wtorek, 28 lipca 2015

63. We can party all night long

 *oczami Laury*

Leżałam w łóżku, rozmyślając i tępo wpatrując się w sufit, jakbym potrafiła znaleźć w nim rozwiązanie. Nie zmrużyłam oka przez prawie całą noc, jedynie w południe po przyjeździe pospałam kilka godzin. I choć zegar wskazał 10 rano, nie mogłam podnieść się z łóżka. Byłam po prostu zbyt zmęczona tymi ciągłymi rozmyślaniami, które skutecznie blokowały zdolność snu.
Czy to możliwe, że wciąż kocham Rossa?
To powinno być proste, chociaż w rzeczywistości wcale takie nie było. Gubiłam się we własnych uczuciach, nie mając pojęcia, co robić dalej.
Chłopak mnie kochał, tego byłam pewna. Nie było to jednak równoznaczne z tym, że chciał ze mną być. Sam mi kiedyś powiedział, że "nie trzeba z kimś być, żeby go kochać". Ile było w tym prawdy? I czy na pewno się z tym zgadzałam?
Moje myśli wciąż krążyły wokół jednego tematu. Pogubiłam się w tym wszystkim, to nie dawało mi spokoju. Dodatkowo, czułam się odizolowana z myślą, że jako jedyna wśród moich przyjaciółek jestem samotna. Może nie było to na tyle złe, co po prostu dziwnie czułam się z tym faktem. Nie wiem nawet, dlaczego.
Do diaska, jeśli kiedykolwiek ktoś mi powie, że miłość jest prosta i piękna, obiecuję, że dostanie ode mnie porządnie w durną łepetynę.
 - Wstajesz, śpiochu? - zapytała Veronika, bezceremonialnie wparowywując do mojego pokoju, co było całkowicie w jej stylu.
- Jaki śpiochu... - mruknęłam pod nosem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przyjaciółka momentalnie znalazła się obok mnie.
- Nudzi mi się - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic i wydęła usta w podkówkę.
- To spotkaj się z Jakiem. - Wzruszyłam ramionami. Chyba nie na to liczyła.
- Nie mogę, pokłóciliśmy się - westchnęła.
- Znowu? - spytałam, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę. Opowiadała, że co chwilę się o coś sprzeczają. - Jesteście razem od - przerwałam, by policzyć - niecałych czterech dni, a sprzeczaliście się ze sobą conajmniej dziesięć razy!
- Eh, wiem. Ale co mam na to poradzić? Poza tym, jakaś taka niemrawa dzisiaj jesteś. Wszystko w porządku? - zmartwiła się.
- Nie zmieniaj tematu - odburknęłam, chociaż to ja starałam się to zrobić. Póki sama nie wiem, co się ze mną dzieje, nie mam zamiaru nikomu o tym mówić. Nawet Veronice, chociaż pewnie na serio się o mnie troszczy. - Przynajmniej nie kłócicie się o jakieś poważne rzeczy, z tego, co mówiłaś.
- Niby nie, ale czy taki związek ma sens? Chyba wolałam żyć z nim w przyjaźni. - Veronika widocznie posmutniała.
Postanowiłam się jej odwdzięczyć za te wszystkie chwile, kiedy to ona podtrzymywała mnie na duchu, kiedy to ja miałam problemy, kiedy to ja potrzebowałam wsparcia. Moja przyjaciółka od dawna nie była prawdziwie zakochana, a teraz, gdy ma na to szansę, nie pozwolę jej pozostać samotną.
- Veronika, musisz zrozumieć, że masz ciężki charakter, Jake też uległy nie jest. Zawsze będą pojawiały się między wami jakieś starcia. Chodzi o to, abyście potrafili stawić im czoła. Nie możesz się poddawać.
- Ty się poddałaś - wytknęła mi, a ja przełknęłam ślinę.
Trochę mnie to uraziło, ale wiedziałam, że muszę to potraktować jak grę. Wykonałam ruch, a Vera zaatakowała, chcąc się bronić. To była zwykła forma reakcji samoobrony. Moja rola polega na tym, żeby wykonać ostateczne posunięcie i zwyciężyć.
- Tobie było dobrze, ale pomyśl o tym, co czuł Jake, tłamsząc w sobie te wszystkie uczucia. Poza tym sama dobrze wiesz, że i on nie jest ci całkowicie obojętny. Czy w przyjaźni mogłaś go przytulać, kiedy chcesz, trzymać za rękę, całować... - dodałam, próbując poprawić jej humor.
- Teraz też nie mogę! On zachowuje się, jakby bał się, że gdy go pocałuję, to odgryzę mu połowę wargi!
- Może boi się, że coś zepsuje? - zgadywałam. - Albo nie jest gotowy?
- Ej, też się trochę tego boję, ale to facet powinien w takiej chwili przejąć kontrolę - westchnęła.
- I mówi to osoba ze zdecydowaną tendencją do chęci sprawowania władzy nad wszystkim, co się rusza. - Uniosłam brew ku górze.
- Wcale, że nie! - oburzyła się.
- Wcale, że tak. I daj spokój. Mogę się założyć, że Jake zadzwoni do ciebie z przeprosinami - powiedziałam pewna siebie. - Nie skreślaj go tak od razu i spróbuj zrozumieć, okay?
- Okay, postaram się - westchnęła. Wpatrywała się tempo w swoje dłonie przez jakieś trzy, cztery sekundy, po czym ponownie ożywiła. - A wracając do głównego powodu mojej wizyty... Nudzi mi się. Dawno nie spędzałyśmy czasu z dziewczynami. Rydel była w trasie, potem ty smutna, następnie Twój wyjazd, Vanessa odkąd Riker wrócił z trasy też jest nie do zniesienia, w kółko o nim gada. A ja z Jakiem spędzałam więcej czasu, nim z najlepszą przyjaciółką. Maia pewnie na planie w tej Australii albo kangury z Maxem ogląda... - westchnęła, a mnie zmroziło na sam dźwięk tego imienia.
Max? Czy to ten sam dawny przyjaciel Mai, który chcąc pomóc Cassidy, udawał miłość do mnie?
- Mmm... Max? - zająkałam się.
Czy taki zbieg okoliczności jest naprawdę możliwy?
- Ach, ty nic nie wiesz, przecież cię nie było...
- O czym, do jasnej ciasnej, nie wiem?!
Veronika machnęła lekceważąco dłonią.
- Długo by mówić. Zadzwoń lepiej do Mai, to ci sama opowie.
Maia, całkiem o niej zapomniałam! Jak mogłam ją tak zaniedbać?
Obiecując sobie, że jeszcze dzisiaj do niej zadzwonię, zaczęłam się zastanawiać nad słowami przyjaciółki. Rzeczywiście, dawno nie robiłyśmy nic razem, w damskim gronie. Można by zaprosić dzisiaj dziewczyny, o ile Van się zgodzi. Odpoczynek od Rikera dobrze jej zrobi, jeszcze się dziewczyna od niego uzależni. Zaprosimy Rydel, dawno z nią nie gadałam. W sumie, to przez te moje problemy bardzo zaniedbałam przyjaciół, z którymi kiedyś spędzałam każdą wolną chwilę. Kiedy ostatnio rozmawiałam z Ellingtonem i Rockym? Albo Jakiem? Veronika tyle o nim gada, że nie zwróciłam uwagi, że o jego stanie wiem tylko z tych opowieści. Jak mogłam być taką egoistką?
- Zaprośmy dziś dziewczyny na nocowanie - zaproponowałam, biorąc też pod uwagę słowa szatynki. Z chłopakami też muszę się kiedyś zdzwonić, ale najpierw odnowię relacje z dziewczynami. W końcu, Veronika sama zaproponowała damskie wyjście.
- To nie taki głupi pomysł! - ucieszyła się Vera. - Obejrzałybyśmy razem jakiś film, powygłupiały, nażarły czekoladą...
- I pizzą! - dodałam, a moje kubki smakowe zaczęły pracować.
Kocham to włoskie danie.
- Już czuję, jak mi przybywają dobre dwa kilogramy - zaśmiała się Veronika i zaczęłyśmy obgadywać plany dzisiejszego wieczoru. Pozostaje tylko zaprosić Rydel i spytać, czy Van się na to zgodzi...
*****
O dziwo, Vanessa zgodziła się bez zbędnych przeszkód! W dodatku, uznała to za wspaniały pomysł. Uprzednio przenosząc randkę z Rikerem na następny dzień, zaczęła przygotowywać dom. Zdecydowanie szybkie sprzątanie tego, co posprzątania wymagało, zostawiłam jej z wielką chęcią. Sama natomiast wybrałam się do sklepu po potrzebne rzeczy, typu napoje i słodycze czy przekąski. Jedynie Rydel w naszym towarzystwie, według prawa, była upoważniona wiekowo do tego, by spożywać alkohol, więc to ona musiała go kupić. Nie chciałyśmy się upić, chodziło dosłownie o jedno wino dla przyjemniejszej konwersacji, które i tak zapewne zapomnimy otworzyć. Będąc w sklepie, za świetny pomysł uznałam kupienie składników na pizzę. Po co zamawiać, skoro możemy same ją upiec i mieć przy tym więcej tzw. frajdy? W najgorszym wypadku (którym mógłby okazać się leń) składniki pójdą do lodówki, a my sięgniemy po telefon i ulotkę z jakiejś sprawdzonej pizzeri.
Kiedy dotarłam do domu, zastał mnie niecodzienny widok. Bo rozanielona Veronika, w dodatku myjąca okno w salonie, nie jest czymś, czego można się łatwo spodziewać.
- Nie patrz tak na mnie - powiedziała Vanessa, kiedy posłałam jej zdziwione spojrzenie. Akurat ustawiała jakieś bibeloty na stole, co było całkowitym marnowaniem przestrzeni. Mniej jedzenia się zmieści! - Do niczego jej nie zmuszałam - stwierdziła, po czym spojrzała krytycznie na stół i zaczęła wszystko przestawiać. Standardowo.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją przyjaciółką? - zapytałam przyjaciółkę, podchodząc do niej.
Szatynka w skrócie opowiedziała mi o powodzie jej radości; godzinę temu zadzwonił do niej Jake. Przeprosił za swoje zachowanie oraz za to, że załatwia to przez telefon, ale aktualnie jest zajęty, a musiał coś zrobić w kierunku ich pogodzenia się. Plany Jake'a były dziewczynie na rękę, bo nie musiała mu tłumaczyć, że umówiła się dziś z przyjaciółkami i nie może z nim umówić, co zapewne doprowadziłoby do kolejnej bezsensownej kłótni. Od tej rozmowy Vera stała się taka lekka i radosna i uznała, że skoro ona jest szczęśliwa, to wszyscy powinni tacy być. Dlatego zaczęła myć szyby, żeby nie było im smutno, iż są brudne.
Nie wnikałam głębiej w ten temat, ale z jednego się cieszyłam; ona naprawdę się zakochała. Tego byłam pewna.
Uwijałyśmy się jak mrówki, chcąc wszystko przygotować. Niby miała odwiedzić nas jedynie Rydel, nasza przyjaciółka, ale poczucie przybycia jakiegoś gościa sprawiało, że odczułyśmy potrzebę posprzątania i przygotowania wszystkiego na ostatni guzik.
W tym całym zamieszaniu znalazłam jednak chwilę, aby zadzwonić do Mai. Boże, jak my dawno nie rozmawiałyśmy! Miałyśmy sobie tyle do opowiedzenia, że nie zamykały nam się buzie! Okazało się, że dziewczyna cały dzień spędza na planie - dostała tę rolę! Prawie nie ma czasu wolnego, a jeśli już jakiś znajdzie, to spędza go w towarzystwie rodziny albo... Maxa. Tak, tego Maxa, z którym spotykałam się na początku wakacji. Okazało się, że Maia już dawno chciała do mnie zadzwonić, ale bała się, że będę zła o jej relacje z blondynem. Podobno naprawdę świetnie się dogadują, chłopak z powrotem zachowuje się jak w dzieciństwie. Póki co, są tylko przyjaciółmi, bo Australijka chce sprawdzić, czy na pewno znowu może ufać chłopakowi. I czy znowu jest takim Maxem, w jakim się kiedyś zakochała. Niestety, wysokie ceny połączeń międzykontynentalnych zmusiły nas do jedynie kilkunasto minutowej rozmowy. Ale to mi wystarczyło, bo mogłam chociaż przez chwilę porozmawiać z przyjaciółką. Wbrew pozorom, to sprawiło mi większą przyjemność niż się spodziewałam i wywołało szeroki uśmiech na twarzy.
Rydel obwieściła, że pojawi się u nas około godziny 17. Kiedy więc elektroniczny zegarek na piekarniku wskazał wymienioną porę, przykleiłam twarz do okna i oczekiwałam przybycia przyjaciółki. Już nie mogłam się doczekać! Stałam tak pięć minut, ale nikt się nie pojawiał. Moja wyobraźnia się uruchomiła, a w głowie zaczęły pojawiać najgorsze scenariusze. Miałam w nosie to, że spóźnia się dopiero kilka minut - tak czy siak się bałam.
Jak się później okazało, całkiem niepotrzebnie. Po kilku minutach na naszym podjeździe pojawił się samochód. Zdziwiło mnie to, bo przecież mieszkamy kilka domów od siebie, ale nie to było najgorsze. Kiedy Rydel otworzyła przednie drzwi i wysiadła z samochodu, ukazała mi się twarz kierowcy. Te same czekoladowe oczy, które zadręczały mnie całą noc. I uśmiech,  którego powód wciąż był dla mnie zagadką.
Pewnie sobie kogoś znalazł - podpowiadała mi podświadomość. Momentalnie posmutniałam. Chciałabym się mylić, ale to mogła być prawda.
Patrzyłam na chłopaka, aż do momentu, w którym blondynka zamknęła drzwi, a pojazd opuścił nasz podjazd. Na szczęście Ross nie zauważył mnie. Niebo jednak czuwa nad szaleńcami.
Oderwałam się od okna i skierowałam do holu. W tej samej chwili, co rozległo się puszczenie dzwonka, otworzyłam drzwi, wpuszczając do środka zdziwioną Rydel.
- Wow, niezły refleks - zaśmiał się, kładąc sportową torbę, którą przyniosła ze sobą, na ziemię i zdejmując buty. - Czekałaś na mnie pod drzwiami?
- Nie, widziałam cię w oknie - odparłam z uśmiechem.
Koniec rozmyślań o uczuciach, związkach, chłopakach i Rossie - dzisiaj mam się bawić z przyjaciółkami, a nie zadręczać takimi problemami.
- Chodź, dziewczyny czekają w salonie. - Pokazałam ręką, że ma za mną iść, więc obie skierowałyśmy się do kolejnego pokoju. - Specjalnie dla ciebie posprzątałyśmy - zażartowałam.
- Czuję się zaszczycona - zironizowała, w tym samym czasie wchodząc ze mną do salonu. Nie zdążyła odłożyć torby na ziemię, a Veronika i moja siostra rzuciły się na nią, mocno ją przytulając.
- Rydel!
- Tyle miłości! - zaśmiała się blondynka. Dziewczyny nie wyglądały, jakby miały zamiar szybko ją puścić. Wyglądały, jakby nie widziały się ponad kilka miesięcy!
- Dajcie już jej oddychać - zaśmiałam się. Dziewczyny odsunęły się od przyjaciółki, będąc widocznie niezadowolone. Blondynka wzięła natomiast głęboki wdech.
- Zanim zapomnę - zaczęła - chciałam przeprosić za spóźnienie, ale musiałam czekać na Rossa. Jak się chłopak uparł, żeby mnie podwieźć, to nic nie mogło go skusić do zmiany zdania. Uznał, że ma po drodze, bo jeszcze jechał po Jake'a. Jadą razem do sklepu, po jakąś tam ważna rzeczy - wyjaśniła.
- To wszystko wyjaśnia... - mruknęłam
- Co?
- A nie nic, nie ważne już - zakłopotałam się i próbowałam coś wymyślić, żeby szybko zmienić temat. - To... Co robimy najpierw?
- Najpierw? Najpierw otwieramy czekoladę, bo dłużej już wytrzymam - oznajmiła Veronika, po czym wszystkie podbiegłyśmy do stołu obładowanego przekąskami. Rydel przez chwilę marudziła, że nie ma aż tak dobrego spalania kalorii jak na przykład ja i nie może jeść słodyczy, ale po naszych namowach skusiła się na kilka chrupek.
Okay, może mi to niepotrzebne, ale po co tracić czas na te wszystkie diety, ćwiczenia i ograniczenia. Nie, dziękuję, wolę być szczęśliwa.
Z początku nie wiedziałyśmy za bardzo, co robić. Oglądanie filmu wydawało się dosyć kiepskim pomysłem, ponieważ nie mogłybyśmy spokojnie pogadać i nacieszyć się sobą. Jedzenie czekolady, o dziwo, po jednej tabliczce nam się znudziło, nie byłyśmy więc głodne. Bałam się, że dalsza część tego wieczoru będzie równie niezręczna i drętwa, ale kiedy minęło pierwsze pół godziny, cała atmosfera przemieniła się jak w krzywym zwierciadle. Czekolada po dopłynięciu do mózgu Veroniki i Rydel, zaczęła ukazywać swoje skutki uboczne, co skutkowało tym, że obydwie zaczęły się wygłupiać. Śmiały się, przedrzeźniały i tańczyły, śpiewając w nieba głosy przeróżne teksty piosenek. I gdy myślałam, że nic nie strzeli im już do głów, Veronika przyniosła ze sobą pistolety na piankowe strzałki. Ubrały specjalne okulary i zaczęły biegać po całym salonie. Początkowo wraz z Vanessą próbowałyśmy je jakoś uspokoić, ale po chwili uznałyśmy, że musimy wyluzować. Włączyłyśmy się więc do bitwy. Zaczęło się od zwykłej strzelaniny w salonie - chowałyśmy się za sofą, stolikiem oraz regałem i próbowałyśmy trafić strzałką przeciwniczkę. W końcu znudziło się nam to. Akcję wojny przeniosłyśmy na cały dom, dzieląc się przy tym na dwie drużyny - Rydel i ja oraz Vera z Vanessą. I w ten sposób, przytulny dom stał się polem bitwy, a cztery przyjaciółki, tworząc mniejsze grupy, próbowały zestrzelić się nawzajem piankową strzałką. Baza drużyny V (mojej siostry i przyjaciółki, oryginalnie, od pierwszych liter imion) mieściła się w kuchni (co nie było do końca sprawiedliwe, bo miały dostęp do naszego jedzenia). Ja i Rydel, czyli drużyna Raura (pomysł Rydel, bo w końcu to też pasuje), schowałyśmy się w moim pokoju.
- Trzeba je jakoś zajść od tyłu - stwierdziła blondynka, podczas gdy ja zastanawiałam się, w jaki sposób pokonać drużynę V.
- Wiem - mruknęłam, opierając się o ścianę.
Rozwiązanie było oczywiste - trzeba było przechytrzyć dziewczyny. Tylko, jak to zrobić? Jeśli zejdziemy do nich na dół, od razu dopadną nas na schodach i to będzie koniec. Trzeba wymyślić coś oryginalnego, coś, na co nie wpadną.
Niesamowite, jak zwykła, głupia zabawa może emocjonalnie wpłynąć na człowieka!
- Masz coś? - spytała Rydel.
- Nie.
Blondynka westchnęła i przygryzła dolną wargę. Zapewne stresowała się tym wszystkim równie mocno. Było to całkowicie nieuzasadnione, a jednak.
Chcąc rozładować atmosferę, spytałam:
- Tak w ogóle, to co tam u ciebie i Ella?
Kiedy słowa wypłynęły z moich ust, dziewczyna spojrzała na mnie z góry (głównie dlatego, że jest wyższa). Początkowo wyglądała na zdziwioną i zdezorientowaną, ale w końcu zrozumiała, o co ją spytałam.
- Przepraszam, myślałam o bitwie i nie wiedziałam za bardzo, o co chodzi - zaśmiała się. - Między nami wszystko okay. - Wzruszyła ramionami i uniosła kąciki ust ku górze.
Przewróciłam oczami.
- A coś więcej? Układa się wam, pasujecie do siebie, macie o czym rozmawiać? - Próbowałam narzucić jakiś temat.
- Laura, tutaj nie ma nad czym się zastanawiać. Ellington zawsze był moim przyjacielem, nasza relacja nie zmieniła się aż tak bardzo. I, przyznam się szczerze, naprawdę mi to odpowiada. No, z małymi bonusami. - Poruszyła brwiami, a ja oniemiałam. W końcu, dobrze przecież wiedziałam, że dziewczyna jeszcze nigdy się nie całowała! Czy to znaczy, że oni...
- Całowaliście się już?! - krzyknęłam o wiele za głośno, niż powinnam.
- Nie tak głośno! - zawstydziła się.
- Sorki, to przez te emocje...
Westchnęła.
- Tak, całowaliśmy się już. Uprzedzając twoje kolejne pytanie: tak, podobało mi się.
Mimo iż w sprawach związków nie byłam aż taka niedoświadczona, rozmawiając z Rydel czułam się jak dziecko, które uczy się wiązać buty. Dziewczyna była opanowana i mówiła o tym wszystkim ze spokojem. Gdyby nie uśmiech na ustach, nie domyśliłabym się, że jest szczęśliwa.
Ale to było jedynie powierzchowne wrażenie.
Wystarczyło, że dokładniej przyjrzałam się oczom blondynki, jej gestom, gdy starała się nie wybuchnąć. Była niesamowicie podekscytowana i radosna, po prostu starała się to ukryć.
- A ty?
- Co, ja? - zdziwiłam się, gdyż dziewczyna wyrwała mnie ze świata rozmyśleń.
- No, jak tam u ciebie w sprawach sercowych. Dogadałaś się już z moim braciszkiem, hmm? - spytała, ukazując rząd białych zębów.
Poczułam, jak powoli zaczynam się rumienić. Kiedy tego typu pytania zadaje się komuś innemu, wszystko jest dobrze. Ale kiedy to ciebie ktoś spyta o  coś takiego, od razu czujesz narastający wstyd.
- No... Nie powiedział ci? - spytałam, próbując z tego wybrnąć, nie ośmieszając się przy tym.
- Chcę usłyszeć twoją wersję.
Zastanowiłam się chwilę.
- Pogodziliśmy się, z czego naprawdę się cieszę - zaczęłam niepewnie. - Tylko, na razie jesteśmy tylko... przyjaciółmi - stwierdziłam, nie wiedząc, skąd wziął się u mnie ten smutek.
Przecież miałam nikomu nie pokazywać tego, co czuję!
- Dlaczego tylko przyjaciółmi? - zacytowała moje słowa.
- Bo... Póki co nie wiem, czy jestem gotowa na związek z Rossem - powiedziałam, nie kryjąc już zawstydzenia.
Po chwili zorientowałam się, że mogło to zabrzmieć trochę egoistycznie, więc dodałam szybko:
- Oboje uznaliśmy to za dobry pomysł.
- A on także tego chciał, czy może jedynie uszanował twoją decyzję? - spytała spokojnie.
Zatkało mnie. Nie myślałam o tym w ten sposób.
- Ja... - wydukałam, przerywając nagle. Nie miałam pojęcia, co jeszcze powiedzieć.
- Laura, nie zrozum mnie źle, bo jesteś moją przyjaciółką i zawsze będę cię wspierać. Tyle, że Ross to mój brat. I kocham go. Oboje jesteście dla mnie ważni, więc staram się być bezstronna. On cię kocha i zależy mu na tobie. I mogę się założyć, że ty też coś do niego czujesz. Zranił cię, ale każdy popełnia czasem błędy.
- Dlaczego wszyscy chcą, żebym mu wybaczyła i do niego wróciła? Skąd ta pewność, że ja wciąż go kocham? - spytałam, bardziej siebie niż ją. Naprawdę mnie to nurtowało.
- Bo może wszyscy dostrzegają to, czego ty nie potrafisz i od czego za wszelką scenę starasz się odciąć?
Nie wiedziałam, co mogę na to odpowiedzieć. Czyżby Rydel miała rację? Od zawsze była dla nas taką dobrą wróżką, która zarażała uśmiechem i potrafiła każdego zrozumieć.
Czy ja naprawdę tłumię w sobie to, co czuję do Rossa?
Czy zamykam się na to wszystko, bo boję się prawdy?
I czy zawsze muszę zadawać tyle pytań?!
- Chodź za mną, mam pomysł - oznajmiła nagle radosna Rydel, całkowicie zmieniając temat. Pociągnęła mnie za dłoń w kierunku schodów.
Jak nakazała Rydel, zatrzymałam się pod koniec korytarza. Dziewczyna pokazała, że mam być cicho. Mimo iż całkowicie nie rozumiałam, o co chodzi, posłuchałam jej. Delly uważnie czegoś nasłuchiwała, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, po co to wszystko zrobiła. Podobnie jak i ja, moja siostra ma naprawdę głośny ton głosu, a Veronika... A Veronika, to Veronika. Buzia jej się nie zamyka.
Szczęście nam dopisywało - drużyna V akurat o czymś rozmawiała. Zapewne omawiały plan, by móc nas dopaść. Rozmowy były na tyle odległe, że byłam pewna o dalekim położeniu dziewczyn. Nie chowały się przy schodach, a to dawało nam przewagę. Rydel też to zauważyła.
Dając sobie jakiś znak migowy, zaczęłyśmy schodzić powoli po schodach, na wszelki wypadek trzymając przed sobą zabawkowe pistolety. Sytuacja była komiczna, nasze zachowanie przesadne, a pomysł dziwny, ale miałam to gdzieś. Już dawno tak się nie bawiłam!
Kiedy zeszłyśmy na parter, zrozumiałam, że miałam rację. Drużyna V chowała się w salonie. Oznaczało to, że mają dostęp zarówno do holu, w którym się znajdowałyśmy, jak i do ogródka. Ta świadomość sprawiła, że wpadłam na pewien pomysł.
- Rydel... - szepnęłam do przyjaciółki. Spojrzała na mnie, ale nie przestawała kontrolować całej sytuacji. Machnęłam ręką, dając jej do zrozumienia, że ma podążać za mną. Tak też zrobiła. Przez drzwi wejściowe opuściłyśmy mieszkanie i obiegłyśmy cały budynek do okoła, kierując się do ogródka. Niebo czuwa nad szaleńcami - drzwi balkonowe były otwarte. Dziwne, bo nie pamiętam, abyśmy zostawiły je w takim stanie...
Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, gdyż blondynka ruszyła przed siebie. Dogoniłam ją. Im bliżej drzwi balkonowych się znajdowałyśmy, tym wyraźniej dostrzegałam plecy mojej siostry. Pochylała się za sofą, wypatrując czegoś przed sobą. A gdzie Veronika?
Rydel także dostrzegła brak naszej przyjaciółki. Mniej pewnie zbliżyłyśmy się do drzwi, wyciągając przed siebie pistolety. Już stałyśmy przy wejściu do domu, do salonu, już miałyśmy strzelić do mojej siostry, kiedy wyskoczyła przed nas Veronika, z bronią i złowieszczym uśmiechem na twarzy.
- Wiedziałyśmy, że wpadniecie na ten pomysł - zaśmiała się jak najgorszy filmowy złoczyńca.
- Specjalnie otworzyłyśmy drzwi balkonowe - dodała Vanessa, podchodząc do szatynki.
Stałyśmy na przeciwko siebie, trzymając zabawkowe pistolety i czekając na to, kto wykona pierwszy ruch. I powiedzcie mi, że my jesteśmy normalne!
Swoją drogą, nigdy nie rozumiałam, dlaczego w filmach, kiedy ktoś ma do kogoś strzelić, zabić lub unicestwić, zamiast wykonać ostateczny ruch, strzela przemowę na trzy sceny. To całkowicie sensu nie ma przecież!
- Ognia! - krzyknęła Vera. I ponownie rozpoczęła się strzelanina.
Raz trafiłam Vanessę prawie w stopę, ale zdążyła się odsunąć. Dostałam więc od niej prosto w brzuch strzałką, co było równoznaczne z tym, że się wykrwawiłam i zginęłam. Jedyne, co mi pozostało, to trzymać kciuki za Rydel. Muszę przyznać, że całkiem nieźle jej szło. Trafiła moją siostrę w dłoń, ale zaraz potem znalazła się między Vanessą, a Veroniką. Nie mogła się rozdwoić. Zastrzeliła szatynkę, a Vanessa trafiła ją w plecy, tym samym sprawiając, że jej team, drużyna V, wygrał pojedynek na piankowe strzałki. To nawet w moich myślach brzmi dziwnie.
- Jak to mówią, najważniejsza jest zabawa, ale i tak liczy się wygrana - powiedziała dumnie Veronika, wypinając pierś do przodu i kładąc ręce na biodrach. Następnie przybiła piątkę mojej siostrze.
Oczywiście nie byłyby sobą, gdyby ostentacyjnie nie uświadomiły nam, jaką porażkę poniosłyśmy.
- Gratuluję wygranej - powiedziałam cicho, kiedy wszelakie kłótnie i spory się skończyły.
O dziwo, cała ta wojna na strzałki, ganianie się po całym domu i uciekanie przed sobą bardzo nas zmęczyło! Udałyśmy się więc do salonu, by napić się wody (Rydel zapomniała o winie) i zamówić pizzę. Niestety, tym razem nie przekonałyśmy Rydel do nieprzejmowania się kilogramami. Dziewczyna zaparła się i nijak nie mogłyśmy zmienić jej zdania. W trójkę - Nessa, Vera i ja - zjadłyśmy pyszny fast-food, a blondynka jakąś sałatkę. Pff.
Pałaszując kolację plotkowałyśmy dosłownie o wszystkim! I to było naprawdę przyjemne. Brakowało mi takich luźnych rozmów o ubraniach, innych ludziach, czy serialach i aktorach, czegoś, przy czym nie musiałabym zadawać sobie tak wielu pytań. Podejrzewam, że mój mózg niezmiernie radował się tym faktem - wreszcie mógł odpocząć. I wcale w tym momencie nie przesadzam. Jeszcze trochę analizowania swojego życia i uczuć, a dostałabym migreny. Po jakimś czasie to zaczyna być męczące.
Po kolacji obejrzałyśmy film. Była to komedia romantyczna, z Ryanem Goslingiem w roli głównej. Uwielbiam ten gatunek filmowy! Nie dość, że można się pośmiać i pokrzyczeć na bohaterów, to jeszcze pojawia się miłość, czyli coś, co większość dziewczyn uwielbia widzieć w różnych powieściach. No, a fakt, że przystojny chłopak biega po ekranie bez koszulki jest jedynie kolejnym atutem.
Po filmie znowu rozmawiałyśmy, tym razem na poważniejsze tematy. Może i nawet życiowe? Spodobała mi się ta odmiana, zwłaszcza, że nie dotyczyła jedynie kłopotów sercowych (które, swoją drogą, miałam jedynie ja).
Patrząc na dziewczyny, zrozumiałam, jak bardzo mi ich brakowało. Pewne rzeczy docenia się dopiero wtedy, kiedy się je straci. Nie powinnam ich tak zaniedbywać, tym bardziej od siebie odsuwać. Brakowało mi ich. A przyjaźń jest takim uczuciem, które każdy kiedyś powinien docenić. Bez względu na to, kim i jaki jest. Bo to naprawdę cenny dar.

*oczami Veroniki*

- Nie zasypiajcie! - warknęłam na Vanessę i Laurę, którym widocznie lepiły się powieki. Okay, może i ich życie jest trochę bardziej pracowite, wcześniej wstają i mają więcej na głowie, ale to wciąż nie jest powód, żeby zasypiać o pierwszej w nocy! 
- Nie bij... - ziewnęła Vanessa, przeciągając się. 
- Choćbym wam miała wsadzić baterie do tyłka, nie pozwolę, abyście zasnęły. To jest babska nocka - powiedziałam, podkreślając ostatnie słowo. 
Nawet, gdy byłyśmy jeszcze w gimnazjum, nocowania z Laurą kończyły się tym samym; ja nie pozwalałam jej spać, ona marudziła, po czym wołała, że rodzice idą, więc udawałyśmy, że śpimy. Jak się okazywało, rodzice wcale nie szli. Szturchałam ją w ramię, mówiąc, że nikogo nie ma, ale było za późno - dawno spała. I tak za każdym razem.
- Vera, ja jutro idę na plan... - westchnęła Laura. 
Okay, to ją trochę usprawiedliwia, ale...
Nie, to jednak to nie jest usprawiedliwienie. 
- To było o tym myśleć rano, gdy planowałyśmy tę nockę. - Pokazałam jej język. - Zobacz, Rydel w ogóle nie marudzi... - powiedziałam, wskazując na przyjaciółkę. Słysząc swoje imię, oderwała się od ekranu telefonu. 
- A z kim to tak piszesz, co? - zainteresowała się Laura, trzymając powieki palcami tak, by nie opadały.
Plusik za starania.
- Z nikim. Ell wysłał mi tylko sms na dobranoc, to chciałam odpisać. - Rydel wzruszyła ramionami.
- Ooo, jak słodko... - westchnęła Vanessa, po czym wybuchła śmiechem.
- Nie przypomnę, kto ostatnie pół godziny spędził w łazience rozmawiając z Rikerem - zironizowałam, a brunetka przestała się śmiać. Punkt dla mnie!
- Czuję się przy was taka samotna - zażartowała Laura, a z jej ust wyrwało się ziewnięcie. 
Przy tych śpiących smokach czuję się, jakby w moich żyłach krążył Red Bull, a nie krew. Skąd taki nagły zanik energii w ich najedzonych pizzą ciałkach?
- A ja się czuję jak wulkan energii, więc zróbmy coś szalonego! - zawołałam, ciesząc się, że nie mieszkamy w bloku, bo ktoś mógłby się poskarżyć na hałasy. W pewnym sensie, chciałam też trochę pomóc Laurze. Bo mogę się założyć, że gdyby nie ja, nasza rozmowa stoczyłaby się na temat pana Lyncha, a to mogłoby nie być dla niej przyjemne. I tak dosyć się już namęczyła przez to zerwanie.
Dziewczyny coś zaszemrały, a ja chciałam im odpowiedzieć, ale usłyszałam ciche pikanie.
- Ktoś dostał sms - oznajmiła Rydel, a ja miałam ochotę przyznać jej order za spostrzegawczość.
Jak się okazało, to mój telefon zabrzęczał. Wzięłam go do ręki, by sprawdzić, któż to ma ochotę pisać ze mną o tej porze... 
Miałam cicha nadzieję, że to może Jake, bo chociaż śmieję się z dziewczyn, to chciałabym, żeby mój chłopak wysyłał mi sms'y na dobranoc. Wbrew pozorom, to naprawdę miłe. Od razu człowiekowi się lepiej zasypia. Niestety, nadawcą wiadomości nie był Jake, a inny blondyn. Zdziwiło mnie to trochę, a jeszcze bardziej zdziwiła mnie treść wiadomości. 
- Czyżby ktoś także dostał romantyczną wiadomość na dobranoc? - zaśmiała się Vanessa, wbijając mi palec w żebro. 
- O ile sms od operatora można nazwać wiadomością miłosną - skłamałam, szybko wstukując coś na klawiaturze tak, by nie zauważyły tego dziewczyny - to tak, dostałam wiadomość miłosną. - Przewróciłam oczami. Ta sytuacja była rolą mojego życia, a nawet nie mogę się im pochwalić, że tak ładnie je nabrałam, bo całe kłamstwo szlag by trafił. 
Aby to wszystko nie wydało się podejrzane, odczekałam pięć minut. Trwały prawie wieczność, podczas której półsłówkami odpowiadałam na pytania dziewczyn. Nie potrafiłam zaangażować się w rozmowę, kiedy wiedziałam, że chłopak ma mi coś ważnego do powiedzenia. I czeka przed domem.
- Dziewczyny, ja lecę do toalety - oznajmiłam po dłuższej chwili. - Trochę mnie nie będzie, ale niech tylko któraś spróbuje zasnąć, a zagwarantuję wam, że już się nie obudzi! - Pogroziłam im palcem i nim zdążyły o cokolwiek spytać, opuściłam pokój. Skierowałam się na dół, po cichu zbiegając po schodach. Ja się powinnam ninją urodzić! Odblokowałam zamek w drzwiach wejściowych i wyszłam na zewnątrz. 
Poczułam przyjemny chłód, kiedy wiatr owiał moje nagie nogi - moja piżama składała się z za dużej bluzki i krótkich spodenek. 
- Halo? - krzyknęłam szeptem (tylko ja tak potrafię), wypatrując blondyna. Jego auto stało na podjeździe, więc musiał tu być. Przez chwilę wystraszyłam się, że może to jakaś pułapka, ale już po chwili z mroku wyłoniła się twarz chłopaka. Na mój widok uśmiechnął się lekko i, co mnie zdziwiło, przytulił mnie na przywitanie.
- Też się cieszę, że cię widzę, Ross, ale skąd ta nagła czułość? - zaśmiałam się, przyciszając głos. Nie chciałam, by dziewczyny nas usłyszały. 
- Takie małe podziękowanie za to, że chciało ci się tu przyjść, bo wiem, jakim jesteś leniem. I za to, że marzniesz w krótkich spodenkach. Ładne nogi, tak przy okazji. - Uśmiechnął się szeroko, a ja przewróciłam oczami.
- Faceci. Lepiej powiedz, co tutaj robisz. Bo dziewczyny nie uwierzą, że tyle czasu w toalecie spędzam!
- Spokojnie, już mówię - westchnął, widocznie speszony. Ze słabego podrywacza zmienił się w nieśmiałego chłopca, ciekawe. - Poprosiłem cię, abyś przyszła, bo nie chciałem tego załatwiać przez telefon. To bardzo ważne.
- Ale o co w ogóle chodzi, jeśli mogę spytać? - pośpieszałam go, na co tylko się zaśmiał.
Nigdy nie należałam do cierpliwych osób.
- Organizuję taką małą niespodziankę dla Laury, wiesz, w ramach przeprosin. Chcę jej pokazać, że mi ciągle zależy i... Trochę tak liczę na to, że da mi szansę - ponownie się zawstydził, a ja z trudem powstrzymywałam się od wydania z siebie głośnego "ooo". Albo parsknięcia śmiechem. 
Jednak to pierwsze.
- I chciałem cię spytać, czy mogłabyś wziąć Laurę w piątek na jakieś zakupy lub coś w tym stylu. Żeby to nie wydało się podejrzane, weź też Jake'a! - ucieszył się. - Będzie wyglądało, jakbyś zaprosiła ją na swoją randkę.
- Chciałabym ci pomóc, ale boję się, że to nie wypali... Co, jeśli Jake się na mnie obrazi, że go wykorzystuję do czyiś planów lub coś w tym stylu?
- Ale on o tym wie, zgodził się nawet! 
O. Dobrze wiedzieć.
- A co z Laurą? Nie będzie jej głupio i smutno, że idzie z kimś na randkę, jako czwarte koło u wozu? - spytałam, wciąż pełna wątpliwości. Naprawdę chciałam pomóc chłopakowi, ale nie kosztem szczęścia moich bliskich.
- Yyy, Riker mi to tłumaczył. To jakiś chwyt psychologiczny, wiesz... Ona pomyśli, że jest samotna i tak dalej i wtedy ja jej pokażę, że mi na niej zależy i... I może da mi szansę...
Westchnęłam, wciąż myśląc. Zgodzić się czy nie?
- Veronika, proszę... To dla mnie bardzo ważne, ja ją naprawdę kocham i wiem, że możesz mieć o mnie złe zdanie, ale zrozumiałem błąd i chcę go naprawić! Proszę, bez ciebie nie dam sobie rady. - Spojrzał na mnie smutno, a ja wstrzymałam oddech. Spoglądając w jego oczy, w jego smutne, wielkie oczy, nie mogłam nie dostrzec tego, że mówi prawdę. To spojrzenie roztopiłoby najbardziej zlodowaciałe serce.
- Ciesz się, że Bozia obdarzyła cię magicznymi oczami - zaśmiałam się. - Okay, zgadzam się - oznajmiłam z uśmiechem na ustach. 
A Ross wybuchnął radością, dosłownie. Zacisnął dłonie, uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie z całej siły. 
- Dzięki, dzięki, dzięki! - zapiszczał, po czym odsunął się i pocałował mnie szybko i mocno w policzek.
- Ej, nie przeżywaj tego, jak mrówka okres! - Potarłam dłonią policzek. - Poza tym, mam chłopaka!
- Wiem, wiem, przepraszam... - westchnął, wciąż nie kontrolując radości. Jak to niewiele trzeba, by uszczęśliwić człowieka. - Właśnie, apropo twojego chłopaka... - rzucił, po czym pobiegł do samochodu, zostawiając mnie osłupiałą przy drzwiach. Po chwili jednak wrócił do mnie, trzymając w dłoni małe, pluszowe, brązowe coś. 
- To dla ciebie, od Jake'a - oznajmił, wręczając mi przedmiot. Obróciłam go w dłoniach - jak się okazało, był to mały, pluszowy misiek. Na jego szyi przewiązany był sznurek, a do niego przyczepiona karteczka z jakimś napisem.
- Słodkich snów, Jake - przeczytałam na głos. - Ooo, jaki kochany - zaśmiałam się. 
I w tym momencie jestem w stanie mu wybaczyć każdą głupią kłótnie, każdy brak wiadomości na dobranoc i każdy błąd. 
Lubię przytulanki i oryginalność. Nie oceniajcie mnie.
- Dobra, ja muszę spadać. Dziewczyny zaczną się dziwić, gdzie zniknęłam.
- Jeszcze raz dziękuję i dobranoc - powiedział chłopak, idąc powoli do swojego samochodu.
- Dobranoc! - zawołałam za nim i wbiegłam do domu. Starannie zamknęłam drzwi i przekręciłam zamek, po czym pognałam na górę. Wrzuciłam miśka do własnego pokoju i pocierając swoje dłonie o siebie nawzajem, by nie były zimne, wparowałam do pokoju przyjaciółek. 
Już chciałam wyjaśniać, dlaczego tyle mnie nie było, kiedy się zorientowałam, że nie mam do kogo mówić. Vanessa i Laura wygodnie spały w łóżku, przytulając się do siebie, a Rydel opierała o łóżko, także smacznie chrapiąc. W dłoni trzymała telefon.
Przez chwilę obudziła się we mnie żądza mordu, ale byłam zbyt szczęśliwa, by robić komuś krzywdę. Wzięłam więc telefon do ręki, napisałam krótką wiadomość do mojego chłopaka i biorąc ze sobą jakiś koc, położyłam się na materacu. Skoro jako jedyna wytrwałam, to zrobię sobie na śniadanie gofry w nagrodę. O, albo omlet! 
Z myślą o pysznym śniadaniu, wygranej bitwie na strzałki i Jake'u, zasnęłam.

***

Bum! :D
Notkę piszę teraz, w poniedziałek, ale rozdział dodam jutro, we wtorek, bo muszę go jeszcze sprawdzić, a aktualnie nie mam na to siły. No, i sposobności xd
Ten rozdział jest naprawdę życiowy, wierzcie mi. I chociaż bitwa na strzałki może wydawać się Wam dziecinna, to po spędzeniu całego dnia z moją przyjaciółką nie byłam w stanie napisać niczego normalnego xd I możecie w nim odnaleźć też trochę mnie. :) No, oprócz fragmentu o ładnych nogach Very, to całkowicie mnie nie dotyczy ;p
No, jak tam wakacje? Ja mogę zagwarantować, że blog na stówę nie skończy się przed końcem lipca. ;p Zapewne by mi się to udało, ale przyjechała do mnie przyjaciółka na tydzień, to nie chcę siedzieć cały czas przy kompie i pisać rozdziałów, tylko podbijać z nią Kołobrzeg. ^^ Mieszka ktoś może blisko? c: Tak więc, jako że mój upośledzony mózg ma słabość do trójek i piątek, to epilog pojawi się albo 13, albo 15 sierpnia, tego możecie być pewni c: A kolejny rozdział w weekend lub poniedzialłek za tydzień.
Nie próbujcie tego zrozumieć. Póki co nikomu się nie udało :')
Właśnie, ważne pytanie: ma któreś z Was twittera? Chętnie bym zaobserwowała, ostatnio uzależniłam się od tego portalu :') 
 Jeszcze jedno pytanie; wiecie może, jak zrobić takie fajne ramki wokół dodawanych gifów? Bo widziałam to na kilku blogach, a nie wiem, jak zrobić. A lepiej wygląda, niż zwykły dodany gif. :) Się na tym nie znam, więc jak coś poprzekręcałam, to nie śmiać się :D
Okay, na dziś to tyle. Niech oczekiwanie na najnowszy album R5 nie dłuży Wam się zbytnio, a wakacje trwają wieczność.
Pozdrawiam. xx
~JuLien 




R5 - "Love Me Like That"
 

12 komentarzy:

  1. Em tak jakby mamy 28 lipiec, a w notce napisałaś, że epilog pojawi się 13 albo 15 lipca. Chyba miało być sierpnia xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, okay, pomyliłam się xd Dzięki za spostrzegawczość, już poprawiam ^^

      Usuń
  2. Powiem tylko tyle, że ten rozdział był śmieszny :D W pozytywny sposób... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział!!!
    Ten babski wieczór był genialny. Uśmiech sam wchodził mi na twarz. Bitwa na rzutki... haha. Te dziewczyny ciągle mają na coś pomysły i czasami te pomysły są śmieszne. Szkoda, że Laura tylko jest sama spośród swoich przyjaciółek. Chociaż pewnie to się niedługo zmieni. Jaką niespodziankę szykuje Ross? No weź w końcu już to zdradź, bo juz nie mogę się jej doczekać oraz Raury.
    Z niecierpliwością czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie opisałaś ten babski wieczór, rozumiem to tylko, że z moją przyjaciółką późno się kładziemy i wcześnie budzimy, bardzo wcześnie. Już nie mogę się doczekać tej niespodzianki Rossa. Musi być Raura!
    Życzę weny i pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty<3
    Ten babski wieczor byl smieszny(w dobrym sesie), podobal mi sie:)
    Mam twittera:) Ja to Patrycja-Czekoladka @patiILoveMusic
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam:*
    Twoja Czekoladka♥
    Ps.: Zapraszam: nie-chce-taka-byc-ale-niestety-musze.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :*
    Bitwa na rzutki, sms, misiek :)
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem @KreisKaro :P
    Yellow Drimer ;)
    No ja czekam na nexta :o
    Miał być wczoraj. :c
    No cóż
    cześć

    ~Kal

    OdpowiedzUsuń
  8. Woot woot! Boski! Matulo ten wieczór... Sama chciałabym tam być ;D Co do niespodzianki Rossa to matko jak chłopak się stara, jestem ciekawa jaka będzie relacja Raury na końcu bloga bo wiem że możesz zaskoczyć ;P Pozdrawiam! ~ TT @lovelyrosser. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział nie mogę doczekać się next

    OdpowiedzUsuń
  10. mega rozdział z niecierpliwością czekam na next <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  11. 63!!!!!!! Łuhuuu! Szybko udało mi się nadrobić te wszystkie rozdziały! Znaczy jak dla mnie bo myślałam, zajmie mi to dłużej. No nic rozdział superaśny! Zajebisty babski wieczór. Ja i moje przyjaciółki miałyśmy podobny tyle, że w namiocie! Nie zapomnę jak planowałyśmy oglądanie horrorów, ale po obejrzeniu początkowych napisów i przesłuchaniu upiornej czołówkowej piosenki jednak zrezygnowałyśmy z tego i włączyłyśmy sobie Asterixa i Obelixa. xd Ach te wspomnienia... Ale koniec tego. Rozdział naprawdę świetny. Lecę czytać 64!

    OdpowiedzUsuń