piątek, 23 stycznia 2015

47.You live for the fight when it's all that you've got!

Jak obiecałam, chciałam Wam polecić blogi Mary Jane :) Wiem, że pewnie większość z Was go czyta, ale i tak wstawię linki:
naughtyboyandcutegirl-raura.blogspot.com 
zapisane-w-gwiazdach-raura.blogspot.com 
A kto tam jeszcze nie był hańba mu! ;p I niech lepiej szybko tam zaglądnie ^^
No to teraz... Miłego czytania! :D
 
*oczami Veroniki*

Kiedy usłyszałam na korytarzu czyjeś kroki, momentalnie skuliłam się w pozycji embrionalnej. Otaczały mnie białe ściany, pasma mych włosów się plątały. Światło było przygaszone, sprawiając, że jeszcze bardziej się bałam. Gdzieś w oddali, dało się słyszeć kapanie wody. Słyszałam też go. Szedł po mnie. I nie wiedziałam, co się ze mną stanie, kiedy mnie znajdzie. 
A mówiąc normalniej - siedziałam w wannie, chowając przed Jakiem, który chciał mnie zawalić poduszką na śmierć. W razie czego wyryjcie mi to na nagrobku. 
-I tak Cię znajdę! - dało się słyszeć krzyk chłopaka, a sądząc po tym, jak głośno go słyszałam, był naprawdę blisko. Prawdopodobnie pod drzwiami łazienki. I w tym samym momencie w pomieszczeniu zapaliło się światło. Równocześnie moje serce przyspieszyło swoje bicia, jak powieki się zmrużyły, co wywołane było nagłą jasnością. Wiedziałam, że zaraz mnie znajdzie i umówi moją twarz z jego poduszką, ale nie miałam zamiaru się poddać. Nie weźmie mnie żywcem. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, była słuchawka od wanny. Chwyciłam ją w swoje ręce i przycisnęłam do klatki piersiowej, tym samym szykując się do ewentualnego skoku. 
-Mam Cię! - krzyknął Jake, nachylając się nade mną. Teraz, wszystko potoczyło się szybko. Chłopak już wziął zamach, aby uderzyć mnie poduchą, jednak wyprzedzając go o pół sekundy, odkręciłam wodę i skierowałam słuchawkę w twarz chłopaka. Momentalnie wystrzelił z niej strumień wody. Muszę przyznać, że Jake się tego nie spodziewał. Zdziwiony zrobił kilka kroków w tył, tracąc przy tym równowagę. Aby nie upaść, zaczął wymachiwać rękami, aż w końcu uderzył jedną z nich z lustro, sprawiając, że pękło. Przerażona wyłączyłam korek, przerywając tym samym lecącą wodę. Spojrzałam na chłopaka, którzy, po przewróceniu się, leżał na ziemi, ręka podtrzymując się o umywalkę. 
-Muszę przyznać, że baletnica z Ciebie niezła. - Powiedziałam po chwili milczenia, wychodząc z wanny. Jake spojrzał na mnie spod byka. Mokre włosy przykleiły się mu do czoła, a krople wody spływały po jego szyi, docierając do koszulki, która pod wpływem cieczy przylgnęła do jego ciała.
Wdech, wydech, wdech, wydech on wcale nie jest aż tak bardzo umięśniony.
Kogo ja oszukuję.
I tak zaraz zacznę się ślinić. 
-Nie, nic mi nie jest, dziękuję, że pytasz. - Powiedział z wyczuwalnym sarkazmem, przecierając swoje oczy dłońmi. A szkoda. Z kroplami wody na rzęsach wyglądał całkiem słodko. 
-Polecam się na przyszłość. - Zasalutowałam, uśmiechając się szeroko. 
-Pomożesz mi wstać? - spytał, wyciągając w moim kierunku dłoń. I on myśli, że się na to nabiorę?
-Chciałeś mnie pociągnąć, żebym upadła na ziemię, co nie?
-Nie dość, że mi lustro stłukłaś, to jeszcze mi nie pomożesz. Me serce krwawi. - Powiedział z udawaną urazą, przykładając dłoń do serca. Prawie mi się zrobiło go żal. A prawie, robi wielką różnicę. 
-Sam stłukłeś to lustro. Będziesz miał siedem lat nieszczęścia. - Zmarszczyłam brwi. - Chyba muszę przestać się z Tobą zadawać... - westchnęłam i już zmierzałam do wyjścia, kiedy poczułam, jak ktoś chwyta mnie za dłoń, równocześnie podcinając mi stopę. Upadłam. Albo raczej ktoś sprawił, że zaliczyłam glebę. No prawie. Bo zamiast poczuć zimny chłód kafelek, który zagwarantowałby mi tygodniowego siniaka, ja wylądowałam na czymś miększym. 
Na klatce piersiowej Jake'a. 
Czy ja biorę udział w jakiejś komedii romantycznej? 
-Lecisz na mnie. - Uniosłam swoją twarz ku górze po to, by ujrzeć jak brwi mojego przyjaciela unoszą się w górę i w dół, w górę i w dół. Podobnie jak jego tors, na którym leżałam. 
-Lubisz się ze mną droczyć, co nie? - zaśmiałam się. Może i nie ważyłam zbyt dużo, lecz podejrzewałam, że, chociaż nie wyglądał na zmęczonego, trochę ciążyłam chłopakowi. Położyłam więc moje ręce po dwóch stronach głowy chłopaka i podparłam się na przedramionach. 
-I vice versa, jak sądzę. - Również się uśmiechnął. Ilustrowałam jego twarz, dokładnie ją badając. Miałam do tego sposobność, ze względu na to, że dzieliło nas może kilkanaście milimetrów. Na jego brodzie widniał delikatny zarost. Mimo, iż zwykle tego nie lubię, to jemu to pasowało. Z wciąż mokrymi włosami przyklejonymi do czoła wyglądał niczym świeżo umyty kot. Widziałam takiego! Uśmiech, który tak lubiłam, zamieszkał na jego twarzy i nie miał zamiaru z niej zniknąć. Źrenice jego oczu, co chwilę zmieniały swoje położenie, błądząc po tęczówkach. Oznaczało to, że i on przygląda się mojej twarzy. 
Kurde. A co, jeśli rozmazał mi się makijaż? 
-Nie jest Ci ciężko przypadkiem? 
-A skąd ten pomysł? - odpowiedział. 
-Niech no pomyślę... Bo oddech masz niczym pies a na Twoim czole widnieją krople potu? - no to mu dowaliłam. O tak, jestem mistrzynią dobijającej szczerości. Chłopak przewrócił oczami i pokazał mi język.
-A co ty myślisz, że trzymając na sobie takiego hipopotama będę pełen energii? - wyczułam tę ironię, przyjacielu. 
I za to właśnie uwielbiałam Jake'a. Kiedy rzucałam mu w twarz jakąś obelga, nie ważne czy szczerą, czy też nie, on nie robił mi wyrzutów, nie obrażał się, nie zamykał w sobie. Rzucał mi w twarz równie dobijającą obelgą, rozpoczynając tym samym kolejną z naszych inteligentnych rozmów. 
-Słoń się odezwał. Mam więcej mięśni na twarzy niż ty w rękach. - Uniosłam brwi do góry, po czym z powrotem je opuściłam. Czyli mina 34, przekształcona w 35. Jestem specjalistą.  
-Taka jesteś tego pewna? Zakład? - uhu, uwielbiam wyzwania! I on o tym wie. Czasami mnie przeraża to, ile moi przyjaciele o mnie wiedzą. Mogą to wykorzystać przeciwko mnie. Przerażające. 
-Przyjmuję wyzwanie! - dlaczego się zgodziłam? A no tak. Bo jestem głupia. 
-W takim razie chodź ze mną. - Powiedział chłopak, zamierzając podnieść się z ziemi. Zanim zdążyłam go ostrzec czym to się skończy, już się z niego sturlałam, tym razem razem lądując na twardych kafelkach.
-Gratuluję pomysłu!
-Ależ dziękuje. - Odparł mi z uśmiechem na ustach.
-Użyłam sarkazmu.
-Ja też. Ale i tak wiem, że po prostu jest Ci przykro, że musiałaś opuścić moją klatę. - Stwierdził dumny z siebie, wstając na równe nogi. Wolne żarty!
-Za takim bojlerem się nie tęskni. - Pokazałam mu język i nim zdążyłam zaprotestować, Jake chwycił mnie pod pachami i podniósł do góry. Teraz ponownie staliśmy koło siebie, w mokrej łazience z rozbitym lustrem.
-Zaraz się przekonamy. - Posłaliśmy sobie uśmiechy. Następnie mój przyjaciel chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą na korytarz.
Wydawał się być pewnym swojej wygranej. Ciekawe tylko, dlaczego?
A może on skrywa drugą tożsamość?! A co, jeśli jest Supermanem i zaraz wyskoczy mi tu w rajstopkach?
Mózgu, uspokój się. Powoli zaczynam się Ciebie bać.
Problemy współczesnej nastolatki, odcinek 56, czyli: "Co robić, kiedy Twoja podświadomość Cię przeraża?"
Starając się poskromić buzujące we mnie emocje, weszłam za Jakiem do jakiegoś pomieszczenia.

*oczami narratora*

Blond włosy chłopak zaraz po wejściu do samochodu, za cel obrał sobie dom jego przyjaciółki. Nie wiedział dokładnie, po co tam jedzie, ani co się takiego stało, że jego przyjaciółka chce zabić swojego chłopaka. 
Nie, żeby mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie! Rozwiązało by to wiele jego problemów. 
Lecz, nie czas był teraz myśleć o sobie. Wyjechał z podjazdu, po czym bezpiecznie włączył się do ruchu drogowego. Podróż nie zajęła mu zbyt dużo czasu, niecałe 5 minut. Samochód zaparkował przy krawężniku, po czym opuścił pojazd, kluczyki wsadzając do kieszeni od spodni. 
Spojrzenie swych czekoladowych oczu pokierował na dom od znienawidzonego przez siebie chłopaka. Pod jedną z ścian, ujrzał dziewczynę, która nieudolnie podskakując do okna, próbowała zajrzeć przez nie do środka. Uśmiechnął się lekko i ruszył przed siebie. Spokojnie, wręcz bezszelestnie podszedł do dziewczyny i nachylając się do jej ucha, szepnął:
-Ładnie to tak podglądać?
-Riker! - krzyknęła wystraszona Vanessa, tym samym odrywając swoje ciekawskie oczy od szyby okien. - Co ty tutaj robisz?
-Pierwszy zadałem pytanie. - Przeskakiwał wzrokiem z jednego jej oka, na drugie. 
-Mam swoje powody, żeby to robić. Teraz Twoja kolej. - Marano szła w zaparte, a żeby podkreślić swoje oburzenie, skrzyżowała ramiona. 
-Zastanawiam się, dlaczego moja przyjaciółka podgląda swojego chłopaka, zamiast spokojnie z nim porozmawiać i ewentualnie sprać za to, co zrobił. Bo z tego co słyszałem, masz w planach go zabić. 
-A ty skąd niby o tym wiesz? - wciąż się dziwiła. 
-Od Delly. - Odparł bez chwili namysłu. Czarnowłosa wbiła wzrok w swoje buty, po czym szepnęła kilka słów pod nosem. - To jak będzie? Pójdziesz z nim pogadać? - dodał blondyn, patrząc się na nią wyczekująco. Tak właściwie, to obserwował czubek jej głowy, gdyż dziewczyna wzrok wciąż miała utkwiony w swoich stopach. 
-Czemu Ci tak na tym zależy? - westchnęła, wreszcie odważając się na to, by ponownie spojrzeć w oczy chłopaka. Oczy, które zawsze tak ją uspokajały, a zwłaszcza, gdy się śmiały, podobnie jak teraz. 
-Nie zależy mi na tym, zależy mi na Tobie. - Powiedział zaciskając usta, po czym nim Vanessa zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, jej przyjaciel już ruszył się z miejsca. Blondyn podszedł pod drzwi domu Garretta i wcisnął dzwonek do drzwi. 
-Co ty robisz?! - krzyknęła czarnowłosa, podbiegając do niego. 
-Pomagam Ci w rozwiązaniu Twoich problemów, a jak to wygląda?
-Nawet nie wiesz, co jest grane, wiesz jak chcesz mi pomóc? - uniosła brwi do góry, czekając na reakcję przyjaciela. 
Z początku była zła. Teraz sama już nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Nawet jeśli Garrett miał jakieś wady, to dziewczyna zdążyła obdarzyć go jakąś sympatią. Czy miała ochotę na niego nawrzeszczeć? Oczywiście. Czy miała ochotę go ukatrupić? Bezsprzecznie. Bała się ujrzeć jego chłopaka z kimś innym? Tak. I to było najgorsze. Bo nawet jeśli był draniem, to świadomość, że cał czas spotykał się z kimś innym była dla niej nie do zniesienia. Spojrzała na swoją dłoń, na której zawieszona była bransoletka, którą dostała od bruneta. Czy on naprawdę potrafiłby ją zdradzić?
-W takim razie mi powiedz. Co on, prysznic bierze? - niecierpliwił się Lynch, po raz kolejny przyciskając dzwonek. 
-Albo robi coś innego... - Mruknęła dziewczyna, czując, jak serce i samokontrola powoli się sypią. 
-To powiesz mi, za co jesteś na niego taka zła? Pamiętaj, że wbrew temu, co do Ciebie czuję, wciąż jestem Twoim przyjacielem i możesz mi zaufać. - Wpatrywał się w jej trzęsące się dłonie. Tak bardzo pragnąłby je teraz uścisnąć, móc je trzymać i nigdy nie puścić. Móc je ogrzewać i całować. Ale nie mógł. Bo wciąż byli tylko przyjaciółmi. 


-Chyba... On chyba cały czas, kiedy był ze mną... Spotykał się jeszcze z kimś innym... - Wymamrotała, powstrzymując się od łez. Ale jej chęć płaczu nie była spowodowana smutkiem, a złością. Wtem, drzwi od domu się otworzyły. Stanął w nich Garrett, którego włosy były rozczochrane, a spodnie ubrane... Tył na przód. Kiedy Riker to zobaczył i spojrzał na Vanessę, której wargi się rozchyliły, nie wytrzymał. Całą złość, która w nim buzowała, zebrał w swoich pięściach i z całej siły... Uderzył Garretta w twarz.

*oczami Laury*

-Podobno poszedłeś nam zamówić koktajle, a nie koktajl. - Podkreśliłam ostatnie słowa, widząc jak blondyn podchodzi do naszego stolika, a w ręce niesie tylko jedną szklankę z waniliową cieczą oraz dwie słomki. Czy to jest to, o czym myślę? 
-To tak na przyszłość, żebyś przypadkiem sobie nie pomyślała, że nie potrafię być romantyczny. - Pokazał mi język, siadając na swoim krzesełku. Napój postawił na stoliku, w równej odległości między każdym z nas, po czym do środka włożył obydwie słomki. - Ta da!
Równo nachyliliśmy się do siebie, po czym chwytając ustami rurki zaczęliśmy pić. Muszę przyznać, że sam koktajl był bardzo smaczny, ale smakowałby mi nawet wtedy, jeśli byłby paskudny. A to dlatego, że nic nie mogło zniszczyć tej chwili. Czułam się naprawdę wspaniale, tak, jak jeszcze nie czułam się nigdy. Mój żołądek łaskotały skrzydła motyli, które nie wiadomo skąd się w nim wzięły. Nie mogę nic poradzić na to, jak działa na mnie Ross. Czegokolwiek nie robi, ja i tak kocham go coraz bardziej. 
-Nigdy nie zaprzeczałam temu, że jesteś romantyczny. - Skwitowałam, opierając się o oparcie krzesła. - Wręcz delikatny, bym to ujęła. Ale tylko czasami, bo chwilę potem zachowujesz się jak wiewiórka z okresem. - Zaśmiałam, a chłopak, widocznie oburzony, zmrużył oczy. - No co? Taka prawda! - tym razem to ja pokazałam mu język. 
-Odezwała się ta, co po żelkach ma owsiki w pupie! - krzyknął, nie zwracając uwagi na to, że tą jakże inteligentną obelgę usłyszała cała restauracja. Pięknie.
-Było to powiedzieć głośniej. - Szepnęłam. - Nawet o tym nie myśl! - szybko zaprzeczyłam, widząc jego rzucające mi wyzwanie spojrzenie. Wiedziałam, że byłby do tego zdolny.
Po krótkiej rozmowie, Ross zapłacił za nasz rachunek i opuściliśmy lokal. A szkoda, bo był naprawdę przyjemny.
-To gdzie idziemy teraz, Ross? - spytałam, chwytając blondyna za dłoń.
Kocham to robić.
-A która godzina? - spytał, a ja uniosłam dłoń do góry, w celu spojrzeniu na swój zegarek.
-Po 16.
-To jeśli masz ochotę, możemy się wybrać na Diabelski Młyn. A potem zabiorę Cię w jeszcze jedno miejsce, ale to już będzie niespodzianką.
-Tak jakby wesołe miasteczko nią nie było.
-Oj tam oj tam... Zobaczysz, będzie Ci się podobać!
-W to nie wątpię. - uśmiechnęłam się lekko.
Już po niecałej minucie staliśmy w kolejce do ostatniej atrakcji. Podczas tych kilku minut oczekiwania, zaczepiła nas jakaś grupka przyjaciółek, która chciała zrobić sobie z nami zdjęcie. Muszę przyznać, że to miłe, w sensie, posiadanie fanów... To oni sprawiają, że nawet po ciężkiej, wielogodzinnej pracy na planie człowiekowi chce się uśmiechać, bo wie, że to co robi nie idzie na marne. Bo ma świadomość, że są ludzie, dla których warto to robić. Mimo, iż nie znam wielu osób, które mnie w jakiś sposób lubią, to każda z nich jest dla mnie bardzo ważna. To oni dają mi napęd i chęć do grania. Są dla mnie po prostu bardzo ważni.
Kiedy wreszcie przyszła nasza kolej, jakiś mężczyzna sprawdził nasze bilety. Już po chwili siedzieliśmy w wagoniku, na szczęście, udało nam się być tylko we dwójkę. Początkowo siedziałam bardzo blisko Rossa, jednak zmieniło się to, kiedy wznieśliśmy się na większą wysokość. Rozejrzałam się po panoramie Los Angeles, która była wprost cudowna! Nie dziwię się, że nadano temu miejscu miano 'miasta aniołów'. Tak zatraciłam się w tych przepięknych widokach, że zapomniałam o bardzo ważnej rzeczy; moim lęku wysokości. Niechybnie wyjrzałam z wagonika. Mój wzrok spotkał się z ziemią, a ja ponownie doświadczyłam tego uczucia, które towarzyszy mi zawsze, kiedy lecę w samolocie, wychodzę na balkon jakiegoś wieżowca, czy jestem w górach. Wydawało mi się, że spadam. Obraz nagle stał się rozmyty, a ja nie mogłam powstrzymać potu napływającego na moje dłonie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nieświadomie, zacisnęłam ręce na ściankach wagonika, jakby to miało mi pomóc. W mojej głowie przewijały się wszystkie możliwe niebezpieczeństwa, jakie łączyły się z pobytem na tej atrakcji. Bałam się.
-Spokojnie... - od moich uszu odbiło się ciepłe powietrze, a wraz z nim dotarły do mnie słowa, wypowiedziane szeptem. Mimo wszystko, to nie dało mi poczucia bezpieczeństwa. Przymknęłam oczy, chciałam się uspokoić, ale nie potrafiłam. - Jestem tu, już dobrze... - blondyn pogłaskał mnie po głowie, oplatając drugą ręką w pasie. Szybkim ruchem przyciągnął mnie do siebie, a ja wpadłam wprost na jego kolana. Wagonik się zachwiał, a ja się zatrzęsłam.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby tak było... - westchnęłam, chowając twarz w jego szyi.
-Nie martw się, jest dobrze. Każdy z nas się czegoś boi, to nic złego. I nie masz się czego wstydzić. - odparł. Chciałam zobaczyć jego twarz, bo byłam pewna, że się uśmiecha. A ja tak kocham jego uśmiech. Ale strach zawładnął mną całą. Nie potrafiłam rozerwać powiek, tak jakby były czymś złączone. Palce zacisnęłam na koszulce Rossa, a on to chyba zauważył, bo wyczułam jego opuszki na mojej dłoni. - Nie musisz otwierać oczu.
-Dziękuje... - szepnęłam.
-Nie masz za co.
-Za ten dzień, Ross. Jest wspaniale, naprawdę. - Mimo lęku, wysiliłam się na uśmiech. Taki lekki. Głowę miałam schyloną, przed oczami wciąż ciemność. Dziwiła mnie ta cisza, a jedyną pewność, że obok mnie wciąż znajduje się Lynch, świadczyło ciepło, które od niego biło.
I nagle poczułam coś na swoich ustach. Coś miękkiego, delikatnego.
To był Ross. Pocałował mnie. A ja się nie opierałam.
Oddałam się tej chwili bezpowrotnie. Ręce zarzuciłam na szyję chłopaka, a on osłaniając mnie swoim ciałem, zacisnął swe dłonie na moich biodrach, abym nie spadła z jego kolan.
Rozchyliłam trochę wargi, po czym bardziej nacisnęłam na usta chłopaka. Czułam, jak moje serce łomocze mi w piersi, jakby zaraz miało wyskoczyć. Kiedy jedna dłoń chłopaka dotknęła mojego policzka, na sekundę otworzyłam oczy. Twarz blondyna była tak blisko mojej, że mogłabym policzyć jego długie rzęsy. Miał zamknięte oczy. Jak podczas snu. Bo na najpiękniejsze rzeczy spogląda się sercem, a nie oczami. Z powrotem przymknęłam powieki, zatracając się w tej chwili.
Chłopak oparł swoje czoło o moje, a ja przesunęłam dłonie na jego kark. Zaczęłam delikatnie jeździć po nim palcami, pod którymi wyczuwałam, jak po kolei każdy mięsień jego ciała się napina.
Blondyn pocałował mnie, krótko i delikatnie, po czym ponownie się ode mnie odsunął, na kilka milimetrów. Uśmiechnęłam się lekko.
Chyba czekał, aż otworzę oczy. 
-Zasłużyłem? - kiedy z jego ust padło to pytanie, zaśmiałam się cicho i uniosłam swoje powieki do góry. Ross też się śmiał. Nachyliłam się do niego i delikatnie skubnęłam jego wargę, a on ponownie mnie pocałował.
Laura, 0. Ross, 1000.

***

Bum! :D
Witajcie moi drodzy ^^ I jak tam Wam minął tydzień? Macie już ferie, czy, jak ja, zaczynacie je dopiero za tydzień? ^^ Już nie mogę się ich doczekać! :D 
 Rozdział rozdział rozdział... Jako tako zadowolona jestem :D Mam nadzieję, że i Wam się spodobał ^^ 
Buuu a MiLka znowu nie może ćwiczyć, tym razem se coś z kolanem zrobiłam c': Nie ma co, ja to mam talent. Jeszcze nigdy nie opuściłam tylu wf w szkole. :c 
ADHD mi się udziela. 
Help me. Please. 
Ołłł hef łej deeer łooooo liwin on e prejer... 
Wam też się udzieli ta piosenka, jak jej posłuchacie. Podpowiem: umieściłam teledysk na samym dole ^^
A teraz gwałćcie replay. No już. Wiem, że chcecie. 
W przyszłym tygodniu dodam jeszcze jeden rozdział (jakby co, to to będzie 48 ^^). W weekend przysiądę i go dokończę, bo inaczej się nie wyrobię. MiLka na nic nie ma czasu. Ach, to szerokie życie towarzyskie. c': Wracając, bo to Was może zainteresować (^^), 31.01. zaczynają mi się ferie i nie będę miała dostępu do kompa, bo na narty i snowboard jadę... Więc ogłaszam wszem i wobec, że rozdział 49 pojawi się...
 *przerwa na sprawdzenie kalendarza*
 O! Mam! 15.02 (niedziela) lub 16.02 (poniedziałek), bo wtedy będę już w domu ^^ Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewacie :x 
I love you so much, remember it!
~MiLka <3

Bon Jovi - "Livin' On A Prayer"
 

11 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział <3
    Sweet *-*
    Czekam na nexta /:D

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO !!!
    I ta piosenka *.* Normalnie kocham Cię, rozdział mega ... Zero słów xD

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny, czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech... Jak zwykle ze wszystkim jestem do tyłu no, ale takie już uroki Wierniej -,-
    Jeżeli chodzi o rozdział cud, miód, malina. Naprawdę wiesz przecież, że uwielbiam wszystko co napiszesz. W twoich opkach jest coś takiego co mnie hipnotyzuję i za nic nie mogę pojąć co... No ale nie ważne.
    Wszystko w opku mi się podobało. Relacja Jaka i Very jest tak słodka, że się rozpływam. Są wspaniałymi przyjaciółmi, ale czekam aż przejdą na bardziej zaawansowany poziom jeśli wiesz co mam na myśli ;)
    O Raurze i ich miłości to w ogóle nie wspomnę, nadal tylko obawiam się reakcji Laury na wyjazd naszego blondaska. Błagam cię nie łam jej, a przy okazji mnie serca. Może on nie wyjedzie co? :(
    Dalej, Rikessa ciesze się, że Riker w końcu zdecydował się na krok, na który od dawna czekam. Mianowicie W KOŃCU MU PRZYWALIŁ. No ludzie jak on chce walczyć o pannę swoich marzeń co? Będzie grzecznie czekać na co? Aż ona sama przyjdzie? No nie... Także czekam co dalej z tego wyniknie i jaki będzie kontratak Garetta.
    So... Czekam na nexta i na dalszy rozwój wydarzeń. Pozdrawiam i przepraszam, że dziś tak krótko :(
    ~ (Zdołowana) Mea/Wierna ~

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaka ja jestem dumna z Rikera. Taki soczysty BOOM na powitanie. Chętnie bym sobie z blondynkiem teraz High-Five przybiła. Nie no w sumie z tobą też. Moja mordeczko ty...Jestem po prostu dumna jak nigdy. Jestem już tak ciekawa reakcji tego dupka, który nawet nie może liczyć się z Lynchem. Ale jak ty mi tutaj zrobisz...takie cuś. Że on niby prysznic brał i się śpieszył i założył nie tak spodnie. To osobiście ci przywalę...jak blondynek palantowi, O!
    Tak więc uważaj młoda damo...
    No wreszcie....dłużej się nie dało? Serio? Trzy! Rozumiesz?! Aż trzy rozdziały musiałam czekać na KISS'A...ty zła. Ty nie dobra. No znaczy...teraz cieszę pysia, bo w końcu był. Ale ty mnie tak na wstrzymanie. No jak ty możesz? No okej opłacało się...wait znaczy. Nie opłacało się ale opłacało...żeby poczekać. No widzisz co ty ze mną robisz. Ale muszę przyznać że było FULL ROMANTICO...ja też tak chcę, O! Ja chcę więcej takich scenek z Raurą...ale teraz chyba do tego nie dojdzie...bo znów chcesz mnie zniszczyć psychicznie. Wyjazd R5? Pogrzało mózgownicę...czy może ci ciśnienie w majtkach rośnie, hę? Utłuc nic więcej, O!
    Jera jest po prostu niesamowita. Ten strumień wody wprost z słuchawki. Jak ja kocham Verę!!! Moja krew...Ale tak w sumie to ja bym osobiście się teraz nie zbliżała do Jake. Te lustro mówi same za siebie. Siedem lat nieszczęścia. Ale i tak chcę żeby powstał parring Jery...więc moja kochana TWIN....pisajta mi tutaj wątek Jery.
    Oooo...czy ktoś jeszcze ma tak że jak przeczyta świetny rozdział i do tego śmieszny. To cały czas cieszy pysia. Ja powinnam wpisać się do Księgi Ginessa...czy godzina banana na twarzy starczy?
    Ta jeszcze tylko tydzień do ferii a mi już odwala...ty też masz tak samo? Ekhem...po co w ogóle się pytam. My zawsze mamy tak samo twin* Ustanawiam nową zasadę. Ferie ponad wszystko...kto ze mną?!
    Czekam na nexta...teraz mam rozkminę. Kiedy to będzie? Ahhh tak ta moja skleroza...za tydzień.
    Życzę weny.
    Buźka<3
    Ps. Oh ty mój talencie. Mam teraz dla ciebie nową propozycje...czy jak to tam nazwać. Jak jest paluszek i główka to szkolna wymówka. To dla ciebie bardziej pasuje nóżka i kolanko to szkolna wymówka...a raczej wychowania fizycznego wymówka. Ta wiem że kompletnie się nie rymuje ale co tam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty jeszcze nie masz tak źle, ja ferie zaczynam dopiero w walentynki ! :D Ale spokojnie, przecież wytrzymam, to tylko 3 tygodnie -.-
    No ja myślałam, że będzie rozruba, a Riker tylko dał mu z sierpa xd Miała być walka na śmierć i życie ! Ale przynajmniej to XD Ubawiłam się już na samym początku :D Vera w wannie, Jake baletnica i do tego 7 lat nieszczęścia, no po prostu bosko ! XD Takie pomysły to tylko u Milki C: Do tego rozwaliło mnie to 0:1000 hahaha xd Oj Laura, nie dotrzymałaś postu :D
    No i ogólnie czekam na rozdział 48, znając życie będzie genialny (OMG *o* ! Walka gladiatorów [Rikera i Garretta - jakby ktoś nie ogarniał xd] ! Uwielbiam mordobicie XD) i będę nienasycona, kiedy się skończy (z resztą jak zwykle xd).
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny jak zwykle zresztą zazdro talentu :)
    czekam na next
    Kiedy rozdział na drugim blogu?
    Zapraszam do mnie :)
    http://raura-crazy-in-love.blogspot.com/2015/01/1koteczku-ale-ty-goraca-jestes.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem. Byłam. Będę. Oł jeeeeeee
    Tanecznym krokiem (chyba palców xd) przychodzę do ciebie. No wreszcie dałam rady, co za wyczes.
    Moje zdanie na temat znasz, ale powtórzę się, bo warto, niech wie, kto to czyta ;]
    Masz talent MiLko i szkoda byłoby go zmarnować. Dlatego pisz dalej:D
    Jestem dumna z mojego Rikerka, bo w końcu przywalił Garrettowi, ten koleś działał mi na migdałki ( które cuś mnie bolą ostatnio, to przez niego:p) W sumie prywatnie nic do nie go nie mam, ale on zarywa do Laury i to mi się nie podoba Oo
    Nevermind.
    O Raurze nie bd się rozpisywać, bo musiałabym spisać całą książkę, a tego byście nie chcieli:o
    Ale powiem, że jest sweet, niebawem pewnie będzie koniec sweet Oo
    Zrób sobie przerwę, każdemu się należy i to jeszcze we ferie, no i powtórzę się, jak na innych blogach... Jealousy. Ja mam dopiero od walentynek ferie do końca marca, na samym końcu grrr Ale jakoś te trzy tygodnie przeżyję, ech, ale potem na koncert mumifikować Marsa, oł jea!
    Sorki za mój kompletny brak ładu i składu, ale teraz przerzuciłam się na kruszynki z milki i mi bije:D
    Pozdrawiam, Pati:)

    OdpowiedzUsuń
  10. O my.. znów zaiście zajebista nutka! Kocham ją! *<>*
    Co do rozdziału.. wooow te myśli Very.. nono.. są dirty nie ma co ;> Uwielbiam właśnie te chwile podczas przyjaźni, kiedy to jej obie strony odkrywają prawdziwe uczucia. To jest takie.. magiczne. Nie no.. ale serio mówię. Albo piszę.. kit z tym!
    No i Rik oraz jego uderzenie.. mrrr.. Nie ma niczego lepszego co by można było podarować chłopakowi za zdradę, niż samo przemieszczenie jego szczęki <3
    Rozdział piękny. Była Raura.. jestem zadowolona :D
    Weny życzę i pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń