niedziela, 7 grudnia 2014

41. If I could turn back time

*oczami narratora*

Ellington zsunął z patelni ostatniego usmażonego naleśnika, po czym zsunął go na talerz, na którym leżała reszta sztuk. Następnie z szafki wyciągnął kolorowy talerz i położył go na blacie. Z tacki pochwycił pierwsze ciasto na naleśnika i ułożył je na nim. Potem, przygotowanym uprzednio serkiem waniliowym posmarował jego powierzchnię, a kolejnym krokiem było nałożenie kolejnej warstwy ciasta. Za każdym razem chłopak robił to samo. Czynność tę, ponowił jeszcze trzy razy. Robienie tego śniadania, sprawiało mu szczerą radość. Brunet podszedł do miski z owocami i wyciągnął z niej kilka małych, granatowych kuleczek. Opłukał je w wodzie, po czym wsypał do małej miseczki. Następnie wszystkie borówki ułożył na naleśniku we wzór uśmiechniętej buźki. Spojrzał na swoje dzieło, z przymrużonymi oczami. Czuł, że czegoś jeszcze tu brakuje... Po krótkim zastanowieniu, nad jego głową pojawiła się zapalona lampka, a on sam podszedł do lodówki i wyciągnął z niej bitą śmietanę. Białą mazią udekorował dodatkowo górną cześć posiłku, sprawiając, że teraz naleśnik wyglądał niesamowicie apetycznie. Zadowolony z efektu, uśmiechnął się szeroko. Podniósł talerz i zaniósł go do stołu, na którym wciąż spała Rydel. Ell położył przed nią naleśnika, po czym z powrotem podszedł do blatu. 





Ratliff z szafki wyciągnął szklankę, po to, by móc nalać do niej soku. Następnie i picie zaniósł na stół, kładąc je przed dziewczyną. Odetchnął z ulgą. Zdążył, nim blondynka się obudziła. Chłopak obszedł stół dookoła i zajął miejsce na przeciwko dziewczyny. Oparł łokcie o deskę i wsparł się na nich, wlepiając swe czekoladowe ślepia w jego przyjaciółkę. Minęła minuta, a on wciąż tak siedział, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z Rydel. Bo kolejnych 5 minutach, zaczęło się mu to jednak dłużyć. Niestety, Ellington nie należał do cierpliwych osób. Postanowił, że, aby nie przestraszyć blondynki swoim porannym wyglądem, pójdzie do łazienki się trochę odświeżyć. Jak pomyślał, tak też zrobił. Opuścił więc kuchnię, w której unosiło się pełno przepięknych zapachów i skierował się do toalety. 

*oczami Mai*

Przeciągnęłam się leniwie, otwierając oczy. W całej mojej sypialni było już dosyć jasno, co oznaczało, że wypadałoby wstać. Nie miałam jednak na to najmniejszej ochoty. Poza tym, dzisiaj mam wolny dzień więc mam zamiar z tego korzystać. Położyłam głowę na poduszce, po czym obróciłam się na drugi bok. Przymknęłam oczy i zaczęłam ponownie odpływać w krainę snów. Jedną stopą byłam już w objęciach Morfeusza, jednak w mojej głowie ponownie pojawiła się pewna myśl. Myśl, która całą noc męczyła mnie w snach i koszmarach, a teraz wciąż mnie nęka. To tak, jakby zamieszkała w mojej głowie, powoli niszcząc mnie od środka. Przewróciłam się na plecy, a ręką sięgnęłam do telefonu, który leżał na szafce. Kiedy wymacałam sprzęt, uniosłam go na wysokość mojego wzroku i odblokowałam ekran. 10:23. Czyli nie mogę spać dalej z czystym sumieniem, bo prawdopodobnie moi znajomi już nie śpią. Oznacza to, że mogę wykonać moje wczorajsze postanowienie. Wyłączyłam komórkę i odłożyłam ją na szafkę. Niechętnie podniosłam się z łóżka i przetarłam palcami oczy. Leniwym krokiem skierowałam się do łazienki, gdzie przemyłam swoją twarz. To zawsze mi pomaga. Następnie powróciłam do pokoju, gdzie wyciągnęłam z szafy jakieś ubrania. Skierowałam się z nimi do łazienki, gdzie umyłam się, uczesałam i ubrałam. Na oczy nałożyłam lekki makijaż. Uprzednio wkładając telefon do kieszeni spodni, skierowałam się do kuchni z zamiarem zjedzenia śniadania. Postawiłam na zwykłe płatki śniadaniowe. 
W Los Angeles większość dni jest ciepłych, dzisiejszy nie był wyjątkiem. Nałożyłam więc na siebie zwiewny sweterek, po czym wyszłam z domu. Kluczyki wsadziłam do drugiej kieszeni moich spodni, po czym ruszyłam jeszcze pustym chodnikiem, za cel mojego spaceru obierając sobie dom sióstr Marano. 

*oczami Rydel*

Kiedy otworzyłam oczy, moje zdziwienie osiągnęło zenitu. Wiem, że byłam wczoraj zmęczona, ale nie pamiętam, abym zasypiała w kuchni. 
Już po kilku sekundach, do moich nozdrzy dotarł piękny zapach. Uszy natomiast, wychwyciły wesołe rozmowy, dobiegające z, jak podejrzewam, pokoju obok - salonu. Jak się domyślam, pozostali domownicy już wstali i właśnie jędzą wspólnie śniadanie. Ciekawe, czy mi coś zrobili... Bo muszę przyznać, że mój brzuch dawał o sobie znaki. Kubek, który nie wiem dlaczego, ale trzymałam w dłoni odłożyłam na stolik. W tym samym momencie, moim oczom rzucił się obraz naleśnika, przyozdobionego w zabawny wzorek. Nie tyle co wyglądał apetycznie, ale i pachniał przewspaniale. Obok, stała szklanka soku pomarańczowego. Na sam widok tego śniadania, ślinka sama mi pociekła. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mój głód stał się dwa razy większy. Przez chwilę miałam zamiar po prostu zjeść to śniadanie, ale jednak moja kultura dała o sobie znaki. Wzięłam talerz i szklankę do ręki i powstrzymując mój głodny wzrok ruszyłam z jedzeniem do salonu. Im bliżej pomieszczenia, rozmowy stawały się coraz żywsze i głośniejsze. Biodrem popchnęłam drzwi, a gdy uchyliły się przede mną weszłam do środka. Momentalnie wszystkie spojrzenia zwróciły się ku mnie. 
-Widać nasza blond księżniczka się już obudziła. - uśmiechnął się do mnie Riker.
-Cześć wszystkim. Znajdzie się dla mnie miejsce? - spytałam, podchodząc bliżej nich. 
-Pewnie, siadaj. - odpowiedziała Vanessa, wskazując na miejsce między nią a Laurą. Podeszłam do stołu, i usiadłam na krześle między siostrami. Spojrzałam na stół. Na jego środku znajdowało się kilka czystych naleśników oraz małe miseczki, z dżemem, czekoladą, serem, owocami, bitą śmietaną oraz innymi dodatkami.
-Mam sprawę. Powiedzcie, że to cudo jest bezpańskie... - powiedziałam, wskazując na talerz, który wciąż dzierżyłam w dłoniach. 
-To są naleśniki, które Ellington zrobił specjalnie dla Ciebie! - powiedziała Laura, rysując serduszko w powietrzu. Rozszerzyłam oczy i zdziwiona spojrzałam na wspomnianego bruneta. Nie powiem, nie spodziewałam się czegoś takiego z jego strony. Chłopak jedynie uśmiechnął się lekko.
-W ramach przeprosin za moje wczorajsze zachowanie... - wyjaśnił, z lekka speszony. Uśmiechnęłam się delikatnie. 
-Nie trzeba było... Ale dziękuje. - powiedziałam uśmiechnięta, po czym odłożyłam talerz na stół i biorąc widelec, wzięłam pierwszy kęs mojego osobistego śniadania. - A coś ciekawego się działo, kiedy spałam? - spytałam, upijając łyk soku pomarańczowego. 
Szczerze? To jest pierwszy raz, kiedy ktokolwiek zrobił mi śniadanie. Takie specjalne dla mnie. Z reguły, to ja robię śniadania wszystkim chłopakom, bo wolę się wcześniej pomęczyć, niż potem wzywać straż pożarną, żeby ugasili naszą kuchnię. No... Nie licząc oczywiście mojej mamy, która gdy byłam dzieckiem, zawsze w soboty przygotowywała specjalne śniadania dla każdego z nas. Z biegiem czasu, coraz bardziej dziwię się, że chciało jej się przygotowywać aż tyle jedzenia. Ale to był przecież jeden ze sposobów okazywania nam jej miłości. Matki, dla swoich dzieci, są w stanie zrobić wszystko, odstąpić cokolwiek i sprać każdego, kto skrzywdzi jej małe skarby. 
Każdy czasami ma chwilę refleksji. Ja na przykład, kiedy zaczynam rozmyślać o przyszłości, zastanawiam się, jak będzie wyglądać moja rodzina. I czy kiedykolwiek ją założę. Czy będę dobrą matką. Czy będę kochająca żoną. Dobrą siostrą. I czy będę musiała zrezygnować z muzyki? Z koncertowania? Z zespołu? Nie chciałabym tego... Muzyka, fani, występy - to jest to, co kocham i chcę robić. Ale z biegiem czasu trzeba podejmować trudne i ciężkie decyzje. I w takich właśnie chwilach zdaję sobie sprawę, że po prostu trzeba cieszyć się każdym momentem. 
-Nawet nie wiesz, co się działo! - wybuchnął Rocky. - Riker dostał w twarz od Vanessy, bo próbując zrobić jej śniadanie pomylił mu się cukier z solą! - zaśmiał się brunet. - No... I nie musieliśmy gotować, bo Laura namówiła Rossa, żeby zrobił nam wszystkim śniadanie. - dodał rozmarzony. 
-A co z Jakiem i Verą? - spytałam. 
-Wciąż nie wrócili... - odparła przygaszona Lau. 
-Nie martw się, nic im nie będzie. Na pewno nie potrzebnie się martwimy. - pocieszył ją Ross, obdarzając ją ciepłym uśmiechem. 
"Nie potrzebnie się martwimy..." - to zdanie odbijało się w mojej głowie, jakby tylko ono w niej aktualnie było. Momentalnie przypomniały mi się wydarzenia z wczorajszego dnia, co widziałam, czego nie powiedziałam, dlaczego nie spałam... Scena, której głównym bohaterem był Garrett, nie potrafiła ulotnić się z mojego umysłu. Męczyło mnie poczucie winy. Nie wiem dlaczego. 
-Ryd, wszystko ok? - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego starszego brata.
-Co..? - wydukałam. - Umm... Tak, wszystko dobrze...
-Na pewno? Bo wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.
-Nie, wszystko ok. - skłamałam. Bo co miałam zrobić? Muszę pogadać z Vanessą. To na pewno. Powiem, jak było i razem zdecydujemy, co z tym zrobić. Bo dłużej nie wytrzymam z tym głupim poczuciem winy.
Posłałam wszystkim delikatny uśmiech, po czym wzięłam do buzi kolejny gryz naleśnika. Dam głowę, że na mojej twarzy malowało się teraz rozmarzenie... Kto by pomyślał, że zwykłe jedzenie może dać człowiekowi tyle radości?
Kiedy na moim talerzu pozostały jedynie same okruszki, odłożyłam na niego widelec. Następnie upiłam łyk swojego soku i odłożyłam szklankę na stół. Całe towarzystwo pogrążone było w żywej rozmowie, od czasu do czasu jedynie przerywając swój dialog kęsem naleśnika. Nie czekając ani chwili dłużej dźgnęłam w bok Vanessę siedzącą obok mnie tak, by zwróciła na mnie uwagę. Cel osiągnięty.
-Mhm? - mruknęła.
-Chciałam Ci powiedzieć... Albo może spytać, czy mogłybyśmy porozmawiać po śniadaniu? Tak w cztery oczy? - spytałam niepewnie, ilustrując każdy fragment twarzy mojej przyjaciółki.
Vanessa z czarnymi włosami, bladą cerą i lekkimi rumieńcami wyglądała niczym Królewna Śnieżka. Odpowiedni makijaż i rola w filmie gwarantowana! Twarz dziewczyny była smukła, a policzki zaokrąglone, co dodawało jej uroku, a nie pogrubiało. Jeszcze nie umalowane oczy wcale nie traciły swego piękna. Van byłą naprawdę urodziwą dziewczyną, czasami zazdrościłam jej urody.
No, ale muszę przyznać - lubię być blondynką.
-Nie ma problemu. A coś się stało? - spytała z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Później Ci wszystko wyjaśnię, ale nie martw się. - uspokoiłam ją, kończąc tym samym rozmowę. Oczy zwróciłam z powrotem na własny talerz.
Kiedy ja zjadłam tego naleśnika?
*oczami Veroniki*

Ból w plecach sprawił, że z sykiem otworzyłam oczy. Dosłownie czułam, jak coś rozrywa moje krzyże. Wyprostowałam się, po czym skierowałam ramiona ku sobie, aby trochę je rozciągnąć. Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, a raczej przypomniałam, że noc spędziłam na balkonie. Z Jakiem. Na łonie natury. Bez telefonu. Jak słodko. 
Chcąc ujrzeć twarz mojego przyjaciela, odwróciłam ku niemu głowę. Chłopak wciąż spał, opierając głowę o bok balkonu. Przetarłam oczy dłońmi, aby choć trochę się rozbudzić. 
Herbata. Potrzebuję herbaty. Takiej z cytrynką. Kwaśną i słodką. 
Rozmyślania na temat herbaty o poranku zawsze spoko. 
Z natury jestem człowiekiem, który bardzo dużo mówi. Potrzebuję tego do normalnego funkcjonowania. A aktualnie, nudzi mi się. I to bardzo, oj bardzo.
-Ała! Czemu mnie uderzyłaś?! - zawył Jake, po otrzymaniu ode mnie plaskacza w twarz. 
-Po pierwsze: mówi się dlaczego. - zaśmiałam się. Zawsze, gdy poprawiałam wymowę chłopaka, on się wkurzał. Wtedy zazwyczaj zaczynaliśmy się sprzeczać. I to chyba kochałam w naszej relacji najbardziej. - Przepraszam, ale musiałam cię jakoś obudzić... 
-A nie mogłaś mną potrząsnąć? Albo coś powiedzieć? - spytał bezradnie, ale jego rozbawiony uśmiech mówił sam za siebie. 
-To byłoby takie zwykłe... A ze mną nigdy się nie nudzisz! - uśmiechnęłam się szeroko, celowo ukazując rząd mych zębów. Jake uniósł swą rękę ku górze i nim zdążyłam zaprzeczyć, jego dłoń powędrowała na moje włosy, obficie je czochrając. 
Jake'uś, życie ci nie miłe? 
Zmarszczone brwi, usta ułożone w dziubek i skrzyżowane ramiona, czyli mina na wściekłą kaczkę. Zawsze się sprawdza. 
-No co? - spytał, wciąż chichocząc. Zabije skubańca. - Twój wzrok mówi sam za siebie. - ponownie się zaśmiał.
-Gdybyś naprawdę wiedział, co mówi mój wzrok, już dawno by Cię tu nie było. - wysiliłam się na srogi ton. Niestety, nie został on przyjęty tak, jakbym tego chciała - chłopak nie przestawał się uśmiechać. 
Złośliwość losu jest wtedy, kiedy masz ochotę zedrzeć komuś głupi uśmieszek z twarzy, a zarówno patrzałbyś na niego godzinami. Muszę przyznać, że uśmiech Jake'a jest dla mnie na swój sposób wyjątkowy. Sama nie wiem dlaczego, lecz tak już po prostu jest. Zachwyca mnie śpiew Rossa, raduje zapał Vanessy do horrorów, cieszą chwile z Laurą, a kocham uśmiech tego głupka, z którym muszę siedzieć na balkonie. Po upływie tych kilkunastu godzin mogę stwierdzić, że nie były ona zmarnowane. W życiu, trzeba przecież spróbować wszystkiego. Noc na balkonie zaliczona, teraz pora na ślub z księciem z bajki. I wypicie całego garnka rosołu oczywiście. 
Moje plecy dały o sobie znać, a ja poczułam się, jakby po całym moim ciele przeszedł paraliż. 
-Kurde! - warknęłam. 
-Co jest? - zaciekawił się chłopak. Jake, pora cię wykorzystać jako prywatnego masażystę. 
-W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo chcesz teraz pomasować moje obolałe plecy? - spytałam szybko, tym samym radując się z rozszerzonych źrenic blondyna. - Za nim odpowiesz, to przypomnę, że plecy bolą mnie, bo spałam na balkonie, a spałam na balkonie, bo nas tu zamknąłeś. - dodałam, uciszając chłopaka ruchem dłoni. 
-Ja nas tu nie zamknąłem! - oburzył się. 
-Jak to nie ty, to kto? To ty i koniec końców kropka i wykrzyknik! - podniosłam głos, nieudolnie ukazując swoją wyższość. Próbować można, tak?
-Ale...
-Veronika ma zawsze rację! - zaśmiałam się. - Dobra, żartowałam... I tak wiele dla mnie zrobiłeś, dając mi wczoraj swoją bluzę, za co jeszcze raz dziękuje. - powiedziałam, a chcąc jak najbardziej pokazać mu, jaki ten gest był dla mnie ważny, uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam. Taką mam przynajmniej nadzieję. 
-Nie ma za co. Wiesz... Miło mi się tu z tobą gada...
-Rozmawia. - poprawiłam go, szczerząc się niczym zbiegły z psychiatryka. 
-Rozmawia, ale czy nie chciałabyś się może stąd jakoś wydostać? - zapytał. 
Mogę się założyć, że to było pytanie retoryczne. Chyba. 
-Pewnie, ale jak? - spytałam, tym samym podnosząc się z ziemi. Wychyliłam się przez balustradę i spojrzałam w dół, próbując ocenić wysokość. Jeśli skoczę, najwyżej złamię sobie nogę. Albo kręgosłup. -Skok odpada. - zaprzeczyłam stanowczo. 
-A może moglibyśmy się po czymś opuścić? - zapytał chłopak, stając tuż obok mnie. 
-A niby po czym ty chciałbyś się tu... Chwila moment! - przerwałam nagle. Mogę się założyć, że gdybym grała w jakiejś kreskówce, to na 100% nad moją głową pojawiłaby się zapalona żarówka. 
-Chwila moment, co? - ponaglił mnie Jake. 
-Czekaj, wprowadzam chwilę napięcia... - wyszeptałam, próbując uzyskać mroczny ton. - Pam pam pam...
-No mówże!
-Nie stresuj się tak, bo ci żyła na czole pęknie. - uspokoiłam go, jakże dorośle pokazując mu swój język. - Może moglibyśmy się zsunąć w dół po tej rurze? - zaproponowałam, wskazując na metalowy przedmiot, znajdujący się obok okna do pokoju Laury.
I kto jest geniuszem? Ja jestem geniuszem!
-No chyba Cię cycki swędzą! - przeraził się chłopak. O nie, nie, nie. Tak nie będziemy się bawić.
-To jest mój tekst! - oburzyłam się, niczym pięciolatka, która nie dostała wymarzonego lizaka. Jeszcze położę się na ziemi, będę walić po niej rękoma oraz zacznę krzyczeć i będzie pięknie.
-Mniejsza o to! Ważne aktualnie jest to, że jestem za ciężki! To się pode mną załamie.
Spojrzałam na niego spod byka.
-Twierdzisz iż to, czy swędzą mnie piersi nie jest ważne? - spytałam jakże błyskotliwie.
Po nocy spędzonej na balkonie moja inteligencja osiągnęła poziom nieopierzonego kurczaka.
Lubię kurczaki. Takie z rożna.
-O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.
-No bo, powiedziałeś, że "mniejsza o to".
-Ale to było tylko powiedzenie! Sama stwierdziłaś, że to jest Twój tekst!
-Jaki tekst? - straciłam wątek. Mam dalej ciągnąć tę rozmowę, czy już wyszłam na wystarczającą idiotkę?
-No chyba Cię cycki swędzą. - powiedział, a raczej westchnął.
-Wcale, że nie! - oburzyłam się, obejmując przy tym ramionami.
-Nie, nie rozumiesz... To był ten tekst...
-Aha... Dobra, już kumam... - uśmiechnęłam się lekko. - Wybacz, ale ostatnimi czasy mój mózg ma zwolnione buforowanie. - zaśmiałam się, przenosząc cały ciężar ciała na ręce, które opierały się o balustradę.
-Zdążyłem zauważyć. - chłopak również zarechotał.
-Vera? Jake? - nagle do moich uszu dotarły czyjeś słowa. Poprawka. Czyjś krzyk.
-Kto nas woła? - spytałam na wpół samą siebie, po czym wywiesiłam głowę przez balkon. -Maia? A co ty tu robisz? - mimo zdziwienia osobą naszej przyjaciółki, kąciki mych ust były skierowane wysoko ku górze. Pomoc nadeszła!
-Wy mi lepiej powiedzcie, co robicie na balkonie! We dwoje! - zawołała, podkreślająca ostatnie słowo.
Podtekst wyczuwam.
-Długo by mówić... - Jake machnął dłonią. - Mogłabyś pójść po kogoś z wewnątrz domu, żeby nas wypuścili? - spytał z nadzieją.
-Pewnie! Zaraz wracam, nigdzie się nie ruszajcie! - zawołała i nim zdążyliśmy odpowiedzieć, już jej nie było.
-To miał być żart? - spytał Jake mając na myśli, jak podejrzewam, ostatnie wyrazy wypowiedzi Mai. Wzruszyłam ramionami.
Po kilku minutach drzwi od pokoju Laury otworzyły się, a w nich stanęli wszyscy nasi przyjaciele, włącznie z Maią. Momentalnie rzuciłam się na dziewczynę, przytulając ją.
-Moja wybawicielka!
-Ej! Nie było tak źle! - wtrącił się Jake, za co ponownie pokazałam mu język. Czuję się spełniona.
-Może mi to ktoś wytłumaczyć? - odezwała się Laura. Spojrzałam z rozbawieniem na mojego byłego współlokatora balkonowego.
-To długa historia. Wszystko Wam opowiemy, ale błagam, dajcie nam najpierw zjeść śniadanie. - zaśmiałam się. - I wypić herbatę. - dodałam.
-No... Nie powiem, zabawnie było. - podsumował Jake.
-Jak było dokładnie, to się jutro u ginekologa dowiemy. - na twarzy Ratliffa pojawił się chytry uśmiech, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.
-Dobra, chodźmy lepiej już na dół. - zaproponował Rocky, a mnie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wystrzeliłam jak z procy, biegnąc w kierunku kuchni i potykając się o własne nogi.
Herbato, przybywam!
*oczami Laury*
Podczas, gdy my wpatrywaliśmy się z wyczekiwaniem w Veronikę wypijającą już 3 szklankę herbaty, Jake opowiedział nam całą historię - zaczynając od kłótni w sypialni mojej przyjaciółki, a kończąc na pojawieniu się Mai.
Mimo uśmiechu na twarzy Australijki, domyślałam się, że coś ją trapi. Jak to mówią, oczy są zwierciadłem duszy. Jej tęczówki stały się jakby wyblakłe, a spojrzenie przepełnione żalem. Bałam się. Nienawidziłam, gdy któreś z moich przyjaciół miało problemy, a ja nie potrafiłam mu pomoc. Uczucie bezradności często doprowadzało mnie do szału. Mam nadzieję, że dziewczyna zwierzy się ze swoich problemów.
-Maia... - zaczęłam niepewnie, nie wiedząc, czy wypada o to pytać przy wszystkich. Ale przecież wszyscy jesteśmy jej przyjaciółmi, prawda?
-Tak? - spytała dziewczyna, a uwaga i spojrzenia wszystkich osób w tym pomieszczeniu skupiły się na nas.
-Przepraszam, że pytam, ale czy wszystko w porządku? Bo siedzisz taka smutna... Jeśli nie chcesz mówić, to zrozumiem...
Dziewczyna westchnęła.
-Właściwie, przyszłam tu, bo muszę z Wami o czymś porozmawiać. - podrapała się po karku, jakby nie wiedząc, od czego zacząć.
-Co się stało? - zaniepokoił się Riker.
Dziewczyna przeleciała po wszystkich wzrokiem, po czym spuściła głowę w dół.
-Dostałam propozycję zagrania w filmie...
-To świetnie! - ucieszyła się Van.
-Jeśli się zgodzę, wyjeżdżam na 7 miesięcy do Australii. - wyszeptała, wręcz prawie niesłyszalnie, a ja poczułam, jak cała dobra energia ulatuje ze mnie niczym powietrze z przekłutego balonika.

***

Bum!
Uff... I skończyłam :')
Dobra... To skoro wreszcie przebrnęłam przez ten rozdział, a nie mam pojęcia czemu pisanie go zajęło mi tyle czasu, to teraz oficjalnie zapowiadam, że rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu. Żebyście mniej więcej nie musieli długo czekać, a żebym i ja wyrabiała się w dobrych terminach ^^ W razie jakichś komplikacji, będę dawała Wam znać :) 
I jak tam minęły Wam Mikołajki? :3 
Christmas is coming *-* I jak wszyscy się podniecam :D Ale kto nie lubi świąt? :3 
No... To może jeszcze zapowiem, że już niedługo w opowiadaniu pojawi się pewna komplikacja związana ze związkiem (cóż za składnia :')) Rossa i Lau. Taki mały spoiler xd 
Hmm... I mam dla Was jeszcze jedną niespodizankę. :3 W związku z tym, że zbliża się pewna okrągła cyfra w ilości komentarzy na blogu, dla tego, kto będzie któryśtam konkretnym komentującym będzie czekała mała niespodzianka :3 Na razie nic więcej nie zdradzę ;D Reszty dowiecie się w swoim czasie ^^ 
Powiem Wam, że jak tak czytałam te wszystkie komy pod poprzednią notką, to aż mi się łezka w oku zakręciła :') Dziękuje Wam! <3
Na koniec spytam jeszcze, co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Korzystałam jedynie z tego, co proponuje mi blogger, bo mi to wystarcza ^^ Wcześniej było tu tak jakoś... za różowo xd 
Żegnam się i przetrwania szkoły życzę. ;3 
~MiLka <3


 


16 komentarzy:

  1. Jeszcze nie zdążyłam przeczytać, ale wiem, że jest jak zawsze idealny. Chciałam ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Dobra przyznam bez bicia, jestem mega zazdrosna. Piszesz świetnie ! Te odczucia bohaterów jak prawdziwe ! Twoje rozdziały jak z życia wzięte, jak ty to robisz dziewczyno ?! Jestem zazdrosna ponieważ sama tak nie umiem pisać chociaż moi bliscy mówią co innego. Gdyby przeczytali twojego bloga dam głowę, zmienili by zdanie... Staram się opisywać uczucia jak ty, ale chyba nie mam takiego talentu. Może po prostu przestanę pisać ? Nie dorównuję ci. Może masz dopiero 14 lat, ale jesteś naprawdę świetna. Na pewno zostaniesz kiedyś sławną pisarką. Wiem, że nie powinnam być zazdrosna, ale nic na to nie poradzę. Pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale powiedziałam to co myślałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie uznałam Cię za wariatkę :3
      zresztą, w tych czasach bycie nienormalnym jest normalne xd :D
      dziękuje za te miłe słowa <3 :)

      Usuń
  2. Wróciłam i chyba jestem pierwsza :D
    No więc tak:
    Rozdział super, no po prostu mega słodka Rydellington *-*
    ale nie ma mojej Vanessy i Rika ;/
    No ale trudno bo rozdział wspaniały i przez tą małą zapowiedź co do związku Laury i Rossa jestem wstrząśnięta i nie wytrzymam do kolejnego rozdziały (ja taka cierpliwa xd)
    Jestem też ciekawa co dalej z Maią, więc czekam z niecierpliwością :)))
    Pozdrowienia- Luśka ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No okej druga, bo troche mi zajęło pisanie mojego "super długiego i przemyslanego" komentarza :D

      Usuń
  3. Super rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju nie wiesz jak się ucieszyłam, widząc nowy rozdział :D Jest jak zwykle cudowny <3 Elluś jaki romantyk :P Vera jednak przetrwała tą noc, ale Jake nie wykorzystał swojej szansy, ojj nieładnie.
    "Po nocy spędzonej na balkonie moja inteligencja osiągnęła poziom nieopierzonego kurczaka.
    Lubię kurczaki. Takie z rożna."
    Matko ten tekst mnie rozwalił, leżę na podłodze XD Co do wyjazdu Mai to smutno tak bez niej będzie, ciekawe co powie Rocky (mam nadzieję, że to ten blog jest i mi się nic nie pokręciło XD ale nie gwarantuję). Konflikt w związku Raury, zapowiada się ciekawie.
    Weny życzę i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale to był...so fantastic...i spróbuj się tylko nie zgodzić. A Ell O MAJ GAT...te słodkie naleśniczki. Jak to czytałam to też chciałam...mina mojej mamy i ten tekst 'Nie będę robić ci naleśników o tej porze'...a samej mi się nie chce. Ale na fakcie...aż ślinka leci. Omomo...
    BTW...ja myślałam że oni na tym balkonie to będą siedzieć wieczność...szkoda...by były babies...i married...może i nie ważny...ale co tam. Dobra już mi wali...szkoła za kilkanaście godzin...więc tym razem mam usprawiedliwienie...buhaha.
    Ale co...że Maia gdzie jedzie? Co będzie robić? Czemu mi to robisz? A miało być tak perfect...niszczysz mi życie...wiesz. Oh na pewno to wiesz...but I still love you...
    No wiem wiem on musi spełniać marzenia...i takie tam bzdety. Ja oczywiście też tego chce...ale co się stanie z paczką debili ha?! Bo ja nie wiem...
    Dobra zostawiam cię z dziwnym pytanie...nawet nie wiem co chciałam przez nie przekazać...a ty dobrze wiesz że moja tępota chyba sięgła zenitu...
    Czekam na nexta choćby wieczność. Życzę weny. Buźka<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały rozdział CC:
    Maia stoi przed trudnym wyborem, nienawidzę takich sytuacji w moim życiu. Związek Raury? Przesłodko :3
    Kocham ich :) a Vera jest genialna! W jakimś stopniu odwzorowuje mnie. Inspirowałaś tę postać na kimś?
    Życzę Ci weny i miłej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  7. sUPER:)
    zCZYNAM SIĘ BAĆ co wykobinujesz z Raurą:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy rozdział 5 na drugim blogu :)????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się wyrobię jeszcze dziś, a jak nie, to na 100% jutro ;D

      Usuń
  9. rozdział świetny. komplikacja pomiędzy raurą ? :c już się boję co wymyślisz.
    czekam na kolejny ;d

    OdpowiedzUsuń
  10. -No chyba Cię cycki swędzą! - przeraził się chłopak. O nie, nie, nie. Tak nie będziemy się bawić.
    -To jest mój tekst! - oburzyłam się, niczym pięciolatka, która nie dostała wymarzonego lizaka.

    Chce tylko powiedzieć sorry dzieciaki.ale to mój tekst!!
    Jestem zwycięzca ;D
    No chyba ze Vera jest moim uosobieniem tutaj to wszystko ok.:D
    Wiec??
    Na dziś tyle głębsza analiza jutro...
    Jestem pewna że to nie ja napiszę ten okręgły komentarz ;d
    Branoc

    OdpowiedzUsuń
  11. Brak mi słów. Świetny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak wcześniej pisałam maaaasz talencior jeeee i napiszę iż lubię jak skupiasz się nie tylko na Raurze, ale też na innych bohaterach, czego ja nie umiem robić ;-; Będę płakusiać!
    Wyniuchałam, że zaczyna się cuś psuć a nad głową widzę ciemne chmury grrr Będzie się działo
    Pozdrawiam, Pati ^.^

    OdpowiedzUsuń
  13. http://letsnotbealone.blogspot.com/ Hej! Założyłam nowego bloga opowiada historie Raury! Laura jest kobietą lekkich obyczajów, a Ross wielką gwiazdą. Wpadniesz? /mała

    OdpowiedzUsuń