poniedziałek, 20 lipca 2015

61. Come on and rock that rock with me


*oczami Laury*

Śniłam. Nie wiem o czym, ale śniłam. I w pewnym momencie, mój słodki sen został przerwany przez szturchanie w ramię. Otworzyłam gwałtownie oczy i nie mogłam uwierzyć w to, kogo zobaczyłam nad sobą. Może to zbieg okoliczności, może dziwny traf lub złośliwość losu, ale nade mną pochylał się Ross. 
To był on. 
Przez chwilę wahałam się, czy przypadkiem wciąż nie śnię, ale to była najprawdziwsza rzeczywistość. Leżałam w swoim łóżku, w hotelowym pokoju, wciąż będąc nieprzytomną i niepewną, co się dzieje, a obok mnie siedział Ross, uśmiechając się lekko. 
- Co się stało? - spytałam, biorąc głęboki wdech i siadając. Miałam w głowie tyle pytań. 
- Zaspałaś na śniadanie. Wszyscy czekamy na ciebie od jakichś 15 minut na stołówce, a jako że nie przychodziłaś, to zostałem po ciebie wysłany. 
Nie wnikałam już w to, dlaczego akurat to on po mnie przyszedł. 
- Ale... Przecież miałam nastawiony budzik... - mruknęłam, dochodząc powoli do siebie. Nigdy nie byłam dobra w porannym wstawaniu. 
Odwróciłam głowę w kierunku szafki nocnej i wzięłam do ręki telefon. Ktoś wyłączył mój budzik. O co tu chodzi?
- Raini... - wymamrotałam pod nosem. Mogę się założyć, że zrobiła to specjalnie, a przyjście po mnie Lyncha wcale nie jest przypadkowym wylosowaniem. 
- Nie żebym cię pospieszał... Ale jeśli w ciągu kilku minut się nie naszykujesz, to prawdopodobnie nie będziesz miała możliwości zjeść śniadania. - Wstał z łóżka i skrzyżował ramiona na torsie. 
Przez cały ten czas uśmiechał się do mnie. Lekkość, z jaką potrafił ze mną rozmawiać po tym całym zamieszaniu mnie zaskakiwała. Zachowywał się tak, jakby między nami nic się nie wydarzyło. Może też powinnam tak zrobić?
- Daj mi pięć minut - powiadomiłam go, podejrzewając, że i tak będzie chciał na mnie poczekać. Chwyciłam ubrania, które wczorajszego wieczoru naszykowałam na krześle, wzięłam kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Przekręciłam klucz w zamku, tak na wszelki wypadek. Skorzystałam z toalety, umyłam się, uczesałam i pomalowałam swoje rzęsy. Chciałam jeszcze użyć błyszczyka, ale uznałam, że skoro idę na śniadanie, to i tak cały by się zmazał. Ubrałam się, rozczesałam i spojrzałam w lustro. Chyba byłam gotowa - a przynajmniej do zejścia na stołówkę. Do rozmowy z chłopakiem... Niekoniecznie. Miałam nadzieję, że pogadam z nim wieczorem, mogąc wcześniej przygotować się do tego wszystkiego. Nie chcę palnąć jakiejś głupoty, ale skoro Raini postanowiła mi pomóc, to może powinnam z tego korzystać? 
Koniec tych ciągłych rozmyślań. Weź się w garść, Laura. Dasz radę. To tylko rozmowa. Zwykła rozmowa. To tylko...
- Idziesz?
- Już! - zawołałam do zniecierpliwionego blondyna. Poprawiłam włosy i psiknęłam się mgiełką. Dobra, teraz jestem gotowa. 
Odblokowałam drzwi i pociągnęłam za klamkę. Następnie popchnęłam, orientując się, w którą stronę się je otwiera.
- Możemy już iść - oznajmiłam, unosząc lekko kąciki swoich ust. Ponoć dobre nastawienie to podstawa. 
Wzięłam swoją kartę z pokoju, tuż przed tym, jak z niego wyszliśmy. Ruszyliśmy korytarzem, kierując się do wind. 
To wszystko nie tak miało wyglądać. To nie miało być aż tak trudne. To wszystko nie miało być takie, jakie się okazało... 
Chciałabym się cofnąć do dnia, kiedy wyjeżdżał w trasę. Chociaż, nie. To by nic nie zmieniło. I tak bym go puściła, bo za bardzo mi na nim zależało. I wciąż zależy. Dlatego tak nienawidzę się za to, że z nim zerwałam. Sama utrudniłam sobie tę całą sprawę. Chciałabym się cofnąć do dnia, kiedy z tej trasy koncertowej wrócił. Bo zamiast się na niego obrażać i kończyć to wszystko, spróbowałabym to naprawić albo zacząć od nowa. Łatwo mi to teraz mówić. Przecież każdy jest mądry po fakcie. Skąd mogłam wiedzieć, że teraz tak będę tego wszystkiego żałować? 
Cisza między nami robiła się coraz bardziej niezręczna. Ciekawe, czy on też tak myślał... Chciałabym znać jego myśli. Życie byłoby wtedy o wiele prostsze. Chciałabym też potrafić mu coś powiedzieć, ale nie wiem, co. To naprawdę jest skomplikowane, bo sama nie wiem, czego chcę. Taka bezradność mnie dobija, muszę spróbować coś zrobić. 
Ludzie zazwyczaj wiedzą, co czują, wiedzą, gdy się zakochają. Są jednak takie przypadki, kiedy nie jesteśmy pewni swoich uczuć. Zupełnie tak, jak było z sytuacją Jake'a i Veroniki. Ona też nie była pewna swoich uczuć. Nasze połączenie jest widać dosyć spore. Kochałam Rossa. Brakuje mi jego bliskości, rozmów, żartów, a przede wszystkim uśmiechu i swobody w naszej relacji. Wiem, że chcę się z nim pogodzić, to na pewno. Ale, czy wciąż go kocham? Może to zerwanie nie było bezpodstawne?
 Ach, dobrze, że tyle o tym nie myślałam. Świetnie mi idzie ta rozmowa z blondynem!
- Ross, chciałam z tobą pogadać - oznajmiłam, kiedy stanęliśmy przed windami. Chciałam nacisnąć przycisk, ale chłopak mnie wyprzedził i sam to zrobił. 
- O czym? - zainteresował się i oparł o ścianę. Przełknęłam ślinę. 
Muszę mu powiedzieć o tym, że żałuję swoich decyzji... Nie, żałuję, że byłam na niego zła. Przeprosić za swoje fochy i humory. Wytłumaczyć, o co mi chodziło i wyjaśnić swoje zachowanie. I poprosić o... O co? O przyjaźń. Tak. Tylko jak to wszystko dobrze powiedzieć?
- Nie wiem za bardzo od czego zacząć... - westchnęłam. O niektórych rzeczach po prostu nie da się rozmawiać bez problemu. - Wiesz, ludzie czasami żałują niektórych decyzji i działają pod wpływem emocji - wydusiłam. Nie jestem pewna, czy do końca o to mi chodziło, ale słowa już padły. Nie mogę ich odwrócić.
- Wiem o tym - potwierdził. 
Jakiś cichy głos w głowie podpowiadał mi, że on wie, na jaki temat chce z nim porozmawiać i specjalnie czeka, aż sama mu to wszystko powiem. Wciąż pozostawała podejrzliwość, że słyszał to, co mówiłam wczoraj do Raini. Może to będzie mój punkt uczepienia?
- Może inaczej - stwierdziłam, ocierając dłonie o spodnie. - Odpowiedz szczerze. Ile słyszałeś z mojej wczorajszej rozmowy z Raini? 
W tym momencie przyjechała winda. Wsiedliśmy do niej i tym razem, wyprzedzając chłopaka, wybrałam przycisk z napisem "parter". I choć to całkowicie głupie, poczułam satysfakcje. 
Jednak każdy z nas jest gdzieś tam w środku dzieckiem.
- Na pewno chcesz się dowiedzieć? - zaśmiał się. 
Naszły mnie wątpliwości, ale ciekawość zwyciężyła. 
- Tak. 
- Od momentu, w którym uznałaś, że przeprosisz mnie za swoje "fochy". - Zrobił cudzysłów w powietrzu, szczerze rozbawiony tą sytuacją. 
Czyli dlatego był taki pewny siebie! Słyszał, dosłownie wszystko, co mówiłam dziewczynie... O nas, o tym, jak się czuję, że chcę się z nim pogodzić, że za nim tęsknie... O Boże. 
Wybuchła we mnie burza uczuć. Było mi tak bardzo wstyd, że mogłabym się zrobić czerwona jak burak. Czułam się głupio. To, co mówiłam, było skierowane do przyjaciółki. On nie powinien tego słuchać, to była prywatna rozmowa. To sprawiło, że poczułam złość. Ale pojawiła się też we mnie ulga. Iskra nadziei. Wiedział, że chcę się z nim pogodzić, więc może ta rozmowa nie okaże się aż taka trudna.
- Specjalnie odezwałem się w tym momencie. Wolałem nie słyszeć, jakie to uczucie się ze mną całować. I tak wiem, że to lubiłaś. - Puścił mi oczko. 
On specjalnie próbuje rozluźnić tę atmosferę, czy może pewność siebie jest u niego czymś naturalnym?
- Wiedziałeś o tym wszystkim i kazałeś mi się męczyć? Wiesz, jak trudno było mi zacząć tę rozmowę! - oburzyłam się, ale złość nie wyszła mi za dobrze, bo na koniec się zaśmiałam. A może to nie będzie aż tak trudne?
Strach rzeczywiście ma tylko wielkie oczy. A kłamstwo krótkie nogi, ale to już zupełnie inna historia.
- Ross, przepraszam - powiedziałam już spokojniej, chłopak też przestał się uśmiechać, ale radość z niego nie wyparowała. Wciąż mogłam dostrzec małe iskierki w jego oczach. - Nie wiem, czy powinniśmy być razem, ale zdecydowanie mi ciebie brakuje. Chociaż, już pewnie to wiesz, w końcu wszystko słyszałeś! - warknęłam. Wciąż było mi głupio z myślą, że słyszał znaczną część naszej rozmowy...
- Ej! Wiesz, że dużo piję. Po prostu poszedłem do stolika z wodą, to nie moja wina, że akurat postanowiłyście mnie obgadywać! - zaśmiał się. Kiedy winda się zatrzymała, a jej drzwi otworzyły, wysiedliśmy z niej i ruszyliśmy w kierunku stołówki. 
- Wcale cię nie... - chciałam coś powiedzieć, ale dotarło do mnie, że on ma rację. - Okay. Obgadywałyśmy cię. 
Chociaż to wcale nie było nic aż tak złego, poczułam się jak dziecko, które ukradło zabawkę ze sklepowej półki i musiało przyznać do tego mamie.
- Też cię przepraszam. Ponownie. Za tę całą aferę. Gdybym wiedział, co czuje teraz, nigdy bym się tak nie zachował.
To dziwne, że mówienie o uczuciach przychodziło mu z taką łatwością. Czy on właśnie, w pewnym sensie, powiedział mi, że wciąż mnie kocha? Zresztą, o czym ja myślę. Przecież powiedział mi to już wiele razy. A ja wciąż nie wiem, czy jestem na to gotowa. Może i coś do niego czuje, ale nie chcę ponownie podjąć pochopnej decyzji, której potem będę żałować. Tak, jak teraz. 
- Myślę, że lepszym pomysłem byłoby się pogodzić i... znowu zaprzyjaźnić - powiedziałam spokojnie, chcąc zabrzmieć miło. Zatrzymałam się tuż przed wejściem na stołówkę. Ross zrobił podobnie. Uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy. Było widać, że nad czymś myśli. W końcu jednak ponownie się uśmiechał, znowu był tym radosnym chłopakiem. 
- Pewnie. Dziękuję, że dałaś mi szansę. 
- Nie ma za co. Dziękuję, że mi wybaczyłeś - odpowiedziałam i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. Blondyn przewrócił z rozbawieniem oczami, po czym wyciągnął w moim kierunku swoją. Nie uścisnął jej jednak, a chwycił mocno i pociągnął. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Nie miałam szans się od niego odsunąć. Nie to, żebym próbowała. Tak długo odsuwałam go od siebie, że gdy znowu mogłam być w jakiś sposób przy nim, chciałam się tym nacieszyć. Tak po prostu. 
To było miłe. A nawet najgorsza osoba na świecie zasługuje na trochę szczęścia, prawda? 
Odsunęliśmy się od siebie i wymieniliśmy uśmiechami. Poczułam się wtedy, od bardzo dawna, naprawdę spokojna, bezpieczna... Nie umiem tego określić. Zrzuciłam z siebie pewien rodzaj ciężaru. Poczułam się lekka, pełna nadziei, gotowa do działania... szczęśliwa. 
- Idziemy? - spytałam, wskazując głową na stołówkę.
- Dobry pomysł - podsumował i wymieniając się jeszcze jakimiś dobrymi uwagami, weszliśmy do środka. Odszukałam wzrokiem naszych przyjaciół. Raini i Calum siedzieli razem przy stole. Raini jadła jakąś kanapkę, a Calum sprawdzał coś w telefonie. Powiedziałam Rossowi, żeby szedł za mną i ponownie ruszyliśmy przed siebie, docierając do stolika dziewczyny i rudzielca. 
- Dzień dobry wszystkim - przywitałam się. 
- Hej.
- I jak się spało? - spytała Raini. Widziałam, że jest czymś rozemocjonowana, ale stara się o tym nie mówić. 
- Dobrze. Wiesz, całkiem dziwna historia. Ktoś wyłączył mój budzik - odpowiedziałam, udając zdziwienie.
- Naprawdę? To rzeczywiście dziwne... - wzruszyła ramionami, widocznie zdumiona. I tak wiedziałam, że tylko grała. A o mojej racji przekonała mnie piątka, jaką przybili sobie Ross z brunetką. Wiedziałam, że ta dwójka maczała w tym palce.
- Nie cierpię was - skwitowałam to wszystko z uśmiechem, po czym skierowałam się do tacek z jedzeniem. 
Pora na śniadanie!

*oczami Rydel*

- Siostra, no weź, pomóż mi... - jęknął, nie wiem już nawet, który raz, Riker. 
Chłopak dostał dzisiaj jakiejś weny i postanowił napisać piosenkę, co bardzo nas wszystkich ucieszyło. Zamknął się w pokoju i nie wychodził z niego przez dwie godziny. Niestety, w którymś momencie po prostu dostał zawieszenia. Chciał poprosić o pomoc Rocky'ego, ale ten wyszedł gdzieś na dwór z Ratliffem. Ross jest w Nowym Jorku, ma promocję serialu, więc on też odpada. Więc do kogo nasz kochany braciszek miał się zwrócić? Oczywiście, że do nikogo innego, jak do Rydel. Uwielbiam czuć się potrzebna i im pomagać, ale Riker dobrze wie, że mi pisanie piosenek nie idzie aż tak dobrze. Nie chcę nic zepsuć. Muzyką od zawsze zajmowali się Riker i Rocky - ja, Ross i Ratliff jedynie pomagaliśmy. Mój chłopak wciąż często im doradza, nawet trafnie i to dzięki niemu piosenki są doprowadzone do końca. Riker i Rocky zawsze robili 90% roboty, my i Ross dawaliśmy wskazówki, a Ell dodawał najważniejsze detale. Ale ostatnimi czasy, trochę zmienił się ten podział ról. Riker wciąż pisze świetne teksty, ale Ross także dobrze sobie z tym radzi. Więc teraz to ich trójka zajmuje się pisaniem piosenek, ja pomagam tylko w maluteńkich szczegółach, nie jestem prawie w ogóle potrzebna. Czasami to wpędza mnie w małą niepewność i tracę wiarę w siebie, ale chłopcy skutecznie rozwiewają moje wątpliwości. I w sumie, to się z nimi zgadzam. Jesteśmy R5. Każdy z nas pomaga zespołowi w inny sposób, każde z nas jest ważne. Nie istotne, kto pełni jak dużą rolę. Gdyby zabrakło któregoś z nas, to już nie byłoby to samo. Jesteśmy jak trwała konstrukcja, pięć filarów. Konstrukcja się załamie, jeśli zabraknie którejś podpory. 
- No Delly, Dells, Rydel, siostruniu najukochańsza... Pomóż mi! Mam blokadę jakąś! - westchnął i położył się na fotelu. Siedziałam w salonie, starając się oglądać telewizję. Akurat leciał "Teen Wolf". Kocham ten serial! Ale zdecydowanie wolę Stilesa z Lydią, niż z Malią. Bez sensu, że reżyser nie rozwinął ich relacji...
- Rydel, no weź... To jest ważniejsze od tego twojego Dylana!
- Nigdy więcej nie waż się mówić takich rzeczy - warknęłam, ale ściszyłam głos w telewizorze i z uśmiechem spojrzałam na brata. - Może spotkaj się z Vanessą? To ci na pewno da inspirację. 
- Przecież wiesz, że mi takie coś nie pomaga... - westchnął płaczliwie. - Poza tym, już do niej pisałem. Jest zajęta - dodał naburmuszony. I to on jest najstarszy z nas wszystkich, tak?
Różnica między Rikerem, a Rossem w pisaniu piosenek polega na tym, że młodszy blondyn opisuje w piosenkach swoje życie. No, może nie dosłownie. Chodzi o to, że gdy coś się mu przytrafi, to on czerpie z tego inspiracje i tworzy tekst. Potem tylko dopasowuje, z pomocą starszych braci i Ella, muzykę. Riker natomiast, potrafi napisać utwór o wszystkim. To nie jest tak, że ktoś go zrani, a on napisze tekst o cierpieniu i zrobi z tego hit. Może być w szczęśliwym związku, a piosenka będzie o rozstaniach. Musi mieć wenę, pomysł i chęci, a potrafi stworzyć coś niesamowitego. 
- O czym jest w ogóle ta piosenka? - spytałam, poddając się. 
- Właściwie - zaczął, a jego nastrój widocznie się potrafił - to o szaleństwie. Chcę, aby była radosna, chwytliwa i prosta w odbiorze. Wiesz, to jeszcze nieoficjalne, ale prawdopodobnie ten utwór mógłby zostać wykorzystany do reklamy cukierków. Jeszcze nic nie jest potwierdzone, ale piosenkę napisać muszę. No więc, staram się coś wymyślić. Od kilku dni - dodał.
- A z czym masz największy problem?
- Póki co utknąłem na refrenie. Piosenka nie jest za bardzo skomplikowana, mam już połowę refrenu, a póki co myślę nad chórkami. To jest coś w stylu, że można szaleć na plaży, z przyjaciółmi, na ulicy i tak dalej... Tyle, że nie wiem, czy to nie jest zbyt banalne. 
Zastanowiłam się chwilę.
- Wręcz przeciwnie. Może brzmieć nawet motywująco. Powinieneś cały refren temu poświęcić - powiedziałam, starając się jak najlepiej mu doradzić. - Wiesz, podać jeszcze kilka możliwości tego "szaleństwa". - Zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Myślę, że tak. Ale wiesz, skonsultuj to jeszcze z Rockym. To tylko moja opinia.
- Pewnie. - Uśmiechnął się. - Dzięki. A masz może pomysł na chórki? 
- Skoro przez cały refren podajesz możliwości do szaleństwa, to żeby jeszcze bardziej zmotywować dzieciaki do zabawy, do chórki mogą lecieć: baw się, baw lub coś w tym stylu. 
- Albo, po prostu, szalej, szalej - odparł, patrząc gdzieś w przestrzeń. 
- Dokładnie. Dodasz fajny rytm i będzie chwytliwe. 
Chłopak chwile pomyślał. Zanucił coś pod nosem, zerknął na mnie, a potem za okno i znowu na mnie. Uśmiechnął się szeroko.
- Dzięki, siostro! Jesteś genialna! - krzyknął radośnie i nim zdążyłam zareagować, pobiegł gdzieś, zapewne do swojego pokoju, by zapisać nasze pomysły. 
Od razu poczułam się lepiej. I nie chodziło tylko o to, że cieszyłam się z powodu dalszego oglądania serialu. Lubię pomagać, a zwłaszcza moim bliskim. To daje mi poczucie tego, że jestem w pewnym sensie ważna i komuś potrzebna. Poza tym, widząc uśmiech na twarzach, cieszę się niewyobrażalnie. Od zawsze byłam takim wesołkiem. Nie wiem, skąd się to u mnie wzięło, ale nie rozumiem osób, które wiecznie chodzą smutne, przygnębione, zmartwione... Okay, może w pewnym sensie mam dużo szczęścia, wspaniałych przyjaciół, kochającą rodzinę, fanów, zespół, ale nawet jeśli ktoś ma problem, to powinien próbować go rozwiązać. Może nie zawsze się da, może nie zawsze jest łatwo, ale zawsze warto. Chociażby spróbować, a jeśli się nie uda, to próbować jeszcze raz. Sami musimy zadbać o to, jakie będzie nasze życie i cieszyć się nawet z najmniejszych szczegółów. I choć może wydawać się to skomplikowane, to w rzeczywistości wcale takie nie jest. Moje życie też nie od zawsze było idealne, ale świadomość, że są rzeczy i osoby, dzięki którym mogę się uśmiechać, sprawiały, że naprawdę się uśmiechałam. Łapałam każdą chwilę, każdy szczegół, każdą dobrą rzecz. Na początku było trudno, zawsze tak jest. Ale z czasem przyzwyczaiłam się do cieszenia nawet z najmniejszych przyjemności i jestem, mogę to powiedzieć szczerze, szczęśliwa. I zdecydowanie jest to jeden z moich największych życiowych sukcesów.

*oczami Laury*

Dzisiejszy dzień, ku zaskoczeniu wszystkich, okazał się o wiele spokojniejszy niż dwa poprzednie. Godzinę po śniadaniu, udaliśmy się do pokoi. Mieliśmy niecałe 15 minut, by naszykować się do wyjścia. Wzięłam więc torebkę, do której spakowałam kosmetyczkę, telefon, chusteczki, słuchawki i inne tego typu rzeczy, po czym wraz z Raini wyszłyśmy z pokoju. Tym razem musieliśmy czekać na Rossa, który zapomniał wziąć telefon ze swojego pokoju. Pomińmy fakt, że jeden z producentów (ten najbardziej niecierpliwy) uznał, że ja i Ross pasujemy do siebie, bo przez nas ciągle gdzieś się spóźniamy. Na szczęście chłopak w tym czasie wracał się po swoją komórkę, więc tego nie słyszał. Samochód zawiózł nas prosto do studia Radio Disney. I ponownie udzieliliśmy dwóch wywiadów. Niektóre pytania się powtarzały: te o Auslly, karierę Austina Moona oraz o to, co się stanie z przyjaźnią paczki w trakcie trasy blondyna. Staraliśmy się odpowiadać tak, by zaciekawić fanów, ale nie zdradzić im fabuły i akcji, a równocześnie nie mówić za każdym razem tej samej formułki. Wbrew pozorom, to wcale nie było takie łatwe. Porozmawialiśmy jeszcze z kilkoma osobami i w spokoju opuściliśmy budynek. Jakim zdziwieniem było, kiedy okazało się, że do końca dnia mamy czas wolny i możemy pozwiedzać miasto! No, może nie do końca dnia. O 17 musieliśmy się stawić w hotelu, aby zdążyć się spakować i naszykować na samolot, który zabierał nas do Los Angeles o 2 w nocy. Nie dość, że jet lag źle na mnie działał, to jeszcze musiałam wstawać i chodzić spać o nieludzkich godzinach. Jak dobrze, że w poniedziałek nie muszę iść na plan. Z czystym sumieniem spędzę cały dzień w łóżku. O tak. 
- Co robimy? - zagadnęłam. Mieliśmy prawie trzy godziny czasu wolnego, chciałam to wykorzystać jak najlepiej. 
- Musimy kupić jakieś pamiątki! O, chcę sobie zrobić zdjęcie z tymi wszystkimi zabytkami i ciekawymi miejscami! O, możemy też pójść do parku. Albo do Starbucksa! Chcę zobaczyć, jak smakuje nowojorska kawa. 
- Zapewne podobnie, jak ta nasza. - Calum pokazał jej język. 
Chłopak jest z nas wszystkich najstarszy, chociaż nie zawsze się tak zachowuje. Nie mówi też za wiele, ale gdy zazwyczaj już coś powie, to wszyscy wybuchają śmiechem. Ma ogromne poczucie humoru.
- Możemy się przejść do tego Starbucksa - zgodził się Ross.
- Też chętnie tam pójdę. Mam ochotę na jakieś ciastko. Spalać to będę po powrocie. - Wzruszyłam ramionami.
- Ciekawe, co ty chcesz spalać. Chyba fałdy na mózgu - sarknęła Raini.
- Najpierw musiałaby go mieć - podsumował to wszystko Calum, po czym przybił sobie piątkę z blondynem. Halo, ja tu jestem!
- Ej! - oburzyłam się. - Nie przypomnę, kto zachowuje się jak dziecko. A ty uważaj, bo nasza przyjaźń skończy się równie szybko, co się zaczęła - pogroziłam chłopakom, ale nie przejęli się tym zbytnio, a wręcz przeciwnie. Obydwoje zaczęli się śmiać. 
Wymieniliśmy jeszcze kilka uwag na temat szczerej przyjaźni, po czym skierowaliśmy się... gdzieś. Uznaliśmy, że celem naszej podróży ostatecznie będzie Starbucks, a jako że nie mieliśmy pojęcia, gdzie się najbliżej nas takowy znajduje, wpadliśmy na pomysł, żeby iść przed siebie i zwiedzać, aż do jakiegoś dojdziemy. W końcu musimy jakiś znaleźć, co nie? To w końcu Nowy Jork. 
- Uśmiech! - krzyknęłam do Raini, która pozowała wraz z chłopakami przy jakimś pomniku. Nie wiem, czyj on był, nie wiem, dlaczego chciała mieć z nim zdjęcie, ale stojąc za obiektywem komórki i widząc pozy, jakie przybierali chłopcy, miałam ochotę roześmiać się na głos. W końcu i brunetka zrezygnowała z normalnego uśmiechu i ręce na biodrze, a zaczęła się wygłupiać. Bawiłam się wspaniale! Śmialiśmy się, rozmawialiśmy, robiliśmy zdjęcia... Naprawdę miło spędziłam czas. Mimo, iż przez 80% czasu Calum marudził, jak to musi już iść do toalety. 
- Muszę sikać! - pisnął. 
- To dlaczego nie poszedłeś w studio? Wiedziałeś, że będziemy zwiedzać. 
- Wtedy mi się nie chciało.
- Mogłeś pójść, no wiesz... Tak na zapas. Na wszelki wypadek.
- Skąd miałem wiedzieć, że będzie mi się chciało sikać?
- To było do przewidzenia.
- Następnym razem pójdę do jakiejś wróżki i poproszę ją, żeby mi powiedziała, czy w przeciągu następnej godziny będzie mi się chciało sikać. Specjalnie dla Ciebie, Raini.
Minęło niecałe 15 minut, kiedy Calum ponownie się odezwał. 
- Ludzie... Mi się chce nie tylko sikać. 
- Mogłam przeżyć bez tej informacji. 
- Nie wytrzymam zaraz!
- To idź do krzaków!
- Tam są pedofile i kleszcze. Nie wiem, co gorsze.
- Zaraz urwę ci łeb - warknęłam.
- Przynajmniej odechce mu się do toalety.
- Nie ma to jak kochający przyjaciele.
Koniec końcom, po godzinie zwiedzania i marudzenia Caluma o toaletę i jakieś problemy z pęcherzem oraz 20 minutach spędzonych na spotkaniach z fanami, robieniu zdjęć, rozdawaniu autografów itp., dotarliśmy do jakiegoś Starbucksa. Alleluja!
- Zbawienie! - rudzielec uniósł ręce do góry i pobiegł w kierunku toalet. To było trochę dziwne, ale w tym towarzystwie można spodziewać się wszystkiego.
- Idę nam coś zamówić. Co chcecie? - spytała Raini, kierując się do jakiegoś wolnego stolika.
- Ja chcę jakąś kawę z ciastkiem, wybierz. Zdam się na ciebie. - Wzruszyłam ramionami. 
- To brzmi jak słaby podryw. Tylko jeszcze brakuje, żebyś mi rzuciła tekstem w stylu: "zaskocz mnie". - Zrobiła cudzysłów w powietrzu i zaśmiała się. Przewróciłam oczami i nie skomentowałam tego.
- Ja tylko kawę. W tym fajnym kubku, co z imieniem dają - poprosił Ross, ciesząc się jak dziecko. 
Zabawne, że zazwyczaj, gdy ktoś się cieszy, to porównujemy to do radości dziecka; "ucieszył się, jak dziecko z zabawki", "bawił się jak dziecko", "cieszył się jak dziecko" itd. To pewnie dlatego że najmłodsi nie są narażeni na zło tego świata - nie rozumieją jeszcze wszystkiego, nie doświadczyli różnych rzeczy, są... w pewnym sensie czyści. Dziecięca radość jest czymś pięknym.
- Calum będzie chciał pewnie kawę, wezmę mu jeszcze coś słodkiego, to się ucieszy. A miejsce ma, w końcu teraz w toalecie jest. - Wzruszyła ramionami, po czym skierowałam się do kasy.
Nie wiem, czy to było bardziej bezpośrednie, czy obrzydliwe. Postanowiłam więc o tym zapomnieć. 
Usiadłam razem z Rossem przy stoliku, zajmując też miejsce dwójce naszych przyjaciół. 
Muszę przyznać, że ten wypad naprawdę był udany. Pewnie, biegaliśmy na różne spotkania co pięć minut, spaliśmy o nieludzkich godzinach, a od fleszy aparatów prawie oślepłam, ale było warto. Lubię to wszytko robić. Kocham grać, być aktorką i każdy szczegół z tym związany od udzielania wywiadów, po pracę na planie, aż do spotkań z fanami. To jest naprawdę ekscytujące i wspaniałe!
- Byłaś już kiedyś w Nowym Jorku? - spytał Ross, zaczynając tym samym rozmowę.
- Nie pamiętam tego dokładnie, ale chyba tak. Raz, czy dwa - odparłam po chwili namysłu. - A co z tobą? Często graliście tu koncerty jako R5?
- Z pięć koncertów, może. Częściej przyjeżdżaliśmy tu na różne spotkania, wywiady, jakieś imprezy z różnych okazji, czy gale... Te ostatnie lubię najmniej. 
- Ja tak samo. Gale są sztywne. Wiesz, eleganckie stroje, poważna muzyka, cierpka atmosfera...
- Cierpka? - zdziwił się i zaśmiał, co mi o czymś przypomniało. Miałam go spytać o jeszcze jedną rzecz. Powód jego radości. Okay, potem był pewny siebie i rozbawiony, bo miał nade mną władzę - słyszał moją rozmowę z Raini. Ale odkąd dowiedział się o tym wyjeździe, był jakiś taki... radosny.
- W sensie poważna. Nie chciałam dwa razy użyć tego samego słowa - wyjaśniłam. 
Niby się pogodziliśmy i znowu powinno być między nami wszystko okay, ale i tak nie byłam pewna, czy mogę go pytać o powód jego uśmiechu. Czy to nie będzie zbyt nachalne?
Biłam się ze swoimi myślami, ale ostatecznie wygrała ciekawość. Niestety, jestem dosyć wścibska. 
- Chciałam cię o coś spytać. 
- Wal - zachęcił mnie. 
- Odkąd dowiedziałeś się o tym wyjeździe... W sensie, przyjeździe do Nowego Jorku, stałeś się jakiś taki szczęśliwszy... O co chodziło? - spytałam. - Jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić. Tak tylko spytałam, z ciekawości - dodałam szybko.
- Sam nie wiem - odparł bez zastanowienia. - Po prostu czułem, że tu wydarzy się coś... specyficznego. To było takie przeczucie, rozumiesz?
- Rozumiem - potwierdziłam.
A najzabawniejsze jest to, że miałam takie same przeczucie. Ale tego nie powiedziałam już na głos. Chyba nie ośmieliłabym się.
Porozmawiałam jeszcze chwilę z Rossem na mniej lub bardziej ważne tematy, aż dołączył do nas Calum. Na jego ustach malowała się radość, a na twarzy ulga. Już dawno nie widziałam tyle szczęścia w czyiś oczach!
- I jak? - zażartował Ross, chociaż ja nie chciałam znać odpowiedzi.
- Bosko - westchnął Worthy, po czym zajął miejsce pomiędzy mną, a blondynem. Po chwili dołączyła do nas także Raini, tłumacząc, że była kolejka. 
Po 15 minutach otrzymaliśmy zamówienia. Kawa i słodycze były pyszne, ale nie to sprawiło, iż to wyjście stało się niesamowite. Mam gdzieś, jak to tandetnie zabrzmi - to przyjaciele sprawili, że poczułam się szczęśliwą. Nie ważne gdzie się jest i nie ważne kiedy - ważne z kim. Spojrzałam na Raini, która z iskierkami w oczach popijała kawę i zachwycała się miastem. W kółko trajkotała o tym, jak jej się podoba i że z chęcią jeszcze tu wróci. Calum chwalił pyszne ciastka i czyste toalety, co było dziwnym połączeniem, ale zrozumiałam, że muszę to po prostu zaakceptować. I spojrzałam na Rossa, który słuchał opowieści naszych przyjaciół. Zdałam sobie sprawę, jak się cieszę, że między nami jest już lepiej, niż było. Jedna rozmowa nie odbuduje przyjaźni, ale zdecydowanie może pomóc w dotarciu do niej. Chłopak chyba poczuł mój wzrok na sobie, bo zwrócił na mnie całą swoją uwagę. Uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam.
Ross i ja mieliśmy rację. Ten wyjazd naprawdę okazał się czymś wspaniałym.

***

Bum! :D
Witam Was wszystkich w ten poniedziałkowy poranek. Na początku chciałam napisać "sobotni", bo mi się pomyliło, ale zorientowałam się, że wczoraj w kościele byłam, to niedziela musiała być. (Inteligencja na wyższym poziomie)
I za to najbardziej kocham wakacje. Czas leci, a ty nawet nie wiesz, jaki miesiąc mamy.
Jak obiecałam, rozdział pojawił się dosyć szybko. ^^ Miał być już wczoraj, ale miałam małe komplikacje związane z internetem. Zdarza się.
Rozdział sprawdzony, w miarę mi się podoba, nie jest aż tak irytująco jak ostatnio, nawet ja mam jakiś taki lepszy humor. To świadomość tego, że z każdym dniem jestem coraz bliżej koncertu R5 *-* Nawet nie wiecie, jak się cieszę!
Ten rozdział, by the way, był pisany przy utworach z SLN. Ten album daje mi naprawdę niezłego kopa do pisania, cieszę się :D
Krótki fragment pisałam też w trakcie meczu siatkówki, jak nasi z Serbią grali. Ktoś oglądał? Szkoda, że nie mamy brązu, ale nie można być zawsze najlepszymi. Zbieramy energię na wrzesień. Chyba będę miała nagły atak jakiejś choroby, żeby nie iść do szkoły i móc oglądać razem z Niewi. :3
 Pfff, to chyba tyle. A, chciałam jeszcze spytać, gdzie się, do jasnej ciasnej, wszyscy podziali? I czemu nikt nie komentuje? No, prawie nikt, ale ostatnio cuś mi poziom komentarzy pod postami spadł. Coś ze mną nie tak chyba. o.O
Okay, rozdział 62 w połowie napisany (wszyscy bijemy brawo dla mua), dodam za kilka dni, jak go skończę. To znaczy, jutro się na spływ kajakowy z tatą i przyjaciółmi wybieram, nie wiem czy pod wodą nie skończę, więc jak rozdział w przeciągu tygodnia się nie pojawi, to znaczy że kajśtam się utopiłam i macham do Was z góry.
Do następnego!
PS. Wszystkie tytuły rozdziałów aż do końca opowiadania będę brała z piosenek R5, jakby co. Taki pomysł.

~JuLien :3
 

R5 - "Rock That Rock" 

 

9 komentarzy:

  1. Zajebisty < 3
    Jej! Raura się pogodziła :) Jesteś wielka:B
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam,aż Raura będzie parą.Znowu

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Cię chyba uduszę !! Przyjaciele ?! Ja pewna że w tej windzie ktoś kogoś pocałuje, a Ty mi tu PRZYJACIEL ?! O.o Oj, ale fajnie, fajnie. Miło i przyjemnie.
    Skąd ja znam te problemy z toaletą ? xD
    BTW Wszystko cacy, Nie umiem się doczekać next wiec, czekam
    Nie utop się. ktoś mi musi powiedzieć jak to się kończy. No błagam
    Tak więc udanego jutra, dobrej zabawy i Szczęśliwego Nowego Roku.
    A to nie to ... Przepraszam. Cóż dużo weny przy tej końcówce :c Wierze w Ciebie
    :D :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt masz rację obecność ludzi na bloggerze diametralnie spada :( No cóż wakacje! Taka natura tego czasu ;)
    Heh rozdział jak zwykle boski. Cieszę się, że chociaż w minimalnym stopniu przywracasz nam Raurę :) Ta, może na koniec opka będą razem, co? Nie mogę się doczekać, ale oczywiście nie końca bloga, tylko tego, że będą razem (ta... wiem zdanie bez najmniejszego sensu, ale to tylko ja -,- xD)
    No nic ostatnio nie umiem pisać komów, ale ponownie zaczęłam pisać rozdziały, więc jak będziesz mieć czas to może... wpadniesz? (mam taką cichą nadzieję :))
    Też oglądałam mecz, no trudno trochę nam brakło. :( Gdyby cały czas grali tak dobrze jak w tych setach, co taką dużą przewagę punktową mięli to może i by był brąz... ach.. pomarzyć piękna sprawa ;) *,*
    Weny życzę i cieszę się, że "wróciłaś" na tego bloga. Miałam wrażenie, że częściej cię widuję jako stażystkę na blogu informacyjnym, niż właścicielkę tutaj. Ale fajnie, fajnie ;) cieszę się, że się rozwijasz ;) (tak między nami trzymaj tak dalej, bo jako stażystka super sie spisujesz. Tak trzymaj ;*)
    Pozderki czekam na nexta (tutaj ;D)
    ~ Tami ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny *.*
    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie prowadzisz akcję ;)
    Nie mogę doczekać się, co będzie w następnym rozdziale. Cały czas czekam na jakiś pocałunek między Raurą, ale to, co jest pomiędzy nimi teraz, jest równie interesujące :)
    Dawaj szybki next i życzę weny!
    Rozdział wyszedł bardzo dobrze!!!
    Pozdrawiam
    Ania
    P.S. Zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :*
    Cieszę się, że relacje Raury się polepszyły.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział!!!
    Ross i Laura są przyjaciółmi?! Ja tu czekam na to, żeby byli razem, a ty mi tu z przyjaciółmi wyjeżdżasz?! No dobra przynajmniej się pogodzili i z tego bardzo się cieszę. Kiedy ich połączysz? Już się bardzo niecierpliwię.

    OdpowiedzUsuń
  9. Grrrr... Napisałam komentarz, ale się skasował... Jestem wściekła! Dlatego nie mam zamiaru się rozpisywać. Więc będzie krótko. Rozdział superaśny. Ross i Laura nie są razem i mi się to bardzo podoba. Ja więcej się nie rozpisuje. Bo przyjaciółka do mnie przyszła i się niecierpliwi.

    OdpowiedzUsuń