środa, 1 kwietnia 2015

55. Red, gold and green

Stałam wciąż w progu drzwi, nie mogąc zdjąć dłoni z klamki. Wpatrywałam się w postacie, które znajdywały się na ganku naszego domu. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. I to dosłownie.
Bo część mojego ciała chciała przylgnąć do kobiety i mężczyzny, w których się wpatrywałam. Pchała mnie do tego ta część podświadomości, która zraniona była tęsknotą i przepełniona miłością. Tak dawno się do nich nie przytulałam i nie miałam do tego możliwości, a teraz wystarczyło wykonać dosłownie dwa ruchy, by znaleźć się w ich objęciach. Lecz nie zrobiłam tego. Bo druga część mnie wciąż żywiła urazę - do tego, jak mnie potraktowali. Zostawili. Zranili. Odrzucili. Nie potrafiłam o tym zapomnieć. I właśnie ta część mnie trzymała wszelkie kończyny mego ciała w jednym miejscu.
- Dobry wieczór, Lau - powiedziała kobieta w średnim wieku. Miała na sobie spodnie dżinsowe i luźną a zarówno elegancką bluzkę. Koło jej oczu zdążyły się już pojawić pierwsze zmarszczki, spowodowane dużą ilością śmiechu. O dziwo, dawno go nie słyszałam. Tą kobietą, była moja mama. Towarzyszył jej mężczyzna o posiwiałych włosach, włoskiej karnacji i ciepłym spojrzeniu, popularnie nazywany w naszym gronie ojcem. Wpatrując się w niepewne spojrzenia moich rodziców czułam ciężar własnego ciała, który napierał na uginające się kolana. Przełknęłam cicho ślinę. Nie byłam w stanie się przywitać, o nic zapytać czy też wydobyć z siebie najcichszego szmeru. Zachowując jednak ostatki przyzwoitości, ruchem dłoni wpuściłam ich do środka - w końcu są moimi rodzicami. I nie chodzi mi teraz nawet o więzy krwi lub wychowanie. Mogliby mnie nie wiadomo jak skrzywdzić, wciąż ich kochałam. W moim świecie cierpienie nie zabija miłości, nie ważne, jak bardzo by bolało. Nie oznacza to też, że zapomniałam o wszystkim, co mi wyrządzili. Wciąż pamiętałam nieprzespane noce, wylane łzy i strach przed przyszłością.
Zastanawiałam się, dlaczego przyjechali do Los Angeles akurat teraz. Nagle przypomnieli sobie o swoich córkach? A może wreszcie dopadły ich wyrzuty sumienia? Możliwe, że prawdopodobnie czegoś też chcieli. Chociaż wątpię. Mimo nie najlepszych wspomnień, byłam świadoma dobroci mojej rodzicielki i ojca. Nie byli złymi ludźmi, a wręcz przeciwnie. Wszystkim starali się pomóc, potrafili sprowadzić uśmiech na twarz, doradzić i pocieszyć. Posiadali wielu przyjaciół i zawsze podziwiałam ich za dobroć. Stąd też, kiedy wyjechali, nie potrafiłam o nich zapomnieć, a już na pewno nie umiałam ich znienawidzić.
Wpatrywałam się w dorosłe postury, w trakcie gdy zsuwali obuwie ze swoich stóp. I w tym momencie mnie olśniło. Nie sądzę, aby zdecydowali się złożyć nam niespodziewaną wizytę, to nie było w ich stylu. Musieli zorganizować ten przyjazd już wcześniej, za pomocą łącznika, którego uosobieniem była moja siostra, Vanessa.
Niech no tylko ją dorwę, to nawet Riker jej nie pozna. Już ja się o to postaram.
-Co tu robicie? - spytałam, chcąc się upewnić w moich podejrzeniach. Może nie było to zbyt miłe powitanie, ale obecnie nie przejmowałam się takimi sprawami jak kulturalne przywitanie rodziców po kilku latach zerowego kontaktu.
Po krótkim zastanowieniu dochodzę do wniosku, że jednak mogłam to lepiej przemyśleć.
Ale, na swoje usprawiedliwienie powiem, że nie spodziewałam się ich wizyty. Zaskoczyli mnie, a zszokowany człowiek robi wiele głupich rzeczy.
Grunt to przekonać samą siebie.
- Przyjechaliśmy odwiedzić nasze córeczki - zaśmiał się mój tata. Moja mina po jego stwierdzeniu dała mu jeszcze większą satysfakcję, ale nie mogłam ukryć zażenowania stwierdzeniem: "córeczki". Po pierwsze, obydwie jesteśmy pełnoletnie. Po drugie, nie widzieliśmy się dobre kilka lat. No, przynajmniej ja nie widziałam ich dobre kilka lat, bo z Vanką się widywali. Drugi argument był też przyczyną mojego totalnego nie uwierzenia w jego słowa, mówiące o tym, że nas "odwiedzili".
- No co! - Uniósł brwi do góry, nie przestając się uśmiechać. - To już nie można tak po prostu odwiedzić swoich księżniczek?
Nie, tato, nie można.
Mój ojciec od zawsze nazywał nas swoimi księżniczkami, córuniami, dziewczynkami, ślicznotkami itd., nie ważne, ile miałyśmy lat bądź przy ilu znajomych się znajdowałyśmy. Ba! Kiedy używał tego stwierdzenia przy różnych chłopakach, widząc ich spojrzenia miał jeszcze większą satysfakcję. Zachowywał się wtedy trochę jak lew, który chroni swojego stada. Kiedy byłam jeszcze mała i miałam może z dziewięć lat, tata zawsze śmiał się, że na pierwszą randkę wybiorę się po czterdziestce, a za mąż wyjdę po jego śmierci. Natomiast, gdy chciałam iść na dyskotekę, zagroził, że jeśli nie wrócę przed 23, to następnym razem wynajmie dla mnie cały klub i załatwi mi dodatkowych ochroniarzy. Najzabawniejsze było to, że byłam świadoma tego, iż wcale nie żartował. Czasem miałam dość jego nadopiekuńczości, złego nastawienia do chłopaków i nakładania na mnie "ochronnej parasolki", lecz, po upływie czasu, wspominam te zachowania z uśmiechem na ustach. Tacy już są ojcowie. Nadmiernie się troszczą i do końca życia widzą w nas swoje księżniczki. Za to ich właśnie kochamy.
Ta myśl, wbrew mojej woli, i teraz wymusiła uśmiech na mych ustach. Szybko jednak się opanowałam i krzyżując ramiona na piersiach, westchnęłam cicho.
- Nie próbuj mi wmówić, że przyjechaliście tu w odwiedziny, tato.
- Gdzie Twoje poczucie humoru? - powiedział i wydął usta w podkówkę.
Parsknęłam śmiechem.
Nienawidzę tego, że zawsze taki jest, zawsze umie mnie rozbawić. Bo kiedy on żartuje, to nie potrafię nie ofiarować mu śmiechu.
Opanowałam się jednak szybko i z powrotem przybrałam kamienny wyraz twarzy.
- Zniknęło jakiś czas temu, kiedy od tak mnie zostawiliście. - Obróciłam się na pięcie, nie chcąc patrzeć w ich oczy. Wiedziałam, że moje słowa ich skrzywdziły, ale chciałam, żeby wiedzieli, że ja wciąż pamiętam. I że wciąż mnie to boli. Może zachowałam się egoistycznie, ale w obecnej chwili, jak już pewnie większość osób zauważyła, nie potrafiłam zachowywać się racjonalnie. 
- Laura...
- Vanessa! - przerwałam mamie. Wyszłam z holu a oni ruszyli za mną. - Masz gości!
Spojrzałam na rodziców, którzy wyraźnie byli zadziwieni moim zachowaniem. Ciekawe, czego się spodziewali. Może, że od tak wpadnę im w ramiona i jeszcze ich przeproszę? Wolne żarty.
Nie mam zamiaru tak łatwo im przebaczyć. Nie wiem nawet, czy mają zamiar mnie przeprosić i czy to jest celem ich przyjazdu. Czas pokaże. A tymczasem, zamierzam porządnie porozmawiać sobie z moją siostrą.
- Zaraz wracam - oznajmiłam.
Kiedy skinęli głowami, zostawiłam ich w korytarzu i wbiegłam na schody. Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy, ale spróbowałam je powstrzymać. Na szczęście, w miarę mi się to udało.
Łzy są oznaką słabości, a ja nie chcę jej dziś ukazywać. Muszę być silna.
Zwłaszcza, że będę zmuszona wymyślać dobre riposty podczas rozmowy z moją siostrą. Nie odpuszczę jej tak łatwo.
Mogła mi chociaż coś powiedzieć, dać jakikolwiek znak, ale nie. Od tak, postanowiła zrobić mi miłą niespodziankę, zapraszając tu rodziców. No chyba, że to nie ona ich tu zaprosiła. W takim wypadku będę musiała wymyślić raczej tekst na szczere przeprosiny. Lecz jeśli ona nie maczała w tym palców, to kto? Bo wątpię, żeby to była Veronika.
- Vanessa! - zawołałam jeszcze raz i skierowałam się do jej sypialni.
Oficjalnie stwierdzam, że ten okres jest jednym z gorszych okresów w moim życiu. Tęsknota miesza się z bólem, a niepewność ze strachem.

*oczami Veroniki*

- Mogę Cię o coś spytać?
Pytanie mojego przyjaciela dotarło do mnie, przerywając tym samym mój wyczerpujący proces wpatrywania się w sufit. Wraz z blondynem leżeliśmy na łóżku tuż obok siebie w ten sposób, że chłopak ułożony był wzdłuż posłania, a ja prostopadle do niego. Moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Kiedy oddychał, unosiłam się do góry, co było zarówno irytujące jak i zabawne.
No, a przynajmniej dla mnie.
Ten proces dopełniany był pojedynczymi uderzeniami jego serca. Zapewne skupiłabym się na nich uważniej, gdyby nie fakt, że jestem dziewczyną. Co prawda, nie zawsze przejawiam objawy jakiegokolwiek człowieczeństwa, a tym bardziej kobiecości. Wracając, chodzi o to, że urzeźbioną klatkę chłopaka dało się wyczuć nawet przez jego koszulkę i burzę moich kłaków, popularnie zwanych włosami. Nie należę do powierzchownych osób, ale kiedy ktoś jest dobrze zbudowany zwracam na to uwagę. Oczywiście, widzę też różnicę między osobą dobrze zbudowaną, a obleśnie umięśnioną. Takie przypadki też się zdarzają, a w większości przypadków ciała tego rodzaju ludzi wręcz krzyczą: "Darmowe sterydy, stosuję, polecam i myślę, że to fajne!".
Ugh. Nigdy nie rozumiałam osób, które dla uzyskania dobrej figury kupowały w sklepie, lub, co gorsze, w internecie, jakieś tabletki po których w magiczny sposób traciły na wadze w kilka dni. I jeszcze miały z tego satysfakcję. Uważam, że jest to idiotyczne, o ile nie żałosne. Czasami się zastanawiam, czy są na świecie jeszcze tacy ludzie, którzy wierzą w zdrowe odżywianie i solidne ćwiczenia. Bo kiedy ja, jak większość nastolatek, przejmowałam się swoim wyglądem, to dbałam o siebie i uprawiałam więcej sportów. Gdy to przynosiło efekty, byłam z siebie naprawdę dumna. Wciąż jestem.
Ciało Jake'a nie krzyczało o pomoc przed sterydami. Ono wołało, ale o to, by się na nie rzucić i przytulić je z całej siły.
Oczywiście, jako wyrafinowana osoba, nigdy tego nie zrobiłam. No, prawie nigdy. Ale pomińmy ten drobny szczegół.
To, że specjalnie położyłam się tak, by móc oprzeć na nim głowę, wcale nie świadczy o tym, że po prostu chciałam w subtelny sposób poczuć jego umięśniony tors. Skądże.
- Już to zrobiłeś - odparłam z typowym uśmiechem numer 56. Był on pomieszaniem rozbawienia i rozmarzenia, spowodowanego różnymi czynnikami. Coś na kształt krzyżówki starego zboczeńca oraz nastolatki przed ubraniami z wyprzedaży.
Byłam światowa, że chłopak nie zobaczył mojej miny, ale nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu na ustach. Nie musiałam też patrzeć na Jake'a, żeby wiedzieć, że aktualnie przewraca oczami i zastanawia się nad egzystencją mojej głupoty.
- A mogę zrobić to jeszcze raz?
- Zrobiłeś to jeszcze raz - oznajmiłam ledwie powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
Nie wiem, czy rozbawił mnie tak mój komentarz, czy może bezsensowność mojego poczucia humoru. Tak czy siak, uwielbiam się z nim droczyć.
- Kurde - warknął, chociaż nie był zły.
- No dobra, królowa zezwala na zadanie jej pytania. To zaszczyt, bądź tego świadomy. A teraz udzielam ci głosu - powiedziałam, wysilając się na dostojny ton.
Na marne. Chichot jak u hieny popsuł cały efekt.
- Dziękuję, moja wdzięczność jest wieczna!
Uwielbiam tego chłopaka.
- Chodzi mi o tę sytuację sprzed kilku tygodni. Wiem, że mieliśmy do tego nie wracać, ale... Dlaczego byłaś na mnie zła? Chodziło o ten pocałunek? - spytał.
W tej chwili byłam wdzięczna losowi, że leżymy twarzami do góry, bo w przeciwnym wypadku, wyczytał by z mojej twarzy zakłopotanie. Zapewne, gdybym była postacią w powieści, autorka napisała by, że się zarumieniłam, słysząc jego słowa. Ale ja się nigdy nie rumienię. No, prawie nigdy. Ale po uprawianiu sportów się nie liczy.
Problem polegał na tym, że nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
Przez chwilę umięśniony tors chłopaka przestał mnie rozpraszać i skupiłam się na uderzeniach jego serca. Ich ilość oznaczała czas, w którym milczę, próbując wymigać się od odpowiedzi.
Jeden, dwa, trzy...
- Byłaś zazdrosna? - spytał. Dopiero po chwili rozpoznałam w jego głosie nutkę nonszalancji, która świadczyła o tym, że pewność siebie chłopaka osiąga coraz wyższy poziom, próbując tym samym zmniejszyć niezręczność tej chwili. Nie wiele to jednak dało.
Dziewięć, dziesięć, jedenaście...
- Vera? - skierował twarz ku dołowi, podkładając ręce pod kark. Wbił we mnie swoje spojrzenie, czekając, aż coś powiem. Było to jeszcze bardziej krępujące, niż bezczelne liczenie uderzeń jego serca i napawanie się jego umięśnioną klatką piersiową.
Piętnaście, co było dalej? A, dobra. Szesnaście, siedemnaście, osiemnaście...
Wiecie, co jest najgorsze w posiadaniu ścisłego umysłu? Swoją drogą, on naprawdę istnieje! Przysięgam! Ludzie dzielą się na humanistów i ścisłowców, z czego ci drudzy mają w życiu, co jest bardzo, ale to bardzo niesprawiedliwe, łatwiej. Jeśli jesteś dobry z matematyki, to możliwości jakie otwiera przed Tobą przyszłość są nieograniczone. No chyba, że jesteś taki jak ja i mimo ścisłego umysłu, masz słabość do przedmiotów humanistycznych, a zwłaszcza do języka angielskiego. Odkąd tylko pamiętam, angielski był jedyną lekcją, którą lubiłam w szkole. Trzeba wiedzieć o tym, że naprawdę nie lubię się uczyć, a na angielskim zawsze byłam aktywna i radosna. Mogłam nie wiadomo jak długo wkuwać, jak bardzo starać, jak wiele książek przeczytać, to chociaż byłam dobra, to z matematyki zawsze, ale to zawsze byłam lepsza. To sprawiało, że jeszcze bardziej znienawidziłam wszelakie przedmioty ścisłe. A wracając do mojego pytania; najgorsze w posiadaniu ścisłego umysłu jest to, że całe Twoje życie jest jedną wielką analizą. Na przykład, kiedy w młodości starałam się schudnąć, w kółko przeliczałam spalone kalorie na te przysporzone do organizmu, przed snem układałam sobie przebieg kolejnego dnia, nawet jeżdżąc na nartach liczyłam mijane drzewa na stoku! Nie chcielibyście wiedzieć, jak wyglądały moje wszystkie obiady. Zawsze pod koniec jedzenia dzieliłam sobie wszystko, co miałam nałożone a z talerza robiłam tarczę zegarową, ustalając, co zjem w jakiej kolejności. Było to irytujące i wciąż jest, chociaż albo zdążyłam nauczyć się nad tym panować, albo po prostu do tego przywykłam. Chociaż wciąż wszystko analizuję.
Na przykład, w tej chwili zastanawiałam się, czy "przypadkowo" spadając z łóżka, dla odwrócenia uwagi, pogrążę się jeszcze bardziej, niż pogrążam się teraz. Po krótkim namyśle doszłam jednak do wniosku, że prawdopodobnie jedynie bym się ośmieszyła. Tak, jakbym teraz tego nie robiła.
Cóż. Mój umysł i życie nie są proste, więc trzeba się z tym pogodzić. Peszek.
Trzydzieści trzy, trzydzieści cztery, trzydzieści pięć...
- Veronika. - Poderwałam się z torsu Jake'a i odwróciłam głowę ku drzwiom.
Moja wybawczyni!
- Co jest? - spytałam, patrząc na Vanessę, która zdawała się być zarówno szczęśliwa i wystraszona.
Ciekawe, czy ja też wyglądam tak zabawnie kiedy jestem rozdarta między dwoma uczuciami. Zapewne nie. Zapewne wyglądam gorzej. I śmieszniej.
Ma się ten urok osobisty.
- Przyjechali. - Wciągnęła powietrze do ust i powstrzymała wydech.
Jeśli ona zamierza się udusić, to lepiej niech wyjdzie z mojego pokoju, bo nie mam zamiaru zbierać jej zwłok z podłogi.
Tak, wiem. Moja empatia w stosunku do innych ludzi jest wręcz rozbrajająca.
- Kto taki? - spytał blondyn, a ja korzystając z okazji, że spojrzał na brunetkę, wlepiłam wzrok w jego twarz. Nie zdawał się być ani rozbawiony, ani skrępowany, ani smutny. Może zapomniał o tym, o co mnie spytał? Przecież, zawsze istnieje możliwość, że cierpi na jakiś poważny przypadek sklerozy i podczas gdy ja toczyłam wewnętrzną walkę z własną podświadomością, on zdążył zapomnieć o tym, o co mnie spytał.
Najważniejsze jest to, by być optymistą.
- Rodzice Laury - odparłam, powodując tym samym, że blondyn spojrzał na mnie. A ja musiałam odwrócić wzrok, żeby przypadkiem za długo nie wpatrywać się w jego oczy.
Po co ja, głupia, w ogóle się odzywałam? W przeciwnym wypadku on nadal by patrzył na Van, a ja nadal podziwiałabym jego kilkudniowy zarost.
Nie lubię facetów z zarostem, ale jemu mogę wybaczyć, bo wygląda w nim naprawdę seksownie.
Shit, czy ja o tym pomyślałam?
Zignorujmy ten fakt, zanim pogrążę się jeszcze bardziej, co i tak zapewne już wkrótce nastąpi. I nie trzeba być żadnym jasnowidzem, żeby się tego domyślić.
- Chwila, Jake? - spytała starsza Marano, marszcząc brwi. Chyba go wcześniej nie zobaczyła, ojć.
- Długa historia - powiedziałam, uprzedzając Jake'a. Później jej wszystko wyjaśnię.
I ta tego nie zrobię, ale liczy się, że miałam dobre chęci.
- Okay... - powiedziała wyraźnie zdezorientowana, wycofując się z mojej sypialni.
Nie próbuj zostawiać nas samych!
- Lepiej pójdę pogadać z Laurą. Trzymajcie kciuki. - Uśmiechnęła się lekko, po czym zamykając drzwi, opuściła teren mojego pokoju.
Siedząc na krańcu łóżka, próbowałam wymyślić jakikolwiek temat do rozmowy. Jakikolwiek, byle tylko nie wracać do tamtego. Niestety, umysł odmówił mi posłuszeństwa a wszystkie moce jedi mnie opuściły.
- To odpowiesz na moje pytanie?
Cholera, czyli z jego pamięcią wszystko w porządku.
Nie odwracając głowy, spojrzałam na niego kątem oka. Zrobiłam to, jak na dobrego ninje przystało, w ten sposób, by nie zorientował się, że na niego patrzę.
Uśmiechał się. I był rozbawiony. Ale oznaczać to mogło dosłownie wszystko.
Nie myśląc nad tym długo, uniosłam ręce do góry i rzuciłam się w bok. Poczułam ból w kości ogonowej, kiedy moja pupa zetknęła się z ziemią. Godność i ostatki normalności straciłam już dawno, więc nie przejmowałam się nimi aż tak bardzo. Zresztą, Jake zna mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak głupią (i swoją drogą przystojną) osobą jestem. Mogłam być przy nim sobą i między innymi dlatego uwielbiałam spędzać z nim czas.
Chłopak podpierając się na łokciach, położył się szybko na krańcu łóżka i spojrzał na mnie wystraszony. Albo zmartwił się o stan mojego zdrowia, albo o stan mojego upośledzenia psychicznego. Jedno z tych dwóch na pewno. Uznajmy, że to pierwsze. W takim wypadku, zaistniała sytuacja zamiast całkowicie żenującej, stałaby się raczej słodką.
Oczywiście, była też niezwykle profesjonalna. Za grę aktorską powinnam dostać Oscara, pff.
Spojrzałam niewinnie na Jake'a i uśmiechając się lekko, uniosłam dłonie do góry i wzruszyłam dłońmi.
Ja to umiem znajdywać idealne wyjścia z niezręcznych sytuacji.
Szacunek, Veronika. Szacuneczek.

*oczami Laury*

Stawiałam stopę na ostatnim stopniu schodów w celu wejścia na korytarz, który znajdował się na pierwszym piętrze, kiedy ktoś na mnie wpadł. Uniosłam twarz do góry a moim oczom ukazała się  Vanessa. 
- Przepraszam, nie wiedziałam, że tu wchodzisz! - powiedziała poddenerwowana. 
A to utwierdziło mnie w mojej racji. 
Nie wiem czy to od nadmiaru emocji, czy może od zderzenia z ciałem Nessy, ale z jakiegoś powodu zrobiło mi się słabo. Czując napływ fali ciepła chwyciłam się barierki schodów, a wolną dłoń przyłożyłam do czoła. 
- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się moja siostra. Gwałtownie opuściłam rękę i spojrzałam na nią pobłażliwie, ale to sprawiło, że jeszcze mocniej rozbolała mnie głowa. Kurde, co jest?
- Naprawdę musisz o to pytać? - prychnęłam. - Powiedz mi jedno: czy to ty zaprosiłaś tu rodziców? - spytałam, bezradnie kręcąc głową. Sądząc po jej spojrzeniu, nie myliłam się. To była jej wina. 
Dziewczyna zdawała się być rozdarta. Nie rozumiem tylko, dlaczego? Bo jeśli nagle złapały ją wyrzuty sumienia, to chyba trochę na to za późno. 
Pamiętam każdą rozmowę z moją siostrą, kiedy próbowała mnie przekonać do pogodzenia się z rodzicami. Zawsze stawiałam opór, a ona też nie była ustępliwa. Nie rozumiałam, skąd się brała jej zawziętość. Na świecie istnieje wiele przypadków dzieci, które żyją w kłótni z rodzicami i jakoś jest im z tym dobrze. Nie wiem, czy tacy ludzie są szczęśliwi, ale jakoś dają sobie radę, prawda? Więc mi też się to uda. 
- Laura, czekaj chwilę. - Złapała mnie za dłoń, gdy sprytnie próbowałam ją wyminąć. 
Głupi refleks. 
- Vanessa, nie powinnaś tego robić. Podejrzewam, że chciałaś dobrze, ale to cię nie usprawiedliwia. Dlaczego aż tak ci na tym zależy? - spytałam. 
Widziałam te iskierki w jej oczach i momentalnie pożałowałam, że zadałam te pytanie. 
- No nie wiem! - powiedziała, wyrzucając ręce do góry. Jedynie szykowałam się na przyjęcie ciosu z jej strony. - Może dlatego, że się o ciebie troszczę? Może dlatego, że nie chcę spędzać kolejnych świąt w jakiejś chorej separacji? Może dlatego, że rodzina jest dla mnie ważna? Może dlatego, że nie chcę, aby moja jedyna siostra bała się jakichkolwiek kontaktów z własnymi rodzicami? 
Pytania wylatywały z niej niczym z wyrzutni rakietowej. 
- Nie boję się... - szepnęłam. 
- Tak, Laura. Boisz się. Zachowujesz się tak, jakbyś bała się usłyszeć ich wyjaśnień. Nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że może mieli powód, żeby wyjechać, bo na samą myśl o tym, że mogliby mieć rację, jesteś wkurzona na samą siebie. - Podniosła głos, prawie krzyczała. Ale nie na tyle głośno, żeby ktokolwiek mógł nas usłyszeć. 
Vanessa wzięła głęboki wdech, po czym przetarła twarz dłońmi. 
Moja siostra należała do wybuchowych osób i nie trudno było zaleźć jej za skórę. Nie zmienia to jednak faktu, że nie zawsze była szczęśliwa ze swojego charakteru. Czasami kłótnie i ataki zwyczajnie ją wykańczały i jestem świadoma tego, że później żałowała niektórych swoich zachowań. Wiedziałam również, jak bardzo nie lubi krzyczeć na mnie. 
Ironią jest to, jak często ją do tego prowokowałam. A zwłaszcza w dzieciństwie. 
- Laura, proszę. Porozmawiaj z nimi. Oni naprawdę cię kochają i chcą twojego dobra. Ja też tego chcę. Bo naprawdę bardzo cię kocham. 
Zadziwiające, jak smutne wydało mi się jej spojrzenie, podczas gdy mówiła tak piękne słowa. Nie chciałam zapamiętać tak tej chwili. Miłość powinna nieść szczęście, a jak zwykle wszystko zniszczyłam. 
Słowa "kocham" i "przepraszam" zawsze znaczyły dla mnie wiele. Nie rozumiałam osób, które rzucały je na wiatr. Od wczesnych lat rozpoznawałam różnicę między "sorry" i "przepraszam", a kiedy obdarzałam kogoś miłością, to szczerą. Nigdy nie chciałam nikogo ranić, bo czułam się z tym źle. Człowiek to istota żywa, stworzona do kochania, a nie bezlitosna maszyna, która jedynie potrafi niszczyć i ranić. A przynajmniej ja tak to widziałam. 
Mimo tego, że wiele osób podziwiało moje poglądy, to miały one też swoje wady. Jedną z nich jest to, jak łatwo doprowadzić mnie do łez. Wierzę w dobro ludzkości, stąd wiele błędów po prostu mnie rani, niczym ostry sztylet. 
- Też cię kocham - szepnęłam. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że ta chwila tego wymaga. - Porozmawiam z nimi - oznajmiłam, a na twarzy mojej siostry momentalnie pojawił się uśmiech. Co prawda lekki, ale szczery. Taką przynajmniej miałam nadzieję. 
- Dziękuję. 
Przytuliłyśmy się, po czym Vanessa skierowała się z powrotem do góry, pokazując, że trzyma za mnie kciuki. Ja natomiast uśmiechnęłam się kwaśno i biorąc głęboki wdech, zaczęłam powoli schodzić po schodach. Minęłam hol i pchnęłam kuchenne drzwi. Rodzice siedzieli przy stole. 
Dam sobie radę. 
Weszłam do środka i uśmiechając się lekko, podeszłam do mamy i taty. 
- Możemy porozmawiać?

***

Bum! :D
Może na początek przeproszę, że rozdziału nie było prawie dwa tygodnie, ale za każdym razem kiedy chciałam coś napisać, po prostu nie potrafiłam. Tak to już jest, jak mam rekolekcje i multum czasu, to wena idzie w las.
Świat mnie kocha, zdecydowanie. 
W rozdziale miała się znaleźć jeszcze jedna scena, ale nie chcę kazać Wam dłużej czekać. Za to mogę powiedzieć, że w przyszłym rozdziale będzie się działo baaardzo dużo, między innymi dowiecie się, dlaczego rodzice zabronili Laurze być aktorką, R5 wróci z trasy a tajemnica Rossa przestanie być tajemnicą. Rozdział, będzie bardzo długi, ale mam nadzieję, że szybko uporam się z jego napisaniem ^^ 
I am the champion!
Grunt to wierzyć w siebie, co nie?
Uwielbiam pisać perspektywą Veroniki. Być może dlatego, że jej powalone myśli są po części moimi myślami c: 
Znacie to uczucie, gdy wpada Wam w ucho jakaś piosenka, a Wasza głowa jak na złość odtwarza ją od początku i tak ciągle? Bo ja mam tak od niedzieli. I jestem taka kochana, że wstawiłam Wam tę piosenkę poniżej :3 
Tak, wiem, nie musicie dziękować. Autografy później. 
Mój mózg ostatnio lubi się bawić ze mną w grę "Zgadnij kto dziś nie zaśnie!", tak więc wybaczcie mi jakiekolwiek sens (lub jego brak) tej notki. 
Na dziś to tyle. Piszcie, co sądzicie o rozdziale, a ja lecę podniecać się wolnym od szkoły. :D
Woho! c:

~JuLien :3


Culture Club - "Karma Chameleon"

21 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! No nie powiem, myślałam że ktoś inny jest za drzwiami, ale tak też jest ciekawie. Zresztą dowiem się wszystkiego w następnym rozdziale, tak po przeczytaniu do mnie doszło że napisałaś TYLE tych słów a właściwie opisywałaś dość krótką sytuacje, więc...szacun kobieto! I pozdrawiam! Pozdrawianie jest ważne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać że mam podobny problem z taką jedną piosenką... Normalnie uwierz mi że ściągnęłam ją przez przypadek, bo jej nie znałam, a nagle takie "Ach, sprawdzę potem co to" i tak przesłuchałam i nic, a teraz to cholera jasna nie dość że jak idiotka wyginam śmiało ciało jak ją słyszę to jeszcze wszystkie słowa tej piosenki tak jakby śpiewam? Tylko że nie wydaje dźwięków? Ee tam. Chciałam jeszcze dodać że Bera mnie rozbroiła jak tak po prostu, zrzuciła się z łóżka XD nie mogłam po prostu wtedy XD KOŃCZĘ! pozdrawiam znów! Mam nadzieję że dzisiaj się wyśpisz ;]

      Usuń
  2. Świetny rozdział!!! Ciekawe co jest tą tajemnica Rossa?

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDO ! :D Szczerze już mnie trzęsło gdy zaglądałam na stronę i nie wiedziałam nowego rozdziału... xD Wszystko bomba ! Smutek, miłość, niepewność, głupota :D - w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
    Przypuszczam że spędzamy sobotni wieczór w tych samych okolicznościach. Około 22... TV ? Jeśli NIE to sorry :D Dzięki za poprawę nastroju i lekturę . Boże i te Twoje BUM ! Mam koleżankę, która robi tak samo xD za każdym razem słyszę jej głos :D
    To chyba wszystko :D No tak wszystko :) Thank you very much <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie masz za co przepraszać, bo się nie pomyliłaś, o ile myślimy o tym samym ^^
      co prawda, piosenkę lubiłam już wcześniej, ale po sobocie pierwszy raz zobaczyłam teledysk i od tego pięknego dnia, ruchy Boya Georga chodzą mi po głowie xd i ten jego głos ;p
      okay, ja nie powinnam odpowiadać na komentarze o tej godzinie bo jeszcze jakieś głupoty z tego wyjdą o.O
      Pozdrawiam! c:

      ~JuLien :3

      Usuń
  4. Cudowny rozdział!!! ♥
    Spodziewałam się kogoś innego za drzwiami, ale widziałam, że ty umiesz zaskakiwać. Jestem bardzo ciekawa tej rozmowy z rodzicami, a jeszcze bardziej tajemnicy Ross'a.
    Tak więc z niecierpliwością czekam na next'a. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział:)
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  6. Woho Słodka wraca do łask. Znaczy do komencików, pisania i w ogóle. Aaa właśnie moja kochana idiotko wybacz mój totalny brak (komentów) pod każdym rozdziałem. Musisz wiedzieć że czytałam je systematycznie, ale nie miałam pojęcia co napisać więc po prostu odpuściłam sobie pisanie komentów (na dość długi okres, ale co tam*).
    Wróć...rozdział. Sprawa najważniejsza.
    What?
    Rodzice?
    Serio muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam. Wierzyłam, że za drzwiami pojawi się całe R5, albo George Clooney lub też sam Kubuś Puchatek, ale rodzice? Serio kopnęłam w kalendarz i uświadomiłam sobie że to Prima Aprilis.
    Ej świetne wyczucie. No jak czytałam początek to myślałam że to żarcik i robisz na psikusa na Prima Aprilis, a tu taki szok.
    Jak to sama Vera powiedziała, Szacunek, Julien. Szacuneczek.
    Wiesz co masz racje. Myśli Very są w stu procentach twoje. Chociażby spojrzeć na nasze gadki, (i te twoje przemyślenia!). Ale muszę przyznać że te zdanie 'Albo zmartwił się o stan mojego zdrowia, albo o stan mojego upośledzenia psychicznego.' mnie totalnie rozwaliło. Nawet nie pytaj czemu, (pamiętaj blondynki tak mają babe!). Mózg to ty już masz odwalony na maksa, o ile w ogóle występuje. Tak też cię kocham.
    No jak ty mogłaś. Słuchaj, Słodka ma wykład (raczej krótki nie martw się). A więc...ekhem...Ja żyję non-stop tylko tą Tajemnicą Rossa. A musisz wiedzieć, że nawet jeśli nie napisałam koma pod tamtymi rozdziałami, nie oznacza, że mój mózg nie jest przestawiony tylko na tą TAJEMNICE. Masz wielkie szczęście, że następny rozdział będzie mega długi (mam nadzieję), i wreszcie wróci R5, a razem z nim Tajemnica Rossa. Normalnie wyobraź sobie że spadam z łóżka tak samo jak Vera, taki BUMM...
    I wcale nie boli mnie tyłek, pfff...
    Aaaa co do tyłka Very, to niech ona wreszcie go ogarnie i zrozumie że jest mega zazdrosna o Jake i że lubi go w TEN sposób. Bo jak nie to Słodka wkroczy do akcji i nieźle pozmienia szyki (tak mówię to do ciebie Julien).
    Zdecydowanie czas wolny ci nie służy High-Five babe...Poza tym on zawsze nam zbyt dobrze nie służył (dlatego jesteśmy takie SPECIAL).
    Ogłaszam start konkursu, czy jak to tam nazwać o tytule 'Dziś kolejna noc nie przespana'...czyżby znów High-Five?
    Już nie mogę się doczekać nexta, a zwłaszcza dlatego że dowiem się o co chodzi z TAJEMNICĄ...a jak Ross zrani Lau to zmasakruje mu tą śliczną buźkę (Prima Aprilis...chyba).
    Tęskniłam idiotko, Buźka
    ~Twoja Sweety~

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sobie piszę komentarz przy Thinking of loud i popadłam w taką melancholię hehehe
    Na wstępie przepraszam, że nie przeczytałam poprzedniego rozdziału, ale już nadrobiłam zaległości. Niestety muszę uczyć się na technika i tyle czasu mam co naskrobię coś na Tosi, ale nie o mnie, tylko o tobie:)
    Rozdziały coraz ciekawsze i coraz więcej się dzieje, nowe wątki, oh yeah!
    Powiem ci, że ja lubię pisać oczami Lau, bo wtedy przelewam wszystko ze mnie:p Ale teraz będę czytała w skupieniu oczami Veroniki, trzeba cię bliżej poznać;> A tak z innej beczki, to dodaj swoje zdjęcie, chciałabym zobaczyć ptysia, który pisze te wszystkie działa:D
    Ale wracam do rozdziału!
    Rodzice Lau, woooot. Nie wiem, co myśleć. Wg jak oni mogli tak postąpić i jakby Ross był teraz przy Lau, to było by jej lżej. No właśnie, co z R5???
    Tak sobie hymkam, co będzie jak oni wrócą, co z tą tajemnicą Rossa i kiedy to następi, czyżby w rozdziale numer 56? :p
    Ale i tak czuję w ogonie, że będzie bolało grrrr i nie pozwalaj nam czekać aż tyle dni na kolejny rozdział! Jeśli będzie brak weny, to gwałć replay na Culture Club i jedź dalej:D
    I nawiasem mówiąc, to "Bum" śni mi się po nocach:D
    Bum! Putin nas atakuje... co ja piszę...?

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój blog jest A-M-A-Z-I-N-G <3
    Kocham i czekam tylko na kolejne rozdziały :D
    I jeszcze jak widzę że jest długi to po prostu jestem w niebie ♥
    Chamska reklama musi być , zapraszam :) :
    http://raura-r5-historia.blogspot.com/
    Zycze weny misia <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział :*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Oł Moja Milcia :)
    Po pierwsze czytam Cię już od baaaaardzo dawna i nie musisz mi wysyłać linków :) Po drugie oczywiście, że się nie gniewam za reklamę. ;)Cóż, blogger nadal to dla mnie nieodgadniona zagadka, która uwielbia mi się psocić i nigdy nic nie idzie tak jakbym chciała: czytaj, dlatego nie ma zakładki SPAM (i raczej nie będzie -,-) Po trzecie cieszę się, że mnie odwiedziłaś, ale mam nadzieję, że następnym razem napiszesz mi coś więcej prócz reklamy ;D Nie no taki żarcik, ale oczywiście czekam na opinie ;)
    Po czwarte nawet nie wiesz jak ja się stęskniłam za komentami u Ciebie tak strasznie mi tego brakowało, że wróciłam wcześniej niż sądziłam (no kto by pomyślał... -,- xD ;D)
    Ech.. No, ale przejdźmy do rozdziału (tak, w końcu!! ;D) No więc cieszę się, że w końcu czuć miętę i rumianek między Verą i Jake'iem. Jakie to słodkie, że mu nie odpowiedziała bo się zawstydziła... Oł.. Jedna część mnie strasznie się zauroczyła, ale druga wrzeszczała: "przecież go kochasz! Wykrzycz mu to wreszcie idiotko, żebyście mogli żyć długo i szczęśliwie!!!" Tak troszeczke, mnie nosi ;) xD
    Co do Lau i jej.... em... rodzinki... no tak trudny temat. Rozumiem, że ich pojawienie się nie jest przypadkowe i będą mięli swój udział w opku. Sama nie wiem czy chcę żeby się pogodzili czy nie. Jestem rozdarta, no ale to w końcu ja ;D u mnie takie "dylematy" są na porządku dziennym. Zostawiam to w twoich rękach i czekam na puentę. Szczerze po zakończeniu poprzedniego rozdziału przeszło mi przez myśl: "Kurde czyżby wrócili z trasy? No, ale to za wcześnie, no ale z drugiej strony przecież Ross skrywa tajemnicę i może dlatego wrócili wcześniej..." i tak przez cały czas, aż patrzę Milcia dodała rozdział czytam i wow!! Kurcze to jednak nie oni... Tak więc nadal czekam na wielki powrót R5 i strasznie się napaliłam przez tą twoją notkę. Pisz rozdział, bo nie mogę się doczekać. ;D
    No to chyba tyle. Wiem, że masz do tego zakładkę (w której już byłam swoją drogą... xD) ale muszę się jeszcze raz zareklamować: obiecuję że to ostatni raz słowo tylko się nie gniewaj ;D
    past-present-raura.blogspot.com
    Mam nadzieję tym razem, że się bardziej rozwiniesz ;D xD No dalej JuLien wiem że potrafisz ;D
    No to pozderki i trzym się czekam na nexcik ;*
    Tami ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny rozdział. Mam nadzieje, że Lau wybaczy rodzicom. Jaka ja jestem ciekawa o co chodzi z Rossem mam milion myśli w głowie, a znając ciebie i tak mnie zaskoczysz. Mam tylko nadzieje, że on jej nie zdradził, bo jeśli tak to ja się z nim policzę.
    Uwielbiam czytać myśli Veronici one są takie kurde nie mam słowa, żeby je opisać hmm ciekawe i tak miło się je czyta.
    Nie mogę się doczekać kiedy dodasz nexta.
    P.S
    Nominowałam cię do TB http://nie-konczoca-sie-milosc-raura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jak zwykle genialny! ^^
    + nominowałam Cię do TB :D
    http://muzyka-w-naszych-sercach-raura.blogspot.com/2015/04/moj-pierwszy-raz_5.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Nominowałam cię do TB!
    Więcej informacji u mnie: raura-hopeless.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Nominowałam cię do TB!!!
    Szczegóły na moim blogu: http://rossilaura-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej zostałaś nominowana do TB.
    http://my-raura-future.blogspot.com/2015/04/nominacja-tb.html
    Świetny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślenie Very mnie powala. :D Ona jest taką pozytywną osobą, że to jest aż niemożliwe. Ty lubisz pisać z jej perspektywy, a ja lubię czytać jej przemyślenia. XD Czyli po części też twoje rozmyślania... Wow, dowiedziałam się, że można się o tobie dużo dowiedzieć, analizując zachowanie i ogółem umysłowość Veroniki. Bardzo interesujące...
    O co chodzi z rodzicami? Dlaczego zostawili Maranówny? Po co przyszli do ich domu? Co powie im Laura? Jak długo zostaną? Tyle mam pytań. Byłoby więcej, ale komentarz będzie wtedy bez sensu (HA xd Śmiechłam. Jakby teraz posiadał jakiś sens.). W każdym razie zakładam, że w następnym rozdziale, który, nawiasem mówiąc, powinien pojawić się w najbliższym czasie, biorąc pod uwagę datę, kiedy został dodany rozdział nr 55, dostanę odpowiedź na wszystkie zadane pytania, bo inaczej nie ręczę za siebie ani za inne czytelniczki. Tak, lubię układać przydługie zdania, gdzie potrzebna jest masa przecinków. :D Trochę to nieskładne. xd
    No nie mów, że Jake znowu schrzanił. Myślałam, że w końcu się zdobył i wyzna, co mu leży na sercu, a tu DUPA. Po prostu CZARNA DUPA. Chociaż... Spytał Veronikę, dlaczego była zdenerwowana, a że mu nie odpowiedziała, to chyba nie jego wina, nie? Chyba... Ugh. Dobija mnie to wszystko. Niech każdy wykrzyczy na środku ulicy, co mu leży na sercu! I Jake, i Vera, i Laura, i Ross, i państwo Marano, i WSZYSCY! Nawet sąsiadka zza płotu! To by było coś... :D
    No dobra, co ja będę zanudzać. -.- Tylko nie zepsuj mi humoru kolejnym rozdziałem! :D Bo w dziób!
    Adios i do następnego! ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Nominowałam cię do TB, szczegóły : you-will-be-forever-raura.blogspot.com :*
    ~Livv

    OdpowiedzUsuń
  18. To jest niesamowite czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ha! I co? Następny dzień i od razu komentarz!!!!!!!!! Haha ja to jestem zajebista. A tak serio to strasznie dziwnie się czuję kiedy komentuję tak odległe rozdziały z takim opóźnieniem, a zwłaszcza, że blog czy tam opowieść już się skończyła... Krótko mówiąc czuję się jak kompletna idiotka, ale dla mnie to żadna nowość. Urodziłam się z blond czupryną, ktoś zna ten ból? Hah po co ja się w ogóle pytam przecież i tak nikt nie odpowie przecież tylko ja komentuję z takim opóźnieniem, ale co tam. Ja zawsze byłam wyjątkowa. xd Ale do rzeczy, bo znowu się rozpisuję...
    Rozdział super. Wczoraj się zastanawiałam kto będzie stał za tymi drzwiami, a tu bum!
    Rodzice! xd To żem się zdziwiła!!!!! Choć trochę ich podejrzewałam, ale co tam...
    Ach ta moja przenikliwość i nieprzeciętna inteligencja. Hahah sama siebie rozśmieszyłam!!! xd
    Ok idę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń