środa, 19 listopada 2014

40. Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest.

Veronika i Jake siedzieli na przeciwko siebie. Wpatrywali się w swoje oczy, tak jakby nic innego nie potrafiło bardziej umilić im tego czasu. Było już późno, a widoczność prawie nikła. Mimo to widzieli siebie nawzajem i widzieli te tęczówki, w których od czasu do czasu pojawiał się jakiś błysk. Wiał chłodny wiatr, ale ta noc nie należała do zimnych. Temperatura była znośna, jednak na ramionach Very pojawiła się gęsia skórka.
-Ha! Wygrałam! - zaśmiała się dziewczyna, kiedy Jake mrugnął.
-Uwielbiasz to robić, co nie?
-Ale w sensie, że co? - zdziwiła się brunetka.
-W sensie, że we wszystkim z wszystkimi wygrywać. - powiedział spokojnie chłopak, zapinając zamek w swojej bluzie.
-To prawda, lubię wygrywać. Ale... Czy to źle? - zmarszczyła zaniepokojona brwi.
-Skądże! - momentalnie zaprzeczył - Lubię to w Tobie. To sprawia, że łatwiej dochodzisz do wyznaczonych sobie celów. - powiedział pewnie, na co dziewczyna jedynie odpowiedziała uśmiechem. W tej samej chwili, zawiał mocniejszy wiatr, a gałęzie drzewa, które rosło w ogrodzie, poruszyły się. Kilka z nich nawet opadło na ziemię. Aktualną porą roku było lato, tak więc wszelka roślinność miała barwę pięknej, jasnej zieleni. Jeden z listków, zawiało trochę wyżej. Wraz z podmuchem uniósł się nad balkon po to, by za chwilę na niego opaść. Zatoczył się, po czym sfrunął na Veronikę, wplątując się w jej włosy. Nie uszło to uwadze Jake'a.
-Masz liść we włosach.
-Naprawdę? - spytała, po czym przyłożyła dłonie do swojej fryzury, aby spróbować go wyciągnąć. Niestety ani razu nie trafiła w miejsce, w którym się on znajdował. - No gdzie on jest... - wysyczała pod nosem.
-Daj, pomogę Ci. - zaoferował się Jake. Przysunął się do swojej przyjaciółki, po czym nachylając się nad nią, wyplątał z pasem jej włosów małego, zielonkawego liścia. - O. Jest i nasz winowajca. - uśmiechnął się, rzucając roślinkę na ziemię.
-Dzięki za pomoc. - Veronika uniosła kąciki swych ust ku górze. Chłopak odwzajemnił gest i już chciał powrócić na swoje miejsce, znajdujące się na przeciwko jego przyjaciółki, gdy ta chwyciła go za ramię. - Jake? - szepnęła.
-Tak?
-Zachowasz się jak któryś z tych facetów na filmach i dasz mi swoją bluzę? Bo strasznie mi zimno... - poprosiła, robiąc smutną minkę.
-Ale...
-No nie bądź taki... - westchnęła smutno, ocierając czoło o jego ramię.
-Czy ty się do mnie łasisz?
Vera odsunęła głowę od ramienia chłopaka po to, aby móc spojrzeć na jego twarz.
-A masz z tym problem? - zaśmiała się. - Ale serio... No bądź gentlemanem... - skowyła. Jake spojrzał na nią. Taka mała i drobna wydawała się mu teraz bezbronna. W rzeczywistości jednak dobrze wiedział, że gdyby tylko chciała, mogłaby wygrać największą galę boksu. W kategorii męskiej.
Veronika była specyficzną dziewczyną. Z jednej strony była romantyczną marzycielką, a z drugiej traktowała chłopaków jak swoich najlepszych kumpli. Potrafiła być słodka i niewinna, a zarazem stanowcza i wredna. Miała w sobie burzę uczuć. W zależności od sytuacji, pokazywała inną twarz, a każda jedna wydawała się ciekawsza od drugiej. I może to najbardziej intrygowało w niej Jake'a.
Była jego przyjaciółką i był w stanie zrobić dla niej wszystko. Dodatkowo darzył ją specyficznymi uczuciami. Uznał, że chyba pora na zarobienie u niej kilku punktów.
Westchnął. Gdy Veronika zobaczyła, jak Jake rozpina zamek od swojej bluzy, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Chłopak zdjął z siebie daną część ubioru, po czym podał ją Veronice, która momentalnie ją założyła.
-I jak? Cieplej? - spytał z prawdziwą troską w głosie, a dziewczyna potarła swoje ramiona.
-Zdecydowanie. Dziękuje bardzo.
-W filmach, gdy chłopak daje dziewczynie bluzę, to ona zazwyczaj pyta, czy mu teraz nie będzie zimno. - stwierdził Jake unosząc jedną brew do góry.
-Ale ja Cię oto nie spytam, ponieważ ty wtedy odpowiesz, że jest Ci zimno i będę Ci ją musiała zwrócić. - zaśmiała się, ukazując swoje białe zęby.
-Szczera do bólu... - westchnął, po czym ubrany jedynie w T-shirt usiadł koło Veroniki sprawiając, że stykali się jedynie ramionami.
-Lepiej być szczerym niż kłamać, nawet, gdy prawda może Cię zaboleć.
-Tu się z Tobą nie zgodzę. Czasami drobne kłamstwo jest lepsze niż powiedzenie prawdy, która może zniszczyć wszystko. Przecież, rodzice co roku okłamują swoje dzieci, że to Święty Mikołaj przynosi im prezenty, a tymczasem sami zjadają naszykowane dla niego ciasteczka z mlekiem. Ale takie kłamstwo nie jest złe, bo sprawia, że dzieci chcą wierzyć.
-To był zły przykład. - dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Czemu?
-Po pierwsze: mówi się dlaczego. - zaśmiała się. - Po drugie, to zły przykład, bo święty Mikołaj istnieje. - wzruszyła ramionami. - I wciąż mi wisi tego kucyka! - krzyknęła, jakby chciała, aby wspomniany święty ją usłyszał.
-Jakiego kucyka? - Jake zachichotał.
-No bo jak miałam siedem lat, to chciałam dostać takiego fajnego różowego kucyka z namalowaną tęczą, ale Mikołaj źle zaadresował prezent mój i mojej siostry, a ona stwierdziła, że ten kucyk jest fajny i sobie go zatrzymała. - wyznała na jednym wdechu.
-Czekaj czekaj... Ty masz siostrę?! - zdziwił się nastolatek.
-No pewnie. Nie mówiłam Wam nigdy? Bliźniaczkę dokładnie. Ale ona studiuje w Anglii. Stąd też ona jest tam. A ja tu. Właściwie to dawno z nią nie rozmawiałam. Muszę do niej zadzwonić. Zrobię to teraz. A nie! Czekaj! Przecież nie mogę, bo ktoś nas zamknął na balkonie!
-Ej! To nie moja wina! A poza tym, to strasznie dużo mówisz, wiesz?
-Tak, wiem. I za to mnie kochacie. - słodko zachichotała, po czym wzruszyła ramionami.
Między parą ponownie zapadła cisza. Przerywana ich oddechami, które po wydostaniu się z ich ust, zamieniały się w parę.
-Ciekawe, która godzina.
-Pewnie późno. Bo trochę śpiąca już jestem. Ostrzegam, że mogę zasnąć na Twoim ramieniu.
-To będzie romantyczne. - uśmiechnął się Jake, poruszając swymi brwiami.
-To ogólnie jest bardzo romantyczny wieczór. - zaśmiała się Veronika. - Dobry materiał na książkę. No, bo zobacz: dwoje przyjaciół zamkniętych razem na balkonie w nocy, co chwilę się do siebie zbliżają, szczerze rozmawiają, on pożycza jej bluzę, ona w podzięce całuje go w policzek, są blisko siebie, kiedy on zabiera liść z jej włosów, a na koniec ona zasypia na jego ramieniu. Full romantic.
-Może i masz rację. Tyle, że nie sądzę, aby w romantycznej książce początkowo się bili, rozmawiali o lesbijkach i seksie oraz przedrzeźniali się. Do tego w powieściach lub filmach to chłopak pożycza dziewczynie bluzę, a nie ona musi go o to prosić. No i po trzecie: wcale nie podziękowałaś mi całusem w policzek. - stwierdził, ostatnie słowa wypowiadając niepewnie. Wtem, poczuł czyiś ciepły dotyk na swoim poliku, który momentalnie się zaczerwienił. On sam nie wiedział, dlaczego.
-Teraz jesteśmy kwita.
-W takich filmach się jeszcze całują. - wypowiedział szybko, przymykając przy tym oczy. Przez dłuższy czas nie usłyszał jednak odpowiedzi, więc powoli rozwarł swe powieki, odwracając twarz ku brunetce. Jedna z jej brwi była skierowana ku górze, a usta ułożone w cienką linię. - No co?
-Nie będziemy się całować! - sprzedała mu kuksańca w ramię.
-A to czemu niby? No nie mów, że nie chciałabyś się ze mną całować. - powiedział pewnie Jake, zachowując kokieteryjny wyraz twarzy. Sam nie wiedział, skąd się to u niego wzięło. Był tym faktem nie tyle co zszokowany, ale nawet szczęśliwy. Zazwyczaj dokładnie tak zachowywał się przy dziewczynach - był pewny siebie, ale potrafił też z całej tej sytuacji żartować, a przy Veronice... Przy niej było zawsze na odwrót. Był w niej zauroczony, bo zakochany, to chyba zbyt mocne słowo. Dlatego zawsze, gdy przychodziło mu mówić o uczuciach, albo palnął coś głupiego, albo był cały zawstydzony. A teraz? Wreszcie czuł się swobodnie. Nie wiedział, co sprawiło, że potrafił zachować dystans do tej sytuacji, ale był z tego faktu niezmiernie zadowolony.
-Nie mówię, że bym nie chciała, ale to nie znaczy też, że chcę! Trzeba zacząć od tego, że nie jesteśmy razem, nic do mnie nie czujesz i jesteśmy przyjaciółmi. Po co więc mielibyśmy się całować? - zmarszczyła brwi.
-Ranisz mnie. - westchnął smutno chłopak, przykładając dłoń do serca i ocierając łzy, które nie ciekły po jego policzkach.
-Ha ha ha bardzo zabawne.
-No weź... Przecież lubisz się śmiać... - powiedział Jake, jednak Veronika zachowała kamienny wyraz twarzy. Zmrużył oczy. Następnie kilkakrotnie wbił palce w brzuch dziewczyny powodując tym samym, że wydała z siebie kilka chichotów. - Od razu lepiej! - pochwalił.
-Ehhh... W filmie, to byśmy nie zagrali.
-W romantycznym na pewno nie. - skwitował.
-To żeby całkowicie nie zepsuć tego naszego romansidła pozwól, że teraz oprę swą głowę na twym zacnym ramieniu, zamknę swe ślepia i odpłyną w krainę snów, iż zmogło mnie już zmęczenie. - powiedziała bardzo poważnie Veronika, podniosłym tonem co spowodowało, że chłopak szeroko się uśmiechnął. Brunetka westchnęła cicho, po czym ziewnęła. Następnie oparła swoją głowę o ramię Jake'a i przymknęła oczy.
-Dobranoc. - zaśmiał się chłopak.
-Dobranoc Jake. I dziękuje. - powiedziała już na wpół śpiąc.
-Za co? - zdziwił się.
-Za rozmowę. Jesteś naprawdę wspaniały. Kocham Cię, wiesz? - ziewnęła.
-Tak wiem. Ja Ciebie też. - uśmiechnął się.
Nie były to słowa rzucane na wiatr. Czasami kochać kogoś można nie tylko jako partnera. Miłość jest między rodziną, między przyjaciółmi, między człowiekiem a jego pupilem. Kiedy mówisz 'kocham cię', może mieć to różną siłę. I różne znaczenia. I właśnie z tymi słowami, które zawisły w powietrzy, Veronika zasnęła, mając na ustach lekki uśmiech.
*****

Na zegarze wybiła równa północ. Wszystkie osoby, które znajdowały się w domu sióstr Marano, znajdywały się już w łóżkach. Przyjaciele po godzinie rozmawiania, uznali, że wszyscy dziś przenocują w tym domu. Laura i Ross w pokoju dziewczyny, Vanessa i Rydel u czarnowłosej, Riker w pokoju gościnnym, Rocky u Veroniki, a Ell w salonie na kanapie. Jeśli chodzi o Veronikę i Jake'a, to nikt z paczki nie miał pojęcia, gdzie mogą być. Uznali, że gdyby coś się działo, to zadzwonili by, a w razie czego rano ich poszukają. Nikt się domyślał, że ich przyjaciele śpią na balkonie, przytuleni do siebie.
Nie mogę napisać, że wszyscy spali, bo byłoby to nieprawdą. Mianowicie jedna osoba nie mogła tego zrobić. Tym kimś, była Rydel. Męczyły ją wyrzuty sumienia. Wciąż miała przed oczami obraz Garretta przytulającego się z jakąś dziewczyną. Wiedziała, że powinna to powiedzieć Van, w końcu ten drań coś przed nią ukrywa. Ale z drugiej strony, to był tylko przytulas. On nic nie znaczył. Poza tym, to przecież mogła być zwykła przyjaciółka. Albo ktoś z rodziny. Więc dlaczego czuła, że powinna powiedzieć o tym swojej przyjaciółce?
A co, jeśli Garrett rzeczywiście coś ukrywa przed Vanessą? A co, jeśli ją zdradza? To byłoby okrutne.
Rydel przetarła dłońmi swoją twarz i kolejny już jaz obróciła się na plecy. Od jakiegoś czasu w kółko się wierci co sprawia, że jest jeszcze gorzej.
-Dlaczego ja zawsze muszę snuć najgorsze scenariusze? - zapytała samą siebie. Szeptała, bo nie chciała obudzić swojej przyjaciółki. Blondynka przymknęła oczy i zaczęła liczyć owce, próbując zasnąć. Nie wyszło jej to na dobre, gdyż od tego, tylko rozbolała ją głowa. Bezradnie obróciła się na lewy bok tak, aby móc widzieć Vanessę. Z otwartą buzią wyglądała dość dziwacznie.
-Bez sensu. Nie zasnę. - warknęła, po czym wyprostowała się do pozycji siedzącej. Odgarnęła z twarzy włosy, po czym zrzuciła swoje nogi na ziemię. Na swoich gołych stopach poczuła zimne panele. Podobał jej się ten dotyk. Ostatni raz poprawiła swoje blond włosy, po czym lekko się chybocząc wstała. Następnie przetarła oczy dłońmi i skierowała się na korytarz.
Na holu panowały egipskie ciemności, tak więc dziewczyna musiała zmrużyć oczy, aby cokolwiek zobaczyć. Kiedy minęła pierwsze drzwi, należące do pokoju Veroniki, zatkała sobie uszy aby nie słyszeć, jak jej brat chrapie. Mijając pokój Laury uśmiechnęła się pod nosem. Powodem tego, była kompletna cisza oznaczająca, że młodzi się nie rozmnażają. Dziewczyna dotarła na schody, które szybko pokonała. Będąc na dole, usłyszała, jak kolejny domownik piłuje drewno. Przewróciła oczami i zrobiła smutną minę na samą myśl, że Ellington również chrapie.
Gdy Rydel doszła do kuchni, od razu podeszła do lodówki. Otworzyła ją, po czym przeleciała po niej wzrokiem, szukając niebieskiego kartonu.
-Eureka! - ucieszyła się, kiedy dojrzała cel swoich swoich poszukiwań. Wyciągnęła mleko z lodówki, po czym zamknęła ją. Momentalnie przypomniały jej się czasy, kiedy była dzieckiem, a jej największym utrapieniem było to, w jaki sposób zamknąć lodówkę i zobaczyć, jak światło gaśnie. Wtedy tego nie doceniała. I nie myślała nad tym, że dorosłość wcale nie jest taka kolorowa. Bo jesteśmy wolni? Bo mamy więcej praw? Ale obowiązków jest jeszcze więcej. Sami musimy o siebie dbać, sami za siebie odpowiadamy, sami na siebie pracujemy... Wbrew pozorom dzieciństwo jest jednym z najpiękniejszych okresów w naszym życiu. Kiedy kolejne wspomnienie pojawiło się w jej głowie, otworzyła pierwszą szafkę. Źle. Zamknęła ją, a następnie otworzyła kolejną. Tym razem zgadła. Wyciągnęła jeden z fikuśnych kubków, który dziewczyny trzymały w swojej kuchni, a następnie wlała do niego białą ciecz. Potem wsadziła go do mikrofalówki, po czym ją włączyła. Z pozoru 30 sekund jest bardzo krótkim czasem oczekiwania, jednak w tej chwili, wydawało się to wiecznością. Dla zabicia czasu Rydel ponownie podeszła do lodówki i wsadziła do niej pełny do połowy karton mleka. Na moment zawiesiła wzrok na wnętrzu chłodziarki. Po chwili jednak odsunęła się od niej, uprzednio zamykając jej drzwiczki. W tym samym momencie do jej uszu dobiegło głośne pikanie. Nie chcąc nikogo obudzić, blondynka momentalnie znalazła się obok mikrofali. W tych ciemnościach, nie potrafiła odnaleźć wyłącznika sprzętu. Minęło kilka sekund, nim odnalazła odpowiedni przycisk. Odetchnęła z ulgą. Rydel wyciągnęła kubek z mlekiem z mikrofalówki, po czym chwytając go w obie dłonie, podniosła go na wysokość pasa i poczęła się w niego wpatrywać.
-Według wielu zabobonów pomagasz w zasypianiu. Tak więc moje kochane mleczko, bardzo ładnie proszę, gdy Cię wypiję, pomóż mi zasnąć. Ja naprawdę byłam grzeczna i zasługuję na sen. Tak więc błagam, zlituj się nade mną i pomóż mi zasnąć, dobrze? - wyszeptała, wpatrując się w białą ciecz. - Gadam z mlekiem. Zdecydowanie zwariowałam. - westchnęła, sama się sobie dziwiąc. Jej zdziwienie osiągnęło jednak zenitu, kiedy mleko jej odpowiedziało:
-Zdecydowanie zwariowałaś.
-Ty umiesz mówić?! - źrenice dziewczyny momentalnie się powiększyły.
-Ono nie, ale ja tak. - Rydel zmarszczyła brwi i uniosła swą twarz na osobę, która stała w drzwiach. Na widok brązowej czupryny uśmiechnęła się lekko.
-Obudziłam Cię?
-Ty nie, ale mikrofalówka tak. - zaśmiał się chłopak podchodząc do przyjaciółki.
-Sorki... - zaśmiała się. - Nie umiem zasnąć... - westchnęła, po czym przysiadając na jednym z krzeseł, pociągnęła jeden łyk napoju.
-Coś się stało? - spytał Ellington, zajmując miejsce na przeciwko swojej przyjaciółki.
-Po prostu... Można powiedzieć, że dręczą mnie wyrzuty sumienia.
-Ciebie? - chłopak uniósł brwi do góry. - Czyżby nasza Rydel coś przeskrobała? - uśmiechnął się. - To mów, co takiego zrobiłaś?
-No właśnie nic. - odparła, co sprawiło, że chłopak całkowicie stracił wątek.
-To nie rozumiem...
-Bo chodzi o to, że ktoś coś zrobił, a ja to widziałam, tyle, że to może kogoś zranić, a ja nie wiem, czy to jest coś złego, bo może to tylko źle wygląda, a jeśli tylko mi się wydawało to potem zrobię niepotrzebne zamieszanie, ale jeśli to rzeczywiście coś złego to ktoś może cierpieć... - wszystkie słowa wypowiedziała na jednym tchu, nie robiąc między nimi nawet sekundowej przerwy. Mimo wszystko, dziewczynie chociaż odrobinę ulżyło, że z kimś podzieliła się własnymi spostrzeżeniami i uczuciami. Uniosła niepewnie swoją głowę, aby móc spojrzeć na reakcję swojego przyjaciela. Skutkiem tego było to, że pojedyncze pasma jej włosów opadły niesfornie na jej twarz. Blondynka od razu chwyciła je w swoje palce, po czym założyła za ucho. Oczy, skierowała na Ellingtona, który zdawał się być tą sytuacją... zdezorientowany.
-Coś nie tak? - spytała, powoli się niepokojąc o sensowność wyjawiania Ell'owi całej tej sprawy. 
-Wszystko zrozumiałem! - zaśmiał się, a dla potwierdzenia swojej prawdomówności, za gestykulował coś swoimi dłońmi w powietrzu.


Widząc reakcję swojego przyjaciela, dziewczyna uśmiechnęła się niemrawo. 
-Może powiedz mi dokładnie o co chodzi, to wtedy jakoś uda mi się pomóc... - zasugerował chłopak, nie przestając się uśmiechać. Widać kiepski humor jego przyjaciółki, jemu samemu jako tako się nie udzielił. 
Rydel westchnęła cicho. Nie była do końca przekonana, czy powinna komukolwiek powiedzieć o tym, co widziała - nawet Vanessie. Była pewna, że intencje Ratliffa są prawdziwe i szczere. W końcu są przyjaciółmi. Ale nie była pewna, czy Laurze zaufałaby w takiej sprawie. A tym bardziej jemu. 
-Nie zrozum mnie źle, ale... - zaczęła, lecz nagle ucichła, sama nie wiedząc, co ma powiedzieć. Przecież to go urazi. Gdy już myślała, że dobrze sformułuje słowa i otworzyła usta, aby przemówić, zamknęła je z powrotem, uznając sens tej wypowiedzi za kompletnie idiotyczny. 
-Ale..? - przeciągnął Ell, próbując jakoś zachęcić swoją przyjaciółkę do mówienia. 
-Ale nie jestem pewna, czy jesteś odpowiednią osobą, z którą chciałabym o tym rozmawiać. 
-Coś się stało? Chodzi o coś związanego ze mną, tak?
-Nie nie nie! Skądże! - zaprzeczyła momentalnie Rydel. 
-No skoro nie chodzi o mnie, to czemu nie możesz ze mną porozmawiać? - oburzył się chłopak.
-Ja po prostu...
-Ty po prostu już mi nie ufasz, prawda? Czekaj. Może nigdy mi nie ufałaś. - wstał od stołu, opierając się o niego rękami. Oszołomiona dziewczyna wpatrywała się w bruneta, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciała go w ten sposób ranić, ale co miała zrobić? On będzie chciał jej pomóc, a nie rozumie, że jedyny sposób aby jej pomóc to dać jej teraz spokój. Nie może z nim o tym rozmawiać, po prostu. To już nie jej wina, że on tego nie rozumie i wymyśla niepotrzebne teorie. Prawda? 
-Więc jak?! - zapytał Ellington. Rydel wręcz czuła, jak jego spojrzenie przeszywa ją, wbija w siedzenie krzesła. 
-Przepraszam... - powiedziała cicho, spuszczając głowę. 
-Nie ma to jak być przeproszonym o brak zaufania. 
-Nie przeprosiłam Cię o brak zaufania, bo ja naprawdę Ci ufam. Przeprosiłam Cię, bo nie mogę Ci powiedzieć, o co mi chodzi... - szepnęła. Odczekała chwilę, jednak w zamian usłyszała jedynie ciszę. Zdziwiona podniosła głowę, ale przed sobą nikogo nie zobaczyła. Tylko pustkę. 
"Czy on to w ogóle usłyszał?" - pomyślała, po czym jednym duszkiem wypiła resztę zawartości swojej szklanki. Następnie odłożyła kubek na stół, po czym opierając się policzkiem o otwartą dłoń, spojrzała na jego puste dno. 
-Kij z tym. I tak nie zasnę. - warknęła, po czym zagłębiła się w swoich rozmyślaniach. 

*oczami Laury*

Chciałabym powiedzieć, że poranne promienie słońca delikatnie pieszcząc moją twarz sprawiły, że moje rozleniwione ślepia się rozwarły, lecz to nie jest koncert życzeń. Tylko brutalna rzeczywistość, w której mój własny chłopak zrzucił mnie z mojego własnego łóżka w moim własnym pokoju na moją własną podłogę. Kocham życie. 
Słysząc kolejne chrapnięcie Rossa, westchnęła cicho, a potem dla własnej satysfakcji jęknęłam cicho. Nie dość, że całą noc zza ściany dochodził mnie warkot Rocky'ego, to jeszcze teraz on. Oni to mają chyba wrodzone. Nie mam pojęcia, jak Rydel zasypia w ich domu zwłaszcza, że jak podejrzewam, Ell również chrapie. Nie zwracając jednak na to uwagi, skuliłam się w pozycji embrionalnej i wtulając twarz w miękki dywan spróbowałam zasnąć. 
Kocham ten moment, kiedy w nocy leżę wtulona w moją pościel, a otacza mnie ciemność. Marzenia, sny, plany wysuwają się wtedy na wierzch i towarzyszą nam aż do chwili, w której zasypiamy. 
Mimo, iż słońce już wzeszło na linii horyzontu, i tak było mi przyjemnie. Czułam, jak wszystkie moje mięśnie i kości powoli się odprężają... I wtedy to do mnie dotarło. Wspaniały zapach, który w przyjemny sposób drażnił moje nozdrza, nie pozwalał mi zasnąć. Mimo iż mózg nakazywał mi tu leżeć i iść spaść, reszta ciała jakby go nie słuchała. Nagle, nie wiem dlaczego, podniosłam się z ziemi i ruszyłam w kierunku drzwi. Z rękoma wyciągniętymi przed siebie wyglądałam conajmniej jak zombie. Jako, że do końca się nie przebudziłam, chwyciłam dłonią poręczy, aby móc się na niej wesprzeć, gdy schodziłam po chodach. 
Niestety siła grawitacji zadziałała na mnie zbyt mocno. Nienawidzę zbyt wcześnie wstawać. Już trudno. Zbyt długą trasę przebyłam, aby teraz się poddawać. Na ostatnim schodku straciłam równowagę, a stopy zsunęły się po panelach. Mimo wszystko utrzymałam równowagę i dumna z siebie, jakby nigdy nic, udałam się w drogę do kuchni. Dochodząc tam, do mojego nosa docierał coraz to intensywniejszy zapach, a do uszu dźwięki skwierczącego oleju.
Mimowolnie na moją twarz wkradł się rozmarzony uśmiech. 
Na ostatkach mojej trasy, przyśpieszyłam tempa, chcąc jak najszybciej znaleźć się w kuchni.
Jedzenie, tak niepozorne, a może dać nam tyle szczęścia. Wbrew pozorom, taka zwykła czynność, wręcz formalna, a jest przyjemnością. Bo trzeba przyznać, że większość z nas lubi jeść. W tym momencie, dziękowałam Bogu za moją drobną budowę ciała i dobrą przemianę materii. Skoro już jestem przeraźliwie chuda, skorzystam z tego. Bo w życiu zawsze trzeba znaleźć jakieś pozytywy. 
Weszłam do kuchni, celu mojej jakże pasjonującej wędrówki. Widząc obecną sytuację, na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech. 
Przede mną stał Ellington. Właściwie, był odwrócony tyłem, więc nie zauważył mojej obecności. Na sobie miał biały fartuch, niczym prawdziwy zawodowiec z jakiegoś amerykańskiego teleturnieju kulinarnego. Osobiście za nimi nie przepadam, bo nawet, jeśli jestem najedzona, to i tak widząc te wszystkie potrawy robię się głodna. Złośliwość losu. Chłopak, z szarymi skarpetkami i czarnymi klapkami, które trzymamy na wypadek gości, wyglądał niezwykle pociągająco. Brunet, trzymając w swych dłoniach przeróżne sprzęty, podrygiwał w rytm jakiejś melodii, którą nucił pod nosem. Nie kojarzyłam jej. Mój wzrok, zatrzymał się jednak na pupie chłopaka, która podrygiwała najbardziej z całego jego ciała. 
Lau, masz chłopaka, ogar. 
Nagle, usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Od razu odwróciłam się, aby spojrzeć, kto idzie. Był to nikt inny, jak Riker. Podejrzewam, że do zejścia na dół zmusiły go te same czynniki co mnie - jedzenie i wspaniały zapach. Muszę przyznać, że z nieobecnym spojrzeniem i rozczochraną grzywką blondyn wyglądał na prawdę słodko.
Lau, masz chłopaka, ogar. 
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, nakazałam mu przyłożeniem palca do ust, że ma być cicho. Początkowo zdziwił się, jednak nic nie powiedział. Podszedł do mnie i stanął w progu drzwi. Obydwoje wciąż nie zostaliśmy zauważeni przez tańczącego Ratliffa. Muszę się przyznać przed samą sobą, że mój wzrok, wyrwany ze smyczy, ponownie powędrował w to samo miejsce. 
-Też patrzysz na jego pupę? - usłyszałam szept przy uchu. Nie odwróciłam się, a jedynie pokiwałam twierdząco głową. Posłałam Rikerowi uśmiech, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że on tego nie zauważył. 
Lau, ty idiotko. 
Wtem, do moich uszu dotarło ciche burczenie, jak podejrzewam, mojego własnego brzucha. Mój żołądek upominał się o jedzenie, po które tutaj przecież przyszłam. W tej chwili, jedynie modliłam się o to, żeby Riker tego nie usłyszał. Nie wiem dlaczego, ale niektóre głosy, jakie czasami wydaje moje ciało, są dla mnie wstydliwe nawet, jeśli nie zależą ode mnie. Może to wynikać z tego, że burczenie mego brzucha przypomina wybuchający wulkan. Jako, że należę do niewielkich osób, jest to jeszcze dziwniejsze. Ukradkiem spojrzałam na blondyna, który zdziwiony i rozbawiony wpatrywał się we mnie. Kurde. Słyszał. 
Jak to mawiają, lepiej zapobiegać niż leczyć. Jako, że nie zapobiegłam memu głodowi, pora go wyleczyć. Na twarz przybrałam szeroki uśmiech, który był konieczny, aby cokolwiek rano uzyskać. Tego doświadczenia nabrałam mieszkając pod jednym dachem z Vanessą i Veroniką. Wspominałam już, że kocham swoje życie? 
-No cześć Ellington! - zawołałam radośnie, wchodząc niczym pan świata do kuchni. To mój dom, mogę się rządzić. Nie widziałam go, ale byłam pewna, że Riker wszedł do pomieszczenia, stając za mną. Jednak, zamiast ciepłego powitania od naszego kuchcika, otrzymaliśmy ten sam gest, którym przywitałam dziś Rikera. Brunet kazał nam być cicho. Już chciałam się oburzyć, przypomnę: to mój dom, lecz chłopak drewnianą łyżką, którą przed sekundą mieszał coś na patelni, wskazał na lewą stronę kuchni. Zwróciłam swoją głowę w tamtą stronę. Moim oczom ukazała się śpiąca Rydel. Blondynka leżała na stole z otwartymi ustami. Jedna z jej rąk w połowie zwisała ze stołu, w dłoni dzierżąc kubek. Przynajmniej już wiem, dlaczego mieliśmy być cicho. 
Co nie zmienia faktu, że to wciąż moja kuchnia! Podeszłam do Ellingtona i chwytając go za nadgarstek, wyciągnęłam go na hol, po drodze zgarniając również Rikera.
Chciałam wiedzieć, co się stało. Bo nie powiem - Ratliff w kuchni to niecodzienny widok. 
-Chory jesteś, czy co?! I nie łatwiej obudzić Rydel? - spytałam prosto z mostu.
-Apropo, to dzień dobry. - przywitał się brunet, nic nie robiąc sobie z mojego wybuchu.
Kosmici go porwali. Na 100%.
-Stary, a ty co taki miły? - zdziwił się Riker. No jedyny normalny! Jak można być miłym RANO?
-Moi drodzy przyjaciele, pewnie Was ciekawi, co robiłem w kuchni. 
-Ciekawi to mało powiedziane. - prychnęłam.
-No w skrócie chodzi o to, że wczoraj w nocy się trochę pokłóciłem z Rydel i do tego niepotrzebnie wybuchłem. Chcę ją przeprosić, więc zrobiłem jej śniadanie. - wyjaśnił, uśmiechając się lekko. 
-A dasz mi trochę tego śniadania..? - spytałam z nadzieją w oczach, jednak jak zwykle, nadzieja okazała się złudna. 
-Sorki, ale zrobiłem tylko jedną porcję. - zrobił skwaszoną minę.
-No to masz problem. Ja chcę jeść!!! - warknęłam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie wyglądałam obecnie jak Gollum z Hobbita. Jednak obecnej sytuacji, nie zwracałam na to uwagi. 
-Przykro mi, ale nie. - zaśmiał się Ratliff. - A teraz wybaczcie, ale wracam do kuchni, bo mi naleśniki się spalą. - stwierdził, po czym wrócił do pomieszczenia, z którego wciąż dochodziły boskie zapachy. 
-Naleśniki... - westchnęłam, patrząc z rozmarzeniem na miejsce, w którym znikła sylwetka Ell'a. 
-Nawet o tym nie myśl. - głos Rikera wyrwał mnie z zamyśleń. - Chłopak postarał się. I jest uparty jak osioł. - zaśmiał się blondyn. 
-Myślisz, że to ze względu na problem, czy ze względu na Rydel? - spytałam, starając się chociaż przez chwilę nie myśleć o jedzeniu. 
-Myślisz, że między nimi może coś być? - zapytał beznamiętnie Riker. 
-W sumie, to czemu nie. Miłość jest ślepa. - odparłam, patrząc na chłopaka.
-Dlatego jesteś z moim bratem?
-Ha ha ha bardzo zabawne. - przewróciłam oczami, mając uśmiech na ustach. - Ja serio pytam. Myślisz, że między Rydel a Ellingtonem mogłoby by coś być?
-Nie sądzę. - odparł po krótkim zastanowieniu. - I nie mówię tego tylko dlatego, że ona to moja siostra, a on to mój kumpel. Po prostu uważam, że są zbyt dobrymi przyjaciółmi, żeby się w sobie zakochać. Nawet, jeśli czasami bardziej się do siebie zbliżają. - odparł, a to, w jaki sposób mówił, sprawiało, że słuchało się go z zaciekawieniem. Może i ma rację, ale kto to wie, jakie ścieżki wydepta nam los?
Chociaż nie. Sami powinniśmy deptać swoje drogi, bo czekając, aż ktoś zrobi to za nas, nigdy nie będziemy szczęśliwi. W życiu zawsze trzeba brać różne sprawy w swoje ręce. I pod żadnym pozorem nie wolno iść na łatwiznę. W przeciwnym razie, efekt nigdy nie zadowoli nas do końca... Zawsze będzie to jedno 'ale'. 
-Może i masz rację... - westchnęłam po chwili. - Dobra. Teraz pozwól, że udam się do swojego pokoju i spróbuję wpłynąć na sumienie Twojego brata. - odparłam, układając me usta w chytry uśmiech. 
-Po co? - spytał, marszcząc brwi. 
-Żeby mi zrobił śniadanie. - wzruszyłam ramionami, po czym nie czekając na odpowiedź chłopaka, pognałam na schody. Gdy znajdowałam się w połowie, zatrzymał mnie jeszcze głos Lyncha.
-Laura, czy Vanessa uważa śniadanie do łóżka za romantyczną niespodziankę? 
Odwróciłam się na pięcie i z politowaniem spojrzałam na Rikera, który aktualnie stał u dołu schodów. 
-Ona ma chłopaka. 
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie. - na jego usta wkradł się uśmiech, a jedno oko przymknął. 
-Kto nie ryzykuje nigdy nie zyska. - powiedziałam, posyłając mu pokrzepiający uśmiech, po czym nie wdając się w dalszą rozmowę, pobiegłam do swojego pokoju.

***

Bum!
Masło maślane.
Tak bym właśnie określiła ten rozdział. I trochę dużo pleonazmów się pojawiło, ale postaram się nad tym popracować :3
Jeśli chodzi o Rydel i jej rozważania na temat mleka... Pisząc ten fragment, miałam na nie ochotę :3 A co, kto mi zabroni xd 
A co myślicie o scence Jake'a i Veroniki? :) Musiałam między nimi jakieś małe cuś wpleść, ale nie przyzwyczajajcie się do nich, muszę jeszcze ich relację rozwinąć, a ich kolejne zbliżenie nie pojawi się zbyt szybko. Zła ja. Buaha ;D
Btw wiem, że rozdziały ostatnio jak są 2 razy na tydzień to jest dobrze, a ten dodałam po tygodniu, ale jak już kilkakrotnie powtarzałam: listopad jest moim osobistym koszmarem tego roku. Poprawię się, I swear. Ale ustatkuję się dopiero jakoś tak w grudniu... Póki co musicie się trochę pomęczyć :x
Kij ze szkołą. Zostań menelem i kradnij bułki z lidla. Ostatnio jest to moje motto życiowe ;3
Za jakiekolwiek błędy w rozdziale przepraszam, ale nawet jeśli sprawdzam, coś mogłam przeoczyć. 
Jeszcze jedno. Wiem, że ostatnio rozdziały są rzadziej, ale musicie też to zrozumieć. A mam wrażenie, że mnie ostatnio cuś opuszczacie :( Ehh... Może to z mojej winy, ale jeśli macie jakieś uwagi, to też je piszcie w komach, na których bardzo mi zależy! One dają poczucie, że to co robisz, jest docieniane przez innych - inne blogerki mnie pewnie zrozumieją ^^ Zresztą... Chyba każdy to zrozumie :) 
Jak znam życie, wszyscy już słyszeli najnowszą piosenkę R5, ale i tak to tu napiszę - moim skromnym zdaniem ta piosenka jest naprawdę wspaniała. Ofc zawsze się tak reaguje, gdy wychodzi jakaś nowa nuta, ale "Smile" ma w sobie coś... innego. Niesamowitego. :)
Ciekawi mnie ile z Was czyta te moje długie notki xd No ale co ja mogę poradzić? Lubię gadać, a w ten sposób mam z Wami jakiś kontakt :D
Na dziś to chyba tyle. Dobranoc dla wszystkich :3 :D
~MiLka <3



12 komentarzy:

  1. Żadne masło maślane, tylko wspaniały rozdział napisany przez cudowną blogerkę. Scenka z Verą i Jakiem jest przecudowna. Liczyłam na coś więcej, ale tak dobrze to w życiu nie ma. Dla mnie listopad to również porażka. Ciągle nie moge pozbierać się po chorobie, która mnie odwiedziła c; No, ale trudno. Pożyjemy zobaczymy xd
    A ja wieczorową porą życze miłych snów :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział ;*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam ale jest prawie 8 rano i nie myślę a.musze fizykę zrobić.....
    Ale mogłabyś kurde no zrobić coś z.Jaronika -.- nic bardziej amintnego mi do głowy nie przyszło.
    Co ta Laura....
    Co ta Rydel.......
    Wejdź go cholery na.GG w końcu mecz był i nie miałam się z kim jarac i chciałam sobie z tb pogadać
    Koniec

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział świetny ;d
    czekam na kolejny ;dd

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow *-* Świetny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział zresztą jak zawsze :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :*
    Czekam z niecierpliwością na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Żebym dopiero teraz komentowała...koniec świata. Ale do rzeczy...Where's my kiss...?? Where?? Kiss Vera+Jake...no gdzie?? Było tak blisko...ale niet ty chciałaś inaczej!!! Dlaczego niszczysz moje życie. Ale w sumie mogę ci wybaczyć...bo komu jak nie tobie...już mi rąbie...Soooo.
    Ojejku jejku czuje miłość w powietrzu...Ryd i Ell...the beściaki moje. A te śniadanie....AWWWW...ja też chce takie coś. Tsa...te wyżalenia. Ale czuję, że Ryd długo nie wytrzyma w tym 'ukrywaniu' prawdy?? Nie wiem czy można tak to nazwać. Ale i tak Garret ma spłonąć żywcem...tsa za dużo szkoły. Ja chcieć Rikesse a nie...coś tam co można nazwać miłością?? Vanessy i tego Garreta...
    Sory za tego przygłupawego...dziwnego...i krótkiego koma...ale moja wena twórcza sprowadza się do jednego...NICZEGO. Anyway...ja tutaj zauważyłam że ja z moją TWIN...długo nie rozmawiałam na gg. Otóż to brakuje mi naszych chorych talk'ów...Sooo...You know what to do...!!!
    Rozdział bomba...jak zawsze. Ja chcieć więcej takich chorych wydarzeń...haha. A więc kochana czekam na nexta...życzę weny. Buziaki<3

    OdpowiedzUsuń
  9. boski rozdział czekam na next z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  10. Siemka siemka!
    Pierunka.. w końcu nadrobiłam twe rozdziały! :D
    Czudo za czudem po prostu! Coraz piękniej piszesz muszę przyznać ;3 A ten u góry rozdział zwalił mnie z nóg po prostu. Bosz te teksty.. ,,Będąc na dole, usłyszała, jak kolejny domownik piłuje drewno" nie no.. Śmiechłam! No i z tym mlekiem.. Fajnie ze strony Ella.. potrafi zrozumieć swoje błędy.. Eh.. No i rozmowa gołąbków na balkonie xD Full romantic *^*
    Oki kończeę tego mojego nonsensa i weny życzę :P

    OdpowiedzUsuń