poniedziałek, 30 czerwca 2014

6.Don’t stop keep it moving Put your drinks up Pick your body up and drop it on the floor.

Przeczytajcie notkę!
-Tak. A ja znów będę mogła nazywać idiotą. - również się zaśmiałam. My pogodzeni. Ciekawe jak to będzie?
-A i mam do Ciebie jeszcze jedną sprawę... - zaczął blondyn.
-Jaką?
-Dzisiaj na planie celowo mnie nadepnęłaś, co nie? - powiedział unosząc jedną brew w górę. Trochę zrobiło mi się głupio...
-Chciałam Cię sprawdzić, czy na mnie znowu wybuchniesz... Jeśli powtórzy się sytuacja z klubu, to z Twojego planu nici. I całe to "chodzenie" poszłoby na marne...
-W sumie masz rację. Czyli, że się spisałem?
-Spisałeś się. A kwiaty też były niezłe. - zakończyłam. Odwróciłam się w stronę okna. Wszystko tak szybko uciekało... Rozmazane obrazy, ludzie. Nic nie stało w miejscu. Czasem zastanawiam się, czy całe życie muszę biec. Podążać przed siebie. Może warto zatrzymać się chodź na chwilę, i cieszyć z małych rzeczy? Tak rzadko je doceniamy. I zaważamy. A czasem wystarczy podczas dojścia do pracy, przystanąć na chwilę, zerwać kwiat i napawać się jego zapachem. Albo obserwować kroplę deszczu, która spływa po szybie okna. Lub spojrzeć w niebo i szukać kształtów w chmurach. Po co wciąż biec, próbując złapać rzeczy, które dopiero kiedyś dadzą nam radość, skoro można cieszyć się z tego, co mamy pod ręką? Co wywołuje u nas choćby mały uśmiech na twarzy. Minęliśmy przedszkole, park, jakiś staruszków, mój dom, grupkę bawiących się dzieci... Chwila mój dom?!
-Yhm.. Ross? - spytałam. Chyba wyrwałam chłopaka z zamyśleń, bo dopiero po chwili odpowiedział:
-Tak?
-Dlaczego nie zatrzymałeś się przed moim domem?
-Bo jedziemy gdzie indziej.
-A mogę wiedzieć gdzie?
-Do mnie. - powiedział robiąc minę starego zboczeńca.
-Ale, wiesz.. No bo.. Ja ten... - nie umiałam się wysłowić, a on wybuchnął śmiechem. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że sobie zażartował... Odetchnęłam z ulgą. - To gdzie jedziemy? - ponowiłam pytanie.
-Zabieram Cię do mojego domu, ale tylko dlatego, że musisz pokazać się Rydel. Gdy jej wczoraj powiedziałem, że mi wybaczyłaś nie chciała wierzyć, dlatego teraz ty musisz jej to potwierdzić. - wyjaśnił.
-Aha to spoko. - zakończyłam rozmowę. Już po 2 minutach blondyn parkował pod swoim domem. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Chłopak je otworzył, a następnie przytrzymał, abym mogła wejść do środka. Ruszyłam więc szybkim krokiem, gdy nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami. Zaczęłam się ślizgać, a w końcu poleciałam do przodu na twarz. Pewnie zaliczyłabym niemiłe spotkanie z ziemią, gdyby znikąd nie pojawił się Riker. Wpadłam na niego tym samym powodując, że to on się przewrócił, a ja wylądowałam na nim. Moja głowa leżała na jego klatce piersiowej, a ręce stykały się z jego dłońmi. Nagle usłyszałam głos mojej "poduszki":
-No Laura, nie ładnie tak na dwa fronty jechać. Nie dość, że mój brat, to jeszcze teraz ja? Ty chyba masz słabość do Lynchów... - zaczął się śmiać, wstając do pozycji siedzącej. Postanowiłam więc trochę się z nim podroczyć. Zaczęłam jeździć palcami po jego klatce piersiowej i powiedziałam uwodzicielskim głosem:
-A skąd wiesz, że nie mam słabości tylko do Ciebie? Hmm? - po tych słowach spojrzałam mu głęboko w oczy. On natomiast zrobił minę typu "Are you talking to me?", na co ja wybuchłam śmiechem.
-Laura, przykro mi to mówić, ale nasz związek nie miałby szans. Jestem dla Ciebie po pierwsze za stary... - nie dałam mu skończyć gdyż wybuchłam znowu śmiechem. Próbowałam się opanować, ale średnio mi to wychodziło. W końcu jednak wysiliłam się na spokój i powiedziałam:
-Miłość nie zna wieku! - na to zdanie on nadal miał kamienną twarz. Wow, jest dobrym aktorem.
-Przykro mi Lauro...
-Ale będziesz czekał? - spytałam patrząc mu w oczy. Teraz i on nie wytrzymał, również zaczął się śmiać.
-Będę czekał. Tylko pamiętaj, że jeszcze jest Emily w kolejce. - mimo iż się śmiał, wiedziałam, że to drugie zdanie wypowiedział całkiem poważnie. Współczuję mu.
-Nadal nie możesz o niej zapomnieć? - spytałam czule. On tylko skinął głową. Chciałam go pocieszyć, więc powiedziałam pocierając jego ramię - Nie martw się. Jeśli kocha to wróci. - on spuścił głowę.
-Jeśli kocha, to nie zostawi... - chociaż na ustach widniał delikatny uśmiech, w jego głosie słyszałam smutek. Żal mi go. Wiem, że wciąż nad nią ubolewa. - No, ale żyje się dalej. Apropo twój upadek był spowodowany tym - powiedział, po czym wskazał na małe, kauczukowe piłeczki, których było pełno w przedpokoju.
-Rocky i Ell? - spytałam.
-Rocky i Ell. - odpowiedział mi najstarszy. Przewróciłam tylko oczami. Wtedy do przedpokoju wszedł Ross i powiedział:
-Sorki, że tak długo, ale zapomniałem telefonu z au... A co to się dzieje?! - spytał. No tak. W końcu siedziałam na Rikerze okrakiem, a nasze twarze były bardzo blisko siebie. Gdy to do mnie dotarło, natychmiast zeszłam z blondyna. - Jeden dzień związku, a ty już mnie zdradzasz?! - zapytał zrozpaczony Ross. Wymieniłam z Rikerem rozbawione spojrzenia, po czym obydwoje wybuchliśmy głośnym śmiechem, tarzając się po podłodze. Młodszy z braci klepnął się w czoło i powiedział jeszcze:
-Z kim ja muszę żyć? - gdy wreszcie jakimś cudem opanowałam się, wyjaśniłam chłopakowi całą sprawę. Pomijając oczywiście wątek Emily, nie chciałam znów zaczynać tego tematu. Po wytłumaczeniu zaistniałego zajścia, uznaliśmy, że pójdziemy już do Rydel zaświadczyć jej, że wszystko jest między mną, a Rossem dobrze.
*oczami Mai*
Szłam sobie drogą w parku. Gdzieś tam bawiły się dzieci. Gdy tak na nie patrzałam, przypomniałam sobie czasy, gdy ja byłam w takim młodym wieku. To było cudowne. Nie przejmowałam się moim ubiorem. Nie interesował mnie mój wygląd. Nie obchodziła mnie moja waga. Bez problemu można było podejść do kogoś i zagadać, zacząć nową znajomość. Wszystko wydawało się po prostu prostsze. Zawsze patrzałam na świat przez różowe okulary. Chociaż w sumie to nadal się nie zmieniło. Po prostu urodziłam się optymistką. Nie oznacza to, że nie miałam problemów. Co to to na pewno nie. Ale gdy inni widzieli szklankę do połowy pustą, dla mnie była ona do połowy pełna. W Australii miałam nawet z kolegą ustalone, że co tydzień spotykamy się, żeby dzwonić do domów obcych ludzi i rozdawać im karteczki z narysowanymi uśmiechami.

Pogoda jak zwykle słoneczna. Siedzę sobie w moim ulubionym miejscu i czekam na niego. Zjawia się już po chwili. Dlaczego ma zmartwiona twarz? Wtedy się tym nie przejmowałam.
-No hiej blondasku.
-No hej uśmiesku.
Po tych słowach się przytuliliśmy. Zawsze nazywał mnie "uśmieskiem". Szczerze to mi się to podobało. Czasem zastanawiam się, czy po prostu wtedy już nie byłam w nim zakochana. Mimo, że miałam 5 lat. Jak zwykle chodziliśmy po naszym osiedlu. Bawiliśmy się cały dzień. Gdy nastał wieczór, pożegnałam się z nim, a on dał mi buziaka w policzek. 
-A cio tio było? - spytała pięcioletnia ja.
-Taki plezent, zebyś o mnie nigdy nie zapomniała.
-O Tiobie nie dia się zapomnieć blondasku. - uśmiechnęłam się do niego. Następnego dnia znów mieliśmy się spotkać. Czekałam na niego cały dzień, ale nie przyszedł. To samo było przez resztę tygodnia. Później dowiedziałam się od jego sąsiadów, że wraz z rodzicami wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tak mi było go brak. Miałam innych przyjaciół, ale to już nie było to samo. Rok później rodzice powiedzieli mi, że musimy wyjechać do Stanów. Ponoć dostali tam dobrą ofertę pracy. Oczywiście moja dziecięca naiwność dawała mi wiarę, że odnajdę tu mojego "blondaska". Niestety pomyliłam się. Nie znalazłam go tu. Ale w jednym miałam rację. O nim nie da się zapomnieć. I nadal mam go w swojej głowie. Aż do teraz.

No nic. Co prawda był on moim przyjacielem, ale teraz mam Lynchów, siostry Marano, Verę i Jake'a. I jestem szczęśliwa. Nagle do moich uszu, dotarła melodia autka z lodami. Może zamienię się na te kilka minut w dziecko? Nie zważając na to, że na stopach miałam koturny, pobiegłam jak najszybciej w kierunku miłego pana sprzedającego lody.
*oczami Laury*
Po wyjaśnieniu wszystkiego Rydel, wróciłam do domu. Vera robiła coś w kuchni na komputerze, a Vanessa próbowała gotować. Ach... Ja i moja siostra niestety do najlepszych kucharek nie należymy. Dlatego zazwyczaj większość posiłków robi Veronika. Albo zamawiamy pizzę. Skierowałam się do salonu. Postanowiłam, że zobaczę co leci w telewizji. Włączyłam pierwszy lepszy kanał. Akurat były wiadomości.
-A teraz zobaczmy co tam u naszych sław! Katy Perry wydała nową płytę! Wszyscy fani muszą ją mieć! Są na niej same hity, idealne na letnią imprezę. - mówiła dziennikarka - A teraz zajrzyjmy do dwóch młodych hollywoodzkich gwiazdeczek! Ross Lynch i Laura Marano, znani z serialu Disneya "Austin & Ally" zostali ostatnio przyłapani na romantycznym spotkaniu na plaży! Do tego Laura pojawiła się dziś na planie w srebrnym łańcuszku w kształcie serca, na którym widnieją inicjały "L + R". Czyżby dwójka przyjaciół zaczęła się spotykać? Oceńcie sami! Oto kilka zdjęć, na których przyłapaliśmy tę dwójkę! - zakończyła redaktorka, a na ekranie pokazały się moje zdjęcia z Lynchem; jak odwozi mnie do domu, jak wręcza mi kwiaty, jak całuje mnie w policzek (jak oni dostali się na plan?), z naszej "randki" na plaży... Nie mogąc na to patrzeć, wyłączyłam telewizor. Już nie mogę doczekać się wyjazdu Cassidy z miasta... Wtem usłyszałam huk. Natychmiast pobiegłam do kuchni. Zobaczyłam tam Veronikę całą z mąki i porozwalane patelnie na ziemi.
-No Van. Przynajmniej nic nie podpaliłaś. - zaśmiałam się.
-Oj tam.. To było dawno i nieprawda! - zbulwersowała się moja siostra.
-Dziewczyny, w tej nowej knajpce, w której spotkałyśmy Cassidy, organizowane jest dziś karaoke! Idziemy? - spytała Vera zmieniając temat.
-Skąd wiesz? - chciałam się upewnić.
-Przeczytałam w internecie. - odpowiedziała przyjaciółka.
-A może zaprosimy jeszcze Rydel? - spytała Vanessa.
-Świetny pomysł. To ja do niej zadzwonię, siostra posprzątaj kuchnię, a Vera.. Ty po prostu się przebierz - zaśmiałam się. Zostałam za to spiorunowana wzrokiem. Pobiegłam więc do swojego pokoju, aby w spokoju zadzwonić do Delly
*rozmowa telefoniczna*
R:Halo?
L:No hej Rydel. 
R:Hej Laura.
L:Masz jakieś plany na dziś wieczór?
R:Chyba nie. Rocky zamknij się ja tu rozmawiam! ... To sobie sam zrób kanapki! Przepraszam Cię, ale moi bracia potrafią być wnerwiający... To o czym my to? Aha. Dlaczego pytasz?
L:Bo w tej knajpce w której spotkałyśmy Cassidy jest dziś organizowane karaoke. Miałabyś ochotę pójść?
R:No pewnie! O której?
L:Daj mi chwilę... Vera o któej to karaoke?! ... Dobra dzięki! O 20 się zaczyna. Może umówmy się tam na miejscu o około 19:50?
R:Dla mnie spoko. To do zobaczenia! 
L:To pa. - zakończyłam rozmowę. Spojrzałam na zegarek.18:12. Uznałam, że zacznę się już szykować. Wybrałam sobie jakieś wygodne ubrania, z którymi poszłam do łazienki. Tam wykonałam wszystkie konieczne czynności, a potem się ubrałam. Następnie rozczesałam włosy, ale zostawiłam je naturalnie - czyli lekko pofalowane. Potem zrobiłam sobie czarne kreski, a na rzęsy nałożyłam trochę tuszu. Następnie spojrzałam w lustro. Chyba wyglądam dobrze. Do kieszeni spodenek wsadziłam telefon i zeszłam do kuchni. Wszystko było już posprzątane. Jako że od śniadania jadłam tylko małą przekąskę na stołówce w studio, byłam trochę głodna. Wzięłam więc do ręki jabłko i zaczęłam je jeść. Było takie soczyste! Po chwili do kuchni wbiegła Vanessa. Miała na sobie luźną bluzkę i podarte dżinsy.
-Siostra nie widziałaś mojej czarnej torby? Tej takiej co kupiłam ją w Disneylandzie? - spytała mnie.
-Tej z Myszką Miki? - upewniłam się, na co ona przytaknęła mi głową. - Chyba wisi w holu. - powiedziałam. Tsa... Moja siostra ma słabość do tej postaci bajkowej. Ma torbę z Myszką Miki, piżamę z Myszką Miki, nakładkę na telefon z Myszką Miki, portfel z Myszką Miki i opaskę w kształcie uszu Myszki Miki. I nadal dokupuje sobie rzeczy związane z nią. Ma po prostu do niej słabość. Ostatni raz wgryzłam się w mój owoc i wyrzuciłam ogryzek do kosza na śmieci. Po kilku minutach zeszła do nas Vera. Ubrałyśmy buty i mogłyśmy wychodzić. Na miejsce dotarłyśmy już po chwili. Czekała tam na nas Rydel z.. Rossem i Ell"em. O nie...
-No hej dziewczyny! - przywitała się z nami - Przepraszam za nich, ale uczepili się mnie jak rzep psiego ogona. 
 Nagle na Veronikę rzucił się Ellington, przytulił ją i zaczął krzyczeć rozpaczliwie:
-Rocky mnie zostawił! Poszedł z Rikerem na mecz! I zostałem całkiem sam! Błagam, nie zostawiaj mnie i ty! - może to trochę dziwne, ale zrobiło mi się go trochę żal.
-No dobra dobra. Chodź! Kupię Ci lody! Co ty na to? - spytała Vera głaskając chłopaka po głowie. On tylko się uśmiechnął szeroko, pociągnął ją za rękę i już byli w środku lokalu. Przed wejściem dziewczyna rzuciła nam jeszcze przepraszające spojrzenia. Patrzałam w miejsce gdzie zniknęli, aż nagle poczułam jak ktoś chwyta moją dłoń. Obróciłam więc głowę. Ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Rossa, który powiedział bezgłośnie, tak żebym tylko ja usłyszała
-Cassidy tu idzie. - po tych słowach lekko odwróciłam głowę. Rzeczywiście, w naszą stronę zmierzała wspomniana blondynka. Od razu przytuliłam się do Rossa mówiąc:
-Hej skarbie. - po krótkiej chwili się od niego odkleiłam. Wtedy podeszła do nas Cassidy. Teraz mogłam z bliska zobaczyć jej strój. Sukienka do połowy uda i taki dekolt, że dosłownie wszystko było widać.  W pewnej chwili nie byłam nawet pewna, czy ona ma na sobie stanik. I że ona na taki stój chce poderwać chłopaka? Denerwują mnie dziewczyny, które najlepiej całe by się rozebrały, żeby tylko płeć przeciwna zwróciła na nie uwagę. 
-No hej Rossiu! - powiedziała piskliwym głosem, po czym przytuliła się do chłopaka. Ona nie ma za grosz szacunku? Przecież to mój chłopak! Co prawda zmyślony, ale ona o tym nie wie. Jak można podrywać cudzego faceta? Ugh... I do tego dziura na plecach. Świetnie. Akurat w miejscu, gdzie Lynch ją obejmował. No błagam... Myślałam, że ten chłopak ma choć trochę gustu i nie jest aż taki zły, a on szczerzy się jak głupi do sera, bo może sobie podotykać jej nagich pleców. Trzeba mu przypomnieć, kim ona jest. Chwyciłam więc jedną z jego dłoni i odciągnęłam go od Cassidy. Widziałam jej złość. Miała ją wymalowaną na twarzy. Punkt dla mnie! Skorzystałam z tego, że Ross stał do niej tyłem. Pocałowałam go w policzek, bardzo blisko ust tak, aby wyglądało to na prawdziwy pocałunek. Następnie powiedziałam do zdziwionego blondyna:
-Chodź ze mną kochanie już do środka. - nie czekając na jego odpowiedź chwyciłam go za rękę i wprowadziłam do klubu. Po drodze pomachałam jeszcze na pożegnanie czerwonej ze złości blondynce. Trochę głupio z mojej strony, że zostawiłam tam dziewczyny z nią same, ale powinny sobie poradzić. Musiałam pogadać z Rossem sam na sam, więc weszliśmy razem do damskiej toalety. Przynajmniej mam pewność, że nie znajdą nas tu paparazzi. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym odwróciłam się w stronę zdziwionego blondyna.
-Czy Ciebie już do reszty pogrzało?! - warknęłam.
-Ale o co chodzi? - spytał. On serio nie wie, czy udaje głupka?
-Ciesz się, że jest obecnie między nami pokój, bo gorzej by się to dla Ciebie skończyło. Po co to całe udawanie, mieszanie się w "związek", skoro wystarczy, że zobaczysz w połowie rozebraną laskę i zapominasz o całym świecie?! Naprawdę jesteś aż taki zboczony?! - spytałam. On natomiast podrapał się po szyi i spuścił głowę. - Gdybym nie zareagowała, prawdopodobnie już byś się z nią całował.
-Czekaj czekaj! Czy ty jesteś o mnie zazdrosna? - spytał mnie nagle chłopak poruszając znacząco brwiami. Ja tylko pacnęłam się w czoło. 
-Nie jestem zazdrosna. Ale nienawidzę, jak dziewczyna próbuje poderwać chłopaka na skąpy strój. Naprawdę chcesz zniszczyć swój zespół i zawieść przyjaciół, przez jedną głupią laskę? - spytałam. On wypuścił głośno powietrze i powiedział:
-Nie chcę. Tyle, że ja nawet nie wiem kiedy zwracam na to uwagę. Postaram się nad sobą panować. A tak wogule, to czemu aż tak przeszkadzają Ci takie dziewczyny? W sensie, jak to powiedziałaś, na w pół rozebrane? - spytał. Tym razem to ja spuściłam głowę. Niby jesteśmy chwilowo pogodzeni, ale nie wiem czy opłaca się mu opowiadać o moim życiu prywatnym. Ross widząc, że się waham powiedział: 
-Może jeśli mi powiesz będzie Ci łatwiej?
-No dobra.... Jakoś tak z dwa lata temu byłam na wakacjach w Hiszpanii. Poznałam tam chłopaka i po prostu się w nim zakochałam. Chodziliśmy na randki, dawał mi prezenty. Czułam się przy nim magicznie. Ostatniego dnia zaprosił mnie na dyskotekę. Tańczyliśmy, bawiliśmy się i rozmawialiśmy. W pewnej chwili na sali pojawiła się wysoka, ładna brunetka. Widziałeś jak dziś wyglądała Cassidy? To wyobraź sobie, że ta dziewczyna miała na sobie o połowie mniej ubioru. Wtedy się tak tym nie przejmowałam. I to był mój największy błąd. Nagle mój chłopak powiedział, że idzie do toalety, czy coś. Nie było go już z pół godziny, więc zaczęłam się martwić. Poszłam więc do pomieszczenia, w którym znajdowały się łazienki. Zapukałam do męskiej, ale nikt nie odpowiadał. Wystraszyłam się, że mógł zemdleć czy coś, więc po prostu tam weszłam. I zobaczyła co? Mojego chłopaka, który był w samych spodniach całującego się z tą brunetką. Ona natomiast miała na sobie już tylko bieliznę. I wiesz co? On nawet nie próbował mnie przepraszać. Po prost mnie rzucił. Następnego dnia na szczęście wracałam do Los Angeles, więc nigdy go już nie spotkałam. Dlatego jestem przewrażliwiona na punkcie takich dziewczyn. Jak można w taki obrzydliwy sposób poderwać chłopaka? Przecież to jest brak szacunku do siebie! - po ostatnim zdaniu po moim policzku spłynęło kilka łez. Od razu je starłam. Lynch natomiast, co bardzo mnie zdziwiło, podszedł do mnie i przytulił. Następnie pocałował mnie w czubek głowy i wyszeptał:
-Obiecuję, że nie zepsuje naszego planu przez moją głupotę. I postaram się uważać na takie dziewczyny - zaśmiał się. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. 
-A teraz chodź. Poprawimy Ci humor! Idziemy coś zaśpiewać! - wykrzyknął uradowany. Zgodziłam się. Gdy wychodziliśmy z toalety, minęliśmy się z jakąś starszą panią, która patrzała na nas wystraszona. Ja tylko zaśmiałam się i weszłam na salę. W jednym rogu, był stawiony wyświetlacz i laptop. Akurat prowadzący poszukiwał pierwszego ochotnika do zaśpiewania jakiejś piosenki. Ross chwycił mnie za dłoń i uniósł ją do góry.
-Mamy pierwszą chętną! Zapraszamy! - wykrzyczał prowadzący. Podeszłam do mikrofonu. - Co chcesz zaśpiewać? - spytał mnie.
-OneRepublic "Counting Stars". - podjęłam szybką decyzję. Już po chwili usłyszałam pierwsze nuty tej piosenki, a ze mnie wydobył się głos:
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Yeah, we'll be counting stars

I see this life
Like a swinging vine
Swing my heart across the line
In my face is flashing signs
Seek it out and ya shall find
Old but I'm not that old
Young but I'm not that bold
And I don't think the world is sold
I'm just doing what we're told

I feel something so right
Doing the wrong thing
I feel something so wrong
Doing the right thing
I couldn't lie, couldn't lie, couldn't lie
Everything that kills me makes me feel alive

Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be, we'll be counting stars

I feel the love
And I feel it burn
Down this river every turn
Hope is a four letter word
Make that money
Watch it burn
Old but I'm not that old
Young but I'm not that bold
And I don't think the world is sold
I'm just doing what we're told

And I feel something so wrong
Doing the right thing
I couldn't lie, couldn't lie, couldn't lie
Everything that downs me makes me wanna fly

Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be, we'll be counting stars

Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned

Everything that kills me makes me feel alive

Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be, we'll be counting stars

Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned 

Podczas piosenki co chwilę zerkałam na Rossa, który się do mnie uśmiechał. Gdy skończyłam śpiewać, na całej sali rozległy się brawa. Uwielbiam śpiewać. Dzięki temu czuję, że jestem w czymś dobra. Ludzie mogą mi zabrać wszystko: pieniądze, przyjaciół, pewność siebie. Ale nigdy nie zabiorą mi muzyki. To jest coś, co nie należy do nikogo. Może wpływać na moje szczęście, a także na moje łzy. Jest wieczna. i to jest w niej piękne. Wtem moja uwagę, przykuł wysoki blondyn, który stał w jednym z rogów sali. Miał na sobie czarne dżinsy i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Jego rysy twarzy były wyraziste. Biała bluzka przylegała do niego, dzięki czemu można było zobaczyć jego umięśnione ciało. Jego piękne oczy wpatrywały się prosto na mnie. Czułam jakby zaraz miał mnie pożreć wzrokiem. Najdziwniejsze było to, że sprawiało mi to przyjemność. Ilustrował mnie od góry do dołu. W pewnym momencie zaczął przyglądać się moim oczom, przez co nasze spojrzenia się spotkały. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Wpatrywałam się tak w niego, aż usłyszałam głos prowadzącego;
-Jeszcze raz wielkie brawa dla tej oto tu pięknej dziewczyny! - powiedział, a ja się otrząsnęłam. Wtedy kolejna osoba zgłosiła się do śpiewania, a ja zeszłam z podwyższenia, które służyło za scenę. Skierowałam się do stolika, przy którym siedzieli moi przyjaciele. W drodze ciekawość zwyciężyła. Ostatni raz spojrzałam w miejsce, w którym stał tamten chłopak. Niestety już go tam nie było. Zaczęłam rozglądać się po całym lokalu, ale nigdzie go nie widziałam. 
-Świetnie Ci poszło! - powiedział Ross.
-Szukasz kogoś? - zaciekawiła się Vanessa. Spojrzałam na nią z lekkim zakłopotaniem i szybko zaprzeczyłam:
-Nie. Nikogo ważnego. Idziemy się czegoś napić? - zapytałam zmieniając temat. Wszyscy się zgodzili. Wypiliśmy po jednym drinku i pobawiliśmy się trochę. Następnie uznaliśmy, że pora już się zbierać. Podczas drogi powrotnej moja siostra i Vera prowadziły żywą rozmowę. Ja tylko od czasu do czasu potakiwałam, lub kiwałam głowę. Nie wiedziałam nawet o czym rozmawiały. Cały czas myślałam o tym chłopaku. Był taki tajemniczy. Nie mogłam na niczym innym się skupić. W głowie miałam tylko jego spojrzenie, które mówiło "Będziesz moja".

***
Bum! Witam wszystkich! Jako że ostatnio nie było rozdziału prawie tydzień, dzisiaj się rekopmensuje i dodaje go po niecałym dniu! :D
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba. Męczyłam się z nim od rana, ale jestem zadowolona. 
A więc pojawił się tajemniczy chłopak, który jeszcze duuużo namiesza w opowiadaniu. ;) Za kilka rozdziałów powinniście się dowiedzieć kim on jest. Mam nadzieję, że Was to trochę zaciekawiło :D
Nie chcę się tu Wam teraz wyżalać, tylko chodzi mi o to, że przy pierwszych rozdziałach
było po 5 komentarzy, a teraz ledwo są 2. Dla mnie to i tak radocha, że ktokolwiek komentuje, ale mam prośbę. Każdy kto przeczytał ten rozdział, niech cokolwiek pod nim napisze. Nawet z anonima. Po prostu chcę wiedzieć ile osób czyta ;) Obiecuję, że to ostatni raz kiedy skarżę się na ilość komentarzy ;D 
Następny rozdział nie mam pojęcia kiedy. Oczywiście postaram się jak najszybciej. Pojawi się albo w środę, albo w piątek, bo w czwartek jadę na wakacje. Pisanie opowiadań to moje hobby, więc będę to robić nawet w wakacje. Tam gdzie jadę będę miała wi-fi, więc rozdziały będą się pojawiać ;) 
A teraz uśmiechy na twarz i radujcie się człowieki albowiem wakacje nie będą trwać wiecznie!
Niestety u mnie dziś pada, więc obecny dzień spędzę w domu -,- Ale może uda mi się coś w takim razie jeszcze napisać ;)
~MiLka <3 

 

niedziela, 29 czerwca 2014

5.Take me to a place called paradise. Holidays, so beautiful. Listening to this sound and closing my eyes.

Zachwycałam się tym widokiem, gdy nagle poczułam, jak ktoś od tyłu zakrywa mi oczy... Obróciłam się więc powoli, w celu zobaczenia właściciela rąk. Gdy zobaczyłam tą osobę moje usta wykrzywiły się na kształt litery "O". Przede mną stał nie kto inny, jak Ross. Podczas mojego odwracania się, on nie cofnął dłoni, więc teraz obejmował mnie za szyję. 
-Co ty tu robisz?! - spytałam lekko zdenerwowana.
-Chciałem Cię przeprosić... Ty chciałaś mi pomóc, a ja zachowałem się jak zwykły dupek. Nie sądzę, że mi wybaczysz, nie musisz. Jeśli nadal chcesz mi pomóc, to możemy dalej się kłócić, możesz mnie obrażać, gdy nie będzie nikogo obok. Wiem, że zasłużyłem. Nigdy nie sądziłem, że mogłabyś być moją przyjaciółką, a tym bardziej dziewczyną. Tak byłem spięty tą sytuacją, że całe moje emocje wylałem na Ciebie. Do tego doszło jeszcze spotkanie Cassidy. Naprawdę przepraszam. - powiedział. Byłam tak blisko niego. Mogłam dobrze wpatrzeć się w jego oczy, w których widziałam po raz pierwszy w życiu szczerość. Wiedziałam, że mówi prawdę i zrozumiał, że przesadził. Zazwyczaj gdy rozmawiamy, jego wzrok jest beznamiętny, obojętny, przepełniony nienawiścią i odrazą. A tym razem zobaczyłam coś innego. Dobro. Którego nigdy mi nie okazywał. Wiem, że każdy popełnia błędy, ale czy jestem w stanie mu wybaczyć. Może warto dać mu drugą szansę...
-Zgoda. - uśmiechnęłam się - Tym razem Ci wybaczę. I pomogę Ci. W końcu czemu ona ma wymyślać jakieś historie na Wasz temat. Lecz nie myśl sobie, że to że jestem teraz miła oznacza, że będzie tak cały czas. - dodałam. On również się uśmiechnął. Dziwne uczucie. Jeszcze nigdy nie odbyliśmy normalne rozmowy, bez żadnej kłótni, czy obelg. No cóż chyba będę musiała przywyknąć. W końcu przed całym światem musimy udawać parę...
-A tak z ciekawości, to skąd wiedziałeś, że marzę o randce na plaży? I od kogo się dowiedziałeś, że różowe róże to moje ulubione kwiaty?
-Jeśli chodzi o to pierwsze, to rano zadzwoniłem do Van. Początkowo chciała mnie zabić i krzyczała, ale gdy wszystko jej wyjaśniłem uspokoiła się. Doradziła mi żeby zrobić Ci taką niespodziankę na plaży, bo od zawsze o tym marzyłaś. Zorganizowałem więc to wszystko. Delly natomiast zaproponowała, że będzie bardziej romantycznie jeśli naszykuje kwiaty - uśmiechnął się po czym teatralnie przewrócił oczami - Jeżeli natomiast chodzi o rodzaj kwiatów.,. To to że się nie lubimy, nie oznacza, że nic o Tobie nie wiem... A teraz chodź. Truskawki same się nie zjedzą - powiedział wskazując ręką na noc. Usiedliśmy i zaczęliśmy się zajadać smakołykami. Trochę rozmawialiśmy, omówiliśmy też kilka spraw - jak się zachowywać, co robić i mówić. W pewnej chwili Ross wziął do ręki małe pudełeczko.
-Chyba nie chcesz mi się oświadczyć?! - spytałam zaniepokojona.
-Do tego stopnia jeszcze nie oszalałem - zażartował, po czym wyciągnął z pudełka srebrny wisiorek w kształcie serca. - To taki mały prezent przeprosinowy. Dodatkowo to bardziej utwierdzi Cassidy w przekonaniu, że jesteśmy razem. - dodał. Ja natomiast odwróciłam się od niego i odgarnęłam włosy, żeby mógł go mi założyć. Spojrzałam na wisiorek. W sercu znajdowały się inicjały "L + R".
-Dziękuje. Cassidy na pewno się nabierze. - powiedziałam. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a potem Lynch odprowadził
mnie do domu.
*oczami Vanessy*
-Ciekawe jak poszło Rossowi - spytałam. Maia i Veronika tylko wzruszyły ramionami. Znając moją siostr, pewnie by wybaczyła i wszystko byłoby dobrze, ale w tym przypadku przepraszającym jest Ross. Miejmy nadzieję, że chłopak przeżyje to spotkanie... Nagle moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałyśmy z dziewczynami na siebie znacząco i wszystkie pobiegłyśmy do drzwi. Ostatecznie wyścig wygrałam ja, więc sprawnym ruchem otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam osoby stojące za drzwiami momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tymi osobami byli Ross i Laura, ale co najważniejsze - nie kłócili się. Oznacza to, że moja siostra wybaczyła blondynowi.
-Widzę, że plan wypalił - zaśmiała się Maia. Wspomniana dwójka tylko się u§miechnęła, a Ross powiedział:
-Ja już pójdę. Do jutra na planie. - pożegnał się i połszed. Gdy wpuściłyśmy Laurę, od razu zaczęły się pytania:
-I jak było na randce?
-Podobało Ci się?
-Wybaczyłaś mu?
-Jak Ross całuje? - na to ostatnie Laura pacnęła się w czoło.
-Po pierwsze to była tylko randka na pokaz, żebyśmy lepiej wiedzieli jak się zachowywać. Po drugie niespodzianka mi się podobała, ale obecność Lyncha nie należała do moich marzeń. Po trzecie: wybaczyłam mu to co powiedział i mu pomogę, ale to nie znaczy, że się lubimy. Po prostu dopóki Cassidy będzie w mieście musimy udawać parę, ale to tylko przed kamerami. Osobiście wciąż jesteśmy wrogami. A co do tego ostatniego: FUJ! Prędzej świnie zaczną latać niż ja pocałuje tego idiotę - wytłumaczyła dziewiętnastolatka.
-Czyli do niczego nie doszło? - spytała Vera poruszając znacząco brwiami. Laura przewróciła teatralnie oczami.
-Do niczego nie doszło i do niczego nie dojdzie! A teraz pozwolicie, że pójdę się umyć, bo jestem cała z piasku. - powiedziała dziewczyna, po czym skierowała się do swojego pokoju rzucając przez ramię tylko : "dobranoc". My pożegnałyśmy się z Maią, która też musiała już iść do domu. Następnie Veronika też uznała, że pójdzie już spać. Hmm.. Czyli zostałam sama. Może włączę sobie jakiś film? Tak to dobry pomys. Zgrzałam sobie herbatę, wzięłam swojego laptopa i udałam się z tymi rzeczami na sofę w salonie. Włączyłam jakąś komedie i już po chwili oglądałam film. Niestety nie dane mi było zobaczyć go do końca, gdyż już w połowie usnęłam...
*oczami Laury*
Znacie ten okropny moment, gdy chcielibyście móc spokojnie się wyspać, a tu nagle budzi Was budzik? Bo ja tego odczucia właśnie doświadczyłam. Niestety... Dzisiaj mam nagrywanie kolejnych odcinków. Za niedługo powinniśmy skończyć pierwszy sezon, więc producenci chcą się z tym wyrobić do końca lata. A im szybciej to skończymy, tym dłuższe będę miała wakacje, bo od września rozpoczynamy nagrywać drugi sezon. Ludziom tak spodobał się nasz serial, że nie było mowy o zakończeniu na jednym sezonie. Niestety to oznacza kolejny dzień spędzony z Lynchem... Chociaż w sumie jestem ciekawa czy na planie też będzie udawał mojego chłopaka. Bo wtedy może się zrobić ciekawie. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 7:54. Czyli za około godzinę muszę być na planie. No nic... Trzeba wstawać... Zeszłam z łóżka i wybrałam sobie zestaw ubrań na dziś. Z rzeczami poszłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności i ubrałam się. Gotowa zbiegłam po schodach do kuchni. Po drodze mijałam salon. Już byłam za nim, gdy nagle wrzuciłam bieg wsteczny i ponownie spojrzałam na pomieszczenie. Uśmiechnęłam się do siebie. Na sofie leżała Van, głowa zwisała jej przez ramię kanapy, więc miała otwartą buzię. Ręka również spadła jej z sofy, więc miała ją na ziemi włącznie z kubkiem, który trzymała. Na jej kolanach leżał komputer. Pewnie wczoraj oglądała film Zrobiłam jej szybko telefonem zdjęcie i poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Gdy zjadłam posiłek, wzięłam jeszcze torebkę, do której spakowałam telefon, kluczyki, słuchawki i małą kosmetyczkę. Wyszłam z domu. 8:23. Za dwie minuty mam autobus. Na szczęście mieszkamy blisko przystanku. Dzięki bogu ubrałam trampki, więc szybko dobiegłam do przystanku. Akurat nadjechał autobus. Wsiadłam do niego, a w uszy włożyłam słuchawki, z których poleciała piękna melodia. Nie wiem co bym zrobiła bez muzyki. Dzięki niej wszystko wokół przestaje mieć znaczenie, a świat i życie nabierają barw. Ach... Po około 15 minutach dotarłam do studia. Weszłam do środka i skierowałam się w odpowiedni sektor. Oprócz mnie byli już tam Raini (postaciowa Trish) i Calum (postaciowy Dez). Podeszłam do przyjaciół i się z nimi przywitałam.
-No hej! Co tam u Was? - spytałam z uśmiechem na twarzy.
-A dobrze. A u Ciebie? - odpowiedziała mi Raini. Zastanowiłam się chwilę. Bo co mam im powiedzieć? "Przez jakąś głupią dziennikarkę udaję dziewczynę mojego największego wroga, ale oprócz tego spoko. Fajna pogoda, nie?". Nie, to raczej by nie przeszło. Zdecydowałam się więc na zwykłe:
-Też ok.
-A wiecie który odcinek dziś nagrywamy? - spytał Calum.
-Chyba przedostatni, a co? - odpowiedziała czarnowłosa. Calum natomiast zaczął skakać z radości. On się czasem zachowuje jak takie wyrośnięte dziecko... Ale czemu mnie to nie dziwi? A no tak... Przyjaźnie się z Ell'em i Rockym, więc takie rzeczy są dla mnie na porządku dziennym.
-Chyba ktoś tu się nie może doczekać wakacji, co? - spytałam z uśmiechem.
-A żebyś wiedziała! - zaśmiał się rudy.
-Laura, Ross na 6. - powiedziała Raini. - I niesie ze sobą... bukiet kwiatów?! - dodała zaskoczona. Ciekawe która dziewczyna jest kolejną ofiarą tego idioty... Aha. No tak. To ja jestem tą ofiarą. Ale chwila chwila... jak to kwiaty?! Odwróciłam się w stronę, z której szedł Lynch. Rzeczywiście. Na twarzy miał perlisty uśmiech, a w rękach ogromny bukiet storczyków. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. A jeszcze większe było moje zdziwienie gdy on do mnie podszedł.
-Nohej skarbie! -  powiedział, po czym dał mi buziaka! Na szczęście tylko w policzek... - To dla Ciebie - dodał wręczając mi bukiet. Powąchałam kwiaty. Tak pięknie pachniały. Uśmiech sam wszedł mi na twarz. Czyli, że na planie też udajemy. No to zaczynamy...
-Dziękuje, jesteś kochany. - powiedziałam, po czym się do niego przytuliłam. On objął mnie... tak czule. Jakby bał się, że zaraz mu ucieknę, albo zniknę. Nigdy nie spodziewałam się, że w takim idiocie może być tyle czułości. Gdy się od siebie odkleiliśmy, on mnie objął, po czym spojrzeliśmy na naszych przyjaciół z planu. Oboje stali obok siebie nieruchomo z szeroko otwartą buzią i wielkimi paczadłami. Ja tylko się zaśmiałam. Co prawda jesteśmy przyjaciółmi, ale umówiłam się z Lynchem, że tylko jego rodzeństwo, Ell, Vera, Jake i Vanessa będą znali prawdę. Powiedziałam więc:
-No co? W końcu od nienawiści do miłości krótka droga, co nie? - po krótkiej chwili pierwsza ocknęła się Raini.
-Właśnie się zastanawiałam kto jest tym "R" z Twojego naszyjnika... Przyznam się, że Ross był ostatnią osobą, która przyszła mi na myśl... - powiedziała, a ja spojrzałam na swoją szyję. No tak... Założyłam naszyjnik, który dostałam od niego wczoraj, gdybym przypadkiem spotkała Cassidy na mieście. - Chyba trudno będzie mi się przyzwyczaić do waszej nie kłócącej się dwójki.... Ale gratuluję! - dodała dziewczyna, po czym uścisnęła nas.
-Tak... Nam też będzie trudno się przyzwyczaić do nie kłócenia się... - zaśmiał się sztucznie Lynch. Calum natomiast nadal stał w tej samej pozycji co przedtem. Pomachałam mu kilkakrotnie przed oczami. Nic. Po chwili rudy nie zmieniając wyrazu twarzy, po prostu zemdlał, przewracając się na plecy. Wymieniłam się wystraszonymi spojrzeniami z moim "chłopakiem", po czym podbiegliśmy do nieprzytomnego. Ja zaczęłam go wachlować ręką, a Lynch klepał go ręką po twarzy. Dopiero gdy podbiegła do nas Raini i wylała mu na twarz szklankę wody, wreszcie otworzył oczy.
-Jeju... Miałem dziwny sen. Nagle Laura zaczęła się umawiać z Rossem i już się nie kłócili... - odetchnął.
-Ale to rzeczywistość... - powiedziałam powoli. On spojrzał na mnie wystraszony i już miał po raz drugi zemdleć, ale Ross krzyknął mu do ucha. Ciekawe jak na to wszystko zareaguje reżyser?
Chwile po tym wydarzeniu dotarła reszta aktorów i pracowników, więc zaczęliśmy nagrywać. Mimo iż co chwile cisła mi się na myśl jakaś obelga na Lyncha, musiałam ugryźć się w język. I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Jako że moja postać ma dzisiaj na nogach szpilki, podczas jednej sceny celowo przeszłam Lynchowi po stopie. W sumie to chciałam go też trochę sprawdzić. Jeśli powtórzy się sytuacja z klubu, to cały plan legnie w gruzach. Musimy być przygotowani na wszystko... Zobaczyłam, że blondyn zrobił się cały czerwony na twarzy - trochę ze złości, ale głównie z bólu.
-Przepraszam Cię! - podbiegłam do niego spoglądając mu w oczy. Już myślałam, że chłopak wybuchnie i zacznie krzyczeć, ale on wysilił się na spokój i powiedział:
-Nic się nie stało - przytulił mnie. Do ucha tylko wyszeptał mi śmiejąc się (pozytywnie): "Niezłą próba Marano".
-Przepraszam, że spytam, ale czy wy coś braliście? Albo może jesteście chorzy? Jeszcze nigdy nie nakręciliśmy niczego w takim tempie, a tym bardziej całego odcinka! - powiedział zdziwiony reżyser. Muszę przyznać, że bez naszych kłótni i sprzeczek rzeczywiście dosyć szybko nam poszło. Wzruszyliśmy oboje tylko ramionami. Raini natomiast robiła w naszą stronę serduszka, więc pokazałam jej język. Dokończyliśmy jeszcze kręcić jedną scenę, a po niej mogliśmy już iść do domu. Wzięłam jeszcze ze swojej garderoby kwiaty, a następnie po przebraniu się skierowałam się do wyjścia. Uznałam, że pójdę na nogach, bo jest ładna pogoda. Niestety ledwo co przekroczyłam próg studia, a drogę zajechał mi samochód. Nagle szyba się opuściłą, a ja ujrzałam Rossa.
-Chodź podwiozę Cię. Przy okazji pogadamy. - powiedział, po czym wysiadł z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Zatkało mnie. Czyżby to był jakiś miły, uprzejmy zaginiony brat bliźniak Rossa? Najpierw kwiaty, teraz to... Stałam tak i patrzałam się na blondyna.
-To wsiadasz? - spytał trochę skrępowany Lynch. No tak... On jest miły, a ja stoję i patrzę się na niego.
-Przepraszam. Już idę... - uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym weszłam do samochodu. Usiadłam na fotelu, a chłopak zamknął za mną drzwi. Muszę przyznać, poczułam się jakoś tak... ważnie... i miło. Niby zwykły gest, a wywołał u mnie tyle szczęścia. Jestem typem romantyczki, dlatego też ten gest zrobił na mnie takie wrażenie. Po chwili Ross wsiadł do auta i już po chwili jechaliśmy. Zerknęłam kątem oka na chłopaka. Widać było, że nie wie jak coś mi powiedzieć. W końcu jednak udało mu się z siebie wydusić:
-Mam dla Ciebie propozycję. - muszę przyznać, że mnie to zaciekawiło.
-A jaką dokładnie?
-Podejrzewam, że również i ty zauważyłaś jacy wszyscy byli zadowoleni brakiem naszych sprzeczek. Do tego nigdy tak szybko niczego nie nagraliśmy. Będzie też większa szansa, że reporterzy nie przyłapią nas na kłótni, jeśli chwilowo przestaniemy się kłócić... - powiedział jakby bał się mojej reakcji.
-Co masz dokładnie na myśli? - dopytałam się.
-Proponuję chwilowe zawieszenie broni. Na czas pobytu Cassidy w mieście. Potem wszystko wróci do normy... - dokończył. Muszę przyznać, że to wcale nie taki zły pomysł. Rzeczywiście, dzięki temu szybciej miałabym wakacje od planu. Do tego nie wpadlibyśmy z kłótnią. Nasze "pogodzenie się" mimo iż chwilowe, na pewno byłoby też powodem radości innych. W końcu nie od dziś nasi przyjaciele chcą nas pogodzić. Mam nadzieję, że to "pogodzenia" nie wyjdzie tak samo jak ostatnio. Co prawda byliśmy jeszcze dziecmi, ale na samą myśl po moich plecach przebiegł dreszcz.
-Masz rację. Powinniśmy się chwilowo pogodzić. Ale potem znów wszystko powróci do normy? - zażartowałam. On uśmiechnął się i odpowiedział:
-Tak. Już za dwa tygodnie znowu  będę mógł mówić do Ciebie: Marano, a nie Lauro - zaśmiał się.

***
Bum! Zacznę od tego, że bardzo Was przepraszam! Wiem, że długo nie było rozdziału... :/
Ale na koniec roku to całe zamieszanie z ocenami... Do tego w piątek byłam
w sumie chyba 2 h w domu i spałam u koleżanki, więc do domu wróciłam następnego dnia po 21...
Byłam tak padnięta, że nic nie dałam rady napisać. Dzisiaj znów mnie nie było cały dzień w domu od 8 rano. Ale od jutra wreszcie się wyśpię! :D Rozdział byłby też trochę wcześniej, ale pojawiły się nowe rozdziały na tych blogach, więc musiałam czytać! :)
To teraz tak... I jak tam rozdział? Podoba się? Tylko nie myślcie, że Raura jest pogodzona i już do końca będzie wszystko ok. Mam co do nich niecne plany :D 
A na Raurę sobie jeszcze dłuuugo poczekacie. No chyba, że po drodze wymyślę dla Lau jakiegoś
innego chłopaka... Zobaczę jak potoczą się moje plany... ;)
Oczywiście zachęcam Was do komentowania. I możecie też pisac
co się Wam nie podoba, wtedy będę mogła na przyszłość się poprawić. ;D
Zmieniłam trochę wygląd bloga. Podoba się Wam? Chcę znać Waszą opinię! :D
Zapraszam do zakładki "bohaterowie". Co jakiś czas będę ją uaktualniała, lub dodawała nowych bohaterów którzy będą się na jakiś czas pojawiać w opowiadaniu, żebyście mogli sobie ich lepiej wyobrazić ;)
Z góry przepraszam za błędy!
Na koniec... WAKACJE!!! Wreszcie! Cieszycie się? Bo ja bardzo!
~MiLka <3

Kocham to zdjęcie! *.*







wtorek, 24 czerwca 2014

4.So complicated, look happy, you'll make it Filled with so much hatred, such a tired game It's enough; I've done all I can think of

*oczami Cassidy*
To prawda. Myślałam, że o nim zapomnę. Zerwał. Zranił. Porzucił. Pamiętam ten ból. Naprawdę się do niego przyzwyczaiłam. I nie chodzi mi o to, że przywykłam do niego jak do rzeczy. Ja już tak mam. Gdy kogoś poznam i polubię, trudno mi o nim zapomnieć. A gdy jestem wściekła, przelewam moją złość na papier. Zresztą, zasłużył na to. Dobrze mu tak po tym co mi zrobił. Na początku gazeta mi wystarczała. Przelewałam tam moją złość. Później to się zmieniło. Może dorosłam? Tak, to też. Ale zrozumiałam coś. Ludzie mnie słuchali. Wierzyli mi. Mogłam wymyślać i kłamać jak z nut, a oni w to wierzyli. To prawda, że nasza rasa lubi słuchać plotek na czyjś temat, ale nie bez powodu pracuję w TEJ gazecie. Zrozumiałam, że mam talent. Do przekonywania innych o swoim zdaniu. I zwłaszcza do kłamania. Nauczyłam się tego do perfekcji. Obmyśliłam lepszy plan zemsty na Lynchu. Przyjechałam tu. I zamierzam wcielić go w życie. Z tą myślą udałam się w pewne miejsce.

*oczami Laury*
Obrzydzenie. Złość. Słabość. Tsa... To tylko niektóre z uczuć, które panowały we mnie. Dlaczego się zgodziłam? Może mu współczułam? Współczułam jego rodzeństwu. To na pewno. Tu niestety pojawiają się pytania. No bo ja? I on? Razem? Co ja mam robić? Jak się zachowywać? Ja właściwie nic o nim nie wiem. To znaczy, właściwie wiem. I to całkiem dużo. Ale nie mam pojęcia jaki on jest jako chłop.. chło.. chłopak. Zazwyczaj na przywitanie rzucamy wyzwiskami, obrażamy się, a teraz co? Nagle mam udawać jego dziewczynę? Przytulać go, dawać czasem buziaka... Nie, nie dam rady. Muszę o tym pogadać z Rydel. Ale nie na trzeźwo. Za dużo atrakcji jak na jeden dzień. Podeszłam do barmana i zamówiłam sobie jakiegoś drinka. Spojrzałam na barmana. Hmm.. Był całkiem przystojny. I do tego gdy mieszał alkohole, jego mięśnie napinały się. I ten cudowny uśmiech! Ach... Już miałam do niego zagadać, gdy coś sobie uświadomiłam. Ross. Ten głupi związek jeszcze odmieni moje życie. Tylko nie wiem czy na gorsze, czy na lepsze. Moje przemyślenia przerwał blondyn, który przysiadł się do mnie. Był to oczywiście Ross. Pociągnęłam łyk napoju alkoholowego, po czym spytałam:
-No hej... Po co tu siedzisz? Nie powinieneś "szaleć" na parkiecie? - on tylko spojrzał na mnie krzywo, wziął mi z ręki szklankę, po czym napił się porządnego łyka.
-Z tego co widzę też nie umiesz sobie z tym poradzić - stwierdziłam. On spojrzał na mnie pustymi oczami. O co mu chodzi? Gdyby nie on wogule ten pomysł by nie zaistniał.
-Wiesz, że musimy przestać się kłócić? - spytałam. On nic nie odpowiedział. Tylko znów się napił. - Na szczęście to tylko dwa tygodnie... - odetchnęłam. On zmarszczył brwi.
-Jak wogule ma to wyglądać? - spytałam. Po raz kolejny nie uzyskałam odpowiedzi. On tylko wciąż patrzał na mnie. Dobra dość tego! 
-Kurde Lynch jesteś nie możliwy! Nie dość, że pakujesz nas w związek, to jeszcze gdy ja pytam cię, proszę o poradę, bo nie mam pojęcia co robić, a ty nic nie mówisz. Nawet jednym słowem się nie odezwałeś! I do tego wypijasz mi drinka! Wiesz, jakie to dla mnie trudne? - wykrzyczałam.
-A myślisz, że dla mnie łatwe?! Przez dwa tygodnie muszę umawiać się z Tobą! - również krzyczał. Nie powiem trochę zabolało. 
-Przecież to nie ja kazałam Ci ze mną chodzić! Przypomnę Ci sklerotyku, że to był Twój pomysł! 
-Zamknij japę Marano! Mam cię dosyć! Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało! - wykrzyknął. Zaraz po tym zwiększyły mu się oczy. Chyba do niego dotarło, że przesadził. - Laura, ja.. ja.. przepraszam Cię, nie chciałem.. - powiedział, a następnie lekko dotknął dłonią mojego ramienia. Ale teraz jego dotyk był dla mnie jak oparzenie. Momentalnie zrzuciłam jego rękę. 
-Nie dotykaj mnie. - szepnęłam. On jednak powtórzył czynność i powiedział:
-Ale Lau...
-Tylko przyjaciele tak mnie nazywają. I nie dotykaj mnie! - tym razem krzyknęłam tak głośno, że cały lokal na mnie spojrzał. Łącznie z naszymi przyjaciółmi. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. A obiecałam sobie, że już nigdy nie będę przez niego płakać. Zacisnęłam pięści. Nie patrząc już na nikogo wybiegłam stamtąd. Skierowałam się prosto do domu. Nie wiem o co mi chodziło. Przecież nie raz już bardziej się obrażaliśmy. Może chodziło o to chodzenie z nim? Tak się tego bałam, bałam się że wszystko zepsuje. Możecie sobie teraz pomyśleć, że jestem dziwna, że nienawidzę go, a chcę mu pomagać. W tym jest głębszy sens. Nie dość, że reszta zespołu to moi przyjaciele, to Ross, czy wredny, czy miły, to też człowiek. Myślałam, że to coś zmieni. Ale Lynch już zawsze był dla mnie okropny. A ta obelga, to była wisienka na torcie. Dobiegłam do domu i spróbowałam otworzyć drzwi. Ledwo mi się to udało, gdyż tak trzęsły mi się ręce. Wbiegłam do domu. Od razu skierowałam się do mojego pokoju. Niestety po drodze się z czymś zderzyłam. Uniosłam głowę. Zobaczyłam przed sobą zatroskaną Van. Nie potrafiłam jej tego wytłumaczyć. Nie umiałam nic powiedzieć. Po prostu się w nią wtuliłam, a łzom pozwoliłam swobodnie skapywać na sukienkę. Za to szanuję i kocham moją siostrę. Nawet jeżeli chciałaby się dowiedzieć co jest powodem mojego smutku, nie pyta o to. Ona rozumie, że potrzebuje teraz ciepła. I miłości. Pogłaskała mnie po głowie i szepnęła:
-Cii... Wszystko się ułoży... - ona potrafi mnie pocieszyć jak mało kto. Wystarczy, że powie dwa głupie słowa, a to tak na mnie działa... Czasami czuję, jakby to ona była moją matką. Może rzeczywiście nią jest? W końcu, została przecież przy mnie. I nigdzie się nie wybiera. Gdy troszeczkę się uspokoiłam, zeszłyśmy do salonu. Usiadłyśmy na sofie, na przeciwko siebie.
-Może chcesz o tym pogadać? - spytała. Wiem. Może mi ulży, ale nie potrafię. Czuję, jakby w moim gardle była wielka gula, przez którą nie umiem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Panowała więc między nami cisza. Po niecałej minucie, przerwał ją trzask drzwi. Pewnie zapomniałam je zamknąć. Już po chwili ujrzałam wściekłą Veronikę. Gdy mnie zobaczyła, od razu podbiegła i przytuliła. Gdy już się ode mnie odkleiła, powiedziała:
-Nie przejmuj się tym idiotą. Nie warto. A Rydel i Riker dadzą mu w domu popalić.
-Nie musieliście przeze mnie rezygnować z imprezy. - wydusiłam.
-Żartujesz? Bez ciebie było tam tak nudno, że wszyscy poszli do domów. Tzn, ten którego imienia nie można wymawiać uciekał, bo Rydel go goniła. - zaśmiała się. Ja też się uśmiechnęłam. Vera zawsze umie mnie rozbawić.
-Mogę się dowiedzieć co się stało? - spytała już lekko zaniepokojona siostra. Wzięłam głęboki wdech. Jeśli jej tego nie powiem, i tak w końcu od kogoś się tego dowie. Opowiedziałam jej więc całą historię, zaczynając od poznania Cassidy, aż do mojej kłótni z Lynchem. Gdy Vanessa usłyszała tę historię, cudem udało mi się przekonać ją do nie pójścia do niego. I mocnego wykrzywienia jego twarzy. No nic... Powiedziałam dziewczynom, że muszę się z tym przespać. Może gdy jutro się obudzę, okaże się, że to był tylko zły sen? Miejmy nadzieję. Nie miałam siły i ochoty na nic. Po prostu położyłam się w łóżku, a już po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza. 

*następny dzień*
Obudziły mnie promienie słońca, wdzierające się do mojego pokoju. Otworzyłam oczy. Nie miałam siły wstawać. Do tego nie zapomniałam o Lynchu... Od wczoraj wciąż siedział w mojej głowie. Dlatego spróbuje jeszcze raz zasnąć. Może gdy się obudzę, jego miejsce będzie daleko ode mnie. I już nigdy mnie nie skrzywdzi. Z tą myślą obróciłam się na drugi bok i spróbowałam zasnąć. Niestety nie było mi to dane, ponieważ już po chwili wleciały do mojego pokoju jak tornado, uradowane Vera i Van. 
-O już nie śpisz?
-To świetnie! Mamy plany.
-Musisz pokazać temu idiocie, że jesteś silna.
-Więc wyłaź z tego łóżka, odstaw się i ruszamy na zakupy! - przekrzykiwały się jedna przez drugą.
-Ale ja nie chcę... - zaczęłam marudzić. To miłe, że chcą mi pomóc, ale nie mam zamiaru dziś wychodzić z domu. A tym bardziej z łóżka.
-Lau, leżąc cały dzień w łóżku i nie ruszając się z domu, nie przestaniesz o nim myśleć. Musisz więc zająć głowę milszymi rzeczami. Dlatego porywamy Cię na zakupy! Potem pójdziemy do kawiarni... Zobaczysz poczujesz się lepiej! - zachęcała Van. Może mają rację? Takie zakupy na pewno by mi pomogły... 
-Zgoda... A teraz dziewczyny: wynocha z pokoju! Muszę się przebrać. Za 15 minut będę gotowa. -  Powiedziałam. One już kierowały się do drzwi, gdy jeszcze zawołałam - A i jeszcze jedno.. - odwróciły się. - Dziękuje. Za wszystko. - dodałam z uśmiechem. One tylko odwzajemniły gest, po czym opuściły moje królestwo. Dobra... Zwlekłam się z łóżka. Na dworze jest dosyć ciepło, więc wybrałam sobie podkoszulek i krótkie spodenki. Z wybranymi ubraniami udałam się do łazienki. Tam umyłam się, a następnie pomalowałam rzęsy. Ubrałam wcześniej naszykowany strój, a włosy upięłam w luźnego koka. Spojrzałam w lustro. Przez wczorajszy płacz, moje oczy wyglądały trochę na zmęczone. Użyłam dlatego odpowiednich kosmetyków, ale to nie pomogło. Wzięłam więc ze sobą okulary przeciwsłoneczne. Chyba jestem gotowa. Wsadziłam jeszcze do torebki portfel, telefon i słuchawki. Z tymi rzeczami zbiegłam na dół.W kuchni czekały już na mnie pachnące naleśniki. Na ich widok uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. I do tego truskawki...
-Chyba muszę częściej płakać... - zaśmiałam się do siedzących przy stole Vanessy i Veroniki.
-Bardzo zabawne. A teraz szybko jedz i wychodzimy! - wykrzyknęła uśmiechnięta od ucha do ucha Veronika. Tsa... Wspominałam już, że ona uwielbia zakupy? No nic. Mimo wszystko jestem im wdzięczna za to co dla mnie zrobiły. Nie wiem co bym bez nich zrobiła... Czekajcie! Jednak wiem! Siedziałabym pod kołdrą i użalała się nad sobą. A tak będę korzystać z życia, które w końcu jest tylko jedno. I jest zdecydowanie za krótkie, żeby przejmować się Lynchem.
Śniadanie zjadłam w kilka minut. Następnie ubrałyśmy buty i wyszłyśmy. Skierowałyśmy się do jednego z naszych ulubionych centrum handlowych w mieście. Uznałyśmy, że jest piękny dzień, a do galerii nie mamy aż tak daleko, więc pójdziemy na nogach. Po drodze plotkowałyśmy, śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy. Taka przyjaciółka jak Vera nie trafia się często. Mam szczęście, że ją mam. A Van? No cóż. Nie zdecydowałyśmy o tym że będziemy siostrami. Ale oprócz więzi krwi, łączy nas prawdziwa przyjaźń. No bo kto mi zakaże przyjaźnić się z własną siostrą? Muszę przyznać, że czasem się sprzeczamy i kłócimy, ale czym byłoby rodzeństwo bez kłótni? Mimo tego wszystkiego, gdy ta druga potrzebuje pomocy, zawsze możemy na siebie liczyć i poszłybyśmy za sobą w ogień. Taka rodzina to skarb. Zwłaszcza to doceniam, po tym wszystkim co przeżyłam. Ale to nie jest dzień smutków i użalania się nad sobą. Moje przemyślenia przerwała brunetka, która zbliżała się w naszą stronę. Widać ją też dziewczyny zaprosiły. Przytuliłyśmy się na przywitanie.
-Lyncha mam zadźgać nożem, czy ogolić na łyso, a potem udusić? - spytała Maia. Czyli ona też wie. Uśmiechnęłam się. Tak. Przynajmniej wiem, że w razie czego mogę liczyć na moje przyjaciółki, bo mimo tego, że lubią Rossa, to i tak zawsze staną po mojej stronie. Znając Rydel, prawdopodobnie urządza teraz temu idiocie piekło w domu. Oj... Znając jej mściwość, chłopak prawdopodobnie już nie żyje. Nawet trochę mi się zrobiło go żal. Lecz to było tylko chwilowe uczucie. Ma na co sobie zasłużył. A ze mną też się jeszcze policzy... W czwórkę dotarłyśmy do centrum handlowego po jakichś 10 minutach. No a później zaczęły się prawdziwe zakupy. Przez 6 godzin (to chyba jakiś nowy rekord) biegałyśmy od sklepu do sklepu. Wybierałyśmy wszystko: buty, sukienki, spodnie, bluzki, biżuterię, torebki, a następnie przymierzałyśmy to. Oczywiście, gdy któraś chciała pokazać się w przymierzonych rzeczach, wychodziła z przebieralni zachowując się jak modelka na wybiegu. Nie obyło się bez śmiechów, różnych uwag i sprzecznych zdań. Raz nawet Maia pokłóciła się z Van o to, czy powinnam wziąć czerwone, czy niebieskie buty. W ten sposób, po kilku godzinach, z wypchanymi torbami zakupowymi i zmęczonymi nogami skierowałyśmy się do kawiarni. Zamówiłyśmy sobie nasze ulubione lody i kawę. Zauważyłam, że Vanessa co chwilę sprawdza telefon. Była chyba 19, więc może czekała na jakiś ważny telefon od reżysera? No nic. Spokojnie jadłyśmy nasze desery, gdy nagle telefon mojej siostry zaczął wibrować. Ta jak oparzona zerwała się z fotela, przeprosiła nas na chwilę i poszła odebrać.
-Ciekawe z kim rozmawia... - powiedziałam ciekawa. Natomiast Maia i Veronika wymieniły się znacząco spojrzeniami. Czy ja o czymś nie wiem?
-Yyy.. Pewnie ktoś z planu, albo może ma tajemniczego wielbiciela? - odpowiedziała zakłopotana Maia. One coś ukrywają, to pewne... Oby to nie było nic złego! Ale wtedy by tego chyba przede mną nie zataiły... No nic. Może później mi powiedzą. Wróciłam do jedzenia moich pysznych czekoladowych lodów. Mmm... To mój ulubiony smak! Akurat gdy skończyłam już jeść do stolika podeszła z powrotem Van i powiedziała:
-Widzę, że już zjadłyście. To może wrócimy do domu i obejrzymy jakiś film? - zaproponowała.
-Dla mnie spoko. - odpowiedziała Vera zanim zdążyłam się odezwać. Film to chyba dobry pomysł. Najlepiej komedia, pośmiejemy się! Albo nie, lepiej horror. Jak ja uwielbiam takie straszne filmy! Pamiętam, jak kiedyś urządziłam sobie z Verą i jeszcze moją jedną koleżanką taką noc horrorów. Rozłożyłyśmy łóżko, zrobiłam popcorn i włączyłyśmy film. Pierwszy był taki sobie, tylko trochę się bałyśmy. Potem włączyłyśmy drugi. Veronika siedziała na środku, więc miała laptop na kolanach. W pewnym momencie, był tak straszny moment, że wszystkie zaczęłyśmy piszczeć, a Vera tak podskoczyła ze strachu, że niechcący podrzuciła laptop do góry. On aż się obrócił w powietrzu. Pamiętam, że potem całą noc się bałyśmy! Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się. Razem z Maią, Verą i Van zabrałyśmy nasze zakupy i wyszłyśmy z kafejki. 
-Dziewczyny! Jest taki ciepły i piękny wieczór! Może przejdziemy się plażą? W ten sposób też dojdziemy do domu... - zaproponowała Veronika.
-Świetny pomysł. - powiedziałam, po czym skierowałyśmy się we wspomniane miejsce. Ach... Uwielbiam to uczucie, gdy idę po miękkim piasku, moje stopy czasem nadepną na jakąś muszelkę, a w oddali słychać szum morza. I do tego księżyc odbijający się w wodzie. A dziś akurat jest pełnia... Tak romantycznie. Szkoda, że nie mam z kim dzielić się to chwilą... Bo mój "chłopak" to nie raczył nawet głupiego przepraszam mi wysłać. Ale czego mogłam się po nim spodziewać? Nagle zorientowałam się, że nadepnęłam na coś ostrego, co na pewno nie jest muszelką... Spojrzałam więc na swoje stopy. Pod nimi znajdowała się różowa róża. Podniosłam ją. To moje ulubione kwiaty. Nagle zorientowałam się, że nie mam zakupów w ręce, a moje przyjaciółki gdzieś zniknęły. Zaczęłam się martwić, że coś im się stało, gdy nagle dostałam sms'a. Od Van. Napisała mi, że nic im nie jest i mam się na nie nie wściekać, tylko pójść za różami. Spojrzałam przed siebie. Rzeczywiście co kilka metrów leżała kolejna różowa róża. Czyja to sprawka? Byłam tego bardzo ciekawa. Ruszyłam więc śladem kwiatów. Każdy zabierałam ze sobą. Po chwili doszłam do miejsca, które zwaliło mnie z nóg. Z piasku był zbudowany fotel. Był na nim koc w moim ulubionym kolorze - błękitnym. Wokół było porozrzucane pełno kwiatów w przeróżnych kolorach. Z boku był rozłożony drugi koc w tym samym kolorze co poprzedni. Stał na nim koszyk, a wokół były poukładane na talerzykach truskawki, ciasteczka, czekolada, maliny itp. Na kocyku leżało też małe pudełeczko. To wszystko dla mnie? Ale komu chciało się tak dla mnie starać? I kto wiedział, że marzę o randce na plaży w świetle księżyca. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza szczęścia. Jeszcze nigdy nikt się dla mnie tak bardzo nie postarał... Nie chce zamykać oczu, bo boję się że gdy je potem otworzę to to wszystko zniknie. Zachwycałam się tym widokiem, gdy nagle poczułam, jak ktoś od tyłu zakrywa mi oczy...

***

Bum!!! No witam wszystkich! Udało mi się napisać tak jak obiecywałam do środy.
No to teraz... Jak Wam się podoba? Liczę na dużą ilość komentarzy,
bo to dla mnie taka motywacja. Im więcej komentarzy, tym chętniej chce pisać rozdziały. 
A im chętniej to robię, tym szybciej je piszę, więc tym szybciej je wstawiam. :)
Takie trochę to zagmatwane... Ale mam nadzieję, że zrozumieliście o co chodzi ;) 
I teraz ważne pytanie. Zmieniłam czcionkę, i jestem ciekawa jak lepiej się Wam czytało?
Jak była tamta, czy jak jest ta? Bo jak coś to jeszcze to zmienię ;) Ale według mnie ta jest lepsza :D
Zapraszam do odwiedzania zakładek, a zwłaszcza do zakładki "bohaterowie" gdzie dodałam dwoje nowych bohaterów (m. in. Cassidy i tajemniczego kogoś ;p) i do zakładki Kontakt. Bardzo chętnie sobie z Wami popiszę. :)
Mam prośbę... Jako że uwielbiam czytać blogi o Auslly i Raurze, moglibyście pod tym rozdziałem, lub w zakładce spam, podać mi linki do swoich blogów? I tak czytam ich bardzo dużo, ale może znajdzie się też coś nowego? :D
A tak przy okazji to uwielbiam tę piosenkę! Nie mogę się doczekać, aż pojawi się w serialu:


Życzę udanego ostatniego tygodnia szkoły! Jupi!! :D 
~MiLka <3

 

niedziela, 22 czerwca 2014

3.Good times must to stay And bad times fade away

I... koniec wyścigu. Osoba, która wygrała to oczywiście.. Veronika! Jest! Udało się! Pokonała tego pacana! Zaczęłam tańczyć swój taniec szczęścia, a cała trójka się na mnie dziwnie popatrzała. W sumie to się im nie dziwię... no bo przecież mój taniec szczęścia, wygląda mniej więcej tak. Gdy już się trochę opanowałam, powiedziałam zadowolona:
-No Lynch... Zakład to zakład!
-Jaki zakład? - próbował udawać głupka. Ja mu dam! Nie chce po dobroci? Wystarczyły by mi zwykłe kilka słów, ale w takim razie... Zostawimy dowód.
-No cóż... Mogłeś to po prostu powiedzieć i dałabym Ci spokój, ale nie dajesz mi wyboru... - powiedziałam z udawanym przejęciem i wyciągnęłam z kieszeni spodenek telefon. Wiem, że poszłyśmy biegać, ale po pierwsze: lubię podczas biegania słuchać muzyki, więc czasem ją włączam, a po drugie: nie rozstaje się z moim telefonem. Wracając do tematu; po wyciągnięciu telefonu włączyłam kamerkę i zaczęłam mówić - Drogie panie i panowie! Osobiście przeprowadzę wywiad z niejakim Rossem Idiotą Lynchem! Co ma pan nam ciekawego do powiedzenia?
-Hahaha Ross to sie wkopałeś - zaśmiał się Jake.
-No panie Lynch, czekamy - ponaglałam. Jake i Vera natomiast mieli niezły ubaw.
-No dobra.. Dziewczyny... są.. mmmm od chłopców. - powiedział niewyraźnie.
-Mógłby pan powtórzyć? Bo nasi widzowie pana nie słyszą.
-Dziewczyny są takie same, a czasem nawet lepsze w mmmm od chłopców. - niech nie myśli że po takim czymś dam mu spokój.
-Gardło pana boli? Wciąż nie słyszę...
-Dziewczyny są takie same, a nawet lepsze w sporcie od chłopców! - powiedział wkurzony. Oj biedny.. Jeszcze się nie nauczył, że ja zawsze o wszystko walczę do końca. Odwróciłam telefon w swoja stronę i powiedziałam:
-Dziękujemy za wywiad. Przed państwem wystąpił Ross Idiota Lynch. Podziękujmy mu gromkimi brawami, a ja, życzę państwu miłego dnia. - po tych słowach, wyłączyłam nagrywanie.
-Zadowolona? - spytał wkurzony Lynch
-I to bardzo! - dodałam wciąż się śmiejąc. Wtedy do chłopaka podeszła Veronika, poczochrała mu włosy i powiedziała:
-Oj nie martw się Rossiu. Może kiedyś ze mną jeszcze wygrasz jakiś wyścig. Ewentualnie w innym wcieleniu. - zażartowała. Ross natomiast pokazał jej język. Doszłam do wniosku, że chłopcy wcale nie dojrzewają później od dziewczyn. Oni nigdy nie dojrzewają. - A tak z ciekawości to która jest godzina? - dodała. Wyciągnęłam znów telefon.
-Za kilka minut 9. Może wrócimy już powoli do domu? - spytałam.
-No w sumie to możemy już wracać. - odpowiedziała Vera. Pożegnałyśmy się z chłopakami, tzn. Vera pożegnała się z chłopakami, a ja tylko z Jake'iem. Z Lynchem wymieniliśmy groźne spojrzenia. Już się odwróciłyśmy, gdy jeszcze Jake zawołał:
-A tak z ciekawości to macie jakieś plany na popołudnie?
-W sumie to chyba nie... A co? - odpowiedziałam.
-A bo dzisiaj jest otwierana na plaży taka nowa knajpka i robią taką małą imprezę. Może byście wzięły Van i wpadły? Ewentualnie zadzwońcie jeszcze może do Mai? Ross porozmawia z rodzeństwem to może też pójdą. - spytał Jake. W sumie to nie taki zły pomysł.
-Pewnie. To spytamy się Van czy pójdzie z nami i najwyżej się zdzwonimy. - powiedziała Vera
-A o której? - spytałąm.
-No to otwarcie jest o około 18, więc tak o w pół do możemy po Was przyjść.
-Ok to do zobaczenia - dodałyśmy jeszcze, po czym pobiegłyśmy do domu.

*oczami Rossa*

Razem z Jake'iem biegaliśmy już ponad 1 godzinę, więc też wróciliśmy do domu. To znaczy, ja pobiegłem do siebie, a Jake do siebie. Po co ja się zakładałem z Verą? Przecież ona od zawsze była dobra w sporcie. A no tak - skusiło mnie ciasto. Ale co ja na to poradzę? Miejmy nadzieję, że Marano nie wsadzi tego filmiku na Facebooka czy coś... No nic. Sięgnąłem do kieszeni spodni, w celu wyciągnięcia kluczy. Nie ma. Sprawdzam drugą kieszeń - też nic. No świetnie zapomniałem kluczy. Miejmy nadzieję, że mojemu kochanemu rodzeństwu będzie chciało się otworzyć drzwi. Zapukałem więc. Niestety, drzwi nadal były zamknięte. No po prostu pięknie! Jak znam życie wszyscy jeszcze śpią. Wielka szkoda, że muszę ich obudzić. Zacząłem więc energicznie dzwonić do drzwi. No przecież ktoś w końcu musi mi otworzyć!

*oczami Rydel*
Spałam sobie smacznie, zaplątana w moją mięciutką, różową pościel, gdy do moich uszu dotarł nieprzyjemny, głośny dźwięk. Momentalnie otworzyłam oczy. Cisza. Może mi się coś przyśniło? Z tą myślą, ułożyłam głowę z powrotem na poduszce. Niestety nie dane mi było spać spokojnie, gdyż znów usłyszałam ten dźwięk, jak się domyślam, dzwonka do drzwi. Ugh... Pewnie znowu jeden z moich genialnych braciszków wyszedł z domu i zapomniał kluczy. Byłam zmuszona wstać. Wkurzona poczłapałam po schodach w kierunku drzwi. Wtem znowu rozległ się dzwonek. Kurcze jaki to jest nieprzyjemny dźwięk! Aż głowa mnie rozbolała. Znowu dzwonek. Kurde no za grosz cierpliwości! Teraz już wściekła podbiegłam do drzwi, po drodze chwytając pierwszą lepszą rzecz, którą miałam pod ręką, w celu ukarania osoby, która zmusiła mnie do opuszczenia łóżeczka. Otworzyłam drzwi i wykrzyczałam:
-Czy ty nie możesz poczekać chociaż chwileczkę!!!
Stojący za drzwiami Ross wydał z siebie głośny jęk, a jego paczadła momentalnie się powiększyły. On się mnie wystraszył?
-Jestem aż taka straszna? - spytałam wciąż nie dowierzając. Brat pokiwał lekko głową na 'Tak', po czym powiedział ściszonym głosem:
-Spójrz w lustro... -  żeby własny rodzony brat takie komplementy z rana prawił! Jednak zrobiłam co kazał. Podeszłam do dużego lustra, które znajdowało się w przedpokoju. Nie dowierzałam temu, co w nim zobaczyłam. Nie dziwię się Rossowi, że się przestraszył. Jako, że wczoraj nie chciało mi się szukać piżamy, założyłam pierwszą lepszą bluzkę - była nią stara, czarna, porozciągała bluzka, która miała lekko obdarty rękaw. Na nodze miałam tylko jedną skarpetkę, widocznie druga spadła mi gdy spałam. Moje włosy wyglądały jak jedno wielkie gniazdo, a nawet gorzej. Wczoraj zapomniałam zmazać tusz do rzęs z moich oczu, więc teraz miałam go rozmazany na pół twarzy. Do tego tym przedmiotem, którym chciałam ukarać osobę, która mnie obudziła, była parasolka. W wielkim skrócie: wyglądałam jak bezdomna, która uciekła ze schroniska, a nawet gorzej. Mój widok wywołał u mnie głośny krzyk. Już po chwili podbiegli do mnie wszyscy moi bracia - Riker trzymał w ręku gaśnicę, Rocky patelnię, Ross jak i ja trzymał parasolkę, a Ell zamachiwał się łopatą. Skąd on wziął do jasnej ciasnej łopatę?! W pokoju ją trzyma? A może z nią śpi? Chłopcy widząc, że nic mi nie jest, oprócz mojego wyglądu, odetchnęli z ulgą. Ja natomiast wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Gdy moi bracia i Ell spojrzeli na siebie, również zaczęli się śmiać. Po kilku minutach pierwszy opanował się najmłodszy.
-Dobra... Nie wnikam skąd wzięliście te rzeczy w ciągu kilku sekund. Bo gaśnica i patelnia to rozumiem - jedno wisi na korytarzu, a Rocky mógł wbiec po drodze do kuchni, ale łopata? Serio Ell?
-Masz coś do mojej łopaty? - spytał Ellington głaskając wspomniany przedmiot, jakby to były włosy dziewczyny.
-Zresztą nieważne... Jake mówił, że dziś jest otwarcie jakiejś nowej knajpki na plaży i o 18 robią imprezę. Dziewczyny też będą, tylko muszą spytać jeszcze Van i Maię. To jak? - spytał Ross. W sumie może byc fajnie!
-My nie możemy. Idziemy do kina na ten nowy film o autach! - powiedzieli Ell i Rocky. Dwóch głąbów mniej.
-Dla mnie spoko. Będzie szansa wyrwać jakieś dziewczyny. - powiedział Riker, po czym przybili z Rossem żółwika. Ci moi bracia to myślą tylko o jednym...
-Ja tez chętnie pójdę. Tylko najpierw doprowadzę swój wygląd do porządku. - powiedziałam.
-Ale wiesz, że ta impreza jest dziś, a nie za miesiąc? - zaśmiał się Rocky. Ooo na żarty mu się zachciało! Obdarzyłam go groźnym spojrzeniem, a następnie zaczęłam się do niego powoli zbliżać. On natomiast jak poparzony zwiał do swojego pokoju. I dobrze. nikt nie będzie się naśmiewał z Rydel Marie Lynch. 

*oczami Laury*
Gdy dobiegłyśmy do domu, Vanessa już była po śniadaniu. Niestety okazało się, że umówiły się z Maią na zakupy po południu, więc nie mogą z nami iść. Vera poszła do swojego pokoju i powiedziała, że zadzwoni do Jake'a powiedzieć, że dziewczyny nie mogą z nami iść, a ja skierowałam się do siebie. Było przed 10. Postanowiłam, że po bieganiu najpierw się wykąpie, a potem może poczytam książkę. Włosy myłam wczoraj wieczorem, więc spięłam je w kok, aby się nie zamoczyły. Już po chwili czułam, jak gorące krople wody spływają po moim ciele. Taki prysznic potrafi być przyjemny. Czuję, jak wszystko, łącznie z problemami, po mnie spływało. Jestem odprężona. Woda mnie orzeźwia. Ach... Zaczęłam też po cichu nucić tę piosenkę. Bardzo ją lubię. Po niecałych 15 minutach rozkoszy, wyszłam spod prysznica, wytarłam, ubrałam wcześniej naszykowane krótkie spodenki i podkoszulek, po czym weszłam do pokoju. Wzięłam z półki jedną z książek, której jeszcze nie dokończyłam, a następnie usiadłam na parapecie. Jest on koło okna i jest na tyle szeroki, że mogę swobodnie na nim siadać. Promienie słoneczne oświetlały moją skórę, a ja zagłębiłam się w lekturze. Czasem się zastanawiam, czy moje życie nie jest powieścią. No bo, gdy autor, pisze opowiadanie, sam tworzy jego bohaterów. To on decyduje, jaki będą mieli charakter i jak się będą zachowywać i wyglądać. Od niego zależy, jak będzie wyglądało ich życie. może ja też jestem częścią jakiegoś opowiadania? Ktoś wymyślił moją postać i to on sprawia, że jestem jaka jestem, i robię to co robię. Przecież czasem robimy rzeczy, których przyczyn nie jesteśmy w stanie wyjaśnić. Nie znamy powodu, dla którego tak postąpiliśmy. Może po prostu, ktoś napisał nam taki, a nie inny scenariusz? Tego niestety się nie dowiem. 
Tak minęło mi popołudnie. O około 14 zjadłam obiad. Kurcze! Veronika nie zrobiła mi w końcu tej jajecznicy! No trudno... Postanowiłam, że zacznę się już szykować. Jako że jest to impreza na plaży, postanowiłam że założę zwiewną sukienkę do kolan bez ramiączek w kolorze żółtym. Do tego ubrałam czarny naszyjnik i czarne bransoletki. Wzięłam sandałki w tym samym kolorze i torebkę. Normalnie bym jej nie brała, ale muszę gdzieś wsadzić kluczyki - w końcu nie wiem o której wróci Van z zakupów. Do tego zrobiłam sobie lekki makijaż w postaci użycia tuszu do rzęs, eyelinera i błyszczyka. Spojrzałam jeszcze w lustro. Jestem gotowa. Gdy sprawdziłam godzinę, okazało się, że już jest 17. Za pół godziny mogą być chłopcy. Poszłam więc sprawdzić, czy Veronika też jest gotowa. Weszłam do jej pokoju. Gdy ją zobaczyłam, oniemiałam z wrażenia! Miała na sobie fioletową sukienkę, również do kolan. Tyle, że jej sukienka miała ramiączka. W pasie był czarny pasek, przez co miała podkreśloną swoją figurę. Włosy miała upięte w koka,  a na nogach... oczywiście czarne trampki. Ona nigdy nie zakłada innych butów. No cóż.
-No hej. Gotowa? - spytała uradowana.
-Tak. Widzę, że ty też. Ślicznie wyglądasz. Dla kogo się tak wystroiłaś co?
-Dla nikogo... - powiedziała, a na jej twarz wkradł się rumieniec. - Poza tym nigdy nie wiadomo. Może spotkamy kogoś fajnego! - rozmarzyła się. Ona tylko o jednym... Zaśmiałam się. Ciekawe co powie jak ją Jake zobaczy... Właśnie! Muszę od niego wyciągnąć o co mu dziś rano chodziło w tym parku. 
Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Od razu zbiegłyśmy na dół i otworzyłyśmy drzwi. Za nimi zastałyśmy chłopaków, którzy na nasz widok zaniemówili. Nawet Ross patrząc na mnie uśmiechnął się lekko, co się często nie zdarza. 
-No hej. - przywitałyśmy się z nimi.
-Cześć. Pięknie wyglądacie. - powiedział Riker.
-A gdzie Rocky i Ell.? - spytałam.
-Poszli do kina na jakiś film. 
-Aha. To co idziemy? - spytała Vera.
-Pewnie chodźcie. - powiedział Jake. Zamknęłam jeszcze tylko drzwi i ruszyliśmy. Po drodze rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Było tam pięknie! Knajpka, była w całości wykonana z drewna i miała kształt koła. Przed nią znajdował się mały parkiet, a obok niego barek. Całość była przyozdobiona w serpentyny i girlandy. W wielu miejscach wisiały również kolorowe lampiony. Wokół rosły wysokie palmy, a w tle widać było ocean. Po prostu przepięknie! Uznaliśmy, że zostaniemy na zewnątrz. Tańczyliśmy w rytm muzyki, rozmawialiśmy, wypiliśmy po drinku i świetnie się bawiliśmy. Atmosfera była cudowna! Nawet obecność Lyncha mi nie przeszkadzała. Ten wieczór mógłby trwać 
wiecznie!

*oczami Rossa*
Muszę przyznać, że to naprawdę świetne miejsce. Zabawa była cudowna. Akurat wszyscy siedzieliśmy przy barku. Tyle tu pięknych dziewczyn...  Właśnie rozglądałem się po lokalu, gdy dojrzałem ją. Wysoka blondynka i do tego ładna. Lecz nie chodzi mi teraz o to, że jestem nią zainteresowany. Jest o wiele gorzej. Szybko schowałem się za plecami Rikera i powiedziałem:
-Brat ratuj! Czerwony alarm! Cassidy wróciła do miasta!
-Błagam powiedz, że żartujesz! - wystraszył się Riker, po czym zaczął rozglądać się po lokalu. 
-Wierz mi, chciałbym żartować... - powiedziałem, po czym powoli wychyliłem się lekko zza pleców brata. niestety to był błąd - Cassidy mnie zauważyła, a następnie powolnym krokiem skierowała się w moją stronę. No i po mnie...
-Ross! Tak dawno się nie widzieliśmy! - podeszłą do mnie i mnie przytuliła. ja oczywiście musiałem odwzajemnić gest. Wszyscy spoza mojej rodziny dziwnie patrzyli na tą sytuacje, łącznie z Jake'iem.
-Tak strasznie długo! - odpowiedziałem.
-Wiesz, jutro mam wolne, moze byśmy się spotkali. Nasza rozłąka była dla mnie czymś okropnym... Może spróbujemy jeszcze raz? - spytała, a ja się załamałem. przecież gdy jej odmówię, to będzie po mnie! i po zespole! Co tu zrobić, co tu zrobić? I wtedy wpadłem na pomysł. Może Laura mnie zabije, ale nie mam wyboru. Powiedziałem:
-Cassidy, ale ja mam dziewczynę - widziałem jak się w niej gotuje.
-Kogo?!
-Laurę. - powiedziałem, po czym objąłem wspomnianą dziewczyną, ponieważ siedziała obok mnie. Ona natomiast wypluła sok, która akurat piła. Cassidy natomiast chwilowo mi nie wierzyła. pocałowałem więc Laurę w policzek i wyszeptałem krótkie : "proszę"... 
-Tak. Kocham Rossa i nie wyobrażam sobie życia bez niego! - powiedziała Marano, po czym przytuliła mnie. Niestety wbiła mi przy tym paznokcie w szyję. Już boję się jej zemsty.Na szczęście przekonaliśmy Cass, która stwierdziła:
-No dobrze. W takim razie gratuluję. Czekajcie zrobię Wam zdjęcie do gazety! - mówiąc to wyciągnęła z torebki aparat i cyknęła nam kilka fotek, podczas których obejmowałem Laurę.- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - dodałą.
-Ja też. A na jak długo tym razem zostajesz?
-Dwa tygodnie. Ewentualnie kilka dni więcej. - stwierdziła z uśmiechem, po czym oddaliła się. Ja natomiast odsunąłem się od Marano, która zaczęła wrzeszczeć:
-Czy Ciebie do reszty pogrzało!
-Laura, wiem, że nie jesteś zadowolona. Zauważ, że powiedziałem Laura, a nie Marano! Cassidy pracuje w najpopularniejszej gazecie w Stanach Zjednoczonych. Jest ona wydawana w Nowym Jorku, ale około rok temu przyjechała tu, w celu napisania jakiegoś artykułu. Jako że była bardzo ładna, zaprosiłem ją na randkę. Później zaczęliśmy się spotykać. Jednak gdy zrozumiałem, że mimo wyglądu, nic mi się w niej nie podoba, zerwałem z nią. Tyle, że to był mój największy błąd. Gdy wyjechała i wróciła do Nowego Jorku, zaczęła pisać przeróżne artykuły o naszym zespole. Tyle, że wszystkie były negatywne i wyssane z palca. Przez miesiąc pisała o tym, że jesteśmy beznadziejni, że nigdy nie spotkała okrutniejszych osób. W artykułach pojawiały się wzmianki o tym, że bawimy się uczuciami innych. Przerabiała nasze zdjęcia. Krytykowała styl Rydel. Śmiała się z fryzur chłopaków. Pisała, że Riker to jedno wielkie beztalencie, że Rocky pisze najgorsze teksty na świecie. Niektórzy nasi "fani" odwrócili się od nas. Później, chyba jej się to znudziło. A teraz wróciła. Mara.. Laura zrozum! Jeśli się okaże, że ją okłamałem, to znowu zacznie o nas pisać. A jeśli bym się z nią nie umówił bez żadnego powodu, to było by to samo. - zakończyłem swój monolog.
-A dlaczego ja? Znasz tyle dziewczyn... Czemu nie Vera? I tak już z nią byłeś! - spytała. Nie mogę im powiedzieć prawdziwego powodu. jestem dobrym przyjacielem.
-Yy bo akurat była w toalecie i o niej nie pomyślałem. Jeszcze Cassidy uznałaby, że wymyśliłem jakąś dziewczynę.
-A Van? Ona jest aktorką, musiała o niej słyszeć...
-Bez urazy, ale Nessy się boję. - powiedziałem co było prawdą. - A po drugie jest starsza.
-A Maia?
-Też jej tu nie ma. A poza tym, wszyscy myślą że się przyjaźnimy. I pracujemy razem. To była najbardziej wiarygodna opcja. Poza tym masz u mnie dług wdzięczności za podwózkę.
-Laura... Wiem, że z moim bratem macie nie najlepsze stosunki. Ale zrób to dla mnie! Dla Rikera, Rockyego, Ella! Jeśli ona pozna prawdę, zniszczy nas... - błagała Rydel.
-Ale tylko do czasu aż wyjedzie? - spytała niepewna Laura.
-Tak!
-No to zgoda... Ale robię to dla Was, nie dla niego - powiedziała wskazując na mnie. Miałem to gdzieś! Liczyło się to, że się zgodziła! Z tej radości aż ją przytuliłem. Wow. Dziwne uczucie. No, ale cóż... Jako "para" będziemy musieli robić gorsze rzeczy. Niestety... Już się boję.

***
Bum!!! Witam po weekendzie. No to teraz... Jak Wam się podoba rozdział? Bo według mnie jest nawet ok, ale wasza opinia jest dla mnie ważniejsza! :D Siedziałam nad nim kilka godzin,
ale warto. :) Z tego co widzę, to wyszedł mi całkiem długi. To dobrze, bo nie wiem kiedy next :/
Powinnam do środy się wyrobić, ale wiecie... Mundial sam się nie obejrzy ;p
Zajrzyjcie do zakładki "bohaterowie".
Jutro dodam tam Cassidy. No cóż. Oczywiście zachęcam do komentowania :)
A i przepraszam za błędy, ale nie mam siły sprawdzać :( po wczorajszych urodzinach 
przyjaciółki jestem padnięta... 
 I życzę miłych snów :)
~MiLka <3