niedziela, 22 czerwca 2014

3.Good times must to stay And bad times fade away

I... koniec wyścigu. Osoba, która wygrała to oczywiście.. Veronika! Jest! Udało się! Pokonała tego pacana! Zaczęłam tańczyć swój taniec szczęścia, a cała trójka się na mnie dziwnie popatrzała. W sumie to się im nie dziwię... no bo przecież mój taniec szczęścia, wygląda mniej więcej tak. Gdy już się trochę opanowałam, powiedziałam zadowolona:
-No Lynch... Zakład to zakład!
-Jaki zakład? - próbował udawać głupka. Ja mu dam! Nie chce po dobroci? Wystarczyły by mi zwykłe kilka słów, ale w takim razie... Zostawimy dowód.
-No cóż... Mogłeś to po prostu powiedzieć i dałabym Ci spokój, ale nie dajesz mi wyboru... - powiedziałam z udawanym przejęciem i wyciągnęłam z kieszeni spodenek telefon. Wiem, że poszłyśmy biegać, ale po pierwsze: lubię podczas biegania słuchać muzyki, więc czasem ją włączam, a po drugie: nie rozstaje się z moim telefonem. Wracając do tematu; po wyciągnięciu telefonu włączyłam kamerkę i zaczęłam mówić - Drogie panie i panowie! Osobiście przeprowadzę wywiad z niejakim Rossem Idiotą Lynchem! Co ma pan nam ciekawego do powiedzenia?
-Hahaha Ross to sie wkopałeś - zaśmiał się Jake.
-No panie Lynch, czekamy - ponaglałam. Jake i Vera natomiast mieli niezły ubaw.
-No dobra.. Dziewczyny... są.. mmmm od chłopców. - powiedział niewyraźnie.
-Mógłby pan powtórzyć? Bo nasi widzowie pana nie słyszą.
-Dziewczyny są takie same, a czasem nawet lepsze w mmmm od chłopców. - niech nie myśli że po takim czymś dam mu spokój.
-Gardło pana boli? Wciąż nie słyszę...
-Dziewczyny są takie same, a nawet lepsze w sporcie od chłopców! - powiedział wkurzony. Oj biedny.. Jeszcze się nie nauczył, że ja zawsze o wszystko walczę do końca. Odwróciłam telefon w swoja stronę i powiedziałam:
-Dziękujemy za wywiad. Przed państwem wystąpił Ross Idiota Lynch. Podziękujmy mu gromkimi brawami, a ja, życzę państwu miłego dnia. - po tych słowach, wyłączyłam nagrywanie.
-Zadowolona? - spytał wkurzony Lynch
-I to bardzo! - dodałam wciąż się śmiejąc. Wtedy do chłopaka podeszła Veronika, poczochrała mu włosy i powiedziała:
-Oj nie martw się Rossiu. Może kiedyś ze mną jeszcze wygrasz jakiś wyścig. Ewentualnie w innym wcieleniu. - zażartowała. Ross natomiast pokazał jej język. Doszłam do wniosku, że chłopcy wcale nie dojrzewają później od dziewczyn. Oni nigdy nie dojrzewają. - A tak z ciekawości to która jest godzina? - dodała. Wyciągnęłam znów telefon.
-Za kilka minut 9. Może wrócimy już powoli do domu? - spytałam.
-No w sumie to możemy już wracać. - odpowiedziała Vera. Pożegnałyśmy się z chłopakami, tzn. Vera pożegnała się z chłopakami, a ja tylko z Jake'iem. Z Lynchem wymieniliśmy groźne spojrzenia. Już się odwróciłyśmy, gdy jeszcze Jake zawołał:
-A tak z ciekawości to macie jakieś plany na popołudnie?
-W sumie to chyba nie... A co? - odpowiedziałam.
-A bo dzisiaj jest otwierana na plaży taka nowa knajpka i robią taką małą imprezę. Może byście wzięły Van i wpadły? Ewentualnie zadzwońcie jeszcze może do Mai? Ross porozmawia z rodzeństwem to może też pójdą. - spytał Jake. W sumie to nie taki zły pomysł.
-Pewnie. To spytamy się Van czy pójdzie z nami i najwyżej się zdzwonimy. - powiedziała Vera
-A o której? - spytałąm.
-No to otwarcie jest o około 18, więc tak o w pół do możemy po Was przyjść.
-Ok to do zobaczenia - dodałyśmy jeszcze, po czym pobiegłyśmy do domu.

*oczami Rossa*

Razem z Jake'iem biegaliśmy już ponad 1 godzinę, więc też wróciliśmy do domu. To znaczy, ja pobiegłem do siebie, a Jake do siebie. Po co ja się zakładałem z Verą? Przecież ona od zawsze była dobra w sporcie. A no tak - skusiło mnie ciasto. Ale co ja na to poradzę? Miejmy nadzieję, że Marano nie wsadzi tego filmiku na Facebooka czy coś... No nic. Sięgnąłem do kieszeni spodni, w celu wyciągnięcia kluczy. Nie ma. Sprawdzam drugą kieszeń - też nic. No świetnie zapomniałem kluczy. Miejmy nadzieję, że mojemu kochanemu rodzeństwu będzie chciało się otworzyć drzwi. Zapukałem więc. Niestety, drzwi nadal były zamknięte. No po prostu pięknie! Jak znam życie wszyscy jeszcze śpią. Wielka szkoda, że muszę ich obudzić. Zacząłem więc energicznie dzwonić do drzwi. No przecież ktoś w końcu musi mi otworzyć!

*oczami Rydel*
Spałam sobie smacznie, zaplątana w moją mięciutką, różową pościel, gdy do moich uszu dotarł nieprzyjemny, głośny dźwięk. Momentalnie otworzyłam oczy. Cisza. Może mi się coś przyśniło? Z tą myślą, ułożyłam głowę z powrotem na poduszce. Niestety nie dane mi było spać spokojnie, gdyż znów usłyszałam ten dźwięk, jak się domyślam, dzwonka do drzwi. Ugh... Pewnie znowu jeden z moich genialnych braciszków wyszedł z domu i zapomniał kluczy. Byłam zmuszona wstać. Wkurzona poczłapałam po schodach w kierunku drzwi. Wtem znowu rozległ się dzwonek. Kurcze jaki to jest nieprzyjemny dźwięk! Aż głowa mnie rozbolała. Znowu dzwonek. Kurde no za grosz cierpliwości! Teraz już wściekła podbiegłam do drzwi, po drodze chwytając pierwszą lepszą rzecz, którą miałam pod ręką, w celu ukarania osoby, która zmusiła mnie do opuszczenia łóżeczka. Otworzyłam drzwi i wykrzyczałam:
-Czy ty nie możesz poczekać chociaż chwileczkę!!!
Stojący za drzwiami Ross wydał z siebie głośny jęk, a jego paczadła momentalnie się powiększyły. On się mnie wystraszył?
-Jestem aż taka straszna? - spytałam wciąż nie dowierzając. Brat pokiwał lekko głową na 'Tak', po czym powiedział ściszonym głosem:
-Spójrz w lustro... -  żeby własny rodzony brat takie komplementy z rana prawił! Jednak zrobiłam co kazał. Podeszłam do dużego lustra, które znajdowało się w przedpokoju. Nie dowierzałam temu, co w nim zobaczyłam. Nie dziwię się Rossowi, że się przestraszył. Jako, że wczoraj nie chciało mi się szukać piżamy, założyłam pierwszą lepszą bluzkę - była nią stara, czarna, porozciągała bluzka, która miała lekko obdarty rękaw. Na nodze miałam tylko jedną skarpetkę, widocznie druga spadła mi gdy spałam. Moje włosy wyglądały jak jedno wielkie gniazdo, a nawet gorzej. Wczoraj zapomniałam zmazać tusz do rzęs z moich oczu, więc teraz miałam go rozmazany na pół twarzy. Do tego tym przedmiotem, którym chciałam ukarać osobę, która mnie obudziła, była parasolka. W wielkim skrócie: wyglądałam jak bezdomna, która uciekła ze schroniska, a nawet gorzej. Mój widok wywołał u mnie głośny krzyk. Już po chwili podbiegli do mnie wszyscy moi bracia - Riker trzymał w ręku gaśnicę, Rocky patelnię, Ross jak i ja trzymał parasolkę, a Ell zamachiwał się łopatą. Skąd on wziął do jasnej ciasnej łopatę?! W pokoju ją trzyma? A może z nią śpi? Chłopcy widząc, że nic mi nie jest, oprócz mojego wyglądu, odetchnęli z ulgą. Ja natomiast wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Gdy moi bracia i Ell spojrzeli na siebie, również zaczęli się śmiać. Po kilku minutach pierwszy opanował się najmłodszy.
-Dobra... Nie wnikam skąd wzięliście te rzeczy w ciągu kilku sekund. Bo gaśnica i patelnia to rozumiem - jedno wisi na korytarzu, a Rocky mógł wbiec po drodze do kuchni, ale łopata? Serio Ell?
-Masz coś do mojej łopaty? - spytał Ellington głaskając wspomniany przedmiot, jakby to były włosy dziewczyny.
-Zresztą nieważne... Jake mówił, że dziś jest otwarcie jakiejś nowej knajpki na plaży i o 18 robią imprezę. Dziewczyny też będą, tylko muszą spytać jeszcze Van i Maię. To jak? - spytał Ross. W sumie może byc fajnie!
-My nie możemy. Idziemy do kina na ten nowy film o autach! - powiedzieli Ell i Rocky. Dwóch głąbów mniej.
-Dla mnie spoko. Będzie szansa wyrwać jakieś dziewczyny. - powiedział Riker, po czym przybili z Rossem żółwika. Ci moi bracia to myślą tylko o jednym...
-Ja tez chętnie pójdę. Tylko najpierw doprowadzę swój wygląd do porządku. - powiedziałam.
-Ale wiesz, że ta impreza jest dziś, a nie za miesiąc? - zaśmiał się Rocky. Ooo na żarty mu się zachciało! Obdarzyłam go groźnym spojrzeniem, a następnie zaczęłam się do niego powoli zbliżać. On natomiast jak poparzony zwiał do swojego pokoju. I dobrze. nikt nie będzie się naśmiewał z Rydel Marie Lynch. 

*oczami Laury*
Gdy dobiegłyśmy do domu, Vanessa już była po śniadaniu. Niestety okazało się, że umówiły się z Maią na zakupy po południu, więc nie mogą z nami iść. Vera poszła do swojego pokoju i powiedziała, że zadzwoni do Jake'a powiedzieć, że dziewczyny nie mogą z nami iść, a ja skierowałam się do siebie. Było przed 10. Postanowiłam, że po bieganiu najpierw się wykąpie, a potem może poczytam książkę. Włosy myłam wczoraj wieczorem, więc spięłam je w kok, aby się nie zamoczyły. Już po chwili czułam, jak gorące krople wody spływają po moim ciele. Taki prysznic potrafi być przyjemny. Czuję, jak wszystko, łącznie z problemami, po mnie spływało. Jestem odprężona. Woda mnie orzeźwia. Ach... Zaczęłam też po cichu nucić tę piosenkę. Bardzo ją lubię. Po niecałych 15 minutach rozkoszy, wyszłam spod prysznica, wytarłam, ubrałam wcześniej naszykowane krótkie spodenki i podkoszulek, po czym weszłam do pokoju. Wzięłam z półki jedną z książek, której jeszcze nie dokończyłam, a następnie usiadłam na parapecie. Jest on koło okna i jest na tyle szeroki, że mogę swobodnie na nim siadać. Promienie słoneczne oświetlały moją skórę, a ja zagłębiłam się w lekturze. Czasem się zastanawiam, czy moje życie nie jest powieścią. No bo, gdy autor, pisze opowiadanie, sam tworzy jego bohaterów. To on decyduje, jaki będą mieli charakter i jak się będą zachowywać i wyglądać. Od niego zależy, jak będzie wyglądało ich życie. może ja też jestem częścią jakiegoś opowiadania? Ktoś wymyślił moją postać i to on sprawia, że jestem jaka jestem, i robię to co robię. Przecież czasem robimy rzeczy, których przyczyn nie jesteśmy w stanie wyjaśnić. Nie znamy powodu, dla którego tak postąpiliśmy. Może po prostu, ktoś napisał nam taki, a nie inny scenariusz? Tego niestety się nie dowiem. 
Tak minęło mi popołudnie. O około 14 zjadłam obiad. Kurcze! Veronika nie zrobiła mi w końcu tej jajecznicy! No trudno... Postanowiłam, że zacznę się już szykować. Jako że jest to impreza na plaży, postanowiłam że założę zwiewną sukienkę do kolan bez ramiączek w kolorze żółtym. Do tego ubrałam czarny naszyjnik i czarne bransoletki. Wzięłam sandałki w tym samym kolorze i torebkę. Normalnie bym jej nie brała, ale muszę gdzieś wsadzić kluczyki - w końcu nie wiem o której wróci Van z zakupów. Do tego zrobiłam sobie lekki makijaż w postaci użycia tuszu do rzęs, eyelinera i błyszczyka. Spojrzałam jeszcze w lustro. Jestem gotowa. Gdy sprawdziłam godzinę, okazało się, że już jest 17. Za pół godziny mogą być chłopcy. Poszłam więc sprawdzić, czy Veronika też jest gotowa. Weszłam do jej pokoju. Gdy ją zobaczyłam, oniemiałam z wrażenia! Miała na sobie fioletową sukienkę, również do kolan. Tyle, że jej sukienka miała ramiączka. W pasie był czarny pasek, przez co miała podkreśloną swoją figurę. Włosy miała upięte w koka,  a na nogach... oczywiście czarne trampki. Ona nigdy nie zakłada innych butów. No cóż.
-No hej. Gotowa? - spytała uradowana.
-Tak. Widzę, że ty też. Ślicznie wyglądasz. Dla kogo się tak wystroiłaś co?
-Dla nikogo... - powiedziała, a na jej twarz wkradł się rumieniec. - Poza tym nigdy nie wiadomo. Może spotkamy kogoś fajnego! - rozmarzyła się. Ona tylko o jednym... Zaśmiałam się. Ciekawe co powie jak ją Jake zobaczy... Właśnie! Muszę od niego wyciągnąć o co mu dziś rano chodziło w tym parku. 
Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Od razu zbiegłyśmy na dół i otworzyłyśmy drzwi. Za nimi zastałyśmy chłopaków, którzy na nasz widok zaniemówili. Nawet Ross patrząc na mnie uśmiechnął się lekko, co się często nie zdarza. 
-No hej. - przywitałyśmy się z nimi.
-Cześć. Pięknie wyglądacie. - powiedział Riker.
-A gdzie Rocky i Ell.? - spytałam.
-Poszli do kina na jakiś film. 
-Aha. To co idziemy? - spytała Vera.
-Pewnie chodźcie. - powiedział Jake. Zamknęłam jeszcze tylko drzwi i ruszyliśmy. Po drodze rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Było tam pięknie! Knajpka, była w całości wykonana z drewna i miała kształt koła. Przed nią znajdował się mały parkiet, a obok niego barek. Całość była przyozdobiona w serpentyny i girlandy. W wielu miejscach wisiały również kolorowe lampiony. Wokół rosły wysokie palmy, a w tle widać było ocean. Po prostu przepięknie! Uznaliśmy, że zostaniemy na zewnątrz. Tańczyliśmy w rytm muzyki, rozmawialiśmy, wypiliśmy po drinku i świetnie się bawiliśmy. Atmosfera była cudowna! Nawet obecność Lyncha mi nie przeszkadzała. Ten wieczór mógłby trwać 
wiecznie!

*oczami Rossa*
Muszę przyznać, że to naprawdę świetne miejsce. Zabawa była cudowna. Akurat wszyscy siedzieliśmy przy barku. Tyle tu pięknych dziewczyn...  Właśnie rozglądałem się po lokalu, gdy dojrzałem ją. Wysoka blondynka i do tego ładna. Lecz nie chodzi mi teraz o to, że jestem nią zainteresowany. Jest o wiele gorzej. Szybko schowałem się za plecami Rikera i powiedziałem:
-Brat ratuj! Czerwony alarm! Cassidy wróciła do miasta!
-Błagam powiedz, że żartujesz! - wystraszył się Riker, po czym zaczął rozglądać się po lokalu. 
-Wierz mi, chciałbym żartować... - powiedziałem, po czym powoli wychyliłem się lekko zza pleców brata. niestety to był błąd - Cassidy mnie zauważyła, a następnie powolnym krokiem skierowała się w moją stronę. No i po mnie...
-Ross! Tak dawno się nie widzieliśmy! - podeszłą do mnie i mnie przytuliła. ja oczywiście musiałem odwzajemnić gest. Wszyscy spoza mojej rodziny dziwnie patrzyli na tą sytuacje, łącznie z Jake'iem.
-Tak strasznie długo! - odpowiedziałem.
-Wiesz, jutro mam wolne, moze byśmy się spotkali. Nasza rozłąka była dla mnie czymś okropnym... Może spróbujemy jeszcze raz? - spytała, a ja się załamałem. przecież gdy jej odmówię, to będzie po mnie! i po zespole! Co tu zrobić, co tu zrobić? I wtedy wpadłem na pomysł. Może Laura mnie zabije, ale nie mam wyboru. Powiedziałem:
-Cassidy, ale ja mam dziewczynę - widziałem jak się w niej gotuje.
-Kogo?!
-Laurę. - powiedziałem, po czym objąłem wspomnianą dziewczyną, ponieważ siedziała obok mnie. Ona natomiast wypluła sok, która akurat piła. Cassidy natomiast chwilowo mi nie wierzyła. pocałowałem więc Laurę w policzek i wyszeptałem krótkie : "proszę"... 
-Tak. Kocham Rossa i nie wyobrażam sobie życia bez niego! - powiedziała Marano, po czym przytuliła mnie. Niestety wbiła mi przy tym paznokcie w szyję. Już boję się jej zemsty.Na szczęście przekonaliśmy Cass, która stwierdziła:
-No dobrze. W takim razie gratuluję. Czekajcie zrobię Wam zdjęcie do gazety! - mówiąc to wyciągnęła z torebki aparat i cyknęła nam kilka fotek, podczas których obejmowałem Laurę.- Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - dodałą.
-Ja też. A na jak długo tym razem zostajesz?
-Dwa tygodnie. Ewentualnie kilka dni więcej. - stwierdziła z uśmiechem, po czym oddaliła się. Ja natomiast odsunąłem się od Marano, która zaczęła wrzeszczeć:
-Czy Ciebie do reszty pogrzało!
-Laura, wiem, że nie jesteś zadowolona. Zauważ, że powiedziałem Laura, a nie Marano! Cassidy pracuje w najpopularniejszej gazecie w Stanach Zjednoczonych. Jest ona wydawana w Nowym Jorku, ale około rok temu przyjechała tu, w celu napisania jakiegoś artykułu. Jako że była bardzo ładna, zaprosiłem ją na randkę. Później zaczęliśmy się spotykać. Jednak gdy zrozumiałem, że mimo wyglądu, nic mi się w niej nie podoba, zerwałem z nią. Tyle, że to był mój największy błąd. Gdy wyjechała i wróciła do Nowego Jorku, zaczęła pisać przeróżne artykuły o naszym zespole. Tyle, że wszystkie były negatywne i wyssane z palca. Przez miesiąc pisała o tym, że jesteśmy beznadziejni, że nigdy nie spotkała okrutniejszych osób. W artykułach pojawiały się wzmianki o tym, że bawimy się uczuciami innych. Przerabiała nasze zdjęcia. Krytykowała styl Rydel. Śmiała się z fryzur chłopaków. Pisała, że Riker to jedno wielkie beztalencie, że Rocky pisze najgorsze teksty na świecie. Niektórzy nasi "fani" odwrócili się od nas. Później, chyba jej się to znudziło. A teraz wróciła. Mara.. Laura zrozum! Jeśli się okaże, że ją okłamałem, to znowu zacznie o nas pisać. A jeśli bym się z nią nie umówił bez żadnego powodu, to było by to samo. - zakończyłem swój monolog.
-A dlaczego ja? Znasz tyle dziewczyn... Czemu nie Vera? I tak już z nią byłeś! - spytała. Nie mogę im powiedzieć prawdziwego powodu. jestem dobrym przyjacielem.
-Yy bo akurat była w toalecie i o niej nie pomyślałem. Jeszcze Cassidy uznałaby, że wymyśliłem jakąś dziewczynę.
-A Van? Ona jest aktorką, musiała o niej słyszeć...
-Bez urazy, ale Nessy się boję. - powiedziałem co było prawdą. - A po drugie jest starsza.
-A Maia?
-Też jej tu nie ma. A poza tym, wszyscy myślą że się przyjaźnimy. I pracujemy razem. To była najbardziej wiarygodna opcja. Poza tym masz u mnie dług wdzięczności za podwózkę.
-Laura... Wiem, że z moim bratem macie nie najlepsze stosunki. Ale zrób to dla mnie! Dla Rikera, Rockyego, Ella! Jeśli ona pozna prawdę, zniszczy nas... - błagała Rydel.
-Ale tylko do czasu aż wyjedzie? - spytała niepewna Laura.
-Tak!
-No to zgoda... Ale robię to dla Was, nie dla niego - powiedziała wskazując na mnie. Miałem to gdzieś! Liczyło się to, że się zgodziła! Z tej radości aż ją przytuliłem. Wow. Dziwne uczucie. No, ale cóż... Jako "para" będziemy musieli robić gorsze rzeczy. Niestety... Już się boję.

***
Bum!!! Witam po weekendzie. No to teraz... Jak Wam się podoba rozdział? Bo według mnie jest nawet ok, ale wasza opinia jest dla mnie ważniejsza! :D Siedziałam nad nim kilka godzin,
ale warto. :) Z tego co widzę, to wyszedł mi całkiem długi. To dobrze, bo nie wiem kiedy next :/
Powinnam do środy się wyrobić, ale wiecie... Mundial sam się nie obejrzy ;p
Zajrzyjcie do zakładki "bohaterowie".
Jutro dodam tam Cassidy. No cóż. Oczywiście zachęcam do komentowania :)
A i przepraszam za błędy, ale nie mam siły sprawdzać :( po wczorajszych urodzinach 
przyjaciółki jestem padnięta... 
 I życzę miłych snów :)
~MiLka <3


3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział :33 Nic dodać, nic ująć xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog i rozdział. Zapraszam też do siebie:
    http://naszahistoriazycia.blogspot.com/2014/06/rozdzia-11-wspomnienia-o-dawnym-czasie.html
    Masz nową fanke <3333

    OdpowiedzUsuń