piątek, 17 lipca 2015

60. While you hold my hand


*oczami Veroniki*

Wiele razy słyszałam od kogoś - rodziców, znajomych, czy postaci z seriali - że życie jest skomplikowane. Śmiało mogę uznać, że jest dokładnie na odwrót, bo to my je utrudniamy. Chcemy czegoś, czego chcieć nie powinniśmy. Zazdrościmy, chociaż wcale nie jest nam aż tak źle. Cierpimy, zamiast szukać rozwiązań. Boimy się wyznać, co tak naprawdę, szczerze czujemy, bo nie wiemy, co będzie dalej. Zdecydowanie - ja zaliczam się do tej ostatniej kategorii.
- Gdzie idziemy? - spytałam chłopaka, jak gdyby nigdy nic.
Jake przyszedł do naszego domu trochę przed umówionym czasem, ale nie przeszkadzało mi to. Dzięki temu mogliśmy spędzić razem trochę więcej czasu. Chłopak oznajmił, że chce mi coś pokazać, więc zdałam się na niego i zgodziłam. Zamówiliśmy taxi, a potem szliśmy jakąś nieznaną mi wcześniej drogą. Niestety, z każdą kolejną sekundą ciekawość coraz bardziej rozsadzała mnie od środka, co nie ułatwiało mi zadania w porozmawianiu z chłopakiem o tym, co ostatnio zaprząta mi umysł. Postanowiłam, że zwierzę mu się z wszystkiego, gdy dojdziemy na miejsce.
I nie, wcale nie chodziło o odkładanie tego na później, skądże.
Nie lubię niespodzianek. Tajemnice, sekrety - owszem. Uwielbiam takie sprawy! Ale niespodzianki sprawiają, że ciekawość nie daje mi spać, a ja sama chodzę nabuzowana i zirytowana tym, że nie wiem, co ktoś dla mnie szykuje. I Jake dobrze to wiedział. Prawdopodobnie specjalnie to zaplanował, żeby mieć ze mnie ubaw. Głupek.
- Zobaczysz, to niedaleko... - odparł wymijająco. Nie ze mną te numery.
- Zawsze się mówi, że "to niedaleko", "to niedługo", "już za chwilę będziemy" - odparłam sarkastycznym, piskliwym głosem, a chłopak się zaśmiał. - A potem się okazuje, że "niedaleko" trwało godzinę drogi, a ty jesteś zmęczony, niczym po maratonie dla sprawnych inaczej. Na koniec natomiast, musisz się udać do apteki po plastry i maść na blazy. Już ja wiem, co znaczy to twoje "niedaleko"! - warknęłam.
- Jesteś bardzo niecierpliwa.
- A ty niesamowicie nieznośny.
- Ale przynajmniej przystojny.
- Śmiesz twierdzić, że jestem brzydka?
Zatrzymałam się na środku chodnika, krzyżując ręce i unosząc brwi do góry.
- Nic takiego nie powiedziałem- odparł, wyraźnie zdegustowany moim zachowaniem. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- Może i nie, ale...
- Chodź już - przerwał mi, skubaniec jeden - zanim się rozmyślę. To naprawdę niedaleko. - Pociągnął mnie za dłoń i ponownie ruszyliśmy przed siebie. Po chwili jednak puściłam jego rękę. Co prawda, trzymanie dłoni Jake'a było naprawdę miłym przeżyciem, ale kiedy na dworze panuje około 30 stopni, to już nie do końca jest takie magiczne. Uczucia uczuciami, ale jest mi ciepło.
- Jak tu gorąco! - westchnęłam.
Blondyn zignorował jednak moje narzekanie na pogodę. Wydawał się być czymś zaniepokojony, był taki nerwowy i spięty. Halo, to ja przecież mam zamiar wyznać mu uczucia! Ale to potem.
Szliśmy dróżką, po lewej stronie mając jakiś lasek, a po prawej różne (od czasu do czasu) domki, czy kafejki. Zdawało mi się, że nigdy nie byłam w tej części Los Angeles, ale mogłam się mylić. Moja orientacja w terenie pozostawia wiele do życzenia. Naprawdę, kiedyś zgubiłam się na osiedlu przyjaciółki! Jak się potem okazało, stałam tuż za jej domem.
- Dlaczego miałam nic nie jeść po obiedzie? - spytałam nagle. Interesowało mnie to, odkąd zadzwonił z tą wiadomością wczoraj wieczorem.
- Zobaczysz...
W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy ja aby na pewno go nie denerwuje. Na zbyt radosnego nie wyglądał. Może niepotrzebnie wyciągałam go na to spotkanie?
- Jesteś na mnie zły? - spytałam cicho, patrząc na twarz chłopaka.
- Dlaczego miałbym być? - odparł szczerze zdziwiony, spoglądając na mnie przez ułamek sekundy.
- Tak jakoś, jakiś taki strapiony jesteś... - Wzruszyłam ramionami.
- Prędzej zamyślony. Potem Ci powiem, okay?
- Okay.
Postanowiłam, że (aby nie pogorszyć swojej sytuacji) nie odezwę się słowem aż do końca naszej wędrówki. Niestety, postanowienia dotrzymałam przez najbliższe trzy minuty, co i tak było jednym z moich życiowych rekordów.
- Która już godzina? - jęknęłam.
Ja naprawdę mam jakiś problem.
- Będzie po 16 - strzelił, nie sprawdzając zegarka.
Aby się czymś zająć, zaczęłam nucić pod nosem jakąś piosenkę. Talentu wokalnego to ja nie mam, ale, jak to mówią, żyje się raz! A osoby w moim otoczeniu zawsze, w razie czego, mogą sobie kupić przecież aparat słuchowy. I wszystko gra i buczy.
Po niecałych pięciu minutach doszliśmy do jakiegoś lasu. Nie było tu aż tak dużo drzew, ale wystarczająco, żeby spotkać dzika. Albo kleszcze!
- Uważaj - ostrzegł mnie chłopak, kiedy musiałam przekroczyć głaz. Podał mi rękę, by mi pomóc. Następnie ruszyliśmy przed siebie. Podróż była krótka, ale, jak na moje szczęście przystało, rozdrapałam sobie skórę jakąś gałązka. Lubię naturę, wypady za miasto są naprawdę przyjemne. Problem w tym, że przyroda nie lubi mnie. Zawsze, gdy wybieram się z przyjaciółmi gdzieś na dwór, to pogryzą mnie komary, potknę się o jakiś kamień, wpadnę do wody, czy zahaczę włosami o gałąź. Na serio albo natura ma do mnie o coś pretensje, albo to ja jestem taką niezdarą.
- Dobra, zaraz stąd wyjdziemy - zwrócił się do mnie Jake, przystając - więc musisz zamknąć oczy.
- Chyba Cię całkowicie pogrzało!
- Veronika... - pisnął łamliwym głosem. Dobra, może trochę przesadzam, ale ja jestem w stanie wpaść na jakieś drzewo z pełnym polem widzenia, a tym bardziej z zamkniętymi oczami!
- Będę Tobą kierował, zaufaj mi. Proszę, Vera... - powiedział błagalnym głosem. Westchnęłam głośno, jednak spełniłam jego prośbę i zamknęłam oczy.
- Wisisz mi za to jakąś dobrą czekoladę - powiedziałam twardo. W tym samym momencie poczułam dłonie chłopaka na moich ramionach. Momentalnie przez całe moje ciało przeleciała elektryzująca fala, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Okay,  może jednak lubię go trochę bardziej, niż powinnam.
Mhm, trochę...
- Już ci jedne dziś dałem - zaśmiał się, chyba pierwszy raz tego dnia. Słysząc to, od razu przypomniał mi się moment, kiedy chłopak kilka godzin temu po mnie przyszedł. Nim zdążyłam się z nim przywitać, z szerokim uśmiechem wepchnął mi do rąk tabliczkę czekolady. To było naprawdę miłe, a zwłaszcza, że ja nieczęsto doceniam takie gesty. Na samo wspomnienie tej sytuacji, zdradziecki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Szliśmy przez jakieś krzaki, tyle byłam pewna. Potem nie zahaczałam już o jakieś gałęzie, które zahaczały o moją skórę i ubrania, a szliśmy po wolnej przestrzeni. Coraz bardziej bałam się tego, co przygotował dla mnie chłopak. Sam fakt, że ma dla mnie jakąś niespodziankę było niespodzianką. Tym bardziej nie mogłam się jej doczekać. Niestety, jakiekolwiek myślenie, które pomogłoby mi wpaść na jakieś rozwiązanie, było skutecznie blokowane przez ciepły (przyjemny) dotyk chłopaka.
- Daleko jeszcze? - spytałam, nie wiem, który raz, tylko po to, aby zagłuszyć swoje głupie myśli.
Pff, jakby to coś dało.
Miałam dość tej ciekawości, która rozsadzała moją głowę. Jeszcze chwila, a wybuchnie, zupełnie tak, jak w kreskówkach. W pewnym sensie byłoby to nawet interesujące przeżycie. Z drugiej strony, taka ładna twarz by się zmarnowała...
- Właściwie, to nie.
- Co to znaczy, że... - zaczęłam mówić, ale chłopak zdjął mi palce z oczu, a ja byłam zbyt zdezorientowana, żeby wyrzucić z siebie jakiekolwiek słowo.
Przede mną stało drzewo. Duże, brązowo - zielone. To był chyba dąb, ale pewności nie mam.
Nie miałam pojęcia, jak zareagować. Spojrzałam więc zdezorientowana na Jake'a, nie wiedząc, co powiedzieć lub zrobić.
Tyle hałasu o jedno drzewo? Szliśmy taki kawał czasu, bo chciał mi pokazać jakąś roślinkę? Wystarczyło wyjść do ogródka.
- Po namyśle dochodzę do wniosku, że warto było pokazać Ci tę brzozę z tej strony, chociażby dla twojej miny - zaśmiał się.
Brzoza, czy dąb, zwał jak zwał, drzewo to drzewo.
Szkoda tylko, że wciąż nie wiedziałam, o co chodzi. Wykładu z przyrody mi nie chciał zrobić, zgwałcić w krzakach raczej też nie, więc po co tutaj przyszliśmy?
- Jake, drzewo jest naprawdę wspaniałe, to najpiękniejsza brzoza, jaką w życiu widziałam, ale takich drzew jest pełno w Los Angeles. Może to ja jestem taka głupia, ale nie wiem, dlaczego godzinę szlajaliśmy się po jakiś drogach, lasach i głazach, żeby je zobaczyć - oznajmiłam. Wciąż zastanawiałam się, czy to ja mam coś nie tak z głową, czy on.
Cóż, dobrze wiedzieć, że na świecie istnieją ludzie tak samo pokręceni jak ty.
- To nie jest zwykłe drzewo, bo to nasze drzewo - wyjaśnił, nie wiele wyjaśniając.
Okay, to jednak on jest nienormalny.
- Wciąż nic nie ro...
- Chodź - przerwał mi i nie pytając o zdanie, chwycił mój nadgarstek i pociągnął. Okrążyliśmy to wspaniałe, choć całkowicie zwyczajne drzewo, podczas gdy ja zastanawiałam się, do jakiego szpitala psychiatrycznego wysłać Jake'a, by miał ładny widok z okna. I smaczne jedzenie na stołówce. Dobre posiłki są podstawowym elementem dnia każdego człowieka.
Obeszliśmy drzewo dokoła i przystanęliśmy. Dopiero teraz zorientowałam się, dlaczego chłopakowi aż tak zależało, żeby przyjść akurat pod te konkretne drzewo.
- Huśtawka? - spytałam szczerze zaskoczona.
Na długiej, grubej gałęzi wisiały dwa sznurki. Na ich końcu przymocowana była drewniana deska, pomalowana na niebiesko.
Podeszłam bliżej, w celu dokładnego obejrzenia huśtawki. Przejechałam dłonią po sznurku, aż dotarłam do deski. Moje dłonie zatrzymały się na namalowanych inicjałach naszych imion.
- Podoba ci się?
Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Automatycznie spojrzałam na chłopaka, który niecierpliwie czekał na moją odpowiedź. Wydawał się być zestresowany. Jak to ja, postanowiłam potrzymać go jeszcze w niepewności.
- Dlaczego wybrałeś akurat te miejsce?
- A nie podoba ci się?
- A dlaczego się tak stresujesz? - spytałam, śmiejąc się cicho.
Jeśli on chce, to możemy dalej ciągnąć tę grę.
- Jest tu cicho. Poza tym, musieliśmy długo tu iść, co cię zirytowało - oznajmił i uśmiechnął się chytrze.
Ten gest, choć dla niektórych zwyczajny - powiesić dwa sznurki a na nich kawałek drewna, według niektórych, to nie za wiele - dla mnie był czymś naprawdę wspaniałym. Definicja (większości) chłopaków XXI wieku, to brać, co łatwe, a najlepiej, żeby jeszcze skąpo ubrane było. Podryw, starania, prezenty? Na co to komu? I to jest, według mnie, okropne. Może w tym momencie jestem trochę staroświecka, ale uważam, że chłopak chociaż trochę powinien się starać o dziewczynę. Nie twierdzę, że ma dla niej od razu zdobywać Mount Everest. Czasem wystarczy najmniejszy gest, aby pokazać, że ci zależy.
Sama świadomość tego, że chłopak wpadł na pomysł, by coś dla mnie zrobić, sprawiała, że czułam dziwne ciepło w środku.
Poza tym... To przecież HUŚTAWKA! Czyli najlepsza atrakcja całego dzieciństwa!
- Jesteś najlepszym przyjacielem na całym świecie!!! - krzyknęłam radośnie, prawdopodobnie zbyt głośno i rzuciłam się na chłopaka. No, może nie dosłownie, ale podbiegłam do niego i przytuliłam go z całej siły. Jake zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. To było naprawdę miłe uczucie.
- Okay, dosyć już tej wdzięczności - zaśmiał się, więc odsunęłam się od niego. Nasze twarze były blisko siebie. Niebezpiecznie blisko. - Chcesz się pohuśtać? - powiedział jak do dziecka, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Pokiwałam powoli głową, wciąż mając szeroki uśmiech na ustach.
Kiedy usiadłam na desce, upewniając się wcześniej, że nie jestem zbyt ciężka i nie urwę przypadkiem gałęzi, Jake stanął za mną i popchnął moje plecy. Poleciałam do przodu, po czym do tyłu, a chłopak znowu mnie popchnął. Machałam nogami, aby mu pomóc. Czułam się dosłownie, jakbym latała. Zawsze lubiłam huśtawki. Pamiętam, że wraz z Vicky, gdy byłyśmy małe, straszyłyśmy inne dzieci, które zajmowały plac zabaw, po czym robiłyśmy konkurs, która poleci wyżej na huśtawce. To były czasy...
Gdy znajdowałam się już dosyć wysoko, przechyliłam się do tyłu, po czym u szczytu wyskoczyłam do góry. Następnie, nic sobie nie łamiąc, co było wyczynem, wylądowałam na prostych nogach.
- To było genialne! - krzyknęłam, zbyt pełna energii, by móc mówić normalnie. Zakręciłam się dookoła, będąc tak szczęśliwą, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie wiem, co wywołało moją radość, ale nie mogłam jej powstrzymać. Zatrzymałam się i próbując złapać równowagę spojrzałam na Jake'a. Był rozbawiony, szeroko się uśmiechał. Świadomość tego, że wywołałam uśmiech na jego twarzy sprawiła, że stałam się jeszcze bardziej szczęśliwa! 
Zaśmiałam się i zaczęłam powoli podchodzić do chłopaka. Chwyciłam za jeden ze sznurków i zawiesiłam się na nim rękoma. Przechyliłam głowę w bok. 
Patrząc na chłopaka, zastanawiałam się, co mogłabym mu powiedzieć. Zwykłe "dziękuję" wystarczy? A może to wyraża aż nadto? Może to idealny moment, żeby powiedzieć mu o tym, co chyba do niego czuję? O tym, co na pewno do niego czuję. Tym razem nie mogę się zawahać. Czy przez ten gest próbował mi pokazać, że mu na mnie wciąż zależy i chce się o mnie starać? Co, jeśli tylko to wszystko wyolbrzymiam?
Moje życie jest takie ciężkie!
- Posłuchaj - odezwał się, nim zdążyłam zakończyć walkę z sarkastycznymi myślami - wiele myślałem o tym, co mi powiedziałaś. O naszej przyjaźni, o tym, że nie wolno przepraszać za uczucia, że zawsze trzeba o nie walczyć. Nie jestem księciem na białym koniu, nie jestem idealny. Poza tym wiem, że wolisz czarny kolor. Nie kupię ci kwiatów, ponieważ jestem świadomy tego, że od razu byś je wyrzuciła lub zapomniała podlewać. Wolę zrobić coś takiego i zobaczyć, jak się bawisz, uśmiechasz, szalejesz. Chcę zobaczyć prawdziwą ciebie. Bo to w prawdziwej tobie się... - przerwał, jakby bojąc się wypowiedzieć te słowa. A ja tak chciałam, żeby dokończył. 
Nie potrafił. Więc choć raz, zamiast utrudniać wszystkim życie, postanowiłam mu pomóc. Czasem trzeba odskoczyć od reguły, od zasad. 
- Ja... chyba też - wydukałam, czując rosnącą niezręczność.
Brawo, Veronika. On ci tu litanię daje, lepszą niż na mszy w kościele, a ty ledwo co potrafisz wyszeptać kilka słów. Zdecydowanie możesz być z siebie dumna. 
Chłopak zmarszczył brwi, widocznie nic nie rozumiejąc. Chyba nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo. 
- Myślałem...
- Wiem, ja też tak myślałam - przerwałam mu. Okay, pora, żebym teraz ja się rozgadała. - Przepraszam za to, że kazałam ci czekać, że tyle się męczyłeś ze mną, że na początku cię zbyłam. I przy okazji dziękuję za wytrzymywanie ze mną, każdy uśmiech i drobny gest - powiedziałam, zapewne całkowicie nieodpowiednio dobierając słowa. - Lubię cię, Jake. I to bardzo. Wiesz, że jestem zmienna i kapryśna, ciągle zmieniam zdanie, ale jeśli ty nadal chciałabyś wpakować się w ten toksyczny związek z tą dziewczyną - wzięłam oddech i wskazałam na siebie - to ja też bym tego chciała - zakończyłam mniej pewnie.
Powiedzieć, że był zdziwiony, to mało. Myślałam, że za chwilę szczęka opadnie mu do ziemi, jak na tych wszystkich zabawnych kreskówkach! Otworzył jeszcze szerzej oczy. Albo nie wiedział, co powiedzieć, albo odebrało mu mowę. 
- Okay, lubię cię i wiem, że jestem po prostu wspaniała - zażartowałam, próbując przywrócić go do życia - ale nie przeżywaj tego wszystkiego jak mrówka okres, co?
- I dlatego cię lubię - podsumował.
Misja zakończona! Jake już nie jest zombie! A teraz wszyscy tańczymy kankana! 
O, dobry humor mi wrócił. 
- Czyli... ty też coś do mnie czujesz? - upewnił się. 
Zastanowiłam się chwilę.
- Chyba. Raczej tak. Nie, przepraszam, na pewno tak, ale musisz zrozumieć, że nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Jesteśmy przyjaciółmi i to było... coś dziwnego dla mnie. Nie, nie dziwnego! Innego, o to mi chodziło! Nie wiedziałam, jak się zachować, poza tym wiesz, że ja ciągle zmieniam zdanie i sama nie wiem, czego chcę i...
- Po prostu powiedz, że mnie lubisz - zaśmiał się.
- Po prostu mnie przytul. - Uśmiechnęłam się lekko.
Uwielbiam go przytulać!
Chłopak rozłożył ramiona, a ja przylgnęłam do niego, jak najmocniej się dało. Objął mnie i schował twarz w moich włosach. Dobrze, że je wczoraj myłam. Jego oddech łaskotał mnie po szyi, więc uśmiechnęłam się lekko. 
- Jake?
- Tak? - spytał, nie odrywając się ode mnie. Przekrzywiłam głowę i położyłam ją na jego ramieniu.
Może to głupie, ale musiałam go spytać o jeszcze jedną rzecz. Muszę wiedzieć, na czym stoję, chociaż dla niektórych to może być dziwne.
- My jesteśmy w końcu razem? - Zmarszczyłam brwi, choć on pewnie i tak tego nie zauważył. 
Chyba, że ma oczy na szyi. To by było dziwne i niesamowite jednocześnie. 
- Veronika, zostaniesz moją dziewczyną?
- Spoko - zaśmiałam się. 
- Okay. To teraz jesteśmy już oficjalnie razem. 
- Nie zapomnij zmienić statusu na facebooku - zironizowałam i przylgnęłam do chłopaka najmocniej, jak potrafiłam. Mojego chłopaka. 

*oczami Laury*

- Jesteście wspaniali! - krzyknęłam na koniec spotkania do wszystkich fanów serialu, po czym skierowałam się na bok sceny. Pierwszy zszedł Calum, po nim Ross, następnie ja i Raini. Najlepiej zacznę od początku. 
W piątek rano, o nieludzkiej godzinie, która dla producentów serialu była i tak zbyt późna, wszyscy stawiliśmy się na lotnisku. Jak się później okazało, samolot się spóźnił, co niesamowicie ucieszyło wszystkich obecnych. Razem z Raini zajęłyśmy miejsca na podłodze, gdzieś blisko wielkiego okna z widokiem na całe lotnisko. Chwilę porozmawiałyśmy, ale już po chwili, w trakcie mojego monologu na temat wstawania o 6 rano, zorientowałam się, że brunetka zasnęła na moim ramieniu. Oparłam się o jej głowę i też chciałam zasnąć, ale moją uwagę przykuł Ross i Calum. Blondyn stał z przyjacielem przy wielkiej szybie, na przeciwko nas i z zapałem opowiadał mu o samolotach, lataniu, przestworzach. Chyba też coś o wolności. Od czasu do czasu (a właściwie jego większość) szeroko się uśmiechał. Gdy na niego spoglądałam, nie mogłam uwierzyć, że to ten sam "zły" chłopak, który "złamał mi serce". Może tylko tak sobie wmawiałam, żeby nie mieć wyrzutów sumienia? Gdy tak o tym wszystkim myślałam, zdałam sobie sprawę, że chłopak zorientował się, że mój wzrok wlepiony jest w niego. Pomachał mi, ale nie ironicznie. Po prostu był miły i uśmiechnięty. On naprawdę kocha wszystko, co związane z lotnictwem. Cóż, współczuję Calumowi, który będzie musiał wysłuchiwać jego kilkugodzinnego trajkotania na ten temat, bez możliwości snu. Ross nie jest złym chłopakiem. Szkoda, że dopiero teraz to do mnie dotarło. Z myślą, że spróbuję się z nim pogodzić i na nowo zaprzyjaźnić, zasnęłam. Obudziło mnie po godzinie szturchanie w ramię. Zorientowałam się, że nie leżę już na podłodze, a na prawie pustych ławkach. Okazało się, że samolot przyleciał i musimy już iść. Spytałam Kevina, co się stało, a on odpowiedział mi, że chłopcy przenieśli nas na ławki, aby nam było wygodniej. Modląc się w duchu, by to nie Ross przenosił mnie, weszłam na pokład. Lot minął w miłej atmosferze. Przespałam się trochę, porozmawiałam z Raini, zrobiłam sobie zdjęcie z fanką. Na miejscu byliśmy popołudniu. Po dotarciu do hotelu okazało się, że pokój dzielę z Raini, a na przeciwko nas znajdują się chłopcy. Mieliśmy godzinę na przygotowanie się do jakiejś imprezy. Jak się później okazało, zabrali nas do jakiegoś studia, gdzie mieliśmy nakręcić dwa spoty reklamowe. Nie wiem, po co miałam się szykować, skoro i tak dorwała mnie makijażystka i przebrałam się w "ubrania Ally". Podczas reklam, co chwilę byłam obejmowana przez Rossa, ale starałam się to traktować jako pracę - w końcu relacja naszych postaci całkowicie się rozwinie w tym sezonie. Następnie udzieliliśmy kilku wywiadów, pozowaliśmy do zdjęć (także przeznaczonych na reklamę), a po wyjściu ze studia robiliśmy sobie fotki z fanami, który nas rozpoznali na ulicy. I mimo, iż dużo czasu spałam w samolocie, to po powrocie do hotelu padłam jak długa do łóżka. To był naprawdę wyczerpujący dzień. I wiecie, co? Leżąc tak w łóżku i gapiąc się w sufit, dotarło do mnie, że przez cały dzień szukałam wzrokiem Rossa. Zastanawiałam się, dlaczego nie mogłam oderwać od niego wzrok i myśli, aż w końcu doszłam do inteligentnego rozwiązania. To było jak przebłysk geniuszu. Po prostu za nim TĘSKNIŁAM.
- O czym tak myślisz? - zagadała do mnie Raini, kiedy znalazłyśmy się już poza zasięgiem fanów. 
- O wszystkim. 
Odpowiedź na poziomie zakochanej nastolatki, ale było to prawdą. Myślałam o wszystkim. O serialu, tym wyjeździe, Rossie, naszej relacji, rodzicach... Właśnie, rodzice! Odwiedziłam ich dzisiaj rano, tuż po śniadaniu. Niestety, spędziliśmy razem dosłownie jedną godzinę, ale to i tak lepsze niż nic. O 12 całą ekipą znaleźliśmy się w radio, gdzie udzieliliśmy wywiadu. I ponownie zrobili nam zdjęcia. Po wywiadzie mieliśmy małą "rozmowę" z fanami - odpowiadaliśmy na ich pytania na tweeterze. To było naprawdę ciekawe zajęcie, zdecydowanie jedno z przyjemniejszych tego dnia. Zjedliśmy obiad w hotelu. Kevin i kilka innych osób siedzieli przy jednym stole, a Raini, Ross, Calum i ja przy drugim. Nie mogłam się skupić na jedzeniu, ale byłam świadoma tego, że potrzebuję energii na resztę dnia. Tą "resztą dnia" okazało się kolejne spotkanie z fanami, tym razem była to taka jakby konferencja. Oni zadawali nam różne pytania, my opowiadaliśmy o najnowszym sezonie, starając się zbytnio nie zdradzać fabuły i chwilę z nimi porozmawialiśmy. Spotkanie trwało trzy godziny, ale nie narzekam - uwielbiam naszych fanów. Tych najmłodszych, aż po tych w podeszłym wieku, bo tacy też się zdarzają. Wszyscy są dla mnie taką drugą rodziną, równie ważną, co ta pierwsza. Po prostu ich kocham. 
- A czy w twoim "wszystkim" mieści się też blondyn o szczenięcych, brązowych oczach? - spytała mnie przyjaciółka. 
- One nie są brązowe, tylko czekoladowe - odparłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. 
- Uznajmy to za potwierdzenie - zaśmiała się, a ja westchnęłam głośno. 
Nie znoszę, gdy inni mają rację. 
- Ej, co jest? Chcesz pogadać? - spytała z miłym wyrazem twarzy. Chciała pomóc, ale ja nie miałam zamiaru kolejnej osoby obarczać własnymi problemami. - Jeśli mi powiesz, może poczujesz się lepiej - zachęcała, widząc moje zawahanie. 
Po chwili namysłu, wzięłam głęboki wdech i rozglądając się dookoła, pociągnęłam dziewczynę gdzieś na bok, obok stolika z wodą.
- Opowiadałam ci, co się wydarzyło między mną a Rossem? - spytałam, a ona pokiwała twierdząco głowo. - Coraz częściej zaczynam myśleć, że może postąpiłam zbyt pochopnie, nie powinnam z nim zrywać. Byłam roztrzęsiona i zła, ale może się pośpieszyłam? A może Ross nie był mi przeznaczony? Po prostu nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. A kiedy już jestem pewna, że o nim zapomniałam i mogę iść dalej przez życie, wtedy pojawia się on i... - przerwałam, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. 
- I wtedy wszystkie uczucie powracają?
- Dokładnie - westchnęłam płaczliwie. - Nie chcę robić z siebie jakiejś zadufanej księżniczki, ale jestem zagubiona. Z jednej strony uważam, że nie powinniśmy być razem, ale z drugiej po prostu za nim tęsknie. 
- To normalne. Dosyć długo byliście razem i to jest psy...
- Błagam, nie mów mi teraz o jakiś psychologicznych i mądrych formułkach. - Zaśmiałyśmy się. - Prawda jest taka, że długo nad tym myślałam. I chociaż bardzo tęsknię, to nie wiem, czy chcę do niego wracać. Chyba po prostu się tego boję. Przede wszystkim muszę się z nim pogodzić i przeprosić za swoje fochy. - Uśmiechnęłam się smutno. 
- Dziewczyno, za nic go nie przepraszaj, bo jeszcze pomyśli, że ma wolną i swobodną drogę. Niech zrozumie, że zrobił źle. Dobrze, że trzymałaś go na dystans...
- Nie celowo - wtrąciłam.
- Mniejsza o to. - Machnęła lekceważąco ręką, a ja się zaśmiałam. - Wyciągnij rękę na zgodę, ale nie pokazuj mu, jak bardzo ci na nim zależy. Wierz mi, i tak widać, jak bardzo. - Uśmiechnęła się, co odwzajemniłam. 
Dlaczego każdy doradza mi inaczej? Wszyscy twierdzą coś innego... Jedni każą mi traktować Rossa ostrożnie, inni trzymać go na dystans lub dać czas do zrozumienia, a są i tacy, co najlepiej wysłaliby mnie do niego na przeprosiny listem poleconym. A co ja myślę? Chcę to tak komplikować? Chcę, żeby było takie pogmatwane? A może po prostu z nim porozmawiać i zrzucić z siebie ten ciężar? 
- Zapamiętam to sobie. I masz rację. Musiałam to komuś powiedzieć. - Posłałam dziewczynie wdzięczne spojrzenie. 
- Okay, to teraz przejdźmy na luźniejszy temat... Jak on całuje? - spytała prosto z mostu.
- Że co, że kto, że jak?! 
- Całować, Ross, i to ja pytam, jak - zachichotała. 
- Ross? - upewniłam się. Dobra, może jej pytanie nie było aż takie dziwne, ale zdziwiła mnie tą bezpośredniością! Ale, to w końcu Raini. Ona nigdy nie owija w bawełnę. Chyba dlatego tak lubię z nią rozmawiać.  
- Nie, Hugo Kołłątaj. Pewnie, że Ross. W końcu, byliście przecież razem, a nie sądzę, żeby wasza znajomość skończyła się na chodzeniu za rączkę i kupowaniu sobie waty cukrowej.
Podczas, gdy Raini przybrała dziwny wyraz twarzy, który sugerował, że wie, co między nami było, ja wróciłam myślami do dnia, kiedy zaczęłam spotykać się z Rossem.
Mój pokój. Jego choroba. Masaż. Koszulka. Vanessa. Łóżko. Jego dłonie. Jego usta. 
- Sądząc po twoich czerwonych policzkach, nie skończyło się na wacie cukrowej - podsumowała. - Więc?
- No... Bo wiesz... - gubiłam się w słowach. Okay, Raini to moja przyjaciółka, ale nawet z siostrą by mi się trudno na takie tematy rozmawiało! - Ross jest...
- Ktoś mnie wołał? - odezwał się głos zza moich pleców. Już chciałam dziękować niebiosom za zesłanie mi wybawcy, kiedy zorientowałam się, że ja znam ten głos. A tym bardziej jego właściciela. 
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na blondyna, który z szerokim uśmiechem na ustach wpatrywał się w moją drobną osobę. Był lekko rozbawiony, choć starał się to ukryć. 
Kurde. On nas słyszał. On na pewno to wszystko słyszał!
- Nie przeszkadzajcie sobie, przyszedłem tylko po wodę - rzucił lekko, po czym chwycił jedną z butelek, które leżały na stole, obok którego stałyśmy. 
- Jak długo tu stałeś? - spytałam, starając się zabrzmieć naturalnie. 
- Długo to pojęcie względne. - Puścił mi oczko, po czym odwrócił się i skierował kroki do reżysera, który rozmawiał przejęcie z jakąś kobietą. 
Blondyn wyglądał na równie szczęśliwego, co wczoraj na lotnisku. Czy on naprawdę nas usłyszał? A może rozbawiło go pytanie Raini? A co jeśli ucieszył się, że chcę się z nim pogodzić? I co to za dziwne ciepło w moim środku?!
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Było mi tak wstyd, że on potencjalnie mógł usłyszeć to wszystko, co o nim mówiłam. 
- Raini? - spytałam, wciąż patrząc w miejsce zniknięcia blondyna. 
- Hmm? - mruknęła, a ja odwróciłam się w jej stronę. Miałam nadzieję, że moje mordercze spojrzenie przeszyje ją na wskroś. 
- Mam nadzieję, że dziś w nocy nie zaśniesz. W przeciwnym wypadku, wyrzucę cię przez okno naszego hotelu. 
- Przecież my mieszkamy na 2 piętrze...
- Masz rację. Wbiję ci nóż w klatkę piersiową. To będzie szybsza śmierć. 

***

BUM.
Nawet nie wiecie, jakie to miłe uczucie móc to tu napisać :')
Więc... Co tam u Was? Jak tam życie? Ciekawie? Nie? Mam nadzieję, że tak. Wakacje wiecznie trwać nie będą, wykorzystajcie to. Na serio. Pod koniec znowu będzie "kiedy to minęło?". Wiem z własnego przykładu. 
Standardowe pytanie: co sądzicie o Sometime Last Night? Ja jestem zakochana w albumie, zwłaszcza, że R5 powoli wraca do starego brzmienia :') Gdyby tylko Riker i Rocky więcej śpiewali, chociaż z trzy, cztery piosenki... Kto czytał moje komentarze na innych blogach wie, co sądzę o tym wszystkim. R5 - całość, robią wszystko razem i są prawdziwym zespołem...
Ale nie hejtuję przy tym Rossa. Jestem z niego dumna, chłopak ma naprawdę talent. Szkoda tylko, że wszyscy potrafią widzieć tylko to, co złe. Najlepiej mu napisać, jaki to jest okropny. Jak nie włosy ma krzywe, to jego dziewczynę obsmarujmy błotem, o, albo nowy styl ubierania, czy własne wybory. Zresztą, po co się cackać. Pohejtujmy jego życie. Będzie zabawniej. 
Nie chcę nikogo obrażać, ale nauczmy się odróżniać "własne zdanie" od "bezsensownego obrażania kogoś". 
Wydawało mi się, że jesteśmy R5Family, a rodzina się tak nie zachowuje, ale cóż... Widać się pomyliłam. 
Przepraszam, ale musiałam wyrzucić to z siebie. Ciągle tylko czytam te wszystkie niemiłe opinie na temat blondyna... praktycznie wszędzie. Pewnie nic tym nie zmienię, ale może dotrę do kilku osób. Wierzcie mi. Nie warto. Potem się wszyscy dziwią, że przestał się tak często uśmiechać...
Ogólnie, to rozdział miał być wcześniej, ale skończyłam go pisać po północy i byłam zbyt śnięta, żeby sprawdzać błędy. Mam nadzieję, że podoba się Wam. :) Dałam trochę więcej dialogów do perspektywy Laury, mam nadzieję, że wszystko jest okay. c: Osobiście twierdzę, że perspektywa Veroniki wyszła trochę irytująco, ale o to mi w pewnym sensie chodziło. Nie chcę, żeby moje postacie były idealne, a prawdziwe. Piszcie w komentarzach szczere opinie, jeśli coś jest nie tak, spróbuję się poprawić. Do końca bloga pozostało 5 rozdziałów i chcę, żeby wszystko było dobrze. Piszcie o każdym błędzie ortograficznym, gramatycznym, pominiętym wątku (oprócz tego z pierwszych rozdziałów o zbitym lustrze, Boże, byłam chyba naćpana, gdy to wymyślałam ;p). Ten blog dobiega końca, a ja chcę go zakończyć w wielki sposób. Nauczyć się nowych rzeczy, poprawić stare, naszykować mentalnie na nowy blog, o którym coraz częściej myślę. To będzie coś wielkiego. Mam przynajmniej taką nadzieję. Ta historia będzie dla mnie czymś bardzo ważnym, więc muszę dopracować wszystko na ostatni guzik. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które ze mną zostaną i będą dalej czytać to, co piszę. ^^
Notka dzisiaj długa, ale musiałam Wam to wszystko powiedzieć. Ogólnie, to miałam w planach zakończyć tego bloga do końca lipca, więc trzymajcie kciuki, żeby mi się udało xd :D Rozdziały będą pojawiały się często, o ile doprowadzę mój plan do końca. c:
No, właściwie to chyba tyle. Dziękuję, że ze mną jesteście. To dla mnie ważne. 
Nie wiem, skąd u mnie taki stan, humor, czy jak to nazwać... Ale chciałam Wam powiedzieć te wszystkie rzeczy. I specjalne fanfary dla tych, którzy dotarli do końca tej najdłuższej notki w historii mojego bloga xd Poczujcie mą wdzięczność przez ekran komputera/laptopa/tabletu/telefonu/innego zmyślnego urządzenia, którego nazwy zapewne nie znam. 
Niech wena i czas będą ze mną, a wspaniałe chwile wakacyjne z Wami. 
Pozdrawiam. :)

~JuLien :3

KOCHAM TEN MOMENT


R5 - "Do It Again"


11 komentarzy:

  1. BOŻE ZŁOTY JA JUŻ PŁACZE !!! :C Rozdział jest cudowny! Taki... taki. prawdziwy - tak jak to określiłaś w notce. I PRZYSIĘGAM NA STYKS, ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ I BĘDĘ TO CZYTAŁA MIMO EGZAMINÓW I NAUKI! Kocham sposób w który piszesz :
    *opis uczuć. To jest to czego brakuje mi na tak wielu blogach.
    *Długie rozdziały! xD
    *I nawet te notki, tak jak by się czytało to co napisała Twoje przyjaciółka, a nie dziewczyna której nie znasz.
    Wszystko jest takie prawdziwe, realne, zabawne i czasem smutne. Takie koło fortuny xD
    I w ogóle to siedziałam jak na igłach i czekałam na ten rozdział. Skręcało i rozwalało, ale doczekałam
    Aplauz dla mnie :D
    No to ten obiecuje, że będę z Tobą i dziękuje, za to że zaczęłaś pisać.
    I GRATULUJE CI TEGO ŻE POMIMO TEJ NAUKI : BUDOWY CZŁOWIEKA, KRÓLÓW I PRÓBNYCH. WYTRWAŁAŚ, W PISANIU xD (wiem co to jest, przeżyłam to z trudem, a Ty nadal pisałaś.
    No to chyba wszystko... xD I love you soo much <3 :*
    Ps. Też kocham ten gif :D :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham i tyle, rozdział boski wręcz, czekam na next <333

    OdpowiedzUsuń
  3. O jesus christ... Nie, nie koniec, proszę? Nie? Jednak? Shit. Ogólnie to podoba mi się rozdział bo chyba w żadnym momencie nie jest smutny/przygnębiający/itp/itd + wytrwałam do końca notki! Hej hej! Później będę już tylko czekać na rozdziały a dalej na nowy blog który mam (cichutką) nadzieję będzie o Raurze :) btw, wiem że pisałaś kiedyś że dopingujesz Polskę w jakimś sporcie, bodajże piłce nożnej (bo to byłaś ty, prawda?) oglądasz mecz siatkówki? Nawet nie wiem dlaczego pytam po prostu sama oglądam i momentami zachowuje się jak mój własny tata oglądający jakiś mecz (ryczy na zawodników, obgaduje publiczność...) Pozdrawiam! :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądam mecz xd Niewi mi przypomniała i razem teraz komentujemy na gg grę :3

      Usuń
    2. W gore serca Polska wygra mecz!!!
      Jutro(dziś) i pojutrze(jutro) ;)

      Usuń
  4. Ja mam obsechę na punkcie We're Alright :3
    I I can't say I'm in love i Wild Hearts
    kocham te piosenki <3
    rozdział genialny
    ale ja się boję czemu Ross jest taki wesoły
    mam złe przeczucia że dlatego że spotka tamtą drugą...
    cholera zapimniałam imienia xD
    A może ona pogada z Laurą?
    Nie wiem...
    dlatego czekam!!!
    ~Kal

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam obsechę na punkcie We're Alright :3
    I I can't say I'm in love i Wild Hearts
    kocham te piosenki <3
    rozdział genialny
    ale ja się boję czemu Ross jest taki wesoły
    mam złe przeczucia że dlatego że spotka tamtą drugą...
    cholera zapimniałam imienia xD
    A może ona pogada z Laurą?
    Nie wiem...
    dlatego czekam!!!
    ~Kal

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm a ja mam pytanie Jake to zdejmował swoje ręce z jej oczu czy jej?? Bo jak jego to kiedy z ramion je przetransportował a jak jej to kiedy ona sobie zaslonila skoro było ze zamknęła ;) to mi sie rzuciło...
    Dalej oceniam na 9,01 w skali od 9 do 10 bo się nie kissneli a sama bym się na tej huśtawce pohuśtała...

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział!!!
    Komentuję dopiero teraz, bo wcześniej nie mogłam, bo byłam nad morzem i nie miałam dostępu do internetu. Teraz to wszystko nadrobię.
    Boże, dziewczyno jak ty cudownie piszesz! Opisy uczuć genialne. Jak ty to robisz? To wszystko wynika z tego, że masz ogromny talent do pisania. Rozdział bardzo mi się podobał. Jake i Veronika w końcu są razem. Szkoda, że się nie pocałowali. Jeśli chodzi o Raurę to mam nadzieję, że w końcu się podogdzą. No bo ile można się gniewać? Dlaczego Ross jest taki wesoły? To jest bardzo zastanawiające.
    To ja już się więcej nie rozpisuję, bo mam do nadrobienia jeszcze dwa rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoła - TO PRAWDZIWE ZŁO!!!!!!!!!!! Ja chcę wakacje! Już mam jej dosyć, a minęły tylko 2 dni. Nie mogę uwierzyć, że na rozpoczęcie roku szkolnego tak się cieszyłam, że pójdę do szkoły i zobaczę moich znajomych. I co? Zobaczyłam. A teraz chcę wakacje!
    A teraz troszkę o rozdziale. Więc tak, w ogóle przez tą szkołę nie miałam czasu ani chęci na czytanie i robienie czegokolwiek, dlatego właśnie późno komentuje. Więc tak, rozdział super. Co w każdym komentarzu piszę. Jake i Veronika są razem, Ross i Laura pokłóceni! I tak trzymać. Mam nadzieję, że późniejszych rozdziałach nie zostaną parą. Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń