sobota, 7 marca 2015

52. So much to do in one life time

*kilka dni później, piątek*
*oczami Veroniki*

- Możecie już dać sobie spokój? - westchnęłam. Powoli pytania ze strony Laury i Victorii stawały się męczące. Po części to moja wina. Gdybym nie zareagowała aż tak źle na widok całującego się Jake'a z moją siostrą, pewnie aktualnie miałabym spokój. Ale, nie. Musiałam wybuchnąć nieuzasadnionym napadem agresji. 
- Damy Ci spokój, kiedy wreszcie przejrzysz na oczy, siostrzyczko. - Powiedziała szatynka, zrównując się ze mną krokiem. Po chwili i Laura nas dogoniła. 
Ten dzień miał być ostatnim dniem w Los Angeles zarówno Victorii, która musiała wracać do Anglii na uczelnie, jak i R5, którzy wyruszali w trasę. Postanowiliśmy więc wybrać się na plażę, aby urządzić im wszystkim małe spotkanie pożegnalne. Van wyszła z domu przed nami, gdyż wybierała się do Rikera. Mi przypadła w udziale piesza podróż z tymi dwoma idiotkami, cierpiącymi na nadmierne gadulstwo. Powoli naprawdę traciłam cierpliwość. 
- Ugh, on mi się nie podoba! - wyrzuciłam ręce do góry. 
- Właśnie widziałyśmy, jak rzekomo Ci się "nie podoba". - Laura się zaśmiała. 
Kiedy dotarłyśmy do wejścia na plażę, wszystkie zatrzymałyśmy się po to, aby zdjąć buty. Następnie ponownie ruszyłyśmy przed siebie. Moje stopy zetknęły się z ciepłym piaskiem, sprawiając, że kąciki mych ust uniosły się ku górze. Pogoda nam sprzyjała, gdyż było ciepło i świeciło słońce. Do tego morska bryza delikatnie owiewała moje nagie nogi i twarz. 
- Nie licząc Twojego wybuchu oraz złości na mnie - zaczęła Vicky - o Twojej zazdrości świadczy również sam fakt, że nie gadasz z nim od tamtego wydarzenia. 
- Nie było okazji. - Stwierdziłam wymijająco, wśród tłumów ludzi starając się odszukać znajome mi twarze. Niestety, było to jak szukanie igły w stogu siana. 
- Odrzucałaś jego telefony, dzwonił do Ciebie po kilka razy dziennie. 
- Nawet raz przyszedł, ale zamknęłaś się w łazience twierdząc, iż myjesz włosy. - Dodała Laura. 
- Dziewczyny - westchnęłam. - Możemy nie rozmawiać o tym chociaż dzisiaj? - zatrzymałam się i spojrzałam na nie błagalnie. Wymieniły się spojrzeniami. - Proszę?
- Zgoda. Ale nie myśl, że tak łatwo Ci odpuszczę. - Zaznaczyła Laura. Cudnie. 
- Shit. I jak my niby mamy ich znaleźć? - zauważyła moja siostra. Chciałam coś powiedzieć, ale wtedy w oczy rzucił mi się obraz pewnej grupki nastolatków. Od razu rozpoznałam w nich naszych przyjaciół. 
- Znalazłam! - i chcę za to toster.
Nie musiałam pokazywać dziewczynom, gdzie są rozłożeni nasi przyjaciele. Wystarczyło, że zrobiłam kilka kroków przed siebie, a one podążyły za mną jak za kaczą mamą.
Chodzenie po plaży wymaga niezwykłego skupienia. Z jednej strony, próbujesz nie wpaść do jakiejś dziury wykopanej przez małe dzieci, zarówno starając się nie nasypać komuś piasku na ręcznik, a w tym nie nadepnąć na czyjąś dłoń, czy stopę. Przeciskając się między plażowiczami, starałam się nie spuszczać wzroku z naszych przyjaciół. W aktualnej sytuacji zgubienie ich było, jak na mnie przystało, całkiem normalne. Kiedy weszłam na czyiś koc, rzuciłam krótkie "Przepraszam" i ruszyłam przed siebie. Nigdy nie lubiłam zwrotu "Sorry". Jakoś brzmiał dla mnie tak... Oschle.
Wreszcie dotarłyśmy do skupiska porozkładanych ręczników i karawanów, a także leżaków, pozajmowanych przez naszych przyjaciół.
- Cześć wszystkim! - przywitałam się z szerokim uśmiechem na ustach. Spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie, a ja nie opuszczałam kącików mych ust.
- Wreszcie! Ile można czekać? - oburzyła się Rydel, śmiejąc się przy tym.
- Bardzo kulturalny sposób na witanie przyjaciół. Gratuluję, Rydel. - Ellington spiorunował ją wzrokiem. To znaczy, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, ale po jego tonie głosu można było śmiało się tego domyślić.
- Oj zamknij się już, Ellington. - Burknęła dziewczyna, kładąc się z powrotem na swoim kocu. Czy mnie coś ominęło?
Przeleciałam po wszystkich wzrokiem, lecz nikt nie przejął się zbytnio uwagami i wrogim tonem blondynki i Ratliffa. Uznając to za mój wymysł i ja postanowiłam to zignorować.
Co nie zmienia faktu, że nie porozmawiam z nimi. Nie, wcale się nie wtrącam i nie jestem ciekawska. Ja po prostu chcę się dowiedzieć, co jest na rzeczy i w razie potrzeby im pomóc. A to, że mój umysł będzie wtedy zaspokojony, to już zupełnie inna sprawa.
Wraz z Laurą i Victorią rozłożyłyśmy swoje koce tuż po tym, jak szatynki przywitały się z naszymi przyjaciółmi. Kiedy zdejmowałam spodenki i bluzkę po to, by zostać w stroju, kątem oka zauważyłam, że pewien osobnik mi się przygląda. Był to ktoś, z kim ostatnio z lekka się pokłóciłam.
Jego spojrzenie wcale mnie nie krępuje, jego spojrzenie wcale mnie nie krępuje, jego spojrzenie wcale mnie nie krępuje. I kogo ja próbuję oszukać?
Odwróciłam się tyłem do Jake'a i spokojnie zdjęłam górną część garderoby, odsłaniając moje błękitne bikini. Leniwie spojrzałam na koc, na którym wcale nie miałam ochoty leżeć. Miałam ochotę się poruszać i coś porobić. I już wiedziałam, czym może być ta rzecz.
- Kto idzie grać w siatkówkę?

*oczami Laury*

 Promienie słoneczne raziły moją skórę, dostarczając jej witaminy D. Och, uwielbiam się opalać! Spojrzałam w moje obydwie strony. Po lewej, leżał pusty ręcznik, należący do Veroniki, która aktualnie grała z chłopakami w plażówkę. Z drugiej strony natomiast, znajdywały się Rydel i moja siostra. To właśnie ku nim się obróciłam, zsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.
- I jak tam? - wcięłam się w ich rozmowę z lekkim uśmiechem na ustach. Obydwie zwróciły ku mnie wzrok.
- Okay. Ta plaża była naprawdę świetnym pomysłem. - Odparła Rydel.
Znad jej ramienia ukazały mi się sylwetki naszych przyjaciół, którzy przedzieleni byli przez siatkę do gry. W jednej drużynie, znajdywali się Victoria, Ell, Rocky i Jake. Ich przeciwnikami byli Veronika, Ross i Riker. Na najstarszym najdłużej zawiesiłam wzrok. Z tego całego natłoku wrażeń nawet zapomniałam spytać Vanessę, jak im się układa. Po tylu latach los wreszcie dał im szansę, mam nadzieje, że ich historia skończy się happy end'em. Takie są najlepsze.
- Opowiedz mi coś o Rikerze, Van.
Kiedy prośba wyleciała z moich ust, twarz brunetki momentalnie się zmieniła. Mimo, że wciąż się uśmiechała, to był już inny uśmiech. Bardziej... taki rozanielony i szczęśliwy. Był to dosyć niespotykany wygląd mojej siostry, jednak oznaczał, że jest dobrze. Nareszcie.
- Wiesz... Póki co jest nam razem wspaniale, a Rik jest bardzo romantyczny - zrobiła krótką pauzę - i opiekuńczy. - Zachichotała.
- No kto by pomyślał, że mój braciszek wreszcie się odważy do Ciebie zagadać. - Skwitowała Rydel, poprawiając się na ręczniku. - Przepraszam, że to powiem, ale myślałam, że gorzej zareagujecie na ich wyjazd. Nie zrozumcie mnie źle! Chodzi mi o to, że bałam się, że może być złe czy podłamane, a tu taki szok!
- Ej! Nie rób z nas potworów! - blondynka oberwała w ramię od mojej siostry.
- Poza tym, za Tobą też będziemy tęsknić, idiotko. - Dodałam.
- Ooo, jakie to miłe! - rozczuliła się, przyciągając nad do siebie mocno.
- Rydel, wiesz, że Cię kocham, ale jesteś cała z olejku. - Zaoponowała Vanessa, po czym odsuwając się od Delly wszystkie trzy wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Wciąż nie mogę znieść myśli, że oni wyjeżdżają w trasę. Będzie mi brakować naszych grupowych spotkań, śmiechów, żartów, szczerych rozmów...  Tego wszystkiego, do czego zdążyłam się przyzwyczaić. Do tego wszystkiego, co tak kocham.
Niektórzy twierdzą, że nie można przywiązywać się do ludzi. W pewnym stopniu jest to prawdą. Kiedy przyzwyczaisz się do kogoś, wszystko, co robisz bez niego, przestaje mieć jakikolwiek sens; staje się nudne, szare i pozbawione wszelkiej radości. Ale przecież samotność jest straszniejsza. Teraz, kiedy będę się kładła do łóżka, będę myśleć o bliskich mi o osobach. Wiem, że oni kiedyś wrócą. Najważniejsze w tęsknocie jest to, by mieć na kogo czekać. Czasami jedynie taka świadomość trzyma nas przy życiu.
- Riker! - pisnęła Vanessa, kiedy chłopak nachylił się nad nią i złożył na jej policzku niespodziewanego buziaka.
- Kto wygrał? - spytałam. Reszta naszej paczki również zaczęła do nas podchodzić.
- Spytaj Very, to ona liczyła punkty. - Oznajmił Rocky.
- Daliście Veronice liczyć punkty? Przecież ona zapomina o tym zazwyczaj po pierwszym serwisie. - Zauważyłam.
- Też im to odradzałam.
- Najważniejsza jest dobra zabawa. - Veronika pokazała nam język.
- Jaja sobie robisz? A kto się przez dziesięć minut wykłócał ze swoją siostrą o to, czy była linia, czy aut? - spytał Riker, na co wszyscy wybuchli głośnym śmiechem.
Czyjeś rozgrzane dłonie dotknęły moich pleców, a ja poczułam przyjemny oddech na karku. Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam głowę, spotykając się ze spojrzeniem brązowych oczu.
- I jak się grało?
- Fajnie. - Odparł, a ja pocałowałam go przelotnie w usta.
Zawsze kiedy to robiłam, dostawałam gęsiej skórki.
Ross popchnął mnie lekko, wywołując tym mój cichy chichot. Usiadł obok mnie na kocu, po czym zmęczony padł na niego.
- Ej! - oburzyłam się, kiedy przymknął oczy. W chwili, w której zajął miejsce na moim ręczniku, straciłam conajmniej trzy czwarte jego powierzchni. Może i jestem drobna, ale nie aż tak! - Złaź stąd! - kiedy moje prośby poszły na marne, spróbowałam go zepchnąć. Byłam jednak zbyt słaba, lub on zbyt ciężki. Prawdopodobnie jedno i drugie. Blondyn wyglądał, jakby uciął sobie drzemkę. Zrezygnowałam więc z wszelkich prób odzyskania wolnego miejsca i podniosłam się. Kiedy stanęłam na równych nogach, sięgnęłam dłonią po sukienkę, którą włożyłam na siebie.
- Veronika? - zwróciłam na siebie uwagę przyjaciółki. - Idziesz ze mną do budki z lodami?
- Pewnie. - Moja przyjaciółka uśmiechnęła się. Poczekałam, aż i ona podniesie się z piasku, z którego musiała się otrzepać. Naciągnęła na siebie jedynie spodenki, po czym podeszła do mnie. Już miałyśmy ruszyć w kierunku budki z lodami, kiedy zatrzymał nas głosy przyjaciół. Każdy zaczął składać zamówienie na to, co chciałby zjeść, napić się, lub dostać. W głowie mi się nie mieściło, jakim cudem miałybyśmy to wszystko tu przynieść.
- To nie jest koncert życzeń! - szatynka uciszyła ich i nim zdążyli zaprotestować, pociągnęła mnie za dłoń. Obydwie skierowałyśmy się w stronę lodziarni.

*oczami narratora*

- Gdzie jest Laura? - zdziwił się blondyn, podnosząc się z koca. Nawet nie zauważył, kiedy jego dziewczyna opuściła plażę, kierując się do budki z lodami.
- Poszła z Veroniką się gdzieś przejść. - Odparł obojętnie Jake, który leżał tuż obok Lyncha.
Ross mógł usłyszeć żal w głosie swojego przyjaciela, kiedy wypowiadał imię szatynki. Współczuł mu, naprawdę mu współczuł.
- Posłuchaj, jeszcze Wam się uda, zobaczysz. - Spróbował go pocieszyć, chociaż nie wiedział, co za bardzo mógłby powiedzieć.
- To nie takie proste, Ross. Wiesz, ile kosztowało mnie to, by zdobyć się na jakikolwiek ruch? A jak już się ośmieliłem, to pomyliłem dziewczynę. Jak można pomylić osobę, w której jesteś zakochany z kimś innym?
- Nie przesadzaj. Mogło Ci się zdarzyć, one są naprawdę bardzo podobne, a ty nie wiedziałeś, że Vicky przyjechała do Los Angeles.
- Nie wiem... A może pora odpuścić? - zawahał się. Zależało mu na tej dziewczynie i darzył ją pewnym uczuciem, lecz gdy widział, jak wszystko jest przeciwko niemu, po prostu miał tego dosyć. Bał się, że może tak już musi być, że może ktoś u góry nie chce, by oni byli razem.
- Nawet o tym nie myśl! - zaprotestował Ross. Spojrzał z wyrzutem na swojego przyjaciela. - Co się stało z tym Jakiem, którego pragną wszystkie kobiety? - uśmiechnął się lekko.
- Bez przesady, one nadal mnie pragną. - Poruszył brwiami i zaśmiał się cicho. Po chwili jednak się opanował i spojrzał przed siebie, gdzieś w przestrzeń. Wpatrywał się w jakiś punkt na morzu, gdzie niebo stykało się z wodą. - Ale Veronika jest inna. Przy niej nie potrafię być tym pewnym, czarującym Jakiem. Boję się, że zrobię coś źle i przez to ją stracę, więc nie robię nic. Moja chora podświadomość zapewnia mnie o tym, że to najlepsza możliwa opcja, mimo że wcale tak nie jest. - Posmutniał. Nienawidził się za to, że nie potrafi przy szatynce być sobą. Mógł przy niej żartować, być blisko niej i podrywać ją, ale tylko wtedy, kiedy to nie wychodziło poza granice przyjaźni. Natomiast, gdy próbował się do niej zbliżyć na poważnie, po prostu zmieniał się w nieśmiałą i bezradną osobę. I nie mógł tego wyjaśnić.
- Jake, nie rezygnuj z niej. Jesteście bardzo dobrymi przyjaciółmi, tak? A od przyjaźni do miłości niedaleka droga. Mówiłeś, że Veronika się na Ciebie wkurzyła, bo to zobaczyła. Kto wie, czy nie była zazdrosna? Jake, nie przestawaj walczyć, dopóki wciąż istnieje cień szansy na wygraną. A jeśli jeszcze raz będziesz użalać się nad sobą, to po prostu oberwiesz ode mnie w twarz. Korzystaj, póki masz czym ją czarować.
Oboje się zaśmiali.
Przyjaciele to bardzo ważne dla nas osoby. Są przy nas w dobrych i złych chwilach. Mogą z nami żartować, dawać nam rady i nam pomagać. Tworzą żelazny mur, który chroni nas przed światem i jego problemami. Są dla nas wsparciem i podporą. Ale także wypominają nam błędy, nie wstydzą się nas, a czasami i nawet krzyczą. To najbliższe nam osoby, bardzo często stawiane na równej linii z rodziną. Życie bez nich traci jakikolwiek sens i staje się zwyczajne. To dlatego są dla nas tacy ważni.
Chłopcy nie wiedzieli, że ich szczera rozmowa była słyszana przez kogoś innego. Nawet o tym nie pomyśleli, bo przecież, każdy miał jakieś zajęcia. Lecz Victoria, która leżała niedaleko nich na kocu, dokładnie wszystko słyszała. I teraz zazdrościła swojej bliźniaczce, ale była i szczęśliwa. Jej siostra miała kogoś, o kim marzy większość dziewczyn; chłopaka, który były w stanie zrobić dla nich wszystko. Nie rozumiała, jak przez tyle czasu Veronika mogła tego nie zauważyć.
- Vicky, idziemy do wody? - usłyszała obok siebie damski głos. Podniosła się do siadu i zdjęła okulary przeciwsłoneczne, by móc lepiej widzieć twarz blondynki.
- Chętnie. - Uśmiechnęła się, co Rydel odwzajemniła. Dziewczyny podniosły się z piasku i czym prędzej pognały w kierunku morza, zwracając tym samym uwagę wielu gapiów.
Kiedy weszły do wody, a ich stopy zetknęły się z ciepłą wodą, kąciki ich ust uniosły się jeszcze wyżej ku górze. Kalifornijskie morze słynęło z tego, że zawsze było ciepłe i piękne, a plaża pełna.
Kiedy przyjaciółki zagłębiły się w wodzie, do ich uszu dotarł głośny pisk jakiejś dziewczyny. Odruchowo odwróciły głowę w kierunku miejsca, z którego dochodził te dźwięki. Jak się okazało, pisk należał do ich czarnowłosej przyjaciółki, która wraz ze swoim chłopakiem spędzała od kilkunastu minut czas w wodzie.
- Riker, nie! - zaprotestowała, gdy blondyn brał ją na ręce. Spodziewała się, czym to się skończy. Jej krzyki i bunt nie zdały się na nic, gdyż blondyn uniósł Van do góry, po czym upuścił ją do morza. Dziewczyna, początkowo straciła orientację, jednak już po chwili wyłoniła się znad tafli wody. Spojrzała na Lyncha, któremu woda sięgała do połowy pasa. Uśmiechnęła się szeroko, po czym uderzając dłonią o morze, ochlapała chłopaka. On nie pozostawał jej dłużny. Już po chwili wszędzie była woda, a para nie mogła powstrzymać głośnych śmiechów. Może i zachowywali się dziecinnie, jak na swój wiek, ale nie myśleli o tym. Chcieli nacieszyć się sobą, w ten ostatni dzień przed ich rozłąką.
- Jesteś idiotką, wiesz? - zaśmiał się, chwytając dziewczynę w pasie. Vanessa złączyła dłonie na karku chłopaka i wpatrywała się w jego oczy. - Od początku mogłaś mieć takiego fajnego chłopaka, a kazałaś mi tyle czekać. - Prychnął, a dziewczyna cicho zachichotała.
- Nie patrz na przeszłość, bo potkniesz się o teraźniejszość. - Zacytowała przekrzywiając głowę. Wpatrywali się w swoje oczy i to im wystarczyło, bo w swoim spojrzeniu widzieli miłość, która wypełniała każdą komórkę ich ciał.
- Kocham Cię, wiesz? - powiedział.
- Ja Ciebie też kocham, Riker. - Odpowiedziała ze szczerością w głosie. Po chwili, z uśmiechami na ustach zaczęli się do siebie zbliżać, przymykając oczy. Czekali na ten moment, kiedy ich usta się złączą, aż wreszcie to się stało. Blondyn zacieśnił uścisk na biodrach dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Ich pocałunki były czułe, a każdy wypełniał ich kolejną falą ekstazy. Czarnowłosa gładziła kark chłopaka, zakręcając sobie wokół palców końcówki jego włosów. Obydwoje byli szczęśliwi. Wreszcie odnaleźli kogoś, kto dawał im tę radość. Nie da się opisać, co czuli, kiedy wreszcie mogli sobie pozwolić na okazywanie bliskości.
- Masz do mnie dzwonić w każdej wolnej chwili, rozumiesz? - powiedziała z przejęciem, kiedy się od siebie odsunęli.
- A ty masz tu na mnie czekać. - Odparł.
- Umowa stoi. - Zaśmiała się dziewczyna, ukazując swoje białe żeby. I ponownie złączyli swoje wargi. Tym razem jednak, ich pocałunek został przerwany przez Rikera, który kolejny już raz wziął swoją dziewczynę na ręce i zakręcił się z nią wokół własnej osi. Wywołało to kolejny chichot ze strony dziewczyny. Para robiła to, co niewielu z nas potrafi. Mimo wielu problemów, które ich spotkały i świadomości tych nadchodzących, myśleli o tym, co działo się w danej chwili. Po prostu żyli chwilą.

*oczami Laury*

Kiedy od miłego, starszego pana otrzymałyśmy po gałce lodów, z uśmiechem na twarzach odwróciłyśmy się w kierunku plaży. Ogarnęła mnie fala zadowolenia. Nie mogłam zaprzeczyć, że to miejsce było wspaniałe. Czy ktoś kiedyś widział smutnego człowieka na plaży? Nie licząc sprzedawców tych wszystkich kukurydz i popcornów, oni się nie liczą. 
Wzięłam liza moich truskawkowych lodów, momentalnie się schładzając. Uwielbiam ten deser. 
- Wracamy? - spytała Veronika. Zorientowałam się, że od jakiegoś czasu stoję w miejscu i wpatruję się w widok zaistniały przede mną. Pokiwałam twierdząco głową i postawiłam kilka kroków przed sobą. Vera zrównała się ze mną, również pałaszując swoje czekoladowe lody. Ona uwielbia ten smak. 
- Szkoda, że już za kilka godzin wyjeżdżają. 
- R5, czy Twoja siostra? - chciałam się upewnić. 
Smutek i tęsknota ponownie zawładnęły moim umysłem i nie umiałam ich stamtąd wyrzucić. Może i dobrze, że Ross nie powiedział mi o tym wcześniej. Wtedy żyłabym ze świadomością ich wyjazdu dłużej i miałabym więcej czasu na zmartwienia. Myśląc w ten sposób, jestem wdzięczna blondynowi za to, że tę informację przekazał mi dopiero w tym tygodniu. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko ma swoje uzasadnienie. 
- Wszyscy. I zespół i ta idiotka. Nawet nie sądziłam, że będę za nią tęsknić. - Parsknęła śmiechem. 
- Człowiek docenia coś dopiero wtedy, gdy to straci. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając na swoje stopy. Każdy krok zostawiał wklęsły ślad w piasku, a ja niczym zahipnotyzowana wpatrywałam się w to. - Victoria jest Twoją siostrą. Nie ważne, jak bardzo będziesz na nią zła, zawsze będziesz ją kochać. Tak już jest w przyjaźniach i rodzinie. 
- Poetycko zabrzmiało. - Obydwie zachichotałyśmy, a ja uniosłam wzrok na przyjaciółkę. Spotkałam się ze spojrzeniem jej brązowych oczu. - Nie jestem na nią zła. 
- Ale byłaś. Kipiałaś złością, dlatego, że ona całowała się z...
- Nawet nie mów tego na głos. - Pogroziła mi palcem, najpierw spoglądając na niebo, a potem zamykając oczy. - Nie byłam zła, byłam po prostu... Ja byłam... Nie wiem jakiego użyć słowa. - Westchnęła cicho, ponownie skupiając swoją uwagę na mnie. 
- Słowem, którego poszukujesz, jest zazdrość. - Sprostowałam po to, by zobaczyć, jak bomba wybucha. Zupełnie, jakbym tymi słowami przecięła zły kabel, który wywołał wstrząs. 
- Nie jestem i nie byłam zazdrosna! Nie mam powodów ku temu! - warknęła, wyrzucając dłonie do góry. Nie wiele brakowało, a upuściła by swój deser. 
Powoli kończyły mi się pomysły na to, co mogę zrobić, żeby uświadomić Veronikę o jej uczuciach. Rozumiem, że może traktować blondyna jako swojego przyjaciela, nigdy nie doszło między nimi do większego zbliżenia, ale po tym wszystkim? Czy ona naprawdę nie widzi, jak wiele Jake dla niej znaczy? Nie chcę powiedzieć jej wprost, że Jake się w niej zakochał, bo to mogłoby ją odstraszyć. Uznałaby, że nie odwzajemnia tych uczuć, nawet, jeśli byłoby zupełnie inaczej. Taką naturę ma już Veronika, nie jest łatwa do zrozumienia. Mimo wszystko, to moja przyjaciółka. Już tyle razy pomagała mnie w wielu sprawach, więc tym razem to ja jej w czymś pomogę. W uświadomieniu jej o tym, co się dzieje.
- Nie zauważyłabyś miłości nawet, gdyby uderzyła Cię prosto w twarz. - Pokazałam jej język, chcąc trochę rozładować atmosferę. Uniesione kąciki ust szatynki świadczyły o tym, że udało mi się. - Jeszcze kazałabyś się za to przepraszać. 
- Jakżeby inaczej. Nikt ani nic nie będzie mnie waliło po buzi. Poza tym, spójrz na tę piękną twarz. Aż szkoda ją niszczyć. - Ułożyła usta w dzióbek. Uwielbiam tę dziewczynę. W jedną chwilę potrafi z obrażonej, zamienić się w wesołą. Jedynym minusem jest to, że ta teza działa też w drugą stronę. - Musisz to przyznać. Niezwykle przystojny ze mnie człek. 
- Najprzystojniejszy w całym świecie. 
- I wszechświecie. Jestem przystojniejsza od kosmitek. 
- Niezaprzeczalnie. - Uśmiechnęłam się. 
Coraz bardziej zbliżałyśmy się do miejsca, w którym rozłożeni byli nasi przyjaciele. W tej oto chwili miałam jedyną okazję na to, by ostatni raz spróbować Veronice przemówić do rozsądku. 
- Mogę Cię o coś prosić?
- Prosić zawsze. - Wzruszyła ramionami. 
- Porozmawiaj z Jakiem. Pozwól mu to wyjaśnić. Możesz się jeszcze zdziwić, co ma Ci do powiedzenia. - Powiedziałam.
Myślałam, że Vera coś odpowie. Ku mojemu zdziwieniu, milczała. Schyliła głowę w dół i odpłynęła. Ile ja bym dała, żeby w tej chwili poznać jej myśli. Niestety nie było to możliwe. Mogłam więc jedynie trzymać kciuki za to, aby podjęła dobrą decyzję. Aby udało jej się dojść do porozumienia z blondynem i żeby się pogodzili. A może, żeby między nimi pojawiło się to piękne uczucie zwane miłością? Najważniejsze jest to, by się pogodzili. Sprzeczki i kłótnie jedynie niszczą ludzi, nie są nam potrzebne do szczęścia. Zupełnie inaczej jest natomiast z bliskimi nam ludźmi. Bo bez nich nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować. 
W końcu dotarłyśmy do koców i ku mojemu zdziwieniu, były prawie puste. Nie miałam pojęcia gdzie zniknęła moja siostra, jak i bliźniczka Victorii. Rydel wraz z Rikerem także gdzieś się zapodziali, tak samo zresztą jak Rocky i Ell. Kiedy więc stanęłyśmy koło ręczników, miałyśmy przed sobą jedynie sylwetki Jake'a i Rossa. 
- Gdzie ty byłaś? Wiesz jak się wystraszyłem, gdy otworzyłem oczy, a Ciebie nie było obok? - naskoczył na mnie Lynch, w ciągu dwóch sekund stając przede mną. 
Zarówno miałam ochotę rozczulić się nad jego troską, jak i wybuchnąć mu śmiechem prosto w twarz.
- Mówiłam, że idę z Verą po lody. Zresztą, nie mogłam się opalać, bo ktoś zajął większość mojego koca!
- Kto niby?
- Ty, głuptasie. - Przyłożyłam rożek do jego buzi. Jako, że w środku pozostała resztka truskawkowych lodów, ubrudziła ona twarz Rossa. Wywołało to mój cichy chichot. 
- Bardzo zabawne. - Początkowo jego twarz przybrała poważny wyraz, jednak im dłużej śmiałam się ja, tym krócej on potrafił zachować powagę. - Okay, to było zabawne. - Chwycił mnie w pasie i nachylił się do mnie, składając na mych wargach krótki pocałunek. 
- Słodko. - Uśmiechnęłam się, mając na myśli fakt, że na ustach chłopaka znajdywały się resztki mojego deseru. Chłopak przyciągnął moją sylwetkę do siebie i czule obejmując ramionami, przytulił mnie mocno. Przylgnęłam do niego swoim ciałem, przymykając oczy i rozkoszując się tą chwilą. W pewnym momencie, do moich uszu dotarł jego głos:
- Dziękuję, że jesteś.


*kilka godzin później*

Na lotnisku było mnóstwo ludzi. Jedni spieszyli się, drudzy ze spokojem wchodzili do kafejki, a jeszcze inni kupowali bilety. Byli też tacy, którzy ze smutkiem w oczach żegnali swoich bliskich albo, trzymając w rękach kartki z imionami, wyczekiwali czyjegoś powrotu. Ile łez zostało wylanych w tym miejscu, tak niepozornym. Ile uśmiechów , a ile wytęsknionych spojrzeń wysłanych. Wielkie maszyny przylatywały i odlatywały, wymieniając pasażerów. I tak w kółko. Każdy z uczestników tych podróży, chociaż mi nieznany, dla kogoś był ważny, na różne sposoby. Nie znałam ich, chociaż dla pewnych osób mogli być wszystkim. Zawsze zastanawiałam się, jak by wyglądało moje życie, gdybym urodziła się jako inną osobą. Co by ze mną było, kogo bym poznała, za kim płakała. I czy tak mocno, jak robię to w tej chwili.
Podróż samochodem przetrwałam. Dałam sobie nawet radę z uściskami, jakimi obdarzałam moich przyjaciół. Zaciskałam zęby, aby ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku. Mimo wielkiego żalu, dałam radę. I wtedy nadeszła chwila, gdy stanął przede mną Ross. W jego brązowych oczach widziałam chwile, kiedy mówił mi, że mnie kocha. Widok jego ust sprawiał, że czułam je na sobie. Dobrze zbudowane ręce przypominały mi o momentach, kiedy się przytulaliśmy, a ja wiedziałam, że w jego ramionach nic mi się nigdy nie stanie. Blond włosy kusiły, by je rozczochrać. A on cały, uświadamiał mnie o tym, jak bardzo się w nim zakochałam. Unosząc kąciki ust ledwo ku górze, zrobił krok w moją stronę i przytulił mnie, splatając palce na moich krzyżach. Schował twarz wśród pasm włosów, a ja oparłam głowę o jego ramię. Kątem oka widziałam, jak Vanessa całuje Rikera w policzek, jak Rydel wyciąga chusteczki, jak Veronika udaje, że wyjazd siostry nie jest dla niej aż takim wielkim wstrząsem, lecz w obecnej chwili nie miało to znaczenia. Przymknęłam oczy, chcąc całkowicie oddać się temu momentowi, w którym ostatni raz miałam go tak blisko. Bo nasze następne spotkanie, będzie bardzo odległe.
- Na pewno wszystko spakowałeś? - upewniłam się.
Blondyn poluźnił uścisk, więc, jak na znak, odsunęłam się. Zrobiłam to jednak na tyle blisko, by czuć jego zapach, a na tyle daleko, by widzieć jego twarz.
- Na pewno. - Odparł.
- To tylko miesiąc, jakoś damy radę. - Parsknęłam lekko, aby atmosfera nie była aż tak ciężka.
- Obiecaj, że będziesz silna, dobrze?
- Obiecuję. 
Mówiąc to, musiałam mieć naprawdę zabawny wyraz twarzy, gdyż Ross się zaśmiał.
- Będę za Tobą tęsknić. - Wyszeptał. Ledwo go usłyszałam, ze względu na gwar panujący na lotnisku.
- Ja za Tobą też.
I ponownie odległość między nami zniknęła, kiedy złączyliśmy ciała w mocnym uścisku. Wiedziałam, że moje załzawione oczy są czerwone, ale nic nie mogłam na to poradzić. Potrzebowałam się wypłakać. To dawało złudną nadzieję, że wraz ze łzami, z mojego serca wypłynie cały ten ból.
Kiedy Riker oznajmił, że muszą się już zbierać, z wielką niechęcią puściłam szyję chłopaka. Starałam się jak najdłużej odwlekać jego odejście. Blondyn pomógł mi w tym, ujmując moją twarz w swoje dłonie i składając na mych ustach czuły pocałunek. Położyłam palce na jego rękach i zamknęłam oczy. Kiedy mnie całował, wiedziałam, że nie jest mi obojętny. Może to dziwne, a dla niektórych niezrozumiałe, ale ja naprawdę obdarzyłam tego chłopaka magicznym uczuciem. I nie chcę, by ono kiedykolwiek się skończyło.
Nie czując już na sobie warg blondyna, uniosłam powieki ku górze. Oślepił mnie blask słońca, wlewający się do pomieszczenia przez duże okna.
- Idź. - Uśmiechnęłam się delikatnie, by dodać mu otuchy. Chciałam okazać mu wsparcie. Ross szybko uniósł moje dłonie na wysokość swojej twarzy i ucałował je.
- Do zobaczenia. - Pożegnał się i zaczął zmierzać w kierunku reszty zespołu. Dopiero, gdy było to konieczne, puściliśmy swoje dłonie. Wszyscy nasi przyjaciele pomachali nam, po czym skierowali się do barierek, za którymi sprawdzane były ich bagaże podręczne. To było ostatnie miejsce, w którym mogłam przebywać. Nie spuszczałam wzroku z Rossa, aż do momentu, gdy po przejściu przez wykrywacz metali i wzięciu swojego bagażu, zniknął za ścianą. I w tym momencie, po moim policzku spłynęła sporych rozmiarów łza.
Przetarłam policzki wierzchem dłoni i objęłam się za ramiona.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam troskliwy głos mojej przyjaciółki. Spojrzałam na Veronikę, zza której pleców widziałam moją siostrę, Victorię i Jake'a.
- Spoko, zaraz mi przejdzie. - Zapewniłam ją.
Nie ładnie tak kłamać, Lauro. Bardzo nie ładnie.
- Idziesz z nami odprowadzić Victorię do jej terminalu, czy wolisz zostać?
- Jeśli to nie problem, to chyba wolałabym poczekać.
- Spoko. - Uśmiechnęła się Vera. Jej siostra natomiast, podeszła do mnie powoli i przytuliła na pożegnanie.
- Wpadaj do nas częściej, Vicky. - Wysiliłam się na radosny ton. - Jesteś mile widziana w naszym domu.
- Z pewnością jeszcze kiedyś skorzystam. - Poruszyła brwiami. - A ty nie martw się tak! Zobaczysz - uderzyła mnie w ramię - że wszystko się ułoży i jeszcze urodzisz mu gromadkę krzyczących dzieci.
- Dzięki. - Zaśmiałam się szczerze.
- I jeszcze jedno - mówiąc to, nachyliła się ku mnie i ściszyła głos. - Dopilnuj, żeby moja siostrzyczka i Jake w końcu żyli długo i szczęśliwie.
- Postaram się. - Z kącikami uniesionymi do góry, przytuliłam szatynkę. Już po chwili, wraz z moimi przyjaciółmi i siostrą, skierowała się do odpowiedniego terminala. A ja zostałam sama.
Z mojego gardła wyrwało się ciche westchnięcie. Ktoś śpiesząc się, zahaczył o moje ramię i rzucając krótkie "sorry", pobiegł dalej. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, czy minął mnie chłopak, czy dziewczyna. Odwróciłam głowę w kierunku ogromnych szyb, rozciągających się przez całą boczną ścianę lotniska. Nie myśląc nad tym długo, podeszłam do niej, znajdując sobie wolne miejsce wśród tłumu. Wpatrywałam się w pas startowy, na którym stały ogromne maszyny. Zawsze, gdy widzę samolot, zaczynam mieć obawy. Wiem, że większość ludzi uważa to za najbezpieczniejszy środek transportu, lecz i tak rozpamiętując i wyobrażając sobie te wszystkie katastrofy lotnicze, boję się. Widziałam też samolot, którym mieli lecieć moi przyjaciele. To na nim zawiesiłam wzrok. Stałam tak, oparta ramieniem o szybę może z dwadzieścia minut, może pół godziny. I wtedy, zauważyłam jak mały autobus podjeżdża pod maszynę. Wysiadło z niego kilkanaście osób. Starałam się doszukać wśród nich moich przyjaciół. Udało mi się. Trzy blond włose czupryny i dwaj szatyni, trzymając się blisko siebie, wchodzili po schodach, kierując się do wejścia samolotu. Śledziłam ich ruchy, dopóki nie znaleźli się w środku. Z uchylonymi ustami, dotknęłam dłońmi szyby i oparłam się na nich. Nie myślałam teraz za bardzo o tym, że zostawię na niej brudny ślad. Raz to ja mogę myśleć o sobie. Wpatrywałam się w samolot, który przygotowywał się do startu. Po kilku minutach ruszył. Toczył się po pasie startowym, coraz szybciej, aż w końcu wzniósł się w powietrze. Uniosłam twarz ku górze, aby móc na niego patrzeć. Widziałam, jak się unosił, dopóki nie znalazł się na tyle wysoko, że chmury go zasłoniły.
Prawdziwą pustkę poczułam dopiero teraz. Mimo świadomości, że nie zobaczę się z nimi przez najbliższy miesiąc, to w tym momencie to do mnie naprawdę dotarło. Oparłam się czołem o szklaną szybę, przymykając oczy. W myślach powracałam do ich uśmiechniętych twarzy, a zwłaszcza do jednej z nich. Do Rossa. Jedynym stałym punktem, moją boją na oceanie, była świadomość, że nie rozstaliśmy się na zawsze. Miesiąc to długo, ale muszę dać sobie radę. Bo gdy to minie, z powrotem będę mogła cieszyć się życiem. Będę budzić się ze świadomością, że już za chwilę zobaczę osobę, dla której warto się uśmiechać.
Muszę być silna. Przecież obiecałam.

***

Bum! :D
W ten sobotni wieczór pragnę przywitać wszystkich zgromadzonych. Cześć. c:
Rozdział miał pojawić się trochę wcześniej, ale musiałam jeszcze dopisać ostatnią scenę. Powstawała między innymi w zaciszu domowym (pff) jak i na matematyce. Nie cierpię przedmiotów ścisłych.  Woho! -.-
Nom. To był jeden z tych rozdziałów, w których aż tak wiele się nie dzieje, za to są one początkiem do ważnych wydarzeń. Ekhm ekhm, szykujcie się :3 
Btw, mam ostatnio ponowne parcie na filmy o super bohaterach. Eh, dlaczego one są takie genialne? ;-; Wczoraj oglądałam Niesamowitego Spider-man'a (polecam, to mój ulubiony :3) a dzisiaj przyszła pora na Iron Man'a. Mhm, mogę to oglądać nieskończenie wiele razy. c: 
No i co ja jeszcze chciałam? A no tak! Patriotyczny obowiązek wypełnić trzeba, tak więc każdy ma teraz włączać TVP 1 i oglądać skoki drużynowe. Już. I dmuchamy w telewizory! :3
Tak więc, patriota JuLien idzie oglądać i zostawia Was na koniec z gifem Andrew Garfielda, czyli Spider-mana z nowszych wersji. ^^ A. No i z piosenką od jednego z najlepszych zespołów, jakie kiedykolwiek powstały. Jak patrzę na Freddiego, to mi się tak smutno robi. :c Przynajmniej została nam muzyka. Chociaż tyle. 
Bye bye bye! :D
I pamiętajcie o skokach, no. ^^
~JuLien <3
Queen - "I Want It All"
Andrew :3

10 komentarzy:

  1. COŚ TY ZE MNĄ ZROBIŁA ?!!! JAK MOGŁAŚ ?!!
    Becze przez Ciebie ... O ja cie jakie to smutne!!! ;'c Nie wiem co napisać ...
    Jestem trochę na Ciebie zła. Czemu to nadeszło tak szybko i tak smutno? NIE NO UMIERAM!! Ale tak na serio to cudownie opisane uczucia... i wszystko to było takie, takie Uhhh. Smutne, realistyczne... Nie wiem jeszcze jakie.
    Nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału, Weny życzę :D ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie wzruszające te pożegnanie.Boję się tego co zrobisz z Raurą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Wzruszające pożegnanie :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział!!!
    Jakie to pożegnanie Raury było smutne. Bardzo pięknie opisałaś uczucia bohaterów. Jestem ogromnie ciekawa, co będzie się teraz działo z Raurą. Mam nadzieję, że wytrzymają rozłąkę i gdy Ross wróci będzie happy end.♥_♥
    Z ogromną niecierpliwością czekam na next'a. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne, ale piękne ❤ Kocham i czekam z wielka niecierpliwoscia na kolejny wspaniały rozdzial ;) Miłego dnia i dużo weny zycze ;3 Kocham, Kocham, Kocham ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie mogę poświęcić trochę czasu na przeczytanie rozdziałów i to takich świetnych, jak ten powyżej. Jak sobie przypomnę, że zaraz czeka mnie zdawanie technika to mam ciary grrr Ale nie o tym!
    W całości zgadzam się z EmiDemi, bardzo fajnie opisujesz uczucia bohaterów i też lubię, jak są dłuższe opisy i nie tylko same dialogi. Dlatego właśnie lubię twój styl.
    Ale od początku.
    Jasna sprawa, że Veronica coś czuję do Jake'a, chociaż nie dociera to do niej, ale ja wiem lepiej:p To samo tyczy się Jake;a, tyle że on się już zorientował:] Ale tak wg, to kto może oprzeć się Ryanowi Guzmanowi Oo Ja nie:D
    Next.
    Ta atmosfera pomiędzy Rydel,a Ellem. Ja myślę, że podczas wspólnej trasy koncertowej wszystko sobie wytłumaczą i będzie dobrze:)
    Riker i Vanessa, podobnie, jak nasza Raura. No helo! To widać, że oni się kochają ( i nie tylko dlatego, że wyznali sobie miłość xd) I na pewno będzie im trudno przez ten miesiąc. Powtarzam się pewnie, ale kit! Ja wiem, że ty coś wykombinujesz Raurą i nie tylko, znam cię Julka! I właśnie tego się obawiam, co to będzie:D
    Ale jak na razie czekam na rozdział kolejny, bo jestem ciekawa, jak to się potoczy po ich rozłące... W sumie, zastanawiam się, jak to jest w prawdziwym życiu, kiedy R5 wyjeżdża w trasę i zostawia rodzinę i przyjaciół. Pewnie też jest im trudno:)
    Okiii, czekam na next i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspanialy:)
    Czekam na nexta<3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie noo nie wierzę! Właśnie teraz słucham Another One Bite The Dust. I chyba dodam ją do playlisty :P Masz rację Freddie był i nadal jest niesamowity.
    Co do przeżyć po tym cudzie.. Wow. Ej już musiałam ci to kiedyś pisać, ale pozwól że się powtórzę. Piszesz w taki sposób, że z łatwością wzbudzasz w czytelniku emocje. i piszę to z czystym sumieniem. Naprawdę jestem pod wrażeniem twoich umiejętności posługiwania się naszym językiem (młodzieżowym xD) i jednocześnie poetyckim. no a przy tym te emołszyn!
    Vera cuś mi tu śmierdzi... Dlaczego ona jest taką zamkniętą skorupką!? Hahaha. Nie no.. niech ona na Ryana się tak nie barykaduje, nom! Love everywhere!
    Pozdrawiam i weny życzę :]

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny i smutny rozdział... Z góry mówię, iż nie będę się dziś rozpisywać, gdyż nie jestem w stanie...
    No i stało się Vicky wyjechała, R5 też... No nic takie życie, co poradzisz... Mam tylko nadzieje, że Lau się nie załamie, a reszta szybko wróci... Trzymam kciuki za Vere i Jake'a, może chociaż im sie uda...
    Czekam na nexta i trzymaj się
    Pozdro
    ~ Pesymistka ~

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniały :') No co ja mogę powiedzieć? Dobra, przypomniało mi się coś: przepraszam za spóźnienie. :D Zaczytałam się, no. Zalegam z rozdziałami sprzed tygodnia! Muszę nadrobić. ;_;
    Rozdział jest bardzo. I to naprawdę bardzo. ;) Też chciałabym wylegiwać się na plaży! x_x Słońce, morze, opalanie... Jak ja chcę już wakacje! T-T
    No cóż, Veronika chyba zaczęła się nad czymś zastanawiać. Może w końcu porozmawia z Jake'iem? o.- Mam taką nadzieję.
    Vic też wyjechała, no ludzie. Co to za okrutny świat. -.-
    W każdym razie... dodałaś już następny, więc lecę czytać. :D Ten był wyśmienity, a co!
    Lecę ;3

    OdpowiedzUsuń