środa, 10 września 2014

31. część III. I'll be the bright in black that's makin you run.

 Ważna notka misie :D

Rozdział, chciałabym zadedykować Inimitable, która obchodzi dziś swoje 18 urodziny *o* Najlepszego! :D
Żebyś dała sobie radę z tą maturą, wciąż była tak świetną pisarką, miała wielu przyjaciół, znalazła swoją drugą połówkę i świetnie się bawiła na swojej hot 18! ;D 
Co prawda... Nie wiem, czy to czytasz, ale chciałam tak czy siak Ci zadedykować ten rozdział. :)
A wszystkim życzę miłego czytania ^^

Wszyscy przyjaciele niepewnym krokiem podeszli do sklepu jubilerskiego. Spojrzeli po sobie przestraszeni. W końcu jednak Veronika wzięła głęboki oddech, i położyła dłoń na klamce od szklanych drzwi.
1...
2..
3!
Naparła na nią siłą i delikatnie pchnęła drzwi. Otworzyły się, wydając przy tym delikatne skrzypnięcie. Vera nieśmiało wychyliła głowę do środka, a następnie cała znalazła się we wnętrzu sklepu. Podobnie, postąpiła reszta jej przyjaciół. Widok, który zastali we wnętrzu budynku, bardzo ich zadziwił. o ile nie przeraził. Wszelka biżuteria była porozrzucana po całym sklepie, szyby były powybijane, a lampy powyrywany. Widząc to, grupka przyjaciół przełknęła głośno ślinę. Zrobili kilka kroków przed siebie, coraz to bardziej zagłębiając się we wnętrze jubilera. Coraz to baczniej obserwując całe pomieszczenie. Wtem, zza jednej z szafek wyszedł starszy mężczyzna. Mógł mieć, może z 60, 65 lat. Jego plecy były lekko zgarbione, a włosy na głowie posiwiałe.
-Co wy tu robicie?! Zamknięte! - warknął na grupkę nastolatków, która aż się wzdrygnęła na dźwięk jego ostrego tonu. Bacznie obserwując starszego mężczyznę, zaczęli się cofać, ku drzwiom wyjściowym. Mężczyzna coraz to bardziej mrużył oczy, jakby skądś ich kojarzył. Jakby ich rozpoznał...
Bo właśnie tak było.
-Ty! - zawołała nagle, wskazując na Jake'a, który aż podskoczył. - Ty okradłeś wczoraj mój sklep! To Twoja twarz widnieje na monitoringu! - ton jego głosu był coraz surowszy. Nawet, jeśli któreś z nastolatków chciało w tej chwil pomóc chłopakowi, to nie potrafiło. Zresztą jak on. Wszyscy mieli glę w gardle, i jakby nie potrafili dobrać odpowiednich słów.
-Dzwonię na policję! - powiedział mężczyzna, zarówno opanowanym, jak i stanowczym tonem. Dopiero słysząc te słowa, nastolatkowie powinni się zebrać w sobie. Riker przełknął głośno ślinę i powoli podszedł do właściciela sklepu.
-Pro.. Proszę tego nie robić... My... my nie... My nie chcieliśmy okradać pańskiego sklepu. My... My nic nie pamiętamy... - wydukał, starając się, aby ton jego głosu był w miarę normalny. Mężczyzna spojrzał na chłopaka spod byka.
-Gdzie są Wasi prawni opiekunowie? - zapytał sięgając po telefon. Widząc to, źenice oczu najstarszego blondyna momentalnie się powiększyły.
-Nasi rodzice są w Nowym Yorku. Mieszkamy sami... - odparł spokojnie Ross, jednak pod koniec zdania jego głos lekko się załamał. Starszy mężczyzna zmarszczył brwi.
-To ile wy macie lat?
-Ja... Ja zapewniam pana, że wszyscy jesteśmy pełnoletni... A ja jestem najstarszy. Mam 23 lata. - odpowiedział już pewniej Riker. Jubiler parsknął pod nosem i zrobił kilka kroków w kierunku blondyna.
-Podaj mi więc jeden powód, dla którego mam na Was nie donieść. - z każdym słowem, starzec coraz to bardziej nachylał się nad blondynem, i mimo, iż Riker był od niego znacznie wyższy, to i tak kolana się pod nim ugięły. Wygięty w pół, odwrócił głowę w kierunku swojego młodszego brata.
-Ross, opcje! - wypowiedział na jednym tchu.
- Proszę pana, my zwrócimy wszystkie pieniądze! - zakomunikowała Maia, która oprócz dwójki braci, jako jedyna potrafiła wydobyć z siebie teraz głos.
-Jasne... - prychnął mężczyzna. - Wątpię, żebyście tyle mieli.
-A ile potrzeba?
-6000 tysięcy.
-ILE?! - zawyła Veronika, dla której nazwa tej sumy, była jak zimny prysznic.
-6000 tysięcy. - odparł ze stoickim spokojem mężczyzna i odsunął się od wygiętego do tyłu Rikera. Blondyn odetchnął z ulgą, powodując tym, że stracił równowagę i przewrócił się na ziemię.
-Ja Ci zaraz dam te 6000 tysięcy..! - warknęła Vera i przymierzyła się, do skoku na mężczyznę. W szybkim tempie do niego podeszła, i już miała się na niego rzucić, gdy poczuła silny uścisk wokół talii. Blondyn przerzucił ją sobie przez ramię, przytrzymując przy tym, aby nie wyrwała się.
-Puszczaj mnie Ross! Zaraz mu wsadzę te 6000 tysięcy tam, gdzie słońce nie dociera! - brunetka krzyczała i warczała, starając się uwolnić z objęć młodego Lyncha.
-Przepraszamy za nią... Jest czasem trochę nadpobudliwa... - wyjaśnił Ross, widząc przerażoną minę sprzedawcy. - Ma pan jakąś linę? - zapytał, a gdy mężczyzna pokiwał głową wskazując blat, blondyn podszedł tam, i wyciągnął z niego potrzebną rzecz. Następnie wciąż trzymając na rękach Veronikę, wyszedł z nią na dwór i przywiązał sznurem do pobliskiej latarni. Wyciągając uprzednio z jej kieszeni pieniądze, wrócił do sklepu.
-Na pewno potrzebne jest aż tyle? - upewnił się blondyn.
-No tak. Ukradzione dwa pierścionki zaręczynowe, wyrządzone szkody, trzeba zapłacić za firmę sprzątająca, no i... Nie zadzwonię na policję złożyć na Was donos. - wyjaśnił mężczyzna unosząc brwi do góry, jakby pytał, czy zgadzają się na taki układ. Ross westchnął cicho i z pliku banknotów wyciągnął potrzebną sumę. Następnie podał mężczyźnie wyznaczone pieniądze, posyłając ku niemu wymuszony uśmiech.
Podczas, gdy starszy mężczyzna przeliczał pieniądze, aby się upewnić, że otrzymał wyznaczoną kwotę, paczka przyjaciół opuszczała splądrowany sklep jubilerski. Pierwszym obrazem, jakim ujrzeli, była rzucająca się na wszystkie strony nastolatka. Spojrzeli po sobie, jakby szukając odpowiedzi, kto odważy się ją rozwiązać.
-Musimy ją brać ze sobą? - upewnił się Rocky.
-Musimy. - powiedziała pewnie Laura i spojrzała wyczekująco na wszystkich chłopaków.
-Niech to zrobi Jake! - zasugerował nagle Riker. Wszystkie spojrzenia skierowały się na chłopaka, który po ostatnich wydarzeniach wciąż nie doszedł do siebie. Po prostu stał na środku drogi, jak zamurowany. Ross pstrykał mu palcami przed oczami, klepał w policzek, krzyczał do ucha, a on nic. Po prostu stał. Blondyn wzruszył ramionami. Chwycił swojego przyjaciela, ustawiając go przed sobą, jak tarczę i powolnymi krokami podszedł do Veroniki. Następnie szybkim ruchem ręki, uważając przy tym, aby nie stracić kończyny, rozwiązał dziewczynę, która momentalnie się na niego rzuciła. Spanikowany chłopak puścił Jake''a, a sam schował się za swoją siostrą. Skutkiem tego, był wymierzony lewy sierpowy, którym Jake oberwał od brunetki. Kiedy chłopak oberwał, zatoczył się lekko do tyłu, a następnie chwytając za obolałe miejsce, jęknął cicho.
-Przynajmniej się ocknął. - podsumowała Rydel.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na Veronikę, której twarz, z czerwonej, przybierała już normalne kolory.
-Myślałaś o karierze damskiego boksera? - zapytał Ell marszcząc brwi. Dziewczyna jedynie posłała mu dumny uśmiech i biorąc głęboki wdech, podeszła do zwijające się z bólu Jake'a.
-Spoko... Do wesela się zagoi. - spróbowała go pocieszyć, jednak po tych słowach, pokrzywdzony obdarzył ją jedynie morderczym spojrzeniem. - A no tak... Nie trafna uwaga... - zaśmiała się.
-Ten dzień jest do bani. - odburknął Jake wstając na proste nogi.
-No co ty! Zaledwie w dwie godziny, z 10000, zostały mi 3000 dolarów. Nie ma to jak oszczędność! - stwierdziła brunetka.
Rocky zmarszczył brwi.
-Przecież to nie jest oszczęd... A... Jesteś sarkastyczna. - podsumował brunet, a nastolatka ledwo co powstrzymywała się od pacnięcia się w czoło. Albo pacnięcia jego w czoło. Najlepiej w głowę. Krzesłem. Albo słupem od latarni. Też by się nadał...
-To co teraz? Wciąż nie mamy pojęcia, gdzie jest Vanessa, ani co robiliśmy resztę wieczoru... - westchnęła smutno Maia.
-To może wrócimy do domu i jeszcze raz wszystko przeszukamy? - zaproponował bezradnie Jake.
-Chyba nie mamy innego wyjścia. - Riker uśmiechnął się smutno. Następnie wszyscy ruszyli drogą, kierując się do domu rodzeństwa Lynch.
*****

Grupka przyjaciół szła powoli centrum miasta, rozmawiając ze sobą. Od czasu do czasu, między szmerami ich rozmów, ktoś się zaśmiał, lub podniósł głos. Chociaż ciesząc się swoim własnym gronem, próbowali jakoś poprawić swoje humory, spowodowane chwilowym zanikiem pamięci. Wtem, blondynka zatrzymała się, podczas gdy reszta paczki wciąż szła dalej. Zawiesiła ona swój wzrok, na wystawie w kiosku, i patrzała z zaciekawieniem na jedną z okładek czasopisma dla nastolatek. Dopiero po chwili, Laura zatrzymała się zdezorientowana, próbując odnaleźć wzrokiem swoją przyjaciółkę. Odwróciła się na pięcie, aby rozejrzeć się za przyjaciółką. I wtedy ją ujrzała.
-Delly! Co jest? - zapytała podchodząc do niej. - Na co tak patrzysz? - zaciekawiła się.
-A wiesz... To nic ważnego. - blondynka machnęła dłonią. - Idź do reszty, zaraz Was dogonię.
-Ale...
-Żadnych 'ale'. Widzimy się za chwilkę. Spoko, to nic ważnego. Wyjaśnię Wam w domu. - odparła z uśmiechem i popchnęła młodszą przyjaciółkę, w kierunku reszty znajomych. Laura zmarszczyła brwi, nic nie rozumiejąc, jednak dołączyła do reszty grupy. W tym samym czasie, Rydel weszła do kiosku, aby zakupić pewne czasopismo dla młodzieży, na którego okładce, znajdowała się bardzo ciekawa fotografia...
-Wiecie, po co Delly weszła do kiosku? - zainteresowała się Laura, podchodząc do swoich przyjaciół.
-Może zobaczyła coś ciekawego, albo o czymś sobie przypomniała? - Ross wzruszył ramionami.
-Albo po prostu... - już chciała coś zaproponować Veronika, lecz uprzedził ją radosny pisk, dobiegający zza jej pleców. Jak się okazało, była to Delly. Dobiegła do swoich znajomych, trzymając w rękach jakąś gazetę.
-Co to? - zaciekawił się Rocky.
-Później Wam powiem. - odpowiedziała wymijająco, posyłając wszystkim ciepły uśmiech. Następnie wszyscy przyjaciele, skierowali się do domu...
*****

-No i co my teraz zrobimy? - zawyła rozpaczliwie Veronika, wchodząc do ogrodu, domu rodziny Lynch.
-Nie mam pojęcia... - westchnął Jake i podobnie jak reszta jego przyjaciół, oklapł na leżaki przy basenie.
-Kurde... Wciąż tkwimy w kropce! Jedyne co wiemy, to to, że gdzieś po 1 w nocy byliśmy w sklepie muzycznym, a przed drugą okradliśmy jubilera... Vanessa zniknęła, a Jake jest żonaty. Cudnie! - podsumował Ellington opierając głowę o otwartą dłoń.
-No, ale powiem Wam... Takich urodzin jeszcze nie miałam. - zaśmiała się Rydel.
-Co racja, to racja. Na pewno pozostaną w naszej pamięci na dłuuugo... - dodał Rocky uśmiechając się szeroko.
-Dokładnie. Szkoda tylko, że nie zrobiliśmy jakichś zdjęć telefonami. Byłoby o wiele więcej wspo...
-Jaka ja jestem głupia! - Laura pacnęła się dłonią w czoło, tym samym przerywając wypowiedź Mai. Wszyscy spojrzeli na nią zdezorientowani. - Zaraz wracam. - oznajmiła brunetka, i nim ktokolwiek zdążył zareagować, poderwała się z leżaka. Już po chwili pozostał po niej jedynie zarys ciała, gdyż w ekspresowym tempie pobiegła do wnętrza domu. Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni, unosząc brwi do góry. O co w tym wszystkim chodzi?
Nagle, w ogrodzie ponownie pojawiła się Laura. Przy uchu, trzymała swoją komórkę, więc łatwo dało się domyśleć, że próbuje się z kimś połączyć.
-Do kogo dzwonisz? -zapytał Rocky, jednak dziewczyna uciszyła go gestem dłoni. Następnie odsunęła telefon od ucha i zaczęła czegoś uważnie wysłuchiwać.
I dopiero teraz wszyscy zrozumieli, jakby był w tym wszystkim zamiar Laury.
Do uszu przyjaciół dotarła cicha melodyjka, którą wszyscy tak dobrze znali...
-Telefon Vanessy! - zawołała uradowana brunetka. Wszyscy momentalnie podnieśli się z siedzeń, i zaczęli zmierzać w kierunku, z którego dochodził ten sygnał. Okrążyli w ten sposób cały budynek, jednak ani telefonu, ani jego właścicielki nie znaleźli. A melodia wciąż brzmiała...

*oczami Laura*

Chodziliśmy wszyscy wokół tego domu, a Vanki jak nie ma tak nie ma! Przecież nie jesteśmy głusi, co nie? Wtem, zatrzymałam się gwałtownie, gdyż sygnał połączenia ucichnął. Nie czekając na żadne pytania, ponownie wykręciłam numer do swojej siostry. 
-No... Skąd jest ten sygnał?! - wkurzył się Riker, rozglądając się na wszystkie swoje boki. Przeszliśmy kolejny kawałek ogrodu, aż z powrotem znaleźliśmy się przy basenie.
-Nie ma jej! - westchnęłam i bezradnie rozłożyłam ramiona. 
Ale przecież, to niemożliwe! Przecież, skoro nie ma jej, to musiałby być telefon! A nie ma go! Ja naprawdę zaczynam się martwić... Co, jeśli coś jej się stało? Przecież nie wiadomo, co się wczoraj działo! Ktoś mógł ją uprowadzić, a telefon upuścić w krzakach! Ja nie chcę stracić siostry...
Tak się o nią boję... Przecież zawsze byłyśmy nierozłączne... To ona zawsze mnie wspierała, pomagała w trudnych chwilach, rozweselała, rozumiała pod każdym względem... Była dla mnie jak matka. Gdybym miała ją stracić, chyba nie dałabym sobie z tym rady. 
Jedno pytanie nie dawało mi spokoju... Skoro, chodziliśmy dookoła domu Lynchów, to dlaczego melodia jej dzwonku, wciąż była dla mnie tak samo słyszalna? To tak, jakby była dosłownie wszędzie. 
Albo nade mną. 
Cholera.
Uniosłam głowę ku górze i wtedy ją zobaczyłam. Czarnowłosa dziewczyna, najzwyczajniej w świecie spała w sobie na dachu. Od razu ją rozpoznałam. Ta sukienka, ta twarz... Tą dziewczyną był nie kto inny, jak moja własna siostra. 
-Ej ludzie... - zaczęłam niepewnie, przełykając gulę w gardle. Gdy upewniłam się, że wszystkie spojrzenia są skierowane na mnie, wzięłam głęboki wdech. - Znalazłam Vanessę. - wybełkotałam wciąż wpatrzona w moją siostrę. 
-Gdzie..?! - wszyscy poderwali się z miejsca i zatoczyli wokół mnie krąg. Chciałam odpowiedzieć, ale nie potrafiłam. Za bardzo zaskoczył mnie ten widok. Po prostu, zaniemówiłam... Podniosłam więc ku górze drącą dłoń, wskazując palcem miejsce na dachu domu Lynchów, gdzie leżała Nessa. Wszystkie spojrzenia powędrowały w miejsce, które wskazałam. Reakcja moich przyjaciół była podobna, co moja. Dosłownie szczęki im opadły. 
A zapowiadał się taki miły dzień...

***

Bum! :D
No... I jak tam co tam u Was? :) 
I co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że się podoba :D 
Teraz mam złą wiadomość... Jako, że wpakowałam się w tygodniowy wyjazd na Słowację, a nie będę miała tam mojego lapka, gdzie wszystko mam zapisane, rozdziałów nie będzie. Ale spokojnie, wyjazd trwa tylko tydzień tak więc... To nie aż tak długo :) Skoro wracam za tydzień, to zanim się po przyjeździe ogarnę i w ogóle, minie z jeden dzień ;p Zwłaszcza, że wszystkie lekcje będę musiała przepisać -.- Tak więc... Powracam do Was 23 września (wtorek). Wtedy też pojawi się kolejny rozdział. ^^ Mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie :) Co prawda wyjeżdżam w weekend, ale jeszcze muszę się popakować i ogólnie przygotować :) 
Nie zawieszam bloga, broń boże, nie chcę tego robić! :) Ale tak jakoś wyszło, że tym razem sobie trochę dłużej na kolejny rozdział poczekacie. ;3
Mam nadzieję, że zrozumiecie ^^
To co... Zostawicie mi na pożegnanie dużo komów? Dla Was to chwila, a dla mnie wielka radocha :D
Zapraszam na mojego nowego bloga: destiny-of-some-angels-is-fall-raura.blogspot.com 
Jutro dodam tam jeszcze jeden rozdział, a potem spadam z bloggera na tydzień ;p
Możecie sobie pomyśleć, że po co zakładałam nowego bloga, skoro wiedziałam, że wyjeżdżam... Odpowiedź jest taka, że obiecałam Wam to, a ja nie łamię obietnic. Do tego, obiecując to, zapomniałam, że ta Słowacja już jest w tym tygodniu *o* A poza tym... Za jedną dłuższą rozłąkę, mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie ;p
Nom... Życzę miłego tygodnia i już za Wami tęsknie :(
Pozdrawiam ;*
~MiLka <3


18 komentarzy:

  1. boski rozdzial
    Wow nareszczcie jestem pierwsza. Mam do cb prośbe....... oddaj mi trochę twojego talentu, albo zostań moim miszczem w pisaniu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Obstawiałam, że Ness jest gdzieś na terenie domu xd Obstawiałam szafe, ale dach też spoko xd Tydzień? Chyba wytrzymam, bo w końcu powrócisz do nas :) Miłej wycieczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Van na dachu xD
    Miłej wycieczki. :D
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ness się znalazła, w dość dziwnym miejscu, ale spk.
    Czekam na nexta. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i wreszcie się znalazła ;p
    Rozdział świetny :)
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski rozdział! :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze o czym zapominasz *o* haha zupełnie jak ja! Wyjeżdżasz na Słowację! *.* ja już tam byłam xd Bedziem czekać do upadłego! ^^ my też już za Tobą tęsknimy <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Van śpi na dachu. No cóż, można też i tak :D
    Udanego wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział:)) nie wiem jak ja przeżyję ten tydzień no ale nie mam wyjścia.. ale już czekam na następny rozdział na tym i na drugim blogu:DDD i udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  10. No no no...to się nazywa prawdziwe cudo. Serio.....zarąbisty rozdział kochana. Nawet nie wiedziałam, że Vera to taka dobra bokserka...hahahah...a ta uwaga 'do wesela się zagoi' normalnie leże. Hit....hahah. Poza tym skąd ty wzięłaś tą kosmiczną cenę...6000 tysi...serio jak Vera to schowała do kieszeni....hahahh. Dobre...Ale ostatnim to mnie rozwaliłaś....Van...hahahah....dach...hahaha. To było świetne...ale jak ona tam wlazła? W sumie po pijaku można zrobić wszystko...a zwłaszcza te towarzystwo.....(oczywiście w tym opowiadaniu...po co to pisze....głupia..hahaha). Rozdzialik jest świetny... w sumie co się dziwić. Ale odbiegając od tematu....udanego wyjazdu....już czekam na zdany raport z wycieczki..haha. Kochana czekam na twój powrót...no i oczywiście nexty...tu i na tamtym blogu. Weź dużo czekolady....muszą być odpały...hahaha...buziaczki<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny aż brak mi słów!!!!
    Niecierpliwie czekam na nexta ;D!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny :)
    Zapraszam do mnie
    angels-and-demons-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawe. Będę tu chyba częściej wpadać. :)
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny i ciekawy rozdział kochana <3 czekam niecierpliwie na next :*
    http://naszahistoriazycia.blogspot.com/2014/09/rozdzia-23-szczeble-szczescia.html - zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Więc tak...
    Bardzo Cię przepraszam MiLkuś ;* że dopiero teraz komentuję no i że nie ma mojego wpisu pod poprzednim rozdziałem ale to wszystko z powodu mojego stanu w ostatnim czasie i jakby to powiedzieć "choroby"? No cóż chorobą tego nazwać nie można ale to Ci wytłumaczę jak będziesz na gg ;)
    A więc tak rozdział... Jak zwykle spadłam z krzesła przeczytałam obydwa rozdziały, jeden po drugim, bez żadnej przerwy i serce mi się kraje, że nie mogłam tego zrobić wcześniej :( Że już nawet nie wspomnę o dodaniu koma ;,(
    Ale wracając do rzeczy zagadka "tajemniczej nocy" staje się coraz mniej tajemnicza ;] Jake i kradzież?? Naprawdę?? O mój Boże *,* Wziął ślub z Van ?! Wielkie nieba o.O Biedna Vera przez głupotę przyjaciół straci całą kase... awww... biedactwo :)
    A co do Van to też niezłego stracha narobiła... Wszyscy się martwią a ona sobie spokojnie śpi na dachu... Swoją drogą ciekawe jak się tam dostała ale tego pewnie też się niedługo dowiemy... ;]
    Ciekawi mnie jeszcza rzecz jest ich aż tylu i nikomu nie wpadło do głowy wcześniej żeby zadzwonić do Nessy??? *,* Ech... Życie ;D
    Co do Ell'a no no no jak słodził Rydel?? mmmm... Ach... znów czuję miętę przez rumianek xD ;D Tylko szkoda że żadne z nich tego nie pamięta przykre... :( Ale pewnie i tak ich połączysz... Ta... Jestem tego pewna... Bo mogę być... Prawda..? Nie przeliczę się... No bo wiesz oni muszą być razem... Wiesz miłość,serca itp <3 ;* Hehehe no dobra tą kwestię już zostawiam Tobie ;D
    A no właśnie nowy blog koniecznie muszę wejść ;) i dodać się do obserwatorów :) Oprócz tego bardzo się cieszę że nie zawieszasz bloga pomimo nie obecności, poza tym ja nic nie mam do tego że zakładasz nowego bloga i wyjeżdżasz przecież niedługo wrócisz a tydzień wszyscy chyba jakoś wytrzymamy xD A swoją drogą straaaaasznie Ci zazdroszczę wyjazdu do Słowacji ale masz fajnie też bym chciała ;) Ale mam nadzieje że Ci się tak bardzo tam nie spodoba bo jeszcze tam zostaniesz, nie będziesz chciała wrócić i co wtedy??!! o.O Ach... Ta moja fantazja ;D lepiej się już zamknę bo gadam głupoty xD
    Tak więc wracaj do nas jak najszybciej czekam Słońce na rozdział (kolejny, który zwali mnie z nóg ;D) No i jestem ciekawa co dalej z Van Rydellington no i oczywiście czekam na więcej Raury bo za dużo to ich nie było... Oczywiście rozumiem że opowiadanie ma jeszcze innych bohaterów, ale stęskniłam się za nimi tak wiesz... ;D Tak sam na sam... Coś więcej... Mięta i rumianek... Ciężkie powietrze... [haha xD] i kolejny dowód na to że leki mi nie służą xD
    No dobra nie przedłużając już mam nadzieję że spełnisz moją prośbę o "mięcie i rumianku" ;D że szybciutko do nas wrócisz nie tylko z nowym rozdziałem co wog do nas do kraju ;) Tak więc trzymaj się miłej zabawy "na Południu" i czekamy ;*

    Pozdresy ;*
    ~ Wierna Czytelniczka ~

    OdpowiedzUsuń