wesoła, cooo? - zachichotałam. 
-A bo się umówiłaś z Garrettem. Będzie tu o 19, więc jak chcecie zostać w domu, to ubranie obowiązkowe. I zajmuję salon. - powiedziała stanowczo, jednak w jej głosie, mogłam wyczuć nutkę rozbawienia. 
-Tak jest, kapitanie! - zasalutowałam wraz z Veroniką. 
-Usmaż mi też z dwa... - poprosiłam Vanessę, robiąc do niej szczenięce oczka. 
-Zgoda, zgoda...
-Kocham Cię! - pisnęłam, a następnie przypominając sobie o prośbie Rydel, skierowałam się do wyjścia z kuchni. 
-Gdzie idziesz? - zainteresowała się Vera, odkładając kubek na stół. 
-Sprawdzić czy pan Lynch nadal znajduje się na naszym tarasie. 
-To dla niego też usmażę naleśniki. - skwitowała Nessa, nakładając kolejną porcję ciasta na patelnię. 
-Skoro rzeczywiście wierzysz, że on tam nadal jest, to smaż. Najwyżej sama to zjem. - zaśmiałam się i opuściłam kuchnię. Następnie chcąc to mieć już za sobą, pobiegłam w kierunku drzwi. Otworzyłam drzwi, i rozejrzałam się wokoło. Tak jak myślałam. Rossa tu nie było. Westchnęłam cicho. 
Nawet, jeżeli się wypierałam, to w głębi duszy i tak miałam nadzieję, że on tu jednak będzie? Dlaczego? Bo naprawdę coś do niego poczułam. Głupia miłość... Budzi w człowieku złudne nadzieję, że ta druga osoba będzie cały czas przy Tobie, będzie Cię wspierać i uszczęśliwiać. Niestety życie, nie zawsze szykuje dla nas taką historię, jakiej byśmy chcieli. 
Już miałam wrócić do domu, kiedy usłyszałam ciche jęknięcie. Zdziwiona odwróciłam głowę w bok, nic nie rozumiejąc. I wtedy skierowałam swoje spojrzenie w dół. 
Ross. On tu był. Leżał skulony na ziemi, opatulony kilkoma kocami, które mu wczoraj dałam. Jego nos i czoło były czerwone, a włosy potargane. Cały się trząsł, i mimo przymkniętych powiek, wiedziałam, że nie śpi. Po wczorajszej ulewie, powietrze było ciężkie i wilgotne. Blondyn nie wyglądał jak człowiek. Prędzej jak jego wrak. 
Co ja narobiłam..?!

*** 

Bum!
I jest rozdział :D No... Przedłużam to nadejście Raury, ale już nie długo... Spodziewajcie się czegoś przełomowego ^^ I uwaga: w następnym rozdziale pojawi się Wasz upragniony masaż! :D Haha, cieszycie się? :P
I co tu jeszcze... A no tak! Życzę Wam miłego weekendu misie! :D
I komentujcie, to dla mnie ważne :)
Pozdrawiam ;* Next we wtorek ^^
~MiLka <3

Jak ja kocham ten taniec *,*
 



 



19 komentarzy:

  1. Dawaj szybko next i podkręć akcję!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko genialny! Paciemu Ross powiedział, że jest inaczej niż było? No cóż... Czekam na nexta!!!!
    ~Abi (niezalogowana bo blogger szwankuje XD)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej masaż już q nartępnym rozdziale:):)
    Biedny Ross....ciekawe co zrobi Laura

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Biedny Ross....
    Co zrobi Laura...
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Masaż stópek *.* Juhu!! Ja tak długo czekałam :) Biedny Rossiaczek..Ja na jego miejscu już dawno umarła z zimna :d

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow :D super rozdział. Czekam na next i zapraszam do siebie na nowy blog:
    http://upadlesercerossalyncha.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Uuuuu.... ale się cieszę :D
    Genialny rozdział :)
    Czekam z niecierpliwością na nexta <3!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział, biedny Ross... Pewnie, jak każdy czekam na masaż, heh, coś czuję, że za karę to Laura bd masować Ross'a:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny ;d
    Raura jest taka słodka xd
    Czekam na kolejny of course na masaż <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział. Biedny Ross, ale należy mu się za te słowa. MASAŻ O TAAAK, NARESZCIE! XD Nie mogę się doczekać :P
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Sweet rozdział :D
    Ja oczekuje SZYBKIEGO ( !!!) nexta! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem bardzo ciekawa dlaczego Ross tak sie zachowal.. Ale wszystko sie na pewno wyjaśni w następnym rozdziale:) jestem super ciekawa wspanialy rozdział! Mysle ze postąpiła bym podobnie jak Laura.. Czekam na next! Oby byl w niedzielę:))

    OdpowiedzUsuń
  13. Trochę smutny ale i wesoły...
    czekam na nexta i zapraszam do mnie na starego i nowego
    rauraeasylove. blogspot. com
    I
    raura-egypt-love. blogspot. com

    OdpowiedzUsuń
  14. jak zwykle swietny!1!1'
    nie wytrzyma do wtorku postaraj sie wczesniej :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Zabije...udusze...poćwiartuje...utopie...i jeszcze inne!!! Żeby mi Raure rozwalać....nie no nie wytrzymam. Masz szczęście, w końcu napisałaś, że to się wkrótce zmieni...A już szykowałam spluwę. Ale tak do rzeczy.....jak Ross...on...mógł...normalnie łeb urywa...wait what?? Tak owszem czekolada...Ale potem jak się zachował tak....jakby to powiedzieć...był taki...no...zarąbiście kochany. Jak ja kocham miłość a zwłaszcza Raure. Tak więc w nextach musi być dużo niej....bo inaczej pamiętaj...wiem gdzie mieszkasz. Hahaha. Rozdział....no cóż jebłam...poza tym co jest w tej altanie...?? Czemu jak zawsze czytam twoje rozdziały to mój puls skacze do 200...he?? Nie rozumiem tego...hahah jak to ja. Ja oczekuje w trybie NOW rozdziału kochana. A ja się z państwem żegnam...życzę weny kochana.....buziaki od czekoladki<3

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział bardzo ciekawy <3
    Super akcja :)
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Zamordować Cię !?!
    JAK MOGŁAŚ W TAKIM MOMENCIE !!!!
    Mam nadzieje że Raura w końcu będzie kochana ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Poza tym rozdział super :-*

    OdpowiedzUsuń
  18. Super rozdział!! Rozdział na być szyyybbbkoooo!!! I wracaj do mnie z tej Słowacji tęsknie!! Chce Raure... ^.^ Masaż jej;** hahaha uwielbiam tego twojego bloga<3

    OdpowiedzUsuń
  19. w końcu się doczekałam! cudownie, że znowu Cię czytam! tęskniłam! hahah :)
    przy okazji mojej nieskrytej euforii, pragnę napomnieć, że przez Ciebie znienawidziłam Laurę. nie wiem, co Ross odkleił z tym "nie jestem z nią", być może niewyobrażalnie się zestresował - w końcu kto go tam wie - ale jak ona mogła go nie wpuścić i zamrozić? karygodne! przecież ja bym mu oddała swoje łóżko, a w nocy wkradła pod kołdrę, a ta co? idiotka!
    nie mogę się doczekać następnego rozdziału. MA BYĆ ROMANTYCZNY I CKLIWY, bo inaczej utnę Ci łeb :*
    życzę weny i czekam z niecierpliwością!
    #neverletmegiveup.blogspot

    OdpowiedzUsuń